Perłowa krew
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Perłowa krew
Autorka: _lizKategoria: dreamer, chociaż poruszam też candy i stargazersKilka słów od autorki: Już w trakcie „Arytmii” obiecałam, ze wkrótce napiszę kolejne opowiadanko dreamerkowe. No i powstało. O czym będzie dokładnie? Nie wiem, bo na razie napisałam tylko jedną część, a dalsze będą powstawać w czasie. Na pewno akcja roztaczać będzie się wokół Maxa i Liz. Pomysł zaczerpnęłam z pewnego filmu i głównie z samej historii. Ale kto wie czy w dalszych częściach nie przyplączą się inne inspiracje (nie licząc tych z własnego doświadczenia). Pierwsza część jest jak dla mnie dość... hmm... prosta, nieskomplikowana, być może nawet nudna, jak codzienność. Ale gwarantować mogę, że z czasem pojawią się „problemy”, a przede wszystkim prawdziwe uczucia. Uznajmy, że pierwsza część stanowi pewnego rodzaju wprowadzenie... No dość już mojej paplaniny... Aaa! Jeszcze chciałabym z tego miejsca podziękować Hotaru, która natchnęła mnie... lataniem (poczytajcie Broken Souls)PERŁOWA KREWIW życiu każdego pokolenia ludzi pojawia się takie zdarzenie, które kierunkuje dalsze nasze życie. Wydaje nam się, że jakaś sprawa nas nie dotyczy, a potem pochłania cała ludzkość. Żeglugą Kolumba nikt się zbytnio nie ciekawił, a gdyby nie on, to nie odkryto by nowego lądu, nie zasiedlono go, nie mieszkałabym gdzie mieszkam. Kopernika nazywali bluźniercą, a gdyby nie on nasze niebo wyglądałoby tak zwyczajnie, a my nadal twierdzilibyśmy, że Ziemia jest płaska. Wiele było takich przełomów. Co kilka lat jakiś następuje. Dla mojego pokolenia też był pewien ważny zwrot w historii. Chociaż w tym roku nikt nie przypuszczał, że Stany Zjednoczone tez się w to wplączą. Rok 1939. Druga Wojna Światowa. Wtedy byliśmy jeszcze neutralnym krajem. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że to przyniesie wielkie zmiany w moim życiu. A przyniosło. ~*~Rok 1940. Nowy York. Wrzesień. Wojskowy szpital szykował się na przyjęcie nowej grupy sanitariuszek. Gdzieś tam daleko, za oceanem trwała wojna, umierali ludzie, wszystko było przeprowadzane w pośpiechu, nawet szkolenia pielęgniarek. Tutaj nikt się nie spieszył, do wszystkiego podchodzono z uśmiechem. Czarny samochód zatrzymał się na ruchliwej ulicy, przed wejściem do wysokiego budynku o barwie granitu. Po kilku sekundach z samochodu wysiadła kobieta, a właściwie jeszcze dziewczyna. Niewysoka, drobna brunetka w kremowej bluzce, granatowej spódnicy i w kapeluszu o tym samym kolorze. Jej wzrok zmierzył cały budynek. Młoda kobieta rozejrzała się dokoła. Ludzie mijali ja jakby nigdy nic, zajęci swoimi codziennymi sprawami. Ścisnęła torebkę w dłoni i skierowała się w stronę budynku. Po przebyciu piętnastu schodków znalazła się na progu potężnych drzwi, nad którymi widniał napis Primum non nocere. Dziewczyna nabrała głęboko powietrza i weszła do środka. Olbrzymi hall aż ja przytłaczał. Mijali ją jacyś lekarze, pielęgniarki. Rozejrzała się niepewnie. Po chwili za jej plecami otworzyły się drzwi, którymi weszła inna dziewczyna. Były mniej więcej w tym samym wieku. Wysoka blondynka w czerwonej sukience i białym kapeluszu zbliżyła się do niej i zapytała:- Na szkolenie?Drobna brunetka przytaknęła głową. Teraz obie stały na środku korytarza i szukały jakiegoś punktu zaczepienia. Odnalazły go w postaci starszej, przysadzistej pielęgniarki, która zatrzymała się tuż przed nimi. Jej postawa przypominała typowo wojskową. W pomarszczonych dłoniach ściskała jakieś akta. Zmierzyła obie dziewczyny surowym wzrokiem, chociaż musiała w tym celu wysoko zadrzeć głowę. Potem ostrym tonem podała komendę:- Za mną.Blondynka i brunetka zerknęły na siebie i ledwo powstrzymały śmiech. Ale podążyły za kobieta w białym kitlu. Poprowadzono je po schodach na górę, wzdłuż jeszcze innego korytarza, aż zatrzymały się przed wejściem do niewielkiej sali, z której dobiegał odgłos zaciętych rozmów.- Przebierzcie się, a za piętnaście minut spotykamy się w auli. – powiedziała pielęgniarka i odeszłaDziewczyny posłusznie weszły do środka, gdzie natrafiły na całą grupę innych kobiet w ich wieku lub trochę starszych, które już przebrane rozmawiały i czekały na upragnioną chwilę w auli. W stronę przybyłych skierowała się szczupła blondynka i wyciągając dłoń, zaczęła się przedstawiać.- Maria De Luca jestem. – powiedziała z uśmiechem i podała dłoń dziewczynie w czerwieni, która początkowo nieco zdezorientowana wreszcie podała jej swoją dłoń- Isabel Harding. – przedstawiła się- Maria De Luca – rozgadana blondynka błyskawicznie skierowała się do drobnej brunetki, która czuła się całkowicie obco w nowym miejscu- Liz Parker. – podała blondyneczce dłoń* * *Szkolenie sanitariuszek trwało regulaminowo sześć tygodni. Dwa pierwsze były dla wszystkich udręką, kolejne stanowiły już tylko zwykłe wypełnianie czasu i zajmowanie się kilkoma żołnierzami, którzy w czasie ćwiczeń złamali sobie to i owo. Nie było zwykłych pacjentów. Szpital wojskowy. Liz z każdym dniem czuła się tu coraz bardziej jak w domu. Miała wspólną sypialnię z Isabel i Marią. Nie powiedziałaby, ze spokojnie spędzały wolny czas, bo Maria bez przerwy cos opowiadała. Ale jej to jak najbardziej odpowiadało. Lubiła słuchać różnych historii, komentarzy Isabel, sama mało mówiła. Zresztą nie miała o czym. Jeszcze dwa tygodnie i skończą szkolenie. Wtedy przeniosą je do jakiejś jednostki wojskowej. Sama nie wiedziała czy to powinno jej poprawić humor tak, jak poprawiało Marii, która już nie mogła się doczekać „spotkania z chłopcami” czy powinna być nastawiona sceptycznie jak Isabel. Zgłosiła się na sanitariuszkę, bo zawsze chciała pomagać. Padło na służbę wojskową przez wojnę, na której ginęło tylu ludzi. Wiedziała, ze jej tymczasowo nic nie grozi. Stany Zjednoczone były neutralne. Ale ona chciała pomóc nie tylko Amerykanom. Miała nadzieję, ze w jakiś sposób uda jej się zdobyć przeniesienie do Anglii albo Francji. Rozmyślanie nad tym co dalej zajmowało jej większość czasu. Nawet podając pacjentom leki przeciwbólowe, myślami była na froncie. Wszystko przez jej brata. Kiedy tylko to wszystko się zaczęło Sean od razu zgłosił się na ochotnika i przenieśli go do Europy. Od trzech miesięcy nie miała od niego żadnych wiadomości. Strach, że stało się coś, czego najbardziej się obawiała, paraliżował ją w nocy i nie pozwalał zasnąć. Wtedy rodziło się w niej też przeczucie, że gdyby była tam z nim, mogłaby go uratować. Jego i innych. Mogłaby im jakoś pomóc. Jako sanitariuszka miała tę możliwość. Te myśli nie opuszczały jej ani na chwilkę. Nawet kiedy wchodziła do sali. Stało tam dziesięć łóżek, a zajęte były tylko dwa. Zatrzymała się przy pierwszym żołnierzu i podała właściwe leki. Robiła to wszystko mechanicznie. Podchodziła właśnie do kolejnego łóżka, kiedy ocknęła się z letargu. Przy łóżku żołnierza ze złamaną noga siedział inny wojskowy. Gdy tylko zobaczył zbliżającą się pielęgniarkę, wstał i wyprostował się. Dziewczyna zatrzymała się. Nie wiedziała dlaczego. Po prostu ją zmroziło. Wysoki, przystojny żołnierz patrzył prosto na nią. Pierwszy raz w życiu widziała takie oczy. Tak ciemne i głębokie, że można było się w nich zatracić. Równie ciemne włosy opadały zadziornie na czoło. Serce Liz zatrzymało się, a potem niespodziewanie ruszyło w zatrważającym tempie. Jeszcze chwila i wyskoczyłoby z piersi. Mężczyzna też wydawał się być zafascynowany postacią drobnej pielęgniarki z tacą w dłoniach. Dziewczyna wreszcie odzyskała zdolność do oddychania i podeszła bliżej. Starała się nie spoglądać na młodego żołnierza, który wciąż stał niczym na baczność. Zaczęła napełniać strzykawkę przeźroczystym płynem, który za chwilę miał zostać wstrzyknięty w ciało nieco zestresowanego pacjenta.- Siostro czy to na pewno potrzebne? – jęknął młody chłopak na łóżku – To tylko złamana noga.- A to tylko środek przeciwbólowy. – odpowiedziała spokojnie- Siostro – mówił dalej chłopak, podsuwając się wyżej na łóżku – Ale mnie nie boli. To jest niepotrzebne.- Eh, wy mężczyźni – mruknęła i pokręciła głową – Żołnierz, a boi się strzykawki.- Nie boi. – odpowiedział stanowczo – Tylko nie lubi, jak coś bez potrzeby przebija mu skórę i żyły.- Kyle nie zachowuj się jak małe dziecko. – odezwał się rozbawiony żołnierzLiz wyprostowała się i obróciła. Spojrzała z zaciekawieniem na bruneta, na którego twarzy malował się uśmiech. Dziewczyna zmrużyła nieco oczy i uniosła dłoń ze strzykawką. Machnęła nią w stronę żołnierza, który panicznie odskoczył. Brunetka pokręciła głową i zaśmiała się.- Nieustraszeni żołnierze. – mruknęła cynicznie – Dobrze, ze piechotę uczą uników, bo inaczej nie przeżyłbyś w szpitalu. – rzuciła do stojącego o kilka kroków od niej chłopaka- Jesteśmy pilotami. – powiedział w pełni dumnyDziewczyna nawet nie zareagowała, tylko pochyliła się ze strzykawką nad leżącym i usiłowała wbić igłę. Było to bardzo trudne, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak rzucał się jak ryba wyjęta z wody. Zwinne dłonie pielęgniarki jednak zdołały chwycić jego rękę, co pozwoliło na zanurzenie zimnej igły w żyle młodego żołnierza, który zacisnął powieki, żeby nie patrzeć na tortury jakie mu zadają. Minęła prawie minuta, a zniecierpliwiony pacjent zapytał, nie otwierając oczu i zaciskając coraz mocniej pięści:- Długo jeszcze siostro?- Zastrzyk zrobiłam ci już jakieś pół minuty temu. – powiedziała – Dzieciak.Zaśmiała się. Ale nie był to szydzący śmiech, raczej rozbawienie. Chłopak otworzył oczy i zerknął na nią, a potem na swojego przyjaciela. Ten nadal stał kilka kroków od łóżka, a jego wzrok tkwił w drobnej brunetce.- Ten dzieciak to porucznik Kyle Valenti, jeden z najlepszych pilotów w eskadrze. – powiedział i czekał na reakcję dziewczyny- A pan? – zapytała odwracając się- To najlepszy pilot. – powiedział Kyle masując miejsce po ukłuciuDziewczyna nic nie odpowiedziała tylko ruszyła w kierunku wyjścia. Brunet posłał przyjacielowi wymowne spojrzenie i podbiegł za pielęgniarką, zatrzymując ją tuż przed wyjściem. Poprawił mundur i przedstawił się.- Porucznik Max Evans, pilot amerykańskich sił powietrznych.- Liz Parker – powiedziała z uśmiechem – Krwiożercza pielęgniarka ze strzykawką.* * *Jednostka wojskowa w Nowym Yorku nie różniła się niczym szczególnym od innych. Tylko pozornie. Dla Liz Parker różniła się wszystkim, bo tylko w tej jednostce stacjonował Max Evans. Mimo wszystko była to obszerna jednostka i można było się pogubić. Z tego powodu zapytała jednego z żołnierzy, gdzie znajdują się hangary i jak się tam dostać. Wskazał jej najkrótszą drogę, a potem długo odprowadzał wzrokiem. Pewnie rzadko mogli pozwolić sobie na spotkania z dziewczynami. Liz skierowała się tam, gdzie jej wskazano. Już po kilkunastu metrach zauważyła pas startowy i trzy hangary. Przełknęła ślinę i przyspieszyła nieco krok. Piloci zajmowali się naprawieniem bądź „doszlifowywaniem” swoich maszyn, co nie przeszkadzało im w prowadzeniu rozmów i zaśmiewaniu się co chwilę z czegoś. Jeden z pilotów zauważył idącą w ich kierunku dziewczynę i od razu poderwał się z miejsca.- Panowie. Cudeńko Nowego Yorku na dwunastej.Wszyscy machinalnie obrócili się w podanym kierunku. Wysoki brunet siedzący na skrzydle samolotu o mało z niego nie spadł. Wytarł wybrudzone dłonie w szmatkę i rzucił nią za siebie. Dziewczyna była już na tyle blisko, ze sensowne było wyjście jej naprzeciw. Zrobił więc trzy kroki do przodu i z uśmiechem powitał ją, nie potrafiąc jednak ukryć zdumienia:- Co tu robi pielęgniarka? W dodatku bez strzykawki.Dziewczyna zaśmiała się i zatrzymała tuz przy nim. Zerknęła niepewnie na pozostałych pilotów, którzy z ogromnym zainteresowaniem się im przypatrywali. Założyła pasemko włosów za ucho, a potem powiedziała:- Przynoszę pozdrowienia od Kyla.- To miło. – powiedział i spojrzał na nią, usiłując doszukać się prawdziwego powodu jej przybyciaBrunetka zmieszała się nieco i opuściła głowę. Wzrok chłopaka ją peszył. Dosłownie czuła jak jego spojrzenie prześwietla ją na wylot i wywołuje rumieńce na policzkach. Chłopak uśmiechnął się i pokręcił lekko głową.- To ja już pójdę. – powiedziała cicho, posłała mu lekki uśmiech i drgnęła- Poczekaj. – złapał ją za rękęDziewczyna uniosła głowę i wbiła spojrzenie prosto w niego. Miał niezwykle ciepłe ręce, aż zadrżała, ale nie chciała, żeby puścił jej dłoń. Jego oczy wpatrywały się w nią tak, jak jeszcze nikt inny na nią nie spoglądał. Po chwili chłopak przetarł drugą dłonią czoło, a potem dość niezręcznie zapytał:- Miałabyś może ochotę zjeść dzisiaj kolację? – Liz rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale chłopak szybko dodał – Ze mną.- Chętnie. – uśmiechnęła się~*~Tak się to wszystko zaczęło. Nie byliśmy dobrzy w tym „umawianiu”, ale to jeszcze bardziej ułatwiało sprawę. Tak. Rok 1940. Jesień. Nowy York. Max Evans. Pilot i pielęgniarka. Czy to miało jakąś szansę na przetrwanie? Miało. c.d.n.
_liz, _liz, _liz!!! Kiedy śpisz? Bo wydaje mi się, że wcale.Jestem po obejrzeniu dwóch filmów o wojnie Pearl H. i Helikopter w ogniu. Filmy całkowicie różne mimo, że na podobny temat. Twoje opowadanie szybko skojarzyło mi się z pierwszym filmem, jest w podobnym klimacie. Jestem bardzo zainteresowana co tam wymyślisz dalej, jak potoczą się losy bohaterów. I Isabel Harding - dwa w jednym?
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Nowe opowiadanko, nowe opowiadanko, nowe opowiadanko Zacieram ręce i zabieram się do czytania...*******Ooo...Jakie to inne od Twoich poprzednich fików (a przynajmniej tych, które udało mi się przeczytac)...Przenosimy się w czasy II wojny światowej. Liz sanitariuszka ("kwiożercza pielęgniarka ze strzykawką" ) i Max - najlepszy pilot amerykańskich sił powietrznych...Miłość od pierwszego wejrzenia... Rzeczywiście, klimatem przypomina nieco Broken Souls (których nie doczytałam do końca, bo się kompletnie pogubiłam ). A co do klimatu lat czterdziestych Ameryki - czuje się go w każdym słowie, chociażby w tym zdaniu:
Podoba mi się, ale czuję też, że to opowiadanie będzie trochę trudniejsze w odbiorze od pozostałych, właśnie przez przeniesienie się w przeszłość.Aaa, no i zastanawiałam się troszkę nad tytułem...Ale na razie powstrzymam się od interpretacji, poczekam aż akcja się rozwinie.- Panowie. Cudeńko Nowego Yorku na dwunastej.
Teoretycznie podobny. Dla mnie Pearl Harbor było bajką stworzoną w miasteczku aniołów. Nie neguję tutaj tragedii żołnierzy, którzy zginęli w bazie, podczas nalotów,l wskutek odniesionych obrażeń... A jednak to Helikopter utkwił mi w głowie. A w szczególności jego wymowa, to, co mówi o wojnie i jej bezsensowności.Perłowa krew... hm, chyba jestem teraz w zbyt ponurym nastroju, by to przetrawić do końca, tzn. pierwszą część. A może po prostu przebija we mnie niechęć do pewnych scen, takich jak do połowy odcinek Lato '47... Do połowy. Bo od połowy mówił jakby innym językiem... przemawiającym do mnie. Wiem, nie działo się najlepiej... ale czułam, że to rzeczywistośc. Druga Wojna Światowa w wydaniu amerykańskim... hm, nie trawię... bowiem są to cukierkowate opowieści o dzielnych żołnierzach i czekających na nich kobietach albo kompletne czarnowidzwto jaki to świat stał się chory i okrutny. Wybacz więc, Liz... tym razem nawet twoje autorstwo mnie nie skusi .Jestem po obejrzeniu dwóch filmów o wojnie Pearl H. i Helikopter w ogniu. Filmy całkowicie różne mimo, że na podobny temat.
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Mnie tak jak Renyi skojarzyło się to z Preal Harbor - stąd ta "prełowa" krew. ale oczywiście możemy się mylić. Helikopter w ogniu też oglądałam. Oba filmy mi się podobały, chociaż rzeczywiście różnią się od siebie ogromnie.Jestem po obejrzeniu dwóch filmów o wojnie Pearl H. i Helikopter w ogniu. Filmy całkowicie różne mimo, że na podobny temat. Twoje opowadanie szybko skojarzyło mi się z pierwszym filmem, jest w podobnym klimacie
Lizzy zgadzam się z tobą. Może być cieżko. Ale poradzimy sobie, jak z każdym opowiadaniem _liz. Tym ff jeszcze raz potwierdza się nasze stwierdzenie, ze _liz posiada niesamowitą zdolność do manipluowania czasem, zdolnośc do zmiany stylu i klimatu. Geniusz i tylePodoba mi się, ale czuję też, że to opowiadanie będzie trochę trudniejsze w odbiorze od pozostałych, właśnie przez przeniesienie się w przeszłość.
Mnie się wydaje, że to bedzie miało związek z Pearl HarborAaa, no i zastanawiałam się troszkę nad tytułem...Ale na razie powstrzymam się od interpretacji, poczekam aż akcja się rozwinie.
Hmm... Hotaru masz rację, że te amerykańskie opowieści są przesłodzone i nie potrafią oddać tego prawdziwego klimatu. Dzielni żołnierze, dzielne kobiety, miłość przez ocean i kule świszczące nad całującymi się kochankami... I masz pełne prawo do takiego odbioru i do nieczytania dalszych części tego opo. A ja mimo wszystko będe tu zaglądać, bo jestem niepoprawną romantyczką, lubię takie historie i lubie twórczość _liz. Każdy ma swój gust i podejmuje własne decyzje. Tak samo _liz musiała podjąc decyzję, czy napisac to opowiadanko czy nie. A znając jej gust było jej cięzko się zdecydować. Hotaru i _liz mają pod tym względem podobne charakterki (mówię o lubieniu takich historyjek), a jednak autorka zdecydowała się na to. Może mimo wszystko w tych amerykańskich historyjkach wojennych jest jakaś nutka prawdy nas samych?Druga Wojna Światowa w wydaniu amerykańskim... hm, nie trawię... bowiem są to cukierkowate opowieści o dzielnych żołnierzach i czekających na nich kobietach albo kompletne czarnowidzwto jaki to świat stał się chory i okrutny. Wybacz więc, Liz... tym razem nawet twoje autorstwo mnie nie skusi
No dobra... widzę, że jednak nie obejdzie się od moich dłuższych zeznań i tłumaczeń. Po pierwsze: rzeczywiście zainspirowało mnie "Pearl Harbor", ale kto powiedział, że wszystko będzie poprowadzone tak samo? Z pewnością pojawi się kilka podobnych wątków, ale nie przesadzajmy. Np. zrezygnowałam z tego (jak dla mnie kiczowatego i zbędnego) momentu "wymiany partnerów". W filmie Evelyn jest potem z najlepszym przyjacielem swojego ukochanego - po co mam z tego ff robić taką telenowelę? No i zakończenie na pewno będzie własne, chociaz jeszcze nie wiem co mi do głowy wpadnie. Po drugie:Renya - sypiam i to bardzo dobrze A Isabel Harding, bo nie może być dwojga Evansów Lizzy - staram się jak moge, żeby wprowadzić odpowiedni klimat, ale wciąz do końca nie jestem przekonana o tym, że mi się udało. Czy będzie trudno z czytaniem? Chyba nie... chociaż kto wie. Obawiam sie najbardziej, żeby "Perłowa krew" nie przeistoczyła się w nudne i długie opowiadanie o losach rodzielonych kochanków, wojnie, która zabija (bla bla bla). Zobaczymy...Hotaru - mnie tez bardziej odpowiada "Helikopter w ogniu" ale niestety nie mam nic przeciwko "Pearl Harbor". Osobiście wywaliłabym kilka zbędnych fragmentów, zmieniła nieco klimat i położyła nacisk na coś innego, ale nie ja tu jestem rezyserem. Nikt cię nie zmusza do czytania tego ff, naprawdę. Cieszy mnie, że sięgasz do innych moich dzieł, chociażby "Kropelek", bo kazdy twój komentarz jest cenną wskazówką. Co do typowo amerykańskiego obrazu wojny, zgadzam sie z tobą, ale może uda mi sieto przełamać. A może i nie uda...Issy - miło, ze wróciłaś i na wejście już taki długi post Z geniuszem prosze mi tu nie przesadzać. Po prostu staram się nie zaszufladkować. Tobie się co chwila wydaje, że bedzie związek z "Pearl Harbor" i się nie mylisz Oj tak, decyzja była ciężka i to baaardzo. Bałam się tego klimatu i typowo amerykańskiego stylu (patrz post Hotaru), ale zdecydowałam się. Jeżeli nie wyjdzie - mówi się trudno, każdy ponosi jakieś porażki, które pmotywują do dalszego działania i najczęściej owocują bardzo pozytywnie. To ostatnie zdanie bardzo mi się spodobało, bo jest świętą prawdą. Nie wierzymy w takie rzeczy (w bohaterów, miłość w trakcie wojny, cukier na tragedii) a moze rzeczywiście miały miejsce. Kto wie, czy gdyby teraz nie wybuchła wojna, nie zetknęlibyśmy się z tym osobiście. A może wszystko jest przesadzone i wymyślone. Sama nie wiem...Podsumowując - nie wiem czy sie uda to opowiadanko czy nie. Jeśli tak, to bardzo się ucieszę. Jeśli nie, mówi sie trudno, napiszę inne opowiadanie. Czy wam sie spodoba? Chciałabym, ale jeszcze się nikt taki nie narodził, co by każdemu dogodził.
No cóż nowe opowiadanko i cóż, ZNOWU MNIE ZASKOCZYŁAŚ !!!!!Spodziewałam się czegos w stylu słodkości w Roswell- a tutaj proszę o wojnie mamy.Zdecydowanie prosimy o ciąg dlaszy.Ja Perl Harbor nie wiem czy dobrze napisałam, nie oglądałam , mam refleks szachisty Nic dodać nic ująć.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
W przypadku Pearl H. też usunęłabym parę scen. oglądając ten film troszkę się wzruszyłam, ale nie historią miłości czy przyjaźni, a scenami samego ataku. Natomiast Helikopter "postawił mnie na nogi" delikatnie mówiąc. Naprawdę ciężko mi zrozumieć dlaczego ci ludzie tak się tłuką, bo inaczej tego nazwać nie można. To samo co w Somalii dzieje sie i w Sierra Leone (kraj diamentami i szmaragdami płynący). Te państwa mają niesamowity potencjał w dobrach naturalnych a są tak wyniszczone i biedne. Koniec.Teraz opowiadanie - nie sądzę, żeby groziło Ci przesłodzenie tej historii (w rozumieniu - amerykański kicz). Nie z Twoim talentem do snucia opowieści o miłości i przyjaźni. No i te Twoje intrygi, może tu ich nie będzie, ale napewno będą jakieś zawirowania w życiu bohaterów.
Nie zapomniałam po prostu obecnie skupiona jestem na "Kroplach pustyni". Kolejną część "Perłowej krwi" miałam zamiar dodać w czwartek razem z "Iskrami". Skoro jednak tak bardzo chcesz przeczytać kolejną część, to prosze bardzo...PERŁOWA KREWIINie wszystko zaczyna się gwałtownie i nie spada niczym grom z jasnego nieba. Nawet pożar zaczyna się od drobnej iskry. Tak było z naszym uczuciem. Moim i Maxa. Początek to zwykłe zauroczenie. Kilka rumieńców, niepewność, uśmiech, dotyk. Ale tak się to wszystko właśnie odbywa. Potem przychodzą dalsze przemiany w prawdziwy związek. U nas zaczęło się od szpitala, poprzez kolację. Nie... Poprzez wiele kolacji, spacerów i rozmów. Aż do momentu, w którym już nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Kto mógł przypuszczać, że jednak panująca wówczas „siła wyższa” może to wszystko zburzyć...~*~Marzec, rok 1941. Szkolenie sanitariuszek już dawno się zakończyło, mimo to dziewczyny dostały przydział w tym samym szpitalu. Pozwoliło to Liz na utrzymanie kontaktu z Maxem, który mimo ciągłych ćwiczeń i lotów, znajdował czas na spotkania i pisanie. Marzec był dla żołnierzy nowojorskich jednostek ulubionym miesiącem. Dostawali wtedy przepustki na wyjścia na ponad dwadzieścia cztery godziny. Owocowało to licznymi spotkaniami z pielęgniarkami. A na wszystkim zyskiwały wszelkiego rodzaju lokale, w których zatrzymywali się żołnierze razem ze swoimi towarzyszkami. Teraz zadania Liz stało się o wiele poważniejsze. Dostała rozkaz od Marii. Jako jedyna znała osobiście jednego z żołnierzy, więc jako jedyna mogła jednocześnie zaprosić na wieczór całą eskadrę pilotów. Dziewczyna nie miała zamiaru odmawiać. Wiedziała, ze dla Marii, a także wielu innych dziewczyn to jedyna rozrywka od wielu miesięcy. Podejrzewała też, ze nie będzie musiała długo ich namawiać, bo sami z chęcią się zjawią. Dla niej liczyło się jedynie spotkanie z Maxem. Dawno go nie widziała, co przysporzyło jej kilka bezsennych nocy, spędzonych na rozmyślaniu o nim. Zawsze siadała wtedy przy oknie, wpatrywała się w niebo i dotykała dłonią prawego policzka. Wyobrażała sobie wtedy, że to jego ciepła dłoń muska jej skórę i pozostawia na niej niezatarte ślady. Przymykała oczy, a w pamięci powracał jego obraz. I budziło się w niej pragnienie, aby mógł być teraz przy niej i spoglądać w jej oczy, jak zawsze to robił. Niezależnie od sytuacji czy nastroju, zawsze patrzył na nią tak samo. Z tym samym głębokim uczuciem, fascynacją, podziwem. Czuła się wtedy najszczęśliwsza na świecie, jakby tylko jego miłość dawała prawo do takiego uczucia. W chłodne noce kuliła się i otulała szalem, śniąc o jego ramionach splecionych wokół niej. Dlatego każda chwila spędzona z nim była dla niej najważniejsza i wyjątkowa. Każda sekunda była inna, barwiona inaczej, pleciona innymi nićmi czasu, dlatego zawsze pozostawały w jej pamięci, nawet najdrobniejsze szczegóły, najmniejszy dotyk, najciszej wypowiedziane słowo, najkrótsze spojrzenie. Z tego powodu nie mogła doczekać się następnego dnia, w którym mieli spotkać się na dłużej niż kwadrans. Na cały dzień i całą noc.* * *Hotelowa restauracja przeżywała prawdziwe oblężenie. Cała eskadra pilotów jednej z nowojorskich jednostek i cały zastęp dwudziestoletnich kobiet, z których większość stanowiły pielęgniarki. Grupa podekscytowanych dziewczyna stała przy jednym z filarów i rozglądała się nerwowo. Blondynka w czarnej sukience w kwiaty, idealnie podkreślającej jej kształty wciąż pytała stojąca obok dobrną brunetkę:- Kiedy przyjdą? Może to oni? Nie oni?Liz nie reagowała na pytania Marii, tylko wypatrywała w tłumie już bawiących się żołnierzy, tego, na którego czekała. I w pewnym momencie od strony drzwi wyłoniła się grupka kilku pilotów, którzy wyglądali na równie podekscytowanych co koleżanki Liz po fachu. Ale był tam również jeden, który spokojnie, ale z lekkim strachem przemierzał wzrokiem twarze wszystkich dziewcząt na sali. Jego spojrzenie zatrzymało się na jednej z nich. Uśmiech pojawił się na twarzy. Oto była ona. Ciemne włosy, ciemne oczy, ciemna skóra. Niczym nocna gwiazda. Ale dla niego jaśniała również za dnia. Była jego aniołem, który rozwija swoje skrzydła i promienieje skrytą tajemnicza mocą tylko w pobliżu niego. I to napawało go dumą, której nic nie było w stanie zniszczyć. Zrobił szybko kilka kroków w jej stronę, pragnąc ponownie poczuć zapach jej ciała, ciepło jej miękkiej skóry, smak różowych ust. Dziewczyna drgnęła widząc go. Instynktownie podeszła bliżej niego. Stali zaledwie kilka centymetrów od siebie. Bez słów, bez gestów, patrzyli na siebie, nie mogąc oderwać wzroku i upajając się ułamkami sekund, które przepływały przez ich palce. Trąceni przez jedną z tych magicznych cząstek rzucili się sobie na szyję, tuląc tak mocno, jakby nie widzieli się od kilku lat. Ale dla nich każdy tydzień bez siebie ciągnął się niczym długi rok. Pusty i ponury. Sielankę przerwano:- Ekhm... – czyjeś ostentacyjne chrząknięcie zmusiło Maxa od postawienia Liz na ziemię i oderwania od niej swoich ust – Wybaczcie, że przeszkadzam, ale może najpierw nas przedstawicie – powiedziała Isabel – A potem wrócicie sobie do... milszych spraw.- Właśnie – poparła ją Maria i z zaciekawieniem zerknęła na pozostałych żołnierzy, stojących za Maxem – Macie ochotę na zabawę?Max spojrzał na Liz, która ledwo powstrzymywała śmiech. On sam nie krył rozbawienia. Obrócił twarz w stronę kolegów. Przedstawił ich kolejno:- Porucznik Kyle Valenti. – wskazywał dłonią – Porucznik Alex Whitman. I porucznik Michael Guerin.- Maria De Luca – blondynka nie mogła się powstrzymać i nawet nie czekała, aż Liz pospieszy z przedstawieniem ichPodała kolejno każdemu z nich dłoń. Ale zatrzymała ją na dłużej w uścisku ostatniego z pilotów. Miała wrażenie, że drobne iskry przeskakują z jego dłoni na jej i z powrotem, jakby oboje byli namagnesowani i nie mogli się od siebie oderwać, uwalniając jednocześnie ogromne pokłady energii. Młody mężczyzna zmierzył ją uważnym wzrokiem, który spowodował drżenie jej całego ciała. Nie zauważyli nawet, że Liz przedstawiała dalsze koleżanki. Dla Michaela istniała w tym momencie tylko zielonooka blondynka o niesamowicie czerwonych ustach. Tymczasem Liz dotarła do wysokiej dziewczyny o jasnych włosach, na widok której co drugi żołnierz dostawał ślinotoku.- Isabel Harding. – przedstawiła jąSmukła dłoń pochwycona została przez Kyla. Jednak nie na długo, bo dziewczyna wysunęła dłoń z uścisku i podała stojącemu obok, niepozornemu chłopakowi, który patrzył na nią inaczej niż inni. Ujął jej rękę i pocałował wierch dłoni, powodując lekki uśmiech na twarzy dziewczyny.- Alex Whitman. – przedstawił się* * *Taniec bywa męczący, ale nie wtedy, gdy tańczy się z ukochaną osobą. Mijała kolejna godzina, a Max i Liz wciąż znajdowali się na parkiecie. Objęci, wtuleni w siebie, jakby świat obok nich nie istniał. Wzrok dziewczyny przesunął się na chwile na jej przyjaciółki, siedzące przy odległym stoliku. Isabel otoczona wieńcem adoratorów, co w żadnym stopniu nie zdziwiło nikogo. Ale Liz miała wrażenie, że blondynka więcej uwagi poświęca siedzącemu tuż obok niej Alexowi, który wciąż zdawał się być niesamowicie speszony. Potem jej spojrzenie padło na drugi stolik, przy którym siedziała Maria. Nie sama. Razem z Michaelem. Dwójkę najwyraźniej coś do siebie ciągnęło, bo chłopak patrzył na nią niezwykle intensywnie, a Maria... no właśnie Maria nic nie mówiła, co mogło świadczyć tylko o stanie jej umysłu, który znajdował się właśnie pod ogromną presją jej własnych uczuć. Liz powróciła myślami do Maxa. Mogłaby tak trwać z nim przez wieki i nie dość, że nie znudziłoby jej się, to pragnęłaby więcej. Teraz kiedy jego ramiona oplatały jej ciało, jego ciepło sączyło się do jej wnętrza, jego oczy co chwila powracały na jej postać, a jego oddech odbijał się miękko od jej skóry, nigdzie indziej nie czułaby się bezpieczniej. I nigdzie indziej nie chciałaby być. Prawdopodobnie, gdyby ktoś zrzucił teraz bombę kilka metrów od nich, nie zauważyłaby tego. Ani on. Wreszcie mógł być przy niej i znów cieszyć się całą nią. Zawsze, gdy nie spotykali się dłuższy czas, spędzał każda chwilę na powracaniu myślami do niej i momentów, które ze sobą dzielili. Pojedyncze loty stały się kolejnym sposobem do rozmyślania o Liz. Za każdym razem, gdy wzbijał się w powietrze i szybował wśród chmur, chwytał tę drobną nutkę wspomnienia, kiedy ona przy nim była, a jej dłonie dotykały jego skóry. A widok słońca przypominał mu złociste kropelki zatopione w jej oczach. Od dziecka kochał samoloty, kochał latanie. Ale teraz pokochał je jeszcze bardziej. Jego dłoń przesunęła się po jej plecach, policzek wtulił w kaskadę jej włosów, skóra napięła się gdy tylko jej ciepły oddech musnął jego szyję. Odsunął nieco głowę, żeby móc spojrzeć na nią i po chwili pochylić się, odciskając swoje usta na jej wargach, niczym piętno.* * *Max i Michael siedzieli w białym korytarzu i w milczeniu czekali na swoją kolej. Do czego? Do rozmowy ze swoim dowódcą. Drzwi do gabinetu otworzyły się, a sekretarka zawołała ich do środka. Obaj spojrzeli na siebie, bez słów życząc sobie powodzenia. Wizyty u dowódcy nie były bynajmniej chlebem powszednim i nigdy nie wiadomo było, co mogą oznaczać. Naganę czy wyróżnienie. Weszli do środka i stanęli przed kolejnymi drzwiami, prowadzącymi bezpośrednio do pomieszczenia, w którym przebywał ich dowódca. Obaj spojrzeli odruchowo na czarną tabliczkę na drzwiach. Major Jesse Rodriguez. Michael nabierał głęboko powietrza, gdy Max zdobył się na odwagę i otworzył drzwi. Weszli do środka.- Porucznik max Evans i porucznik Michael Guerin meldują się na rozkaz, sir.- Spocznij. – zabrzmiał chłodny głosMężczyzna siedzący na krześle wstał i podszedł bliżej. Jego wzrok mógł w tym momencie zmieść z powierzchni ziemi. Obszedł ich dokoła, poczym znów stanął przed nimi. Pokiwał głową i sięgnął po akta leżące na jego biurku.- Wiecie co to jest? – zapytał, wymachując teczką przed ich twarzami- Nie, sir. – odpowiedzieli obaj- To wasze akta. – odpowiedział major i rzucił je z powrotem na blatZnów zapanowała cisza. Dowódca oparł się o biurko, skrzyżował ramiona i ponownie zmierzył ich uważnym wzrokiem.- Jesteście najlepszymi pilotami w eskadrze.- Dziękujemy, sir. – powiedział Michael- Nie dziękuj, jeszcze nie wiesz co ci powiem. – przerwał mu ostro – Kilka miesięcy temu złożyliście podania o przeniesienie. Do Anglii. Zgadza się?- Tak, sir. – odpowiedzieli obaj bez zająknięcia- Wiecie, że obecnie rozgrywa się tam piekło, jakiego sobie nigdy nie wyobrażaliście? My jesteśmy krajem neutralnym. Nie ma potrzeby, żebyście się narażali.- Z całym szacunkiem, sir – przerwał mu Max – Chcemy walczyć.Major wyprostował się i podszedł dużo bliżej do niego. Ich nosy prawie się stykały. Po kilku sekundach napięcia dowódca cofnął się i westchnął. Pokiwał głową, sięgając ponownie po akta. Przeszedł za biurko i powiedział:- Anglicy bardzo chętnie z was skorzystają. Wyjeżdżacie za trzy dni.- Dziękujemy, sir. – powiedzieli obaj, przełykając ślinę- Nie dziękujcie. – powiedział dowódca, siadając w swoim fotelu – To pewna śmierć. To ja wam podziękuję, jeśli wrócicie. Odmaszerować.- Tak jest, sir. – odpowiedzieli i wyszli* * *Liz siedziała sztywno na łóżku. Nie miała innego wyjścia, bo Maria w przypływie nudy dobrała się do jej włosów z postanowieniem zaplecenia ich w dobierany warkocz albo najlepiej w dwa. Przy tym wszystkim nie mogła się opamiętać i wciąż opowiadała Liz o Michaelu i o tym, jak niesamowicie do siebie pasują. Brunetka udawała, że słucha. Ale myślami wciąż krążyła wokół tamtego wieczoru. Przymknęła oczy, żeby móc ponownie zatonąć w tamtej muzyce i w jego ramionach. Szybko jednak ja wywołano ze stanu podświadomości. Do sali weszła Isabel i z ogromnym zapałem zaczęła mówić:- Dziewczyny. Przenoszą nas.- Jak to przenoszą? – do Marii nie dotarły jasno słowa Isabel- Przenoszą naszą grupę sanitariuszek.- Gdzie? – Liz półprzytomnie zadała pytanie- Jeszcze nie wiem. Powiedzą nam za kilka dni. – odpowiedziała blondynka i usiadła na łóżku obok – Żegnaj Nowy Yorku.~*~Te słowa uświadomiły mi, że stajemy na rozstaju dróg. Moja ścieżka prowadzi gdzie indziej. Max też pewnie podąży inną drogą. Takie były czasy. Tylko, że ja nie miałam ochoty żegnać Nowego Yorku. To oznaczało pożegnanie z nim, z Maxem. Bałam się słów „żegnaj”. Bardziej niż całej tej przeklętej wojny, bałam się tego, że już nigdy go nie zobaczę. Wszystkie się tego obawiałyśmy. Tylko, że ja nie byłam ani Marią ani Isabel. Ja byłam sobą i nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić życia bez niego. c.d.n.Liz, tak dawno nic tu nie dodałaś. Chyba nie zapomniałaś?
- brendanferhfan
- Zainteresowany
- Posts: 480
- Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm
No proszę, nie ma mnie dwa tygodnie ( ) , wchodzę na stronkę a tu takie cudeńko! Coś dreamerkowego! Fajowo!Czyli doczekałam się! Hurraaa...Przeniesienie akcji w czasy II wojny , niezły pomysł. Wydaje się, że wszystko już napisano i nie można nic wymyśleć, ale wiem na pewno ,że coś dla nas masz fascynującego!Trochę piszę bez sensu, ale czas mnie goni! Aha! I oczywiście zgadzam się z Renyą - dajmy odpocząć kosmitom! (chociaż nigdy nie wiadomo co wpadnie _liz do głowy )Standartowo: czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Racja - żadnych kosmitów! To byłoby niedorzeczne zresztą. Gdyby Max i michael byli kosmitami to by się nie pchali do wojska, prawda? A Isabel? Też nie. Błagam _liz nie wplątuj kosmitów. To opowiadanko jest odpowiednie. Uczucia, wojna, nie potrzeba urozmaiceń. Ale mam przeczucie, że szykuje się jakiś zwrocik w akcji - przeniesienie. Czekam na dalsze części
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Kosmici i II Wojna Światowa. To chyba za wcześnie. Statek przecież rozbił się w '47 roku. Poza tym opowiadanie szykuje się na nie kosmiczne.Szczerze mówiąc nie przepadam za tym okresem historycznym. Prawdziwa katorga. Ale opowiadanie zapowiada się ciekawe (chociaż i tak wolałabym żeby było polarkowe).Już na samym początku widać podobieństwo do Pearl Harbour. Ale ma nadzieję, że akcja potoczy się inaczej. W co nie wątpię, gdyż _Liz jest skarbnicą pomysłów,Tak więc czekam z niecierpliwością na kolejne części.
_liz pamiętasz o nas ? tzn. o kolejnej części ?W natłoku obowiązków, wśród burz i prażącego słońca ( ) - stań i wsłuchaj się w Swą Wenę i .... wrzuć kolejną część!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 18 guests