T: SPIN [by Incognito]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Często siebie samych zaczynamy poznawać na samym końcu.Czapterek TFUdziesty szósty.Połączenie.Jak wytłumaczę połączenie takie jak to.Jest ciężej niż myślicie.To odsłonięcie się do entego stopnia.Połączenie jest jak neurochirurgia. Nacięcie na czaszce i wwiercanie się do twojego mózgu, wszyscy widzą co jest wewnątrz. Każdy szczegół. Dendryty do neuroprzekaźników, poprzez synapsy, do somy, wzdłuż axonu do odbiorników końcowych i dalej i w kółko i jeszcze.Wewnątrz, Max śmieje się z mojej biologicznej przekładni. Wiem to z przebłysku.I wiem też, że nazywa to przebłyskiem z powodu błysku.Te maleńkie mięsiste komóreczki mózgowe pokazują mi wszystko co on kiedykolwiek wiedział, dzięki przebłyskowi.Tu nie chodzi tylko o to co ma pod łóżkiem czy w szafie. Nie chodzi o sterty brudnej bielizny na łóżku.To sięga głębiej.T jak małe okruszki tkwiące pomiędzy włóknami dywanu, te o których nawet nie wiesz, ze tam są, te których nawet odkurzacz nie może dosięgnąć. To sposób w jaki twoje łóżko blaknie w promieniach słońca, każda komórka łóżka traci kolor a ty nawet tego nie zauważasz, ponieważ to dzieje się tak powoli.Max myśli, że to bardzo dobra analogia.Otwórz się na innych tak jak tylko możesz. Posuń się tak daleko jak to tylko możliwe. Psychicznie, emocjonalnie, mentalnie, rozbierz się do rosołu. Wystaw się na widok tak, byś nie mógł pomyśleć, że można jeszcze bardziej się odsłonić.A potem odsłoń się jeszcze bardziej.Tak to mniej więcej leci.A to tylko początek, ledwo się zaczęło.Ciężko to wytłumaczyć słowami, bo to nie kwestia werbalizacji.Masz jakieś tam słowa, jakieś obrazki, czujesz coś. Ale to przeważnie energia. Czysta energia mówiąca ci wiele, podająca informacje w sposób, w jaki nie miałaś pojęcia, że istnieje. Jakby szósty zmysł.Ta energia mówi ci o wspomnieniach. Najstarsze są pokryte kurzem, przyblakłe.Ale są i intensywne.Rozdzierają całe twoje ciało. Czujesz je wewnątrz całej siebie.Czuję jego poczucie winy w moich kościach.Zaczynając od początku widzę eksplozję gwiazd. Kosmiczne gruzowisko rozprzestrzeniające się w najmniejsze zakątki wszechświata. Mgławice i galaktyki i planety kręcące się i unoszące i wirujące wokół siebie. Ale to zamglony obraz, niekompletny, jak idea, źle nakręcony czarno – biały film o kosmosie.Widzę proces adopcyjny. Mały chłopiec i dziewczynka ukrywający się w rogach, czekający aż papierkowa robota dobiegnie końca. Trzymający się za ręce, ponieważ mają tylko siebie. Czuję strach Maxa. Czuję jego strach ale widzę, że dla siostry jest silny.Ten mały chłopiec myśli, że to typowe etapy życia małych dzieci, że każde je przechodzi. Ten mały chłopiec tłumaczy sobie, że należy ignorować strach, bo on jest normalny.Jest taki mały i mówi swojej siostrze, że dzieci rodzą się na pustyni, bo to jedyne wytłumaczenie jakie ma w zanadrzu.Czuję, że po raz pierwszy czuje się dobrze. Stoi pośrodku wypaczonego obrazu pola pomarańczowych kwiatów. Kwiaty poruszają się, kołyszą, w górę i w dół i ciągle robiąc rzeczy, których kwiaty zwykle nie robią, coś na kształt surrealistycznego obrazu. Jego rodzice są tam i jego siostra w nowej kurtce z różowymi lamówkami. Widzi zamazane krawędzie, niedopowiedziane jakby uczucie, które masz gdy starasz sobie przypomnieć swoje najwcześniejsze wspomnienia.Chce mnie zabrać na makowe pola ponieważ pamięta, ze na makowych polach jest przyjemnie.Widzę go, jak zdaje sobie sprawę, że małe dzieci nie rodzą się na pustyni. Agencje adopcyjne sprawdzają go, dźgają pytaniami o wspomnienia. Chcą wiedzieć jak dostał się na pustynię, ktoś zrobił źle, porzucił swoje dzieci. A oni muszą postępować według procedur, więc on musi przypomnieć sobie więcej.I widzę go jak zdaje sobie sprawę z tego, że ktoś go porzucił.I widzę, że zaczyna rozumieć, że nie każde małe dziecko potrafi uleczać.Ale on kocha swoich nowych rodziców i wszystko będzie dobrze, oni powiedzą mu, że wszystko będzie dobrze.Któregoś razu wyleczył tego ptaka i jego mama zaczęła na niego patrzeć inaczej. Nie z mniejszą miłością ,ale inaczej.Ponieważ taki właśnie jest, jest inny.Widzę jego pierwszy dzień w szkole. Kiedy odnajduje Michaela czuje dopełnienie. Jest przerażony bo zrozumiał, że jest nawet bardziej inny niż myślał.Jest obcym.I nie ma nic bardziej innego niż obcy.Jest tym małym chłopcem, który słyszy opowiadania ludzi, że nielegalni obcy powinni zostać wydaleni.Ta trójka dzieci jest nieszczęśliwa a ich rodzice nie wiedzą co robić, ponieważ ich dzieci już prawie wcale się nie odzywają.Te dzieci nie odzywają się do nikogo, ponieważ nie mogą zostać zauważone. Gdyby je zauważono ludzie zdaliby sobie sprawę jak inne one są. Zostałyby wydalone.Nie chcą być znowu porzucone.Dorastają trochę i z każdym dniem czują się coraz bardziej nieszczęśliwe. To rodzaj egocentryzmu który idzie w parze z okresem dojrzewania.Nie chcą być jedynymi, którzy cierpią.Ich rozpacz jest tak wielka, że chcą zepchnąć chociaż jej część na innych, tych innych wokół nich, których zaczynają nienawidzić.Nie chcą nienawidzić tych ludzi, ale ich nienawidzą. Nie chcą być zauważeni, ponieważ do niebezpieczne, wmawiają sobie, że jedyne czego potrzebują to siebie nawzajem i przekonują siebie samych o tym.Ale w głębi, pragną tylko być normalni.Więc wymyślają plan.Nigdy nie będą mogli być ludźmi, wiec obmyślają ten plan.Plan polega na tym żeby z każdego innego uczynić obcego. Sprawić, by każdy człowiek znienawidził to uczucie tak, jak oni je znienawidzili.Siódma klasa. Byli tacy mali.Staram się powiedzieć Maxowi, że rozumiem, ale wtedy obrazy urywają się, fragmenty rozmowy urywają się.I jest tylko ten natłok energii.Natłok przeznaczenia, wiesz, że zbliża się coś złego.Wina, jak spłoszone zwierzęta biegnąc z daleka, moje wnętrze całe się trzęsie. Moje kości drżą.I wtedy wszystko się zatrzymuje i jest tylko Max leczący mnie leżącą na łóżku.Jestem wrakiem, i tak nim byłam, ale teraz jestem nim bardziej, o ile to możliwe. Nie możesz się kontrolować kiedy masz takie połączenie a jego dłoń spoczywa na moim mokrym policzku.Patrzy na mnie tym zatroskanym, pełnym winy spojrzeniem. Nie wiem, co on widział.Oboje ciężko oddychamy.Czuję przymus.Ja, moim słabym głosem mówię „Więcej.”Prawie go znam, prawie całkowicie.Jego dłoń ześlizguje się z mojego policzka na moje ramię.I znów się zaczyna.On też pragnie więcej.Ja i Max, jedyna nadzieja dla nas to poznanie siebie w ten właśnie sposób. Nie możemy być idealnymi ludźmi, potrzebni nam ludzie popełniający błędy, dla siebie nawzajem musimy być normalni.Nie może pozostać nic ani do udawania, ani do okłamywania.Widzę cienie i ponure zakamarki jego umysłu, brutalną i ociekającą łzami winę. Natychmiast żałuje, ale nie może tego za nic cofnąć. Słyszę słaby szept. Jedyne co może zrobić, to nienawidzić siebie.Widzę jak wymierza sobie karę, na jaką myśli, że zasługuje.Nastoletnia królowa Tess. Idzie korytarzami szkoły i nie ma nic oprócz jego winy, którą się obarcza. Bez nadziei a poza tą stoicką postawą jest tylko nienawiść. Nastoletnia królowa Tess. Nie mają nic wspólnego, kompletnie nic do tego stopnia, że nawet nazwanie ich przeciwieństwami byłoby bardziej wspólne dla nich niż to możliwe.Nastoletnia królowa Tess, nie mają nic wspólnego, nic z wyjątkiem tego, że oboje nienawidzą Maxa Evansa.Dla niego to wystarczy, potrzebuje trochę tortur. Ona jest doskonała, on nie, więc on stwarza coś na kształt niezdrowego zainteresowania.Ale coś się dzieje, Nastoletnia królowa Tess nie jest tak doskonała na jaką wygląda, nagle już go nie nienawidzi, chce być jego przyjaciółką.Od nikąd dokądś. Od zera do partnerów laboratoryjnych w 3,5 sekundy. Nigdy nie zauważał mnie ponieważ nie chciałam być zauważona. Ale tego dnia musiał.Śni ten sen.Wejrzy we mnie i okazuje się, że wstrząsnęłam jego małym, doskonałym światem winy. To czym jestem to nie doskonałość, ale to czym jestem jest doskonałe dla niego. Daję mu to uczucie, którego nie powinien odczuwać i pragnie bym odeszła, pragnie bym została z nim.No i zostajemy najlepszymi przyjaciółmi. Kontynuujemy żywot w naszych indywidualnych marzeniach.Wstrząsam jego światem, ponieważ w końcu spotkał kogoś tak samo pokręconego jak on. Kogoś, kto może zrozumieć. Kogoś, kto może sprawić, by poczuł się dobrze, ale on nie zasługuje na to by poczuć się dobrze. Kogoś, kogo ON może zrozumieć.Tej samej nocy odkrywa, że go lubię i nienawidzę. Odkrywa, że znam jego sekret i wina w nim rośnie z całym impetem wypełniając go całkowicie.Widzę go przekonanego, że zniszczył moje życie, myślącego, że gdybym wiedziała, że to on zapoczątkował plotkę nienawidziłabym go nawet bardziej.Ma ten mroczny sekret, o którym nigdy nie może mi powiedzieć. Którego nikt nigdy nie zrozumie. Już nie chce bym go lubiła, ponieważ skończyłabym się jego cierpienie. Więc rani mnie, bo myśli, ze drobna rana jest mniejszą raną na dłuższą metę. Mówi o oczach Tess i rani mnie.Zadręcza się poczuciem winy.Słyszę kawałki rozmów. Mówi Tess o mnie, stają się przyjaciółmi. Daje mu te romantyczne wskazówki, mówi, że jest wiele wart. Mówi mu, że bylibyśmy dobraną parą bo oboje jesteśmy pomyleni. Nigdy wcześniej nie miał przyjaciela takiego jak Tess i ona właśnie zaczyna przekonywać go.Są takimi wspaniałymi przyjaciółmi, a potem ona zrzuca na niego tę bombę. Z początku wykorzystywała go, ale potem stali się przyjaciółmi. Cieszy się, że stali się przyjaciółmi, ale nadal czuje się źle, o a przy okazji, czy by nie pomógł jej kogoś zabić?I widzę ten basen i jak on wsuwa się do wody. I wtedy jest ta właśnie sytuacja: on pół nagi, ja pół naga i wtedy on traci kontrolę.Potem czuję, że jest w kropce. Czysty zgryz. Ocaliłam go a teraz opuszczam miasto. Spędziłam weekend na popierdółkach a on spędził weekend z Tess rozmawiając o tym co powinien zrobić.Imprezka, kręcenie butelką. Tess sugerowała to bo jest maniaczką romantycznych niespodzianek a on myśli, że nie wie co to romantyzm, nawet gdyby przejechał go samochodem.Co jest kompletnie debilne, moim skromnym zdaniem.Nie może dopuścić bym wyjechała z miasta. Przynajmniej nie zanim powie mi o swoich uczuciach. I nadal jest zmieszany. Nie wie, czy jest warty tego czy nie, ale musi spróbować ponieważ jeśli nie spróbuje to zabiłoby go bardziej dobitnie niż poczucie winy.Widzę go patrzącego w moje oczy i widzę samą siebie. Tylko ja, nie ta rozdmuchana i rozreklamowana wersja mnie. Tylko ja w całej mojej neurotycznej glorii.Ja siedząca na kanapie mówiąca, ze nie gram i starająca się być tą megasuką i on widzący przez mnie na wskroś.Ja, siedząca tam, neurotyczna, z całą tą moją niedoskonałością doskonała dla niego. I on kochający każdy niedoskonale doskonały fragment mnie.Dla niego jestem piękna taka jaka jestem. Nie widzi rzeczy, których tam nie ma. Tylko ja i ja jestem piękna.On uwielbia jak nabijam się z jego uszu. Myśli, że mój wredny charakter jest sexy.Uwielbia jak błąkam się pomiędzy basenami w samej bieliźnie.Patrzy w moje oczy i koniec.Chce widzieć mnie wystawioną na widok publiczny. Chce znać każdą moją myśl, każdą emocję jaką odczuwam. Chce wiedzieć jak pachnę, jaka jest moja skóra. Poznał część odpowiedzi w basenie, ale pragnie więcej, ponieważ tam to naprawdę nie byłam ja.Max Evans pragnie MNIE.Myśli, że jestem jedną wielką tajemnicą. Nie taką, którą by się chciało pozostawić nierozwiązaną, tylko taką, którą chce się poznać. Tajemnicą, którą musi się rozwiązać, inaczej się umrze.Wszystko wewnątrz mnie się trzęsie.Chcę by mnie rozwiązał.Chcemy być jedynymi ludźmi, którzy w pełni się znają, którzy naprawdę, intensywnie i głęboko znają jeden drugiego.Jesteśmy sobą obsesyjnie opętani.A teraz wszystko się zamazuje. To intensywna plama. Te fragmenty rozmów i wizji i uczuć zbliżają się do siebie, krążą wokół i obracają się.A potem zapada cisza. Cudowna cisza i ulga.Jedyny dźwięk to nasze oddechy.Oddychamy, siedzimy tu i oddychamy w ciszy. Jego dłoń na moim ramieniu, czuję. Każda cząstka mojej skóry której dotyka pulsuje.Moje oczy powoli otwierają się, powoli tkwimy w osłupieniu.Wszystko nadal jest intensywne, intensywność sprawia, że każda część mojego ciała jęczy za czymś, za nim.Nawet nie wiem jak mogę być tego warta. Dziewczyny takie jak ja nie czują tego często.Max siedzi tu w bezruchu, poruszają się tylko jego oczy. Zerka na mnie z tą mieszaniną ulgi i obawy. Jego ręce nie poruszyły się.Zamykam oczy, mój oddech jest przejmujący. Jestem tą trzęsącą się kupką bałaganu i ledwo oddycham.Jego ręka porusza się, powoli ześlizgując się w dół mojego ramienia. Oboje po prostu siedzimy tu i obserwujemy jak jego dłoń przesuwa się w dół ramienia, staramy się oddychać.Jego palce otaczają mój nadgarstek, przebywają przez chwilę zanim położy je na swoim udzie.Jesteśmy tacy zmęczeni teraz. Obudził się, ale mogę dostrzec, że nie jest tu obecny całkowicie.Mówię „Hm... chcę.... do łóżka...”Przez sekundę patrzy na mnie. Potem chwyta moją rękę i przyciąga do siebie.Cieszę się, że to zrobił.Teraz trzymamy się w ramionach. I w końcu to jest rzeczywiste.Jego oczy mają czerwoną obwódkę. Mówi „tak.”Idziemy do łóżka i kładzie się po swojej stronie twarzą do mnie. Dotykając moich włosów i ramion. Jego palce namierzają linię moich ramion w miejscu, gdzie znajdowała się rana a ja zamykam oczy.Dotyka mojego policzka i szepcze: „Prawie zginęłaś, powinienem tam wtedy być.”„Już po wszystkim.”„Zasługuję na to?” pyta.„Zasługujesz na wszystko.”„Tak jak ty.”Pochyla się i kładzie głowę tuż przy mojej, chwyta moją dłoń.„Zrobiłem parę złych rzeczy” mówi.„Oboje narozrabialiśmy ... naprawimy je.”„Jak?”„My... coś wymyślimy.”„Zostań w Roswell Liz.”„Zostanę.”Zamyka oczy i tylko dodaje „Poczekaj aż skończę szkołę a zabiorę cię dokąd zechcesz.”Uśmiecham się w ciemności. Zagryzam wargi i czuję jego oddech na mojej skórze.„Dobranoc Max.” Mówię.Ściska moją dłoń i przyciska policzek do mojego.„Branoc Liz.”
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
Otworzyć się przed kimś aż do bólu po to żeby uleczyć własny ból...jak wiele wymaga odwagi i determinacji ale także zaufania. Działa jak terapia, lekarstwo. Ta potrzeba opowiedzenia o sobie wszystkiego, bycia kompletnie czystym i nieskalanym, uczciwość i potrzeba oczyszczenia się, często występuje w f-f Dreamer w związku Maxa i Liz. Dlatego tak bardzo mnie ujmują, dlatego tak zachłannie je czytam bo to jest kwintesencja czegoś doskonałego, co tak rzadko przytrafia się w życiu.Dziękuję LEO, im głębiej wchodzimy w opowiadanie tym staje się trudniejsze w odbiorze...ale przez to jeszcze ciekawsze, bo zmusza do myślenia, do zastanawiania się także nad sobą.
Hmm... Brak mi słów!Karty odkryte.Dwójka doszczętnie zagubionych nastolatków! I jakże dorosłych w swych przeżyciach.I ta cisza i spokój przy końcu! Nie trzeba nic mówić, aby czuć się szczęśliwym. Rozmowa bez słów. "Branoc Liz" Piękne!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Czasami zastanawiam się nad jednym: często w takich bólach rodzi się związek mężczyzny i kobiety. Jeśli oboje bardzo chcą, jeśli widać, jak bardzo im na sobie wzajemnie zależy, oboje się starają i ten upór by się wzajemnie zrozumieć i by się dopasować jest piękny. Stanowi wspaniały fundament czegoś, co może trwać. Jednak to, co jest najgorsze to ..."happily ever after'... o ile w ogóle istnieje.Często niestety zdarza mi się patrzeć na osoby, które walczyły by być razem i nagle , po iluś tam latach małżeństwa okazuje się, że nie potrafią już ze sobą rozmawiać, że coś ich rozdzieliło, że muszą się rozejść. Przed oczami staje widmo samospełniającej się przepowiedni: wiedziałam, że szczęście kiedyś sie skończy, tylko gdzie popełniliśmy błąd?
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
Czapter 26*Wydaje mi się, że to był członek bandy Brady’ego, może Greg, który powiedział „gdziekolwiek idziesz, tam jesteś”.No cóż, poszliśmy, i oto tu jestem.To byłam ja, która powiedziała „Jest wiele miejsc takich jak dom”.No cóż, jest, a ja właśnie jedno znalazłam.Miasto pośrodku pustyni. Nazywają je przedmieściem jakiegoś miasta, gdzie się rzeczy dzieją, ale to wielkie miasto, nie możesz dostać się tam dopóki nie wyjedziesz ze środka niczego do samego środka czegoś.Potrzeba godziny by dostać się ze środka niczego do środka czegoś.Coś jak Roswell.Najpierw wjeżdżamy do miasta, żeby coś zjeść zanim dotrzemy do miejsca, gdzie wszystko się układa.W porównaniu do tego miejsca, Roswell to raj na ziemi.Sieci handlowe, rządek za rządkiem. Centra handlowe, markety, butiki, klienci na każdym rogu. Przedmiejski raj zmierzający do folkloru. Prosty wykres papierowych ulic, nawet idiota by się tu nie zgubił. Właśnie znaleźliśmy miasto bez przeszłości, przyszłości, tylko teraźniejszość.Miasto tylko z teraźniejszością, przybyliśmy tu, więc tu jesteśmy.Miasto, w którym żyjemy, i oto jesteśmy.Miasto otoczone umierającą, brązowa pustynią. Jak Roswell, z wyjątkiem powiewu. Tego, który owiewa samochody na drodze. Płaska pustynia. W jednym momencie myślę, że miejsce takie jak to, pustynia taka jak ta, nie ma sekretów do ukrycia, nie ma miejsca na kłamstwa, które mogłyby skądś wypełznąć. Wszystko tu jest takie nagie, nawet ludzie są odkryci.Myliłam się.Jest zaułek. Ukryte miejsce o którym nikt nie wie, gdzie ukryty jest sekret.A nie wszystkie sekrety są złe.Niektóre dobre sekrety pozostają ukryte, ponieważ nieuważnie szukamy, ponieważ zdanie sobie sprawy z faktu, ze jest coś dobrego w tym miejscu zmusiłoby cię do dostrzeżenia czegoś dobrego w każdym winnym kłamcy.Chcecie, żeby ułatwić wam sprawę?Miasto ma swoje sekrety. Ma wiele nieciekawych tajemnic, ale ma też tę dobrą, to ukryte makowe pole.Ja i Max mamy swoje tajemnice. Wiele złych, ale również te dobrą, jest w nas coś, co trzyma nas przy życiu, każe oddychać, coś pięknego. Jest takie coś w nas, którego wina nigdy nie dostrzeże.Jasne?Jedziemy.Wskazówki do tego ukrytego miejsca błyskają po bokach szosy. Za wzgórzami jest ten punkt, który można z łatwością pominąć, jeśli na czas nie obróci się głowy. Przejechałbyś myśląc, że wiesz wszystko o tym miejscu.Może jest jeszcze coś w nas. Może muczymy się szukać pewnych rzeczy takich ja ta, ponieważ takich rzeczy jak ta szukamy w samych sobie nawzajem.Więc odwracamy nasze głowy, pomarańczowe morze wzgórz, żywa i oddychająca piękność. Prawie jak wybuch, głęboki oddech.I dodaję: psik!!„Witaj ty dorosły męski kosmito”„Witaj piękna milady, ładny ... masz ... mostek.”„Max, rozpraszasz mnie.”„Cicho, oni wystawiają sztukę dla ciebie.”A ja: psik!!Max mówi „Obrzydliwe... wy dziewczyny macie swoje haczyki na mnie”Ja na to „Za to mnie kochasz.”„No tak, cóż, mogę kontynuować?”„No, wiesz, odbierz im całą tę niewinność, skorumpuj całkowicie.”„cisza,”A ja: psik!Tło, oto punkt, w którym powiem wam, co widzę.No cóż, na prawo i lewo widzę pomarańcz. Gdy spojrzę w dół widzę moje stopy. Spojrzę w górę i widzę Maxa. Spojrzę przed siebie i widzę niebo, małego kosmitę i szkielecik tańczący naprzeciwko niego.Leżę z głową na jego kolanach. Wystawia dla mnie małą sztukę. Jego palce przyciśnięte do główek małych zabawek, sprawiają, że poruszają się podczas wygłaszania kwestii.Max kontynuuje „Gdzie to ja skończyłem... a...tak.”Moduluje głos naśladując dziewczęcy „No cóż, witaj duży, męski kosmito.”Jego głos znowu staje się niski i mały kosmita porusza główką w prawo i lewo „Witaj milady, ładny masz... mostek.”Mówię „Przechodzą mnie ciary” i dalej się uśmiecham.Mały ufolud odwraca się do mnie i mówi „Czy mogłaby pani?”Szkielecik odzywa się do kosmity „OHH, nie można ci się oprzeć ... z tą twoją ... zieloną skórką.”„Ta.. no cóż...” odzywa się kosmita „Więc może... może... wyskoczymy gdzieś razem?”Szkielecik na to „OH, już myślałam, że nigdy nie zaproponujesz, ty... hybrydo jedna ty..”Potrząsam głową „To nie tak ma być.”Max przyciska małe główki do siebie i wydaje dziwne, stłumione dźwięki „Mmmmm...och........achhhhhhhhh...”Ja na to „O masz ci los...”Przerywają, bo mały kosmita rozpada się na części i ponownie zbiera do kupy. Kosmita, kiedy się już pozbierał mówi do szkieleciku: „WOW, to był pocałunek, a tak przy okazji, to widać ci mostek.”Ja na to „kto by pomyślał, że z Maxa Evansa taki żartowniś... doprawdy.”I moje : psik!Kosmita mówi do mnie „Przestań ty dziewczyńska dziewczyno”Chwytam kosmitę i składam na jego twarzy soczysty pocałunek.Max na to „Nie fair.”Hmm...Bierze was już?Dobra, słodka z nas para.Powiedziałam słodka?Mamuśku.I moje: psik!Max pochyla się i całuje mój podbródek, ponieważ tylko tyle może dosięgnąć.I mam to uczucie.Max mówi „O czym myślisz?”„Szczerze?”„Szczerze.”„Mam to uczucie.”„Jakie?”Siadam a Max zdejmuje z moich pleców jakieś listki. Obracam się, by patrzeć mu w twarz „Takie uczucie.”„Jakie.”„Pojęcia nie mam.”„Jak je czujesz?”„Czuję jak uczucie.”„Jakie?”„To tylko uczucie.”„Hmm.. zakłopotanie?”„Nie... co to za uczucie... wiesz.”„Hm... chyba nie jestem pewien.”„Takie uczucie, coś na kształt obsesji odwzajemnionej.”Uśmiecha się „Uwielbiam tę twoją brutalną szczerość kiedy już ją stosujesz.”„O co chodzi.”„Hmm... kiedy obsesja jest odwzajemniona ... to wydaje mi się, że to się nazywa... „ Max nerwowo pociera usta, zaciska powieki „ ... miłość?”Miłość.Dziwnie brzmi jak się to słyszy. Miłość miłość miłość miłość, brzmi tak pusto kiedy powtarzasz to w kółko. Ale kiedy słyszysz to tylko raz...„Tak... miłość.” Mówię.„Tak... chyba też to czuję.” Mówi Max.Potakuję.On potakuje.Gapimy się na siebie.Mówi „Hm... nie musze już chyba lubić... pytać cię więcej.. muszę?”„Pytać o co?”„Pytanie sprawia, że czuję się debilnie.”„Pytanie o co?”„No wiesz... pytanie się.”„Pytanie się brzmi bezsensownie kiedy powtarzasz to tyle razy ... pytać ... pytać ... pytać... o co biega tak w ogóle?”„Co?”„O co chciałeś zapytać?”„Nie chciałem pytać.”„Dlaczego nie chciałeś pytać?”„Hm... chyba zepsułem nastrój.”„Czyżbyśmy się denerwowali?”„Tak mi się wydaje.”Potakuję.On potakuje.Gapimy się na siebie.Mówię „Dlaczego jesteśmy zdenerwowani?”„Pojęcia nie mam ... ostatniej nocy poszło tak łatwo.”„Co poszło łatwo?”„Nawet nie pytałem.”„Nie pytałeś o co?”„Po prostu się zamykam.”„Więc chyba powinno nam się udać.”„Wow... ok.”„O to chciałeś zapytać?”„Mniej więcej.”„Cóż, nie musisz pytać.”„Bogu dzięki, nie będę.”„Miłość, miłość, miłość, miłość, miłość pytać , pytać, pytać, pytać.” Mówię.Patrzy na mnie i mówi „Już się nie denerwuję... to chyba minęło.”„Ja też nie ... ten szkielecik...to należy do ciebie, podwędziłem ci go dla ciebie.”Uśmiecha się „Tak?”„no.”„dzięki.”„Nie za ma co”.I moje : psik.Potrząsa głową i mija moją twarz o milimetry, nogi skrzyżowane, kładzie palce na moim nosie.Mówię :” To alergia, wraca.”„Wiem, ale to i tak fajne.”Sprawia, że mój nos robi się ciepły i swędzi.On sprawia, że cała robię się ciepła i wszystko mnie swędzi.Zamykam oczy, ponieważ tak powinieneś postępować, kiedy czujesz coś takiego, zamykasz oczy by się tym delektować.Ja i Max, już nie czujemy się tacy odseparowani od siebie.Istniejemy całkiem realnie tu i teraz, w tym konkretnym czasie i miejscu.Pięknem całej sytuacji można by się udławić takie to słodkie.Spycha pasemka włosów za moje ucho i spogląda na mnie. Cały poranek tak na mnie spogląda. Jakby coś widział we mnie, jakby widział mnie.Nikt nigdy tak na mnie nie patrzył.Jego oddech muska moją skórę blisko policzka. Odwracam głowę i chwytam jego usta pomiędzy moje wargi, ponieważ tak jest dobrze, ponieważ nie ma powodu, by nie było przyjemne, ponieważ tego chcę.Ponieważ uczę się, że nie ma nic złego w tym, że się pragnie czegoś od kogoś.Obracam ciało i przylegamy do siebie. Jak bardzo tylko możemy. Ramionami, nogami, brzuchami, ustami, językami, już wy dobrze wiecie.Ja i Max, potrzebujemy tego.Tego pocałunku, nie mam czasu by myśleć o wskazówkach, bo to i tak jest ok. pasujemy do siebie, sytuacja sama się określa.Powoli kładziemy się na makowym polu, jego ręka przy moim boku rysuje drobne koła na mojej skórze.Moja ręka błądzi gdzieś w jego włosach mierzwiąc je.A potem ja, ponieważ nikt nie jest idealny, ponieważ istnieją małe niedoskonałości w sytuacjach, które czynią te właśnie sytuacje doskonałymi, wtedy ja pochylam się i : psik!I śmiejemy się.I leżymy tu, on z dłonią cały czas na moim nosie, żebym wreszcie przestała kichać, trzymamy się w objęciach.Rozglądam się dokoła. Maki gną się na boki pod dotykiem delikatnego wiatru, sprawiają wrażenie gigantycznego, organicznego oceanu. „To niesamowite miejsce” mówię.„To tylko miejsce” mówi.Potakuj ę, ponieważ myślę, że wiem, o czym on mówi.„Jest doskonałe, ponieważ jesteśmy tu razem, ale to tylko miejsce, byłoby koszmarne, gdybyśmy byli tu sami.” Mówi.„Jak Roswell” mówię.„Tak, jak Roswell.”„Tęsknie za nim.”Potakuje „Wygląda na to, że mimo wszystko nie ma jak w domu.”„Tęsknię za ludźmi, za Tess.”„Ja też.”„I za Alexem i za Marią.”„I za Michaelem i za Izabell.”„No.”„No.”„To co teraz robimy?”Uśmiecha się do mnie i mocniej przytula. „Cóż, najpierw, zaszalejemy jak króliki... żartuję... dobra... najpierw trochę częściej powychodzimy razem.”„Zdecydowanie.”„Potem się prześpimy”„ok.”„Potem... spojrzymy trzeźwo na świat.”Potakuję, ponieważ wiem, co to oznacza, ponieważ wiem, że to oznacza, że wracamy do domu.Droga powrotna do domu.Przebywanie w samochodzie jest do dupy, bo przywykłam już do drugiej bazy.A teraz sobie grzecznie siedzę tutaj gapiąc się co pięć minut na wóz.Max mówi „No cóż... za trzy tygodnie powinniśmy się tam dostać.”„Da radę” mówię.„Żartowałem.”„Kocham cię.”Gapi się na mnie.Mówię: „NO GDZIE TO SPRZEGŁO?!”„WOW, wow... szybko odpuszczasz.”„„Odpuszczam co?”„Ja też cię kocham.”Znów lustruję samochód.Uśmiechamy się do siebie.Mówi „ Sprzęgło, musisz zwolnić, i jednocześnie dodać gazu, ok.? A potem, jak chcesz zahamować to od tego masz sprzęgło i hamulec, może powinniśmy przysunąć fotele.”Oto co słyszę: sprzęgło, sprzęgło, hamulec, hamulec, pedał gazu, ok.? gaz, sprzęgło, hamulec, sprzęgło, może przesuniemy siedzenia.„Ok.” odpowiadam.Zajmuje mi pół godziny rozpędzenie wozu do 30 mil na godzinę.„Za dwa tygodnie masz urodziny” mówię do niego.„Nie, nie mam.”„Więc, kiedy je masz?”„Jakieś pięć miesięcy temu.”„Dla mnie to nie opcja.”„Hmm...”„W jaki dzień dokładnie się urodziłeś?”„Dokładnie to się nie urodziłem, rodzice wybrali na datę dzień adopcji.”„Cóż, więc sam widzisz, że nie wiesz, kiedy się urodziłeś, wiec może masz faktycznie urodziny za dwa tygodnie?”„A co jeśli za dwa miesiące?”„Dokładnie.”„Zaraz, moment, co dokładnie?”„Dokładnie, że za dwa tygodnie są twoje urodziny.”„Serio?”„YHY.”„Kupisz mi coś?”„no.”„Fajnie.”Max, on tak patrzy na mnie i mówi „A co jeśli mam urodziny dzisiaj?”„To na mnie nie działa.”Gapi się przez okno potrząsając głową i uśmiechając się delikatnie.Ja też wyglądam przez okno. Pośrodku umierającej pustyni widzę mak. Przypadkowy, przeniesiony przez wiatr mak.Nigdy wcześniej nie miałam tego uczucia, kiedy zdajesz sobie sprawę, że życie przede mną i cieszy mnie to, że to poczułam.Więc wracamy do domu, wracamy do domu, bo punkt zwrotny jest za nami a my siedzimy tu czekając na rozwiązanie, jakieś życiowe podsumowanie, które można zabrać ze sobą do domu i wymalować w postaci sentencji wieszanej nad drzwiami domu.No wybaczcie, że takie klimaty mnie podchodzą.Myślę, że o mało nie zginęłam i myślę, że dobry morał z tego mógłby brzmieć: Nie próbujcie tego sami w domu.Ale to kretyństwo.To znaczy, spójrzcie na mnie, wyglądam, jakbym żałowała jednej rzeczy?A co z JEST WIELE TAKICH MIEJSC JAK DOM.A co z POCAŁUJ PATOLOGICZNEGO KŁAMCĘ.A co z ZOSTAW BROŃ W BIBLIOTECZCE GŁUPTASKU.Muszę nad tym trochę więcej pomyśleć.Na urodziny dam Maxowi uwolnienie od winy.Ponieważ wszyscy jesteśmy tragediami czekającymi na rozwiązanie.Wszyscy jesteśmy obcymi czekającymi na jakieś miłe miejsce, które można by nazwać domem.*trzymamy się wg oryginału
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
LEO, jesteśmy szczęściarzami, że dostajemy od Ciebie coś takiego jak SPIN. Pisane tak pięknym językiem, tłumaczone tak perfekcyjnie, wzruszające i mądre.Za każdym razem boję się, że możesz zrezygnować albo mieć nas dosyć, albo możesz się znudzić i pozbawisz nas możliwości delektowania się nim.Scena w której Max przy pomocy zabawek mówi Liz o swoich uczuciach jest nie do zapomnienia...
Musimy Cię dopieszczać, bo takie zdania jak te są na wagę złota.DziękujęJa i Max mamy swoje tajemnice. Wiele złych, ale również te dobrą, jest w nas coś, co trzyma nas przy życiu, każe oddychać, coś pięknego. Jest takie coś w nas, którego wina nigdy nie dostrzeże.
Jak napisze, że piękne - to się będę powtarzać, więc napiszę - cudowne! Odnależli się, i co najważniejsze odnależli drogę do domu! Do Roswell! Ile musiało się wydarzyć, by Liz zaakceptowała, że jej Dom jest w Roswell!Powrót do domu... I wszystko będzie dobrze!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Życie ma swoje wady i smutne dni. Monotonne. Ale potem chmury odchodzą i cieszymy się. Cieszymy się sobą. Nie ma już tajemnic.Tak jest i tutaj. Bo oni są razem, a cały Zawiruwany Świat już się skończył. Oczywiście nie jest on teraz idealny, nic nie jest idealne - bo to nie bajka. Ale jak tylko najbardziej się da być idealnym, tak jest.
- po tym zdaniu leżałam na podłodze ze śmiechu Język tłumaczenia wiele daje i zmienia, dlatego dzięki Leo, za to że to tłumaczysz w sposób, który oddaje wszystkie emocje. I czuję się jakbym była obok, przy zwyczajnych ludziach.A potem ja, ponieważ nikt nie jest idealny, ponieważ istnieją małe niedoskonałości w sytuacjach, które czynią te właśnie sytuacje doskonałymi, wtedy ja pochylam się i : psik!
KOchani, zanim dostaniecie do przeczytania ostatni czapterek Kręciołka, pragnę Wam powiedzieć, że tłumaczenie tych dwóch opowiadań to dla mnie prawdziwa przyjemność, która jest tym większa, że mam Wasze poparcie. Elu - nie rezygnuję - dzięki Wam mam motywację EPILOG: KOSMICZNE WSKAZÓWKI DLA LUDZKOŚCIAutor: Liz ParkerEpilog to miejsce, w którym dam wam podsumowanie.Podsumowanie jest wtedy, gdy zostawiam was z poczuciem satysfakcji, że nauczyliście się czegoś nowego. Moment, w którym zabieracie ze sobą do domciu maksimum pięciowyrazowe zdanie, które możecie zapisać w jakimś zeszycie. Albo wymalować nad drzwiami, albo w cholerę zostawić, niech leży.To najlepsze miejsce by powiązać początek z końcem w małą, zgrabną paczuszkę.To miejsce, w którym powiem wam, jak moje życie stało się doskonałe, jak kręciołek zniknął na wieki bez śladu, jak nigdy więcej nie skłamałam, dorosłam, miałam dzieci, jak moja trawa nigdy nie zżółkła i o tym, jak moje rury nigdy się nie zatykają.Cóż, mam nadzieję, że nie jesteście zbytnio rozczarowani.Minęło tylko dwa tygodnie a mój szósty zmysł nie działa już jak dawniej. To część procesu, wiecie, staram się nie przewidywać mojej przyszłości.Więc oto na czym stoimy, jak się wsłuchacie wystarczająco mocno, połapiecie się, że znowu kłamię.Nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać.Słuchajta: Kłamstwo to wyrok, wszystko zależy od sytuacji.Wcześniej uczyłam was jak łgać, krok po kroku, teraz pokażę wam coś nowego.Pojęcia nie mam jak to nazwać, ale to też ma swój proces, sekwencja kroków, która doskonale będzie pasować to opakowania, które nazywam podsumowaniem.KROK 1: SKRUCHATeraz pracuję, tak samo Tess, Courtney i Maria. W piątkowe wieczory są tu tylko stali bywalcy.Zauważcie, jak historia lubi się powtarzać. Może to tradycja, może to wpływ tego, że tak długo tu żyłam, że wszystkie historie wydają się takie same. Pewności nie mam.Jednego jestem na bank pewna, że tradycje ulegają zmianom pod wpływem mega wydarzeń, takich jak to, które właśnie mieliśmy.W kwestii stałych bywalców...Stali bywalcy to ludzie, którzy czują żal w stosunku do klasy pracującej i zdecydowali się przenieść imprezkę do Crashdown. Należy do nich zwłaszcza kobieta, która siedzi w rogu (ma na imię Debbie, w końcu okazało się, że nie jest tak szurnięta, tylko czasami przemawia przez nią jej pies... jej rodzice to rosyjscy szpiedzy, serio, tak mi powiedziała), Max i jego klub wiernych słuchaczy (składający się z Izabell, Michaela i Alexa), Eddie i Kyle.Oczywiście Max jest tutaj tylko dlatego, że ja pracuję.Oczywiście Eddie jest tutaj tylko dlatego, że Courtney pracuje (najwidoczniej odnalazł wreszcie duszę, która potrafi poniewierać nim bardziej niż ja).Nikt z nas niema ochoty wyjechać z miasta tak znowu od razu, ale pewne rzeczy Roswell musi w końcu poznać.Albo i nie, zależy.Wytłumaczę później, teraz musze udawać, że pracuję.Ja i Tess opieramy się o ladę robiąc maślane oczy i śląc diabelskie uśmieszki do naszych szanownych współuczestników przestępstwa.Wystarczy, żeby inni zaczęli się ciskać.Powoli przyzwyczajamy się do tego by drażnić, poganiać i wzbudzać zamęt. Kto by pomyślał, że Liz Parker znajdzie miłość w Roswell? ...nie ja ... a teraz jestem w plecy 20 dolców.Oto morał: NIE STAWIAJ FORSY W ZAKŁADACH O WŁASNE ŻYCIE MIŁOSNE.Słyszę jak Courtney i Maria toczą taktyczną wojnę siostrzaną upychając ketchup na zapleczu.Tess szturcha mnie łokciem i mówi „I co, dobrze się bawimy?”Tess, mój jedyny żal i chyba o tym wie.Mówię „Przeszliśmy długą drogę, by tu się dostać.”Spogląda na mnie „Co się stało to się nie odstanie.”„Naprawdę jesteś na to gotowa, tu i teraz?”Potakuje bo wie o czym mówię, ponieważ jest gotowa słuchać. Ja i Tess prowadzimy czasem te zaszyfrowane konwersacje jak ta, ponieważ tylko tak potrafi mówić o tym co się wydarzyło w jej życiu. Nie używa dosłownych słów, brutalnie uczciwych zwrotów.Mówi „Motyl uderza skrzydłami Liz, co zrobiłabyś inaczej Liz, gdzie byś skończyła?”Mówi o „efekcie motyla”. Jedno wydarzenie powoduje drugie, a to kolejne i tak dalej. Co zrobiłabym inaczej? Co gdyby to zmieniło punkt, w którym teraz jestem?Jedna rzecz, którą bym zmieniła. Wtedy może Tess nigdy nie zaprzyjaźniłaby się z Maxem, może nie sprawiłaby, że poczułby się warty więcej niż do tamtej pory, co z kolei spowodowałoby, że nie poszedłby nigdy na tę imprezkę i tak dalej, i tym podobnie.Mówię „Zgłosiłabym go w pierwszej chwili, kiedy się dowiedziałam.”Tess zaprzecza ruchem głowy „Znienawidziłabym ciꔄZaryzykowałabym.”„A ty i Max?”Zastanawiam się „To też bym zaryzykowała.”„Z powodu poczucia winy?”„Z powodu poczucia winy.”Potem Tess obejmuje mnie. Jeszcze tak nie robiła, bo nadal przyzwyczaja się do kontaktów z ludźmi i próbuje nie rozważać się w kategoriach potwora. Mówi „Wtedy nadal byłabyś nieszczęśliwa, o wiele więcej byś żałowała, nadal obwiniałabyś się.”I chyba ma rację.Widzicie, kiedy to się zaczęło każdy chciał coś zabić.Każdy chciał zabić to coś, co czyni nas obcymi.Dla mnie i dla Maxa, to było coś co jest w nas. Staliśmy się winą i kłamstwem i kosmitą.Uosabialiśmy alienację.Tess chciała zabić ból, potwora. Teraz stara się przyzwyczaić do faktu, że potwór siedzi.Można powiedzieć, że wszyscy się przyzwyczajamy do nowości.Można powiedzieć, że wszyscy czujemy skruchę i staramy się iść naprzód.Tess mówi „Jestem ci coś winna.”Ja na to „ktoś kogo znam potrzebuje uwolnić się od poczucia winy.”Mówi „Załatwione.”KROK 2: TERAPIA„Ruszała moją lampę? Kto ruszał moją lampę?”„To teraz mówimy o tobie?”„Tak, jeśli ruszyłaś moją lampę.”„Max ruszył.”Max unosi brwi i rzuca tym swoim spojrzeniem.Uśmiecham się „Wiedział pan, że max ma jutro urodziny?”Dr Amos na to „Kto ruszał mój przycisk do papieru?”Max na to „Liz ruszała.”Dr Amos nie zraża się „Myślałem, że twoje urodziny były pięć miesięcy temu.”„Bo były.”Walnęłam Maxa w ramię.A Max ciągnie „Wiedział Pan, że Liz ma sześć palców u stopy? Obrzydlistwo, staram się przekonać, żeby nie zdejmowała skarpetek, ale wie pan ... czasami ubranie... sfruwa ...”Dr Amos odchrząkuje.No to moja kolej „Wczoraj Eddie nawąchał się paluszków, ale był odjazd, nadal smarka na niebiesko.”Max dodaje „To chyba kwestia pociągnięcia, nigdy nie zabieraj Liz do publicznej szkoły, kiedy są tam dzieci.”Dr Amos przesuwa swój przycisk do papieru.Ja „Ok. Panie Sporadycznie-Ćwiczę-Bicepsy, w domu paraduje topless 24 godziny na dobę, hej laseczka spójrz na moje męskie muskuły, a potem zachowuje się jak „rodzice są na dole” a potem odstawia te swoje hm...nie miałabyś ochoty podotykać moich męskich ramionek, a potem to spojrzenie a la – zbity pies, och ... jaka szkoda.”Na to Max „Nigdy nie bawiłem się w rodziców nie ma w domu.”„A pewnie, że się bawiłeś.”„Ta? Kiedy?”„Hmm... w ostatni piątek.”Dr Amos przesuwa swoją lampę.Max na to „Ok... dobra... w zeszły PIĄTEK pracowałaś.”„Tak? ... no to w środę.”„Jutro masz założyć antenki.”„HA.”„To moje urodziny, powinnaś nosić antenki cały dzień.”„Zbok.”Max potrząsa głową.„wierzy pan temu facetowi doktorze?”Dr Amos uśmiecha się do mnie.Potem zapada cisza.No to ja „Cześć.”Dr Amos „cześć.”„Więc...”Dr Amos macha ręką „A nie przerywajcie sobie z mojego powodu, kontynuujcie.”„Doktorku, tylko nie kolejna olewka.”Potrząsa głową.„Czujesz się niekochany doktorze? Postaraj się.”Dr Amos mówi „Wydaje mi się, e nadeszła pora, by rozdzielić wasze sesje do i wrócić do pierwotnej postaci.”Wyrzucam ręce w powietrze „OCH Doktorku, zapomniałam ci powiedzieć, że w końcu Max okazał się być człowiekiem. Wiesz, zniknął mu ten nadruk-pieczątka „:Jestem Klingonem”. Mogłabym przysiąc, że go widziałam, i pac, zniknął. Chce pan zobaczyć?”Dr Amos „Nie Liz, dziękuję.”Potrząsam ramionami „I tak był ocenzurowany. Hej, doktorku? Ta terapia mi pomaga.”STEP TRZECI : UWOLNIENIE SIĘ OD POCZUCIA WINYMaria ma na sobie pomarańczową koszulkę, więc to musi być wtorek. Znacie zasady.Mówi do mnie „ZDAJESZ sobie sprawę, że już nie chodzisz tu do SZKOŁY.?”„A, tak, wyszła już gazetka szkolna?”„Tak, w pierwszym semestrze.”„Nie czytałaś?”Alex na to „Pachniesz ... farbą.”Ja na to „Dziwne.”„Coś się święci.”„„A-a”„Gdzie idziesz?”„zaraz wracam.”Muszę odnaleźć gazetkę. Rzecz w tym, że nie jestem szkolną dziennikarką, więc trzymajcie za mnie kciuki.Max dostrzega mnie w korytarzu, uśmiecha się do mnie – ten jeden uśmiech – i mówi „Co tu robisz?”„szczerze?”„Szczerze.”„Spiskuję przeciwko tobie.”„Brzmi niebezpiecznie.”„no cóż, znasz mnie.”Chwyta mój nadgarstek, przyciąga nieco bliżej siebie, mówi „Pachniesz... farbą.”Wzdrygam się.W korytarzu błąkają się ludzkie sylwetki. Eddie wyciąga numer szkolnej gazetki. Podchodzi do nas, wręcz ją Maxowi „Słyszałeś, że to podpucha?”„Że co to podpucha?”Eddie „To przygnębiające, przysiągłbym, że jestem jednym z nich.”Max dalej swoje „Podpucha że co?”Eddie „Imprezka dzisiaj u mnie w domu.”A Max dalej swoje „Podpucha że co?”Eddie odchodzi.Max wygląda na spłoszonego, zaczyna się jąkać „Liz... Liz Liz ... jaka podpucha?”Ja na to „A daj pokój duszy... cała ta kosmiczna sprawa... całkowita podpucha.”Żuchwa mu opada „Że jak?”Wskazuję na gazetkę „czytaj.”Więc czyta.Rzecz w tym, że powinnam była wpaść na to wcześniej.A w duszę, co się stało, to się nie odstanie.Więc co też on czyta?Gorący temacik napisany przez szczerze wam oddaną, z całym moimi pędem do sławy nie mogę się mylić.Jestem przewodniczącą koła naukowego nad bardzo naukowymi badaniami siedzę, poświęconymi rzeczom odkrytym w jaskini.Przewodnicząca klubu naukowego, cóż ona odkryła? Ano, że to przeciętne, normalne rzeczy i materiały. Takie co to w domu znaleźć można. Nawet udziela wskazówek jak zbudować jaskinię kosmitów na własnym podwórku.Mówię „Ten stożek, Tess pomalowała go na różowo, mam nadzieję, że ci to nie robi różnicy.”Na to Max „ ...”„pomyślała, że tak wyglądałby ładniej, potem dodałyśmy trochę zielonych kropek ... wiedziałeś, że tę jaskinię tak na serio to widziało tylko pięć osób? Nie wliczając was?”Na to Max „ ...”„Więc dostałam tych dziwnych plamek na rękach i teraz już będę specjalna, tak?”Max czyta „ ... metal, jaki można znaleźć na każdym złomowisku pomalowany farbą, prawdopodobnie para dzieciaków postanowiła się pobawić na pustyni i stworzyła cały ten kram, kto by pomyślał?”Sedno jest tu: nawet, gdyby ktoś w to nie wierzył, a pewnie ktoś taki się znajdzie, nie ma to najmniejszego znaczenia.Ponieważ to wszystko co Roswell potrzebowało wiedzieć.Zaczęło się od plotki i na plotce zakończy. Ja tylko łączę dwa końce historii.Dobra jestem? Tak czy nie?Max otwiera usta i : „ ... „Potem wpycha mnie do składziku.Mówię „Co nam mówili o włażeniu tutaj?”Max na to „Ty ... „ bierze moja twarz w dłonie i zaczyna ją całą całować. „... jesteś genialna?””Myślałam ,ze to leciało coś w stylu „wara od szkolnego składziku”.”„Myślisz, że to zadziała?”Potakuję „Znasz potęgę popularności Tess, pomaga mi, myśli, że robię to dla siebie.”Max uśmiecha się i zagryza dolną wargę, pochyla się tak, że stykamy się czołami, mówi ... „Liz...”Spoglądam na niego i mówię „Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin...”Tacy jesteśmy, Max i ja.Trzeci raz zachowujemy się jak drugoklasiści, drażniąc się bezlitośnie.I kolejny raz odgrywamy tragicznych Romeo i Julię, spijając powietrze które wydychamy i zaglądamy w dusze swe.I kolejny raz ... się... wyobraźcie sobie resztę.Taaa.A tak w ogóle...KROK CZWARTY: ŻYJĄC NA TYM ŚWIECIEOch, jak ta historia lubi się powtarzać, w kółko i na okrągło z najmniejszymi wariacjami.Grupa moich ziomków siedzi w kółeczku przede mną.Tylko z tym wyjątkiem, że ja siedzę razem z nimi w tym kółeczku.Tylko, że tym razem nic się nie kręci.To nazywam właśnie życiem na tym świecie.Nie idzie o randki i udawanie omdleń i zmianę mojej osobowości, żeby więcej osób mnie lubiło. Tu chodzi o otworzenie się oczu, rozglądnięcie się wokół, odnalezienie w ludziach pewnych rzeczy, których normalnie bym nie widziała nawet, gdybym na nie wlazła.Roswell zmieniło się, ale nie tak jak myślicie.Zmieniło się w naszym wyobrażeniu.Teraz widzimy je takim jakim faktycznie jest. To tylko miejsce, którego mieszkańcy niewłaściwie je postrzegają i nagle zaczynają postrzegać je tak jak powinni, jakim jest.Nadal to nie miodzio, nadal nie ma nic do roboty. Ale nienawiść, która tkwiła pomiędzy wierszami, egzystowała w ciszy, którą tam włożyliśmy, teraz ją usunęliśmy.O tą zdrową atmosferę można teraz się potknąć.Widzicie, to nadal ta sama ja.Maria mówi „Co z Humboldtem?”Kyle mówi „Mogłoby się udać.”Alex mówi „Zbyt college’owy.”Izabell mówi „Nierealne, naprawdę zamierzamy się wszyscy razem wynieść?”Max na to „Tak.”Tess mówi „Jak znajdziemy college, który nie jest zbyt cllege’owy?”Alex „Dobrze gada.”Michael z kamienną miną kwituje „To takie słodkie, zaraz się rozpłaczę.”Maria walnęła go w ramię.Eddie dodaje „Potrzebny mi kleenex.”Courtney na to „Pieprzony idiota z ciebie Eddie.”Eddie uśmiecha się.Ja na to „Hej, byliście już nigdzie?”Max się krzywi.Więc oto ja, siedząca i mówiąca: podsumowanie, możecie wyciągnąć wnioski.Nie wydaje mi się, żebym dała wam tę podsumowującą paczuszkę. Wydaje mi się, że to nie jest koniec.Wydaje mi się, że to będzie tak się toczyć, i kręcić, i wprawiać inne rzeczy w ruch.I w kółko i na okrągło.Wiecie, jak koła w samochodzie, czy butelka, czy czyjś umysł, czy czyjeś życie.Zakończenie, to moment w którym dam wam te pięć słów podsumowania, albo mniej, zostawię was z ciepluchnym, łechczącym milusio uczuciem, że dowiedzieliście się czegoś nowego.Poczuliście to już?Cudnie.Więc, może na zakończenie to: ......................Koniec pieśni.Pora na punkt widzenia Maxa: Sedno.Wesołych Świąt!
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
No i się zakończyło. Ale smucić się będę później, bo póki co jestem jeszcze pod wrażeniem Epilogu. Te rozmowy z dr Amosem (czy może raczej w jego obecności) przejdą chyba do historii. Świetne zakończenie świetnego opowiadania. A teraz ... czekam na Sedno.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Posumowanie, wnioski ? Dla mnie jak zwykle jest w treści...tak wyraźnie aż bije w oczy.
Dzięki LEO Czekamy teraz na Maxa, jak wygląda świat w Roswell - on sam, Ci którzy go otaczają, dr Amos i cała reszta, co myśli, czuje - jego oczamiTu chodzi o otworzenie się oczu, rozglądnięcie się wokół, odnalezienie w ludziach pewnych rzeczy, których normalnie bym nie widziała nawet, gdybym na nie wlazła.
Z przyjemnościa zawiadamiam (powtarzam), iż SEDNO rusza w piątek - tak, jak powinno być wg kolejki, która troszeczkę pominęłam z okazji Świąt. Zastanawiam sie tylko, czy wklejać je tutaj, czy jako osobny temat. Wydaje mi się, że kontynuacja w tym pokoju będzie chyba najlepszym wyjściem i nie narobi zbyt wielu problemów (również przy porządkach ).
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
SEDNOŻycie jest przyjemne. To pierwszy moment, w którym to poczułem. To znaczy wyrazy w mojej czaszce nigdy wcześniej nie połączyły się w podobne zdanie.Wiem, Eureka.Nigdy nie prosiłem o współczucie, tylko prosiłem się o środki, które doprowadzą do końca.Brawo dla tego pana.Mam zamknięte oczy, bo wiem, co się właśnie dzieje. To nowa tradycja. Nie taka z tych nudnych jak obiad w Święto Dziękczynienia, wizyta u dentysty czy meeting z terapeutą.Jakąż ja jestem kulą radości.Serio.„Jak określisz „nigdzie”? ”Panie i Panowie, mam przyjemność przedstawić wam jedyną w swoim rodzaju Liz Parker. Liz Parker ekshibicjonistkę, szwędającą się po moim pokoju w majteczkach jakby to nie było nic takiego.Nie wydaje mi się, żebym miał coś przeciw.Tylko pojawił się cały zestaw nowości, do których trzeba się ustosunkować, kiedy ma się PÓŁNAGĄ DZIĘWCZYNĘ W SWOIM POKOJU.Mama byłaby zawiedziona.Izabell byłaby zmieszana.Tata i Michael byliby tacy dumni.Sorry mamo. Tato, drużyna wyrusza do boju.Mówię „Ubranie” a moje oczy nadal pozostają zamknięte.Ale ona wie, że nie śpię, bo tak już jest. Plus, wiecie, właśnie się odezwałem.Oto reportaż specjalny, czyli kilka scen z życia Maxa Evansa po szkole: robimy sobie drzemkę, czytam dopóki ona nie zaśnie, ona czyta dopóki ja się nie obudzę.Życie jest przyjemne. To drugi moment, w którym o tym pomyślałem.Stoi przed moją biblioteczką szukając słownika. Palce jej stóp zawijają się do dywanu, zimno jej, zimno jej, bo jest PÓŁNAGA. Spogląda na mój sufit i mówi „Ubranie to taka... przeceniana rzecz.”Czy już wspominałem, że życie jest przyjemne? A czy wspominałem, że znowu to ja nie jestem takim zboczeńcem, to tylko nagle okazało się, że mam hormonki.Wspominałem, że na moje nie-urodziny dała mi uwolnienie się od poczucia winy?No cóż, dała.Przegląda słowniki. „Nigdzie” czyta „ przysłówek, w, przy, albo w miejscu, które nie istnieje: nie wszędzie”.Mówię „Każdego dnia uczysz się czegoś nowego.”Ona na to „Nie wszędzie? Co to do cholery za definicja? Założę się, że definiują nic jako ‘nie cokolwiek’. Myślałeś kiedyś o niczym? Pomyśl, to niemożliwe, myślisz tylko o czymś czarnym, albo o ścianie z cegieł. Ciemność to nie nic, to...”„To ciemność...”Ona na to „No, tak.”Zachowuje się, jakby właśnie się obudziła, W SWOICH MAJTECZKACH.Sorry Izabell. Drużyno – atakuj, Michael.Przesuwa językiem po podniebieniu i podchodzi do łóżka. Mówi „Prośba o zezwolenie na najazd na twoje prywatne włości.”„Hasło.”Jestem taką radosną kulą złośliwości i okrucieństwa.Jej mina rzednie, mówi „Małpa.”„Niep.”„Chlapa.”„Niep.”„Zapach obcego.”„Auć.”„Twoje urodziny się już skończyły.”Wydaję z siebie dźwięki zawodu.Wczołguje się do łóżka koło mnie i mówi „To była bułka z masłem.”Obracam się na bok i mówię „Chcesz poznać sekret?”A ona uśmiecha się i mówi „Niep.”„Hasło: Max Evans jest sexy.”Przewraca oczami I mówi “Życzę powodzenia z takimi hasłami.”Uśmiecham się, ponieważ życie jest przyjemne. To czwarty raz, kiedy kiedykolwiek o tym pomyślałem.Ona na to „To nawet nie jest słowo, to cztery słowa.”„Blisko.”Uśmiecha się zawadiacko „Tak, z wyjątkiem ‘nie’.”Otaczam ramieniem jej talię i przyciągam ją bliżej siebie.Mówię „ Lubisz marchewki?”Życie jest przyjemne, liczycie?Nie zawsze było tak milusio. Tak bywa, że część tradycji jest przyjemna a część nie. Ktoś zawsze musi być w centrum tego wszystkiego.Chyba teraz chodzi o to, co właśnie robimy. Zaczynam przyzwyczajać się do świadomości, że ona jest centrum wszechświata. Może to zabrzmieć nieco obsesyjnie lub niezdrowo, ale tak nie jest. Gdybyście mnie znali, zrozumielibyście. Przywykłem do myślenia wyłącznie o sobie.Moja krótka, łzawa historia, często rozgrywała się w mojej głowie. W kółko i na okrągło aż starałem się dotrzeć do sedna tego wszystkiego.Dostałem uwolnienie się od poczucia winy i już nie muszę dalej się tym zadręczać.Życie jest przyjemne, który to raz, szósty? Siódmy?Nie byłem taki wspaniały. Byłem żałosną, maleńką kuleczką apatii.Moja żałosna historia. Może przebrnę przez nią raz jeszcze dla rozwiązania, ponieważ teraz to już koniec. Coś przestało wirować i zaczęło kręcić się w drugą stronę, albo zaczęło kręcić się wokół czegoś innego. Wiecie, jak niby umieracie, to życie ma wam niby przelecieć w obrazach przed oczami. Żałosne.A przy okazji, słyszałem, że ta cała sprawa z umieraniem, to bujda.Moja żałosna historia, tak jak tragedia, musi zostać opowiedziana. Historie takie jak ta potrzebują kilku punktów widzenia zanim wiesz już, w co masz wierzyć.Jestem taką radosną i zadowoloną kuleczką pełną rozwiązań. Życie jest takie miłe, mięciuchne.Oto ona.Moja żałosna historia.Bo nie zawsze było jak teraz...Czapterek 1Żeby coś dostało kręcioła, musi być przyczyna, która wprawi go w ruch.Coś musi się kręcić wokół czegoś, oś, rdzeń, czyli inaczej sedno.To fakt. Prawo fizyki.Bez osi nie ma obrotu, nie ma w ogóle za wiele.Mówiąc jasno i zwięźle, sedno to ja. Ludzkie istnienia zaczynają się kręcić a ja jestem tą osią. Moje życie się kręci i ja jestem osią.Mówiąc jasno i zwięźle, jestem osią mojego małego, własnego, popieprzonego wszechświata.Niezbyt szczęśliwie dla mnie.Gwiezdne odłamki.Kosmiczne wybuchy.Mgławice świetlne.Lubię to, uwielbiam taplać się w autodestrukcji. Pogódźcie się z tym faktem, przebolejcie, bo inaczej nie ruszymy z miejsca. Odstawcie swoje „Jeeeezzzu” i miejmy to już za sobą.„Możemy już iść Możemy już iść Możemy już iść Możemy już iść.”Kwituję Michaela moim wymownym spojrzeniem mówiącym ‘zamknij się’.To spojrzenie oznacza „zamknij się.”Takie jest życie, powtarza się.Każdy dzień jest jak sequel wczorajszego dnia, który był i tak nieciekawym początkiem serii.Ludzie pytają a ja odpowiadam.Ludzie pytają a ja potakuję.Ludzie pytają a ja serwuję im jedno z moich wymownych spojrzeń z serii „miłe spojrzenie”, „przyzwoite spojrzenie” albo spojrzenie „miłego dnia życzę.”Albo spojrzenie „zamknij się”.Ciekaw jestem gdzie Tess. Ona jest taka... absurdalna. Nie ja, ja jestem Pan Stosowny.Pan Odpowiedzialny.Taki miły facet jestem, trochę cichy, nie uważacie?Pozwólcie, że rzucę paroma sprawami prosto w wasze uszy, byście mogli parę spraw przemyśleć lub nie. Widzicie, rzecz w tym, że ja jestem raczej ostrożny w stosunku do paru rzeczy, włączając we to:1. siebie samego;2. innych;3. całą resztę.Wiem, wiem, taki wstyd, taka strata czasu i życia, taka katastrofa. Skończyliście już?Miluchnio.To jedziemy z tym koksem.Nikt nie myśli o mnie, jako o koszmarnym chłopaczysku. Ale znowuż nikt tak naprawdę mnie nie zna, więc mamy mniej więcej jakieś pokręcone status quo.Na zewnątrz jestem żywym przykładem na wyobrażenie kompletnego braku ekspresji.Chcecie wiedzieć jak udało mi się to osiągnąć?Mimika.Oto moje spojrzenie ‘zamknij się’’ oczy ślepe, usta zamknięte, staraj się myśleć o niczym, patrz na osobę, której odpowiadasz i delikatnie potakuj z aprobatą.Moje spojrzenie ‘zamknij się’ wygląda bardzo podobnie do mojego spojrzenia ‘ok.’, które z kolei jest bliskie w wyrazie „to super!’, które jest bardzo podobne do spojrzenia’ widzimy się jutro’.Wszystkie są takie same.Jest spojrzenie, które mówi „Och.”Jest spojrzenie, które mówi: „To my się znamy?”Jest spojrzenie, które mówi „Mogę już sobie iść?”Któregoś dnia będę musiał poradzić sobie z przykrą rzeczywistością, że moje mięśnie twarzy odpadną z ich miejsca dotychczasowego bytu i klapną obok moich stóp, bo w ogóle ich nie używam. Jak nic za pięć lat będę miał zmarszczki, bo moje mięśnie twarzy są w stanie totalnego pominięcia przez użytkownika. Tylko poczekajcie. Sami się przekonacie.Spoglądam do góry a Tess siedzi pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy nie są Tess. Gdybym chciał, to bym i na nich popatrzył, ale nie chcę. Ludzie, którzy nie są Tess są nudni, no i za mało mnie nienawidzą. Specjalnie na twarzach ludzi-nie-Tess umieszczam małe paski znaczące ‘ocenzurowane’, wiecie, takie jakie można spotkać w TV kiedy nie można pokazać krwawej jatki czy golizny.Bo Bóg jeden wie co by się mogło stać, gdybyś zobaczył człowieku krew lub goliznę lub kogoś kto nie jest Tess.Potencjalna katastrofa.Michael mówi „ Czy to ma jakiś cel?”Rzucam mu spojrzenie ‘się zastanów co mówisz’, ale zdaje się go nie rozumieć. Mówię więc „taki sam jak w zeszły piątek i piątek przed nim.”Izabell zamyka oczy. Sorry Izabell.Michael mówi „Przypomnij mi.”Mówię „Gwiezdne frytki są smaczne.”„Ona cię nienawidzi.”„Cóż za rewelacja.”Ja i Michael i Izabell, każde z nas radzi sobie z poczuciem winy w inny sposób. Wyjaśnię później, teraz muszę słuchać kogoś, kto Tess nie jest, jak blabla o menu.Ocenzurowana nie-Tess ma brązowe włosy, mówi „blablablablablabla zupa blablablabla.”Mówię jej „To nie twój rewir”. Mówię to na wypadek, gdyby nie wiedziała, albo zapomniała. Może powinna wrócić i sprawdzić które stoliki przypadają jej.A ona n to „bla bla bla „Mówię „Gdzie Tess ... to sekcja Tess.” Chyba nie łapie dziewczyna, że to rewir Tess, ani tego, ani może faktu, że ona nie jest Tess i dlatego nie powinna obsługiwać tych stolików. Bo to stoliki Tess.Potem ona wtrąca coś o Tess i narkotykach i jedzie ze swoim „Bla.”To głupie. Tess nie bierze narkotyków. Nie ma powodów by brać narkotyki, bo nie ma powodów do ucieczki od czegokolwiek.Tess narkotykom mówi ‘nie’.Ja mówię „nie” i wychodzę.Tess już nie chce mnie obsługiwać, chyba nie powinienem być zaskoczony.Więc po prostu wstaję i wychodzę.Skąd do cholery mogę wiedzieć, że mój mały popieprzony wszechświat zamierza popieprzyć się nawet bardziej.To jest właśnie to, NIE WIEM. Może nie mam tego wiedzieć. Więc wychodzę, Michael i Izabell idą za mną.Izabell idzie za mną, oczy zamknięte. Często zamyka oczy, pewnie ma je zamknięte częściej niż otwarte.Podniecające co? Takie jest życie, powtarza się. Jak zeszły piątek, i piątek poprzedni i jeszcze wcześniejszy.I przykro mi z tego powodu. Przykro mi Izabell, przykro mi mamo, przykro mi Tess, przepraszam osobo, która nie jesteś Tess, sorry Michael.Przepraszam wszystkich.Ale tak już jest.Bo jestem kosmitą, a tak właśnie robią kosmici.ps. Elu - nie mam nic przeciwko zamieszczaniu wiadomości o nagrodach, jakie zdobył Kręciołek Mam nadzieję, iż Sedno również się Wam spodoba.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 11 guests