T: The Gravity Series: HTDC & Exit Music [by RosDeidre]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Mówił. Podejrzewam, że ze śpiewaniem jest u niego gorzej niż u Maxa Nie wygląda na takiego, choć temu to w ogóle nie wpadła by do głowy serenada Rozczuliłam się nad Tess - chlip. Biedna dziewczyna. Chociaż nie taka biedna jak w serialu. Nareszcie dali jej chwilę wytchnienia a co za tym idzie - ludzkości. Ona była jakby "wyznacznikiem" kosmiczności - a teraz nagle okazuje się, że to nie jest tak do końca... Że to jest w ogóle bardziej skomplikowane i tego, uh, jakby to powiedzieć... ludzkie? Ta, wiem, jak zwykle namotałam, chyba sobie coś wymyślę do podpisu z tym plątaniem, "wszystko jest ze sobą poplątane" albo coś...Maria z dokładnym opisem szczegółów była rewelacyjna - jak zwykle w takich sytuacjach w różnych zresztą opowiadaniach. Jej słowa czasami powalają na kolana I proszę jaka różnica. Wszystko teraz leci jak z górki i to jak... Nagle nie ma już tego potwornego początku, od którego ciarki latały ludziom po plecach, nie ma już Nicholasa (czego prywatnie żałuję ), nie ma też i Marca... Jakoś tak spokojnie się zrobiło... No, prawie spokojnie No i ten barometr uczuć - każde opowiadanie jest tym wręcz nafaszerowane A przy tych słowach Liz "nie wiem, o czym mówisz" - tak, jasne, a świstak siedzi i zawija je w te sreberka... Gracias, Eluś.
Czyli to co zrobił Marco - oddając zycie za swojego króla i krolową nie poszło na marne. Cała grupa pomału przygotowuje się do wyprostowania drogi swojego przeznaczenia. A mnie ująło zdanie, ktorego znaczenie jest symboliczne...chodzi o przyszłość Maxa jako króla
To miało ogromne znaczenie – niosło jakieś przesłanie – bo od tej chwili miało być jego wyniesieniem.Code: Select all
Żegnaj ponury Maxie, witaj radosny Maxie Gee, jednym z najbardziej wkurzających aspektów 2 sezonu, były skwaszone miny tych ludzi. Max- I'm so confused- Evans, z miną- od rana boli mnie ząb- nikt mnie nie rozumie- niech mnie ktoś przytuli, irracjonalna Liz w Off the menu, Isabel księżna na włościach, Michael z przerostem ego...co się stało z tymi ludźmi?!No i Tess...która nawet w swojej szczytowej serialowej formie nie dorównywała pogłębionej bohaterce RossDeidre...Dzięki Elu. Nie mogę się doczekać nastepnego odcinka, kiedy pojawią się Misiek i Iza. Coś ich tu mało..własnie zajarzałam na roswellfanatics i stwierdziłam, że to opowiadanie zdobyło nagrody:...co do pierwszego to nie ulega wątpliwości ...ale Najlepsze CC? Przecież to typowe opowiadanie Dreamer...innych par tu jak na lekarstwo.Nan, pogratulować znajomego a tak odnośnie głosów, to kiedyś zauważyłam, że roswelliańscy bohaterowie podobierani byli nawet pod kątem głosów Max&Liz- z taką charakterystyczną lekką chrypką, Michael&Maria- głos niski, Isabel&Alex- nosowy, Kyle&Tess- łamliwy...słodko A co do Marca....SPOILER SPOILER SPOILER....mroczny, a zarazem ciepły, fascynujący i tragiczny, romantyczny i gotów do poświęcenia...tak jak jego brat SPOILER SPOILER SPOILER
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
He he, Lizziett, wróciły wspomnienia z tymi spoilerami Pierwsze - wiadomo. Ludzie i tak są ślepi, dobrze, że dostrzegli chociaż tyle. A to drugie - można z tego wnioskować, że świat składa się tylko z Maxa i Liz Taa... "Maxwell, nawet o niej nie myśl", "Maxwell, co robimy", "Maxwell, mam cię w nosie"... "Nie mogę", "Mogę-nie chcę", "Przepraszam"... "Max!", "Max!", "Won". Aż się czasami dziwię, że Katimsowi i reszcie udało się doprowadzić Maxa i Liz do ołtarza, i to w takim tempie. Chyba nie muszę już dodawać, że cały ślub Isabel w ogóle budzi we mnie sprzeczne uczucia. W takich wypadkach nieocenione są właśnie ff, gdzie sama mogę sobie wybrać wersję... No, może to nie jest maszynka, gdzie naciska się odpowiednie guziczki i ma się idealne ff, ale przynajmiej to ja wybieram bohaterów... Tak jak tutaj.A Jesse to co...? Bo ja, całkowicie subiektywnie i złośliwie określiłabym jego słodkli głosik połamanym, choć i tak nikt wołami nie zmusi mnie do zmiany zdania A skoro już jesteśmy przy głosach - często wygląd idzie w parze z głosem... Z życia wzięte - jest sobie dwóch młodych ludzi. Obaj wyglądają koszmarnie (coś w stylu Michael z drugiego sezonu+Jesse+, no bo ja wiem, tam nie było brzydkich osób...) i mają równie koszmarne głosiki, choć jednemu inteligencji odmówić nie sposób, drugiemu wręcz przeciwnie. Ja nie wiem, jak oni to zrobili, że są tak podobni do siebie, bo się żywiołowo nie znoszą, ale... Z kolei druga znana mi osoba o przepięknym głosie jest uroczym rudzielcem. Moja własna przyjaciółka ma piskliwy głosik i czasami potrafi być niezłą jędzą. Wygląd idzie w parze z głosem... Czasami albo wokół mnie Lecę bo tata sie na mnie obrazi...
SPOJLER...jego brat, Aniu ? ..SPOJLER Toż to spojler jak stąd do księżyca...o tym nie wiedziałam...Ale ja jeszcze dużo nie wiem z Grawity Always Wins - bo pewnie stamtąd są te rewelacje. I może dobrze...Nie znam nawet zakończenia HTDC i...też dobrze bo pewnie gdyby było inaczej, nie miałabym odwagi się za to wziąć .A co do głosów, może ktoś przemówiłby do mnie takim natchnionym głosem jaki słyszła Nan bo mam kompletną pustkę w głowie. Siedzę nad czystą kartką a moja wena pasie się z ptaszkami na zielonej łące. Mam jeden ulubiony głos kogoś, kogo nigdy nie wiedziałam. To lektor wielu telewizyjnych filmów. Zwróciłyście na to uwagę? Jestem na to uczulona. Kiedy słyszę Olejniczaka, momentalnie przełączam kanał bez względu na film. Dostaję od tego przesłodzonego głosu wysypki. Za to uwielbiam Piotra Borowca (ostatnio tłumaczył Ostry Dyżur w TVN) Ciekawe czy w jego przypadku sprawdza się teoria Nan. Lizziet, Twój zmysł obserwacyjny jest niesamowity. Pamiętam jak opowiadałaś na temat ubrań bohaterów serialu, teraz dobór tonu głosów...jestem pod wrażeniem.
SPOILER SPOILER SPOILER te rewelacje pochodzą dopiero z "Back to save universe"- ostaniej części trylogii, kiedy Marca wreszcie oświeci ( a raczej zostanie oświecony) , dlaczego zawsze był tak bardzo przywiązany do Maxa...daleko poza zwyczajnym oddaniem i lojalnością, jaką żywi się do swego przywódcy.SPOILER SPOILER SPOILERNan, naprawdę uważasz, że Jesse wyglądał koszmarnie? Nie to, żeby był w moim typie, ale ostatecznie...ludzi nie straszył.Michael zabójczo wyglądał w 1 sezonie z tymi sterczącymi włosami...nic dziwnego że niemal we wszystkich opowiadaniach występuje właśnie z taką fryzurą....kwintesencja Michaela Natomiast co do fryzu z początku 2 sezonu coś jakby wybierał się z na dyskotekę Związku Młodzieży Wiejskiej...już chyba lepiej wyglądał z zaczesanymi do tyłu.Ela, mam nadzieję że twoja wena powróciła już w glorii i chwale
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Nie wiem czy moja wena powróciła ale rozszyfrowałam skad się biorą kłopoty z tłumaczeniem kolejnej części...Wbrew pozorom pięknie się czyta i tłumaczy chwile w których występuje tylko Max i Liz. Są takie miękkie, ciepłe, słowa same napływają...jakbym słuchała Sarah McLachlan. Kiedy jednak występuje cała grupa, gdzie mamy opisy ich zachowań, rozmów, zwłasza Michaela, pisarka nagle zmienia szyk zdań, co zakłóca tę gładkośc. Jestem pewna, że to zamierzony styl RosDeidre, jakby wprowadzała przez to pewien niepokój, nerwowość która się udziela i nam. Na te "braterskie" uczucia Marco wobec Maxa zwróciłam uwagę czytając pierwszy rozdział GAW. Już tam można dostrzec coś dziwnego w jego fascynacji obojgiem, ich związkiem...Być może i Max to dostrzegł rozprawiając się tak bezwględnie z Marco, co już znamy z HTDC a co jest głębiej wyjaśnione w GAW.
No co ja na to poradzę, chyba Enrique Iglesias (jak to się na niego mówi)z Roswell nie jest w moim typie... I bo ja wiem, czy on ludzi nie straszył W Chant Down Babylon, gdy na początku wrzasnął tak "Isaaabell!!!" to mnie aż ciarki przeszły i podskoczyłam na krześle... A już nie będę powtarzać, co mówi o nim moja mama.A propos fryzu Michaela - pamiętacie Wipe Out? Nicholas oświeca Michaela, kim był jego szanowny przodek-nie-przodek i na koniec "A swoją drogą niezła fryzura". Jakby mu się wiadro wody wylało na łeb... (BTW ZMW - po prostu rewelacyjne ).Elu, a wiesz, że podobnie było z AS? Tam gdzie był David wszystko leciało jak z płatka. Problem tam, gdzie był ktoś inny, czyli Michael, później Zeph...Trzymaj się Elu, a jak pojawi się wena - porządnie na nią nakrzycz. W gruncie rzeczy to płochliwa istota, tyle że nieco knąbra i czasami trzeba przywołać ją do porządku. (Sama muszę to zrobić, wypadało by napisać prace na historię i francuski...).
Fascynacja jaką w Marco budził związek Maxa i Liz, faktycznie była dość osobliwym zjawiskiem ( i tak cieszmy się że nie spali w jednym łóżku bo bywają i takie hity ) a swą kuluminacje osiągnęła w scenie "wygnania" której przebłysk widzieliśmy już w "HTDC"...niektórzy twierdzili że mieli wielką ochotę nałożyć Maxowi po buzi Marco nie był niemal zdolny bez nich oddychać, potrzebował ich jak powietrza. Ale nie jest to takie dziwne, kiedy przyjży się różnym opowowiadaniom...sporo z nich porusza wątek fascynacji ludzi z boku miłością Liz i Maxa....wszyscy hurtem chcą z nimi mieszkać zabawiać ich dzieci i pławić się w świetle łączącego ich uczucia Marco, Michael, czy jeszcze ktoś zupełnie inny...i prawie zawsze zmierza to do katastrofy, ponieważ Max nie jest w stanie zdzierżyć sytuacji...tak jak w trylogii RossDeidre.Nan, cóż, nie tłumaczyłam Antarian Sky ale dla mnie zawsze to opowiadanie było ucieleśnieniem harmonii...jak doskonale dograna symfonia, każdy element wskakiwał gładko na swoje miejsce...a przyjaźń (?) Michaela i Liz należała to moich ulubionych wątków...mam do tego słabość poprostu ( to się chyba nazywa Platonic Polarism?)...pod warunkiem że Michael to już ten dojrzały, oddany przyjaciel, który zachował jednak swój słynny temperamencik, a nie serialowy Michael "kruszenie skał to moje hobby" Guerin.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Dziękuję Lizziett za wlanie w Michaela jego "michaelowego" humoru How to Disappear Completely - część 27 O dziesiątej wieczorem Liz wreszcie zamknęła Crashdown i siedząc w pustej sali restauracji masowała obolałe stopy. Nieoczekiwanie zgodziła się pociągnąć drugą zmianę a teraz jej ciało głośno protestowało. Ale czekając była podekscytowana jak nigdy – odczuwała także ogromny niepokój – ponieważ za chwilę miał tutaj pojawić się Max z Tess, Michaelem i Isabel .I cała prawda zostanie ujawniona.Ujawnienie wszystkiego może zmienić ich życie na zawsze, a zaakceptowanie swojego przeznaczenia przez członków grupy było niezbędne. Jednak po wygranej walce z Tess, Liz w jakiś sposób widziała, że pozostali pójdą w jej ślady.Kiedy Max zaproponował spotkanie po zamknięciu restauracji, Liz zapytała go czy nie powinni włączyć także Marię, ze względu na Michaela i tego co na jego temat mówił list Marco. Pragnęła chronić przyjaciółkę, tym bardziej, że nowe objawienia mogą zasiać w niej jeszcze większą niepewność co do przyszłości jej i Michaela. Rozumiała Marię bo przecież sama cierpiała i znała ten ból wiedząc, że ukochany mężczyzna ma być przeznaczony innej – i chciała zaoszczędzić przyjaciółce tego samego.Nie sądziła jednak żeby Tess stwarzała problemy Marii i Michaelowi – szczególnie po jej dzisiejszym, wspaniałomyślnym zachowaniu. Zbyt wiele zmarnowała czasu dla kogoś, kto nie odwzajemniał jej uczuć i Liz podejrzewała, że nawet nie będzie brała pod uwagę swojego związku z Michaelem. Oprócz tego list nie zawierał niczego co wskazywałoby, że powinni być razem – mówił tylko, że byli parą w poprzednim życiu. I nie miało to tak wielkiego znaczenia - wiążącego się z królewskim obowiązkiem i wynikającymi z tego zobowiązaniami - jakim był dręczący ją związek z Maxem, kiedy po raz pierwszy dowiedzieli się o Tess.Nie, te nowe rewelacje nie powinny stanowić groźby dla związku Marii i Michaela...o ile Michael nie udowodni, że sam jest po prostu nieczuły.Liz skrzywiła się mając nadzieję, że Michael przynajmniej doda Marii otuchy – pokaże, że ją kocha bez względu na wszystko - zamiast trzymać ją na dystans w takim trudnym dla nich momencie. I kiedy niepokój o Marię zaczął rosnąć, Liz przypomniała sobie swoją teorię na temat wspaniałości dzisiejszego dnia, zdecydowana by jej zaufać.*******- No więc zechcesz nam wyjaśnić o co chodzi z tym spotkaniem ? – zapytał Michael kiedy Max skręcał na parking za Crashdown.- Właśnie Max, byłoby nam niezmiernie miło – zażartowała Isabel – Znam dużo lepsze sposoby na spędzanie sobotnich wieczorów niż uczestniczyć w twoich małych zebraniach.Max ustawił skrzynię biegów na luz i odwrócił się do nich w ciemności – Sporo się wydarzyło od ubiegłego tygodnia – rozpoczął – Sprawy, które oboje powinniście znać.- I właśnie teraz postanowiłeś się nimi z nami podzielić ? – w głosie Michaela brzmiała wyraźna irytacja.Max wiedział, że jeżeli spotkanie ma przebiec po jego myśli, musi ich wstępnie przygotować – by ostatecznie stanęli po jego stronie i go wsparli.- Wszystko rozkręciło się dosyć szybko. Dwa dni temu o niczym jeszcze nie wiedziałem – odpowiedział miękko.- To kto wiedział ? – zapytała Isabel.- Liz - powiedział spokojnie – wiedziała tylko Liz.- No jasne, chodzi o Liz Parker – jęknął Michael – Założę się, że mogliśmy poczekać do poniedziałku.Max zaczął odczuwać irytację, Skąd w Michaelu tyle niechęci do Liz ?- Nie, nie mogliśmy poczekać – odpowiedział ostro.Na moment ucichli a Max zastanawiał się nad następnymi słowami. Będzie dużo trudniej niż początkowo sądził – w pewnym sensie trudniej niż rozmowa z Tess a to dlatego, że Michael i Isabel tak wiele dla niego znaczyli.- Posłuchajcie o co chodzi – rozpoczął uroczyście – To historia, która zmieni nasze życie na zawsze. Chcę wam teraz jedynie powiedzieć – zawczasu – żebyście mieli to na uwadze.- Jakoś nie brzmi to za dobrze, Maxwell – upierał się Michael – Dlaczego nie uzgodnić tego od razu ?- Bo musimy wspólnie porozmawiać.- A jeżeli nie będziemy mieli ochoty ? To co ? – postawił się.- Proszę...- Max zawiesił głos. Wiedział, że należało tak powiedzieć ale czuł się niezręcznie – ...jako wasz przywódca.- O nie, błagam – jęknęła Isabel.Szybko się do niej odwrócił – Mówię zupełnie poważnie, Isabel.- Co to, królewskie wstawki ? – odpowiedziała cierpko.Max przesunął dłonią po oczach czując nagle ogromne zmęczenie – Wiesz co Iz, czy do ciebie doszło, że nigdy nie chciałem nim być ? – podniósł lekko głos – Zawsze robiłaś na ten temat jakieś uwagi. Zastanowiłaś się kiedyś ?Milczała wpatrując się po ciemku w swoje paznokcie.- Więc zwracam się do was jako przywódca – ciągnął – Nie mówiłbym tego gdyby sprawa nie była naprawdę ważna. Dlatego proszę, żebyście uważnie wysłuchali co mamy wam do zakomunikowania.- Dobra, Max – uspokoił się Michael – Mam nadzieję. Jak ci tak zależy, posłuchamy. W porządku ?- Dziękuję – odpowiedział i odwrócił się do Isabel. W dalszym ciągu nie patrzyła na niego - Iz ?- Jasne, Max. Jesteśmy z tobą – mruknęła.- I postarajcie się żeby to spotkanie nas zjednoczyło – odpowiedział – To bardzo ważne, bez względu na to co się stanie.- No teraz rzeczywiście mnie zaskoczyłeś – Michael otworzył drzwi – Ciekawe co za cholerstwo masz nam do zakomunikowania.Max wolno otwierał drzwi samochodu – Powiem tylko, że rozmowa będzie bardzo interesująca.*****Wszyscy porozsiadali wokół stolika na którym leżał otwarty list i gdy nadeszła Tess podzielili się z nimi tą dziwną historią. Michael i Isabel słuchali uważnie. Tym razem atmosfera była trochę luźniejsza bo oboje nie byli już tak wrogo nastawieni. Jednak w dalszym ciągu nie było to łatwe – ze względu na częste, pełne niedowierzania uwagi Michaela od których, z jakiegoś powodu Tess się powstrzymała.Na koniec Max wręczył im list Marco. Michael i Isabel zaglądająca mu przez ramię, zaczęli czytać jeszcze raz i zapanowała długa, pełna oczekiwania cisza. Liz nagle poczuła się taka przerażona – tak bardzo samotna – że zapragnęła chociaż na krótko połączyć się z Maxem. Ale oparła się temu pragnieniu żeby mógł się skupić i właściwie zareagować na to co może się jeszcze wydarzyć.Michael skończył pierwszy i spojrzał na Maxa – Dlaczego mamy mu wierzyć, Maxwell ? Może ukartowali to nasi wrogowie... lub coś w tym rodzaju.- Posłuchajcie, wiem że wydaje się to zaskakujące – Max patrzył na list który Michael trzymał w rękach – Ale skąd nasi wrogowie wiedzieliby, że przybyłem do Liz z przyszłości ?- Nie wiem – odpowiedział Michael – I dlatego ta nasiadówka mnie wkurza. Coś jest nie tak.Liz spojrzała na Isabel i zobaczyła dziwny wyraz jej twarzy – uczucie którego nie umiała nazwać. Wiedziała, że list mógł wyprowadzić ją z równowagi, zwłaszcza po komentarzach dotyczących postępowania w jej poprzednim życiu, jednak to co Liz zobaczyła było bardziej zastanawiające.Ale nic nie zapowiadało tego co za chwilę nastąpiło.Isabel szybko się podniosła dusząc dłonią krótki szloch – Muszę stąd wyjść – rozpłakała się i pospieszyła do drzwi.Zszokowani patrzyli za nią – zwłaszcza Max – kiedy wybiegała na zewnątrz. Liz wpatrywała się w niego przenikliwie i poczuła szarpnięcie w sercu. W jego oczach lśnił ból kiedy patrzył na wychodzącą siostrę. Odwrócił się szybko do Liz i wiedziała, że szuka u niej wsparcia – prosi o jakąś wskazówkę. To stało się tak nieoczekiwanie, Isabel tyle dla niego znaczyła i zrobiłby wszystko żeby oszczędzić jej cierpienia a teraz miał wrażenie, że zabrnął w ślepą uliczkę.Ujęła go delikatnie za rękę – Powinieneś pójść za nią – powiedziała spokojnie – Odszukaj ją, Max.Kiwnął lekko głową uporczywie wpatrując się w ich splecione dłonie. Poczuła leciutki przebłysk więzi, wiedziała, że sięgnął po nią. Bardzo jej w tej chwili potrzebował, nawet w obecności pozostałych. Odpowiedziała na jego zawołanie i nieznacznie się do niego otworzyła, przekonując go, że z Isabel będzie wszystko w porządku, że sobie poradzi...i pomoże jej przebrnąć przez to wszystko co odczuwała.Przebiegła przez nią energia Maxa poruszając wszystkie jej zmysły a jej twarz stawała się coraz bardziej gorąca.A potem odsunął się zdecydowany pójść za Isabel – Zaraz wrócę – powiedział cicho i poszedł w stronę wyjścia zostawiając Liz z poczuciem ogromnej pustki po sobie.Michael śledził wzrokiem wychodzącego Maxa i odwrócił się do Liz i Tess – Dobra, mam pytanie – oparł się łokciami o stolik - Tess, dlaczego wierzysz w to co napisał Marco ? Ty miałaś największy powód, żeby go olać.Dłuższy czas milczała a potem spotkała jego spojrzenie – Bo zapamiętałam coś z naszego poprzedniego życia...coś co pozwoliło mi uwierzyć.- Ok, i co to było ? - nalegał.Poruszyła się niespokojnie na krześle a Liz odniosła wrażenie, że trudno jej podzielić się wspomnieniami. Chciała go ostrzec żeby za bardzo nie nalegał.- To chyba zbyt osobiste, Michael – poprosiła – Dajmy sobie spokój.- Nie, nie damy – powiedział szorstko – Muszę wiedzieć. Wszyscy musimy.Tess wpatrywała się w swoje ręce i ciężko westchnęła - Zawsze pamiętałam Maxa. Na długo przed tym...Serce Liz zaczęło bić szybko, A jeżeli to prowadzi tam, gdzie nie chciała iść ? - Co zapamiętałaś ? – zdziwił się Michael.- Że byłam...w jakiś sposób z nim związana. Byłam przy nim. Nie wiem. Wrażenia które do mnie docierały tłumaczyłam sobie tym, że byłam jego żoną – szybko spojrzała na Liz i odwróciła wzrok.- Jednak dzisiejszej nocy spróbowałam mocniej sięgnąć pamięcią. Nie uwierzyłam w to co wynikało z listu Marco, teraz rozumiecie ? Dlatego musiałam wejść we wspomnienia głębiej i wydobyć z nich więcej – mówiła z wzrokiem utkwionym gdzieś poza nimi.- I zrobiłaś to – zachęcała ją miękko Liz.Skinęła głową przegryzając wargę.- Możesz nam o tym opowiedzieć ? – zapytała delikatnie Liz – Nie czujesz się skrępowana ?Skinęła głową ale milczała. Po chwili powiedziała – Zapamiętałam ciebie, Liz. Widziałam cię.- Widziałaś ją ? - zapytał z niedowierzaniem Michael.- Właściwie tylko obrazy...nie wiedziałam jak wygląda.- To skąd, do diabła wiesz, że to była Liz ? – zdenerwował się.- Ponieważ zobaczyłam ją z Maxem – odpowiedziała cierpko – Byłam z nimi. A oni byli razem...połączeni...- umilkła a Liz poczuła na twarzy uderzenie gorąca. Dokładnie wiedziała co opisywała Tess – związek jaki teraz tworzyła z Maxem. Boże, ona widziała to w swoich wizjach? Jakie to krępujące.- No i co, mówiłaś, że widziałaś ich razem – w jaki sposób. Poślubionych ?Skinęła głową i chwilę się wahała. Popatrzyła szybko na Liz a ona miała wrażenie, że Tess jeszcze nie wszystko powiedziała.- I słyszałam jej imię. Usłyszałam wyraźnie imię Zillia – dokończyła.Liz lekko zadrżała słysząc swoje dawne imię wypowiedziane głośno przez kogoś innego niż Max. To dawało odczucie takiej zapadającej w pamięć bliskości.Michael niecierpliwie przesunął dłonią po włosach – Nie kupuję tego, Tess. I dziwię się, że ty to robisz.- Widziałam ją, nie rozumiesz co mówię ? - zdenerwowała się – Tak było, a ty możesz w to wierzyć lub nie. Ale jeżeli ja mogę zmienić swój sposób myślenia, ty powinieneś zrobić to tym bardziej.Michael wstał, przeszedł w drugi koniec sali. Widocznie musiał uporządkować swoje uczucia i potrzebował trochę spokoju. Liz odprowadziła go wzrokiem i nagle, kiedy zostały same poczuła się skrępowana, szczególnie teraz kiedy Tess odkryła przed nią swoje odzyskane wspomnienia.Tess bębniła palcami w stolik – On tego nie zaakceptuje, Liz – powiedziała cicho.- A ja myślę, że tak, ale może trochę potrwać.- Nie mam zamiaru odbierać Michaelowi należnego mu miejsca w grupie.- Wiem – Liz mocno pokiwała głową.- Mam nadzieję, że on także.Liz odczuła palące pragnienie zapytania o coś, co nie dawało jej spokoju od kilku chwil. Rozpaczliwie pragnęła dowiedzieć się co zapamiętała Tess ale zastanawiała się czy powinna ryzykować i popychać ją by powróciła do tamtego momentu. Nie chciała wprawiać jej w zakłopotanie czy spowodować jeszcze większe zażenowanie niż dotychczas. Ale chciała wiedzieć....pytanie po prostu cisnęło się na usta.- Um, Tess – zaczęła ostrożnie – Mogę cię o coś zapytać ? Jeżeli nie zechcesz odpowiedzieć, nie musisz.Uniosła z ciekawości brwi – Jasne.- Zastanawiam się – Liz szukała właściwych słów – Czy jeszcze coś pamiętasz o mnie ? Cokolwiek...jaka byłam...czy...- głos jej zamarł kiedy spojrzała na twarz Tess. Wyraźnie pobladła i Liz bała się, że chyba była zbyt natarczywa.- Wybacz – powiedziała pospiesznie – Wiem, że to bardzo osobiste...ale wszystko jest dla mnie takie nowe.- Nie, w porządku – uspokoiła ją miękko Tess. – Ale faktycznie, było coś jeszcze.Liz pochyliła się do przodu i niecierpliwie czekała – Naprawdę ?- Tak i będzie to dla ciebie cholernym szokiem, jak zresztą dla mnie – śmiała się – Pamiętam, że byłyśmy...przyjaciółkami. Naprawdę dobrymi przyjaciółkami.To była ostatnia rzecz jaką Liz spodziewała się usłyszeć. Nie wiedziała co odpowiedzieć, a na dodatek Tess unikała jej wzroku.- O kurcze – wykrztusiła – To jakaś miła odmiana, co ?- Nie żartuj – roześmiała się Tess – Ale kto wie. Może mogłybyśmy...stać się nimi w tym życiu.- Tak, chciałbym Tess – odpowiedziała cicho – Naprawdę bym chciała.******Max wszedł w boczną uliczkę okalającą Crashdown. Lęk ściskał go za gardło. Co się działo z Isabel ? Z pośród nich, ona jedna miała najmniej powodów do zdenerwowania. Owszem, w liście była wzmianka o popełnionych przez nią w poprzednim życiu pomyłkach ale nie spodziewał się aż takiej reakcji. Czy stało się to z jego winy ? Czym ją zranił ?Był zupełnie zaskoczony i dopóki jej nie znajdzie będzie się zastanawiał co się stało.Idąc ulicą w stronę parkingu, z daleka dostrzegł opartą o samochód Isabel. Twarz miała ukrytą w dłoniach i usłyszał stłumiony szloch odbijający się echem w wąskiej uliczce.- Isabel – zawołał przyspieszając kroku.Odwróciła się w stronę jeepa – Max, chcę być sama – mruknęła przez łzy.Wyciągnął rękę i lekko dotknął jej ramienia – Iz, o co chodzi ? Dlaczego jesteś taka zmartwiona ? – odezwał się miękko – Chyba możesz mi powiedzieć – prosił. Nie poruszyła się unikając jego spojrzeń – Chodzi o list ?Skinęła głową odwracając się do niego. Na twarzy miała ślady łez, rozmazany wokół oczu makijaż.- Boże, Max – płakała – Tak mi przykro. Tak bardzo mi przykro.- Z jakiego powodu ? – zapytał cicho – Co się stało ?Wycierała łzy i patrzyła w ziemię – Powinnam chronić cię przed sobą.Zaczęła ogarniać go panika.Skąd te myśli, że teraz może się między nimi coś zmienić ? Że nadchodzi coś nieuchronnego ? - W porządku – starał się dodać jej otuchy – Opowiedz.Spojrzała na niego, w jej oczach czaiła się pustka i udręczenie – To moja wina, to co wydarzyło się w poprzedniej rodzinie.Nie rozumiał o czym mówiła ale wiedział że to ważne – Co masz na myśli ? – zachęcał.- Zdradziłam cię, ja byłam winna że zginąłeś...i także Liz...wszyscy – szlochając znowu się odwróciła.Położył jej na ramieniu rękę – O czym ty mówisz ?- Nicholas mi powiedział. W Copper Summit...powiedział, że wszystko zmarnowałam – płakała.Max był oszołomiony. Niewiele było na świecie osób którym ufał tak bardzo jak jej. W jaki sposób mogła zadać mu ból czy go zdradzić ? Ale na moment wspomniał, niemal odzyskał pamięć – jak gdyby zdarzenia biegły od nowa, emocje w jej słowach uderzyły w jakieś czułe miejsca.Może w jakimś stopniu pamiętał ? zapytał cichy głos.Jednak inny głos natychmiast zaprotestował – przypomniał mu jedynie kim zawsze w jego życiu była Isabel.- Iz - zaczął miękko – Pomyśl o czym mówi Marco w swoim liście...- Mam to gdzieś – szepnęła ze złością – Wiem co ci poprzednio zrobiłam.- Posłuchaj mnie – odwrócił ją do siebie – Marco pisze, że tutaj, w tym świecie nigdy mnie nie zdradzisz i mogę ci ufać.Powoli podniosła na niego oczy – Skąd on może wiedzieć ?- Nie wiem ale ja mu wierzę – powiedział zdecydowanie – Jestem o tym przekonany, Isabel.Świeże łzy płynęły po policzkach, nie była w stanie podnieść oczu – Dusiłam to w sobie od tygodni – wymamrotała.- Od tygodni ?- O tym mówiła także Whitaker ...i tak z tym żyłam – błagała go wzrokiem by ją zrozumiał – Nigdy nie przysporzyłabym ci cierpień, Max. Nigdy.- Och, Iz. Wiem kim jesteś.- Jest mi tak strasznie przykro – patrzyła na niego płonącymi od uczuć oczami.- W porządku – przycisnął ją do siebie i uspokajał – Musimy tylko trzymać się razem, trwać w jedności. Teraz wiem dużo więcej niż kiedyś.Czuł, że pokiwała głową. Wrócił myślami do kafeterii zastanawiając się jak z tym wszystkim poradzi sobie Michael.I miał nadzieję, że będzie dużo łatwiej od tego, z czym on sam miał teraz do czynienia.******Od dłuższego czasu Michael przemierzał krokami długość kawiarni, od czasu do czasu rzucając pytania w ich stronę – a Liz i Tess cierpliwie to znosiły, czasem tylko wymieniały znaczące spojrzenia. Liz nalała do filiżanek świeżej kawy i kiedy w końcu wyczerpała pokłady energii i cierpliwości wsunęła do odtwarzacza jedną ze starszych płyt należących do jej ojca. Na pewno Joni Mitchell ukoi nerwy Michaela.Usiadła znowu naprzeciwko Tess a wtedy Michael szybko do nich podszedł.- Dobra, chcę coś powiedzieć – zaczął wpatrując się w Tess.- OK - skinęła głową- Nie kupuję tych głupot w których podobno mamy być razem – dokończył.- Um, Michael – Tess niemal zakrztusiła się kawą – Nigdy nie przyszło mi to na myśl.- Chciałem tylko żeby w tej sprawie była jasność.- Odfajkowane – odpowiedziała ze śmiechem – I chcę cię uspokoić...w ogóle mnie nie interesujesz, jeżeli o to chodzi.Tess spojrzała na Liz i obie zaniosły się śmiechem. Michael aż otworzył usta.- Co w tym śmiesznego ? - złościł się.- Nic Michael – odpowiedziała Liz – Absolutnie nic...ale chyba jesteśmy szczęśliwe bo może to przekona cię do listu Marco ?Jęknął i odszedł od nich – Chyba tak – krzyknął – Potrzebuję jednak czasu.- W porządku – odpowiedziała Liz patrząc podekscytowana na Tess.To niesamowite jak szybko zaczęła odczuwać, biorąc pod uwagę wczorajszy wieczór, że obie się teraz wspierają. Michael podszedł do stereo - Ale to nie znaczy że dobrowolnie pozwolę sięmaltretować tą kichowatą, babską muzyką - oświadczył, ciskając płytą.- Ależ dziękuję ci bardzo. Była mojego taty - prychnęła Liz.- I co z tego - odparował - dla mnie to wciąż kichowata babska muzyka.Liż śmiała się serdecznie bo jeżeli to był największy problem Michaela to naprawdę był z nimi.Doskonały dzień, westchnęła Liz, Ten dzień nadal był wspaniały .Cdn.
Jedną z rzeczy, która najbardziej podoba mi się w tym opowiadaniu, to fakt, że wszyscy mówią na głos to co tłamsili w serialu...Liz, Max, Tess...i czy to nie zdrowiej, nie przyjemniej? Zawsze zastanawiałam się, po kiego grzyba Max toleruje te wszystkie wtykane mu szpile i głupoty o królach i przeznaczenia, robiąc przy tym ciężkostrawne miny osoby boleśnie doświadczonej przez los, zamiast kopnąć ich wszystkich w tyłek i raz a dobrze powiedzieć, o co mu chodzi? Dlaczego Isabel krygoliła się po kątach, Tess kręciła coś na boku, o Liz i jej FuterMaxowej- odysei nie wspominając. Istna telenowela A tu...aż się człowiekowi oczy śmieją, gdy wyobrazi sobie scenę "babskiego porozumienia" pomiędzy Liz i Tess...Wiesz co Iz, czy do ciebie doszło, że nigdy nie chciałem nim być ? – podniósł lekko głos – Zawsze robiłaś na ten temat jakieś uwagi. Zastanowiłaś się kiedyś ?
Czyżby nie dotarł jeszcze zew polar? Nigdy tak do końca nie byłam pewna stosunku Michaela do Liz...oglądając sceny "kontaktowania" się z Maxem w "MITC" albo głosowania w "4AAAB" i widząc minę Michaela z serii "O Jezu co za idiotka", miałam wrażenie że toleruje ją jedynie z uwagi na Marię i Maxa, w duchu zastanawiając się, co też Maxwell do cholery w niej widzi. Ale widząc, jak instynktownie pociesza ją w finale "MTTM", albo ich rozmowę w "Behind the music", nie byłam tego taka pewna...gdzieś tam czaił się chyba jakiś szacunek,respekt...może nawet podziw? Kto wie, jeszcze jeden wątek który twórcy rzucili nam do zgadywanek Dzięki Elu i jeszcze ex królowa Tess...w całej krasie....ups chciałam wprowadzić mniejszą wersję, ale nie wyszło więc lepiej usunę jeden z artów.Skąd w Michaelu tyle niechęci do Liz ?
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Aniu, gdzie moja królowa Tess ? ...powinna tu być. Dzięki Kotek za piękne arciki. A co do tego, że Max nie chciał być królem...przecież w Skin and Bones...powiedział o tym Nasedo. Ten chłopak zawsze czuł się odpowiedzialny za wszystkich, przeżywał prawdziwe katusze kiedy któremuś coś zagrażało ale nie wiedząc kim jest robił to jak starszy brat...a potem, chcąc nie chcąc musiał wejść w swoją rolę...i meczyć sie jeszcze bardziej. Pamietam jego twarzw Destiny, nic już po otrzymaniu wiadomości od matki nie było tak samo...Być może byłby szczęśliwszy gdyby nigdy nie dowiedział...A Michael ? Zawsze traktował wszystkich wokół siebie jak zło konieczne z którym musi przebywać bo nie ma innej możliwości ale tak naprawdę nie wobrażał soie bez nich życia.
Królowa Tess była tak kolosalnych rozmiarów, że zrezygnowałam z zamieszczania tego fanarta...a szkoda, bo wyglądała na nim naprawdę wyjątkowo pięknie.Nasedo w "Skin...." powiedział coś w stylu "No proszę. Trafił nam się król pacyfista. To już po nas" Co do przesłania w jaskini- sam Nasodo ich ostrzegał, że poznanie go ściągnie na ich głowa piekło...w dosłownym i przenośnym znaczeniu tego słowa...bo obrócz lawiny kiczowatych galaretek i różnych złośliwych kurdupli, stało się coś znacznie gorszego. Stracili się nawzajem z oczu, każdy zamknął się w sobie, na swój sposób usiłując radzić sobie ze znaczeniem słów, które usłyszał w jaskini. Najgorzej stanowczo poszło Maxowi wybrał nienajlepszą metodę udawania że wogóle nic się nie stało, wszystko jest po staremu i odwracania wzroku, kiedy inni patrzyli wyczekująco w jego stronę. Niczego mu nie ułatwiając, a wręcz przeciwnie.
też odniosłam podobne wrażenie. W końcu dwa razy usiłował wyjechać z Roswell i za każdym razem nie ujechał daleko Ostatnio oglądałam VLV, kiedy zdecydował się jechać do Vegas i zabrać ze sobą Maxa (choć nie rozumiem dlaczego nie Marię, związek z nią znajdował się wtedy w rozkwicie ) i po lekcjach idzie do wyjścia, gdzie stoi już cała grupa z tabliczką "Guerin Party" jego mina...sama nie wiem, czy to było "Niech to szlak, znowu mam ich wszystkich na karku", czy usmieszek zadowolenia, bo przecież tak właśnie miało być. Zawsze razem.ale tak naprawdę nie wobrażał soie bez nich życia.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Czy pisząc złośliwy kurdupel masz na mysli Nicholasa...? No cóż... Ja z kolei jestem ciekawa, co oni takiego zrobili Nicholasowi, że ich tak nie znosi... To znaczy "oni" w wersji royal. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że Nicholas ot tak sobie, został tylko maszynką Kivara, a może raczej rakietą ziemia(Antar)-ziemia(Ziemia). Coś tam pewnie jescze było, bo Nicholasowi mimo wszystko nie sposób odmówić inteligencji (głupi nie był).Dlaczego Michael wolał pojechać do Vegas z Maxem a nie Marią? Może miał dosyć "dziubasków" jak to określił... Zresztą trzeba przyznać - Maria czasami może być męcząca
Dzisiaj przedostatni odcinek How to Disappear Completely - część 28 Była pierwsza w nocy a Liz niemal od godziny leżała bezsennie w łóżku. Max nie wrócił do Crashdown więc kiedy Michael i Tess wyszli, pogasiła wszystkie światła i poszła na górę.Wrócę, obiecał.Zastanawiała się nerwowo co zaszło z Isabel – co zatrzymało go na tak długo – i niepokoiła się coraz bardziej. Wiedziała, że przyjdzie do niej w nocy, wiedziała bo otaczała ją jego energia którą w sobie czuła. Tak bardzo się spóźniał.Przewróciła się znowu na łóżku patrząc w puste okno. Spodziewała się ujrzeć go lada chwila, przyzywała go – ale była tak zmęczona po tym pełnym wrażeń dniu.Może czekając, tylko na moment zamknie oczy. ****Sen ją otoczył, składając wokół niej wszystkie niewyraźne kontury, przyćmiewał świadomość. Zaczęła lekko drzemać jednak wszystkie zmysły miała wyostrzone w oczekiwaniu na Maxa. I tęskniła trwając w tym niespokojnym stanie półsnu.Pragnęła cieszyć się z nim, zaznaczyć ten dzień w szczególny sposób bo po raz pierwszy nic nie stało im na drodze. Poznali swoje prawdziwe przeznaczenie...i mogli wkroczyć w przyszłość bez przeszkód.Przewracała się niespokojnie we śnie, tak bardzo go potrzebując.Spragniona swojego ukochanego.Zamglone obrazy...jeep Maxa, jej włosy rozwiane na wietrze, rozjaśnione blaskiem słońca. Śmiech...ich obojga, na przemian, ulatujący radośnie ku niebu.Zblakło światło dnia, nastanie nocy...gwiazdy...niebo. Całuje ją...spowija ich atramentowa ciemność, mroczniejsza gdy Max przykrywa ją sobą. Coś w niej drgnęło...ciepło. Dojmujące ciepło i leciutki dotyk na skórze.Ocknęła się nagle i zobaczyła klęczącego przy łóżku Maxa, ledwie był widoczny w nikłym świetle księżyca.- Przepraszam – szepnął przeciągając delikatnie palcem wzdłuż jej policzka – Nie chciałem cię obudzić.Uśmiechnęła się w ciemnościach – Żartujesz ? Czekałam na ciebie.Pochylił się nad nią całując czule, jego wargi miały zaskakująco słony smak – i tak znajomy. Spotkała je i odpowiedział wchodząc w jej usta głębiej.I wtedy otulające podczas snu ciepło wniknęło w jej ciało mocniej rozchodząc się do każdej jego części. W pokoju było cicho, słychać było tylko lekki oddech Maxa owiewający jej twarz.- Chodź – szepnęła.- Jesteś pewna ? – zapytał spoglądając na drzwi sypialni.- Tak – odetchnęła – Bardzo cię teraz potrzebuję.Przesunęła się, nagle świadoma swojej skąpej koszulki i bielizny kiedy kładł się obok. Przygarnął ją do piersi, był jak piecyk w zderzeniu z zimową nocą.- Z Isabel w porządku ? – szepnęła.- Tak – całował ją znowu, teraz pełniej i bardziej zmysłowo – Musiałem zabrać ją do domu i poczekać aż rodzice się położą. Dlatego to tak długo trwało – mruczał jej do ucha – Godzinami na to czekałem, Liz.Z westchnieniem ulgi wsunął dłonie pod jej koszulkę. Gładził po plecach, pocałunki pogłębiały się, były tak soczyste, tak rozkoszne.- Twoi rodzice...- zapytał przesuwając ustami po twarzy a potem w dół aż do szyi.- Musimy zachowywać się cicho – szepnęła – Spokojnie.Nieoczekiwanie zatrzymał się wpatrując się w jej oczy. W jego oczach płonęła niewiarygodna tęsknota, ale ona widziała w nich dużo więcej – nagą, nieskrywaną miłość – namiętność, spotęgowaną napięciem poprzednich dni.- Co ? – szepnęła.Uśmiechnął się, gładził jej włosy odgarniając je z twarzy i wolno potrząsnął głową. Przytulił dłoń do policzka, przysunął usta tak by mógł chłonąć jej oddech...jednak nic nie mówił.I wtedy poczuła...wiedziała co teraz robi.W nagłym, rosnącym rytmie przemknęło po niej ciepło rozchodząc się po całym ciele – rozdarta energia Maxa wypalająca każdą cząstkę jej ciała.Całego ciała, nawet te najbardziej delikatne miejsca. Miejsca, które teraz należały wyłącznie do niego.Otwierała się do niego powoli, dręcząc go – a potem wszystko wezbrało i poczuła coś więcej niż tylko jego energię...poczuła Maxa.Był na niej, dotykał jej.Prześlizgiwał się wzdłuż skóry, przedzierał poprzez ich zespolenie a kiedy patrzyła na niego w ciemności, leżał zupełnie nieruchomo.Przycisnął usta do jej czoła całując leciutko a ona upajała się odgłosem jego przyspieszonego oddechu. Kochali się w najgłębszy, najbardziej tajemniczy...i najspokojniejszy sposób. Rodzice się nie dowiedzą – ta myśl pozwoliła jej odsłonić się odrobinę i Max wdarł się w nią, tak desperacko, tak pełen pożądania. Odnalazła w ciemnościach jego usta i pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne.W sposób w jaki się z nim droczyła, nie chcąc się zupełnie otworzyć, i leżąc obok niego w tej kusej koszulce, doprowadzał go do obłędu. Jeżeli nie mógł kochać się z nią fizycznie to przynajmniej pragnął zupełnej jedności...zespolenia, które wykluczałoby wszelkie inne doznania. A jednak celowo go prowokowała, igrała z nim miłośnie i robiła to tak niewinnie. Czuł ją na sobie jak szept muskający jego skórę.I wreszcie rozpostarli się szeroko – teraz ona była w nim i on w niej. Och, ale on pragnął by ułożyła się w nim wygodnie...a ona kręciła się i wirowała. Próbował ją wyciszyć a ona szukała go niespokojnie tam i z powrotem, aż w końcu jedno odnalazło drugie.W najgłębszym zachwycie dotykał jej duszy....była tak szczera, taka piękna. I jak poprzednio zobaczył kolory...karmazynowy i zielony...i troszkę purpury. Obracały się, przenikały, mieszały ze sobą. A potem kolory połączyły się w jedną, niespotykaną barwę w chwili, kiedy poczuł jak dusze sekretnie się spajają.Westchnął miękko czując dziką satysfakcję kiedy Liz wzdrygała się w jego ramionach. Zdawał sobie sprawę jak ciężki staje się teraz jego oddech i jak bardzo pragnie jej fizycznie. Po prostu nie można było oddzielić dwóch różnych wymiarów miłości...jedno kochanie zawsze prowadziło do następnego.Skarbie, jęknął, To nie wystarczy...Wiem, odpowiedziała całując go po szyi.Pragnę cię całą, błagał.Położył ją na plecy, całował szyję i jeszcze niżej aż do obojczyka a ona rozpinała mu koszulę. Pomógł jej zdjąć koszulkę uwalniając piersi, miał je teraz miał pod sobą, a do nich, jak po ścieżce wiodły jego usta drobne pieprzyki.Och, widział je w świetle księżyca, jak cudowne pokrywają skórę.Naprawdę tak ci się podobają ? chwytała oddech.Umm… nie był w stanie niczego więcej powiedzieć.Uniósł głowę, przesuwając delikatnie palcami po ciemnych plamkach prowadzących do piersi.Jej dygot poczuł w sobie jak porażenie. I to, że podobnie reagowała na każdy jego dotyk wywoływało u niego uczucie ogromnej pokory.Właśnie tak się czuję kiedy mnie dotykasz, przypomniała mu szeptem.Pokaż mi, nalegał.Położył się na niej wsuwając delikatnie kolano między uda. Skończyła rozpinać mu koszulę rozsuwając na materiał na boki i teraz została tylko skóra przy skórze. Nagie piersi przylgnęły do siebie, tak łagodnie jedne do drugich.Jęknął głośniej – mimo wszystko nie potrafił się opanować.Max, ostrzegła go cichutko.To twoja wina, żalił się.A w odpowiedzi, jak gdyby promyk słońca zatańczył wzdłuż jego ramion, pleców, migoczący złoty pyłek na całej skórze...Liz szeptała z głębi ich dusz, coś mu śpiewała...Co próbowała mu powiedzieć ?Wejdź we mnie, moja miłości, przyzywała go miękko.Musiał natychmiast uwolnić się z tych przeklętych dżinsów.Szybko się ich pozbył i z ukojeniem znowu położyła się na niej. Czuła przez spodenki jak bardzo był rozbudzony. Przycisnął się do niej i pomimo bielizny zaczęli miękko, rytmicznie poruszać biodrami. Kołysali się łagodnie tam i z powrotem, i Liz czuła jak z ich zespoleniem dzieje się coś dziwnego. Nagle, bez ostrzeżenia staje się spragnione i naglące. Próbowała przyciągnąć go jeszcze bliżej do siebie, jak gdyby desperackie, fizyczne pożądanie pominęło ich zespolenie. Pamiętała, że wcześniej się połączyli, jednak teraz wybiegło to znacznie dalej – potrzebowała go jeszcze mocniej.Zsunęła spodenki wzdłuż jego gorących bioder, on rozebrał ją do końca wślizgując się między jej nogi. Była niebywale mokra i wystarczył zdecydowany ruch by znalazł się wewnątrz, wypełniając i otulając ją swym ciepłem.Musimy zachowywać się bardzo spokojnie, szepnęła.Nieprawdopodobne fizyczne pragnienie, nie reagujące na wszelkie inne doznania. Pozostały jedynie dwa ciała wyczulone na tak silne wołanie.Max delikatnie zaczął się w niej poruszać i w tym samym czasie poczuła jego uchwyt wewnątrz ich zespolenia. Duchowe łączenie stało się nagle głębsze, bardziej intensywne i przygarnął ją mocno w sobie, zachłannie i zaborczo – bo ich fizyczna miłość była tylko odbitym obrazem tego, co działo się w obrębie ich dusz. Tak głębokie łączenie mogło rozgrywać się jedynie w wewnątrz skrywanych, nieznanych im wcześniej miejsc. Jak w jakimś osobliwym tańcu, kochały się obca i ludzka natura czerpiąc z jednej i drugiej po trochę, raz z tej, raz z tamtej.Odgarnął jej włosy z twarzy i patrzył w oczy. Nagle jego ruchy złagodniały i w pełnej oczekiwania ciszy tkliwie gładził ją po włosach wpatrując się w nią, aż łzy podeszły jej do oczu.Miękko kołysał się w niej, tam i z powrotem i nie mogła uwierzyć w to co się z nią dzieje – jak pożądanie zaczyna się nasilać wprawiając jej zmysły w nagłe szaleństwo.Oddechy stawały się urywane i chrapliwe a ciała bardziej uporczywe i stanowcze kiedy rytm ruchów przybierał na sile. Jego pragnienie wzmagało się, było odbiciem jej własnych odczuć i cicho jęczał przy jej uchu podczas gdy w sobie słyszała jego krzyk. Namiętność potężniała, wiodąc oboje do granic...i dalej, by powracać jeszcze raz i jeszcze raz.I gdy się dokonało a Max wciąż łagodnie tulił się w niej, mogli jedynie pozostawać w bezruchu i milczeniu.Gładziła go po plecach, czując pod dłońmi zarysy mięśni i linię kręgosłupa by w końcu wsunąć palce w jego włosy kiedy on ukrył twarz w jej włosach. Oddechy zwalniały, a w niej pozostał pogłos i blask jego energii. Zauważyła to już poprzednim razem - jak gdyby za każdym razem zostawiał w niej część swojej mocy – ślad promieniującego światła rozbudzonego jego kochaniem.Jak gdyby Max wchodząc do jej ciała i duszy, ogniem przecierał szlak i naznaczał ją sobą.*****Leżeli teraz lgnąc do siebie. Był senny i tak wyczerpany...ale chciał pozostać z nią.Liz, wszystko zmieniło się na zawsze.Wiem.Nawet trochę się boję, przyznał. Podniosła na niego zaniepokojone oczy. Nie,...chodzi mi o to, że to prawie nierzeczywiste. Mieć cię tak zupełnie...Przytuliła dłoń do jego policzka a potem pogładziła po twarzy.Wiedząc, że kiedyś byłaś moja, i że z tak daleka...znowu odnaleźliśmy do siebie drogę, ciągnął.Tak się stało ponieważ byliśmy sobie przeznaczeni, Max. To nie był przypadek.Skinął głową. Wiedział, że mimo ogromnych obaw musi się z czegoś jej zwierzyć.Ale powinna się dowiedzieć.Co to jest ? zapytała odczuwając w sobie coś, czego nie umiała nazwać. Właściwie nie lęk...tylko niepokój. Przygarnął ją mocniej. Położyła mu głowę na piersiach a on gładził jej włosy i bawił się ich pasmami.Jest coś czego ci nie powiedziałem, Liz.Co ? poczuła lęk. Przecież pozbyli się wszystkich tajemnic, więc co to było ?To stało się... kilka miesięcy temu, już po pojawieniu się Tess. Pewnej nocy miałem sen. I przypomniałem sobie swoją żonę. Westchnął. Boże, jak ja ją kochałem... Serce zaczęło się w niej tłuc. Kochał ją poprzez wszystkie istnienia, i on to pamiętał...Nie powiedziałem ci o tym bo nie chciałem sprawić ci bólu...pomyślałabyś, że chodzi o Tess. Ale to byłam ja, dokończyła miękko.Tak, patrzył w jej oczy. I coś jeszcze Liz...wszystko odbywało się w ten sam sposób...dokładnie jak teraz, te same emocje... Tylko teraz jest bardzie intensywne, prawda ? zapytała szeptem.Chwilę się wahał a potem powiedział – Z jakiegoś powodu zwielokrotnione.Może dlatego, że nie po raz pierwszy idziemy tą drogą. Max odwrócił się na bok, tuląc ją do piersi i schował twarz w jej włosach. Pragnął snu - czuła to. Otoczył go taki spokój, pewnie także dlatego, że podzielił się tym co przed nią ukrywał.Leżeli tak długi czas, w ciszy i bliskości, w odgłosach rytmicznych oddechów – w nocnym tam i z powrotem - i w poczuciu nagich ciał przy sobie.Odniosła wrażenie, że ich połączenie zmienia się w coś miękkiego i kojącego jak ciepła kąpiel, i po tym poczuła że Max zasnął.A jednak trwali w zespoleniu, nawet gdy spał tak spokojnie w jej ramionach.Ale ona nie chciała jeszcze zasnąć – pragnęła zachować tę chwilę w pamięci, wyryć ją w sobie na zawsze.Jeden wspaniały dzień wtapiał się w kolejny, nowy, który już się właściwie zaczął. W przyszłości być może czeka ich wiele bitew, ale wiedziała, że będą walczyć razem, stojąc jedno przy drugim.Bo teraz istotnie należeli do siebie, w sposób niewyobrażalny...i nikt, nigdy nie będzie w stanie ich rozdzielić.Ten czas wreszcie należał do nich. Cdn.
Ach , zaraz będzie koniec. Popłakałabym dłużej gdybym nie wiedziała, co będzie w ostatniej części , absolutnie fajne zakończenie!!!
Coś nie za wcześnie, królowo Liz? Takie słowa mogłabyś spokojnie recytować po ostatnim odcinku, a nie już teraz! Ja się nie zgadzam! Autorka sama spoileruje we własnych opowiadaniach!Bo teraz istotnie należeli do siebie, w sposób niewyobrażalny...i nikt, nigdy nie będzie w stanie ich rozdzielić.
Buuuu, koniec...ja tak nie chcę Powtórzę się, ale nikt w tak oszałamiający sposób nie potrafi pisać o miłości fizycznej, jak RossDeidre...właściwie cały ostatni rozdział poświęcony był właśnie temu aspektowi związku Maxa i Liz a nie potrafiłam się od niego oderwać, choć w wielu opowiaaniach pomijam tzw. pikantne kawałki, znudzona, albo zdgustowana...kiedy niektórym autorom wydaje sie, że aby wytworzyć aurę erotycznego napięcia, trzeba przez 20 stron w wordzie opisywać Maxa i Liz kotłujących się w pościeli, detaliczne opisy miłości francuskiej, krzyków, jęków i orgazmów w rezultacie śmiać się człowiekowi chce i ogarnia go znurzenie....To WSTYD, naprawdę wstyd, że ta dziewczyna ( a raczej kobieta ) nie zdobyła jeszcze nagrody dla najlepszej pisarki Dreamer, a żadne z jej opowiadań takiego tytułu...wstyd To naprawde ironia losu, że autorka która jak nikt inny potrafi oddać meandry i delikatność uczucia M&L, figuruje na roswellfanatics jako najlepsza autorka- owszem- opowiadań UC i opowiadań Slash Dzięki Elu, za piekne przetłumaczenie tego rozdzialu...co będzie z "Gravity always win"?
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Hotaru, inaczej być nie może. I dlatego dla mnie RosDeidre ZAWSZE będzie na pierwszym miejscu w opowiadaniach Dreamer. I w AS i AN , i teraz w HTDC z takim zachwytem opisuje miłość M&L. Nie czytałam jej opowiadań typu Slash czy UC, i ciekawa jestem czy z równą pasją potrafi pisać o uczuciach ale tutaj wiemy, autorka sugestywnie przekonuje, że ta miłość jest jedyna...bo nie ma innej alternatywy.I zgadzam się z Lizziett, to zaskakujące i wstyd, że pisarka takiej miary nie zdobyła w tej dziedzinie żadnej nagrody. Głównie chyba nagradzano ją za portrety bohaterów...łącznie z postacią Marco i Sereny. U nas zdobyła serce także w kat. „Najlepsze (najdojrzalsze) opowiadania.” Jestem przy ostatniej części HTDC...rzeczywiście jest wzruszająca.Nie wiem Aniu co będzie dalej... Wypadałoby wziąć się za Exit Music...muszę przeczytać. bo zupełnie go nie znam.No i pozostaje Gravity...Moje ukochane. Przyznam się, że spędza mi sen z oczu. I dosłownie i w przenośni Kiedyś w nocy przymierzyłam się do Gravity...i nie wiem. To już zupełnie inny styl pisania, jest piękne...cudownie się czyta, zapiera dech....i tym bardziej ostrożnie i z rezerwą do niego podchodzę. Zresztą kto czytał, a Lizziett i Hotaru tak, wiedzą czym jest Gravity...Tłumaczenie może zawierać wiele interpretacji, jest tam sporo trudnych odniesień...tekst, treść, styl jest tak pociągający, ale zdaję sobie sprawę z moich ograniczeń. I to nie jest żadne krygowanie się...Zawsze byłam zdania, że albo coś będzie zrobione dobrze albo lepiej w ogóle się nie zabierać.Dzięki Lizziett za piękny fanart, no i te kolory...A skoro o kolorach mowa...czyż nie wspaniale autorka pokazuje obraz wnętrza (duszy) ? Pole dla naszej wyobraźni.Autorka sama spoileruje we własnych opowiadaniach!
No właśnie...dojrzałość. Nie mogłaby pisać w sposób tak pełen ciepła, zrozumienia i delikatności, gdyby brakowało jej dojrzałości...ona nie krytykuje, nie rzuca oskarżeń, nie miesza z błotem, nie dzieli na "słusznych " i "Niesłusznych", na to kto czyje uczucia podeptał, a kto nie...nie spotkałam się z sytuacja, w której jeden z bohaterów stałby się obiektem na którego wylewano by pomyje, wyżywając na nim swoje frustracje i karząc za tak zwane grzechy...gdyby brakowało jej dojrzałości, nie pochylała by się z taką miłością i szacunkiem nad każdym ze swoich bohaterów. Mało kto to potrafi...mało kto. Na myśl przychodzi mi jeszcze EmilyluvsRoswell i jej rewelacyjne "Revelations" oraz "Pilgrim souls"- no przecież idealny pretekst do wylewania pomyj i rzucania błotem. Sk...Max wraz z sk...Michaelem, polecieli w przestworza, pierwszy kłamiąc, drugi bez pożegnania, druzgocząc uczucia Liz i Marii, obie wpedzając na duższy czas w depresję.Wiesz co by się działo gdyby taki temat dorwała inna autorka? Z Maxa zostałyby drzazgi, z Michaela żałosne szczątki, i opowiadanie o straszliwych cierpieniach świętej Liz, która w finale popełniłaby samobójstwo względnie umarła na raka.A Emily napiała przypowieść o dojrzewaniu, przebaczeniu i szansie na nowe życie.U nas zdobyła serce także w kat. „Najlepsze (najdojrzalsze) opowiadania.”
"Zimowe przesilenie" jest tak jak AS opowiadaniem typu PG- 13, nie ma tam miejsca na tzw "namiętne sceny erotyczne"...zresztą nie ma ku nim potrzeby...w finale- tak jak w AS, pojawia się subtelny erotyzm Liz i Mchaela...Ale pytasz pewnie tak o ogólną sferę miłości. Cóż, skoro ja- dreamerka do szpiku kości, roniłam łezki ...trudno to opisywać, może poprostu spróbuj, nie otrujesz się zresztą to jest krótkie.Co do Slash to przeczytałam tylko kilka rozdziałow CTT więc trudno mi sie wypowiadać ...powiem tylko, że tam mozna natrafić na tzw "namiętne sceny erotyczne" Michaela i Liz...tylko najpierw trzeba przebiec pędem przez te chłopackieNie czytałam jej opowiadań typu Slash czy UC, i ciekawa jestem czy z równą pasją potrafi pisać o uczuciach ale tutaj wiemy, autorka sugestywnie przekonuje, że ta miłość jest jedyna...bo nie ma innej alternatywy.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 40 guests