T: The Gravity Series: HTDC & Exit Music [by RosDeidre]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Dzisiaj Kotek wrzucę kolejną część. Rozmawiałyśmy po angielsku bo chciałam żeby RosDedre także w tym uczesniczyła. To cudownie że napisała trochę na temat muzyki jaką włączyła w swoje opowiadania. A ponieważ linki zniknęły już dawno nie pamiętałam jakie tam są utwory. A utwór Radiohead - "HTDC" i "No Suprice" należą do moich ukochanych...i o dziwo ściągnęłam je jako jedyne wtedy kiedy jeszcze można było. Czy wiecie, że RosDedre ma zamiar opublikować HTDC i Gravity Always Wins w formie książkowej? I jeszcze jedno, prawdopodobnie nie ma także strony roswell.na.nu. Unikalna bo były tam wszystkie utwory z serialu.
Wiem, Eluś... Jestem pogrążona w żałobie, miałam przepisać sobie momenty, w których grano piosenki, ale ja jak to ja - odkładałam to na później i zapominałam o tym, a teraz utknęłam w połowie pierwszej serii Nie ma to jak skleroza wieku podeszłego.A ja jestem ciekawa, czy Deejonaise wyda "Color of love"... Nawiasem mówiąc - nie będzie miała żadnych kłopotów i innych takich, że to niby bohaterowie czegoś innego...? Nie znam się na prawach autorskich, ona ma to w małym palcu. Było by wspaniale, ale nie wierzę, że i my w Polsce moglibyśmy to przeczytać, no, chyba że zawarłabyś z nią umowę, Elu...
Ok, strona działa...no to jedziemy How to Disappear Completely - część 24- Chyba dałem plamę, Liz – przyznał patrząc na nią.- Co masz na myśli – zapytała z zainteresowaniem.Mógł tylko zamknąć oczy pragnąc żeby wszystko rozegrało się inaczej – by chronić ją jak najdłużej przed tym co chciał jej powiedzieć.- Chronić mnie przed czym, Max ? – teraz usłyszał w jej głosie lęk i drżenie ręki w swojej dłoni – Powiedz, proszę - naciskała.Ona wie, Liz. O nas...odpowiedział cicho – Nie wiem skąd ale po prostu wie – przetarł oczy zmęczonym ruchem dłoni.- Co powiedziała ? – odwróciła się do niego. W dalszym ciągu siedzieli na występie skalnym.- Podczas przerwy cały czas wpatrywała się we mnie z takim dziwnym wyrazem twarzy. Potem, po lekcjach podeszła i zapytała czy pouczymy się razem po południu a ja odpowiedziałem, że nie mogę.- Ponieważ miałeś spotkać się ze mną – dokończyła spokojnie.- Tego jej nie mówiłem – popatrzył na nią znacząco – Naprawdę, ale ona popatrzyła na mnie ze strasznym wyrzutem i powiedziała – Wróciłeś do niej, prawda ?- I co odpowiedziałeś ? – zapytała z przeciągając głos.Max jęknął. Jak mógł być tak głupi ? Dlaczego nie skłamał ?Powiedziałeś jej... Skinął tylko głową i Liz wzięła głęboki oddech.Och, Max. Nie. Skrzywiła się zdając sobie sprawę z tego co się stało.- Odpowiedziała, że dłużej nie jest w stanie tego znosić - mówił - Próbować przekonywać mnie do mojego przeznaczenia jeżeli sam tego nie chcę.Popatrzył na Liz, widział niedowierzanie i lęk w jej oczach.- Ona odejdzie, Max – powiedziała i zauważył jak szybko pobladła na twarzy.- Nie – zdecydowanie potrząsnął głową – Nie wierzę...Jest tylko zdenerwowana.- Powiedziałeś jej, że musimy z nią porozmawiać ? Że są sprawy, które należy jej wyjaśnić ?Przez chwilę milczał wiedząc, że to najtrudniejsza część z którą musi podzielić się z Liz, czymś co może w niej zasiać lęk o ich przyszłość.- Odpowiedziała, że jej na tym nie zależy, nie chce nawet o tym słyszeć i że skończyła z nami.Ciężko westchnęła i Max odczuł jak fala bólu uderza prosto w jego piersi. Wszystko przez co przechodziła Liz – jej cierpienie kiedy popychała go w stronę Tess - poszło na marne przez jego nierozsądne zachowanie.Max, nie możesz się winić. Starała się go pocieszyć kładąc dłoń na jego udzie. Przez chwilę na nią patrzył i dostrzegł obrączkę. To ona była jego żoną – także w innych przestrzeniach czasowych – nie Tess. Dlaczego miałby kłamać ? Gładził palcem złoty krążek. Nie chciał już więcej wypierać się Liz, zwłaszcza teraz.- Nie rozumiem skąd ona wie – powiedziała miękko.- Liz, myślę, że może...być może obserwując mnie – szepnął z naciskiem.Spotkała jego wzrok i nagle poczuł się zmieszany...prawie onieśmielony.Sądzę, że może inaczej wyglądam z powodu...i głos mu zamarł. Jak mógł czuć się tak niezręcznie wobec kobiety z którą był tak blisko ?Nie rozumiem ? nalegała delikatnie, ściskając mu dłoń.Nie sądzisz że to, co wydarzyło się między nami może być widoczne ? zapytał miękko.Zadrżała i dłuższą chwilę przyglądała się jego twarzy. Wyciągnęła rękę, gładziła lekko po policzku. Jej dotyk uciszał jego duszę a wtedy opuściła wzrok i wtedy on odczuł jej nagłą nieśmiałość.Nie wiem, wyszeptała w końcu. Wiem, że ja się zmieniłam...głęboko zmieniłam przez ciebie...przez to. Może to oczywiste.Pobraliśmy się Liz...w sposób kompletnie obcy. Może Tess jakoś to odczuła. Długo patrzyła mu w oczy lekko się rumieniąc i poczuł jak ich więź wskrzesiła lekki ogień. Tak, to musiało ich zmienić w najgłębszym stopniu – przecież była teraz jego częścią. Więc dlaczego on nie może wyglądać inaczej ? W pewien sposób odmieniony ?- A może powodem było to, że cały dzień łaziłem szczerząc zęby jak kompletny idiota – lamentował – Powinienem być bardziej ostrożny.Zalały go ogromne wyrzuty sumienia, poczuł jak odciskają się na ich zespoleniu i uderzają w niego z powrotem.Gładziła go palcami po policzku i skóra pod dotykiem robiła się coraz bardziej gorąca.Gojenie...spłynął na niego cień ukojenia. Serce w nim drgnęło i całe to poczucie winy znikało z jego duszy.- Wiesz Max, nigdy tak do końca nie dowiedzieliśmy się jakimi zdolnościami dysponuje Tess. Może potrafi czytać w twoich myślach.- Może – przytaknął jej ponuro – Jednak bez względu na powód, ona wie – westchnął ciężko – I to nie wszystko. Jest jeszcze więcej.- Co jeszcze ? – słyszał w jej głosie obawę, wyczuwał ją w niej.- Powiedziała, że jedynie ją wykorzystywałem...że przyszedłem do niej tylko dlatego, że spałaś z Kylem i że jestem głupi wracając do ciebie po tym co zrobiłaś...Och, w nieskończoność o tym mówiła – popatrzył na nią i zobaczył błysk gniewu w jej oczach – I powracał ciągle ten sam temat, że w ubiegłym tygodniu z nią chodziłem.Na długą chwilę zapadła cisza i Max czuł jak w Liz gotuje się gniew przedzierający przez ich zespolenie.- A chodziłeś ? – miała napięty głos.- Liz ! – krzyknął – Jak możesz mnie o to pytać ?- No cóż...sądziłeś że spałam z Kylem – odpowiedziała słabo.- Niczego nie zrobiłem. Tamtej nocy okazała mi trochę przyjaźni, to wszystko.I nagle poczuł buzującą w sobie złość. Właśnie to zawsze robiła Tess – zasiewała wątpliwości, rodziła pytania.Liz szybko wstała i zaczęła chodzić. Zalała go fala jeszcze innych emocji ...nieznośnego bólu serca...lęku, że go utraci...niepokoju o ich przyszłość.I wtedy gwałtownie zaczął wzbierać gniew, który uderzył w niego całą siłą – gniew, który jak wiedział rósł w Liz od miesięcy Obserwował ją i widział jak zaciska mocno w pięści rozdygotane dłonie. Jak zatrzymuje się patrząc na niego z góry płomiennymi oczami, pełnymi emocji i czuł jak wszystko się w niej gotuje.- To takie niesprawiedliwe – wykrzyknęła. Słowa pobiegły w stronę pustyni i wróciły do nich echem – Wybacz ale muszę dodać, że to absolutnie, kurewsko niesprawiedliwe !Był zaskoczony, bo nigdy nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy jak Liz przeklina – i wtedy, pomimo przygnębienia zaczęło w nim wzbierać dziwaczne pragnienie by się roześmiać.Widział już wcześniej jej gniew ale to nie było to, co teraz – przedtem raczej ukrywała go w sobie, teraz była to rozżarzona do białości wściekłość, która jak przypuszczał powinna była znaleźć ujście wiele miesięcy wcześniej. Brała swój początek od czasu ich rozstania sześć miesięcy temu, a uczucia te nasiliły się po wizycie jego innego wcielenia z przyszłości. Przeszła tak wiele niosąc ogromny ciężar na swoich kruchych ramionach.Jego ciężar. Przygniatana każdym z nich.Jego przypuszczalne przeznaczenie miało być naznaczone jej zbolałym sercem.Kucnęła obok niego - Nie sądzisz, że to niesprawiedliwe, Max ? Nie myślisz tak ? – naciskała, głos miała rozdarty wzburzeniem – Chcemy tylko się kochać i być razem...a Tess odrasta w nieskończoność jak stugłowa hydra.Gładził ją uspokajająco po ramieniu.Ciii...jego szept przebiegł jej po skórze. Cii...kochanie.Odpowiedziała lekkim dygotem.Czy to się kiedykolwiek uda ? Jakby zawsze kończyło się w tym samym miejscu...Tess zada ból i odejdzie...i zdaje się że zakończy to zdradą..., jej głos był taki cichy i rozżalony – Ciebie, Max. Ona ciebie zdradzi.- Nie tylko mnie. Nas wszystkich.- Ale to będzie wymierzone w ciebie. Nie widzisz tego ? I to jest to, co złamie mi serce najbardziej – dokończyła łamiącym się głosem.I wtedy pojął, że jej żal nie był wywołany niesprawiedliwą sytuacją ale dobijała ją myśl, że Tess go zdradzi, sprawi mu ból w każdy możliwy sposób. Doskonale rozumiał te uczucia ponieważ nie pragnął niczego więcej by sam był w stanie chronić ją przed całym tym cierpieniem.- Liz będziemy z nią rozmawiać. Wierzę w list Marco – jeżeli zrozumie swoje prawdziwe przeznaczenie to się zmieni. Teraz tak to wygląda bo przecież ona o niczym nie wie.- A co będzie jak odejdzie zanim się z nią zobaczymy ? A jeżeli nie będzie chciała słuchać ?Usiadła i patrzyła mu w oczy. Tak bardzo pragnął rozproszyć jej obawy, uciszyć serce ale i on do końca nie był przekonany czy Tess ich posłucha.- Musimy wierzyć, że tak – powiedział z naciskiem.Otoczył ją ramieniem. Jej skóra, w zapadającym na pustyni zmierzchu robiła się coraz chłodniejsza. Ich więź będąca zwykle źródłem ciepła, także pochłodniała. Po tym wszystkim ledwie czuł ją przy sobie i nagle poczuł się samotny. Przyciągnął ją tuląc twarz w jedwabistych włosach.- Liz pojedziemy do niej od razu. Prosto stąd, dobrze ? – odetchnął – Trzeba być silnym...musimy pamiętać o co walczymy – dokończył miękko.Pamiętaj, że cię kocham....że zawsze będziesz bezpieczna w moich ramionach. Wolno zaczął napełniać ją swoją siłą, przyciskając ją mocniej. Musieli się jednoczyć – przecież o tym mówił Marco – to stosowało się także do nich dwojga, nie tylko do całej grupy.Poprzez ich połączenie przyciągnął ją jeszcze bardziej do siebie. Chodź bliżej, kochanie...bliżej, szeptał. I czuł jak zaczyna mościć się w nim głęboko, głębiej niż mógł przypuszczać. Jakby się w nim zwinęła i westchnął czując w sobie jej smak.I nagle rzeczywiście uwierzył, że uda im się przekonać Tess do prawdy.*****Tess w ponurym nastroju siedziała na kanapie obok Kyla, oglądającego telewizję. Kompletnie ją to nie obchodziło, gapiła się tylko w ekran ale Kyle zdawał się tego nie zauważać. Od kiedy tamtego wieczoru znalazła się w domu Valentich i kiedy tak zabawnie ją wtedy powitał, czuła się tutaj całkiem nieźle. Rzeczywiście wiele razy doprowadzał ją do śmiechu i stwierdziła ze smutkiem, że chyba on jest jej jedynym przyjacielem w Roswell.Z jakiego powodu miała zostać w tym nudnym mieście ? Przecież było tak wiele miejsc w których można zacząć wszystko od nowa i pewnie byłoby tam dużo ciekawiej niż w Roswell w Nowym Meksyku.Jak na przykład Los Angeles.Była tam z Nasedo tylko raz ale pomyślała, że któregoś dnia chciałaby tam zamieszkać. Wyjeździła się na wrotkach, na molo w Santa Monica za wszystkie czasy. Kto by pomyślał, że Tess Harding rzeczywiście potrafi się tak beztrosko bawić – tak po ludzku – śmigając na wrotkach ? Nasedo, zaskoczony pokręcił tylko głową kiedy to zobaczył.Nie, żeby oczekiwała tylko tego od życia, tych chwilowych radości – zdarzały się tak rzadko - wiatr od oceanu burzący włosy, słony smak powietrza na języku...Kyle zmienił nagle stację kończąc jej ciche marzenia. I dobrze. Nie było żadnej potrzeby by śnić na jawie o tamtym dniu w Santa Monica – powinna obmyślić jakiś plan ponieważ jej życie w Roswell przestawało mieć jakikolwiek sens.Nie umiała już iść do przodu kochając Maxa w taki sposób, ponieważ było to okropnie dołujące.Dlaczego czuła do niego tak niesamowity pociąg ? To było pewne – nie mogła mu się oprzeć wiedząc, że była wyznaczona by stać u jego boku.Tak naprawdę nie pamiętała żadnych szczegółów z ich poprzedniego życia, a także ich miłości. Pamiętała jedyną rzecz – że była skłonna umrzeć za niego tysiące razy. Jakie możesz mieć oczekiwania wobec kogoś jeżeli nie ma w tym miłości ? Jeżeli nie masz zamiaru dotrzymać zobowiązań ?Pokręciła lekko głową starając się rozjaśnić myśli.Niech diabli wezmą Maxa Evansa. Nic z tego nie rozumiał i była zmęczona starając się pokazać mu prawdę. I jak już jesteśmy przy tym, niech diabli wezmą także Liz Parker.To ona stwarzała prawdziwy problem.Dlaczego tak długo trwało zanim Nasedo odszukał Maxa ? Gdyby zjawili się w Roswell wcześniej wtedy Liz by jej nie przeszkodziła. Max dowiedziałby się kim ona naprawdę była.Wtedy by ją pokochał, a teraz...na wszystko było za późno.****Max skierował samochód w stronę domu Valentich. Liz poczuła jak skręca ją w żołądku i robi jej się niedobrze. Nie było sposobu by to obejść – to nie miało być miłe. Nie dla Maxa, dla Tess – i zdecydowanie nie dla niej. Czuła jakby miała stanąć twarzą wobec swojego najgorszego demona i zastanawiała się czy była wystarczająco silna by sobie z tym poradzić. Serce zaczęło szybko bić a dłonie stawały się coraz bardziej wilgotne.W czasie powrotnej drogi do miasta Max starał się dodać jej otuchy. Niekoniecznie słowami ale sercem. Odkąd opuścili jaskinię nie chciał przerwać ich połączenia i przez cały czas, spokojnie przelewał w nią swoją siłę. Czule szeptał jej imię, rozpalał i upiększał jej duszę pieszczotami i przez całą drogę czuła błogi spokój. Aż do momentu kiedy zobaczyli pierwsze domy, a teraz jej wzmocniona wola zaczęła ją zawodzić.- Max, zanim się z nią zobaczymy musimy to przerwać – przypomniała mu.Mimo ciemności widziała jego ciepły uśmiech – Wiem. Chciałem tylko by to trwało jak najdłużej.Powoli uwalniała się od niego, energia jaką odczuwali lekko przybladła, ale przyciągnął ją z powrotem na jeszcze jedną chwilę. Kocham cię, Liz. Pamietaj o tym, bez względu na to co się stanie.I szybko wyłamał się zostawiając po sobie mocne, złociste brzmienia przebiegające przez całe jej ciało.Zatrzymał samochód przy krawężniku, wyłączył silnik. Liz wciągnęła głęboki, wzmacniający oddech potem ciężko wypuściła powietrze.- Chodźmy – powiedział zdecydowanie – Jesteś gotowa ?- Będę gotowa kiedy przeżyję – odpowiedziała otwierając drzwi samochodu.Kiedy szła do domu Valentich trawnik zmoczony był rosą i pomyślała o wytartym frazesie z poezji Nietzsche...Kiedy patrzysz w otchłań, otchłań spogląda na ciebie. W tym przypadku otchłań miała blond włosy, niebieskie oczy i zabawnie doskonałe ciało. I otchłań z całą mocą pragnęła miłości jej życia.Cdn .
Last edited by Ela on Mon Mar 29, 2004 5:24 pm, edited 1 time in total.
Żal mi Tess... Co ona miała za życie? Czytałam wypowiedź Hotaru w "maratonie Roswell" -
I faktycznie, zawsze Tess jest kozłem ofiarnym... A ja cieszę się, że tutaj jest inaczej. Że ona też jest ważna (wcześniejsze słowa Marca) i cieszę się już na zapas. Cieszę się, że ona nie jest potworem i "stugłową hydrą", jak wyraziła się o niej Liz. I jestem ciekawa, czy panna Parker kiedykolwiek zastanowiła się nad Tess. Chyba nigdy nie pomyślała o niej inaczej jak o zdzirze, która usiłuje zabrać jej Maxa... A przecież Tess też ma swoje uczucia, choć w serialu Emilie pokazywała je tylko czasami. I to jest właśnie jedna z tych rzeczy, które zniechęcają mnie do osoby Liz i skłaniają (tak tylko odrobinę) w kierunku Tess... Dzięki Elu za kolejną część.Hotaru wrote:Bo wyobraźcie sobie, umierasz za faceta, zostajesz wysłana na inną planetę, bo jesteś jego żoną, ścigają cię przez 11 lat okrutni agenci i wojskowi, a kiedy odnajdujesz w końcu obiekt swojej miłości i westchnień, okazuje się, że nie dość, że cię nie pamięta, to jest z jakąś trzecią i nie chce cię znać... a kiedy w końcu jest z tobą, cały czas myśli o trzeciej. Wszystko zależy od punktu widzenia. Wcale się nie dziwię, że ostatecznie zgodziła się na plan Naseda. No, ale my od początku większość widzimy oczami Liz... i nie ma się co dziwić powszechnej niechęci do Tess.
No i ta otchłań się nazywała... no, jak jej tam.... aaaa... Tess Harding Rzeczywiście, prawie we wszystkich opowiadanich dreamerkowych Tess staje się kozłem ofiarnym - coś w rodzaju to jej wina, i każdy kto myśli inaczej jest taki jak ona. Bzdura Chyba nie muszę się wypowiadać, bo od razu wiadomo że świetne. No i ciekawe co na to Tess... wywali ich z domu czy nie wywali... oto jest pytanie Chyba raczej nie wywaliEla wrote:W tym przypadku otchłań miała blond włosy, niebieskie oczy i zabawnie doskonałe ciało. I otchłań z całą mocą pragnęła miłości jej życia.
Tess też ma swoje uczucia?! Nan, jaja sobie robisz A tak poważnie, to delikatnie mówiąc, niewielu to dostrzega...albo udaje że nie dostrzega...wiem że historie stawiające Tess na pozycji równiej Liz, spotykają sie z gromkim oburzeniem...jednym z obok Gravity Trilogy, najlepszych opisów Tess, jst ten z "Where we were before" Ashton...nie traci w nim nic ze swojego słynnego charakterku, nieco zdzirowatego stylu bycia i ciętego języka, ale jest postacią bardzo pozytywną i słowo daję- chwilami budzącą większą sympatię niż Liz, która- choć to opowiadanie Dreamer, jest mocno zgorzkniałą, zaborczą młodą kobietą, traktującą Tess w sposób koszmarny,a Maxa jak coś na kształt osobistego dywanika kompletnie nie doceniając jego poświęcenia wręcz bawiąc się jego uczuciami...tego rodzaju odwrócenie sytuacji raczej nie spotyka sie z burzliwym entuzjazmem ...jest co prawda niewiarygodne, ale całkiem interesujące...i typowe było to, że ludzie owszem- użalali sie nad Maxem i psioczyli na okrutną Liz, ale NIKT, kompletnie nikt nie uznał jej zachowania wobec Tess za niesmaczne.I jeszcze apropo problemów Maxa i Liz w tym rozdziale...szczerze mówiąc, cała ta bujda o " Maxie&Tess-żonie i mężu" nigdy mi ie podchodziła, tym bardziej że Michael i Iza nad swom rzekomym związkiem dośc szybko przeszli do porządku dziennego, natomiast mariaż Maxia i Tess był wałkowany w nieskończoność. Oprócz tego że nosili w sobie cząstkę kosmicznej natury, byli również- a może przedeszystkim ludźmi....zwykłymi młodymi ludźmi, którzy zwyczajnie spędzali czas, lubili hamburgery, Metallicę i Steinbacka...niby z jakiej paki mieli udawać małżeństwo?! Kiedyż to zawarli ten związek, hm? Bo nie przypominam sobie takiego odcinka. Nie mieli wobec siebie żadnych zobowiązań, więc wypadałoby raz na zawsze uciąć te smęty i zająć się czyms konstruktywnym, prawda? I jeszcze na temat rzekomej "miłości " Tess do Maxa, którą Kwiat W bił nas po oczach co dwie minuty...owszem, też wydawało mi sie, że z czasem, w trakcie 2 sezonu, ona naprawdę sie w nim zakochała, w końcu był jedną z nielicznych osób, które okazały jej troskę i odrobinę serca. Ale jej rzekom tzw niesmiertelna miłość to bzdura...wystarczy przypomnieć sobie jedną ze scen White room, kiedy znajdują jakieś ciało i podejrzewają, że to Max...Isabel i Michael wyglądali, jakby mieli zemdleć, natomiast Tess miała twarz jak z kamienia. Faktycznie, miłość do grobowej deski i z powrotem Dzieki Elu
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Lizziett, może to nie wina Tess jako bohaterki ale aktorki, która nie potrafiła oddać złożoności tej postaci, po prostu spłyciła ją zupełnie. I to jest chyba najbardziej prawdopodobne, bo prawdziwy obraz Tess, twarz zdrajczyni zobaczyliśmy dopiero w drugim sezonie, ktora przede wszystkim miała za zadanie zajść z Maxem w ciążę i sprowadzić ich wszystkich na Antar w łapy Kavara. Chociaż i w pierwszym sezonie pokazała swój zdzirowaty charakter (scena uwodzenia Maxa w laboratorum, całowanie się z nim na oczach Liz) a więc sentymenty do niej możemy sobie odłożyć na bok. Co innego w opowiadaniach...Dzisiaj albo jutro dodam kolejną część gdzie RosDeidre prowadziła tę postać, nadając jej cechy kogoś, kto się zagubił idąc desperacko za swoim złudnym przeznaczeniem, a miłość do Maxa była podyktowana raczej obowiązkiem i poczucem samotności niż prawdziwym uczuciem.A Nan prz okazji zweryfikuje to co napisała:
Dzieki za arcik.czy panna Parker kiedykolwiek zastanowiła się nad Tess. Chyba nigdy nie pomyślała o niej inaczej jak o zdzirze, która usiłuje zabrać jej Maxa..
No to czekamy Elu...mam nadzieję, że w decydującym momencie forum nie pójdzie sobie na grzybki To nie tak, że nie rozumiem Tess, czy też nie staram sie jej zrozumieć...o tym co sądzę o grze Emilie DeRavin, a raczej początkowej jej fazie już kiedyś pisałam...sama nie wiedziałam, co sądzić o jej występach w "Tess, Lies..." czy "Four Square"...z jednej strony nieźle wypadała jako typ "słodko przymilnej podstępnej zdziry" z drugiej chwilami była tak sztuczna, że koń by się uśmiał, za wszelką cenę siląc się na demoniczność ( ach ta Tess strasząca w toalecie i pod oknem Michaela )No i już tysiąc razy pisałam o Julie Benz czyli Darli w "Aniele ciemności", pokrewnej Tess postaci "złego ducha" Anioła...ktoś taki nadałby Tess pełnowymiarowość.Zawsze współczułam Tess, bo po smierci Naseda została praktycznie sama na tym świecie...z miną cyniczki i spryciary, zza której wyzierała niepewność...Isabel i Michael totalnie ją ignorowali a Max troszczył się głównie z litości ( bo co by o nim nie powiedzieć- jak ktoś napisał-ten chłopak nosił w sobie niewiarygodną ilość współczucia)- a tego uczucia ktoś taki jak Tess musiał nienawidzić z całego serca. Cieszyłam się, kiedy znalazła rodzinę u Kyle'a i jego ojca, naprawdę...wreszcie przystań, a Kyle był pokrewną duszą.Ale w "Wieczną miłość" do Maxa nigdy nie wierzyłam...i dziwiłam się, że taka niezależna dziewczyna babra się w tych smętach rodem z "Esmeraldy", a Max ( sezon 2) zamiast raz na zawsze to uciąć, wodzi wokół spłoszonym sarnim spojrzeniem Apropo Maxa....jeszcze jeden fanart...bo choć FMax rozpłynął sie już w powietrzu...to znam pewnien sentyment Eli lepiej wygląda w dużym rozmiarze
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Ech Aneczko, ten sentyment jest nieprzemijający Nie przez przypadek wzięłam się dwa opowiadania, których początek jest tak łudząco podobny. Jakże wdzięczny temat. Wizje pisarek na temat historii Maxa z Przyszłości. Gdyby Katims przeczytał i zastanowił się czy to czasem nie jest cudowny materiał na scenariusz... How to Disappear Completely - część 25Kiedy Kyle zostawił ich w pokoju samych, Tess usiadła naprzeciwko Maxa i Liz tulących się do siebie na sofie. Patrzyła w podłogę starając się za wszelką cenę unikać błysku jaki odbijał się w ich oczach. Teraz była już pewna tego co wcześniej podejrzewała – że przekroczyli pewną granicę.Dosłownie bił od nich blask. Jarzyli się nie tylko przeżyciem ludzkiego szczęścia - byli opromienieni...kosmiczną energią. Dostrzegła to widząc Maxa w szkole, a teraz patrząc na Liz upewniła się w swoich wcześniejszych podejrzeniach. Ale to poszło znacznie dalej. Tess widziała również jak w każdym z nich odbija się i odzwierciedla - że doszli do całkowitego końca.Było oczywiste, że się połączyli.Nasedo opowiadał jej o pobieraniu się obcych...łączeniu dusz, zespalaniu ich na stałe. Nie chodziło tylko o seks – zdarzyło się coś więcej, dotyczyło sfery duchowej zastrzeżonej tylko dla życiowego partnera.Wiedziała już wcześniej, że Liz na pewno nie spała z Kylem ale chciała by Max się martwił. Nie, było absolutnie oczywiste kto spał z Liz, i na pewno nie był to Kyle.- Tess, czy ty mnie słuchasz ? – miękki głos Maxa przerwał jej rozmyślania.Podniosła szybko głowę i zobaczyło coś dziwnego w jego złotych oczach – i kiedy zerknęła na Liz, zaskoczona spostrzegła na jej twarzy prawdziwy niepokój.Czego tak się boją? Co ich obchodzi co ona myśli o tym, że są razem ? Nie, to nie miało najmniejszego sensu.- Posłuchaj. Nie wiem skąd to wrażenie że potrzebujesz mojego pozwolenia na cokolwiek – zaczęła – Czy ja cię przed czymś powstrzymam, Max ?- Tess, bardzo się dla nas liczysz – powiedział z naciskiem – Właśnie to próbujemy ci powiedzieć.- No jasne – przewróciła oczami – Nikt z was nie żałowałby gdybym dzisiaj opuściła dom...czy wyjechała z Roswell na zawsze.Liz szybko potrząsnęła głową – Nie Tess, nie wolno ci wyjechać. Naprawdę cię potrzebujemy...jesteś dla nas niezbędna we wszystkim – dokończyła spotykając jej uważny wzrok.- We wszystkim ? – Tess uniosła brew – We wszystkim, masz na myśli... mojego byłego męża, którego mi wykradałaś ? – zaczęła podnosić głos – A może chodzi ci tak ogólnie o tę planetę ? A może – tylko przypuśćmy - chodzi ci o przeznaczenie Maxa ?Tess nie mogła sobie darować, że ogarnia ją gniew i uczucie zawodu, że zaczynają wylewać się z niej wszystkie frustracje jakie przeżywała od kilku miesięcy. Liz Parker odebrała jej jedynego mężczyznę, którego kochała – człowieka, do którego należała – który zapewniał jej pewną stabilizację. Wstała i zaczęła spacerować. Miała właśnie powiedzieć im co mogą sobie zrobić z tym ich przeznaczeniem, kiedy Max delikatnie ujął ją za przegub ręki.- Tess, proszę – studził ją - Mamy kilka spraw, które musimy z tobą omówić. Możesz się uspokoić i nas wysłuchać ?Wpatrywała się w niego i wyraz pociemniałych oczu odebrał jej odwagę. Zobaczyła w nich płomień i gorliwe pragnienie by się o czymś dowiedziała. Co mógłby jej jeszcze powiedzieć kiedy tak mocno był związany z Liz ? - To bardzo ważne – dokończył miękko.I patrząc na niego miała wrażenie, że następne słowa jakie padną zaważą na jej życiu i zmienią go dogłębnie. Poczuła jak gniew się ulatnia.*********Tess słuchała tej nieprawdopodobnej historii przez ponad pół godziny z oczami wbitymi w podłogę. Max nie wiedział dlaczego tak bardzo unikała kontaktu wzrokowego ale nie zaprzątał sobie głowy by ją zapytać. Od czasu do czasu, w którymś z bardziej zaskakujących momentów szybko podnosiła bladoniebieskie oczy w których połyskiwały jakieś nieodgadnione emocje. Zadała kilka pytań – logicznych, jak z satysfakcją zauważyli – jednak przeważnie słuchała. I chociaż męczyło Maxa, że nie mógł nic z niej wyczytać, on i Liz ciągnęli dalej, po kolei przekazując jej tę historię.Kiedy skończyli Tess utkwiła w nim wzrok i niepokojąco długo na niego patrzyła. Ale kiedy zaczęła się ironicznie śmiać, Max wstrzymał oddech.- Czy wy naprawdę myślicie, że uwierzę w to śmiesznie wpierane mi gówno ? – ciągnęła – Mój Boże, myślicie że jestem aż tak głupia ? Ale wyręczę cię Liz. Niezłą sobie stworzyłaś historyjkę by mieć pretekst do zdobycia Maxa.Max poczuł jak wzbiera w nim znajomy gniew.Cholera, Tess. Ona już nigdy nie sprawi bólu Liz. Właśnie miał się odezwać by jej nawciskać ale zanim się odezwał, gwałtownie poderwała się Liz.- Czy ty w ogóle masz jakiekolwiek pojęcie, czy chociaż odrobinę pomyślałaś, przez co przez ostatnie pół roku przechodziłam, Tess ? – mówiła z trudem.Tess otworzyła usta i Max zobaczył jak bardzo zaskoczyła ją wybuchowa reakcja Liz.- Pytam czy wiesz, Tess ? Zanim się pojawiłaś byliśmy z Maxem szczęśliwi. Kochaliśmy się – mówiła wzburzona a głos drżał jej z wściekłości – Wtedy wtargnęłaś w nasze życie i, jeżeli sobie przypominasz ja się odsunęłam by Max mógł podążyć za swoim przeznaczeniem. Razem z tobą.Tess poruszyła się niespokojnie a Liz stanęła przed nią z ogniem w oczach.- Wtedy właśnie, w poprzednim tygodniu przyszłam do ciebie – kiedy pojawił się Max z przyszłości – i próbowałam ci pomóc – głos jej się załamał – Pomóc w odzyskaniu Maxa. Mężczyznę, którego kochałam najbardziej na świecie...bo wierzyłam w wasze przeznaczenie.Jej głos, w którym było tak wiele gniewu zaczął wolno cichnąć i Max dostrzegł w jej oczach migoczące łzy – W przeznaczenie Maxa - dodała.- Posłuchaj Liz...- odezwała się spokojnie Tess.- Nie Tess, to ty posłuchaj – parsknęła – Możesz nam wierzyć lub nie, twój wybór – odwróciła się do Maxa – Ty zrób tutaj co musisz, ale ja już nie mam nic więcej do powiedzenia – podeszła do drzwi, otworzyła je by wyjść i na moment się zawahała.- Wiesz co Tess, chcemy ci tylko powiedzieć, że naprawdę jesteś nam potrzebna – zamilkła, patrząc znacząco i Max widział jak w jej oczach zamigotały szczere uczucia – Że Max także cię potrzebuje. I jeżeli to nie jest wystarczającym argumentem dla ciebie, no cóż...to już nie moje zmartwienie.Odwróciła się na pięcie, wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Max przegryzł wargę i za chwilę spotkał oszołomione spojrzenia Tess. Miała policzki w kolorze szkarłatu po ostatniej wypowiedzi Liz i zastanawiał się jakie myśli krążą jej teraz po głowie.- Wow – odezwała się w końcu – Takiej Liz Parker nie znałam – roześmiała się cicho. I wiedział, że w jakiś sposób udało się Liz ją rozbroić – dlatego, że jej wyznanie było uczciwe i szczere.Uśmiechnął się wyrozumiale – Myślę, że ty jeszcze dużo nie wiesz na temat Liz.Tess uniosła brew udając zaskoczenie – Tak, doszło do mnie.Zapadła między nimi cisza i Max nie bardzo wiedział co miałby jeszcze dodać. Ciężko westchnął poszukując rozpaczliwie w myślach jakiegoś pomysłu. Liz słusznie zrobiła zostawiając ich teraz samych – zbyt wiele narosło żalu i niechęci między dziewczynami by mogło skończyć się inaczej.- Posłuchaj, Max...wszystko jest ogromnie przytłaczające i daję słowo nie wiem co myśleć.- Zgadzam się – skinął głową.- Czy mogłabym zobaczyć list Marco ? – zapytała nieśmiało, a do niego doszło, że nawet nie pomyśleli żeby go jej po prostu pokazać.Sięgnął do wnętrza marynarki i podał list Tess. Otwierała go powoli i wpadł na pomysł by dać jej do zrozumienia, że chcą jej zaufać.- Zatrzymaj go na dzisiejszy wieczór, dobrze ?- Jesteś pewny ? – zaskoczona otworzyła szeroko oczy – Nie boisz się, że mogłabym go zniszczyć ?- Nie – potrząsnął zdecydowanie głową - Ufam ci. Ale nikt z pozostałych jeszcze go nie widział, więc bądź ostrożna.- Nie pokazałeś go nawet Michaelowi ? – zapytała z niedowierzaniem – Czy Isabel ?- Nie, dla każdego z nich będzie to trudne z innego powodu więc będę wdzięczny jak zatrzymasz wiadomość na razie dla siebie.Ostrożnie złożyła list – Jasne, ale zastanawiam się dlaczego najpierw przyszedłeś z tym do mnie.- Ponieważ ty jesteś najważniejsza, Tess. I wierzę, że twoim prawdziwym przeznaczeniem...jest to, że my wszyscy bardzo cię potrzebujemy – głos mu zamarł i patrzył długo na swoje ręce – Że ja cię potrzebuję – powiedział z naciskiem.Kiedy znowu na nią popatrzył był wstrząśnięty widząc w jej oczach łzy. Nie odpowiedziała tylko spokojnie kiwnęła głową patrząc na kopertę. Widać było, że chce teraz zostać sama.- W porządku, pójdę poszukać Liz – powiedział wstając – Sądzę, że będziemy mieli okazję....i porozmawiamy o tym jutro.Tess znowu skinęła głową i miał wrażenie, że nie chce by ją teraz oglądał, taką emocjonalnie jałową. Wyszedł, zamknął za sobą cicho drzwi. Po tym wszystkim poczuł się jakby wyszli zza zakrętu na prostą, jakby tej nocy, prowadzona skrycie bitwa została wygrana.********Tess rzucała się i przewracała na łóżku, sen ją zupełnie opuścił. O niczym innym nie mogła myśleć poza pokazanym jej listem od tego obrońcy – o którym Nasedo nigdy jej nie wspominał. Usiadła na łóżku wracając do tak zwanych „faktów”, od kilku godzin chodzących jej po głowie. Nie umiała tak spokojnie zaufać Maxowi – a zwłaszcza Liz. Było wystarczająco dużo powodów by sami spreparowali list.Po co ? odezwał się słaby głos. Po co w takim razie zależałoby im, by za wszelką cenę została, jeżeli chcieli być razem ? Dlaczego po prostu nie zignorowali jej nie zważając na cholerne konsekwencje ? Nie, coś jej mówiło, że nie sfałszowali listu. Ale to nie oznaczało, że wierzyła w jego treść. Przecież o wszystkim rozmawiała z Nasedo a on by jej powiedział.Siedziała więc w ciemnościach i dumała nad tym co od nich usłyszała. I wtedy spróbowała poszukać w pamięci...spróbować sięgnąć do wspomnień jakie miała o Maxie. Ale nie pojawiło się nic nowego, poza jedną, powracającą wizją.Stała przy mężczyźnie – nie mogła rozróżnić żadnych rysów, jedynie wrażenia – wiedziała, że był dla niej wszystkim, że zawsze tkwiła u jego boku. Zamknęła oczy ciężko wzdychając. Nic nowego...te same odczucia co zawsze – jakby wiązały ją z tym człowiekiem niezliczone i nieodgadnione przejścia. Głębokie przejścia.Zmusiła się jeszcze raz...wciskając się w głąb wizji, desperacko aż do końca. Sięgnęła najmocniej jak potrafiła – i wtedy coś się wydarzyło. Wizja się zmieniła. Obok nich pojawiła się inna postać z zupełnie nieprzeniknioną, nie do odróżnienia sylwetką – ale dotarły do niej porażająco silne emocje. Odczuła w sobie ogromną miłość i zaskoczyły ją rodzące się oczach łzy. Postać zaczęła przybierać zamglony kształt kobiety. Siostry...najlepszego przyjaciela.Gorące łzy spływały teraz po twarzy Tess, zwilżając jej policzki. To uczucie – całe życie tęskniła za taką przyjaźnią. Miłość wirowała wokół niej, otulała ją i poznała, że to serce przyjaciela – pełne uduchowionej łagodności, takiej dobroci – a jednak posiadające siłę wojownika. Postać odwracała się powoli w jej kierunku, była niemal jak mgiełka a Tess wyciągnęła do niej ręce. Chciała zobaczyć twarz tej kobiety, musiała ją poznać.Cienie zaczęły się rozpraszać, obraz stawał się coraz wyraźniejszy i usłyszała jak odległe echo znajome imię...Zillia.Wtedy mgła opadła - i zobaczyła uśmiechniętą twarz Liz Parker – z promiennymi, szeroko otwartymi oczami.I w tym momencie Tess wiedziała.... to Liz była jej ukochaną przyjaciółką. Jej królową.I wiedziała także, że odtąd jej życie już nigdy nie będzie takie samo.Cdn.
... i właśnie dlatego kocham tą część Nareszcie w Tess jest to, czego mi u niej brakowało - Boże, jaki to byłby wspaniały serial...! Złożona, lekko tajemnicza i ironiczna Tess, kto wie, czy nie trochę pochmurna, Max jak się patrzy tzn. nie ten cielaczek, tylko ten... no, z głową na karku. Liz, która w końcu nie jest Wielką Cierpiącą W Tajemnicy... Ech, od razu człowiekowi ulżyło. I do tego wizja kolejnego przystojniaka (kiedyś, gdzieś, na horyzoncie ). Lubię tą wizję Marca, którego stworzyła Deidre - myślę obrazkami i na stałe mam w pamięci zdjęcie Colina - z lekkim zarostem... (ktoś kiedyś zrobił z tego zdjęcia fan art na rf - ale ja mam sklerozę. Mam to na dysku...). Zastanawiające. Jason z zarostem, Colin z zarostem, Julian McMahon z zarostem rzucił mnie na kolana coś w tym jest. Tylko naz Colin Hanks mi się nie podoba z bródką...Wiem Elu, powinnam teraz zredukować moje słowa, ale przyznam szczerze, że przez czyste lenistwo tego nie zrobię. Lubię Tess, zapowiadała się interesująco, Liz z zasady również lubię - więc chyba wiadomo, o co mi chodzi. Stanowczo wolę układ Tess-Liz na bazie przyjaźni niż wrogości...
Nan, jak my się świetnie rozumiemy...pozwolę sobie nie zgodzić się tylko z jednym...nie rezygnowałabym tak całkiem z Maxa cielaczka bywał irytujący ale ta mina Jasona "o jejku jejku ja wogóle nic z tego wszystkiego nie rozumiem"...jest zbyt bezcenna HA HAHA...wreszcie to na co tak czekałam...czyli Tess- nie zmora z telewizora, tylko kipiąca sprzecznymi uczuciami, samotna dziewczyna...scena w której przypomina sobie przyjaźń z Liz i uświadamia własną dotkliwą samotność jest przepięknie napisana...chylić czoła...dzięki Elu Na jakiejś stonie, było kiedyś coś w rodzaju ankiety "Jaką niekonwencjonalną przyjaźń chciałbyś/a najbardziej zobaczyć w serialu", czyli z grubasza chodziło o przyjaźnie między osobami, które w Roswell nie miały ze sobą wiele wspólnego...najczęściej wybierano "Michael&Liz, LIZ&TESS, Max&Alex i Max&Kyle...o ile jeśli chodzi o "chłopackie" przyjaźnie jestem raczej sceptyczna- mimo wszystko, pomimo skakania sobie do oczu, wszelkich różnic, pomimo że Michael zawsze oczekiwał, nie dając Maxowi w zamian niemal żadnego wsparcia- mimo to jednak z tzw męskich przyjaźni Michael&Max najbardziej mi podchodzą....wbrew pozorom mieli wiele wspólnego, podobną, tajemniczą, skrytą, myślicielską naturę, wciąż coś przeżywali- choć każdy inaczej....Alex i Kyle, mimo całej sympatii do nich zawsze wydawali mi się jacyś tacy...płytcy nie zrozumieli by się...tak naprawdę...Michael i Liz- proszę bardzo- sama mam słabość do opowiadań, w których wytwarza się między nimi platoniczna więź (Strong Dangerous and Undeniable...miodzio )- byleby tylko nie spychała wątku Dreamer na boczne tory.Ale Tess&Liz- to to co tzw tygryski lubią najbardziej....ogień i woda....ziemia i niebo...szkoda że Katimsowi zabrakło przenikliwości RossDeidreBoże, jaki to byłby wspaniały serial...! Złożona, lekko tajemnicza i ironiczna Tess, kto wie, czy nie trochę pochmurna, Max jak się patrzy tzn. nie ten cielaczek, tylko ten... no, z głową na karku. Liz, która w końcu nie jest Wielką Cierpiącą W Tajemnicy... Ech, od razu człowiekowi ulżyło. I do tego wizja kolejnego przystojniaka
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Czyżby od nienawiści do miłości? Tess jako najlepsza przyjaciółka Liz? Intrygujące! Biedna Tess! Nienawidzisz kogoś całym sercem, zwalczasz tą osobę jako swego wroga, a potem nagle dowiadujesz się, że osoba ta jest tym KIMŚ kogo się szukało i wypatrywało przez całe życie! Brr... Nie zazdroszczę!Ha! Ciekawe jak na tą rewelację zareaguje Liz? Tak więc teraz cierpliwie czekam na kolejną część ....
Tylko się nie śmiejcie... Nafaszerowana opowieściami postendowymi, czyli Revelations i HTDC obejrzałam sobie właściwy odcinek ale z pewną modyfikacją, czyli po polsku (chwała niech będzie Setce/Bartkowi!!!)... I no cóż, cały odcinek dyskretnie przechlipałam, w odpowiednich momentach nieco intensywniej, czasami przypominając sobie pewne szczególiki z opowiadań. Ale dobił mnie jak zwykle mój tata... W jednym z najpiękniejszych momentów, przy słowach Liz "you're the love of my life" (jakoś dziwnie przetłumaczone na polski - "zawsze będę cię kochać") mój tata z niejakim zaciekawieniem zapytał: "A kto to jest ten facet...?" To było denerwujące. Przez pół godziny z głośników koputerowych leciały gadki o przyszłości, przeznaczeniu, teraźniejszości i różnych wersjach jednego człowieka, a tu... Ech... W każdym razie teraz obie opowieści znowu mi się odświeżyły. Sama nie wiem, którą wersję wolałabym zobaczyć na ekranie... Z jednej strony moja sympatia do Tess skłania mnie do HTDC, z drugiej - coś, co przyciąga jak magnes (może przez duże M) do Revelations, a czym w głównej mierze jest Max... I po takim odcinku, niech Katims wypcha się trzecią serią. Zniszczyć coś takiego - już nawet wybaczę mu galaretki i kiczowaty granilith, ale tak o tym później... zapomnieć...
Nanuś, nie śmieję się bo w jakiś sposób telepatycznie ściągnęłyśmy się myślami. Ja także wczoraj oglądałam TEOTW i także wróciłam do początku Revelations i HTDC. Serce mi się ściskało i marzyłam, jaką na przykładzie tych dwóch opowiadań można byłoby stworzyć wersję filmową, która , gdyby trzymać się ściśle autorek przyciągnęłaby rzesze fanów. HTDC jest przygodą, ciekawym manipulowaniem bohaterów w czasie i cudownym, magicznym związkiem Maxa i Liz i oczywiście postać Marco (kogo byście typowały do tej roli - Colina Farrella ?) – doskonały na film fabularny. Revelation (Boże, jak ja kochałam tam Maxa) codziennym życiem „prawie” zwykłych nastolatków, przez to tak bardzo nam bliskim – doskonały na kolejny sezon....Takie malutkie przypomnienie postaci Marco (trzeba przyznać że ma to coś w sobie). A naszło mnie bo przeczytałam dzisiaj jeszcze raz pierwszą część Gravity Always Wins - jak bardzo tam już jest pogłębiona ta postać...ile w niej tragizmu i mimo cierpienia, ogromnego ciepła.
TEOTW wdg mnie zawsze miało ogromny potencjał...wiem, że niektórzy uważają, że ten odcinek nie powinien był wogóle zostać stworzony, i że wszystko powinno potoczyć się inaczej już po Destiny....ale mnie byłoby go szkoda...zawsze byłam też ciekawa przyszłościowego życia bohaterów...stąd ta moja słabość do Future Ficów, zwłaszcza "Gravity Trilogy" i "Pilgrim souls"...
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Lizziett, coś Ty zrobiła z poprzednim postem. - czyżby chodziło o ten zgrabny tyłek w skórzanych spodniach, z czym się oczywiście zgadzam ? Wart był przeczytania .I właśnie miałam zapytać co ze SPOJLEREM - o co chodzi , a tu jakieś "krasnoludki" w międzyczasie buszowały.
Last edited by Ela on Sat Apr 03, 2004 8:01 am, edited 2 times in total.
Lizziett, w takim razie apeluję o powtórzenie postu Stopniowo tatuś zaczyna się nawracać na Roswell Mama już dawno to zrobiła, przeczytała nawet kilka opowiadań, orzekła, że piękne, ale że istnieje i dłuższa forma opowiadań chyba nie zdaje sobie sprawy. Tatuś raczej opowiadań czytać nie będzie (nie ten wiek... i to stanowczo nie ten wiek... i nie ten krąg zainteresowań, choć kosmitów lubi ).Eluś, kiedy kolejna część...? Muszę mieć coś, żeby wykręcić się od nauki A tak na marginesie - spotałam dzisiaj właściciela najpiękniejszego głosu na świecie, kto wie, czy nawet nie piękniejszego niż maxowy, z wyglądu za to kompletnie inny, choć może i w pewien sposób podobny... Nic się nie zmienił przez te pół roku...
Nan, ten najpiękniejszy głos na świecie mówił czy śpiewał ? How to Disappear Completely - część 26 Liz nalewała kawę do filiżanki nucąc ze szczęścia. Nigdy nie miała nic przeciwko temu żeby pracować w soboty rano, lubiła rozpoczynać dzień kiedy większość ludzi wylegiwało się jeszcze w łóżkach. Lubiła chwile kiedy promienie słoneczne igrały na podłodze kawiarni a w całym pomieszczeniu unosiła się pełna wyczekiwania cisza. Za kilka minut pojawią się na śniadaniu pierwsi goście a ona i Maria będą mogły przystąpić do pracy. Ale teraz była tu tylko ona, spokój, wszystko lśniło czystością i kiedy popijała poranną kawę coś jej mówiło, że będzie to wspaniały dzień.Wskoczyła na krzesełko barowe, podparła się na łokciach i otworzyła sobotnią gazetę.Dlaczego sądzi, że to może być wspaniały dzień ? zastanawiała się. Wychodząc w trakcie wczorajszej rozmowy miała prawo przypuszczać, że ten dzień będzie prawdopodobnie stracony. Ale kiedy Max wyszedł z domu Valentich był w zaskakująco optymistycznym nastroju, miał nawet nadzieję, że wszystko zakończy się jak najlepiej.Kiedy Liz wyrzucała sobie, że tak mocno dała się ponieść się emocjom, Max siadając za kierownicą samochodu uspokoił ją bo był przekonany, że spotkanie przybrało niezły obrót a uczciwe postawienie sprawy przez Liz miało dobry wpływ na Tess.No cóż, zobaczymy, pomyślała upijając łyk kawy. Drzwi frontowe otworzyły się i podniosła wzrok na wchodzącą do środka Marię.- Witaj moja zakochana ptaszyno – Maria podeszła do niej tanecznym krokiem.Liz odpowiedziała jej uśmiechem – Czemu zawdzięczam to określenie ? – zapytała podsuwając jej taboret.- Och, dlatego bo wczoraj, ile razy patrzyłam na ciebie czy Maxa oboje byliście zupełnie rozpromienieni – tryumfowała siadając obok niej – Tak...i chyba pasuje.- Co w tym dziwnego ? - odpowiedziała nieśmiało Liz, a ponieważ coś w niej zaczęło świtać, zmieszana szybko wróciła do przeglądania gazety.- Oczywiście, że nic, chica – rzuciła – Szczególnie jeżeli chodzi o pewnego osobnika zwanego wcześniej Ponurym Maxem.- Ponury Max ? – Liz zdziwiona uniosła brwi.- No wiesz – ciągnęła Maria – Facet z którym w ubiegłym tygodniu miałam do czynienia. Poprawka – przez ostatnie pół roku. Koniec, odszedł Ponury Max a teraz mamy Radosnego Maxa.Liz poczuła wzruszenie i lekko się zarumieniła. Uczyniła Maxa tak szczęśliwym, że nawet przyjaciele to zauważyli. Ale oczywiście o wszystkim mówiły jego oczy – taki barometr uczuć.Podobnie jak tamtej nocy, kiedy zobaczył ją w łóżku z Kylem. Boże, już nigdy więcej nie chciałaby zobaczyć go tak zrozpaczonego jak wtedy.- Nie mogę powiedzieć, żebym tęskniła za Ponurym Maxem – odpowiedziała cicho Liz.- Chcesz się wygadać ? - przyciskała ją Maria wchodząc za ladę po filiżankę.Rumieniec coraz głębiej rozlewał się na twarzy. Znała Marię i wiedziała, będzie chciała wydobyć z niej więcej informacji, a rozmowa zaczyna zmierzać w stronę jakiej nie chciała ujawniać. Zupełnie nie była przygotowana żeby dzielić się intymnymi szczegółami, tym co jeszcze wydarzyło się między nią a Maxem. Ale Maria miała swoje sposoby na wyciągnięcie od niej wszystkiego – wręcz w niej czytała.- Więc...rozmawialiśmy i sprawy zaczęły nabierać...- głos jej zamarł. Nie miała pojęcia co dalej powiedzieć – I,...no cóż...- utknęła zdając sobie sprawę, że zaczyna się jąkać.Szybko spojrzała na Marię, która zastygła w trakcie nalewania kawy – Och. Mój. Boże. – Maria otworzyła usta.- Co ?- Zrobiliście to, prawda ?- Maria... - Liz zakrztusiła się ściągając brwi.- Zrobiłaś. Przecież to po tobie widać. To samo z Maxem. O Boże. Oczywiście, że to zrobiłaś – Maria łapała oddech.Liz wstała, odeszła trochę dalej i zaczęła przygotowywać sztućce – Nie wiem o czym mówisz. Wróciliśmy do siebie, to wszystko.- Lizzie. To ja – Maria podeszła do niej – Coś się wielkiego wydarzyło między wami, prawda ?To za mało powiedziane.Ale przyznanie się do miłości fizycznej miało posmak powierzchowności, nieporównywalny z tym co się rzeczywiście zdarzyło. O tych sprawach nie mogła rozmawiać z Marią – duchowych, świętych, zastrzeżonych tylko dla niej i Maxa.Patrzyła na swoje ręce i czuła jak zaczynają dygotać. Maria była bezlitosna, nic nie zdoła przed nią ukryć. Powoli spotkała pytający wzrok Marii.- Wiele się wydarzyło, Maria.- No, no – położyła ręce na biodrach – I dlatego teraz wyglądasz jak piwonia ?- Kochaliśmy się – przyznała się w końcu cichutko wzdychając z rezygnacją. A potem, wbrew sobie okrasiła to szerokim uśmiechem.- Wiedziałam ! – krzyknęła Maria – Trudno mi uwierzyć że minęło dwa dni a ty mi nic nie powiedziałaś. Nie miałam zamiaru zmieniać się w inkwizytora. To przecież tak bardzo...osobiste.Chwyciła Liz za ramiona – No to mów, jaki jest ten kosmiczny seks ? Myślisz, że podobny do ludzkiego ? A może lepiej ? - Maria zadawała pytania z szybkością karabinu maszynowego i Liz nie nadążała – A co z błyskami ? Widziałaś ich rodzinną planetę ?- Maria ! – krzyknęła, klepnęła ją po ramieniu i rozglądnęła się wokół – Zaraz wejdzie mój tata.- Dobra, ale łaknę szczegółów, dziecinko – prosiła już spokojniej - Dużo, bardzo dużo szczegółów.Liz zastanawiała się jak podzielić się tym co się wydarzyło od ubiegłego tygodnia. Wydawało się niemożliwością by ogarnąć i streścić tę nową więź jaką dzieliła z Maxem – głębokich relacji jakie ich łączyły. Patrzyła na wyczekującą twarz przyjaciółki.Nie mogła wyjawić najbardziej intymnych szczegółów, a jednak zależało jej by Maria poznała ile to dla niej znaczyło – jak ją na zawsze odmieniło.Tylko jedno słowo oddawało to wyraźnie.- Pięknie – szepnęła - To jest piękniejsze niż kiedykolwiek mogło wymarzyć moje serce.Liz zaskoczył widok łez napływających do oczu Marii i wspomniała ze skruchą niepewny związek jej i Michaela.- Było inaczej ? – zapytała miękko – To znaczy, niż gdyby on był...człowiekiem ?Liz kiwnęła lekko głową i zobaczyła jak oczy Marii otwierają się szeroko ze zdumienia.– Zbliżenie jest...silniejsze, intensywniejsze – odpowiedziała.- O Boże. Wiedziałam – Maria tupnęła nogą – Widzisz ? Michael Guerin rujnuje moje życie. Jeżeli nie otrząśnie się z tego gówna, spędzę resztę życia zastanawiając się nad tym co straciłam.- Maria – uspokajała ją Liz – Wszystko się z Michaelem ułoży. Musisz dać sobie trochę czasu.- Tak, jasne – odpowiedziała gorzko.Dźwięk dzwonka nad drzwiami oznajmił przybycie nowego klienta i obie od siebie odskoczyły.- O wilku mowa – zanuciła Maria patrząc na nią z satysfakcją kiedy Max wchodził do kawiarni. Liz podniosła na niego oczy czując znowu rumieńce na twarzy.I poczuła się zażenowana, że wszedł w chwili kiedy rozmawiały o ich kochaniu.- Max – odkaszlnęła podchodząc do niego szybko.- Witaj – odpowiedział ciepło całując ją w czoło – Idę do pracy ale musiałem wstąpić żeby cię chociaż na chwilkę zobaczyć.Liz rozpromieniła się, ich oczy się spotkały i cały świat mógłby teraz przestać istnieć – Tak się cieszę – szepnęła całując go miękko w usta.- Wybaczcie, ale dlaczego ja zawsze czuję się niezręcznie w waszej obecności ? – żartowała Maria.Max uśmiechnął się łagodnie – Spróbujemy zachowywać się grzecznie – krzyknął w jej stronę nie spuszczając oczu z Liz.- Oczywiście – szepnęła Liz spuszczając skromnie oczy – Jak wczoraj na lekcji chemii ?- Świetnie, gdybyś znowu chciała to powtórzyć – śmiał się – moglibyśmy spróbować poeksperymentować w czasie obsługiwania przez ciebie klientów.- Nie, chyba nie - odpowiedziała mu uśmiechem.Ucałował ją jeszcze raz i szepnął do ucha – Ale pamiętaj, propozycja jest aktualna i gdybyś się nudziła, jestem niedaleko.- Nie przypominasz sobie jak ten eksperyment się skończył ? - zapytała uderzając go lekko po ramieniu.Max pochylił się, przylgnął ustami do jej ucha – I w tym jest problem, że zbyt dobrze pamiętam.Liz potrząsnęła mocno głową – Powinieneś iść do pracy i robić to co ja – odprowadzała go do wyjścia.- Jaka ty jesteś praktyczna.- A ty nie ? – roześmiała się otwierając przed nim drzwi.- Ja ? – zapytał z rozbawieniem – Nigdy.- Do zobaczenia, Max.- Później zadzwonię – obiecał – Na razie, Maria ! – krzyknął przez ramię.- Na razie, Radosny Maxie !- Radosny Max ? – podniósł w górę brew.- To długa historia – mruknęła Liz wypychając go za drzwi.- Na pewno – uśmiechnął się odchodząc i na pożegnanie posłał jej rozjaśnione spojrzenie.*******Restauracja szybko napełniała się z klientami i teraz o jedenastej wszystko toczyło się zwykłym trybem. Liz musiała skorygować swoje wcześniejsze rozmyślania – ten sposób spędzania soboty nie należał do jej ulubionych. Mogła pomyśleć o lepszym wykorzystaniu dnia niż obsługa tłumu głodnych gości. W którą stronę nie spojrzała wszędzie widziała uniesione ręce domagających się a to śmietanki, czy dodatkowej porcji kawy.Podbiegła do okna po swoje zamówienie wyprzedzając Marię.- No tak, stolik piąty. Co mu znowu nie pasuje ? – zapytała Maria.- Chodzi o tego despotę ?- Tak, właśnie o niego. Nieszczęśliwy bo mu jajka nie tak leżą na talerzu, zbyt blisko boczku, a to zbyt lejące. Chciał sok z ananasa, nie pomarańczowy – piekliła się – Może mnie ktoś oświecić ? Jak długo będzie się jeszcze czepiał ?- Nie rozumiesz, że ten despota ma pokręcone i wyjątkowe żądania z jedynego powodu ? – Liz odebrała swoje zamówienie i przepchnęła się przed Marię – Zwrócić na siebie uwagę.- To prawda – jęknęła Maria i chwyciła szklankę z sokiem ananasowym.- Olać go – dokończyła Liz wracając do stolika.I wtedy dostrzegła nowego gościa który siadał w pobliżu okna i serce zaczęło bić jak szalone.Tess. Nie mogę zająć się tym teraz, pomyślała niosąc do stolika dziewiątego zamówione danie.Nie masz wyboru, przypomniał jej cichy głos. Odkąd wiesz kim jesteś nie możesz sobie pozwolić na luksus wyboru...Jęknęła i podeszła do Tess która uważnie przeglądała kartę dań.- Cześć – Liz stanęła przy stoliku. Tess uniosła szybko głowę, jej oczy miały nieodgadniony wyraz – Zjesz coś ? – zapytała mając świadomość że jej głos brzmi zbyt chropawo i ponuro. Boże, weź się w garść, Parker.- Właściwie nie – Tess zamknęła kartę i podała jej - Widzę, że jesteś zajęta więc chcę tylko...coś wyjaśnić.- W porządku – Liz skinęła głową zachęcająco starając się nie zwracać uwagi na rosnący lęk.- Chcę tylko żebyś wiedziała, że już więcej nie będę stwarzać problemów, ani tobie, ani Maxowi – powiedziała szybko i długą chwilę wpatrywała się w blat stolika. Kiedy znowu podniosła głowę Liz zobaczyła jak w jej oczach zalśniły łzy – Nie będę ci więcej wchodzić w drogę.- Tess...- Chciałam żebyś o tym wiedziała, dobrze ? – powiedziała i wstała szybko od stolika zanim Liz wpadła do głowy jakaś inteligentna odpowiedź – I...możecie na mnie liczyć.Nagle Liz coś usłyszała – bicie swojego serca i piosenkę Collective Soul, słyszaną równie głośno.I nie umiała nic wykrztusić, po prostu była zbyt oszołomiona.- Dobrze – odpowiedziała w końcu.- Powiesz o tym ode mnie Maxowi ?- Może sama mu powiesz. Jest teraz w pracy...więc mogłabyś od razu do niego pójść – zaproponowała Liz.- Nie – Tess potrząsnęła energicznie głową i Liz zobaczyła płynące z jej oczu łzy – Proszę, powiedz mu to ode mnie.Liz poczuła dziwne wzruszenie kiedy pomyślała jakim uczuciem darzyła go Tess – przypominając sobie jak wiele ją samą kosztowało odejście od Maxa. Musiało być jej trudno, a jednak zdobyła się na to - i wbrew sobie poczuła ogromne współczucie mimo, że były to tak osobiste sprawy i dotyczyły także i jej.Tess sięgnęła do torebki i wyjęła kopertę – Oddaj mu – wręczyła jej list Marco.- Tess – zawołała za nią.Odwróciła się szybko a Liz dotknęła jej ramienia – Dziękuję. Wiem, że byłam dla ciebie nieprzyjemna.I wtedy Tess zrobiła coś dziwnego – uśmiechnęła się do Liz tymi błyszczącymi od łez oczami.- Zgadzam się ale tak należało zrobić – odwróciła się szybko i wyszła.Liz wpatrywała się w kopertę i przypomniała sobie swoje wcześniejsze przeczucia.Może to rzeczywiście miał być wspaniały dzień ? ******Szybko zaciągnęła Marię na zaplecze – Czy Brody zamówił już kanapki ? – zapytała.- Nie. Dlaczego ?- Muszę koniecznie porozmawiać z Maxem – zaczęła chodzić tam i z powrotem. Potarła dłońmi policzki – Proszę, nich Brody coś dzisiaj zamówi – zaklinała wszechświat.- Lizzie, czasami jesteś taka tępa - śmiała się Maria.- O co ci chodzi ?- Nieprzytomna. Jeżeli Brody niczego nie zamówi, zrobi to Max – roześmiała się - A ty mu je zaniesiesz. Liz trochę się uspokoiła. Oczywiście, jak mogła zapomnieć o ich słodkich zwyczajach ? Zbyt długo byli oddaleni od siebie.- Masz rację – uśmiechnęła się - Jasne że tak.- Czy to Tess wyszła ? – oczy Marii niebezpiecznie zalśniły.- Widziałaś ?- Tak. Co ta wiedźma tu robi ? Wylewa te swoje gówniane żale o przeznaczeniu ?- Nie – Liz niemal krzyczała z radości. Powinna się uspokoić ale miała ochotę po prostu zatańczyć kiedy będzie szła do UFO Center – Och, Maria....tak bardzo chciałabym opowiedzieć ci wszystko w minutę.Maria zajrzała do kawiarni a potem szybko oglądnęła się na Liz – A taka najkrótsza wersja ?Liz jęknęła bo Maria nie miała pojęcia jakie to było zawiłe – A co powiesz o Tess dającej nam swoje błogosławieństwo żebyśmy byli razem ? – zanuciła wesoło Liz.Maria przyłożyła jej rękę do czoła – Czy ty masz halucynacje ? Takie są skutki uprawiania seksu z kosmitą ?Liz parsknęła śmiechem – Wiem. To nie do uwierzenia, prawda ? Ale to prawda.Maria chwyciła ją za ręce i wrzasnęła – A może zaśpiewam ci piosenkę z Czarodzieja z Krainy Oz ? Ding, dong…- Maria ! – przerwała jej – Ona naprawdę była dla mnie miła.- Dobra, a jak zaśpiewam to w myślach ?- Jak w myślach, to w porządku – Liz uśmiechnęła się wracając do kawiarni. Zatrzymała się jeszcze i oglądnęła szybko na przyjaciółkę – Jasny gwint, jak ja kocham soboty – oświadczyła i pchnęła wahadłowe drzwi.******O pół do drugiej zupełnie straciła głowę. Prawie dwie godziny cierpliwie czekała, jednak z UFO CENTER nie wpłynęło żadne zamówienie. Tłumy gości którzy przyszli na lunch zaczęły się przerzedzać, a ona po prostu będzie musiała ponieść konsekwencje jeżeli pójdzie do Maxa bez zamówienia. Zastanawiała się czy się z nim nie połączyć by podzielić się tą cudowną wiadomością ale tak bardzo chciała zobaczyć jakie to zrobi na nim wrażenie kiedy sama mu o tym opowie.I kiedy sądziła, że już dłużej tego nie wytrzyma niespodziewanie zjawiła się Maria z mikserem w ręku.- Zamówienie, wiesz od kogo – powiedziała tajemniczo – Będzie gotowe za dziesięć minut.- Naprawdę ? – uśmiechnęła się Liz.- Chyba zamówił Kosmiczo-Radosny Wstrząs – żartowała Maria – Mamy coś takiego w karcie dań ? Albo trzeba będzie stworzyć.- Porozmawiam o tym z tatą – odpowiedziała jej wesoło Liz – Będzie zachwycony.*******Stanęła na podeście schodów i zobaczyła siedzącego przy komputerze Maxa. Natychmiast podniósł głowę i Liz lekko zadrżała z podniecenia bo niemożliwe żeby ją wcześniej usłyszał.Wyczuł ją. Podniósł się, poczekał na dole i kiedy zeszła ze schodów pocałował ją szybko w policzek.- Całe przedpołudnie czekałam na zamówienie od ciebie – szepnęła – Umierałam żeby się z tobą czymś podzielić.Objął ją delikatnie za ramiona i poprowadził do biura Brodyego – O co chodzi ?- O Tess – zaczęła i zobaczyła błysk niepokoju w jego oczach – Nie, nie...to naprawdę zadziwiające – Przyszła żeby mi powiedzieć, że zgadza się co do nas – chwyciła go za rękę – Żebyśmy byli razem.Na twarzy Maxa pojawił się wyraz zaskoczenia – Naprawdę ? - zapytał pozornie spokojnie ale Liz usłyszała podniecenie w jego głosie.- Tak – odetchnęła – I powiedziała, że możemy na nią liczyć.Długo wpatrywał się w podłogę aż Liz zastanawiała się o czym myśli, a właściwie zaczęła się już niepokoić. Ale kiedy spojrzał jej znowu w oczy to, co dostrzegła na jego twarzy wręcz zaparło jej oddech.To miało ogromne znaczenie – niosło jakieś przesłanie – bo od tej chwili miało być jego wyniesieniem. Otoczyła go ramionami i przycisnęła do siebie. Odpowiedział jej pocałunkiem jaki poczuła na czubku głowy i usłyszała zadowolone westchnienie.- Och Liz – szepnął – Nie chodził o to że potrzebowaliśmy jej aprobaty, ale...- Wiem – odetchnęła – Absolutnie wiem.Nie miała pojęcia jak długo tak stali trzymając się nawzajem, upajając się smakiem wolności. W jakiś sposób wiedzieli, że w końcu nadszedł czas by byli razem, bez konieczności stawania wobec wyzwań – bez wątpliwości – i dla nich wszystkich był to krok w stronę ich prawdziwego przeznaczenia.I wtedy przypomniała sobie z listu Marco, coś niezwykłego. Mówił o jej darze intuicji...może dlatego wiedziała, że będzie to wspaniały dzień. Bo był naprawdę wspaniały – i jak długo będzie żyła – ten moment będzie dla niej punktem wyjściowym – czymś, do czego będzie odnosić wszystkie kolejne chwile.To była chwila, kiedy ona i jej miłość ostatecznie została uwolniona.Cdn.Fanart jest twórczości Hybrid-Angel
Last edited by Ela on Sat Apr 03, 2004 8:20 am, edited 2 times in total.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 30 guests