T: The Gravity Series: HTDC & Exit Music [by RosDeidre]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Mówiłąm, że jezyk polski jest wygodny Całkowicie niezrozumiały dla obcokrajowców.{o}, adres firmowy to pestka. Może tradycyjny list? Tym bardziej, że ona niedługo znowu wyjeżdża... Też będę agentem literackim. Zajmuje się literaturą, mieszka w Atlancie a jeździ w kółko po kraju, to Nowy Jork, to Kalifornia...Ja protestuję, w regulaminie ogólnego forum nie było ani słowa o umieszczaniu opowiadań, przynajmniej gdy wyjeżdżałam, a gdy wróciłam zobaczyłam straszliwie formalny regulamin twórczości, choć jako żywo nie przypominałam go sobie wcześniej A dwa okienka są do chrzanu. Mnie komputer się buntuje i wyłącza internet, od czego mnie trafia szlag i robię się uparta, co nikomu nie wychodzi na zdrowie. Poza tym atmosfera opowiadania rozpłynie się na dobre.BTW, skoro to temat twórczości Deidre... Ogłoszenie bezpłatne. 11 część AN będzie dostępna najwcześniej za półtora miesiąca, gdy Autorka skończy i będzie zadowolona. Możliwe, że długo poczekamy, ostatnia do tej pory część była opublikowana ponad rok temu... Koniec ogłoszenia bezpłatnego.
Koniec na ten temat dyskusji. Tutaj pozostaje tak jak jest. RosDedre zostanie poinformowana przez Lukiego o naszych"kłopotach technicznych", {o} będzie musiał się pogodzić z możliwością wyboru przez nas...a ja dzisiaj dodaję kolejną część. Gwoli pokrzepienia dusz Dziękuję LEO za piękne przetłumaczenie fragmentu wiersza Pattiann Rogers, i Lizziett...ona już wie za co How to Disappear Completely - część 23 Włosy Liz rozwiewał wiatr w odkrytym jeepie Maxa kiedy jechali w stronę pustyni. Targał je gwałtownymi podmuchami, owijał wokół twarzy. Był wspaniały dzień, pełen słońca i intensywnego, niebieskiego nieba. Radio grało głośno ale muzyka była stłumiona przez odgłos silnika i wiejący wiatr.Od kiedy wyjechali z miasta Max był niesamowicie cichy, a za każdym razem gdy patrzyła na niego kątem oka, na jego twarzy malowało się zamyślenie i melancholia. Było coś jeszcze, od tego zdarzenia w szatni dla dziewcząt nie próbował się z nią połączyć. Wyszli stamtąd prosto na lekcję angielskiego, a ona po prostu jaśniała rozmyślając nad tą ich całą poezją.I Max zdawał się promieniować szczęściem, na twarzy malował się delikatny uśmiech za każdym razem gdy tak często odwracała się w jego kierunku.Ale potem, przez resztę dnia nie widziała się z nim dopóki nie podjechał po nią przed główne wejście szkoły, tak jak obiecał - wtedy jego nastrój przez te parę godzin jakby zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Liz zastanawiała się co mogło się stać, ale zdecydowała się nie naciskać. Więc po prostu milczała siedząc obok niego a muzyka grała głośno. Muzyka zawsze była dla Maxa pocieszeniem – lub jego radością – w zależności od tego w jakim był nastroju. Teraz słychać było Kid A Radiohead, nie przypuszczała, żeby te dźwięki były pozytywnym wskazaniem do tego, co kotłowało się jego sercu.I chociaż niepokoiła się o niego nie mogła nic poradzić, że czuła się rozpromieniona kiedy słońce rozgrzewało jej skórę gdy jechała obok mężczyzny którego kochała całą sobą. Nagle przypomniała sobie wiersze Pattiann Rogers, które przerabiali na zajęciach - jej słowa zdawały się być teraz bardziej odpowiednie do życia Liz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Pełne uznania dla wszechświata i jego nieskończonego piękna. Dziś struny jej serca poruszył zwłaszcza jeden wiersz:Pośród całości nieba nocnego, pośród wszystkich zwróconych ku sobie niemal totalną pustką, w nieśmiałych i przypadkowych gromadach.. nie ma jednej nawet gwiazdy wdzięcznej za swe światło.Zawsze kochała Pattiann Rogers, ale jej poezja dźwięczała w niej z większą siłą właśnie dzisiaj - teraz, kiedy wiedziała kim naprawdę była.Czym naprawdę była.To nagle uzmysłowiło jej, że spędziła część swego życia nieświadoma tylu rzeczy.Zastanawiało ją, czy Max rozumiał czym było dla niej poznanie swojej obcej natury i jak prawdziwie ją uszczęśliwia. Zaniepokojona westchnęła miękko ponieważ znała go, i nawet teraz kiedy byli tak zupełnie związani, on prawdopodobnie martwił się, że to czego się dowiedziała przestraszyło ją.Ale w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Pokochała tę nowoodkrytą wiedzę całym swoim jestestwem, ponieważ oznaczała ona, iż jest taka jak on. Oznaczała tę samą energię, tę samą esencję płynącą przez ich istnienia - a po ostatniej nocy, po tym jak stała się wraz z Maxem jednością, drżała wiedząc jak bardzo są do siebie podobni. Nie sądziła, że to możliwe, ale to sprawiało, że czuła mu się nawet bliższa, wiedząc, że są tacy sami.Wiedząc, że była jego prawdziwą żoną.Liz uśmiechnęła się ciepło a delikatny głos drżeniem przebiegł przez jej ciało. Zillia…Tak ją dzisiaj nazwał kiedy się kochali, wyszeptał to jak w modlitwie.Zan, westchnęła czule w myślach. To brzmiało tak obco, a jednak tak jakoś znajomo - jakby wcześniej wyszeptywała je tysiące razy, jakby trzymała je przy sercu jak w świętym schronieniu. Zan... Imię jej ukochanego. Popatrzyła szybko na Maxa, wiatr przeczesywał ciemne włosy odgarniając je z twarzy. Nie, nic w nim jej nigdy nie przerażało, wzbudzał jedynie poczucie kompletnego bezpieczeństwa...chronił.Jak mogłaby bać się być taką jak on ? Był tak niesamowicie piękny – jego obca część, tak egzotyczna i urocza – nie potrafiłaby sobie niczego bardziej wymarzyć by być taką jak on.Znowu na niego zerknęła. Miał nieobecne oczy...trochę mroczne, kiedy patrzył na drogę przed sobą. Spróbowała nawiązać z nim kontakt poprzez ich zespolenie ale odpowiedziała jej głucha cisza. Był zamknięty w sobie. Poczuła się nagle bardzo samotna i zastanawiała się dlaczego się odgrodził od niej.Położyła mu delikatnie rękę na udzie a on odpowiedział jej słabym uśmiechem i nakrył jej dłoń swoją. Jakby leciutko nawiązał z nią kontakt ale bez włączania w to uczucia.- Max - nacisnęła niepewnie - O czym myślisz ?Odsunęła z oczu pasmo włosów by mogła widzieć go lepiej. Chwilę gryzł wargę potem uścisnął jej dłoń ale milczał. W końcu, po długiej chwili odpowiedział.- Nie wiem od czego zacząć, Liz - popatrzył na nią szybko - Porozmawiamy, kiedy dotrzemy na miejsce.- Gdzie ? Nawet nie powiedziałeś gdzie jedziemy.- O tym właśnie myślę - zawahał się i puścił jej rękę - Zabieram cię do jaskini.Poczuła rosnący strach. Nie była tam od tamtego dnia sprzed sześciu miesięcy. Dlaczego chciał ją tam zabrać właśnie teraz ?Liz objęła się ciasno rękami kiedy wchodzili do jaskini. Koszulka z krótkimi rękawami nie chroniła przed chłodem, zwłaszcza po rozgrzanym słońcem powietrzu na zewnątrz. Max wszedł przed nią podając jej rękę by ją poprowadzić. Nie wiadomo dlaczego poczuła lekki dygot, gdy dostrzegła znajome kształty komór inkubacyjnych. Nie znosiła tego miejsca. Przez kilka miesięcy było powodem nocnych koszmarów a sny kończyły się zawsze tak samo – słowami Maxa jakie usłyszała tamtego dnia i jej ucieczką.Na zawsze z życia Maxa.Wiedziała, że nie miał pojęcia jak bardzo gardziła tym pomieszczeniem, dla niej zawsze oznaczało niepokonane bariery i było miejscem pogrzebania jej jedynej miłości.Tutaj, w jednej chwili pożegnała wszystkie swoje marzenia.Podała Maxowi rękę i weszli głębiej. Powinna pamiętać, że wszystkie uczucia z jakimi kojarzyła to miejsce, należały już do przeszłości – teraz jaskinia zyskiwała inne znaczenie i dotyczyła jej własnej przyszłości. To nie było tylko jego dziedzictwo – jej także.I nagle, tak naprawdę pojęła. Była obcą, jak oni. Hybrydą.Max odwrócił się i chwilę na nią patrzył - Liz, co się stało ?- Nie rozumiem ?- Nie wiem – powiedział z wahaniem – Ale coś w tobie wyczułem.Spokojnie podeszła do jednego z inkubatorów. Prowadziła wolno palce wzdłuż szorstkiej powierzchni i odczuła lekkie uderzenie energii.- To nic, Max – szepnęła a on szybko podszedł do niej.- Powiedz - poprosił miękko.Tylko potrząsnęła głową i popatrzyła mu w oczy z lekkim uczuciem zniecierpliwienia. Nawet nie wiedziała dlaczego - To ty przez całą drogę milczałeś.Położył jej ręce na ramionach i wiedziała, że cała niechęć zaczyna od niej odpływać gdy poczuła ucisk delikatnych palców na karku i szyi. Przycisnął twarz do jej włosów wzdychając ciężko.- Przepraszam, tylko...- z wahaniem patrzył na inkubatory - Mam ci tyle do powiedzenia Liz, tyle spraw się dzisiaj wydarzyło.- Jakich spraw ? - zapytała niespokojnie.- Teraz nie one są najważniejsze - odpowiedział poważnie gładząc ją po włosach. Chwilę trwała cisza a potem ciągnął dalej - Nigdy ci nie mówiłem, że to miejsce mnie uspokaja. Zawsze tu przychodzę gdy muszę przemyśleć pewne rzeczy....i chciałem żebyś ty także w tym uczestniczyła.Popatrzyła mu w oczy i zrozumiała, że czuł się niepewnie. Odsłaniał przed nią miejsca, które ukrywał - dotyczące swojego pochodzenia – sprawy o których bał się jej powiedzieć.- Liz...- jego głos brzmiał wyjątkowo spokojnie – Czy to nie jest dla ciebie niesamowite ? To, czego dowiedziałaś się o sobie ?- Nie, Max...to coś w rodzaju... ekscytacji, poznawania swojego prawdziwego istnienia - odpowiedziała i zobaczyła ulgę w jego oczach.- A co z twoimi rodzicami ? Co czujesz dowiadując się, że...zostałaś adoptowana ? - widziała jego wahanie bo pamiętał swoje pogmatwane uczucia wiążące się z jego rodzicami.- No cóż, to...rzeczywiście zaskakujące. Niesamowite i trochę bolesne. I zastanawiam się czy wiedzą kim jestem. Mam tyle pytań do nich, ale to nie dotyczy tego - wskazała dłonią na inkubatory - I nie dotyczy ciebie - dokończyła szeptem.Ich oczy spotkały się na moment i coś przebiegło po twarzy Maxa. Jakby napięcie złagodziła ulga i zrozumiała, że musiało mu być ciężko przyprowadzając ją tutaj. Chyba to także odczuwała w samochodzie.Wolno przesuwał dłonią wzdłuż powierzchni jednego z inkubatorów patrząc na niego uważnie - Ten był mój - powiedział cicho - Pamiętam.Pierwszy do którego instynktownie podeszła.I Liz zrozumiała, że przyprowadził ją tutaj z wielu powodów ale głownie bo chciał jej pokazać siebie - coś co ukrywał. Wyciągnęła rękę i prowadziła ją powoli po powierzchni inkubatora i wtedy ich palce się spotkały, dotykały się lekko jakby spoczywali tu razem. I kiedy dotykała jego palców a on przesunął nimi po skórze jej dłoni poczuła silne, elektryczne drżenie. Ich zespolenie zaczęło cichutko nucić ale jeszcze go nie uchwyciła. Musieli najpierw porozmawiać.- Wszystko co o sobie wiemy znajduje się tutaj - mówił spokojnie - To również i twoja spuścizna, Liz....zaczną się rodzić pytania. Tak bardzo chciałbym móc na nie odpowiedzieć.Pochylił głowę i patrząc na niego wiedziała jak bardzo czuł się odpowiedzialny za nich wszystkich, teraz także za nią – nie tylko jako jej ukochany ale także jako przywódca. Nigdy przedtem tego w nim nie czuła. Ponieważ będąc częścią grupy, uznając jego przywództwo, nigdy nie była częścią ich zespołu. Coś nieznanego się w niej poruszyło, coś nowego - poczuła się tak kochana i otoczona jego opieką.Przyglądała się dłoniom spoczywającym na powierzchni inkubatora i nasunęło się pytanie na które, jak mówił nie będzie umiał odpowiedzieć.- Dlaczego nie ma mojego ? - zapytała patrząc na niego, zaskoczona widokiem smutku w jego oczach.Potrząsnął wolno głową - Nie wiem.I po raz pierwszy zrozumiała z czym przez cały czas żył, niekończącymi się pytaniami kotłującymi się w myślach kim naprawdę jest, trafiających w pustkę, bez odpowiedzi.Do czasu wiadomości przez komunikator i do momentu odnalezienia Tess. Zamknęła oczy czując winę po uzmysłowieniu sobie tego wszystkiego. Wiele spraw jakie narzucało mu życie wiązało się z odsuwaniem jej od niego. I czuł wtedy tak rozpaczliwą tęsknotę kiedy ją tracił - ją, swoją pokrewną duszę. Ból przeszył serce kiedy to zrozumiała i nieproszone łzy podeszły jej do oczu.- Liz ? - zapytał ujmując jej twarz w dłonie - Co się dzieje ? Czym się martwisz ?Zamknęła oczy i potrząsnęła głową. Poczuła na czole jego usta - Czy przebywaniem tutaj ?Przytaknęła spotykając jego wzrok.- Możemy wyjść - szepnął.- To nie to o czym myślisz - odpowiedziała czując płynące teraz łzy.- Więc co ? - pytał wycierając delikatnie jej policzki - Powiedz.Znowu potrząsnęła głową, przegryzła wargi i po chwili powiedziała – Nagle zrozumiałam czym było całe twoje życie, Max.Serce mu prawie stanęło. Właśnie tego między innymi pragnął przyprowadzając ją tutaj i nie śmiał mieć nadzieję, że go zrozumie.Ale padną zaraz następne pytania - bo na pewno się pojawią – i obawiał się swojej niewiedzy.- Och, Liz - powiedział miękko obejmując ją ramionami. Tęsknił by się z nią połączyć - ta tęsknota budziła w nim ogień - ale odsunął ją od siebie. Wiedział, że teraz coś się stanie...coś bardzo ważnego.- Przepraszam, Max - mruczała - Wybacz, że cię wcześniej nie rozumiałam.- Cii - szeptał jej do ucha - Jesteś jedyną osobą która naprawdę mnie rozumie. Nie wiesz o tym ?Czuł, że koszulka robi się coraz bardziej wilgotna. Ciągle płakała. Gładził jej plecy zastanawiając się dlaczego była taka zmartwiona. Może to wynik napięcia z poprzedniego dnia.- Max jest coś jeszcze o czym muszę ci powiedzieć - powiedziała cicho odsuwając się od niego.- W porządku - skinął zachęcająco głową ale ta odwaga szybko stopniała gdy zobaczył intensywny wyraz jej oczu.- Czy wiesz dlaczego wtedy uciekłam ? I dlaczego nie pogodziłam się z przesłaniem od twojej matki ?Popatrzyła mu w oczy znacząco - Chodzi mi o to, dlaczego tak naprawdę cię zostawiłam ?- Z powodu mojego przeznaczenia ? – odpowiedział niepewnie - Przez Tess ?Do czego ona zmierza ? zaczęła ogarniać go panika jakby chciała powiedzieć mu coś, o czym nie chciał wiedzieć.- Nie dlatego. Gdyby tak było potrafiłabym walczyć o ciebie.Serce zaczęło tłuc się ostrzegawczo i spiął się w sobie przed kolejnymi słowami.- Powodem mojego odejścia było to, co wtedy powiedziałeś - znowu zobaczył jak pojawiają się w jej oczach łzy.Co on powiedział ?Zaskoczony potrząsnął głową - Co masz na myśli, Liz ?- Powiedziałeś „teraz jest nas czworo”. W ten sposób postawiłeś granicę między nami a ja zostałam po drugiej stronie....wykluczona ponieważ nie byłam taka jak ty - dokończyła gorącym szeptem.Och, Boże, Boże. To wszystko co był w stanie pomyśleć a serce tłukło się w piersiach. Oczywiście, że tak myślała sądząc, że chodziło mu o całą ich czwórkę - nic dziwnego, że uciekła. Nie potrafił nic wymyślić, nie mógł zapanować nad wirującymi emocjami.Wprowadzenie jej tutaj dzisiaj, w jakiś sposób otwierało te same uczucia zawodu i porzucenia. Musiała przecież znać jego serce by wiedzieć o czym dokładnie myślał tamtego dnia.Odsunęła się, minęła go i ruszyła w stronę wyjścia.Odchodziła od niego - znowu.- Liz, nie ! - krzyknął czując potworny lęk - Nie pozwolę ci znowu ode mnie odejść.Szybko odwróciła się, na twarzy malował się ból - Max, nigdy cię nie zostawię. Nigdy - przerwała i popatrzyła w dół - próbuję ci tylko powiedzieć coś bardzo bolesnego, dobrze ?- Dobrze - szepnął.- Nigdy nie rozumiałam czym ta wiadomość była dla ciebie – tłumaczyła – że czekałeś na nią całe życie i kiedy ją wreszcie otrzymałeś okazało się, że odsuwała od ciebie najdroższą ci osobę. Tak strasznie mi cię żal, i tak bardzo jest mi przykro.Zamknął oczy. Słyszał tylko w uszach szum krwi. Tamtego dnia nierozważnymi słowami zniszczył jej życie, a ona go przepraszała. Skup się, musisz się skupić, ale świat wirował pod jego stopami.- Musisz mi uwierzyć w to co ci teraz powiem. Dobrze, Liz ? – podszedł do niej szybko i ujął jej ręce w swoje - Kiedy powiedziałem, że jest nas teraz czworo, miałem na myśli....głos mu zamarł.Co miał na myśli ? Co jeszcze mógł mieć istotnego na myśli o czym ona nie wiedziała ? Drżącą rękę prowadził po włosach poszukując odpowiedzi. Dlaczego to jest takie ulotne ? I wpatrywała się w niego, a piękne oczy tak bardzo łaknęły odpowiedzi.Nagle przypomniał sobie dokładnie, co czuł w tamtym momencie, jak powracające wspomnienie.- Liz, nie myślałem o Tess - jego głos był tak spokojny - Wykluczyłem ją. Nie uważałem jej za część naszej grupy - Nigdy, aż do tej pory nie pomyślał o tym ale taka była prawda. Brał pod uwagę Liz, wykluczając Tess.A ona odetchnęła miękko, przykryła dłonią usta i po prostu patrzyła bez słowa.Och proszę, niech mi uwierzy, pomyślał.Ujęła go mocno za ręce. Przyglądała mu się a jej oczy mieniły się niezliczonymi emocjami.I wtedy ich miłość rozpostarła się gwałtownie, buchnęła otwierając się szeroko bez żadnych ograniczeń - ona pochwyciła ją z taką intensywnością jakiej nigdy u niej nie widział. Znosiła ograniczenia, pokonywała odległości - spragniona, by w jednej chwili połączyć się z nim.Uwierzyła mu. Całym sercem i oddaniem wiedząc, że wyznał jej prawdę, i coś zmieniło się między nimi na zawsze.Skąpało ich przebiegające przez nich jaśniejące światło...i od razu w piersiach poczuł ogień. Nie tylko w piersiach, w rękach, ramionach...i twarzy, na której pojawiły się rumieńce. Tym razem to zespolenie było inne - ich więź zmieniała się za każdym razem kiedy się łączyli – a teraz było tak nieprzewidziane i poruszające.Och, jego Liz...przedzierała się przez niego, tańczyła wzdłuż ich zespolenia wirując zalotnie, jak malutka baletnica. Drażniła się z nim i lgnęła do skóry, kręciła piruety w jego myślach. Jej serce strzelało radością...i nagle ich więź zwróciła się w zupełnie innym kierunku, a ona niespodziewanie, spokojnie spoczęła w nim.Miłość wyciszała się i łagodniała.Max, szepnęła z głębi duszy.Z westchnieniem objął ją ramionami i wtulił twarz w jej włosy. Pachniała jak pustynny wiatr wymieszany z blaskiem słońca i błękitem nieba. Oddychał nią...jej zapachem, ogniem swojego uczucia do niej.Odsunął się by móc zajrzeć w jej w oczy. Były jak wyborna płynna czekolada i jaśniały taką miłością, że serce mu drżało.Długo patrzyli na siebie w milczeniu. W całkowitym wyciszeniu i bliskości. Gładził miękki policzek, jej skóra była jak kremowy jedwab pod palcami.I wtedy jej dusza przysunęła się łagodnie do jego, i poczęły się pieścić, jedna drugą, w delikatnym szepcie. Jego dusza do jej duszy...tam i z powrotem...czule łączyły się.Nierówne oddechy zgrały się w jeden spokojny rytm, oddech z oddechem, kiedy ich dusze spajały się ciasno razem.Czuł głębokie szczęście z powodu tego kompletnego zgrania.Pragnę zawsze pozostawać w ten sposób, Liz. Boże, przysięgam.Ja także. Dlaczego ciągle jest mi za mało tego...naszego zespolenia ? To się dla mnie nigdy nie skończy, tak bardzo tego potrzebuję.Wyciszona, tuliła twarz do jego piersi, gładząc go palcami po plecach. Wyczuwała dotykiem małe, gorące iskierki przebiegające przez jego ciało.Myślę, że w ten sposób kocha się nasz ród, Max. Może dlatego tak bardzo tego potrzebujemy.Nasz ród, szepnął.Tak...Jesteś taka jak ja, Liz. Nawet nie wiesz co to dla mnie znaczy.Jego radość uderzyła w ich połączenie otulając ich oboje. I stali tak nieskończenie długo, w kompletnej ciszy.Liz machała nogami siedząc na występie skalnym przy wejściu do jaskini spoglądając na pustynną równinę. Oboje trzymali się za ręce i w milczeniu obserwowali zachód słońca. Czuł jak rośnie w niej lęk o niego - mający związek z tym co niepokoiło go wcześniej. Ale nie był jeszcze gotowy by przerwać to delikatne nucenie ich dusz jakie w sobie odczuwał. Bo kiedy opowie jej o zdarzeniu w szkole, położy się to cieniem i zakończy miodowy miesiąc, który dla nich był tak krótki.Co się dzieje, Max? zapytała odwracając się do niego. Zatroskanie od razu przyciemniło jej oczy.Nie powinnaś była słuchać tych myśli, jęknął.Uśmiechnęła się lekko, Kiedy jesteśmy połączeni, Max, po prostu tam jestem. Przykro mi. Jesteś tam cały czas, kochanie. Nie tylko gdy jesteśmy połączeni.Więc co się dzisiaj wydarzyło ? zapytała.W milczeniu patrzył na daleki krajobraz. Jak miał jej to powiedzieć ? Nie było innego sposobu jak po prostu wyznać prawdę.- Tess - odpowiedział wreszcie - Dzisiaj przytrafiła się Tess.Cdn.
Tak pociuchutku Wam powiem, RosDeidre obawiała się, że pewne...ekm kontrowersyjne sytuacje mogły się niektórym z nas nie spodobać i stąd ta nasza zajadła dyskusja. Akurat to nikomu, na szczęście (nawet {o} - pewnie nie czyta) nie zaprzątało głowy, a opisy są wyjątkowo piękne...chociaż ona teraz uważa, że ciut za długie.
To mój ulubiony rozdział...jak dotąd...może to trochę zakakujące, wydaje się taki wyciszony w porównaniu z euforią i namiętnościa poprzednich, ale to mnie w nim właśnie ujmuje...ta cisza...melancholia...delikatny smutek. Wiatr i pustynia...zawsze mnie fascynowała... Milczenie, które mówi więcej niż słowa. Miłość jak z baśni, legendy, historii zagubionych gdzieś w przestrzeni planet. Piękne...Przyznam jednak że reakcja Liz na wiadomość o tym, że została adoptowana, trochę nie rozbawiła...to przecież zmienia całe jej życie...kładzie się cieniem na jej zaufaniu do rodziców....a ona przechodzi nad tym do pożądku dziennego, jak nad nic nie znaczącym faktem.I jeszcze...
No tak...dyskusje na temat komu tamtego dnia w jaskini zabrakło kręgosłupa nie mają końca...Max vs Liz...spotkałam się z opinią jednej osoby, że Max mówiąc "teraz jest nasz czworo" wykluczył Liz, tym samym zrozumiałe jest że od niego odeszła....dla mnie do czepianie się słowek....przecież jego następne słowa, skierowane już do Liz "to ty jesteś dla mnie wszystkim" przekreślają wszelkie podejrzenia o wykluczeniu...Max wcześniej na akceptował Tess, w MTTM odparł jej wyraźnie "to ty nie jesteś jedną z nas"...teraz po wysłuchabiu mamogramu poprostu zaakceptował fakt, że jest tą Czwartą....jedną z nich....ale to Liz była dla niego WSZYSTKIM.Niektórzy twierdzą że Liz zachowała się wtedy jak tchórz, uciekając z podkulonym ogonem, zamiast trwać u boku chłopaka któremu pare godzin temu wyznała miłość..ja jej tak nie osądzam...może myślała, że postępuje szlachetnie, poświęcając własną miłość...może się poprostu bała...może był to zbyt wielki ciężar dla 17 letniej dziewczyny? Może...Ale faktem jest, że po tym wszystkim co razem przeszli, Max zasługiwał na prostą zwyczajną rozmowę...tymczasem ona po swoim powrocie z Florydy traktowała go jak głupiutkie dziecko, któremu wystarczy powiedzieć "nie bo nie i koniec dyskusji"...kiepskie wyjście z sytuacji, jeśli o mnie chodzi. Max z kolei postanowił udawać, że nic ale to nic się nie zmieniło i dalej mogą udawać beztroskich nastolatków....i to dopiero było smutne.Powiedziałeś „teraz jest nas czworo”. W ten sposób postawiłeś granicę między nami a ja zostałam po drugiej stronie....wykluczona ponieważ nie byłam taka jak ty - dokończyła gorącym szeptem
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Może w HTDC nie ma zbyt wiele na ten temat... ale w GAW jest nieco więcej. Przez wiele lat Liz bynajmniej nie przeszła tak łatwo nad tym, że została adoptowana (będzie nieco w kontekście pożaru, a potem przeniesienia się jej rodziców do Crashdown, ale to nic w porównaniu do kilkunastu scen z GAW)... brak jej inkubatora, jakichkolwiek innych dowodów ponad listem Marco sprawi, że Liz nie będzie akceptować przez dłuższy czas swojej obcej natury. Owszem, tą część, którą się łączy z Maxem - jak najbardziej Ale fakt, iż została adoptowana, odkrycie, że jest hybrydą... nie, ta jej reakcja to dopiero wtęp, Lizziett. Zresztą, okaże się, że Liz jest najbardziej ludzką z hybryd nie bez powodu... z jednej strony było to przyczyną ogromnych kłopotów, nienawiści Nasedo (tak! drań doskonale wiedział, kim jest Liz!!!), a z drugiej umożliwiło jej ocalenie życia i bezpieczne wychowanie (do czasu) w kochającej się ludzkiej rodzinie. Powiedziałabym, że Liz ze wszystkich hybryd trafiła chyba najlepiej w życiu... jest bardzo ludzka, a jednocześnie nie pozbawia jej to siły (ha, zobaczycie jak "ustawi" Michaela, w końcu jest królową....).Przyznam jednak że reakcja Liz na wiadomość o tym, że została adoptowana, trochę nie rozbawiła...to przecież zmienia całe jej życie...kładzie się cieniem na jej zaufaniu do rodziców....a ona przechodzi nad tym do pożądku dziennego, jak nad nic nie znaczącym faktem.
A ja jestem ciekawa czy zostanie wyjaśniony ciekawy wątek dotyczący braku inkubatora Liz. Dlaczego go nie ma....Jest tu jedno zdanie które wskazywałoby na to że Max i Liz byli umieszczeni razem...poza tym te ich bliźniacze dusze...fascynacja sobą od maleńkości...ale może się mylę Lizziett, fanart nastrojowy...w temacie, dzięki. Wiesz, że RosDeidre bardzo się podobają, właśnie takie wplecione między poszczegolne części.
Nieeee, bo byliby rodzeństwem!Jeden z ciekawszych momentów w GAW, traktujący o adopcji:Jest tu jedno zdanie które wskazywałoby na to że Max i Liz byli umieszczeni razem..
Brak inkubatora wyjaśni Serena, i to bardzo prosto... Jak chcesz, Elu, mogę wysłać na Pm'a parę spoilerów, bo gdybym napisała to, o czym czytałam, czytelnicy HTDC po prostu by mnie tutaj zlinczowano.RosDeidre wrote:Liz sat on the front porch of the cabin, Max's leather jacket wrapped tightly around her, as she glided slowly in a large wooden swing. Even though it was bitingly cold this morning, she'd wanted the fresh air in the wake of all Serena had just shared. The brisk wind couldn't make her feel any more numb than she already did emotionally--in fact, the weather reflected her mood perfectly.Everything she'd ever known about herself had just been redefined- yet again. And even though she should probably be more upset that Nasedo had been behind her shooting-an event that had haunted her for years now-the one thing dominating her emotional landscape right now was Serena. And her parents-- the fact that they'd never told her the truth about her adoption. Somehow these latest revelations had unearthed all the pain about their deception.The worst part was that she'd never figured out a way to ask them about it-because she would have had to come up with a plausible explanation for how she'd learned the truth. So she'd kept all her hurt and feelings of loss bottled inside, her only outlet being her conversations with Max over the years. And even though his own experience did largely mirror her own, at least he'd always known he was adopted? what he was.
Tylko jedno słowo pcha mi się na usta (pod palce ): NIESAMOWITE.Miałam to już napisać dawno, ale jakoś tak nie mogłam się zebrać na odwagę, aby cokolwiek napisać na formu. Ale jestem!I od razu Elu napiszę: Dziękuję. Oczywiście podziękowania także dla Nan, Lizziett, LEO i wszystkich, którzy tłumaczą dla takich "niepiśmiennych po cudzemu" jak ja. Dzięki Wam mogę rozkoszować się takimi pięnymi i wspaniałymi ff jak ten.Zauważyłam, że po 20 części miałaś Elu chwilkę zwątpienia, ale na szczęście jest ono już za Tobą. Zaklinam - nigdy więcej! Wiesz co ja czułam, gdy napisałaś, że nie wiesz czy to dalej ciągnąć? Brr.. Straszne uczucie!!Opowiadanie jest fantastyczne, początek nie zapowiadał czegos tak pięknego. Sceny miłosne - tak zawsze trudne do opisania - są przedstawione tak, że aż dech zapiera. Nie wiedziałam, że można to tak wyśmienicie przetłumaczyć. Gratuluję! Talentu i odwagi.Tyle na razie i z niecierpliwością czekam na kolejną część!
Bardzo dziękuję ADkA, a przy okazji witam cieplutko w naszym pokoiku . Oczywiście wszyscy tworzymy tutaj miłą atmosferę, a każdy z Was ma swój udział w przedzieraniu się przez to niesamowite opowiadanie, bez Was ten pokoik byłyby niczym. Ale przede wszystkim to zasługa RosDeidre, ona to napisała, zagląda do nas, podziwia i dopinguje. Ostatnio napisała że jest zauroczona fanartami, które ozdabiają poszczególne części, a ja jej odpisałam, że dedykujemy jej je także. Bardzo się ucieszyła...Napisała także dzisiaj, i to jest dla niej niesamowite, że ten serial zrobił wrażenie na tylu ludzich na całym świecie a jej opowiadania są w stanie przywołać go przy pomocy naszej wyobraźni.Wczoraj na Forum 4Fans toczyła się dyskucja na temat opowiadań RosDedre a dokładniej o Antarian Sky. Oczywiście z czułością i ogromnym szacunkiem dla autorki. A chwile zwątpienia we własne możliwości zawsze są, ile razy siadam do kolejnego rozdziału...pojawią się także pod koniec Disappear (pamiętamy, że składa się z 29 części) i cały "wór orzechów" - jak nazywa to Hotaru będzie w "Gravity Always Wins"
I sure hope I'm posting this in the right spot! I wanted to say hello, since I hadn't posted on the thread in a while. I do keep an eye on you here, though, and it's so fun to know you're all reading (and hopefully enjoying) my first fanfiction, HOW TO DISAPPEAR COMPLETELY.As I posted weeks ago, this particular story--of all my fanfiction--remains near and dear to my heart. Probably because it began my obsession with Roswellian fanfiction. It actually grew out of discovering fanfic over at the Crashdown, too, and the idea I'd had after END OF THE WORLD (which remains, pitifully, my fave Ros episode of all time, even though things never went the direction I wanted on the show!)Anyway, thanks to all of you for reading. Thanks so much to Ela for bringing this story to life--and to Nan for bringing my other story (AS/AN) to life! You guys are simply wonderful. To read and be enthusiastic, even when it requires so much work. THANK YOU.Just wanted to give a little wave and say hi. Back to your regularly scheduled programming. take care,Deidre
Hi Deidre, it's good to see you here, because I have a question... In AS there was a soundtrack - and every song has its place, like Sinatra, Carly Simon or Patti Smith (BTW I love it ). And what about HTDC? There are a few song, but where should be Moby...? I just don't know where to locate it Or maybe the songs doesn't have their own place and they could be playing anytime...? I was just thinking
Nan, that is such a good question! Actually, you don't happen to have the songlist saved from my website, do you? I took down the music because bandwidth usage got so high, it drove my costs up. Radiohead fans the world over were downloading music from there, and since I created the site for Roswell fans...well, the music had to go. BUT, sadly my webfolks dismantled the page before I saved the song list, which I'd love to have recreated.ANTARIAN SKY was much more specific for me with music than HTDC. GRAVITY actually has more of a songlist associated, with Marco's Bob Dylan and Neil Young leanings. But HTDC, it was a more diffuse feeling for me about the story. Moby's SOUTHSIDE very specifically, though, was my mental soundtrack for the FIRST future timeline, the one in which Marco betrayed them. The song would have been an "oldie" by then, but it just had a kind of tough, edgy future sound to it that went well for me with the idea of Marco the gun-toting protector with a dark streak.Radiohead in general was, again, a kind of future sound to me, so went well with the future world of both timelines.take care! D
Actually, I downloaded songs when I was reading AS... Not all of them, but a great part. Beside, thanks for answer! I was thinking about it for a really long time. I just couldn't imagine when the hell Moby can be playing And now it's something... The title and the major song (I think) is "How To Dissapear.Completely" and that's exactly what Marco did... He just - dissapeared, completely, if we don't count the letter...I didn't have such problems with AS soundtrack. I played the AS songs all the time and my dad said something about me becoming normal (it was when he didn't like Roswell and when he tried to do everything to make me lose heart to R.). It was kinda "oldie" and beside he likes Patti... It was one of the things that changed his relations with serial (and me too). The second thing was the fact that I was doing something that I wanted to do in future (and I still do)... And when I was spending days on translating the story, he didn't say a word about it BTW, here is a list of songs that I have on my CD:Antarian Sky:Carly Simon - "Lovin You's The Right Thing To Do"Carly Simon - "You're So Vain"Frank Sinatra - "Witchcraft" (when Liz visited David... )Patti Smith - "Because The Night" (personally I love it)Todd Rundgren - "Can We Still Be Friends"-||- "Hello It's Me"-||- "Love Is The Answer"HTDCMoby ft. Gwen Stefanie - "Southside"Radiohead - "HTDC"Radiohead - "No Suprises"Steely Dan - "Dirty Work"Back To Save The UniverseThe Band - "The Night They Drove Old Dixie Down"Gravity Always WinBob Dylan - "Shelter From The Storm"Bob Dylan - "Tangled Up In Blue"Elvis Costello - "Alison" (it was in Roswell too, in Wipe Out)Neil Young - "Heart Of Gold"Radiohead - "Fake Plastic Trees"U2 - "Walk On"PS: To powyżej to soundtracki to utworów Deidre, jakby ktoś nie miał ochoty wgłębiać się w język angielski i wolał polski... Nie ma ich na oficjalnej stronie D. ale warto pogrzebać w sieci w ich poszukiwaniu, w razie czego służę pomocą.
Nan!you rock b/c you have the list. THANK YOU. I will copy that. It also helps me discuss a lot more.HOW TO DISAPPEAR was in the episode of Roswell, MAX IN THE CITY, too, so it had that direct Roswellian reference. But YES Marco AND Fmax disappeared completely. So did the way the future would have gone. I just thought it was an utterly perfect title--plus I was into Radiohead at the time.NIGHT THEY DROVE OLE DIXIE was specifically EXIT MUSIC. I listened to it over and over while writing Serena's POV on the war. Since, of course, it is a song written from the POV of a southerner in the Civil War in US. While that was a totally different KIND of war, I saw EXIT MUSIC as being very much that line in the song, "they never should have taken the very best" (in the war, the soldiers who died...)I saw it as being about the rebel spirit in Serena and her people, who fought the people oppressing them.Ah, I could have written a LOT about Serena's backstory, btw...Thanks for asking. Glad you like your soundtrack, btw. Patti Smith is a good one. Just listened to DANCING BAREFOOT yesterday.
Hi RosDeidre ! I’m glad to see you. TEOTW was my favorite episode too. You write “…even though things never went the direction I wanted on the show”. How do you imagine that episode? Like at beginning HTDC ? Or yet differently ?THANK YOU for explained to us meanings of songs in your storys. This is very important to me. Especially now, when my feelings and heart are so close "How To Disappear Completely" .Nan, thank you for list of songs, sweety. From this list I have only Radiohead - "No Suprises" and "HTDC" . God, how it's beautiful...
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 0 guests