T: The Gravity Series: HTDC & Exit Music [by RosDeidre]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
How to Disappear Completely - część 21
Max leżał odwrócony do Liz i wolno prowadził dłoń wzdłuż jej ciała...pieścił biodra, udo, by znowu leniwie wracać tą samą drogą w górę. Odkąd skończyli się kochać byli kompletnie wyciszeni. Niepotrzebne im były teraz żadne słowa, istniało tylko nieskalane poczucie końca poszukiwania siebie. Mógł tylko patrzeć w jej lśniące, pociemniałe oczy i zatracać się w nich – mógł jedynie znaczyć palcami ślad na rozgrzanej, nagiej skórze. Wielbił ją i słowa w żaden sposób nie oddałyby tego co odczuwał w sercu.
Tylko jego oczy mogły jej to przekazać, tylko jego dusza mogła przemawiać do niej z głębi ich zespolenia.
Ciągle jej pragnął, był rozpalony nawet kiedy ciało było w pełni zaspokojone. Pożądanie pobrzmiewało w nich bezustannie, odzywając się raz za razem...ale teraz było inne od ich wcześniejszego, rozdartego pragnienia. Przeciągał leciutko dłonią wzdłuż ramienia zmierzając w stronę brzucha i obserwował jak zostaje po niej ślad migoczącej, srebrzystej ścieżki. Położył dłoń na miękkim brzuchu.
Co by było gdyby nie uratował jej tamtego dnia w Craschdown ?
Wtedy nigdy nie poznałby tej chwili, nigdy nie doświadczyłby w przyszłości tego, co tak szeroko otworzyło się teraz przed nimi.
Potarł miękko kciukiem miejsce gdzie została postrzelona, gładząc rozgrzaną skórę i niemal tęsknił by uleczyć ją znowu. Pragnął zatrzeć w niej pamięć wydarzeń z tamtego dnia, które na pewno jeszcze ją nawiedzają. Patrzył na delikatną skórę, tak gładką i ciepłą. Nie spiesząc się, powoli pochylił się, dotknął wilgotnymi ustami brzucha i w pełnym skupieniu, ze czcią całował gorąco.
Był przygnieciony ogromem uczuć jakie płynęły mu z serca, sposobem w jaki chciał chronić tę kobietę, która była teraz jego częścią. Nienawidził swoich wspomnień, że kiedyś zraniła go tak bardzo...że on sam, kiedy przybył z przyszłości tak bardzo ją zawiódł.
I że on także złamał jej serce...wiele razy.
Chciał jedynie opiekować się nią i ukoić. Całował czule jej brzuch a potem lekko położył na nim rozgrzany policzek. Dzisiaj zostawił w niej swoje nasienie i marzył, że być może któregoś dnia poczną razem dziecko...które będzie rozwijało się w jej macicy. Zamknął oczy...nie żeby oczekiwał tego teraz ale zachwycał się myślą, że razem mogliby stworzyć kruche życie będące owocem ich czystej miłości. Dziecko obojga, kosmity i człowieka...dziecko bezgranicznie zaakceptowane przez rodziców, nawet ze wszystkimi problemami jakie by to ze sobą niosło.
Poczuł jak Liz odgarnia mu lekko włosy z czoła a potem mała dłoń pieści jego ramiona, przeciągając ją aż na plecy – tak kochająco, z każdym muśnięciem jej skóry na jego skórze. Pragnął jedynie by zawsze było tak jak teraz...przebywać w niej...upajać się nią wszystkimi swoimi zmysłami.
Gładził palcami miejsce w które została postrzelona i całował ją tam z miłością.
Co by się stało gdyby nie było go tamtego dnia w Crashdown ? I gdyby jej nie miał ? Czy tłukłby się całe życie w poszukiwaniu kogoś, kogo nigdy by nie znalazł – tej bliźniaczej istoty odpowiadającej jego duszy ?
Liz słabo westchnęła i owładnęło nim głębokie zadowolenie. Poprzez ich złączenie wiedział, że czuła się przez niego doceniana, tak ogromnie uwielbiana – tego właśnie pragnął. Ale coś poruszyło się wewnątrz ich połączenia i nie bardzo umiał to zdefiniować.
Uniósł się, położył i przysunął tak się blisko by poczuć na twarzy jej oddech a ona przytuliła mu delikatnie dłoń do policzka.
Już uleczyłeś mnie....w każdy możliwy sposób, Max.
Teraz ona położyła mu dłoń na brzuchu, dokładnie w tym samym miejscu w które była zraniona. Poczuł w sobie jakby poruszenie, palące wrażenie jakiegoś przeskoczenia pod tym miękkim dotykiem.
Co się stało ? był zaskoczony.
Tamtego dnia zmieniłeś mnie na zawsze, szepnęła z przejęciem.
W środku czuł rosnące ciepło, promieniując aż do piersi. Podniósł na nią oczy.
Chciałam, żebyś wiedział co czułam kiedy mnie leczyłeś – powiedziała, przesuwając łagodnie palcami po jego brzuchu. Jak to jest, kiedy mnie dotykasz...
Jak ona to robiła ? I skąd wiedziała, czego jego dusza pragnęła właśnie teraz ?
Nie wiem, ale to tkwiło w moim sercu...i chciałam żebyś poczuł swój własny dotyk...czym naprawdę jest twój dar, Max.
Czuł wzbierające w oczach łzy, czule przycisnął wargi do jej ust – i wtedy ciała odpowiedziały delikatnym rozbudzeniem. Przysunął do niej biodra, otoczył dłońmi i przyciągnął jak najbliżej do siebie. Objęła go rękami za szyję, ich więź zaczęła współgrać wraz z rosnącym pożądaniem.
Drgające światło, wślizgnęło się między nich...coś, co spokojnie drzemało, teraz niecierpliwiło się i nagliło. Zespolone dusze przywoływały się znowu, biorąc ich w swoje posiadanie.
Zawiedziony jęknął cicho. Nie mogli się znowu kochać w pokoju Liz, który zaczął pogrążać się w mroku. To oznaczało, że wkrótce wrócą do domu jej rodzice, i nie mogli ryzykować. Przedłużał i pogłębiał pocałunek kończący te cudowne chwile, oplatał i drażnił językiem jej język. Serce biło ciężko, intensywnie...skóra Liz stawała się pod jego rękami coraz bardziej gorąca.
Musieli to powstrzymać.
Liz pomału przerwała pocałunek odsuwając się odrobinę. Zamknął oczy próbując zapanować nad emocjami, które wybuchły tak nagle w nim...między nimi. Ich więź stała się znowu białym ogniem, tylko rozpalone pragnienie jeszcze w nich dygotało.
Czy będzie w stanie dzisiaj się z nią rozstać ? Albo jutro w szkole, jak przebywać blisko niej i panować nad sobą by ich związek niepostrzeżenie się nie rozszalał ?
Roześmiała się łagodnie i wzięła go za rękę. Jutro, w czasie lekcji będziesz musiał być grzeczny.
Uśmiechnął się i spotkał jej wzrok, tak niepokojąco kuszący.
Tylko wtedy kiedy nie będziesz na mnie patrzyła jak teraz...jeżeli to zrobisz, to nie ręczę za siebie.
Podniosła niewinnie w górę podbródek, Och, naprawdę, panie Evans ? I co mi zrobisz ?
Był zaskoczony z jaką łatwością rozmawiali teraz ze sobą bez słów...to było takie naturalne, właściwie jakby rozmawiali na głos – ale jednak bardziej intymnie i otwarcie. Przez chwilę wpatrywał się w nią i uśmiechnął się tajemniczo.
Chcesz żebym ci powiedział ? A może lepiej poczekaj aż ci pokażę ? – droczył się.
Przeciągnęła się leniwie na łóżku, wyciągając ręce poza głowę. Piersi uniosły się a on nie mógł od niej oderwać oczu.
Myślę, że powinieneś powiedzieć mi teraz, westchnęła uwodzicielsko.
Piersi tworzyły teraz delikatny łuk i znowu miał ochotę przytulić do nich usta...Och, to do niczego dobrego nie prowadzi. Nie będzie mógł się od niej oderwać...bez przerwy go do siebie przyzywała, bez końca.
Powiesz ? nakłania go z kuszącym uśmiechem. Pobiegł do niej oczami i lekko rozchylił usta.
- Celowo mnie prowokujesz – odetchnął głośno. Uśmiechnęła się promiennie wyciągając jeszcze bardziej ręce.
I co, odnosi skutek ? zapytała.
Poczekaj do rozpoczęcia lekcji...zrobię wszystko byś za to zapłaciła, kochanie, odgrażał się.
Posłała mu rozbawione spojrzenie, Opowiedz, co mi zrobisz.
- Dobrze, o ile nie chcesz żebym cię teraz zjadł całą – chwycił nakrycie i naciągnął na nią, Więc lepiej mnie tak nie kuś.
Roześmiali się serdecznie, rozbawieni i szczęśliwi – upłynęło tyle czasu odkąd śmiali się tak swobodnie. Odwrócił się do niej i podparł na łokciu.
Miałeś powiedzieć, droczyła się.
Uśmiechnął się do niej ciepło – No cóż, po pierwsze....sprawię, żebyś przestała się bronić...potem wykorzystam nasze połączenie i to powoli doprowadzi cię do szaleństwa.
Popatrzyła na z boku, spod opuszczonych rzęs a on poczuł na sobie lekki dreszcz emocji. I wtedy nie będziesz w stanie się opierać...sama tego zapragniesz, także tego co się wydarzy, tak to się dla ciebie zakończy, szeptał miękko kiwając głową. I z uśmiechem igrającym mu na wargach odsunął zabłąkane pasmo włosów z jej twarzy.
A ja w tym czasie, nie dotykając cię będę się z tobą kochał na lekcji chemii ciągnął.
Max, cicho jęknęła. Jeżeli to zrobisz, nigdy ci tego nie wybaczę.
Przegryzł wargę i wziął ją za rękę, Może mi nie wybaczysz jeżeli tego nie zrobię.
Umm… to było wszystko co mogła odpowiedzieć i pogrążyli się w błogiej ciszy. Pocierał kciukiem jej dłoń i powoli podniósł ją do ust.
I wtedy dostrzegł pierścień.
Popatrzyli szybko na siebie i wtedy poczuł jakieś dziwne poruszenie w piersiach. Wiedział, że ten pierścień oznacza coś bardzo ważnego jednak zapomniał o tym, aż do teraz. Powoli wyciągnęła dłoń z jego ręki poczuł jakąś zmianę w ich zespoleniu....coś decydującego rozgrywało się w duszy Liz.
Zsunęła pierścień z palca i podała mu na otwartej dłoni. Patrzył w milczeniu a potem wziął go do ręki.
Ale zanim to zrobił już wiedział dokładnie co to dla nich oznacza.
- To twoja ślubna obrączka, prawda Liz ? – zapytał półgłosem – Z przyszłości ?
- Przeczytaj inskrypcję – odpowiedziała wzruszona – Trudno ci będzie uwierzyć.
Przytrzymał pierścień tak by móc odczytać wyryty napis i doznał wstrząsu...a odpowiedzią było przejmujące uderzenie biegnące z duszy Liz.
- Tamtego dnia w klasie – szepnął – Tak strasznie pragnąłem byś wróciła, Liz. Zrobiłbym wtedy wszystko...i chciałem żebyś wiedziała, że mam gdzieś moje przeznaczenie...że pragnę jedynie ciebie.
Zamknął oczy wracając pamięcią do tego dnia a ona dotknęła jego ramienia i pogładziła delikatnie – Przeczytaj resztę – nalegała.
Zobaczył wygrawerowaną na obrączce datę. Lipiec 12, 2002, odetchnął zaskoczony Mój Boże, byliśmy takimi dzieciakami.
Ale teraz to rozumiem, uśmiechnęła się. Jak mogliśmy ukrywać to przez naszymi rodzicami ? Nie być razem, kiedy tak naprawdę byliśmy poślubieni...Czy to nie było dużo ważniejsze niż zwykły ślub ?
Wsunął pierścień na opuszek palca i wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę - Więc ci go dałem...to znaczy, moje inne wcielenie z przyszłości ?
Skinęła głową - A on podarował mnie z Przyszłości swoją własną obrączkę.
Ja z Przyszłości... śmiał się, zabawnie przekręcając słowa. Jakiś Ja...Przyszły Ja, i nagle spoważniał - Jak mogłem cię wtedy opuścić...w 2014 r. ? Zostawiłem cię zupełnie samą...
Max, Nie znam szczegółów ale wiem, że trwała straszliwa wojna...będziemy musieli o tym porozmawiać, spróbujemy się do tego przygotować, my....pozostali. A najważniejsze żeby za wszelką cenę udało nam się zatrzymać tutaj Tess. Inaczej wszystko może się znowu wydarzyć.
Kiwnął posępnie głową obracając obrączkę na palcu i zastanawiał się jak musiało być niebezpiecznie jeżeli zdecydował się opuścić Liz i wrócić tu z przyszłości.
Zwrócił pierścień wkładając go w jej otwartą dłoń – Więc ty włożyłaś tę obrączkę tamtej nocy....prawda ? – zapytał spotykając jej uważny wzrok – w czasie której, jak myślałem spałaś z Kylem ?
Spuściła wzrok, starając się nie patrząc na niego i trochę jej bólu przebiegło przez ich dusze. Ujął ją za podbródek i podniósł do góry pragnąc by popatrzyła mu w oczy – był zszokowany jak wiele dostrzegł w nich poranionych uczuć.
- Kiedy nie miałam nadziei byś był mój...tak bardzo pragnęłabym żebyś był mężem mojego serca – szepnęła wzruszona.
Liz…co ty mówisz ?
Przysiągłby, że serce przestaje mu bić.
Przez chwilę milczała a potem ujęła jego dłoń i odcisnęła na wewnętrznej stronie gorący pocałunek. Chciałam być twoją żoną...bez względu na to, co by zaszło między tobą a Tess, nawet gdybym tylko ja o tym wiedziała.
Był ogłuszony...Nie był w stanie objąć głębi jej miłości do niego – pomijając że mógł ponieważ czuł dokładnie to samo. Postanowiła być mu wierna, oddać mu siebie za żonę nawet gdyby była nią tylko w sercu. Przyciągnął ją gwałtownie i po prostu trzymał mocno.
Tylko w ten sposób mogę sobie wyobrazić życie bez ciebie.
Otoczył dłońmi jej twarz i uniósł do góry. Teraz jesteś kimś więcej niż moją żoną, szeptał z przejęciem z głębi duszy. I któregoś dnia weźmiemy ślub...ale tylko formalnie, żeby świat się dowiedział kim jesteśmy dla siebie.
Skinęła miękko głową a on przycisnął łagodnie do niej czoło.
- Elizabeth Evans, szeptał spokojnie – Będziesz nosić tę obrączkę...na pamiątkę tego, co stało się dzisiaj między nami ?
Odsunął się by zobaczyć jej oczy – by poznać jej reakcję i wzruszony zobaczył łzy na jej twarzy. Ścierał je delikatnie kiedy ona patrzyła na obrączkę.
- I tak bym ją nosiła, Max – odpowiedziała wzruszona. I wtedy podniosła zaskoczona głowę jakby dopiero doszło do niej znaczenie jego słów. Nazwałeś mnie Elizabeth Evans, wciągnęła gwałtownie powietrze.
Kiwnął głową i uśmiechnął się tajemniczo. Wiem...i jesteś nią Liz,...od dzisiaj.
Otoczył ją ramionami i delikatnie kołysał. A także kimś o wiele ważniejszym, dokończył.
I trzymali się nawzajem tuląc się do siebie aż pokój zaczął tonąć w mroku. Max wiedział, że muszą zacząć się ubierać, że muszą zakończyć tę cudowną intymną chwilę ale nie mogli się zdecydować żeby ją przerwać.
- Liz – ponaglił miękko – Twoi rodzice niedługo wrócą, prawda ?
- Tak – przytaknęła i powoli wypuściła go z objęć – Wiem, że musimy się ubrać.
Wstając z łóżka przesunęła wolno dłonią wzdłuż jego ciała. Obserwował ją kiedy szła przez pokój. Uwielbiał patrzeć jak się poruszała kołysząc biodrami...była już kobietą mimo siedemnastu lat. Rozglądnęła się by w końcu znaleźć swój szlafrok wiszący na oparciu, stojącego przy biurku krzesła.
Zerknęła na niego przez ramię i uśmiechnęła się z rozbawieniem – Nie masz ochoty wstać? – droczyła się. Jęknął i powoli zsunął nogi z łóżka. Otulała się miękkim szlafrokiem i nagle patrząc na klawiaturę komputera zapytała:
- Max, co to jest ?
Podszedł do niej, z otwartego okna lekki wiatr owiał nagą skórę. Odwróciła się i podała mu białą kopertę.
- Zaadresowana do nas – w jej głosie brzmiała ciekawość.
Dłuższą chwilę wpatrywał się w nią ściągając brwi. Ostrożnie zaczął ją otwierać i zadygotał kiedy chłodny powiew zatańczył mu po skórze. I zastanawiał się – kto w pokoju Liz mógł zostawić wiadomość dla nich obojga ?
Cdn.
Max leżał odwrócony do Liz i wolno prowadził dłoń wzdłuż jej ciała...pieścił biodra, udo, by znowu leniwie wracać tą samą drogą w górę. Odkąd skończyli się kochać byli kompletnie wyciszeni. Niepotrzebne im były teraz żadne słowa, istniało tylko nieskalane poczucie końca poszukiwania siebie. Mógł tylko patrzeć w jej lśniące, pociemniałe oczy i zatracać się w nich – mógł jedynie znaczyć palcami ślad na rozgrzanej, nagiej skórze. Wielbił ją i słowa w żaden sposób nie oddałyby tego co odczuwał w sercu.
Tylko jego oczy mogły jej to przekazać, tylko jego dusza mogła przemawiać do niej z głębi ich zespolenia.
Ciągle jej pragnął, był rozpalony nawet kiedy ciało było w pełni zaspokojone. Pożądanie pobrzmiewało w nich bezustannie, odzywając się raz za razem...ale teraz było inne od ich wcześniejszego, rozdartego pragnienia. Przeciągał leciutko dłonią wzdłuż ramienia zmierzając w stronę brzucha i obserwował jak zostaje po niej ślad migoczącej, srebrzystej ścieżki. Położył dłoń na miękkim brzuchu.
Co by było gdyby nie uratował jej tamtego dnia w Craschdown ?
Wtedy nigdy nie poznałby tej chwili, nigdy nie doświadczyłby w przyszłości tego, co tak szeroko otworzyło się teraz przed nimi.
Potarł miękko kciukiem miejsce gdzie została postrzelona, gładząc rozgrzaną skórę i niemal tęsknił by uleczyć ją znowu. Pragnął zatrzeć w niej pamięć wydarzeń z tamtego dnia, które na pewno jeszcze ją nawiedzają. Patrzył na delikatną skórę, tak gładką i ciepłą. Nie spiesząc się, powoli pochylił się, dotknął wilgotnymi ustami brzucha i w pełnym skupieniu, ze czcią całował gorąco.
Był przygnieciony ogromem uczuć jakie płynęły mu z serca, sposobem w jaki chciał chronić tę kobietę, która była teraz jego częścią. Nienawidził swoich wspomnień, że kiedyś zraniła go tak bardzo...że on sam, kiedy przybył z przyszłości tak bardzo ją zawiódł.
I że on także złamał jej serce...wiele razy.
Chciał jedynie opiekować się nią i ukoić. Całował czule jej brzuch a potem lekko położył na nim rozgrzany policzek. Dzisiaj zostawił w niej swoje nasienie i marzył, że być może któregoś dnia poczną razem dziecko...które będzie rozwijało się w jej macicy. Zamknął oczy...nie żeby oczekiwał tego teraz ale zachwycał się myślą, że razem mogliby stworzyć kruche życie będące owocem ich czystej miłości. Dziecko obojga, kosmity i człowieka...dziecko bezgranicznie zaakceptowane przez rodziców, nawet ze wszystkimi problemami jakie by to ze sobą niosło.
Poczuł jak Liz odgarnia mu lekko włosy z czoła a potem mała dłoń pieści jego ramiona, przeciągając ją aż na plecy – tak kochająco, z każdym muśnięciem jej skóry na jego skórze. Pragnął jedynie by zawsze było tak jak teraz...przebywać w niej...upajać się nią wszystkimi swoimi zmysłami.
Gładził palcami miejsce w które została postrzelona i całował ją tam z miłością.
Co by się stało gdyby nie było go tamtego dnia w Crashdown ? I gdyby jej nie miał ? Czy tłukłby się całe życie w poszukiwaniu kogoś, kogo nigdy by nie znalazł – tej bliźniaczej istoty odpowiadającej jego duszy ?
Liz słabo westchnęła i owładnęło nim głębokie zadowolenie. Poprzez ich złączenie wiedział, że czuła się przez niego doceniana, tak ogromnie uwielbiana – tego właśnie pragnął. Ale coś poruszyło się wewnątrz ich połączenia i nie bardzo umiał to zdefiniować.
Uniósł się, położył i przysunął tak się blisko by poczuć na twarzy jej oddech a ona przytuliła mu delikatnie dłoń do policzka.
Już uleczyłeś mnie....w każdy możliwy sposób, Max.
Teraz ona położyła mu dłoń na brzuchu, dokładnie w tym samym miejscu w które była zraniona. Poczuł w sobie jakby poruszenie, palące wrażenie jakiegoś przeskoczenia pod tym miękkim dotykiem.
Co się stało ? był zaskoczony.
Tamtego dnia zmieniłeś mnie na zawsze, szepnęła z przejęciem.
W środku czuł rosnące ciepło, promieniując aż do piersi. Podniósł na nią oczy.
Chciałam, żebyś wiedział co czułam kiedy mnie leczyłeś – powiedziała, przesuwając łagodnie palcami po jego brzuchu. Jak to jest, kiedy mnie dotykasz...
Jak ona to robiła ? I skąd wiedziała, czego jego dusza pragnęła właśnie teraz ?
Nie wiem, ale to tkwiło w moim sercu...i chciałam żebyś poczuł swój własny dotyk...czym naprawdę jest twój dar, Max.
Czuł wzbierające w oczach łzy, czule przycisnął wargi do jej ust – i wtedy ciała odpowiedziały delikatnym rozbudzeniem. Przysunął do niej biodra, otoczył dłońmi i przyciągnął jak najbliżej do siebie. Objęła go rękami za szyję, ich więź zaczęła współgrać wraz z rosnącym pożądaniem.
Drgające światło, wślizgnęło się między nich...coś, co spokojnie drzemało, teraz niecierpliwiło się i nagliło. Zespolone dusze przywoływały się znowu, biorąc ich w swoje posiadanie.
Zawiedziony jęknął cicho. Nie mogli się znowu kochać w pokoju Liz, który zaczął pogrążać się w mroku. To oznaczało, że wkrótce wrócą do domu jej rodzice, i nie mogli ryzykować. Przedłużał i pogłębiał pocałunek kończący te cudowne chwile, oplatał i drażnił językiem jej język. Serce biło ciężko, intensywnie...skóra Liz stawała się pod jego rękami coraz bardziej gorąca.
Musieli to powstrzymać.
Liz pomału przerwała pocałunek odsuwając się odrobinę. Zamknął oczy próbując zapanować nad emocjami, które wybuchły tak nagle w nim...między nimi. Ich więź stała się znowu białym ogniem, tylko rozpalone pragnienie jeszcze w nich dygotało.
Czy będzie w stanie dzisiaj się z nią rozstać ? Albo jutro w szkole, jak przebywać blisko niej i panować nad sobą by ich związek niepostrzeżenie się nie rozszalał ?
Roześmiała się łagodnie i wzięła go za rękę. Jutro, w czasie lekcji będziesz musiał być grzeczny.
Uśmiechnął się i spotkał jej wzrok, tak niepokojąco kuszący.
Tylko wtedy kiedy nie będziesz na mnie patrzyła jak teraz...jeżeli to zrobisz, to nie ręczę za siebie.
Podniosła niewinnie w górę podbródek, Och, naprawdę, panie Evans ? I co mi zrobisz ?
Był zaskoczony z jaką łatwością rozmawiali teraz ze sobą bez słów...to było takie naturalne, właściwie jakby rozmawiali na głos – ale jednak bardziej intymnie i otwarcie. Przez chwilę wpatrywał się w nią i uśmiechnął się tajemniczo.
Chcesz żebym ci powiedział ? A może lepiej poczekaj aż ci pokażę ? – droczył się.
Przeciągnęła się leniwie na łóżku, wyciągając ręce poza głowę. Piersi uniosły się a on nie mógł od niej oderwać oczu.
Myślę, że powinieneś powiedzieć mi teraz, westchnęła uwodzicielsko.
Piersi tworzyły teraz delikatny łuk i znowu miał ochotę przytulić do nich usta...Och, to do niczego dobrego nie prowadzi. Nie będzie mógł się od niej oderwać...bez przerwy go do siebie przyzywała, bez końca.
Powiesz ? nakłania go z kuszącym uśmiechem. Pobiegł do niej oczami i lekko rozchylił usta.
- Celowo mnie prowokujesz – odetchnął głośno. Uśmiechnęła się promiennie wyciągając jeszcze bardziej ręce.
I co, odnosi skutek ? zapytała.
Poczekaj do rozpoczęcia lekcji...zrobię wszystko byś za to zapłaciła, kochanie, odgrażał się.
Posłała mu rozbawione spojrzenie, Opowiedz, co mi zrobisz.
- Dobrze, o ile nie chcesz żebym cię teraz zjadł całą – chwycił nakrycie i naciągnął na nią, Więc lepiej mnie tak nie kuś.
Roześmiali się serdecznie, rozbawieni i szczęśliwi – upłynęło tyle czasu odkąd śmiali się tak swobodnie. Odwrócił się do niej i podparł na łokciu.
Miałeś powiedzieć, droczyła się.
Uśmiechnął się do niej ciepło – No cóż, po pierwsze....sprawię, żebyś przestała się bronić...potem wykorzystam nasze połączenie i to powoli doprowadzi cię do szaleństwa.
Popatrzyła na z boku, spod opuszczonych rzęs a on poczuł na sobie lekki dreszcz emocji. I wtedy nie będziesz w stanie się opierać...sama tego zapragniesz, także tego co się wydarzy, tak to się dla ciebie zakończy, szeptał miękko kiwając głową. I z uśmiechem igrającym mu na wargach odsunął zabłąkane pasmo włosów z jej twarzy.
A ja w tym czasie, nie dotykając cię będę się z tobą kochał na lekcji chemii ciągnął.
Max, cicho jęknęła. Jeżeli to zrobisz, nigdy ci tego nie wybaczę.
Przegryzł wargę i wziął ją za rękę, Może mi nie wybaczysz jeżeli tego nie zrobię.
Umm… to było wszystko co mogła odpowiedzieć i pogrążyli się w błogiej ciszy. Pocierał kciukiem jej dłoń i powoli podniósł ją do ust.
I wtedy dostrzegł pierścień.
Popatrzyli szybko na siebie i wtedy poczuł jakieś dziwne poruszenie w piersiach. Wiedział, że ten pierścień oznacza coś bardzo ważnego jednak zapomniał o tym, aż do teraz. Powoli wyciągnęła dłoń z jego ręki poczuł jakąś zmianę w ich zespoleniu....coś decydującego rozgrywało się w duszy Liz.
Zsunęła pierścień z palca i podała mu na otwartej dłoni. Patrzył w milczeniu a potem wziął go do ręki.
Ale zanim to zrobił już wiedział dokładnie co to dla nich oznacza.
- To twoja ślubna obrączka, prawda Liz ? – zapytał półgłosem – Z przyszłości ?
- Przeczytaj inskrypcję – odpowiedziała wzruszona – Trudno ci będzie uwierzyć.
Przytrzymał pierścień tak by móc odczytać wyryty napis i doznał wstrząsu...a odpowiedzią było przejmujące uderzenie biegnące z duszy Liz.
- Tamtego dnia w klasie – szepnął – Tak strasznie pragnąłem byś wróciła, Liz. Zrobiłbym wtedy wszystko...i chciałem żebyś wiedziała, że mam gdzieś moje przeznaczenie...że pragnę jedynie ciebie.
Zamknął oczy wracając pamięcią do tego dnia a ona dotknęła jego ramienia i pogładziła delikatnie – Przeczytaj resztę – nalegała.
Zobaczył wygrawerowaną na obrączce datę. Lipiec 12, 2002, odetchnął zaskoczony Mój Boże, byliśmy takimi dzieciakami.
Ale teraz to rozumiem, uśmiechnęła się. Jak mogliśmy ukrywać to przez naszymi rodzicami ? Nie być razem, kiedy tak naprawdę byliśmy poślubieni...Czy to nie było dużo ważniejsze niż zwykły ślub ?
Wsunął pierścień na opuszek palca i wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę - Więc ci go dałem...to znaczy, moje inne wcielenie z przyszłości ?
Skinęła głową - A on podarował mnie z Przyszłości swoją własną obrączkę.
Ja z Przyszłości... śmiał się, zabawnie przekręcając słowa. Jakiś Ja...Przyszły Ja, i nagle spoważniał - Jak mogłem cię wtedy opuścić...w 2014 r. ? Zostawiłem cię zupełnie samą...
Max, Nie znam szczegółów ale wiem, że trwała straszliwa wojna...będziemy musieli o tym porozmawiać, spróbujemy się do tego przygotować, my....pozostali. A najważniejsze żeby za wszelką cenę udało nam się zatrzymać tutaj Tess. Inaczej wszystko może się znowu wydarzyć.
Kiwnął posępnie głową obracając obrączkę na palcu i zastanawiał się jak musiało być niebezpiecznie jeżeli zdecydował się opuścić Liz i wrócić tu z przyszłości.
Zwrócił pierścień wkładając go w jej otwartą dłoń – Więc ty włożyłaś tę obrączkę tamtej nocy....prawda ? – zapytał spotykając jej uważny wzrok – w czasie której, jak myślałem spałaś z Kylem ?
Spuściła wzrok, starając się nie patrząc na niego i trochę jej bólu przebiegło przez ich dusze. Ujął ją za podbródek i podniósł do góry pragnąc by popatrzyła mu w oczy – był zszokowany jak wiele dostrzegł w nich poranionych uczuć.
- Kiedy nie miałam nadziei byś był mój...tak bardzo pragnęłabym żebyś był mężem mojego serca – szepnęła wzruszona.
Liz…co ty mówisz ?
Przysiągłby, że serce przestaje mu bić.
Przez chwilę milczała a potem ujęła jego dłoń i odcisnęła na wewnętrznej stronie gorący pocałunek. Chciałam być twoją żoną...bez względu na to, co by zaszło między tobą a Tess, nawet gdybym tylko ja o tym wiedziała.
Był ogłuszony...Nie był w stanie objąć głębi jej miłości do niego – pomijając że mógł ponieważ czuł dokładnie to samo. Postanowiła być mu wierna, oddać mu siebie za żonę nawet gdyby była nią tylko w sercu. Przyciągnął ją gwałtownie i po prostu trzymał mocno.
Tylko w ten sposób mogę sobie wyobrazić życie bez ciebie.
Otoczył dłońmi jej twarz i uniósł do góry. Teraz jesteś kimś więcej niż moją żoną, szeptał z przejęciem z głębi duszy. I któregoś dnia weźmiemy ślub...ale tylko formalnie, żeby świat się dowiedział kim jesteśmy dla siebie.
Skinęła miękko głową a on przycisnął łagodnie do niej czoło.
- Elizabeth Evans, szeptał spokojnie – Będziesz nosić tę obrączkę...na pamiątkę tego, co stało się dzisiaj między nami ?
Odsunął się by zobaczyć jej oczy – by poznać jej reakcję i wzruszony zobaczył łzy na jej twarzy. Ścierał je delikatnie kiedy ona patrzyła na obrączkę.
- I tak bym ją nosiła, Max – odpowiedziała wzruszona. I wtedy podniosła zaskoczona głowę jakby dopiero doszło do niej znaczenie jego słów. Nazwałeś mnie Elizabeth Evans, wciągnęła gwałtownie powietrze.
Kiwnął głową i uśmiechnął się tajemniczo. Wiem...i jesteś nią Liz,...od dzisiaj.
Otoczył ją ramionami i delikatnie kołysał. A także kimś o wiele ważniejszym, dokończył.
I trzymali się nawzajem tuląc się do siebie aż pokój zaczął tonąć w mroku. Max wiedział, że muszą zacząć się ubierać, że muszą zakończyć tę cudowną intymną chwilę ale nie mogli się zdecydować żeby ją przerwać.
- Liz – ponaglił miękko – Twoi rodzice niedługo wrócą, prawda ?
- Tak – przytaknęła i powoli wypuściła go z objęć – Wiem, że musimy się ubrać.
Wstając z łóżka przesunęła wolno dłonią wzdłuż jego ciała. Obserwował ją kiedy szła przez pokój. Uwielbiał patrzeć jak się poruszała kołysząc biodrami...była już kobietą mimo siedemnastu lat. Rozglądnęła się by w końcu znaleźć swój szlafrok wiszący na oparciu, stojącego przy biurku krzesła.
Zerknęła na niego przez ramię i uśmiechnęła się z rozbawieniem – Nie masz ochoty wstać? – droczyła się. Jęknął i powoli zsunął nogi z łóżka. Otulała się miękkim szlafrokiem i nagle patrząc na klawiaturę komputera zapytała:
- Max, co to jest ?
Podszedł do niej, z otwartego okna lekki wiatr owiał nagą skórę. Odwróciła się i podała mu białą kopertę.
- Zaadresowana do nas – w jej głosie brzmiała ciekawość.
Dłuższą chwilę wpatrywał się w nią ściągając brwi. Ostrożnie zaczął ją otwierać i zadygotał kiedy chłodny powiew zatańczył mu po skórze. I zastanawiał się – kto w pokoju Liz mógł zostawić wiadomość dla nich obojga ?
Cdn.
Chciałam wypowiedzieć się w tym temacie już wcześniej, lecz niestety z braku czasu nie miałam takiej możliwości. Opowiadanie jest piękne, tych kilka ostatnich części miało w sobie niesamowity czar, można było wręcz namacalnie odczuć moc miłości Liz i Maxa. Ich więź i wzajemne połączenie jest wręcz niewiarygodne. Niepewność Maxa tak charakterystyczna dla niego i jego ciągła troska o Liz całkowicie ujęły mnie za serce:)
Elu pięknie przetłumaczone części, nie czytałam oryginalnej wersji, lecz jestem pewna, iż w Twoim przełożeniu nie straciła nic ze swojego czaru i nie mogę się już doczekać kolejnych części Mam nadzieję, że się nie wycofasz nie zrezygnujesz z tłumaczenia tego ślicznego opowiadania.
Elu pięknie przetłumaczone części, nie czytałam oryginalnej wersji, lecz jestem pewna, iż w Twoim przełożeniu nie straciła nic ze swojego czaru i nie mogę się już doczekać kolejnych części Mam nadzieję, że się nie wycofasz nie zrezygnujesz z tłumaczenia tego ślicznego opowiadania.
Piękne...piękne i nic więcej powiedzieć się nie da...Chciał jedynie opiekować się nią i ukoić. Całował czule jej brzuch a potem lekko położył na nim rozgrzany policzek. Dzisiaj zostawił w niej swoje nasienie i marzył, że być może któregoś dnia poczną razem dziecko...które będzie rozwijało się w jej macicy. Zamknął oczy...nie żeby oczekiwał tego teraz ale zachwycał się myślą, że razem mogliby stworzyć kruche życie będące owocem ich czystej miłości. Dziecko obojga, kosmity i człowieka...dziecko bezgranicznie zaakceptowane przez rodziców, nawet ze wszystkimi problemami jakie by to ze sobą niosło
To jak esencja Roswell...a przynajmniej tego, czym kiedyś było...ujmującą opowieścią o spotkaniu dwóch dusz, które bez siebie istnieć nie mogą, niekompletne, niedoskonałe, nieszczęśliwe i zachwiane w swej równowadze, w pojęciu tego co słuszne a co złe...czego efekty widzieliśmy w 2 sezonieCo by się stało gdyby nie było go tamtego dnia w Crashdown ? I gdyby jej nie miał ? Czy tłukłby się całe życie w poszukiwaniu kogoś, kogo nigdy by nie znalazł – tej bliźniaczej istoty odpowiadającej jego duszy ?
Rzadko czytam opowiadania NC- 17...a jeśli już, to pomijam "te sceny"...najzwyczajniej w świecie nudzą mnie...zabrzmi to może troche zblazowanie, ale nie jestem jakąś niezrównoważoną pensjonarką czytającą pod kołdrą ogniste romanse i chichoczącą głupawo przy co bardziej namiętnych opisach ...i cytując Shiri..."żeby "one" były takie naprawdę..." ..ale to opowiadanie jest inne niz wszystkie...dlatego że patrzy na miłość fizyczną nie poprzez pryzmat cielesności, ale duszy...i tego że cały świat wywraca sie do góry nogami, bo właśnie spotkała tą drugą, bez której jej istnienie nie miałoby głębszego sensu...zawsze chciałam przeczytać cos takiego...i proszę...znalazłam to u Rossdeidre..nawiasem mówiąc, drukuję sobie i czytam po raz setny AS...i czuję się jak w niebie ( nawet zapominam o koszmarze zwanym zębem mądrości )
A tak mniej poważnie- Max biegający nago po pokoju to jeden z moich ulubionych motywów nie wiedzieć czemu ale Max w opowiadaniach NC-17 zawsze jest mocno...wyzwolony...ludzie na f4f albo RF twierdzą, że zawsze wiedzieli, że za tą hm...zapięta pod szyję fasadą...krył się chłopak bez zahamowań RosDeidre chyba też tak uważa...wystarczy przeczytać pierwszy rozdział "Crazy times two".
Dzięki Elu i nie martw się, też wiem co to znaczy ból formatowania dysku tylko że u mnie cała zawarość poszła się...zresztą wiesz co.
A więc byłaś juz na "Pasji"...ja sie dopiero wybieram...raz kozie śmierć, najwyżej połowę przesiedzę z zamkniętymi oczami.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
A ja jak zwykle o liście Marco i tym, jaką kryje tajemnicę...
Wiem, wiem, od razu treść listu nie będzie pokazana w opowiadaniu... ale i tak wstrząśnie po raz kolejny naszym kochanym Roswell. Z drugiej strony powoli zbliżamy się do końcówki... i mam nadzieję, że doczekamy się Exit MusicPodszedł do niej, z otwartego okna lekki wiatr owiał nagą skórę. Odwróciła się i podała mu białą kopertę.
- Zaadresowana do nas – w jej głosie brzmiała ciekawość.
Dłuższą chwilę wpatrywał się w nią ściągając brwi. Ostrożnie zaczął ją otwierać i zadygotał kiedy chłodny powiew zatańczył mu po skórze. I zastanawiał się – kto w pokoju Liz mógł zostawić wiadomość dla nich obojga ?
O, widzę że czytałaś "Music Exit"...należy do tych opowiadań RossDeidre których nie czytałam....ciągle odkładam na potem...słyszałam jednak że jest bardzo piękne i intrygujące...o czym jest, tak z grubsza?
Sama autorka najbardziej sobie ceni "Zimowe przesilenie".
Sama autorka najbardziej sobie ceni "Zimowe przesilenie".
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Odkąd czytam te cudowne opowiadania czy teraz siedząc nad Disappear, trudno uwierzyć - zmieniły się moje odczucia do ludzi którzy mnie otaczają...głębiej zaczynam rozumieć słowo czułość, troska, miłość...Częściej przytulam moje dziecko, mniej przejmuję się codziennymi, drobnymi sprawami, zaczynam intensywniej reagować na problemy innych, może to wpływ wiosny, a może coś jednak dobrego emanuje na nas z tego cudownego związku, zmieniając nas także. Wiem, że to tylko wyobraźnia autorki jednak uczucia jakie do nas docierają nie są fikcją...
Wierzyć się nie chce, myślałam, że to dotyczy tylko mnie ale kiedy przeczytałam komentarz Lizziett widzę, że odbieramy podobnie. Masz rację Aniu, na ząb mądrości fanfiki to najlepsze lekarstwo (i tak po cichutku - dobrze poradzić się stomatologa + pomaga KETONAL )
Dzięki Kotki za komentarze..Lizziett za piękny art.
Hotaru, list Marco w całości mamy już w kolejnej części, którą zaczynam wklepywać do komputera...i o dziwo, nie było tak najgorzej z tłumaczeniem. Jakoś poradziłam sobie z tym „worem orzechów” a RosDeidre na końcu rozbroiła mnie zupełnie. Jak się sypie to do końca, dzisiaj padła mi drukarka a bez niej jak bez ręki przy tłumaczeniu. Ech, i to jest ta nasza codzienność.
Aneczko nie byłam na „Pasji”, i się nie wybieram. Czytałam i wysłuchałam wiele recenzji, wypowiedzi osób które oglądały, co mnie jeszcze bardziej utwierdziło, że żadna siła nie zaciągnie mnie na niego do kina ani nawet oglądnięcia tego na DVD. Tak jak byłam oczarowana „Ostatnim kuszeniem Chrystusa” ze względu na pogłębiony rys psychologiczny tej przecież tak ciekawej postaci, tak tu być świadkiem koszmarnego i okrutnego pastwienia się nad człowiekiem, gdzie głównie to tylko postawiono na pierwszym planie, to dziękuję...
No właśnie, to co pisze Lizziett, Hotaru - Exit Music jest drugą częścią Gravity Series , czy jest jakoś powiązana z Disappear i Gravity Always Wins ?
Wierzyć się nie chce, myślałam, że to dotyczy tylko mnie ale kiedy przeczytałam komentarz Lizziett widzę, że odbieramy podobnie. Masz rację Aniu, na ząb mądrości fanfiki to najlepsze lekarstwo (i tak po cichutku - dobrze poradzić się stomatologa + pomaga KETONAL )
Dzięki Kotki za komentarze..Lizziett za piękny art.
Hotaru, list Marco w całości mamy już w kolejnej części, którą zaczynam wklepywać do komputera...i o dziwo, nie było tak najgorzej z tłumaczeniem. Jakoś poradziłam sobie z tym „worem orzechów” a RosDeidre na końcu rozbroiła mnie zupełnie. Jak się sypie to do końca, dzisiaj padła mi drukarka a bez niej jak bez ręki przy tłumaczeniu. Ech, i to jest ta nasza codzienność.
Aneczko nie byłam na „Pasji”, i się nie wybieram. Czytałam i wysłuchałam wiele recenzji, wypowiedzi osób które oglądały, co mnie jeszcze bardziej utwierdziło, że żadna siła nie zaciągnie mnie na niego do kina ani nawet oglądnięcia tego na DVD. Tak jak byłam oczarowana „Ostatnim kuszeniem Chrystusa” ze względu na pogłębiony rys psychologiczny tej przecież tak ciekawej postaci, tak tu być świadkiem koszmarnego i okrutnego pastwienia się nad człowiekiem, gdzie głównie to tylko postawiono na pierwszym planie, to dziękuję...
No właśnie, to co pisze Lizziett, Hotaru - Exit Music jest drugą częścią Gravity Series , czy jest jakoś powiązana z Disappear i Gravity Always Wins ?
Nareszcie coś o liście. Już myślałam, że gdzieś się zapodział.
Czytałam ładnych parę książek o miłości, ale w żadnym, ale to żadnym, nie było tak pięknie opisanych uczuć. Nie tylko miłości, ale też czułości, troski, delikatności, tego wszystkiego czego naprawdę brakuje w życiu codziennym, gdzie każdy gdzieś się spieszy, gdzie nie ma czasu, żeby zwyczajnie usiąść i przytulić się do drugiej osoby.
Czytałam ładnych parę książek o miłości, ale w żadnym, ale to żadnym, nie było tak pięknie opisanych uczuć. Nie tylko miłości, ale też czułości, troski, delikatności, tego wszystkiego czego naprawdę brakuje w życiu codziennym, gdzie każdy gdzieś się spieszy, gdzie nie ma czasu, żeby zwyczajnie usiąść i przytulić się do drugiej osoby.
Exit Music jest jak najbardziej częścią trylogii. W porównaniu do pozostałych dwóch opowiadań, jest bardzo króciutka, ale to wcale nie umniejsza jej uroku czy języka, jakim została napisana... Narratorem jest tutaj Serena, wspomniana przez Maxa z przyszłości. W Exit Music poznajemy, kim jest Serena i jaką naprawdę rolę ma do odegrania w życiu naszych ukochanych bohaterów... wierzcie mi, nie będzie tylko "przyjaciółką Liz". To cała, bardzo złożona osobowość. I będzie dla Liz kimś więcej niż przyjaciółką... a może już była w życiu Liz, tylko Liz o tym nie wie? Ale by to rozstrzygnąć, trzeba będzie przebrnąć przez EM i gdzieś jedną piątą, jedną szósta GAW.
Jeśli chodzi o list... mogłam się pomylić w częściach. Opowiadanie mam po prostu wklejone do Worda i nie mam zaznaczonych części... Mimo to często czytając wiem, czy właśnie odcinek dobiegł końca - RosDeidre dba o to, by były w miarę zamkniętymi całościami.
Jeśli chodzi o list... mogłam się pomylić w częściach. Opowiadanie mam po prostu wklejone do Worda i nie mam zaznaczonych części... Mimo to często czytając wiem, czy właśnie odcinek dobiegł końca - RosDeidre dba o to, by były w miarę zamkniętymi całościami.
Och och och och... Widze, ze bede miala niezle zaleglosci. Tak chcialabym sobie cos poczytac... tyle ze nieco nie bardzo mam kiedy Czesc 21, wyjatkowo - spokojna? Przeczytam w niedziele, o ile forum nie siadzie...
A tak w ogole - widze, ze jak zwykle jest tutaj interesujaca rozmowa i az mi glupio sie w nia wcinac, ale za bardzo stesknilam sie za tym ciemnym tlem i trudno, skoro juz zaczelam. Mam juz po dziurki w nosie symetrycznych lasow i zobaczenie strony internetowej, ktora nie ma srodka symetrii to istna radosc. Jednoczesnie przepraszam za brak polskich literek...
Lizziett, swietny fanart.
PS: Z tym podpisem poczulam sie jak jakas Isabel d`Angouleme czy jakos tak...
A tak w ogole - widze, ze jak zwykle jest tutaj interesujaca rozmowa i az mi glupio sie w nia wcinac, ale za bardzo stesknilam sie za tym ciemnym tlem i trudno, skoro juz zaczelam. Mam juz po dziurki w nosie symetrycznych lasow i zobaczenie strony internetowej, ktora nie ma srodka symetrii to istna radosc. Jednoczesnie przepraszam za brak polskich literek...
Lizziett, swietny fanart.
PS: Z tym podpisem poczulam sie jak jakas Isabel d`Angouleme czy jakos tak...
Hej Nan! Miło cię tu widzieć Mam nadzieję że dobrze się tam bawisz, używasz życia i nie karmią cię tymi swoimi świństwami wracaj szybko, tęsknimy za tobą.
A co do fanartów, to właśnie zajrzałam do mojego folderu i odkryłam całą masę pięknych, które świetnie by tu pasowały...tylko taki mały problem- nie pamiętam z jakich stron je wytrzasnęłam
Wracając do postaci Sereny...obiecuję już nie spoilerować ...ale RossDeidre również za wykreowanie jej postaci w GT zdobyła nagrodę...właściwie cała ta sytuacja z Sereną wydaje sie dość niesamowita...to przecież postać w 100% owoana tajemnicą, wspomniana enigmatycznie przez Maxa z przyszłości w zaledwie jednym zdaniu....
Kim była?
Nigdy więcej o niej nie wspomniano, a przecież zainspirowała rzesze autorów...trudno znaleść opowiadanie w którym nie byłaby obecna...człowiek czy Obca, kobieta młoda czy dojrzała...jest niemal zawsze...może właśnie dlatego, że było jej tak niewiele, pozostawia tak wielkie pole do wyobraźni i manewru...i jeszcze jedno mnie zastanawia...Max wspomniał o niej jako przyjaciółce Liz, a tymczasem, gdzie sie nie ruszysz, wystepuje ona przede wszystkim jako przyjaciółka Maxa a dopiero potem- Liz...Carnival of the souls, Serendipity, Everything you are, Time will tell...sporo mozna by tak wymieniać.
A co do fanartów, to właśnie zajrzałam do mojego folderu i odkryłam całą masę pięknych, które świetnie by tu pasowały...tylko taki mały problem- nie pamiętam z jakich stron je wytrzasnęłam
Wracając do postaci Sereny...obiecuję już nie spoilerować ...ale RossDeidre również za wykreowanie jej postaci w GT zdobyła nagrodę...właściwie cała ta sytuacja z Sereną wydaje sie dość niesamowita...to przecież postać w 100% owoana tajemnicą, wspomniana enigmatycznie przez Maxa z przyszłości w zaledwie jednym zdaniu....
Kim była?
Nigdy więcej o niej nie wspomniano, a przecież zainspirowała rzesze autorów...trudno znaleść opowiadanie w którym nie byłaby obecna...człowiek czy Obca, kobieta młoda czy dojrzała...jest niemal zawsze...może właśnie dlatego, że było jej tak niewiele, pozostawia tak wielkie pole do wyobraźni i manewru...i jeszcze jedno mnie zastanawia...Max wspomniał o niej jako przyjaciółce Liz, a tymczasem, gdzie sie nie ruszysz, wystepuje ona przede wszystkim jako przyjaciółka Maxa a dopiero potem- Liz...Carnival of the souls, Serendipity, Everything you are, Time will tell...sporo mozna by tak wymieniać.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Witaj Nanuś, dzięki śliczne za mail, chciałam Ci wysłać odpowiedź na adres z ktorego go wysłałaś ale nie chce przejść...nie wiem dlaczego. Więc tak jak Lizziett pisze, zwiedzaj, baw się używaj życia i wracaj, bo pustawo tu bez Ciebie. I uważaj na owoce morza, szczególnie krewetki...nie zawsze wszystkim wychodzą na zdrowie. Mnie po pierwszym razie nie "wyszły". Czekamy na Ciebie tutaj w niedzielę, mam nadzieję, że uda mi się skończyć kolejną część więc będziesz miała co nadrabiać.
Serena...zupelnie nie jej znam z f.f. (poza Carnival of the Souls i w GAW pojawiła się gdzieś w 6 rozdziale-na krótko) ale jak widzę głównie występuje jako ciepła, pozytywna postać...
A ja lubię czytać spojlery ...nie znam zupełnie Exit Music, a GAW przeczytałam 12 pierwszych rozdziałów, dlatego to co dowiaduję się od Was jest dla mnie pogłębieniem wiedzy na temat The Gravity Series.
I muszę się przyznać, że zauroczona GAW ale także cudownie zaskoczona tak pięknym i dorosłym opisem związku Maxa i Liz, celowo zabrałam się za Disappear sądząc, że tam nie dopadnie mnie to, co mnie przerażało w Gravity. No i masz...to takie małe pokłosie moich odczuć przy 22 części. Uff. - Nie znałam soilerów
Lizziett, czekam na podzielenie się z nami wrażeniami po oglądnięciu Pasji, i szukaj Kotek dojścia do tych pięknych fanartów...
Serena...zupelnie nie jej znam z f.f. (poza Carnival of the Souls i w GAW pojawiła się gdzieś w 6 rozdziale-na krótko) ale jak widzę głównie występuje jako ciepła, pozytywna postać...
A ja lubię czytać spojlery ...nie znam zupełnie Exit Music, a GAW przeczytałam 12 pierwszych rozdziałów, dlatego to co dowiaduję się od Was jest dla mnie pogłębieniem wiedzy na temat The Gravity Series.
I muszę się przyznać, że zauroczona GAW ale także cudownie zaskoczona tak pięknym i dorosłym opisem związku Maxa i Liz, celowo zabrałam się za Disappear sądząc, że tam nie dopadnie mnie to, co mnie przerażało w Gravity. No i masz...to takie małe pokłosie moich odczuć przy 22 części. Uff. - Nie znałam soilerów
Lizziett, czekam na podzielenie się z nami wrażeniami po oglądnięciu Pasji, i szukaj Kotek dojścia do tych pięknych fanartów...
To jedna z ciekawszych części (a która nie jest ciekawa ). Składa się z trzech rozdziałów, oczywiście ściśle ze sobą powiązanych. I tu mamy prawdziwą zabawę jaką zgotowała Deidre. Każda z nich wywołuje inne emocje, są tak różne w nastroju, że po przeczytaniu możemy czuć się jakbyśmy zeszli z karuzeli. Na końcu miałam wrażenie jakbym słyszała śmiech autorki. RosDeidre lubi zaskakiwać i jest nieprzewidywalna, to tak gwoli przypomnienia.
How to Disappear Completely - część 22 [NC-17]
Max siedział na brzegu fotela trzymając Liz za rękę. Gładził delikatnie kciukiem kostki jej dłoni, zatrzymywał się przy obrączce przeciągając po niej opuszkiem palca. Oddychał jej cudownym zapachem kiedy tuliła się do niego.
Siedzieli tak w milczeniu od prawie trzydziestu minut.
W absolutnym osłupieniu. Oniemiali.
Tylko od czasu do czasu jedno z nich otwierało tajemniczą wiadomość czytając od nowa.
Jego ciało odzywało się ciepłem ich kochania, jeszcze nuciło wraz z ciałem Liz i ich duszami. Czuł ją w sobie i obok, nic się nie zmieniło – ale list przewrócił ich świat do góry nogami. Lekko zadygotał kiedy powiew chłodnej nocy dotknął rozgrzanej skóry i przysunął się do niej bliżej.
Liz…jego prawdziwa oblubienica.
Jego Zillia.
Przymknął oczy i po dłuższej chwili otworzył kiedy drobna dłoń pogładziła go po ramieniu. Spojrzał na nią z boku. Cała Liz – to co przeżyła w ciągu ostatnich minut było dla niej prawdziwym wstrząsem a jednak czuł jej niepokój przede wszystkim o niego.
Odczuwał jak wypełnia go ogrom jej miłości, jak go otacza i....dotyka.
Max ? zawahała się opierając dłoń na jego przedramieniu. Tak bardzo ucichłeś...dobrze się czujesz?
Skinął wolno głową przyciągając jej rękę do warg.
- To prawda. To musi być prawda - szeptała żarliwie – Nikt inny nie wiedział, że powróciłeś z przyszłości, nie znał powodu dla którego to zrobiłeś i o co mnie prosiłeś.
Oczywiście że to prawda, długo jej się przyglądał, Chyba zawsze wiedziałem, że byłaś mi poślubioną żoną, Liz.
Dzisiejszy wieczór tylko to przeświadczenie w nim umocnił. Ich łączenie się było tak znajome, tak całkowicie naturalne – było po to by pojął dlaczego tak się stało.
Ponieważ było tym o czym wcześniej wiedział.
I teraz zrozumiał, rozpoznawał że się pobrali.... bo pochodziło od innych istnień.
Liz chwilę przegryzała usta i zauważył jak bezwiednie kręci obrączką na palcu.
- To zmienia wszystko – szepnęła poważnie patrząc na ręce – Dla nas wszystkich, zwłaszcza dla Tess.
- Tak, ale to nie zmienia niczego między nami – przypomniał jej łagodnie przesuwając dłoń wzdłuż jej uda.
Nie, nie między nami....teraz, szepnęła i mimo ciemności dostrzegł na jej policzkach rumieńce.
W jakiś sposób zawsze wiedziałem kim jesteś dla mnie Liz,.....zawsze. Oczami pobiegła do niego - A całkowicie upewniłem się dzisiaj – odetchnął, otulając jej twarz rękami.
Miała w oczach łzy. Zawsze tego pragnęłam...tamtego dnia w jaskini...i kilka miesięcy później...zawsze chciałam, żebym to była ja, nie Tess, wyznała cichutko.
Przyciągnął ją do siebie, całował wolno i ostrożnie. Moje kochanie...moja żona, westchnął.
Odpowiadała mu miękko i delikatnie ale poczuł także w niej niepokój. Szybko się odsunął, zaglądnął w oczy i długo w nie patrzył.
- Co będzie z Tess ? – zapytała – W jaki sposób jej to wyjaśnimy ? A jeżeli wyjedzie ?
Jęknął w duchu. Czy będą w stanie wyjaśnić to Tess ? I czy nie będzie chciała opuścić Roswell ? Czuł rosnącą w sercu obawę. Tak trudno było jej wierzyć ale jednak była zasadniczą częścią ich grupy.
Musimy zaufać słowom Marco...a on pisze, że Tess pozostanie kiedy o wszystkim się dowie, odpowiedział.
Sięgnął po leżącą na kolanach Liz wiadomość. Może jak jeszcze raz ją przejrzą, otrzymają więcej odpowiedzi na swój temat – w jaki sposób przekazać to innym.
Podała mu kartkę i zaczął znowu czytywać niewyraźny list Marco. Charakter pisma był trudny do rozszyfrowania chociaż słowa dźwięczały w sercu Maxa.
Moi Najdrożsi Maxie i Liz—
To najtrudniejszy list jaki kiedykolwiek pisałem. Tak wiele jest do rozegrania, dotyczy tylu istnień – waszego w szczególności.
Jeszcze mnie nie znacie, ale pewnego dnia tak się stanie. Nazywam się Marco McKinley i w 2006 roku byłem waszym obrońcą. W tym czasie musieliście jeszcze wiele się nauczyć o swoim pochodzeniu...kim byliście. Wiedzieliście jednak dużo więcej niż teraz. Nie mogę podać wielu szczegółów, ale chcę powiedzieć, że przybyłem tutaj z roku 2014— Max, przybyłem tu przy pomocy granilithu za twoim, innym wcieleniem z przyszłości...i umrę dzisiaj by cię chronić.
Umrę za kilka minut...służąc mojemu prawdziwemu królowi i królowej.
Liz, nie tylko uznaję cię za moją królową w przyszłości, ale byłaś zawsze moją królową w przeszłości. Teraz jesteście przekonani, że to Tess jest żoną Maxa, ale tak naprawdę zawsze byłaś nią ty. Byłaś naszą ukochaną Królową Zillią...żoną Zana. Jesteś hybrydą jak pozostali...jednak twoje prawdziwe pochodzenie jakiś czas było skrywane by zapewnić bezpieczeństwo wam obojgu i Maxowi.
Ale plan straszliwie się skomplikował.
Tess była niezbędna byście mogli przeżyć. Była drugim dowódcą Maxa...jego strategiem i dysponowała niewiarygodną siłą. Pięcioro was zostało wysłanych, ale pierwsza wiadomość jaką otrzymaliście przez komunikator została nieprawidłowo odczytana i tak tkwiliście przez kilka lat aż do kolejnej wiadomości, która to prostowała. Wyjaśniała wtedy wszystkie wątpliwości dotyczące waszego pochodzenia. Jednak w międzyczasie Tess opuściła Roswell...i przeszła na stronę Kivara. Przez wiele lat nikt jej nie informował kim była a dowiedziała się o tym gdy przebywała w obozie wroga.
I na bardzo długo zostaliście uszczupleni.
To jest niezbędne żebyście dowiedzieli się o waszym prawdziwym przeznaczeniu....za którym musicie podążać. Maxie i Liz – oboje zostaliście rozdzieleni na tak długo jak to było konieczne ponieważ w połączeniu tworzycie ogromną siłę, stajecie się jednością....Nie jestem pewien ale wierzę, że to zespolenie już się dokonało, prawda ?
Liz, otrzymałaś od Maxa dar leczenia, on otrzymał od ciebie dar intuicji. Wspierajcie się wzajemnie a nastąpi między wami pełna równowaga będąca wyznacznikiem waszych umiejętności i mocy.
Posiadasz wiele zdolności Liz, ale musisz rozwijać swoje siły, pracować nad nimi ponieważ podczas katastrofy twój inkubator został mocno uszkodzony. I dlatego wydajesz się być w pełni człowiekiem.
Jednak tak nie jest.
Jesteś tak samo niezbędna do naszego przeżycia jak Tess. Każdy z was jest niezastąpiony.
Tess w pełni zaakceptuje swoje przeznaczenie i będzie wiernie służyć Maxowi jeżeli pojmie i zrozumie kim naprawdę jest. Mówię tak ponieważ wiem kim była na naszej planecie i jak była oddana Maxowi aż do śmierci. Jej narzeczonym był Michael, odważny, potężny wojownik i generał. Będzie walczył za was do ostatniej kropli krwi.
Max - Isabel była i jest twoją siostrą i potężną kobietą kierująca się własnymi prawami. Możesz jej ufać – mimo popełniania błędów na naszej planecie ma dobre serce i nigdy cię nie zdradzi.
Musicie tworzyć jedność. Bez szczerego, wzajemnego wspierania się wasza tragedia z przyszłości może się powtórzyć.
Liz, nie wiem dlaczego Max z Przyszłości sam ci o tym nie powiedział. Może był przekonany, że Tess pozostanie jedynie wtedy gdy Max uzna ją za żonę którą, jak myślała była. Ale to, co o was obojgu wiem – waszej miłości i głębokim połączeniu – ten plan nie miałby szans na powodzenie.
I tak pozostawiam was z tą prawdą.
Max, na koniec pragnę cię o coś prosić. Jeżeli kiedyś istotnie się spotkamy – mogę uczynić coś, co wyda ci się całkowicie niewybaczalne, a nawet równe zdradzie. Błagam cię, nie odwracaj się ode mnie.
Zawczasu proszę cię o wybaczenie, może w tamtym momencie znajdziesz go w swoim sercu.
Widzisz, przybyłem tu dzisiaj jako twój wróg, przygotowany na to by ujrzeć twoją śmierć.
Ale zakończę – z powodów, które trudne są do wyjaśnienia – jeszcze raz gotowy by umrzeć za ciebie. Ponieważ oboje zawsze i przede wszystkim byliście moimi najukochańszymi królem i królową.
Wasz,
M.
Max złożył list i długo milczał. Liz z rosnącym niepokojem czekała aż coś powie. Miała poważne wątpliwości czy Tess uwierzy w to co zawierał list, czy zaakceptuje prawdę. Była zbyt zwariowana na punkcie Maxa....zbyt zakochana, w ten swój dziwaczny, pokręcony sposób.
Pokażemy jej list – powiedział stanowczo Max – Opowiemy jej wszystko. O mnie i mojej podróży z przyszłości, o granilithcie...o wszystkim.
- Max, jesteś pewny....
- To jedyny sposób. Musimy jej zaufać. I trzeba zacząć od teraz....tak jak wynika z listu, musimy być razem.
Liz nie odezwała się rozważając to co powiedział.
A jednak wiedziała, że miał rację – że jego instynkt go nie zawiedzie.
Może...tylko poczekajmy kilka dni. Żebyśmy mieli czas na oswojenie się z tym, pomyślała.
Potrzebowali czasu do przemyślenia, jak porozmawiać z pozostałymi...ale było coś jeszcze ważniejszego i Liz....odczuła z tego powodu wyrzuty sumienia. Wiedziała, że ich życie już zawsze takie będzie, pełne niebezpieczeństw, skomplikowane...ale pragnęła zachować kilka dni dla tego co się dzisiaj między nimi narodziło. Wiedziała, że to egoizm ale jej serce tak bardzo tęskniło by być tylko z Maxem – bez tych wszystkich niepokojów jakie niósł list Marco.
- Tak, Liz – szepnął szybko Max – Musimy mieć czas dla siebie...zanim zmierzymy się z przyszłością.
I przyciągnął ją gwałtownie do siebie. To nie ma nic wspólnego z egoizmem, kochanie...to tylko szczerość. To, co wydarzyło się dzisiaj jest zbyt piękne by nie poświęcić temu kilka dni....I wzmocni nas wobec tego co nas czeka.
Przycisnęła twarz do miękkiej koszulki gładząc go palcami po plecach. Dziękuję ci Max, odetchnęła miękko...a jej szept wniknął w niego głęboko.
Nagle coś radosnego i zabawnego zaczęło w nich wzbierać i poczuła jak Max wybucha cichym śmiechem w głębi swojego serca.
Lepiej uważaj na lekcji chemii, droczył się z nią delikatnie. Ja nie zapomniałem o swojej obietnicy.
I Liz wiedziała, że bardzo interesuje ją jutrzejszy dzień w szkole.
******
Siedziała na lekcji chemii robiąc szczegółowe notatki. Była rozpalona od chwili kiedy parę minut później do klasy wszedł Max i usiadł kilka stolików za nią. Teraz po trzydziestu minutach wiedziała, że robi dokładnie to czym jej groził wcześniej i czuła, że jej ciało zaczyna reagować mimo wysiłków by to powstrzymać.
W sposobie w jaki sięgał po ich połączone dusze było coś zaborczego...bardziej spragnionego i popędliwego niż ich czułe kochanie z poprzedniego dnia. Po tak ogromnej bliskości, długa noc bez niego była nie do wytrzymania – zwłaszcza po tym czego się dowiedzieli z listu. Widocznie to samo działo się z Maxem.
Jakby wiedza o tym, że teraz naprawdę należy do niego – ta szczególna noc kiedy przypieczętowali swoją miłość – wytworzyła jakieś niezwykłe miejsce w sercu Maxa. Odczuła to odkąd wszedł do klasy.
Potrząsnęła lekko głową stanowczo skupiając się na wykładzie i sporządzaniu notatek. Okazało się to niestety za trudne odkąd poczucie ich zespolenia uwodziło ją i osłabiało czujność stając się coraz bardziej natarczywe i domagające. To działo się poza nią, przysuwało się, obracało...nuciło cichutko.
Co Max chce jej zrobić ?
Opuściła głowę, włosy miękko opadły wzdłuż twarzy.
Może tylko na chwilę....może otworzy się do niego odrobinkę. Ale tylko na moment.
Max patrzył na plecy Liz, lśniące od ciemnych włosów i przeciągał wzrokiem po całej sylwetce. Jej ciało, teraz tak bardzo mu znajome nęciło go, szczególnie spodnie zsunięte nisko na biodrach. Dostrzegł błysk nagiej skóry pod podciągniętą do góry koszulką kiedy pochylała się nad zeszytem. Wyobrażał sobie że całuje ją w to miejsce a potem wędruje ustami do tak wielu innych, delikatnych małych miejsc na jej ciele.
Zanotować sobie....pamiętać o miejscu pomiędzy koszulką a spodniami pomyślał sprytnie.
Nie był w stanie myśleć o chemii kiedy Liz siedziała trzy stoliki przed nim. Przynajmniej nie o takiej chemii o jakiej teraz się uczyli.
Jedynie czego pragnął to kochać się z nią...właśnie tutaj i teraz.
Żartował kiedy mówił, że uwiedzie ją w szkole ale nie przypuszczał, że odczuje tak palące pragnienie kiedy ją tylko zobaczy.
Przesunął się na krześle czując że zaczyna być coraz bardziej pobudzony. Pochylił się nad notatkami udając że coś pisze i sięgnął po nią znowu poprzez ich zespolenie. Zaczęła się odrobinę otwierać więc skupił się na niej i zaczął szeptać.
Och, Liz…oddychał. Liz proszę...moja miłości.
Odczuł jak mu delikatnie odpowiada, że niemal się połączył, ale zaraz odepchnęła go próbując zachowywać się jak najlepiej.
Zawiedziony zawołał ją znowu...i wtedy uczucie wybuchającej więzi strzeliło ogniem przebiegającym mu po skórze.
Liz...cała na nim, jej zapach, jej smak....Zamknął oczy, chłonął intensywność tego wybuchu i lotem błyskawicy zaraz znalazł się na niej, pieszcząc i lgnąć do jej skóry.
Max, odetchnęła. Naprawdę cię zabiję.
Uśmiechnął się leciutko otwierając oczy. Zaczął coś pisać na marginesie zeszytu żeby nie dać poznać po sobie, co się wydarzyło.
Musiałem dotrzymać obietnicy.
Jak to zrobiłeś, nigdy nie sądziłam, że potrafisz tak szaleć ?
Wcześniej nie byliśmy kochankami...ty mnie teraz odmieniłaś.
Świetnie...mam spędzić dwie lekcje z moim międzygalaktycznym Don Juanem.
I poprzez ich zespolenie przyciągnął jeszcze mocniej do siebie. Jesteś za daleko, odetchnął. Chodź bliżej.
Czuł jak ich więź wstrząsa dreszcz...Och, i teraz była w nim. Wzruszała go tak bardzo i łagodziła poprzez ich zespolenie. I jednym szybkim ruchem poczuł jak także w nią wchodzi.
Tam i z powrotem, kołysali się w leciutkim rytmie.
Kocham się z tobą, jego szept unosił się na jej skórze. Zauważył jak po tych słowach lekko zadrżała.
Patrzył na jej szczupłe biodra i widział jak niespokojnie kręci się na krześle. Miała zupełnie opuszczoną głowę, ciemne włosy zasłaniały twarz jak nieprzenikniona zasłona – i koszulka znowu uniosła się w górę wystawiając gołą skórę na mnóstwo pocałunków.
Max ? krzyknęła. Co robisz na moich plecach ?
Myślę o nich....jak rozkosznie wyglądają. Czujesz mnie ?
Boże, tak...
Wiedział, że jej ciało staje się coraz bardziej rozpalone...ich zespolenie tak szybko ją rozgrzewało.
Max...musimy to powstrzymać.
Dlaczego? droczył się. Nie lubisz tego ?
Ciii....
Chcę żeby zawsze tak było, jak teraz...ja cały w tobie, a ty cała we mnie, uwodził ją tymi słowami.
Maxie Evansie, zapłacisz za to.
Hmm...odpowiedział leniwie i czule.
Zobaczył jak podnosi rękę i pyta czy może wyjść. Lekcja kończyła się za kilka minut – Po co to robi?
Dokąd idziesz ? zapytał widząc jak wychodzi z klasy i cicho zamyka za sobą drzwi.
Do szatni...i tam skończymy to, co zacząłeś.
Roześmiał się. O co ci chodzi, Liz ?
O to, że nie mogę siedzieć w klasie i pozwalać żebyś rozpalał mnie jak jakiś...przyrząd do uprawiania kosmicznego seksu. Musiał się pochylić by ukryć cichy śmiech, który w nim wzbierał. Nauczyciel zaczął mu się ciekawie przyglądać więc zagryzł wargi.
Już nie mogę, nalegała. Niemal czuł jak tupnęła nogą.
Rozumiem, ciągnął cierpliwie. Co chcesz zrobić ?
Zamknę się na klucz w kabinie łazienki i będę się dobrze bawić, do licha !
Uśmiechnął się promiennie czując jej słowa. Tylko się pospiesz...nadchodzi czas zapłaty, pogroziła mu.
****
Liz opierała się o ścianę w łazience, przez jej ciało przelewały się niesamowite uczucia. Max szeptał i pieścił ją do granic wytrzymałości i jeszcze bardziej....będąc tak daleko od niej, na oczach całej klasy. Drżała jeszcze po tym jego kochaniu, skóra jej płonęła i miała rumieńce.
I teraz obmyśliła coś dla Maxa Evansa.
Oprócz mnie nie ma tutaj nikogo Max, zachęcała go. Czuła jego niezdecydowanie i nieśmiałość. Kochał ją jak szalony w obecności trzydziestu osób a teraz nie mogła nakłonić go by wszedł do łazienki dla dziewcząt.
Odczuła poprzez ich połączenie jak bardzo był jej spragniony i...jak się decyduje.
Evans, szeptał. Idę do ciebie.
Evans...jak ona lubiła kiedy tak ją nazywał.
Usłyszała cichy trzask...miękkie kroki...ich dusze zamigotały i ostrożnie otworzyły się drzwi do kabiny.
Chwilę wpatrywały się w nią piękne bursztynowe oczy, a potem Max wsunął się szybko do środka zamykając za sobą drzwi na klucz. Kiedy się odwrócił w jego oczach czaił się głód i wzburzenie – aż na jego widok wstrzymała oddech. Wyjątkowo nierozsądne było prowokować się przy całej klasie, kiedy istniało dla nich coś tak przytulnego. Podszedł bliżej, oczy mu pociemniały i przycisnął ją sobą do kafelek.
Szybko odnalazł jej usta, wszedł w nie gwałtownie i głęboko, domagając się i żądając wszystkiego od niej. Nie było w tym nic delikatnego, dominował nad nią, zmuszając do uległości.
Mieli mało czasu, a ona pragnęła dać mu tyle przyjemności...chciała by ta chwila należała do niego. Sposób w jaki się z nią wcześniej kochał spowodował, że pozbyła się wszelkich skrupułów.
Wsunęła powoli rękę między jego uda pocierając delikatnie i odpowiedział jej głębokim jękiem.
Ciii...odetchnęła zaczynając rytmicznie poruszać dłonią. Powiedz, co czujesz Max...tylko nie na głos.
Mam wrażenie, że za chwilę oszaleję, z trudem chwytał powietrze kiedy prowadziła dłonie wzdłuż bawełnianych spodni. Pod cienkim materiałem był tak naprężony, wyczuwała dotykiem każdy szczegół. Przycisnął twarz do jej włosów, oddychał coraz bardziej nierówno.
Bezbronny....wyczuwała jego bezradność....i niemal wstydził się tego.
Dlaczego ? pytała łagodnie.
To ty masz na mnie taki wpływ....że możesz tak nade mną panować, Boże Liz...
Sięgnął szybko by rozpiąć spodnie ale uspokoiła jego rękę i bardzo delikatnie sama zaczęła go rozpinać.
Przedtem ty mnie kochałeś....teraz pozwól mi zrobić to dla ciebie.
Oddech mu drżał kiedy gwałtownie wciągnął powietrze.
Powoli odpinała zamek błyskawiczny i temu naturalnemu zachowaniu odpowiedział jego bezgłośny okrzyk z głębi ich dusz a jego pocałunki stały się mocniejsze i bardziej intensywne. Ich namiętność była wrażliwa, teraz pełna pragnienia...przyciągając ich bliżej kiedy poddawali się pożądaniu wybiegającemu z ich zespolenia.
Odpięte spodnie opierające się luźno na biodrach, teraz tak ciepłymi pod jej dłońmi. Potem miękki materiał spodenek które zsunęła lekko w dół, odsłoniły go zupełnie. W zapamiętaniu szeptał jej imię a ona uśmiechała się bo lubiła to robić dla niego....dawać mu radość i uwielbiała, że tak silnie reagował.
I zadrżała z obawy że narażają się na niebezpieczeństwo - że ktoś mógłby ich odkryć.
Przesuwała opuszkami palców wzdłuż brzucha, kości bioder...w dół do ud. Znowu zachwyciła się jego smukłością i napiętymi mięśniami, jak młody bóg...tak zgrabny i pełen wdzięku. Był teraz wydany w jej ręce, tak niewiarygodnie ciepły i pobudzony kiedy otuliła go dłońmi.
Jęknął cicho gdy pieściła go tam i z powrotem w mocnym rytmie małej dłoni. Usiłował ją objąć i przyciągnąć do siebie ale lekko go odepchnęła.
Nie, szeptała. Pozwól mi żebym sama to zrobiła...ty tyle zrobiłeś dla mnie kochając mnie tak gorąco.
Oddychał coraz szybciej. Dobrze, ale doprowadzasz mnie do szału, Liz, szeptał zamykając oczy i opierając głowę o ścianę.
Wiem...ale tak jest dobrze...a mnie sprawia to przyjemność.
Boże Liz, dlaczego w ogóle zaczynałem ? jęczał cicho. Sądziłem, że nad tym panuję i jestem w stanie się kontrolować, a to ty masz władzę nad wszystkimi moimi emocjami...
Sądzisz, że to co robię dla ciebie, szeptała, nie odczuwam także w sobie ?
Umm...jęknął. I przebiegło przez nią głębokie zadowolenie jakie w nim wyczuwała.
Uśmiechała się miękko, pieściła go tam i z powrotem bardziej intensywnie, mocniej ujmując go dłonią. Drżał lekko pod jej dotykiem, trochę wilgoci rozlało jej się w dłoni. Uniosła głowę i patrzyła na niemal udręczoną twarz, zaciśnięte mocno oczy kiedy poddawał się jej rytmicznym ruchom.
Wybacz.. uśmiechnęła się czule. Ale to ty zacząłeś.
Jęknął znowu, tym razem dużo głośniej w chwili kiedy otworzyły się drzwi łazienki. Przyłożyła mu palce do warg, przyciskając się do niego i zamarli na moment. Oparła policzek na jego piersi, wsłuchując się w bicie oszalałego serca. Usłyszeli szum lejącej się wody, kroki, drzwi łazienki otworzyły się i zamknęły.
Liz zaczęła znowu, przesuwając dłonie w górę, wzdłuż brzucha podciągając mu koszulkę i utworzyła małą ścieżkę pozwalającą napawać się naprężonymi mięśniami po których przesuwała palcami i widziała jak każdy jej dotyk zostawia ognisty ślad na zaczerwienionej skórze. Składała gorące pocałunki na piersiach, przyciskała usta do brodawek drażniąc je językiem.
Gwałtownie łapał powietrze i słyszała walące jak młotem serce.
I robił się taki gorący....jakby po skórze przebiegały mu raz za razem błyskawice. Ciągnęła teraz tkliwe pocałunki w dół, jeszcze niżej podczas gdy trzymała go i pieściła tam i z powrotem, a on dostosowywał rytm bioder do jej ruchów.
Patrzyła jak otwiera oczy szukając jej wzroku i widziała jak znowu zmieniły kolor. Były teraz ciemno złote i migotały srebrzyście. Widziała nad sobą błagalne spojrzenie, którym prosił by to powstrzymała – lub skończyła – sama nie była pewna. Ale wiedziała, że stawało się to teraz dla niego udręką a przecież nie o to jej chodziło.
Miękkie pocałunki wzdłuż brzucha i niżej gdzie prowadziła ją wąska smuga delikatnych ciemnych włosów zaczynających się od pępka. Idąc jej śladem wolno osuwała się na kolana aż wargami spotkała najwrażliwszą część jego ciała. Otuliła go ustami, pieszcząc delikatnie, przynosząc mu ulgę i dając radość czułymi ruchami. Usłyszała w duszy jego jęk a potem szeptem przywoływał jej imię. Czuła w ustach słony smak jego wilgoci i ogromną satysfakcję w sobie. Gwałtownie wsunął palce w jej włosy i błagał.
Nie możemy się teraz.....kochać ? Tutaj Liz ?
Jego głos brzmiał tak rozpaczliwie.
Potrzebuję bardziej ciebie...niż tego, prosił.
Drażniła go językiem dotykała dłońmi, przesuwała po nim palcami.
Boże, Liz, z trudem łapał powietrze.
Pozwoliła by ich zespolenie rozpostarło się teraz szeroko, próbując spotkać jego nieme pragnienie otwierając się przed nim zupełnie. Odpowiedział jej natychmiast napełniając ją sobą...tańcząc po skórze...wszystko przynosiło ulgę w jego desperackim pragnieniu jej. Czuła jego wybuch wzdłuż ich zespolenia, pędził po niej i okrywał ją, wnikał w głąb i z powrotem...a jednak wiedziała, że było mu jej za mało. Potrzebował jeszcze więcej.
Więc wybiegła mu naprzeciw, ich dusze się spotkały, kołysały w zmysłowym tańcu by potem szybko spleść się i zespolić. Max westchnął, głęboko ukojony kiedy się połączyli. Oboje pobierali się znowu, tak w pełni i do końca, i wiedziała jaki jest uszczęśliwiony bo to czego pragnął zostało teraz spełnione. I nagle odczuła jego obcą naturę....przebudzającą się w nim, z całą jej potęgą i mocą przebiegającą przez ich dusze.
I ona także poczuła swoją obcą naturę. Bardzo obcą...
Och, i jak jej się to podobało. To było zupełnie inne od ich pierwszego połączenia, takie dzikie, pierwotne i jakże piękne.
Pragnęła poznać każdy wymiar ich miłości, nawet ten szczególny....przecież znała jego niewiarygodną łagodność, ale teraz wiedziała że potrafi być także zupełnie inny, nieokiełznany. I zrozumiała, że jest trochę przestraszony tym co objawiło się w nim teraz, mimo, że ona w pełni to akceptowała.
Był także zaskoczony, że zaczęło się tak niewinnie a rozwinęło się w sposób nad którym nie potrafili zapanować. Rozumiała jego poczucie kompletnej bezradności i poddania wobec sposobu w jaki się z nim teraz kochała, w jaki go sprowokowała...ale ufał jej czując się bezpiecznie w jej rękach.
Ich więź ściągnęła się odrobinę i poczuła jak dusze splatają się ciaśniej i zaciskają. Max przyciągnął ją do siebie poprzez ich więź, mimo, że nie pozwoliła by zrobił to fizycznie. Czuła uścisk w piersiach...czuła przebiegający prąd między nimi.
Uniosła głowę by na niego spojrzeć i kiedy stał tak oparty o ścianę widziała łagodny uśmiech szczęścia na jego twarzy. Pod jej dłońmi jego pragnienie osiągało crescendo ale wiedziała, że odczuwał także głęboką miłość do niej ponieważ połączyła się z nim ponownie.
Ja także doprowadzam cię do szaleństwa, uśmiechnął się.
Bo tak jest, szepnęła miękko.
Jesteś moją najdroższą, mówił gorąco...Chcę jedynie łączyć się z tobą, być z tobą, jego piersi wznosiły się i opadały w ciężkim oddechu a jej oddech także stawał się szybki i urywany.
Ruchy rąk były bardziej rytmiczne, szybsze kiedy doprowadzała go do granic rozkoszy...i wtedy zawołał jej imię powtarzając je bez końca, chwycił ją w ramiona i szeptał jej do ucha urywanym oddechem...pozwalając aby ten szept przebiegał jak blask słońca po jej skórze i wniknął w głąb ich zespolenia.
Och moja Liz....Liz...Liz...moja cudowna Liz...moja Zillia, jego ciało drżało konwulsyjnie i poczuła jak ciepła wilgoć rozlewa jej się w rękach. Tulił twarz do jej włosów, tak zaspokojony, tak skąpany w jej miłości. Podniosła twarz do góry całując go, tym razem czule, delikatnie a w tym czasie jego ciężki oddech stawał się bardziej regularny.
Kocham cię....Boże, jak ja cię kocham, to jedynie był w stanie mówić spotykając jej usta.
Max...oczarowujesz mnie...jesteś tak niewiarygodnie piękny...twoja dusza...serce, zatrzymała się na chwilę. Twoje ciało.
Drżał wsłuchany w słowa i gładził jej włosy.
I stali tak dłuższą chwilę, nasyceni pragnieniem obojga, tworząc jedność. Wszystko było dla nich, pragnących tego od tak dawna.
I wtedy Liz odsunęła się od niego czując rosnącą panikę. Musimy iść na lekcję angielskiego, uświadomiła sobie. Naprawdę się spóźnimy.
Popatrzyli na siebie krotko i nagle serdecznie się roześmiali zdając sobie sprawę jak zabawna stała się ta sytuacja. Zaczęli kochać się w klasie a skończyli w łazience dla dziewcząt.
Lekcja angielskiego będzie musiała poczekać.
Cdn.
How to Disappear Completely - część 22 [NC-17]
Max siedział na brzegu fotela trzymając Liz za rękę. Gładził delikatnie kciukiem kostki jej dłoni, zatrzymywał się przy obrączce przeciągając po niej opuszkiem palca. Oddychał jej cudownym zapachem kiedy tuliła się do niego.
Siedzieli tak w milczeniu od prawie trzydziestu minut.
W absolutnym osłupieniu. Oniemiali.
Tylko od czasu do czasu jedno z nich otwierało tajemniczą wiadomość czytając od nowa.
Jego ciało odzywało się ciepłem ich kochania, jeszcze nuciło wraz z ciałem Liz i ich duszami. Czuł ją w sobie i obok, nic się nie zmieniło – ale list przewrócił ich świat do góry nogami. Lekko zadygotał kiedy powiew chłodnej nocy dotknął rozgrzanej skóry i przysunął się do niej bliżej.
Liz…jego prawdziwa oblubienica.
Jego Zillia.
Przymknął oczy i po dłuższej chwili otworzył kiedy drobna dłoń pogładziła go po ramieniu. Spojrzał na nią z boku. Cała Liz – to co przeżyła w ciągu ostatnich minut było dla niej prawdziwym wstrząsem a jednak czuł jej niepokój przede wszystkim o niego.
Odczuwał jak wypełnia go ogrom jej miłości, jak go otacza i....dotyka.
Max ? zawahała się opierając dłoń na jego przedramieniu. Tak bardzo ucichłeś...dobrze się czujesz?
Skinął wolno głową przyciągając jej rękę do warg.
- To prawda. To musi być prawda - szeptała żarliwie – Nikt inny nie wiedział, że powróciłeś z przyszłości, nie znał powodu dla którego to zrobiłeś i o co mnie prosiłeś.
Oczywiście że to prawda, długo jej się przyglądał, Chyba zawsze wiedziałem, że byłaś mi poślubioną żoną, Liz.
Dzisiejszy wieczór tylko to przeświadczenie w nim umocnił. Ich łączenie się było tak znajome, tak całkowicie naturalne – było po to by pojął dlaczego tak się stało.
Ponieważ było tym o czym wcześniej wiedział.
I teraz zrozumiał, rozpoznawał że się pobrali.... bo pochodziło od innych istnień.
Liz chwilę przegryzała usta i zauważył jak bezwiednie kręci obrączką na palcu.
- To zmienia wszystko – szepnęła poważnie patrząc na ręce – Dla nas wszystkich, zwłaszcza dla Tess.
- Tak, ale to nie zmienia niczego między nami – przypomniał jej łagodnie przesuwając dłoń wzdłuż jej uda.
Nie, nie między nami....teraz, szepnęła i mimo ciemności dostrzegł na jej policzkach rumieńce.
W jakiś sposób zawsze wiedziałem kim jesteś dla mnie Liz,.....zawsze. Oczami pobiegła do niego - A całkowicie upewniłem się dzisiaj – odetchnął, otulając jej twarz rękami.
Miała w oczach łzy. Zawsze tego pragnęłam...tamtego dnia w jaskini...i kilka miesięcy później...zawsze chciałam, żebym to była ja, nie Tess, wyznała cichutko.
Przyciągnął ją do siebie, całował wolno i ostrożnie. Moje kochanie...moja żona, westchnął.
Odpowiadała mu miękko i delikatnie ale poczuł także w niej niepokój. Szybko się odsunął, zaglądnął w oczy i długo w nie patrzył.
- Co będzie z Tess ? – zapytała – W jaki sposób jej to wyjaśnimy ? A jeżeli wyjedzie ?
Jęknął w duchu. Czy będą w stanie wyjaśnić to Tess ? I czy nie będzie chciała opuścić Roswell ? Czuł rosnącą w sercu obawę. Tak trudno było jej wierzyć ale jednak była zasadniczą częścią ich grupy.
Musimy zaufać słowom Marco...a on pisze, że Tess pozostanie kiedy o wszystkim się dowie, odpowiedział.
Sięgnął po leżącą na kolanach Liz wiadomość. Może jak jeszcze raz ją przejrzą, otrzymają więcej odpowiedzi na swój temat – w jaki sposób przekazać to innym.
Podała mu kartkę i zaczął znowu czytywać niewyraźny list Marco. Charakter pisma był trudny do rozszyfrowania chociaż słowa dźwięczały w sercu Maxa.
Moi Najdrożsi Maxie i Liz—
To najtrudniejszy list jaki kiedykolwiek pisałem. Tak wiele jest do rozegrania, dotyczy tylu istnień – waszego w szczególności.
Jeszcze mnie nie znacie, ale pewnego dnia tak się stanie. Nazywam się Marco McKinley i w 2006 roku byłem waszym obrońcą. W tym czasie musieliście jeszcze wiele się nauczyć o swoim pochodzeniu...kim byliście. Wiedzieliście jednak dużo więcej niż teraz. Nie mogę podać wielu szczegółów, ale chcę powiedzieć, że przybyłem tutaj z roku 2014— Max, przybyłem tu przy pomocy granilithu za twoim, innym wcieleniem z przyszłości...i umrę dzisiaj by cię chronić.
Umrę za kilka minut...służąc mojemu prawdziwemu królowi i królowej.
Liz, nie tylko uznaję cię za moją królową w przyszłości, ale byłaś zawsze moją królową w przeszłości. Teraz jesteście przekonani, że to Tess jest żoną Maxa, ale tak naprawdę zawsze byłaś nią ty. Byłaś naszą ukochaną Królową Zillią...żoną Zana. Jesteś hybrydą jak pozostali...jednak twoje prawdziwe pochodzenie jakiś czas było skrywane by zapewnić bezpieczeństwo wam obojgu i Maxowi.
Ale plan straszliwie się skomplikował.
Tess była niezbędna byście mogli przeżyć. Była drugim dowódcą Maxa...jego strategiem i dysponowała niewiarygodną siłą. Pięcioro was zostało wysłanych, ale pierwsza wiadomość jaką otrzymaliście przez komunikator została nieprawidłowo odczytana i tak tkwiliście przez kilka lat aż do kolejnej wiadomości, która to prostowała. Wyjaśniała wtedy wszystkie wątpliwości dotyczące waszego pochodzenia. Jednak w międzyczasie Tess opuściła Roswell...i przeszła na stronę Kivara. Przez wiele lat nikt jej nie informował kim była a dowiedziała się o tym gdy przebywała w obozie wroga.
I na bardzo długo zostaliście uszczupleni.
To jest niezbędne żebyście dowiedzieli się o waszym prawdziwym przeznaczeniu....za którym musicie podążać. Maxie i Liz – oboje zostaliście rozdzieleni na tak długo jak to było konieczne ponieważ w połączeniu tworzycie ogromną siłę, stajecie się jednością....Nie jestem pewien ale wierzę, że to zespolenie już się dokonało, prawda ?
Liz, otrzymałaś od Maxa dar leczenia, on otrzymał od ciebie dar intuicji. Wspierajcie się wzajemnie a nastąpi między wami pełna równowaga będąca wyznacznikiem waszych umiejętności i mocy.
Posiadasz wiele zdolności Liz, ale musisz rozwijać swoje siły, pracować nad nimi ponieważ podczas katastrofy twój inkubator został mocno uszkodzony. I dlatego wydajesz się być w pełni człowiekiem.
Jednak tak nie jest.
Jesteś tak samo niezbędna do naszego przeżycia jak Tess. Każdy z was jest niezastąpiony.
Tess w pełni zaakceptuje swoje przeznaczenie i będzie wiernie służyć Maxowi jeżeli pojmie i zrozumie kim naprawdę jest. Mówię tak ponieważ wiem kim była na naszej planecie i jak była oddana Maxowi aż do śmierci. Jej narzeczonym był Michael, odważny, potężny wojownik i generał. Będzie walczył za was do ostatniej kropli krwi.
Max - Isabel była i jest twoją siostrą i potężną kobietą kierująca się własnymi prawami. Możesz jej ufać – mimo popełniania błędów na naszej planecie ma dobre serce i nigdy cię nie zdradzi.
Musicie tworzyć jedność. Bez szczerego, wzajemnego wspierania się wasza tragedia z przyszłości może się powtórzyć.
Liz, nie wiem dlaczego Max z Przyszłości sam ci o tym nie powiedział. Może był przekonany, że Tess pozostanie jedynie wtedy gdy Max uzna ją za żonę którą, jak myślała była. Ale to, co o was obojgu wiem – waszej miłości i głębokim połączeniu – ten plan nie miałby szans na powodzenie.
I tak pozostawiam was z tą prawdą.
Max, na koniec pragnę cię o coś prosić. Jeżeli kiedyś istotnie się spotkamy – mogę uczynić coś, co wyda ci się całkowicie niewybaczalne, a nawet równe zdradzie. Błagam cię, nie odwracaj się ode mnie.
Zawczasu proszę cię o wybaczenie, może w tamtym momencie znajdziesz go w swoim sercu.
Widzisz, przybyłem tu dzisiaj jako twój wróg, przygotowany na to by ujrzeć twoją śmierć.
Ale zakończę – z powodów, które trudne są do wyjaśnienia – jeszcze raz gotowy by umrzeć za ciebie. Ponieważ oboje zawsze i przede wszystkim byliście moimi najukochańszymi królem i królową.
Wasz,
M.
Max złożył list i długo milczał. Liz z rosnącym niepokojem czekała aż coś powie. Miała poważne wątpliwości czy Tess uwierzy w to co zawierał list, czy zaakceptuje prawdę. Była zbyt zwariowana na punkcie Maxa....zbyt zakochana, w ten swój dziwaczny, pokręcony sposób.
Pokażemy jej list – powiedział stanowczo Max – Opowiemy jej wszystko. O mnie i mojej podróży z przyszłości, o granilithcie...o wszystkim.
- Max, jesteś pewny....
- To jedyny sposób. Musimy jej zaufać. I trzeba zacząć od teraz....tak jak wynika z listu, musimy być razem.
Liz nie odezwała się rozważając to co powiedział.
A jednak wiedziała, że miał rację – że jego instynkt go nie zawiedzie.
Może...tylko poczekajmy kilka dni. Żebyśmy mieli czas na oswojenie się z tym, pomyślała.
Potrzebowali czasu do przemyślenia, jak porozmawiać z pozostałymi...ale było coś jeszcze ważniejszego i Liz....odczuła z tego powodu wyrzuty sumienia. Wiedziała, że ich życie już zawsze takie będzie, pełne niebezpieczeństw, skomplikowane...ale pragnęła zachować kilka dni dla tego co się dzisiaj między nimi narodziło. Wiedziała, że to egoizm ale jej serce tak bardzo tęskniło by być tylko z Maxem – bez tych wszystkich niepokojów jakie niósł list Marco.
- Tak, Liz – szepnął szybko Max – Musimy mieć czas dla siebie...zanim zmierzymy się z przyszłością.
I przyciągnął ją gwałtownie do siebie. To nie ma nic wspólnego z egoizmem, kochanie...to tylko szczerość. To, co wydarzyło się dzisiaj jest zbyt piękne by nie poświęcić temu kilka dni....I wzmocni nas wobec tego co nas czeka.
Przycisnęła twarz do miękkiej koszulki gładząc go palcami po plecach. Dziękuję ci Max, odetchnęła miękko...a jej szept wniknął w niego głęboko.
Nagle coś radosnego i zabawnego zaczęło w nich wzbierać i poczuła jak Max wybucha cichym śmiechem w głębi swojego serca.
Lepiej uważaj na lekcji chemii, droczył się z nią delikatnie. Ja nie zapomniałem o swojej obietnicy.
I Liz wiedziała, że bardzo interesuje ją jutrzejszy dzień w szkole.
******
Siedziała na lekcji chemii robiąc szczegółowe notatki. Była rozpalona od chwili kiedy parę minut później do klasy wszedł Max i usiadł kilka stolików za nią. Teraz po trzydziestu minutach wiedziała, że robi dokładnie to czym jej groził wcześniej i czuła, że jej ciało zaczyna reagować mimo wysiłków by to powstrzymać.
W sposobie w jaki sięgał po ich połączone dusze było coś zaborczego...bardziej spragnionego i popędliwego niż ich czułe kochanie z poprzedniego dnia. Po tak ogromnej bliskości, długa noc bez niego była nie do wytrzymania – zwłaszcza po tym czego się dowiedzieli z listu. Widocznie to samo działo się z Maxem.
Jakby wiedza o tym, że teraz naprawdę należy do niego – ta szczególna noc kiedy przypieczętowali swoją miłość – wytworzyła jakieś niezwykłe miejsce w sercu Maxa. Odczuła to odkąd wszedł do klasy.
Potrząsnęła lekko głową stanowczo skupiając się na wykładzie i sporządzaniu notatek. Okazało się to niestety za trudne odkąd poczucie ich zespolenia uwodziło ją i osłabiało czujność stając się coraz bardziej natarczywe i domagające. To działo się poza nią, przysuwało się, obracało...nuciło cichutko.
Co Max chce jej zrobić ?
Opuściła głowę, włosy miękko opadły wzdłuż twarzy.
Może tylko na chwilę....może otworzy się do niego odrobinkę. Ale tylko na moment.
Max patrzył na plecy Liz, lśniące od ciemnych włosów i przeciągał wzrokiem po całej sylwetce. Jej ciało, teraz tak bardzo mu znajome nęciło go, szczególnie spodnie zsunięte nisko na biodrach. Dostrzegł błysk nagiej skóry pod podciągniętą do góry koszulką kiedy pochylała się nad zeszytem. Wyobrażał sobie że całuje ją w to miejsce a potem wędruje ustami do tak wielu innych, delikatnych małych miejsc na jej ciele.
Zanotować sobie....pamiętać o miejscu pomiędzy koszulką a spodniami pomyślał sprytnie.
Nie był w stanie myśleć o chemii kiedy Liz siedziała trzy stoliki przed nim. Przynajmniej nie o takiej chemii o jakiej teraz się uczyli.
Jedynie czego pragnął to kochać się z nią...właśnie tutaj i teraz.
Żartował kiedy mówił, że uwiedzie ją w szkole ale nie przypuszczał, że odczuje tak palące pragnienie kiedy ją tylko zobaczy.
Przesunął się na krześle czując że zaczyna być coraz bardziej pobudzony. Pochylił się nad notatkami udając że coś pisze i sięgnął po nią znowu poprzez ich zespolenie. Zaczęła się odrobinę otwierać więc skupił się na niej i zaczął szeptać.
Och, Liz…oddychał. Liz proszę...moja miłości.
Odczuł jak mu delikatnie odpowiada, że niemal się połączył, ale zaraz odepchnęła go próbując zachowywać się jak najlepiej.
Zawiedziony zawołał ją znowu...i wtedy uczucie wybuchającej więzi strzeliło ogniem przebiegającym mu po skórze.
Liz...cała na nim, jej zapach, jej smak....Zamknął oczy, chłonął intensywność tego wybuchu i lotem błyskawicy zaraz znalazł się na niej, pieszcząc i lgnąć do jej skóry.
Max, odetchnęła. Naprawdę cię zabiję.
Uśmiechnął się leciutko otwierając oczy. Zaczął coś pisać na marginesie zeszytu żeby nie dać poznać po sobie, co się wydarzyło.
Musiałem dotrzymać obietnicy.
Jak to zrobiłeś, nigdy nie sądziłam, że potrafisz tak szaleć ?
Wcześniej nie byliśmy kochankami...ty mnie teraz odmieniłaś.
Świetnie...mam spędzić dwie lekcje z moim międzygalaktycznym Don Juanem.
I poprzez ich zespolenie przyciągnął jeszcze mocniej do siebie. Jesteś za daleko, odetchnął. Chodź bliżej.
Czuł jak ich więź wstrząsa dreszcz...Och, i teraz była w nim. Wzruszała go tak bardzo i łagodziła poprzez ich zespolenie. I jednym szybkim ruchem poczuł jak także w nią wchodzi.
Tam i z powrotem, kołysali się w leciutkim rytmie.
Kocham się z tobą, jego szept unosił się na jej skórze. Zauważył jak po tych słowach lekko zadrżała.
Patrzył na jej szczupłe biodra i widział jak niespokojnie kręci się na krześle. Miała zupełnie opuszczoną głowę, ciemne włosy zasłaniały twarz jak nieprzenikniona zasłona – i koszulka znowu uniosła się w górę wystawiając gołą skórę na mnóstwo pocałunków.
Max ? krzyknęła. Co robisz na moich plecach ?
Myślę o nich....jak rozkosznie wyglądają. Czujesz mnie ?
Boże, tak...
Wiedział, że jej ciało staje się coraz bardziej rozpalone...ich zespolenie tak szybko ją rozgrzewało.
Max...musimy to powstrzymać.
Dlaczego? droczył się. Nie lubisz tego ?
Ciii....
Chcę żeby zawsze tak było, jak teraz...ja cały w tobie, a ty cała we mnie, uwodził ją tymi słowami.
Maxie Evansie, zapłacisz za to.
Hmm...odpowiedział leniwie i czule.
Zobaczył jak podnosi rękę i pyta czy może wyjść. Lekcja kończyła się za kilka minut – Po co to robi?
Dokąd idziesz ? zapytał widząc jak wychodzi z klasy i cicho zamyka za sobą drzwi.
Do szatni...i tam skończymy to, co zacząłeś.
Roześmiał się. O co ci chodzi, Liz ?
O to, że nie mogę siedzieć w klasie i pozwalać żebyś rozpalał mnie jak jakiś...przyrząd do uprawiania kosmicznego seksu. Musiał się pochylić by ukryć cichy śmiech, który w nim wzbierał. Nauczyciel zaczął mu się ciekawie przyglądać więc zagryzł wargi.
Już nie mogę, nalegała. Niemal czuł jak tupnęła nogą.
Rozumiem, ciągnął cierpliwie. Co chcesz zrobić ?
Zamknę się na klucz w kabinie łazienki i będę się dobrze bawić, do licha !
Uśmiechnął się promiennie czując jej słowa. Tylko się pospiesz...nadchodzi czas zapłaty, pogroziła mu.
****
Liz opierała się o ścianę w łazience, przez jej ciało przelewały się niesamowite uczucia. Max szeptał i pieścił ją do granic wytrzymałości i jeszcze bardziej....będąc tak daleko od niej, na oczach całej klasy. Drżała jeszcze po tym jego kochaniu, skóra jej płonęła i miała rumieńce.
I teraz obmyśliła coś dla Maxa Evansa.
Oprócz mnie nie ma tutaj nikogo Max, zachęcała go. Czuła jego niezdecydowanie i nieśmiałość. Kochał ją jak szalony w obecności trzydziestu osób a teraz nie mogła nakłonić go by wszedł do łazienki dla dziewcząt.
Odczuła poprzez ich połączenie jak bardzo był jej spragniony i...jak się decyduje.
Evans, szeptał. Idę do ciebie.
Evans...jak ona lubiła kiedy tak ją nazywał.
Usłyszała cichy trzask...miękkie kroki...ich dusze zamigotały i ostrożnie otworzyły się drzwi do kabiny.
Chwilę wpatrywały się w nią piękne bursztynowe oczy, a potem Max wsunął się szybko do środka zamykając za sobą drzwi na klucz. Kiedy się odwrócił w jego oczach czaił się głód i wzburzenie – aż na jego widok wstrzymała oddech. Wyjątkowo nierozsądne było prowokować się przy całej klasie, kiedy istniało dla nich coś tak przytulnego. Podszedł bliżej, oczy mu pociemniały i przycisnął ją sobą do kafelek.
Szybko odnalazł jej usta, wszedł w nie gwałtownie i głęboko, domagając się i żądając wszystkiego od niej. Nie było w tym nic delikatnego, dominował nad nią, zmuszając do uległości.
Mieli mało czasu, a ona pragnęła dać mu tyle przyjemności...chciała by ta chwila należała do niego. Sposób w jaki się z nią wcześniej kochał spowodował, że pozbyła się wszelkich skrupułów.
Wsunęła powoli rękę między jego uda pocierając delikatnie i odpowiedział jej głębokim jękiem.
Ciii...odetchnęła zaczynając rytmicznie poruszać dłonią. Powiedz, co czujesz Max...tylko nie na głos.
Mam wrażenie, że za chwilę oszaleję, z trudem chwytał powietrze kiedy prowadziła dłonie wzdłuż bawełnianych spodni. Pod cienkim materiałem był tak naprężony, wyczuwała dotykiem każdy szczegół. Przycisnął twarz do jej włosów, oddychał coraz bardziej nierówno.
Bezbronny....wyczuwała jego bezradność....i niemal wstydził się tego.
Dlaczego ? pytała łagodnie.
To ty masz na mnie taki wpływ....że możesz tak nade mną panować, Boże Liz...
Sięgnął szybko by rozpiąć spodnie ale uspokoiła jego rękę i bardzo delikatnie sama zaczęła go rozpinać.
Przedtem ty mnie kochałeś....teraz pozwól mi zrobić to dla ciebie.
Oddech mu drżał kiedy gwałtownie wciągnął powietrze.
Powoli odpinała zamek błyskawiczny i temu naturalnemu zachowaniu odpowiedział jego bezgłośny okrzyk z głębi ich dusz a jego pocałunki stały się mocniejsze i bardziej intensywne. Ich namiętność była wrażliwa, teraz pełna pragnienia...przyciągając ich bliżej kiedy poddawali się pożądaniu wybiegającemu z ich zespolenia.
Odpięte spodnie opierające się luźno na biodrach, teraz tak ciepłymi pod jej dłońmi. Potem miękki materiał spodenek które zsunęła lekko w dół, odsłoniły go zupełnie. W zapamiętaniu szeptał jej imię a ona uśmiechała się bo lubiła to robić dla niego....dawać mu radość i uwielbiała, że tak silnie reagował.
I zadrżała z obawy że narażają się na niebezpieczeństwo - że ktoś mógłby ich odkryć.
Przesuwała opuszkami palców wzdłuż brzucha, kości bioder...w dół do ud. Znowu zachwyciła się jego smukłością i napiętymi mięśniami, jak młody bóg...tak zgrabny i pełen wdzięku. Był teraz wydany w jej ręce, tak niewiarygodnie ciepły i pobudzony kiedy otuliła go dłońmi.
Jęknął cicho gdy pieściła go tam i z powrotem w mocnym rytmie małej dłoni. Usiłował ją objąć i przyciągnąć do siebie ale lekko go odepchnęła.
Nie, szeptała. Pozwól mi żebym sama to zrobiła...ty tyle zrobiłeś dla mnie kochając mnie tak gorąco.
Oddychał coraz szybciej. Dobrze, ale doprowadzasz mnie do szału, Liz, szeptał zamykając oczy i opierając głowę o ścianę.
Wiem...ale tak jest dobrze...a mnie sprawia to przyjemność.
Boże Liz, dlaczego w ogóle zaczynałem ? jęczał cicho. Sądziłem, że nad tym panuję i jestem w stanie się kontrolować, a to ty masz władzę nad wszystkimi moimi emocjami...
Sądzisz, że to co robię dla ciebie, szeptała, nie odczuwam także w sobie ?
Umm...jęknął. I przebiegło przez nią głębokie zadowolenie jakie w nim wyczuwała.
Uśmiechała się miękko, pieściła go tam i z powrotem bardziej intensywnie, mocniej ujmując go dłonią. Drżał lekko pod jej dotykiem, trochę wilgoci rozlało jej się w dłoni. Uniosła głowę i patrzyła na niemal udręczoną twarz, zaciśnięte mocno oczy kiedy poddawał się jej rytmicznym ruchom.
Wybacz.. uśmiechnęła się czule. Ale to ty zacząłeś.
Jęknął znowu, tym razem dużo głośniej w chwili kiedy otworzyły się drzwi łazienki. Przyłożyła mu palce do warg, przyciskając się do niego i zamarli na moment. Oparła policzek na jego piersi, wsłuchując się w bicie oszalałego serca. Usłyszeli szum lejącej się wody, kroki, drzwi łazienki otworzyły się i zamknęły.
Liz zaczęła znowu, przesuwając dłonie w górę, wzdłuż brzucha podciągając mu koszulkę i utworzyła małą ścieżkę pozwalającą napawać się naprężonymi mięśniami po których przesuwała palcami i widziała jak każdy jej dotyk zostawia ognisty ślad na zaczerwienionej skórze. Składała gorące pocałunki na piersiach, przyciskała usta do brodawek drażniąc je językiem.
Gwałtownie łapał powietrze i słyszała walące jak młotem serce.
I robił się taki gorący....jakby po skórze przebiegały mu raz za razem błyskawice. Ciągnęła teraz tkliwe pocałunki w dół, jeszcze niżej podczas gdy trzymała go i pieściła tam i z powrotem, a on dostosowywał rytm bioder do jej ruchów.
Patrzyła jak otwiera oczy szukając jej wzroku i widziała jak znowu zmieniły kolor. Były teraz ciemno złote i migotały srebrzyście. Widziała nad sobą błagalne spojrzenie, którym prosił by to powstrzymała – lub skończyła – sama nie była pewna. Ale wiedziała, że stawało się to teraz dla niego udręką a przecież nie o to jej chodziło.
Miękkie pocałunki wzdłuż brzucha i niżej gdzie prowadziła ją wąska smuga delikatnych ciemnych włosów zaczynających się od pępka. Idąc jej śladem wolno osuwała się na kolana aż wargami spotkała najwrażliwszą część jego ciała. Otuliła go ustami, pieszcząc delikatnie, przynosząc mu ulgę i dając radość czułymi ruchami. Usłyszała w duszy jego jęk a potem szeptem przywoływał jej imię. Czuła w ustach słony smak jego wilgoci i ogromną satysfakcję w sobie. Gwałtownie wsunął palce w jej włosy i błagał.
Nie możemy się teraz.....kochać ? Tutaj Liz ?
Jego głos brzmiał tak rozpaczliwie.
Potrzebuję bardziej ciebie...niż tego, prosił.
Drażniła go językiem dotykała dłońmi, przesuwała po nim palcami.
Boże, Liz, z trudem łapał powietrze.
Pozwoliła by ich zespolenie rozpostarło się teraz szeroko, próbując spotkać jego nieme pragnienie otwierając się przed nim zupełnie. Odpowiedział jej natychmiast napełniając ją sobą...tańcząc po skórze...wszystko przynosiło ulgę w jego desperackim pragnieniu jej. Czuła jego wybuch wzdłuż ich zespolenia, pędził po niej i okrywał ją, wnikał w głąb i z powrotem...a jednak wiedziała, że było mu jej za mało. Potrzebował jeszcze więcej.
Więc wybiegła mu naprzeciw, ich dusze się spotkały, kołysały w zmysłowym tańcu by potem szybko spleść się i zespolić. Max westchnął, głęboko ukojony kiedy się połączyli. Oboje pobierali się znowu, tak w pełni i do końca, i wiedziała jaki jest uszczęśliwiony bo to czego pragnął zostało teraz spełnione. I nagle odczuła jego obcą naturę....przebudzającą się w nim, z całą jej potęgą i mocą przebiegającą przez ich dusze.
I ona także poczuła swoją obcą naturę. Bardzo obcą...
Och, i jak jej się to podobało. To było zupełnie inne od ich pierwszego połączenia, takie dzikie, pierwotne i jakże piękne.
Pragnęła poznać każdy wymiar ich miłości, nawet ten szczególny....przecież znała jego niewiarygodną łagodność, ale teraz wiedziała że potrafi być także zupełnie inny, nieokiełznany. I zrozumiała, że jest trochę przestraszony tym co objawiło się w nim teraz, mimo, że ona w pełni to akceptowała.
Był także zaskoczony, że zaczęło się tak niewinnie a rozwinęło się w sposób nad którym nie potrafili zapanować. Rozumiała jego poczucie kompletnej bezradności i poddania wobec sposobu w jaki się z nim teraz kochała, w jaki go sprowokowała...ale ufał jej czując się bezpiecznie w jej rękach.
Ich więź ściągnęła się odrobinę i poczuła jak dusze splatają się ciaśniej i zaciskają. Max przyciągnął ją do siebie poprzez ich więź, mimo, że nie pozwoliła by zrobił to fizycznie. Czuła uścisk w piersiach...czuła przebiegający prąd między nimi.
Uniosła głowę by na niego spojrzeć i kiedy stał tak oparty o ścianę widziała łagodny uśmiech szczęścia na jego twarzy. Pod jej dłońmi jego pragnienie osiągało crescendo ale wiedziała, że odczuwał także głęboką miłość do niej ponieważ połączyła się z nim ponownie.
Ja także doprowadzam cię do szaleństwa, uśmiechnął się.
Bo tak jest, szepnęła miękko.
Jesteś moją najdroższą, mówił gorąco...Chcę jedynie łączyć się z tobą, być z tobą, jego piersi wznosiły się i opadały w ciężkim oddechu a jej oddech także stawał się szybki i urywany.
Ruchy rąk były bardziej rytmiczne, szybsze kiedy doprowadzała go do granic rozkoszy...i wtedy zawołał jej imię powtarzając je bez końca, chwycił ją w ramiona i szeptał jej do ucha urywanym oddechem...pozwalając aby ten szept przebiegał jak blask słońca po jej skórze i wniknął w głąb ich zespolenia.
Och moja Liz....Liz...Liz...moja cudowna Liz...moja Zillia, jego ciało drżało konwulsyjnie i poczuła jak ciepła wilgoć rozlewa jej się w rękach. Tulił twarz do jej włosów, tak zaspokojony, tak skąpany w jej miłości. Podniosła twarz do góry całując go, tym razem czule, delikatnie a w tym czasie jego ciężki oddech stawał się bardziej regularny.
Kocham cię....Boże, jak ja cię kocham, to jedynie był w stanie mówić spotykając jej usta.
Max...oczarowujesz mnie...jesteś tak niewiarygodnie piękny...twoja dusza...serce, zatrzymała się na chwilę. Twoje ciało.
Drżał wsłuchany w słowa i gładził jej włosy.
I stali tak dłuższą chwilę, nasyceni pragnieniem obojga, tworząc jedność. Wszystko było dla nich, pragnących tego od tak dawna.
I wtedy Liz odsunęła się od niego czując rosnącą panikę. Musimy iść na lekcję angielskiego, uświadomiła sobie. Naprawdę się spóźnimy.
Popatrzyli na siebie krotko i nagle serdecznie się roześmiali zdając sobie sprawę jak zabawna stała się ta sytuacja. Zaczęli kochać się w klasie a skończyli w łazience dla dziewcząt.
Lekcja angielskiego będzie musiała poczekać.
Cdn.
Dwie godzinki Jesteś kochana, Elu! A ja straszna... Wiem, że masz obowiązki i ciasto marchewkowe do odrobienia i mnóstwo innych pilnych rzeczy... A ja cię tutaj zamęczam o kolejną część (szczególnie, że będzie z listem...). Uwielbiam twój styl tłumaczenia i wyznam tak cichutko, że głosowałam w TA na ciebie... Mam nadzieję, że Nan mi wybaczy
Kto to wie - może HTDC zwycięży w kolejnej edycji TA? A już na pewno będzie nominowane....
Kto to wie - może HTDC zwycięży w kolejnej edycji TA? A już na pewno będzie nominowane....
O Boże... tyle jestem w stanie wydusić z siebie. Oczywiście pamiętałam słynną scenę łazienkową, ale jednak zupełnie inaczej sie to odbiera, kiedy nie szuka się desperacko czegoś w słownikach - ale to chyba normalne.
Malutkie przypomnienie, dlaczego tak bardzo czekałam na list Marca... Ech, kilka prostych słów, a wywraca życie do góry nogami.Siedzieli tak w milczeniu od prawie trzydziestu minut.
W absolutnym osłupieniu. Oniemiali.
Ci faceci. Powiedziałabym, że myślą tylko o jednym, ale Liz również ma swoje za uszami Potwierdza się wysunieta kiedyś teza, iz autorki ff zawsze czynią z Liz i Maxa w sypialni bardzo wyzwoloną i wiecznie-nienasyconą-siebie parę.Nie był w stanie myśleć o chemii kiedy Liz siedziała trzy stoliki przed nim.
Chcę żeby zawsze tak było, jak teraz...ja cały w tobie, a ty cała we mnie, uwodził ją tymi słowami.
Hotaru, liz...wielkie dzięki, naprawdę...nie wiem czy zasłużenie (są dużo lepsi ode mnie) ...ale to takie miłe . Ale to przecież Wasza zasługa, to dzięki Wam jakoś ciągnę z odcinka na odcinek mimo zwatpień, to Wy mnie moblizujecie tak, że sama nabieram troszkę wiecej pewności i jakoś wychodzi. Najważniejsze, że to co razem czytamy..czyli f-f najlepszych pisarek mnie także sprawiają ogromną frajdę...a to juz zasługa autorek opowiadań.
Hotaru, moje uznanie i gratulacje za zdobycie nagrody za całokształt twórczości, jesteś nestorką w pisaniu opowiadań, a Twoja wyobraźnia nie zna granic...oby Ci nigdy nie brakowało pomysłow i weny
A wracając do ostatniej części - bawiłam się znakomicie w czasie uwodzenia Liz...
Hotaru, ten "wór orzechów" o którym pisałaś musiałam troszkę przemielić oczywiście zachowując wszystko z oryginału...i chyba nie jest najgorzej
No i mamy wzruszający list Marco..i wreszcie motyw Zilli, ukochanej żony Zana.
Hotaru, moje uznanie i gratulacje za zdobycie nagrody za całokształt twórczości, jesteś nestorką w pisaniu opowiadań, a Twoja wyobraźnia nie zna granic...oby Ci nigdy nie brakowało pomysłow i weny
A wracając do ostatniej części - bawiłam się znakomicie w czasie uwodzenia Liz...
Wyobrażacie sobie takie rozkosze z Maxem Evansem na lekcji ? przy nim trudno się nudzić.i koszulka znowu uniosła się w górę wystawiając gołą skórę na mnóstwo pocałunków.
Max ? krzyknęła. Co robisz na moich plecach ?
Myślę o nich....jak rozkosznie wyglądają. Czujesz mnie ?
Hotaru, ten "wór orzechów" o którym pisałaś musiałam troszkę przemielić oczywiście zachowując wszystko z oryginału...i chyba nie jest najgorzej
No i mamy wzruszający list Marco..i wreszcie motyw Zilli, ukochanej żony Zana.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 17 guests