FBI

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Fri Mar 05, 2004 8:53 pm

Strzępki rozmowy którą podsłuchałam bardzo mnie zaniepokoiły.

Nu nu, nie ładnie podsłuchiwać :wink:
Tak myślałam.., że może chciałabyś przyjść dzisiaj do mnie na kolacje?- spytała z udawaną niepewnością.
Zabrzmiało to nieco dwuznacznie...Tak jakby...no dobra, powstrzymam się od komentarza :?
Może wkładała ręce w lód?
O co Liz ją podejrzewa :?: Perwersja :lol:
Wiedziałam jak ja przechytrzyć.
Sprytna lisiczka z tej Liz!

Lyss
Pleciuga
Posts: 618
Joined: Tue Dec 09, 2003 10:24 pm
Location: Swiar wampirow..raj dla kriw, pieklo dla smiertelnikow
Contact:

Post by Lyss » Sat Mar 06, 2004 9:52 pm

-Mamo tato to jest Liz Parker. Moja koleżanka ze szkoły- tak zaprezentowana zostałam państwu Evans.

-Witaj Liz. Miło cię poznać. Iż kolacja będzie za 15 minut- i tak właśnie po grzecznemu zostałyśmy wyproszone z kuchni.

Isabell zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Nie powiem ładnie był urządzony. Dziewczyna miała gust. Ale i tak coś mi tutaj śmierdziało. W przenośni.

-Więc Liz, skąd pochodzisz?- głos „przyjaciółki” wyrwał mnie z rozmyślań.

-Z Nowego Jorku. Ale on nie równa się z Roswell. Tam spaliny tu czyste powietrze. Nie ma porównania.

-Hm.. ale i tak tam są większe perspektywy.

-Możliwe ale Nowy Jork to większa „dziura”. Prędzej czy później chce się stamtąd wyrwać. Uwierz mi wiem coś o tym- przestrzegłam ją z niewiadomych mi przyczyn. Przecież jestem jej „wrogiem”.

Isabell uśmiechnęła się do mnie.

-Kolacja!- pani Evans wzywała nas na dół.

Max był ubrany w czarną koszulę i tego samego koloru spodnie. Wyglądał olśniewająco. Ciągle uśmiechał się. Był także Michael. Wszyscy w dobrych nastrojach. Jak dobra stara rodzinka.
Na mojej twarzy również pojawił się grymas podobny do uśmiechu.

-Liz, jesteś nowa. I jak ci się u nas podoba?- spytał pan Evans.

-Muszę przyznać, że Roswell mnie zauroczyło. Naprawdę tu pięknie…i kolorowo- powiedziałam spoglądając na rozmówce.

-Tak masz racje. Roswell ma swoje uroki. Nie będę ukrywać. Jednak relacja kogoś spoza okręgu bardzo mnie interesowało.- odparł.


Kolacja przebiegła w miłym towarzystwie i wraz z Isabell poszłyśmy do jej pokoju. Zaś Max z Michaelem do pierwszego.

-Iż.. gdzie jest toaleta?- specjalnie próbowałam się stamtąd jakoś wyrwać.

-Pierwsze drzwi na lewo.

Wyszłam. Drzwi do pokoju Maxa były uchylone a chłopacy rozmawiali. Oczywiście podeszłam i zaczęłam nasłuchiwać.

-Ona nic nie wie. Iż naprowadzi ją na zły ślad. Jest w tym dobra.- to był Michael. Jego głos rozpoznała bym wszędzie.

-Nie wiem. Może się jednak domyślać, że to my. I co wtedy? Nici z wielu lat ukrycia prawdy!- Max był podenerwowany.

Nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Isabell.

-Co tutaj robisz? Miałaś być w toalecie..- spytała z nieznanym mi uśmieszkiem na buźce.

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Sat Mar 06, 2004 10:15 pm

Ale i tak coś mi tutaj śmierdziało. W przenośni.
:lol: :lol: :lol:
Iż naprowadzi ją na zły ślad. Jest w tym dobra.
A więc taki był plan! Ha!
-Co tutaj robisz? Miałaś być w toalecie..- spytała z nieznanym mi uśmieszkiem na buźce.
Ciekawe, co ten uśmieszek może oznaczać....Mamy zacząć się bać? Szykuje się jakaś krwawa jatka? Kosmiczna rozróba w celu "zniszczenia tej, która wie"? :roll:

User avatar
Szalona_Szatynka
Zainteresowany
Posts: 266
Joined: Tue Jul 15, 2003 9:40 pm
Location: #Ziemia - trzecia planeta od Słońca#

Post by Szalona_Szatynka » Sat Mar 06, 2004 10:53 pm

"Iż" to jakieś nowe zdrobnienie od Isabell :frown: ??
---"We are beautiful in every single way - Yes, words can bring us down..."---Image
---------------:mrgreen: PoZdroWiOnKa Dla LuśKi, MeNelKi oRaZ LysS :mrgreen:----------------

Lyss
Pleciuga
Posts: 618
Joined: Tue Dec 09, 2003 10:24 pm
Location: Swiar wampirow..raj dla kriw, pieklo dla smiertelnikow
Contact:

Post by Lyss » Sun Mar 07, 2004 12:45 pm

Zdziwiona stałam nie wiedząc co zrobić.

-Wiesz poszłam do toalety a później chciałam zobaczyć co robią chłopaki- skłamałam niewinnie.

Na jej twarzy pojawił się jakiś grymas. Odczytałam go w ten sposób: i tak cię zabiję.
Nie przejęłam się tym za bardzo. Blondynki mają swoje odpały.
Tak więc Isabell chyba kupiła historyjkę. Wepchnęła mnie do pokoju Maxa.

-Hej- powiedziałam spoglądając w ich oczy. Michaela mowiły- co ty tutaj robisz? Groźnie.
A Maxa- musisz stąd jak najszybciej iść. I co wy na to? Bo ja na to jak na lato.

Chcą mnie wystraszyć. Ale jakim cudem Max stał się potulnym barankiem a Michael groźną bestią?? Nie ma na to wytłumaczenia. Może rozdwojenie jaźni? Albo zamiana osobowościami?
A kit ich wie.

-Liz, może zechcesz u nas spać?- spytał Max.

Zszokowana i skołowana stałam i nie wiedziałam co powiedzieć. Domyśliłam się, że będę im potrzebna do niecnych celów.

-Raczej nie, muszę jeszcze pomóc Nancy w Crashdown- wymigałam się. A przynajmniej próbowałam.

-Liz, nie bądź dzieckiem. Nic ci nie zrobimy- spojrzenie Isabell przeszyło mnie jak lód.

Ta dziewczyna jest chłodna jak lodówka! Nie mogę tutaj zostać. Tym bardziej słowa blondyny „Nic ci nie zrobimy” zadziałały tak jak powinny. Oni coś knuli.

-Naprawdę nie mogę może innym razem?

-Dobra. Odprowadzę cię- zaproponował Max.

O nie.. tylko nie wędrówka z nim!


Wyszliśmy razem. Połowę drogi żadne z nas nie otworzyło ust by coś powiedzieć.

-Uważaj na nich.- rzekł Max przerywając cieszę.

-Na kogo?- spytałam udając, że nie wiem co ma na myśli.

-Na Isabell i Michaela. Oni są źli. Zrobią ci krzywdę, Obiecaj mi, że będziesz uważać- poprosił i wziął w swoje ręce moje dłonie.- Obiecaj- powtórzył.

-Obiecuję.- spojrzałam mu w oczy i teraz zorientowałam się, że są całkowicie łagodne i bezbronne.
Niespodziewanie nasze usta zetknęły się. Nie wiedziałam co robić. Bądź co bądź uważałam go za zboczeńca. A jednak jego pocałunek był taki delikatny i prawdziwy, że nie opierałam się długo.

-Nie.. nie możemy- zdołałam wykrztusić bo wymknięciu się z jego silnych ramion- Muszę iść. Cześć

Szybko zmyłam się z miejsca wydarzenia.

Lyss
Pleciuga
Posts: 618
Joined: Tue Dec 09, 2003 10:24 pm
Location: Swiar wampirow..raj dla kriw, pieklo dla smiertelnikow
Contact:

Post by Lyss » Mon Mar 08, 2004 8:07 am

Jak miło znowu znaleźć sie w swoim pokoju. Czemu ten facet tak na mnie działa?! Oj nigdy chyba tego nie zrozumiem.
Totalnie pomieszał mi zmysły. Ale najważniejsze, że jeszcze nic mi nie zrobili. Jaką tajmnicę skrywają? Tego muszę sie dowiedzieć.

Dzwonek. Raczej telefon. Podniosłam z niechęcią.

-Słucham?

-Lizzy! Do jasnej cholery jesteś tam już od 2 tygodni i nic nie znalazłaś?- Jack... on jednak nigdy nie da mi spokoju.

-Jeszcze nie. Daj mi trochę czasu, wytropienie kosmitów to nie takie łatwe zadanie!- odparłam jego zarzuty.

-Wiem, ale komisja sie niecierpliwi.

-To już twój problem. Pamiętaj, że to ja odwalam brudną robotę!- nie wiem czemu tak działał mi dzisiaj na nerwy!

-Mój? Raczej twój. Jeśli nie znajdziesz kosmitów wylatujesz z roboty. Proste- może dla niego było ale nie dla mnie.
W końcu troche już pracuję w tej branźy.

-Wiem, poradzę sobie. Narazie- odłożyłam słuchawkę nie zważając na jego protesty.

Zastanawia mnie czemu tak szybko chcą dostać ich w swoję ręce. Badania? Zabijanie? Raczej to pierwsze. Chcą ich zbadać.
Dobra, Liz idź spać jutro czeka cie ciężki dzień.




-Liz! Tutaj jesteś- powiedziała Maria przysiadając się do mnie na stołówce. Była zdyszana biegiem.

-Tak i przez jakiś czas nadal tu będę.

-Słuchaj! Widziałam dzisiaj Maxa... rozmawiał z tym swoim kumplem! Ale nie zgadniesz o kim rozmawiał- była taka podekscytowana, że trochę nie dobrze mi sie zrobiło.

-O tobie?

-Nie! O tobie!- zatkało mnie. Więc jednak chcą mnie uciszyć. Ja im sie tak łatwo nie dam!

-O mnie?.. A co takiego mówili?- spytałam zaciekawiona.

-Max.. powiedział, że chce cię zaprośić na jutrzejszą potańcówkę.

Wiedziałam! Tak chcę się do mnie zbliżyć! Jako kochanek! O nie.,.. nie uda mu sie to! Taki mają plan.. rozkochać mnie w nim a później wyciągnąć informację i mnie zabić. Mogłam sie tego spodziewać.

-Aha.. super

-Super?! Dziewczyno powinnaś skakać z radości!- już mi było nie dobrze. Ona uważała go za jakiegoś greckiego boga!

-Hm.. jasne. Sorry muszę lecieć- powiedziałam i jak najszybciej stamtąd poszłam.

Niestety zdarzył sie nie przyjemny wypadek! Na korytarzu wpadłam w prost w ramiona Maxa Evansa!

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Tue Mar 09, 2004 11:18 pm

Blondynki mają swoje odpały.
Gdybym była blondynką, to bym się obraziła :P
I co wy na to? Bo ja na to jak na lato.
:lol:
Ale jakim cudem Max stał się potulnym barankiem a Michael groźną bestią?? Nie ma na to wytłumaczenia. Może rozdwojenie jaźni? Albo zamiana osobowościami?
A kit ich wie.
Hmmm...skąd ja to znam? :twisted: Nasze sugestie zostały wzięte pod uwagę, hehe.
-Liz, może zechcesz u nas spać?- spytał Max.
Co oznacza: Liz, zostaniesz u mnie na noc? Na dworze taki ziąb...W moim łózeczku będzie Ci cieplutko... :twisted:
będę im potrzebna do niecnych celów.
ciekawe, jak bardzo niecnych :wink:
-Liz, nie bądź dzieckiem. Nic ci nie zrobimy
Och, no jasne...Tylko zwiążemy cię, oskalpujemy i ugotujemy zupę :jezyk:
Zastanawia mnie czemu tak szybko chcą dostać ich w swoję ręce. Badania? Zabijanie? Raczej to pierwsze. Chcą ich zbadać.
Tajna agentka, a taka naiwna....Złapanie kosmitów = ich śmierć...Czy to tak trudno przyjąć to do wiadomosci? Pal licho, jeśli rzeczywiście są niebezpieczni. W odwrotnym przypadku szkoda tych "zielonych ludzików" :mrgreen:

lonnie
Starszy nowicjusz
Posts: 138
Joined: Sun Dec 28, 2003 4:05 pm
Location: Łomża
Contact:

Post by lonnie » Wed Mar 10, 2004 8:05 pm

Blondynki mają swoje odpały.
Gdybym była blondynką, to bym się obraziła
heh ja jestem :lol: w prawdzie ciemna ale zawsze blondynka... no ale sie nie gniewam :D

a tak poza tym to sliczene opowiadanko :cheesy: Lyss kiedy nastepna czesc????

Lyss
Pleciuga
Posts: 618
Joined: Tue Dec 09, 2003 10:24 pm
Location: Swiar wampirow..raj dla kriw, pieklo dla smiertelnikow
Contact:

Post by Lyss » Mon Oct 31, 2005 1:18 pm

-O Max..- powiedziałam zdziwiona a na jego usta wpłynął delikatny uśmiech. – Co ty tutaj robisz? – spytałam i po chwili zrozumiałam niedorzeczność tego pytania.

-Jak wiesz, każdy nastolatek chodzi do szkoły po to by się uczyć by w przyszłości zarabiać na swoje utrzymanie. Tak więc robię tutaj właśnie to – powiedział nadal uśmiechając się zapewne nie wiedząc też, że ten uśmiech umie zawrócić dziewczynie w głowie.

-Tak wiem, po prostu jestem dzisiaj rozkojarzona. No to pa! – powiedziałam i chciałam pójść w stronę klasy ale jak zwykle znowu coś musiało się przydarzyć.
Max złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę jakiejś klasy. Przynajmniej tak mi się na początku zdawało bo gdy tam weszliśmy ciemność zakrywała mi wszystko. Czułam jedynie jego rękę która spoczywała na mojej dłoni.

-Co się stało? Czemu mnie tu przyprowadziłeś? – spytałam a gdy przyzwyczaiłam się do mroku zauważyłam, że jest to jakieś zaplecze i jest tu strasznie ciasno.

Max stał tuż przy mnie. Czuła ciepło bijące z jego ciała.
-Muszę cię ostrzec. Michael i Isabell nie będą mieli skrupułów żeby Cię zlikwidować jeśli nie będziesz im potrzebna albo jeśli będziesz za dużo wiedzieć. Póki ja tu jestem nic Ci nie grozi ale proszę Cię wynieś się stąd jak najszybciej – stałam oniemiała zbytnio nie rozumiejąc co ten gość do mnie mówi.

Raz jest zboczonym pedantem drugi raz czułym romantykiem troszczącym się o moje bezpieczeństwo. Bardzo chciałam pojąć to co mówił jednak jego bliskość rozpraszała moje zmysły.
-Ale o czym ty mówisz? – spytałam.
-O tym, że musisz stąd wyjechać bo oni mogą cię zabić! Zrozum mnie wiem co mówi!

Spojrzałam w jego ciemne oczy.

-Pocałuj mnie durniu i nie gadaj tyle!- szepnęłam i złączyłam nasze usta.

Nie mogłam opanować szybkiego bicia mojego serca. Jego pocałunek był jak podniebny lot, niezwykły i cudowny.
Gdy jego język penetrował wnętrze moich ust a ręce zmysłowo błądziły po moich plecach, przypomniałam sobie jego wcześniejsze zachowania.
Natychmiast oprzytomniałam i odsunęłam się od niego.

-Przepraszam, to zdarzenie nie powinno mieć miejsca. Wybacz ale muszę iść.- powiedziałam i przeszłam koło niego.

-Poczekaj chwilkę- powiedział gdy byłam obok wyjścia.- Pójdziesz ze mną na potańcówkę?
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Może myśli, że poddam się jego urokowi? Niech tak myśli.

-Jasne. Przyjedź o 19. Na razie – powiedziałam i wyszłam stamtąd bo atmosfera robiła się za bardzo przesycona seksem.

***

Jak dobrze być w domu! Nigdy nie myślałam, że na widok Crashdown będę taka szczęśliwa.
Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do dosyć udanych.
Ale idiotka ze mnie. Dałam mu się tak podejść. Ale ten pocałunek po prostu zwalił mnie z nóg!
Ten jego słodki zapach i język wałęsający się po moich ustach… O mało nie umarłam z wrażenia. Ale to się więcej nie powtórzy.
Tak, ja dam sobie z tym radę!

Przyjechał. Na jego widok moje serce znalazło się prawie przy gardle. Wyglądał niesamowicie. Czarne spodnie, biała bluzka z czarnym krawatem i marynarką o takim samym kolorze… Cały wystrój dopełniały włosy postawione na żel! Kocham facetów z włosami postawionymi na żel! Ale dość o tym.
Ja ubrałam się za to w czerwoną suknię, bez ramiona z wycięciem na plecach. Wyglądał również dobrze, muszę przyznać.
Gdy zapukał do drzwi a ja mu otworzyłam pierwsze co chciałam zrobić to rzucić mu się w ramiona, pocałować go i znowu poczuć jak nasze języki łączą się w tańcu.
Zamiast tego zrobiłam coś innego.

-Witaj Max. Wyglądasz szałowo! – rzekłam lustrując go.

-Ty także. Ty także.

Wziął mnie pod rękę i razem wyszliśmy. Całą drogę milczeliśmy nie wiedząc co mówić.
Skrycie patrzyłam na jego ręce które jeszcze wczoraj błądziły po moim cielę. Na samo wspomnienie tamtych chwil przechodziły mnie ciarki.
Gdy dojechaliśmy na miejsce żałowałam, że w samochodzie nie rozpoczęłam rozmowy.

***

Sala była pięknie przystrojona i połowa ludzi tańczyła już na parkiecie. Leciała akurat wolna piosenka i Max pociągnął mnie w stronę tańczących par.
Przytuliłam się ufnie do jego piersi zanurzając się w rytm muzyki. Nasze biodra dotykały się bezszelestnie.
Jego ręce błądziły po moim karku pieszcząc go delikatnie.
Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Gdy muzyka się skończyła, poszliśmy w stronę stolika.
Usiedliśmy patrząc sobie w oczy.

***

Bal minął bardzo szybko, aż nie mogłam uwierzyć, że już koniec. Wszyscy już poszli tylko ja z Maxem pojechaliśmy jeszcze zobaczyć wschód słońca. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i obserwowaliśmy zmiany zachodzące na niebie.
Nagle usłyszałam jakiś ruch za nami. Odwróciłam się i zobaczyłam kroczącą w naszą stronę Isabell. Strzeliła do mnie.
Kula trafiła mnie prawie w serce. Czułam dojmujący ból i nie byłam w stanie nic powiedzieć. Zabrakło mi powietrza i świat zaczął wirować.
- Coś ty zrobiła??!! – krzyknął Max. – Muszę jej pomóc – jedynie to zdołałam wychwycić z ich rozmowy.

***

Po chwili poczułam ciepło rozchodzące się po całym ciele i dotyk męskiej ręki na brzuchu.
Nie wiedziałam co się dzieję dopóki nie odzyskałam świadomości tego, że kula nie tkwi już w moim ciele. Wstałam i spojrzałam na Maxa, który z wycieńczenia zasnął na polane oraz na Isabell, która pochylała się nad nim.

Zwróciła wzrok w moją stronę. Widziałam w nich strach, złość i nienawiść. Teraz już wiedziałam. Byli kosmitami i jeden z nich właśnie uratował mi życie.

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 13 guests