T: The Gravity Series: HTDC & Exit Music [by RosDeidre]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Śliczny obrazek Nan. I rzeczywiście bardzo pasuje
Choć przyznam sie że zawsze dostawałam ataku śmiechu na widok Liz w obrusie na głowie
Co do Maxa- Jasona, to faktycznie większość osób twierdzi że był stworzony do tej roli i że trudno wyobrazić sobie Maxa o innej twarzy i innym spojrzeniu....w opowiadaniach wszyscy bohaterowie są odwzorowaniem serialowych, stworzonych przez aktorów, wraz ze swoimi charakterystycznymi spojrzeniami, reakcjami, sposobem mówienia, zaletami i wadami ( dowcipy u uszach Maxa- Jasona na mur beton w co drugim opowiadaniu ) i dlatego tak je lubię...kontunuują to, co przestało istnieć na ekranie.
Na f4f widziałam jakąś dyskusję, o ewentualnej reaktywacji Roswell, zaczęła ją jakaś Shiri- maniaczka, spytała czy ponieważ Jason i Brendan nie chcą już występować, zaakceptowali by Roswell z innymi aktorami w rolach Maxa i Michaela, jako partnerami Shiri i Majandry (o ile sie nie mylę to ona nie chciała występować ), bo przecież "Shiri potrafi wytworzyć chemię z każdym na kogo tylko spojrzy" (HAHAHAHA obśmiałam się po pachy może niech od razu wstawią jej stojak na ubrania, zaoszczędzą na kosztach, zero grymasów, a z ekranu i tak posypią się iskry )a i Majandra napewno sobie poradzi. Część stwierdziła że co prawda nigdy nie polubiliby nowych aktorów tak jak Jasona i Brendana, ale Roswell to zawsze jednak Roswell, inni odpowiedzieli że jak miałoby nie być JB i BF, to lepiej żeby nie było wcale.
Do czego i ja sie przychylam
A wy? Kogo widzicie jako podróbę Maxa? Może by tak Tom Welling? Jeden brunet w tę, jeden w tamtą...
Co do Marca i Maxa...wiele z tajemnic niezwykłej więzi pomiędzy Maxem, Liz i Marco zostanie odsłoniętych w "Gravity Trilogy", ale to co tak naprawdę łączyło Maxa i Marco, dopiero w ostatniej- "Back to save universe"...
Tylko na litość, nie węszcie żadnych erotycznych podtekstów Ja wiem, że u RossDeidre tego typu "ekscesy" pomiędzy dwoma chłopakami to chleb powszedni, ale nie tym razem.
No to teraz już pewnie wszyscy się domyślili
Choć przyznam sie że zawsze dostawałam ataku śmiechu na widok Liz w obrusie na głowie
Co do Maxa- Jasona, to faktycznie większość osób twierdzi że był stworzony do tej roli i że trudno wyobrazić sobie Maxa o innej twarzy i innym spojrzeniu....w opowiadaniach wszyscy bohaterowie są odwzorowaniem serialowych, stworzonych przez aktorów, wraz ze swoimi charakterystycznymi spojrzeniami, reakcjami, sposobem mówienia, zaletami i wadami ( dowcipy u uszach Maxa- Jasona na mur beton w co drugim opowiadaniu ) i dlatego tak je lubię...kontunuują to, co przestało istnieć na ekranie.
Na f4f widziałam jakąś dyskusję, o ewentualnej reaktywacji Roswell, zaczęła ją jakaś Shiri- maniaczka, spytała czy ponieważ Jason i Brendan nie chcą już występować, zaakceptowali by Roswell z innymi aktorami w rolach Maxa i Michaela, jako partnerami Shiri i Majandry (o ile sie nie mylę to ona nie chciała występować ), bo przecież "Shiri potrafi wytworzyć chemię z każdym na kogo tylko spojrzy" (HAHAHAHA obśmiałam się po pachy może niech od razu wstawią jej stojak na ubrania, zaoszczędzą na kosztach, zero grymasów, a z ekranu i tak posypią się iskry )a i Majandra napewno sobie poradzi. Część stwierdziła że co prawda nigdy nie polubiliby nowych aktorów tak jak Jasona i Brendana, ale Roswell to zawsze jednak Roswell, inni odpowiedzieli że jak miałoby nie być JB i BF, to lepiej żeby nie było wcale.
Do czego i ja sie przychylam
A wy? Kogo widzicie jako podróbę Maxa? Może by tak Tom Welling? Jeden brunet w tę, jeden w tamtą...
Co do Marca i Maxa...wiele z tajemnic niezwykłej więzi pomiędzy Maxem, Liz i Marco zostanie odsłoniętych w "Gravity Trilogy", ale to co tak naprawdę łączyło Maxa i Marco, dopiero w ostatniej- "Back to save universe"...
Tylko na litość, nie węszcie żadnych erotycznych podtekstów Ja wiem, że u RossDeidre tego typu "ekscesy" pomiędzy dwoma chłopakami to chleb powszedni, ale nie tym razem.
No to teraz już pewnie wszyscy się domyślili
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Cytacik - kwintensencja całego GT!
Tłumaczenia, jak wspomniałam wcześniej odstawiłam... przynajmniej na dzień dzisiejszy. Wciąż mam problemy z tłumaczeniem "w drugą stronę", ale to chyba cecha większości. Ale bynajmniej nie zamierzam porzucić celu. W końcu przeniosłam się z niemieckiego na angielski przede wszystkim aby móc czytac tysiące ff dostenych w sieci (szatańsko-złośliwy śmiech mojej siostruni, która szykuje się do porwortu do Rostocku... pozdrówka, Uluś, bo pewnie siedzisz w domciu, na kompie, gdzie jestem wiecznie zalogowana i obmyślasz, jak przyprawić mnie o Wielki Ból Głowy...).
Jak pisałam wczesniej, uwielbiam sceny łączenia sie Liz i Maxa w wersji RosDeidre. Nie mam pojęcia, skąd ona czerpie pomysły i wyobraźnię, ale jak zwykle kiedy czytam cokolwiek w jej wydaniu, wydaje mi się, że to naturalny rozwój sytuacji... nawet w Summer Solstice (sequel do Winter Solstice - hip hip, hurra, opublikowała już 4 części na http://www.polarattracion.com), które bardziej można podporządkować kategorii slash niż polar...
W HTDC podoba mi się jeszcze jeden wątek - Zilia. Zazwyczaj tego typu próby zrównania statusu Liz i hybryd przyprawiały mnie o dreszcze niechęci, chociażby na przykładzie Roswell: Ostatni rozdział... katastrofa, jak dla mnie. Kompletnie mi to nie pasowało, dla mnie było to jakieś... sztuczne? Nie wiem. Często również tak bywa w rozwijaniu wątków ujawnionych kosmicznych zdolności u Liz. Temat bardzo inspirujący, ale i zarazem trudno o tak często skopany temat.
Idąc dalej wątkiem Zilii... Podoba mi się, iż z Tess nie zrobiono czarnego charakteru. Owszem, w pierwszej linii czasowej przeszłą na linię wroga, ale to było wyniem tragicznych pomyłek i niedomówień. W innego typu ff Tess albo jest beznadziejnie czarna, albo umiera, albo zwiazuje się z Kylem i dlatego zostawia biednego Maxa w spokoju. Cudownie było poczytać o innej alternatywie... kiedy wreszcie pogodzi się ze swoim prawdziwym przeznaczeniem... miodzio.
Przecież każde czytanie nie-polskiego tekstu to swoisty rodzaj tłumaczenia. Downfall akurat nie tłumaczę, dopiero wczoraj wieczorem dobrnęłam do końca (w końcu sprzyjały im gwiazdy, uff, co za ulga... a ten tekst Liz o jej przeznaczeniu w rozmowie z Isabel, Michaelem i Maxem - genialne...). Czytając Downfall miałam duszę na ramieniu, czy aby historia się nie skończy źle, tzn. tak, jak planowała Liz.Lizziett wrote:Hotaru, naprawdę tłumaczysz Downfall?Tak dla siebie czy również dla forum?
Tłumaczenia, jak wspomniałam wcześniej odstawiłam... przynajmniej na dzień dzisiejszy. Wciąż mam problemy z tłumaczeniem "w drugą stronę", ale to chyba cecha większości. Ale bynajmniej nie zamierzam porzucić celu. W końcu przeniosłam się z niemieckiego na angielski przede wszystkim aby móc czytac tysiące ff dostenych w sieci (szatańsko-złośliwy śmiech mojej siostruni, która szykuje się do porwortu do Rostocku... pozdrówka, Uluś, bo pewnie siedzisz w domciu, na kompie, gdzie jestem wiecznie zalogowana i obmyślasz, jak przyprawić mnie o Wielki Ból Głowy...).
Jak pisałam wczesniej, uwielbiam sceny łączenia sie Liz i Maxa w wersji RosDeidre. Nie mam pojęcia, skąd ona czerpie pomysły i wyobraźnię, ale jak zwykle kiedy czytam cokolwiek w jej wydaniu, wydaje mi się, że to naturalny rozwój sytuacji... nawet w Summer Solstice (sequel do Winter Solstice - hip hip, hurra, opublikowała już 4 części na http://www.polarattracion.com), które bardziej można podporządkować kategorii slash niż polar...
To, co pisze w SS trudno nazwać ekscesami. Zazwyczaj razi mnie cokolwiek w Roswell o tej tematyce... może jestem nietolerancyjna w tym względzie, ale naprawdę mnie od tego typu ff nieraz po prostu odpycha, jak czytam zapowiedź takiej tematyki. Inaczej jest u Deidre, prawdopodobnie dlatego, że ona nie ma zwyczaju "spłycania tematu", co się niestety zdarza dość często w niekonwencjonalnych parach (jak choćby zabieg "zabicia" Maxa albo Marii, aby nie doszło do konfrontacjii w ff o tematach polarkowych... pisałam już o tym kiedyś). Jest chyba jedyną autorką, u której po przeczytaniu o konfrontacji Max-Michael (w sensie walki o uczucia Liz), nie miałam uczucia niedosytu, czy czasem wręcz irytacji, iż tak pięknie zapowiadający się temat został zmieszany z literackim błotem.Ja wiem, że u RossDeidre tego typu "ekscesy" pomiędzy dwoma chłopakami to chleb powszedni, ale nie tym razem.
W HTDC podoba mi się jeszcze jeden wątek - Zilia. Zazwyczaj tego typu próby zrównania statusu Liz i hybryd przyprawiały mnie o dreszcze niechęci, chociażby na przykładzie Roswell: Ostatni rozdział... katastrofa, jak dla mnie. Kompletnie mi to nie pasowało, dla mnie było to jakieś... sztuczne? Nie wiem. Często również tak bywa w rozwijaniu wątków ujawnionych kosmicznych zdolności u Liz. Temat bardzo inspirujący, ale i zarazem trudno o tak często skopany temat.
Idąc dalej wątkiem Zilii... Podoba mi się, iż z Tess nie zrobiono czarnego charakteru. Owszem, w pierwszej linii czasowej przeszłą na linię wroga, ale to było wyniem tragicznych pomyłek i niedomówień. W innego typu ff Tess albo jest beznadziejnie czarna, albo umiera, albo zwiazuje się z Kylem i dlatego zostawia biednego Maxa w spokoju. Cudownie było poczytać o innej alternatywie... kiedy wreszcie pogodzi się ze swoim prawdziwym przeznaczeniem... miodzio.
Zgadzam się. Wątek Zilii też wywarł na mnie spore wrażenie, pewnie rónież dlatego, ze GAW było pierwszym opowiadaniem kreującym Liz na królową Antaru, jakie przeczytałam....wydawało mi sie to zaskakujące, świeże, nowe....wydawało mi się dopełnieniem tego, w czym zawiódł mnie serial....bo oglądając Pilota i poznając tajemnicę wieloletniego uczucia Maxa, nie miałam wątpliwości że tych dwoje jest sobie przeznaczonych, że są bratnimi duszami...tak było przez cały pierwszy sezon, aż do Destiny i sceny z mamogramem....naprawdę byłam bardzo zawiedziona, słysząc o Tess jako o ukochanej Maxa....jak to?! Przez on nie czuł do niej NIC podczas gdy Liz pokochał spojrzawszy na nią raz, jako kilkuletni chłopiec....nikt nie zakochuje się w takim wieku....chyba że znał ją już WCZEŚNIEJ, w poprzednim życiu i teraz, w jednej chwili rozpoznał....dla mnie to było jasne, zwłaszca patrząc na sposób w jaki Liz reaguje na Maxa, na więź która się pomiędzy nimi zadzieżgnęła....a całym szacunkiem i sympatią dla pary Candy, nigdy nie połączyło ich coś równie....nieziemskiego i głębokiego...czułam, że Liz musi być INNA, ale łączyłam to z osobą jej babci Claudii....nie wiem dlaczego, ale do dzis wierzę, że miała jakieś "związki" z Obcymi ( czytałam opowiadanie, w którym jej ukochany Connor, zniknął we Frasier Wood w 1946....wyglądał dokładnie jak Max....wiadomo było więc, po kim Evans dostał tę śliczną buźkę )W HTDC podoba mi się jeszcze jeden wątek - Zilia. Zazwyczaj tego typu próby zrównania statusu Liz i hybryd przyprawiały mnie o dreszcze niechęci, chociażby na przykładzie Roswell: Ostatni rozdział... katastrofa, jak dla mnie. Kompletnie mi to nie pasowało, dla mnie było to jakieś... sztuczne? Nie wiem. Często również tak bywa w rozwijaniu wątków ujawnionych kosmicznych zdolności u Liz. Temat bardzo inspirujący, ale i zarazem trudno o tak często skopany temat
Z czasem jednak ten wątek z Liz- piątą Obcą stawał się coraz bardziej wyświechtany i ograny...wykorzystywano go w co drugim opowiadaniu...no ile można? I nie wiem czemu, ale zawsze wkurzało mnie, gdy wciskano mi wątek o Liz jako tej najpotężniejszej, przy której Królewska Czwórka to banda frajerów
Podoba mi się wątek "Lethal Whispers", historia Alianory, Zana, Sorii i Amara...tak Liz- Alianora była królową a Zan- Max zwykłym żołnierzem, ale było to tak przejmująco smutne i piękne, że musiałam ulec.
Też się zgadzam Nie nazwałabym siebie fanatyczką Tess, ale jednak darzyłam sympatią tą cyniczną, samotną dziewczynę ( zwłaszcza gdzieś tak w połowie 2 sezonu, kiedy EdR wreszcie nauczyła się jako tako grać i o wiele bardziej wole opowiadania, w których przedstawiona jest w pozytywnym świetle...a RossDeidre stworzyła chyba najwspanialszy jej portret...nie zatraciła jej cynizmu, sarkazmu i wrodzonego chłodu w morzu ckliwości, jak to się zdarza niektórym. ..naprawiła to co skopał Katims, nie dostrzegając tego, co podkreślało tak wielu- że doskonale udało mu się dobrać do siebie aktorów- trudno znaleść drugi serial, w którym pomiędzy wszystkimi parami iskrzyłoby tak niepowtarzalnie ( weźmy Smallville Lanę i Clarka- co za nędza )...i kiedy usiłował to zburzyć, łącząc Tess i Maxa...no cóż...to była dopiero nądza. Znacznie bardziej przemawiała do mnie para Michael&Isabel ( nigdy nie zapomnę ich rozmowy w kuchni w "MTTM"- "Byłeś taki pełen radości Michael. Nigdy nie widziałam cię takim szczęśliwym" "Bo może nigdy wcześniej nie byłem taki szczęśliwy")Idąc dalej wątkiem Zilii... Podoba mi się, iż z Tess nie zrobiono czarnego charakteru. Owszem, w pierwszej linii czasowej przeszłą na linię wroga, ale to było wyniem tragicznych pomyłek i niedomówień. W innego typu ff Tess albo jest beznadziejnie czarna, albo umiera, albo zwiazuje się z Kylem i dlatego zostawia biednego Maxa w spokoju
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Mnie także zachwycił wątek Zilii, kiedy czytałam kilka rozdziałów GAW. Jest tam przepiękny opis wydobywania z Liz jej obcej natury i przeprowadzania jej przez Maxa na drugą stronę. Byłam pod ogromnym wrażeniem, który autorka opisuje jako gorejący ogień wydobywający się z ich ciał i łączący ich dusze. Zresztą RosDeidre często porównuje ich miłość i namiętność do pożaru, płomieni, ognia. Nieopanowanego, pełnego pasji ale także niebezpiecznego. Zauważcie, że Max będąc blisko Liz był zawsze rozgorączkowany, temperatura jego ciała była znacznie wyższa niz u ludzi...u Liz było podobnie.
Ciekawa jestem jak Max dowie się o swojej Zilli, skąd będzie wiedział, że jest nie tylko jego królową ale kimś znacznie więcej....być może wyjaśni to list Marco, bo jej postać ukazuje się już w Disappear.
Ciekawa jestem jak Max dowie się o swojej Zilli, skąd będzie wiedział, że jest nie tylko jego królową ale kimś znacznie więcej....być może wyjaśni to list Marco, bo jej postać ukazuje się już w Disappear.
Być może niektóre osoby bardziej domyślne, już po cichutku wiedzą, co ciekawego będzie w wątku Zialia-Liz. Co do metody dochodzenia do wiedzy o Zilii... hm, nie chcę spoilerować tutaj, bo uważam, iz to byłoby nieuczciwe i zepsułoby efekt. Ale się dowiedzą, co w końcu dla Liz będzie niemałym wstrząsem, dla Tess także...
OK Hotaru, wyłamujemy się ze skostniałych przyzwyczajeń
How to Disappear Completely - część 19
- Max, masz rację – szepnęła przyciągając go jeszcze bliżej do siebie. Potrzebowała fizycznej bliskości chcąc powiedzieć mu to, co zamierzała – O tym co wydarzyło się między nami - Ukryła twarz na jego piersi i czuła jak mocno bije mu serce gdy tuliła się do jego ciepła.
Hmm… to wszystko co był w stanie wyrazić i po tym jak leciutko całował ją w czoło, czuła jak bardzo był zaspokojony.
By być zaspokojonym potrzebuje jeszcze bardziej jej...całej jej. Nienasycone ręce odkrywały miejsca pod bluzką. Rysowały ogniste ścieżki nisko na plecach, naprzykrzały się gdy tak ciepłe znalazły się w pobliżu piersi. Wtedy pożądanie zawirowało między nimi, jej skóra odpowiedziała na jego dotyk ostrym, elektrycznym wstrząsem. Wywołał cicho jej imię i szybko odnalazł jej wargi. Czuła jak desperacko jej potrzebuje i stało się to iskrą dla jej pragnienia.
Wszystko między nimi zdawało narastać i wznosić w rytm uderzeń powracających i cofających się emocji. Każdy ich zmysł odpowiadał na to inaczej kiedy doznania falowały między nimi, wciągając w napędzający, gorączkowy wir.
Pragnę cię, Liz, Boże jak bardzo. Pogłębił pocałunek i kiedy zdobywał jej usta był jednocześnie gwałtowny i tkliwy. Czuła jak otacza dłonią jej pierś, drażni brodawkę przez miękki materiał biustonosza. Zadygotała i odpowiedzią był jego cichy jęk.
Ich pocałunki stawały się głębsze, prowadził wilgotne usta wzdłuż szyi aż do obojczyka lgnąc do jej skóry. Krzyk chwycił ją za gardło, plątała palce w jego włosach całując czoło i brwi. Pragnęła przelać na niego tę rosnącą w sobie namiętność, chciała by wiedział czym jest dla niej...co z nią robi jego ciało.
I stało się coś nieoczekiwanego. Im gorętsze stawały się fizyczne pieszczoty tym bardziej wyciszały się ich dusze pozwalając dojść do głosu innej miłości. J chociaż tłumione wrzały niezadowolone, i wiedziała że lekko sprowokowane, nagle mogą się odmienić.
Liz łapała powietrze. On je jej dosłownie odbierał – pozbawiał tchu – pożądanie zaczęło ją przytłaczać. Pojawiła się myśl - co prawda trochę męcząca - że powinna opowiedzieć mu o tamtej nocy, sprzed tygodnia. Z jakiegoś powodu wydawało się to ważne ze względu na niego, by wiedział o tym zanim zaczną się kochać...zastanawiała się jak to powstrzymać, ale on w dalszym ciągu ją pieścił. Czuła jego ręce na sobie i nagle gorące palce wsunęły się pod materiał staniczka...Jego dotyk na jej skórze.
Boże, nie mogłaby teraz tego zatrzymać nawet gdyby próbowała.
To takie piękne, odetchnął z głębi duszy. Poczuła rosnący lekki dreszcz emocji po tych słowach. Twoja dusza jest taka piękna, przycisnął twarz do jej włosów. Wiesz, że ją widziałem ? Połączoną z moją ? miał głos pełen czci dla tego cudu.
Uśmiechnęła się i odpowiedziała ciepło z obawą w sercu, I teraz jesteśmy połączeni na zawsze.
Po tych słowach coś przesunęło się między nimi – ale zaskakujące było wrażenie nagłego smutku jaki odczuła w nim, jakby ujawniły się niepewność i niepokój.
Co w nim wyczuwała ? Męczyło ją, że nie mogła tego zdefiniować.
Ale wtedy zrozumiała jego emocje…obawa…wątpliwość...tak nagle w trakcie tego niewiarygodnego połączenia.
To ty jesteś piękny, szybko go zapewniła. Zarzuciła mu ręce na szyję i przycisnęła ciasno do siebie. Znieruchomiał, wysunął dłonie i objął ją luźno w pasie.
Ta zmiana była tak niespodziewana...i miała wrażenie że ciepło od nich ucieka. Ale wiedziała, że tak być musi, że jest częścią tego co odsłaniali przed sobą.
Zmagał się z czymś - to było aż za bardzo widoczne – Liz czuła jak go przytłacza...ich oboje. I jeszcze ta cisza. W końcu z głębi ich dusz usłyszała go, tak bardzo niepewnie.
Boisz się Liz ? Chyba...to...cię nie przeraża ?
Uśmiechnęła się lekko, ogarnął ją spokój kiedy pojęła co go martwiło. Max, przecież ci mówiłam, że nigdy nie będę się ciebie bać.
Wybiegł myślami do przodu, od razu otoczyły ją jego myśli i wrażenia. Wiem, ale to połączenie...ukształtowało się w sposób tak...bardzo nieziemski....Poczuła jego krótkie wahanie, Boże, muszę to powiedzieć, Liz. To, co się teraz wydarzyło.... jest tak zupełnie obce... Wreszcie zdradził się z czym walczył.
Jego słowa były tak pełne obaw, wrażliwe i sprawiały jej ból. Może nie chcesz tego...
Odsunęła się trochę i spotkała jego spojrzenie. Jak mógł nawet pomyśleć że mogła go nie chcieć...nie pragnąc ? Zobaczyła łzy w jego oczach i...niepewność. Może nie byłaś gotowa na tak wiele doznań między nami...?
I wtedy odczuła panikę która wybiegła z ich dusz i uderzyła w nią z całą siłą. Bał się teraz, bał się, że kiedy się przed nią zupełnie otworzył...nie wiedział czy nie odejdzie od niego.
Znowu, jak tamtego dnia w jaskini.
Jak wtedy gdy myślał, że spała z Kylem.
Zaświtało w niej zrozumienie kiedy wpatrywała się w złote oczy Maxa w których skrzyło się tyle zmieniających się uczuć. A wydawało się, że w ich przebudzonych, połączonych duszach wszystkie ciemne miejsca zostały oświetlone, jakby po prostu było im to przypisane. Okazało się jednak, że nie, należało więc znieść wszelkie przeszkody bo tylko wtedy ich związek stanie się doskonały. Ponieważ ich dusze były jednością, po prostu nie mogły w nich istnieć żadne tajemnice, tylko kompletna jasność.
Liz przysunęła się, zdeterminowana sprawić aby poznał jej serce.
Max, odczuwam i rozumiem każdą rzecz która ciebie dotyczy. Jak cokolwiek mogłoby mnie dziwić ? Myśli i wrażenia przedzierały się przez jej umysł i serce – nie umiała ich powstrzymać.
Wyciągnęła rękę i przycisnęła dłoń do jego serca. Pragnę tego...pragnę ciebie. Jesteś wszystkim czego potrzebuję.
Liz… patrzył w podłogę i poczuła przygniatający ją ciężar – a więc było coś więcej. Chciał coś ukryć a jeszcze rozpaczliwiej chciał to wyjawić. Położyła mu rękę na ramieniu - Tak ? - zachęcała, nawet kiedy czuła, że zaraz odpowie. Ale czekała by mówił do niej sercem. Musiał to powiedzieć – to było decydujące dla ich związku by dotrzeć poza tę blokującą ich barierę.
Ściągnął brwi i czuła jak ze sobą walczy chcąc odsłonić ostatnie, sekretne miejsce.
A potem spokojnie zaczął mówić - Kiedyś powiedziałem ci, że to ty czynisz mnie człowiekiem - zatrzymał się i nieśmiało popatrzył na nią. Uśmiechnęła się ciepło, skinęła głową wiedząc, że każde jego słowo zbliża go do ich ostatecznego połączenia. Musiał tylko wyrazić swoje najgłębsze obawy i podzielić się nimi.
- Ale nigdy nie powiedziałem, że jeszcze mocniej rozbudzasz moją obcą naturę – skończył szaleńczym szeptem nie patrząc na nią. Coś we mnie budzisz, Liz...
Ujęła w dłonie jego twarz chcąc zmusić go by spojrzał na nią.
Max…
Ciągle miał spuszczony wzrok. Max, powtórzyła stanowczo. W końcu podniósł na nią oczy.
Kocham cię. Całego...powiedziała ściskając jego dłoń zachęcając go do słuchania jej sercem.
Zamknął oczy i kiedy ciągnął dalej, przebiegało przez niego tyle emocji. Pobranie się naszych dusz...podoba mi się to nieziemskie uczucie. Ale jednocześnie przeraża, bo jest w tym coś dzikiego, nieopanowanego...Mój Boże, właśnie pobraliśmy się. I w tym nie było nic ludzkiego. Utkwił w niej oczy i jakby pod wpływem tych słów w ich drzemiących duszach coś drgnęło. Mówił tak szybko, że z trudem za nim nadążała.
I jest coś jeszcze, o czym ci także nie mówiłem...odkąd jesteś w moim życiu, moje moce... się wzmogły. Boże, nie mogę udawać, że nie rozumiem kim jesteś dla mnie, Liz.
Max, zaczęła, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. Chciała go uspokoić, ukoić, tak jak on wielokrotnie to robił. Och, od czego zacząć ?
We mnie także coś się budzi...tak się dzieje od dłuższego czasu. I wszystko czego pragnę to być częścią ciebie. Jeżeli mnie zmieniłeś to stworzyłeś mnie na swoje podobieństwo. Za to także cię kocham.
Jego oczy zapadły się w jej oczach i bił z nich taki blask, kiedy na nią patrzył. Nagle zaczął ją całować wciskając się w jej usta a ogarniająca ich namiętność była zdesperowana i wrażliwa. Ich odczucia zaczęły się pogłębiać...elektryczne płomyki przebiegały między nimi strzelając iskrami, które zaczęły zamieniać się w gorejący ogień.
Nie. Jeszcze nie, z rozpaczą zaklinała rosnące w nich pragnienie ale nim cokolwiek wymówiła jego usta wyciszyły się przy niej. Och,...on myśli że to przez niego.
Max, musimy do końca wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Teraz. Jeszcze ci nie przekazałam tego, co powinieneś usłyszeć. Odsunęła się patrząc mu w oczy. Poznać więcej.
Należy rozwiać wszystkie tajemnice...by pozostała między nimi tylko prawda i jasność w czasie tej nocy, podczas której na zawsze naznaczą swoje serca i myśli.
Czuła rosnące w nim rozterki i wątpliwości ale starała się o nich nie myśleć. Max musi teraz dowiedzieć się o wszystkim...a potem poprosi go by kochał ją długo i czule, a on umieści na ich związku swoje insygnia. Kiedy odciśnie na niej swoją pieczęć i naznaczy ją jako swoją żonę – ona będzie wtedy należeć całkowicie do niego.
Odsunęła się odrobinę i patrzyła na swoje ręce. Puls na nich bił coraz mocniej....Od czego zacząć ?
- Max, wiesz, że nie spałam z Kylem – mówiła cicho. Skinął głową, miał poważny wyraz twarzy, jeszcze ufny i otwarty.
- Ale nie wiesz dlaczego cię okłamywałam – ciągnęła.
Liz, nie musimy teraz o tym rozmawiać. Znam ciebie...i wiem, że miało to coś wspólnego...ze mną.
Odwróciła się zaskoczona.
Skąd wiesz ?
Widziałem siebie...poprzez naszą więź. Jeszcze nie rozumiem dlaczego ale widziałem siebie...i wiem także, że w jakiś sposób sprawiłem ci ból. Czułem to. Jego słowa były ciche, prawie szeptał ale odbijały się w jej myślach.
- Zanim zaczniemy się kochać powinieneś o czymś wiedzieć...zależy mi na zupełnej szczerości między nami.
- Dobrze – powiedział ciepło, pieszcząc jej dłoń. Miała ochotę odpowiedzieć na emanującą energię jaką od niego odbierała, ale zrezygnowała. Chciała uwolnić się od niedomówień, potrzebowała tego jak świeżego powietrza. Nie powinno nic ich dzielić.
Posłużyłeś się granilithem i przyszedłeś do mnie z przyszłości...z 2014 roku...i poprosiłeś, żebym sprawiła byś przestał mnie kochać. Dlatego wyglądało jakbym spała z Kylem ponieważ próbowaliśmy odsunąć cię ode mnie...wszystkie te straszne rzeczy które ci wmawiałam, że nie chcę dla ciebie umierać, i to było po to bo myślałam...Liz rzucała słowami chaotycznie i z drżeniem, nawet się nie zastanawiała czy to co mówi ma jakiś sens – Prosiłeś żebym popchnęła cię w stronę Tess...
Zobaczyła, że coś zalśniło w jego oczach. Zaskoczona dostrzegła w nich gniew. Był na nią zły ? Nie wierzył jej ?
Zacisnął szczęki, zobaczyła napięte mięśnie. Ściągnął brwi i utkwił wzrok ponad jej ramieniem, oddalał się....Zaczęła odczuwać strach...i ich więź znowu tak bardzo się wychładzała. Otworzył usta by coś powiedzieć, potem zamknął i przesunął drżącą ręką po włosach.
- O czym teraz myślisz ? - zapytała z obawą – Proszę, rozmawiaj ze mną.
Przebiegł wzrokiem po pokoju, i zaraz skierował go na nią. Widziała rosnący w nim gniew – dostrzegła to w jego pociemniałych oczach.
- Dlaczego miałbym coś takiego od ciebie wymagać ? – powiedział głucho – Czemu miałbym tak cię krzywdzić ?
Boże, on ten gniew kierował do siebie.
- Nie Max – potrząsnęła żarliwie głową – Nie rozumiesz.
- Czego nie rozumiem ? Że namawiałem cię do zrobienia czegoś...- zatrzymał się na chwilę i patrzył przed siebie - ...czego nigdy nie powinnaś zrobić ? Jak mogłem umyślnie sprawić ci tyle bólu wiedząc, czym była dla ciebie obecność Tess?
Ponieważ musiałeś....nie miałeś wyboru.
Wrócił do niej spojrzeniem a złote głębie zamigotały.
Opuściła Roswell z naszego powodu, tego co stało się między nami. Wasza czwórka nie była już taka potężna bo nie tworzyliście całości i twoi wrogowie podbili Ziemię....Byłeś zdesperowany, Max. Ty z przyszłości byłeś zupełnie załamany...wszyscy zginęli. I próbowaliśmy odwrócić bieg zdarzeń.
Max dłuższy czas milczał patrząc na ich splecione dłonie. Nie wiedziała co czuł, więc sięgnęła do ich miłości i poczuła jak gwałtownie rośnie. Była inna, gwałtowna i niemal czuła jak nabrzmiewa między nimi – była strzałą wymierzoną w gniew Maxa i uderzyła w nią z taką siłą, że aż się wzdrygnęła.
A potem zawirowała, szybko łagodniejąc. Przytulił dłonie do jej twarzy i przycisnął do niej czoło.
- Co się właściwie między nami wydarzyło, Liz ? - jego głos był modlitwą, krótkim oddechem.
Zamknęła oczy ponieważ dochodzili tam dokąd oboje zmierzali.
Kochaliśmy się w noc koncertu Gomeza....kiedy przyszedłeś do mojego pokoju.
I wtedy zamilkła...ich miłość na moment się wyciszyła i każdy szczegół w jej pokoju nabrał wyraźniejszych kształtów. Popołudniowy blask słońca na podłodze, gwiazda Davida na ścianie, zasłona w oknie poruszana leniwie wiatrem...chwila stawała się wiecznością.
Powiedziałeś mi, że wtedy to przypieczętowaliśmy - dokończyła w końcu – i stąd wiem na temat naszego połączenia. Ty z Przyszłości nie mówiłeś o tym ale moje serce wie, że próbowałeś zatrzymać Tess.
Trwała głęboka cisza.
Popatrzyła na niego nieśmiało ale miał zamknięte oczy.
O czym myślał ?
Ale nim zdążyła zapytać, ukląkł przed nią. Ujął jej dłonie i przycisnął do warg.
- Wybaczysz mi Liz ? Te okropne rzeczy ? – podniósł na nią oczy tuląc jej ręce w swoich, poczuła lekki dreszcz na skórze – Za to jak traktowałem cię później....i w Copper Summit ?
Pochyliła głowę i pocałowała go w czoło – Nie ma czego wybaczać...niczego, Max. Ale nie mogę bez ciebie żyć. Teraz jestem tego pewna bardziej niż kiedykolwiek.
Znajdziemy sposób by załatwić to z Tess...powstrzymać ją by nie wyjechała, obiecywał gorąco.
Zadrżała po tych słowach. Przez to, co wydarzyło się po południu, faktycznie starała się nie myśleć o Tess. Max wyczuł niepokój, położył dłoń na jej udzie i ścisnął uspokajająco.
- Wymyślimy coś...opowiemy jej to, co wiemy.
Nakryła dłonią jego rękę i wolno skinęła głową. Poczuła jak ich miłość zaleca się do niej, namawia ją, i kiedy popatrzyła mu w oczy zrozumiała, że on to uczucie wywoływał. Pragnął by w nich wezbrało. Pomału podniósł się i usiadł na brzegu łóżka.
- Liz… - miał zmieniony, niski głos. Przysunął się, czuła ciepło jego oddechu na twarzy i usłyszała jak mówi z głębi ich dusz. Już nie ma więcej tajemnic. Teraz pozwól mi sprawić byś należała do mnie. A ja całkowicie oddaję się tobie.
Policzki jej zapłonęły i czuła jak ciepło obejmuje całe ciało. Ponieważ teraz zostaną położeni nadzy....i będą należeć do siebie.
Zatopili się w swoich oczach, ich nierówne oddechy zlały się w jeden rytm. Wsłuchiwała się przez chwilę w otaczającą ich ciszę. Ich chwilę.....i w końcu wyszeptała najtkliwiej jak umiała.
- Kochaj mnie, Max. Proszę, kochaj się ze mną.
Cdn.
How to Disappear Completely - część 19
- Max, masz rację – szepnęła przyciągając go jeszcze bliżej do siebie. Potrzebowała fizycznej bliskości chcąc powiedzieć mu to, co zamierzała – O tym co wydarzyło się między nami - Ukryła twarz na jego piersi i czuła jak mocno bije mu serce gdy tuliła się do jego ciepła.
Hmm… to wszystko co był w stanie wyrazić i po tym jak leciutko całował ją w czoło, czuła jak bardzo był zaspokojony.
By być zaspokojonym potrzebuje jeszcze bardziej jej...całej jej. Nienasycone ręce odkrywały miejsca pod bluzką. Rysowały ogniste ścieżki nisko na plecach, naprzykrzały się gdy tak ciepłe znalazły się w pobliżu piersi. Wtedy pożądanie zawirowało między nimi, jej skóra odpowiedziała na jego dotyk ostrym, elektrycznym wstrząsem. Wywołał cicho jej imię i szybko odnalazł jej wargi. Czuła jak desperacko jej potrzebuje i stało się to iskrą dla jej pragnienia.
Wszystko między nimi zdawało narastać i wznosić w rytm uderzeń powracających i cofających się emocji. Każdy ich zmysł odpowiadał na to inaczej kiedy doznania falowały między nimi, wciągając w napędzający, gorączkowy wir.
Pragnę cię, Liz, Boże jak bardzo. Pogłębił pocałunek i kiedy zdobywał jej usta był jednocześnie gwałtowny i tkliwy. Czuła jak otacza dłonią jej pierś, drażni brodawkę przez miękki materiał biustonosza. Zadygotała i odpowiedzią był jego cichy jęk.
Ich pocałunki stawały się głębsze, prowadził wilgotne usta wzdłuż szyi aż do obojczyka lgnąc do jej skóry. Krzyk chwycił ją za gardło, plątała palce w jego włosach całując czoło i brwi. Pragnęła przelać na niego tę rosnącą w sobie namiętność, chciała by wiedział czym jest dla niej...co z nią robi jego ciało.
I stało się coś nieoczekiwanego. Im gorętsze stawały się fizyczne pieszczoty tym bardziej wyciszały się ich dusze pozwalając dojść do głosu innej miłości. J chociaż tłumione wrzały niezadowolone, i wiedziała że lekko sprowokowane, nagle mogą się odmienić.
Liz łapała powietrze. On je jej dosłownie odbierał – pozbawiał tchu – pożądanie zaczęło ją przytłaczać. Pojawiła się myśl - co prawda trochę męcząca - że powinna opowiedzieć mu o tamtej nocy, sprzed tygodnia. Z jakiegoś powodu wydawało się to ważne ze względu na niego, by wiedział o tym zanim zaczną się kochać...zastanawiała się jak to powstrzymać, ale on w dalszym ciągu ją pieścił. Czuła jego ręce na sobie i nagle gorące palce wsunęły się pod materiał staniczka...Jego dotyk na jej skórze.
Boże, nie mogłaby teraz tego zatrzymać nawet gdyby próbowała.
To takie piękne, odetchnął z głębi duszy. Poczuła rosnący lekki dreszcz emocji po tych słowach. Twoja dusza jest taka piękna, przycisnął twarz do jej włosów. Wiesz, że ją widziałem ? Połączoną z moją ? miał głos pełen czci dla tego cudu.
Uśmiechnęła się i odpowiedziała ciepło z obawą w sercu, I teraz jesteśmy połączeni na zawsze.
Po tych słowach coś przesunęło się między nimi – ale zaskakujące było wrażenie nagłego smutku jaki odczuła w nim, jakby ujawniły się niepewność i niepokój.
Co w nim wyczuwała ? Męczyło ją, że nie mogła tego zdefiniować.
Ale wtedy zrozumiała jego emocje…obawa…wątpliwość...tak nagle w trakcie tego niewiarygodnego połączenia.
To ty jesteś piękny, szybko go zapewniła. Zarzuciła mu ręce na szyję i przycisnęła ciasno do siebie. Znieruchomiał, wysunął dłonie i objął ją luźno w pasie.
Ta zmiana była tak niespodziewana...i miała wrażenie że ciepło od nich ucieka. Ale wiedziała, że tak być musi, że jest częścią tego co odsłaniali przed sobą.
Zmagał się z czymś - to było aż za bardzo widoczne – Liz czuła jak go przytłacza...ich oboje. I jeszcze ta cisza. W końcu z głębi ich dusz usłyszała go, tak bardzo niepewnie.
Boisz się Liz ? Chyba...to...cię nie przeraża ?
Uśmiechnęła się lekko, ogarnął ją spokój kiedy pojęła co go martwiło. Max, przecież ci mówiłam, że nigdy nie będę się ciebie bać.
Wybiegł myślami do przodu, od razu otoczyły ją jego myśli i wrażenia. Wiem, ale to połączenie...ukształtowało się w sposób tak...bardzo nieziemski....Poczuła jego krótkie wahanie, Boże, muszę to powiedzieć, Liz. To, co się teraz wydarzyło.... jest tak zupełnie obce... Wreszcie zdradził się z czym walczył.
Jego słowa były tak pełne obaw, wrażliwe i sprawiały jej ból. Może nie chcesz tego...
Odsunęła się trochę i spotkała jego spojrzenie. Jak mógł nawet pomyśleć że mogła go nie chcieć...nie pragnąc ? Zobaczyła łzy w jego oczach i...niepewność. Może nie byłaś gotowa na tak wiele doznań między nami...?
I wtedy odczuła panikę która wybiegła z ich dusz i uderzyła w nią z całą siłą. Bał się teraz, bał się, że kiedy się przed nią zupełnie otworzył...nie wiedział czy nie odejdzie od niego.
Znowu, jak tamtego dnia w jaskini.
Jak wtedy gdy myślał, że spała z Kylem.
Zaświtało w niej zrozumienie kiedy wpatrywała się w złote oczy Maxa w których skrzyło się tyle zmieniających się uczuć. A wydawało się, że w ich przebudzonych, połączonych duszach wszystkie ciemne miejsca zostały oświetlone, jakby po prostu było im to przypisane. Okazało się jednak, że nie, należało więc znieść wszelkie przeszkody bo tylko wtedy ich związek stanie się doskonały. Ponieważ ich dusze były jednością, po prostu nie mogły w nich istnieć żadne tajemnice, tylko kompletna jasność.
Liz przysunęła się, zdeterminowana sprawić aby poznał jej serce.
Max, odczuwam i rozumiem każdą rzecz która ciebie dotyczy. Jak cokolwiek mogłoby mnie dziwić ? Myśli i wrażenia przedzierały się przez jej umysł i serce – nie umiała ich powstrzymać.
Wyciągnęła rękę i przycisnęła dłoń do jego serca. Pragnę tego...pragnę ciebie. Jesteś wszystkim czego potrzebuję.
Liz… patrzył w podłogę i poczuła przygniatający ją ciężar – a więc było coś więcej. Chciał coś ukryć a jeszcze rozpaczliwiej chciał to wyjawić. Położyła mu rękę na ramieniu - Tak ? - zachęcała, nawet kiedy czuła, że zaraz odpowie. Ale czekała by mówił do niej sercem. Musiał to powiedzieć – to było decydujące dla ich związku by dotrzeć poza tę blokującą ich barierę.
Ściągnął brwi i czuła jak ze sobą walczy chcąc odsłonić ostatnie, sekretne miejsce.
A potem spokojnie zaczął mówić - Kiedyś powiedziałem ci, że to ty czynisz mnie człowiekiem - zatrzymał się i nieśmiało popatrzył na nią. Uśmiechnęła się ciepło, skinęła głową wiedząc, że każde jego słowo zbliża go do ich ostatecznego połączenia. Musiał tylko wyrazić swoje najgłębsze obawy i podzielić się nimi.
- Ale nigdy nie powiedziałem, że jeszcze mocniej rozbudzasz moją obcą naturę – skończył szaleńczym szeptem nie patrząc na nią. Coś we mnie budzisz, Liz...
Ujęła w dłonie jego twarz chcąc zmusić go by spojrzał na nią.
Max…
Ciągle miał spuszczony wzrok. Max, powtórzyła stanowczo. W końcu podniósł na nią oczy.
Kocham cię. Całego...powiedziała ściskając jego dłoń zachęcając go do słuchania jej sercem.
Zamknął oczy i kiedy ciągnął dalej, przebiegało przez niego tyle emocji. Pobranie się naszych dusz...podoba mi się to nieziemskie uczucie. Ale jednocześnie przeraża, bo jest w tym coś dzikiego, nieopanowanego...Mój Boże, właśnie pobraliśmy się. I w tym nie było nic ludzkiego. Utkwił w niej oczy i jakby pod wpływem tych słów w ich drzemiących duszach coś drgnęło. Mówił tak szybko, że z trudem za nim nadążała.
I jest coś jeszcze, o czym ci także nie mówiłem...odkąd jesteś w moim życiu, moje moce... się wzmogły. Boże, nie mogę udawać, że nie rozumiem kim jesteś dla mnie, Liz.
Max, zaczęła, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. Chciała go uspokoić, ukoić, tak jak on wielokrotnie to robił. Och, od czego zacząć ?
We mnie także coś się budzi...tak się dzieje od dłuższego czasu. I wszystko czego pragnę to być częścią ciebie. Jeżeli mnie zmieniłeś to stworzyłeś mnie na swoje podobieństwo. Za to także cię kocham.
Jego oczy zapadły się w jej oczach i bił z nich taki blask, kiedy na nią patrzył. Nagle zaczął ją całować wciskając się w jej usta a ogarniająca ich namiętność była zdesperowana i wrażliwa. Ich odczucia zaczęły się pogłębiać...elektryczne płomyki przebiegały między nimi strzelając iskrami, które zaczęły zamieniać się w gorejący ogień.
Nie. Jeszcze nie, z rozpaczą zaklinała rosnące w nich pragnienie ale nim cokolwiek wymówiła jego usta wyciszyły się przy niej. Och,...on myśli że to przez niego.
Max, musimy do końca wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Teraz. Jeszcze ci nie przekazałam tego, co powinieneś usłyszeć. Odsunęła się patrząc mu w oczy. Poznać więcej.
Należy rozwiać wszystkie tajemnice...by pozostała między nimi tylko prawda i jasność w czasie tej nocy, podczas której na zawsze naznaczą swoje serca i myśli.
Czuła rosnące w nim rozterki i wątpliwości ale starała się o nich nie myśleć. Max musi teraz dowiedzieć się o wszystkim...a potem poprosi go by kochał ją długo i czule, a on umieści na ich związku swoje insygnia. Kiedy odciśnie na niej swoją pieczęć i naznaczy ją jako swoją żonę – ona będzie wtedy należeć całkowicie do niego.
Odsunęła się odrobinę i patrzyła na swoje ręce. Puls na nich bił coraz mocniej....Od czego zacząć ?
- Max, wiesz, że nie spałam z Kylem – mówiła cicho. Skinął głową, miał poważny wyraz twarzy, jeszcze ufny i otwarty.
- Ale nie wiesz dlaczego cię okłamywałam – ciągnęła.
Liz, nie musimy teraz o tym rozmawiać. Znam ciebie...i wiem, że miało to coś wspólnego...ze mną.
Odwróciła się zaskoczona.
Skąd wiesz ?
Widziałem siebie...poprzez naszą więź. Jeszcze nie rozumiem dlaczego ale widziałem siebie...i wiem także, że w jakiś sposób sprawiłem ci ból. Czułem to. Jego słowa były ciche, prawie szeptał ale odbijały się w jej myślach.
- Zanim zaczniemy się kochać powinieneś o czymś wiedzieć...zależy mi na zupełnej szczerości między nami.
- Dobrze – powiedział ciepło, pieszcząc jej dłoń. Miała ochotę odpowiedzieć na emanującą energię jaką od niego odbierała, ale zrezygnowała. Chciała uwolnić się od niedomówień, potrzebowała tego jak świeżego powietrza. Nie powinno nic ich dzielić.
Posłużyłeś się granilithem i przyszedłeś do mnie z przyszłości...z 2014 roku...i poprosiłeś, żebym sprawiła byś przestał mnie kochać. Dlatego wyglądało jakbym spała z Kylem ponieważ próbowaliśmy odsunąć cię ode mnie...wszystkie te straszne rzeczy które ci wmawiałam, że nie chcę dla ciebie umierać, i to było po to bo myślałam...Liz rzucała słowami chaotycznie i z drżeniem, nawet się nie zastanawiała czy to co mówi ma jakiś sens – Prosiłeś żebym popchnęła cię w stronę Tess...
Zobaczyła, że coś zalśniło w jego oczach. Zaskoczona dostrzegła w nich gniew. Był na nią zły ? Nie wierzył jej ?
Zacisnął szczęki, zobaczyła napięte mięśnie. Ściągnął brwi i utkwił wzrok ponad jej ramieniem, oddalał się....Zaczęła odczuwać strach...i ich więź znowu tak bardzo się wychładzała. Otworzył usta by coś powiedzieć, potem zamknął i przesunął drżącą ręką po włosach.
- O czym teraz myślisz ? - zapytała z obawą – Proszę, rozmawiaj ze mną.
Przebiegł wzrokiem po pokoju, i zaraz skierował go na nią. Widziała rosnący w nim gniew – dostrzegła to w jego pociemniałych oczach.
- Dlaczego miałbym coś takiego od ciebie wymagać ? – powiedział głucho – Czemu miałbym tak cię krzywdzić ?
Boże, on ten gniew kierował do siebie.
- Nie Max – potrząsnęła żarliwie głową – Nie rozumiesz.
- Czego nie rozumiem ? Że namawiałem cię do zrobienia czegoś...- zatrzymał się na chwilę i patrzył przed siebie - ...czego nigdy nie powinnaś zrobić ? Jak mogłem umyślnie sprawić ci tyle bólu wiedząc, czym była dla ciebie obecność Tess?
Ponieważ musiałeś....nie miałeś wyboru.
Wrócił do niej spojrzeniem a złote głębie zamigotały.
Opuściła Roswell z naszego powodu, tego co stało się między nami. Wasza czwórka nie była już taka potężna bo nie tworzyliście całości i twoi wrogowie podbili Ziemię....Byłeś zdesperowany, Max. Ty z przyszłości byłeś zupełnie załamany...wszyscy zginęli. I próbowaliśmy odwrócić bieg zdarzeń.
Max dłuższy czas milczał patrząc na ich splecione dłonie. Nie wiedziała co czuł, więc sięgnęła do ich miłości i poczuła jak gwałtownie rośnie. Była inna, gwałtowna i niemal czuła jak nabrzmiewa między nimi – była strzałą wymierzoną w gniew Maxa i uderzyła w nią z taką siłą, że aż się wzdrygnęła.
A potem zawirowała, szybko łagodniejąc. Przytulił dłonie do jej twarzy i przycisnął do niej czoło.
- Co się właściwie między nami wydarzyło, Liz ? - jego głos był modlitwą, krótkim oddechem.
Zamknęła oczy ponieważ dochodzili tam dokąd oboje zmierzali.
Kochaliśmy się w noc koncertu Gomeza....kiedy przyszedłeś do mojego pokoju.
I wtedy zamilkła...ich miłość na moment się wyciszyła i każdy szczegół w jej pokoju nabrał wyraźniejszych kształtów. Popołudniowy blask słońca na podłodze, gwiazda Davida na ścianie, zasłona w oknie poruszana leniwie wiatrem...chwila stawała się wiecznością.
Powiedziałeś mi, że wtedy to przypieczętowaliśmy - dokończyła w końcu – i stąd wiem na temat naszego połączenia. Ty z Przyszłości nie mówiłeś o tym ale moje serce wie, że próbowałeś zatrzymać Tess.
Trwała głęboka cisza.
Popatrzyła na niego nieśmiało ale miał zamknięte oczy.
O czym myślał ?
Ale nim zdążyła zapytać, ukląkł przed nią. Ujął jej dłonie i przycisnął do warg.
- Wybaczysz mi Liz ? Te okropne rzeczy ? – podniósł na nią oczy tuląc jej ręce w swoich, poczuła lekki dreszcz na skórze – Za to jak traktowałem cię później....i w Copper Summit ?
Pochyliła głowę i pocałowała go w czoło – Nie ma czego wybaczać...niczego, Max. Ale nie mogę bez ciebie żyć. Teraz jestem tego pewna bardziej niż kiedykolwiek.
Znajdziemy sposób by załatwić to z Tess...powstrzymać ją by nie wyjechała, obiecywał gorąco.
Zadrżała po tych słowach. Przez to, co wydarzyło się po południu, faktycznie starała się nie myśleć o Tess. Max wyczuł niepokój, położył dłoń na jej udzie i ścisnął uspokajająco.
- Wymyślimy coś...opowiemy jej to, co wiemy.
Nakryła dłonią jego rękę i wolno skinęła głową. Poczuła jak ich miłość zaleca się do niej, namawia ją, i kiedy popatrzyła mu w oczy zrozumiała, że on to uczucie wywoływał. Pragnął by w nich wezbrało. Pomału podniósł się i usiadł na brzegu łóżka.
- Liz… - miał zmieniony, niski głos. Przysunął się, czuła ciepło jego oddechu na twarzy i usłyszała jak mówi z głębi ich dusz. Już nie ma więcej tajemnic. Teraz pozwól mi sprawić byś należała do mnie. A ja całkowicie oddaję się tobie.
Policzki jej zapłonęły i czuła jak ciepło obejmuje całe ciało. Ponieważ teraz zostaną położeni nadzy....i będą należeć do siebie.
Zatopili się w swoich oczach, ich nierówne oddechy zlały się w jeden rytm. Wsłuchiwała się przez chwilę w otaczającą ich ciszę. Ich chwilę.....i w końcu wyszeptała najtkliwiej jak umiała.
- Kochaj mnie, Max. Proszę, kochaj się ze mną.
Cdn.
Może i będę niesprawiedliwa, ale dla mnie tylko Deidre potrafi napisać coś takiego. Tylko ona potrafi dać im coś całkowicie obcego, czego wcale nie odczuwa się jako intruza. Dzięki Elu, rozpiszę się później (a ja marzyłam o zwykłej, leniwej sobocie z książką o Egipcie w ręku...).
Tylko jedno, póki co - "gwiazda Davida na ścianie" - gwiazda Dawida? Liz miała na ścianie gwiazdę? Miała mnóstwo ciekawych rzeczy, ale tego nie zauważyłam. Z racji innego opowiadania jestem wyczulona na takie rzeczy... Aluzja do pochodzenia Shiri ?
Tylko jedno, póki co - "gwiazda Davida na ścianie" - gwiazda Dawida? Liz miała na ścianie gwiazdę? Miała mnóstwo ciekawych rzeczy, ale tego nie zauważyłam. Z racji innego opowiadania jestem wyczulona na takie rzeczy... Aluzja do pochodzenia Shiri ?
i po takich słowach ja mam czekać kolejnych kilkadziesiaty godzin na nastepna część? Ciężko będzie, ale wielkie pokłony dla Eli za tłumaczenie tej ciężkiej części ... przetłumaczenie tego tak, by zatracić magii wymaga syzyfowej pracy.Zatopili się w swoich oczach, ich nierówne oddechy zlały się w jeden rytm. Wsłuchiwała się przez chwilę w otaczającą ich ciszę. Ich chwilę.....i w końcu wyszeptała najtkliwiej jak umiała.
- Kochaj mnie, Max. Proszę, kochaj się ze mną.
Ale oczywiście z neicierpliwością czekam na fragmenty, jak znajdą w końcu list (to już niedługo ), kiedy w końcu okazę się, iż to, co napisał Marco jest prawdą... na końcu szampan dla Tess za to, że jednak przyjęła prawdę, zamiast całkowicie się odwrócić od mysli iż to, co jej ciągle wpajał Nasedo, mogłoby być nie do końca prawdą... I jej wyznanie, co tak naprawdę pamięta ... ile mogłaby poświęcić dla Zana. Łatwo nie będzie tak od razu, ale i tak uwielbiam Tess wykreowaną przez RosDeidre. Czuje się dopiero to, czego neiraz brakowało w serialu - ze Tess ma uczucia, swoje marzenia, swoje dążenia i wiarę w pewne sprawy... Nie chcę dyskredytować po raz kolejny Katimsa, ale za każdym razem gdy dochodzi kolejna część, przypomina mi się wątek Tess, przewijajacy się ciągle w tle... i jak niewiele jej uczuciom poświecono w serialu.
RosDeidre rzeczywiśie pisząc o darze Maxa i Liz nie czyni z tego nie wiadomo czego, ma sie wrażenie, iz więź jest wynikiem samej miłości, a nie miłosci i jeszcze czegoś więcej... ech, bo po ja to piszę? I tak wszyscy to wiedzą.
Elu, część jest po prostu prześliczna. Po tym opowiadaniu zaczęłam uważać Deidre za najlepszą zagraniczną pisarkę ff, a ciebie za ich najlepszą tłumaczkę. To opowiadanie jest po prostu prześliczne, ma w sobie coś niesamowitego, taki specjalny klimat... po prostu nie da się tego opowiadania czytać o tak, po prostu, bez żadnego napięcia i myśli: ,,i co dalej???" Śliczne
Teraz już wiadomo skąd brały się moje wątpliwości i załamania, moja niewiara w to że nie będę umiała oddać tego klimatu i ciepła jakie wyczuwa się w tym opowiadaniu. Bałam się i boję w dalszym ciągu. Do każdej części zabieram się z tym samym uczuciem. Nie poradzę sobie...wpatruję sie w tekst i mam kompletną pustkę w głowie...Wiem, że ma mam przed soba prawdziwy klejnocik, który musi być dokładnie taki jaki stworzyła autorka. Ale jest także coś niesamowitego. Ona mnie prowadzi, dokładnie słowo po słowie, wystarczy jej tylko zaufać...I jakoś idzie. Co do następnej części...obawam sie że trzeba będzie troszkę poczekać. Kto ją czytał, wie że jest wyjątkowa. Piękna, niepokojąca i jakże kontrowersyjna. Bardzo zależy mi, żeby przekazać ją jak najlepiej.
Nanuś, ja także nie widziałam gwiazdy Dawida na ścianie w pokoju Liz, ale być może RosDeidre ją dostrzegła. A może rzeczywiście nawiązywała do pochodzenia Shirii...a może sama czuje się z tym związana...Trzeba się jeszcze raz przyjrzeć scenografii. Gdzieś, w jakimś wywiadzie aktorzy wspominali, że reżyser polecił im wyposażyc filmowe pokoje w jakieś bliskie sobie przedmioty, zdjęcia, części garderoby, płyty, plakaty...i tak podobno jest.
Dziękuję wszystkim za wsparcie
Nanuś, ja także nie widziałam gwiazdy Dawida na ścianie w pokoju Liz, ale być może RosDeidre ją dostrzegła. A może rzeczywiście nawiązywała do pochodzenia Shirii...a może sama czuje się z tym związana...Trzeba się jeszcze raz przyjrzeć scenografii. Gdzieś, w jakimś wywiadzie aktorzy wspominali, że reżyser polecił im wyposażyc filmowe pokoje w jakieś bliskie sobie przedmioty, zdjęcia, części garderoby, płyty, plakaty...i tak podobno jest.
Dziękuję wszystkim za wsparcie
Last edited by Ela on Sat Mar 06, 2004 4:06 pm, edited 1 time in total.
Tylko nie za długoEla wrote:Co do następnej części...obawam sie że trzeba będzie troszkę poczekać.
I teraz pojawiło się pytanie - czytać teraz po angielsku w wersji ,,original" czy poczekać na napewno przepiękne tłumaczenie Eli Oto jest pytanieEla wrote: Kto ją czytał, wie że jest wyjątkowa. Piękna, niepokojąca i jakże kontrowersyjna.
Macie racje....niewiele jest autorek, które potrafią pisać o miłości fizycznej, seksie i cielesności nie uciekając w kicz rodem z Harlequina, czy niesmaczną dosłowność, nasycając te szczególne sceny delikatną poezją i magią....zalicza sie do nich napewno Rossdeidre, Max&LizBeliever i Ashton.
Wiem, że kolejne rodziały mogą być trudne w tłumaczeniu, może nieco kontrowersyjne (szczególnie ta rozgrywająca się w szkolnej toalecie), ale nie mam wątpliwości, że Ela sobie poradzi dzięki Słonko za piękne tłumaczenie.
Myślę że ten obrazek pasuje...co prawda Max z niewiadomych powodów wyszedł jak dziecko, ale zwróćcie uwagę na to oko
I jeszcze odnośnie tego, co Hotaru napisała o Tess...Katim nie poruszał problemów jej uczuć i marzeń, bo widzowie nie chcieli o tym słuchać. Podobnie jak nie obchodziły ich rozterki Isabel, chociaż KH potrafiła je tak znakomicie oddać...widzów w przeważającej liczbie obchodzili przede wszystkim Max&Liz, a szczególnie Liz. Nie podoba mi sie stosunek am. fanów do postaci Tess ( u nas jest zdecydowanie lepiej)- najczęściej traktowana jest jak pod- dziewczyna (inna sprawa że Isabel i Maria też nie mają za lekko), która nie zasługuje na żadne względy. Niedobrze mi sie robi od komentarzy typu "w 4AAAB" Max sprawiał wrażenie, że dba o Śmiecia (czyt. Tess)- co za dupek, głosował na Tak, trzeba było wydać Śmiecia wojsku, niech tam zgnije, widzielicie jak w Wipe Out masował Śmieciowi szyję?Co za łajdak, biedna Liz" itditp najgorsze ze wszystkiego są nawracające w wypowiedziach i opowiadaniach komentarze na temat rzekomego wstrętu na twarzy Jasona- Maxa po przebudzeniu w obserwatorium i rzekomego wstrętu/obrzydzenia Maxa, gdy brał Tess w szkole za rękę...od tego typu uwag robi mi się wstyd.
Wiem, że kolejne rodziały mogą być trudne w tłumaczeniu, może nieco kontrowersyjne (szczególnie ta rozgrywająca się w szkolnej toalecie), ale nie mam wątpliwości, że Ela sobie poradzi dzięki Słonko za piękne tłumaczenie.
Myślę że ten obrazek pasuje...co prawda Max z niewiadomych powodów wyszedł jak dziecko, ale zwróćcie uwagę na to oko
I jeszcze odnośnie tego, co Hotaru napisała o Tess...Katim nie poruszał problemów jej uczuć i marzeń, bo widzowie nie chcieli o tym słuchać. Podobnie jak nie obchodziły ich rozterki Isabel, chociaż KH potrafiła je tak znakomicie oddać...widzów w przeważającej liczbie obchodzili przede wszystkim Max&Liz, a szczególnie Liz. Nie podoba mi sie stosunek am. fanów do postaci Tess ( u nas jest zdecydowanie lepiej)- najczęściej traktowana jest jak pod- dziewczyna (inna sprawa że Isabel i Maria też nie mają za lekko), która nie zasługuje na żadne względy. Niedobrze mi sie robi od komentarzy typu "w 4AAAB" Max sprawiał wrażenie, że dba o Śmiecia (czyt. Tess)- co za dupek, głosował na Tak, trzeba było wydać Śmiecia wojsku, niech tam zgnije, widzielicie jak w Wipe Out masował Śmieciowi szyję?Co za łajdak, biedna Liz" itditp najgorsze ze wszystkiego są nawracające w wypowiedziach i opowiadaniach komentarze na temat rzekomego wstrętu na twarzy Jasona- Maxa po przebudzeniu w obserwatorium i rzekomego wstrętu/obrzydzenia Maxa, gdy brał Tess w szkole za rękę...od tego typu uwag robi mi się wstyd.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Scena w toalecie ? Matko...Aniu, nie dobijaj mnie. Jestem teraz przy dwudziestej części, tak głęboko weszłam w tekst, tak wczułam się w rolę, że zapomniałam o bożym świecie i spaliłam moje ukochane ciasto marchewkowe, na skwareczek...Dobrze, że moje dziecko jest u babci bo mieszkanie trzeba wietrzyć do wieczora. A myślałam, że po 20 cz. Max da trochę odetchnąć Liz... Ale to prawda, po kilku rozdziałach GAW widać, że jest ogromnie zaborczy, zachłanny jakby się nie mógł nią nacieszyć, ciągle jej spragniony. Marco mówił, że wielbił i czcił swoją Liz. Juz widać, że miał rację.
Faktycznie, ci ktorzy w ten sposób postrzegali Maxa po nocy z Tess, niewiele zrozumieli z gry aktora...Przecież wyraźnie widać jak obdarza ją czułym spojrzeniem. Owszem, był zaskoczony, przerażony i ale kierował te uczucia do siebie, nie na nią. Mimo wszystko bardzo podobał mi się taki Max, ciepły, borący odpowiedzialnośc za to co się stało.
Dzięki za arcik...
Faktycznie, ci ktorzy w ten sposób postrzegali Maxa po nocy z Tess, niewiele zrozumieli z gry aktora...Przecież wyraźnie widać jak obdarza ją czułym spojrzeniem. Owszem, był zaskoczony, przerażony i ale kierował te uczucia do siebie, nie na nią. Mimo wszystko bardzo podobał mi się taki Max, ciepły, borący odpowiedzialnośc za to co się stało.
Dzięki za arcik...
Scena w obserwatorium to temat niekończących się dyskusji... Generalnie miałam ochotę wyć, jak oglądałam sceny, kiedy Liz stoi samotnie na lotnisku, a Max kocha się w tym czasie z Tess. Ale już niedługo później, kiedy pokazano zbliżenie twarzy Tess po przebudzeniu... nie miałam jej tego za złe. Wszyscy twierdzili, ze zaciągnęła Maxa do łóżka, itd... tylko zapomnieli o fakcie, iż Tess oddała mu w tym momencie znacznie więcej niz on jej.
Scena w toalecie... muszę sobie przypomnieć - ewentualne uwagi później.
Scena w toalecie... muszę sobie przypomnieć - ewentualne uwagi później.
Swoimi komentarzami przekonałyście mnie do jednego - jeśli zaraz nie przeczytam części 20, choćby w orginale to zwariuję, zacznę gyźć i kopać. Więc przeczytałam Część jest ciekawa, jak wszystkie części zresztą, trochę zaskakująca... Ale i tak nie ma to jak polski, więc z niecierpliwością czekam na tłumaczenie Eli.
Znalazłam, znalazłam... hehe, bieeeedny Maxio. Właśnie jestem po ponownej lekturze listu Marco i idę czytać dalej scene łazienkową, potem pierwszą konfrontację z Tess, hm, zapowiada sie dłuuugi wieczór. Ale przynajmniej przypomniałam sobie, skąd Tess wiedziała, co zrobili Max i Liz . Nie ma to jak nauki Nasedo...Evans, he whispered, I’m coming for you.
(...)
Can’t we just… make love? Here, Liz?
He sounded so utterly desperate.
I need more of you than this, he insisted.
Hm, ja miałam podobne odczucia po kilku ostatnich! I znalazłam połowicze wyjście. Czytać oryginał. Ale to nie jest tak do końca fajne wyjście-wymaga skupienia i wielu okienek słowników, przez co czasem traci się tą magię przy czytaniu. Ale nie mogłam wytrzymać i nie czekając na Elę postukała szukać sceny łazienkowej, która jakoś świtała mi w głowie, ale nie do końca ją pamiętałam.Swoimi komentarzami przekonałyście mnie do jednego - jeśli zaraz nie przeczytam części 20, choćby w orginale to zwariuję, zacznę gyźć i kopać.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 3 guests