Niebezpieczne związki
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Niebezpieczne związki
Hmmm... Stwierdziłam ostatnio, że chyba musze napisac dla odmiany coś niepolarkowego. Oczywiście udało mi się to z „Konszachtami” i „Z pamiętnika M.G.” Ale coś jeszcze innego mi chodziło po głowie... I tak jednego dnia wzięłam się za ten ff. Będzie to coś bardziej dreamerkowego, chociaż też odbiegam od konwencjonalnej wizji tej pary. Na pozór akcja nienormalna i nie ma absolutnie nic dreamerkowego w sobie, ale cierpliwości – wszystko się rozwija z czasem. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
I
Wysoki brunet szedł deptakiem szkolnym, zmierzając w jakimś celu w stronę drzewa, pod którym siedział drugi chłopak. Brunet wydawał się być niezwykle pewny siebie. Twarz miał raczej pogodną, ale oczy niesamowicie mroczne i przesiąknięte dziwnym, jakby niebezpiecznym ogniem. Z każdym jego krokiem, kolejne dziewczyny, które akurat znajdowały się w pobliżu, odwracały w jego stronę głowy i wzdychały głęboko. Patrzyły na niego z uwielbieniem, a on zdawał się nawet to lubić, bo uśmiechnął się jeszcze bardziej. Dotarł wreszcie w upragnione miejsce. Do murku, otaczającego okrągły pas trawy, z którego wyrastało potężne drzewo. Na murku znajdował się jakiś chłopak, w pozycji półleżącej, z łokciami opartymi o ziemię. Oczy miał zmrużone, a twarz wystawioną ku słońcu. Najwyraźniej odpoczywał. Brunet zasłonił mu słońce i dopiero, kiedy ów drugi chłopak otworzył jedno oko, przywitał się:
- Witaj Michael.
- Hej Max. – odpowiedział lekko ziewając
Brunet usiadł obok niego, jedną nogę zginając w kolanie, a drugą niedbale dotykając chodnika. Przyjrzał się rozleniwionemu chłopakowi.
- Wyglądasz na zmęczonego.
- Można tak powiedzieć. – mruknął, ponownie zamykając oczy
- Czym tym razem? – zapytał Max z dziwnym uśmieszkiem
- Przed chwilą przeleciałem Amy Petersen w składziku.
- Gratuluję. – zaśmiał się brunet – To jedna z najpopularniejszych lasek w naszej szkole.
- Ta. – jęknął Michael
Max uważnie zmierzył go wzrokiem. Do tej pory jego przyjaciel zawsze lubił się chwalić swoimi podbojami, a teraz wyglądał na jakiegoś przybitego. Mógł podejrzewać, że coś się stało.
- Co jest? – zapytał wprost
- Nic Maxwell, nic. Tylko mam serdecznie dość tej budy.
- A czemuż to niby? Znów Maria ci się naprzykrza?
- To tez. – jęknął Michael – Zerwaliśmy już dwa miesiące temu, ale ona nadal za mną łazi. Czy do niej nic nie dociera? To takie denerwujące...
- No dobra, ale chyba jednak nie tylko Blond Pchełka jest powodem twojej markotności? – zapytał, a prawie stwierdził Max
- Maxwell, coś ty taki dociekliwy?
- Mam dobry nastrój.
- Zauważyłem. – Michael spojrzał na przyjaciela – Czyżby nastąpiła ta przełomowa chwila, na którą czekam od dawna?
- Tak. – Max się uśmiechnął – Tess Harding możemy zapisać na liście zaliczonych.
- Wreszcie. – Michael jakby odetchnął z ulgą – Jak tym razem to rozegrałeś?
- Tendencyjnie. Na nią nie trzeba się wysilać. – zakpił Max
- Czyli jak zwykle: kolacyjka, kilka romantycznych tekstów, a rano, jak już jest po wszystkim zostawiasz jej różę na poduszce i liścik, w którym wyjaśniasz, że nie możecie być razem.
Obaj się uśmiechnęli. Takie podboje napawały ich dumą. To była już tradycja. Każdy z nich planował coś takiego, ustalał szczegóły, a potem wdrażał plan w życie. Żadna z upatrzonych ofiar nie wykazała się sprytem, wszystkie wpadły w sidła. Jako bożyszcza tej szkoły mieli każdą panienkę na zawołanie i można nawet powiedzieć, że każdą przelecieli. To była ich reputacja. Najpopularniejsi, najbardziej pożądani i niezwyciężeni. Michael znów zamknął oczy i odwrócił twarz w stronę słońca. Mruknął coś, a potem powiedział głośno:
- Maxwell, mam dość tej budy. To już nudne. Mam dość pieprzenia się z tymi samymi dziewczynami, które na sam mój widok zdejmują majtki. Potrzeba nam jakiegoś wyzwania, wysiłku. Taki szybki numerek w składziku to nie dla nas.
Max spojrzał na przyjaciela. Miał rację. Brunet wbił wzrok przed siebie, zaczął coś liczyć, a potem jakby sam do siebie powiedział:
- Naprawdę już wszystkie zaliczyliśmy?
- Co do jednej. A niektóre po kilka razy. – mruknął Michael
- Nie wszystkie. – odezwał się ktoś z boku
Obaj spojrzeli w stronę, z której dobiegło to stwierdzenia. Tuż przed nimi stała wysoka, szczupła blondynka. Klasyczna piękność, o idealnym ciele, cudnych włosach, przenikliwych oczach i powalającym uśmiechu. Piękność miała na sobie białą sukienkę, ledwo zasłaniającą uda. Złociste włosy miękko opadały falami na ramiona, a błękitne okulary dumnie stały na straży boskiego spojrzenia.
- Hej Isabel. – Michael przywitał ją krótko
- Braciszku. – uśmiechnęła się w stronę bruneta, a potem rzuciła do Michaela niedbale, ale subtelnie – Michael.
Zdjęła z ramienia torbę, w której najwyraźniej przetrzymywała coś cennego i rzuciła ja pomiędzy dwóch chłopaków. Potem skrzyżowała ręce i z cynicznym uśmieszkiem zaczęła mówić:
- Słyszałam, że znudziły wam się dziewczyny z naszej szkoły.
- Owszem. – potwierdził Michael – Mam już dość pustych nastolatek, które bez jakichkolwiek ważniejszych powodów na mnie lecą.
- Nie przeliczacie się? – zapytała
- Co masz na myśli? – zapytał Max
- Owszem przelecieliście już prawie całą żeńską część tej szkoły, bo wszystkie na was lecą. Ale czy na pewno wszystkie?
To wyraźnie przykuło uwagę obu chłopaków. Isabel chyba celowo to powiedziała, wiedziała jak ich zaskoczyć i zainteresować. Michael aż usiadł i wbił w nią wzrok.
- Co masz na myśli? – zapytał Max
- Są w tej szkole dwie dziewczyny, które absolutnie na was nie lecą.
- Kto? – obaj naraz zapytali
Wywołało to perlisty śmiech Isabel. Odpowiedziała jednak:
- Ja. I niejaka Liz Parker.
Zapanowało milczenie. Że Issy na nich nie leciała, to wiedzieli, nie było to dla nich żadną nowością. Cała trójka zbytnio się znała, wiedzieli co jest ich celem. Często sobie wspomagali, grali według tych samych zasad. Michael już chciał o cos zapytać, ale podeszła do nich ostentacyjnie jakaś niewysoka blondyneczka. Michael przewrócił oczami i jęknął. Blondyneczka przerwała im:
- Wybaczcie, ze przerywam. Michael, zostawiłeś to u mnie.
Podała mu jego szczoteczkę do zębów. Chłopak wziął ją, a potem z drwiną powiedział:
- Maria. Rozstaliśmy się dwa miesiące temu. A ty, co tydzień mi przynosisz coś, co u ciebie zostawiłem. Nie możesz tego spakować do pudła i przynieść za jednym zamachem? Nie krąż wokół mnie, bo i tak nic z tego nie będzie.
Blondynka aż otworzyła usta, poczym w rozpaczy machnęła rękoma i odeszła z furia, przeklinając pod nosem. Isabel i Max się roześmiali. A Michael powiedział ze znudzeniem:
- Chyba potrzebuję przerwy od takich panienek. Robię sobie wakacje na jakiś czas. Niech Max zajmie się tą Parker.
Issy pokiwała głowa i spojrzała na Maxa. Ten chyba się nad czymś zastanawiał. Potem popatrzył na siostrę, westchnął i zapytał:
- Co to za jedna?
Issy uśmiechnęła się i usiadła pomiędzy nimi, na swojej torbie, aby nie pobrudzić sobie sukienki ani swojej krystalicznej skóry. Czekali, aż przez plac przewinie się dziewczyna, która Isabel miała im pokazać.
* * *
Zbliżał się koniec przerwy, kiedy Isabel szturchnęła brata i skinęła głową w stronę pobliskiej ławki. Max i Michael wbili tam wzrok.
- Całkiem niezła. – skomentował Michael
Max musiał mu przyznać rację. Dziewczyna była drobna i niewysoka. Szczupła i bardzo zgrabna. Miała niesamowicie ciemną skórę, jak mokka. Okrągłą twarz okalały długie, gęste włosy. Dziewczyna miała na sobie czarne rybaczki, które ściśle oblepiały jej smukłe nogi. Górę natomiast zakrywała czerwona koszulka na ramiączkach. W dodatku spojrzenie tej dziewczyny było niesamowite. Ogniste oczy przepełnione determinacja, ale jednocześnie niepewnością i swoistą niewinnością. To było to. Niewinność. Max uśmiechnął się lekko. Już nie miał wątpliwości, że to będzie jego kolejna ofiara.
c.d.n.
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
I
Wysoki brunet szedł deptakiem szkolnym, zmierzając w jakimś celu w stronę drzewa, pod którym siedział drugi chłopak. Brunet wydawał się być niezwykle pewny siebie. Twarz miał raczej pogodną, ale oczy niesamowicie mroczne i przesiąknięte dziwnym, jakby niebezpiecznym ogniem. Z każdym jego krokiem, kolejne dziewczyny, które akurat znajdowały się w pobliżu, odwracały w jego stronę głowy i wzdychały głęboko. Patrzyły na niego z uwielbieniem, a on zdawał się nawet to lubić, bo uśmiechnął się jeszcze bardziej. Dotarł wreszcie w upragnione miejsce. Do murku, otaczającego okrągły pas trawy, z którego wyrastało potężne drzewo. Na murku znajdował się jakiś chłopak, w pozycji półleżącej, z łokciami opartymi o ziemię. Oczy miał zmrużone, a twarz wystawioną ku słońcu. Najwyraźniej odpoczywał. Brunet zasłonił mu słońce i dopiero, kiedy ów drugi chłopak otworzył jedno oko, przywitał się:
- Witaj Michael.
- Hej Max. – odpowiedział lekko ziewając
Brunet usiadł obok niego, jedną nogę zginając w kolanie, a drugą niedbale dotykając chodnika. Przyjrzał się rozleniwionemu chłopakowi.
- Wyglądasz na zmęczonego.
- Można tak powiedzieć. – mruknął, ponownie zamykając oczy
- Czym tym razem? – zapytał Max z dziwnym uśmieszkiem
- Przed chwilą przeleciałem Amy Petersen w składziku.
- Gratuluję. – zaśmiał się brunet – To jedna z najpopularniejszych lasek w naszej szkole.
- Ta. – jęknął Michael
Max uważnie zmierzył go wzrokiem. Do tej pory jego przyjaciel zawsze lubił się chwalić swoimi podbojami, a teraz wyglądał na jakiegoś przybitego. Mógł podejrzewać, że coś się stało.
- Co jest? – zapytał wprost
- Nic Maxwell, nic. Tylko mam serdecznie dość tej budy.
- A czemuż to niby? Znów Maria ci się naprzykrza?
- To tez. – jęknął Michael – Zerwaliśmy już dwa miesiące temu, ale ona nadal za mną łazi. Czy do niej nic nie dociera? To takie denerwujące...
- No dobra, ale chyba jednak nie tylko Blond Pchełka jest powodem twojej markotności? – zapytał, a prawie stwierdził Max
- Maxwell, coś ty taki dociekliwy?
- Mam dobry nastrój.
- Zauważyłem. – Michael spojrzał na przyjaciela – Czyżby nastąpiła ta przełomowa chwila, na którą czekam od dawna?
- Tak. – Max się uśmiechnął – Tess Harding możemy zapisać na liście zaliczonych.
- Wreszcie. – Michael jakby odetchnął z ulgą – Jak tym razem to rozegrałeś?
- Tendencyjnie. Na nią nie trzeba się wysilać. – zakpił Max
- Czyli jak zwykle: kolacyjka, kilka romantycznych tekstów, a rano, jak już jest po wszystkim zostawiasz jej różę na poduszce i liścik, w którym wyjaśniasz, że nie możecie być razem.
Obaj się uśmiechnęli. Takie podboje napawały ich dumą. To była już tradycja. Każdy z nich planował coś takiego, ustalał szczegóły, a potem wdrażał plan w życie. Żadna z upatrzonych ofiar nie wykazała się sprytem, wszystkie wpadły w sidła. Jako bożyszcza tej szkoły mieli każdą panienkę na zawołanie i można nawet powiedzieć, że każdą przelecieli. To była ich reputacja. Najpopularniejsi, najbardziej pożądani i niezwyciężeni. Michael znów zamknął oczy i odwrócił twarz w stronę słońca. Mruknął coś, a potem powiedział głośno:
- Maxwell, mam dość tej budy. To już nudne. Mam dość pieprzenia się z tymi samymi dziewczynami, które na sam mój widok zdejmują majtki. Potrzeba nam jakiegoś wyzwania, wysiłku. Taki szybki numerek w składziku to nie dla nas.
Max spojrzał na przyjaciela. Miał rację. Brunet wbił wzrok przed siebie, zaczął coś liczyć, a potem jakby sam do siebie powiedział:
- Naprawdę już wszystkie zaliczyliśmy?
- Co do jednej. A niektóre po kilka razy. – mruknął Michael
- Nie wszystkie. – odezwał się ktoś z boku
Obaj spojrzeli w stronę, z której dobiegło to stwierdzenia. Tuż przed nimi stała wysoka, szczupła blondynka. Klasyczna piękność, o idealnym ciele, cudnych włosach, przenikliwych oczach i powalającym uśmiechu. Piękność miała na sobie białą sukienkę, ledwo zasłaniającą uda. Złociste włosy miękko opadały falami na ramiona, a błękitne okulary dumnie stały na straży boskiego spojrzenia.
- Hej Isabel. – Michael przywitał ją krótko
- Braciszku. – uśmiechnęła się w stronę bruneta, a potem rzuciła do Michaela niedbale, ale subtelnie – Michael.
Zdjęła z ramienia torbę, w której najwyraźniej przetrzymywała coś cennego i rzuciła ja pomiędzy dwóch chłopaków. Potem skrzyżowała ręce i z cynicznym uśmieszkiem zaczęła mówić:
- Słyszałam, że znudziły wam się dziewczyny z naszej szkoły.
- Owszem. – potwierdził Michael – Mam już dość pustych nastolatek, które bez jakichkolwiek ważniejszych powodów na mnie lecą.
- Nie przeliczacie się? – zapytała
- Co masz na myśli? – zapytał Max
- Owszem przelecieliście już prawie całą żeńską część tej szkoły, bo wszystkie na was lecą. Ale czy na pewno wszystkie?
To wyraźnie przykuło uwagę obu chłopaków. Isabel chyba celowo to powiedziała, wiedziała jak ich zaskoczyć i zainteresować. Michael aż usiadł i wbił w nią wzrok.
- Co masz na myśli? – zapytał Max
- Są w tej szkole dwie dziewczyny, które absolutnie na was nie lecą.
- Kto? – obaj naraz zapytali
Wywołało to perlisty śmiech Isabel. Odpowiedziała jednak:
- Ja. I niejaka Liz Parker.
Zapanowało milczenie. Że Issy na nich nie leciała, to wiedzieli, nie było to dla nich żadną nowością. Cała trójka zbytnio się znała, wiedzieli co jest ich celem. Często sobie wspomagali, grali według tych samych zasad. Michael już chciał o cos zapytać, ale podeszła do nich ostentacyjnie jakaś niewysoka blondyneczka. Michael przewrócił oczami i jęknął. Blondyneczka przerwała im:
- Wybaczcie, ze przerywam. Michael, zostawiłeś to u mnie.
Podała mu jego szczoteczkę do zębów. Chłopak wziął ją, a potem z drwiną powiedział:
- Maria. Rozstaliśmy się dwa miesiące temu. A ty, co tydzień mi przynosisz coś, co u ciebie zostawiłem. Nie możesz tego spakować do pudła i przynieść za jednym zamachem? Nie krąż wokół mnie, bo i tak nic z tego nie będzie.
Blondynka aż otworzyła usta, poczym w rozpaczy machnęła rękoma i odeszła z furia, przeklinając pod nosem. Isabel i Max się roześmiali. A Michael powiedział ze znudzeniem:
- Chyba potrzebuję przerwy od takich panienek. Robię sobie wakacje na jakiś czas. Niech Max zajmie się tą Parker.
Issy pokiwała głowa i spojrzała na Maxa. Ten chyba się nad czymś zastanawiał. Potem popatrzył na siostrę, westchnął i zapytał:
- Co to za jedna?
Issy uśmiechnęła się i usiadła pomiędzy nimi, na swojej torbie, aby nie pobrudzić sobie sukienki ani swojej krystalicznej skóry. Czekali, aż przez plac przewinie się dziewczyna, która Isabel miała im pokazać.
* * *
Zbliżał się koniec przerwy, kiedy Isabel szturchnęła brata i skinęła głową w stronę pobliskiej ławki. Max i Michael wbili tam wzrok.
- Całkiem niezła. – skomentował Michael
Max musiał mu przyznać rację. Dziewczyna była drobna i niewysoka. Szczupła i bardzo zgrabna. Miała niesamowicie ciemną skórę, jak mokka. Okrągłą twarz okalały długie, gęste włosy. Dziewczyna miała na sobie czarne rybaczki, które ściśle oblepiały jej smukłe nogi. Górę natomiast zakrywała czerwona koszulka na ramiączkach. W dodatku spojrzenie tej dziewczyny było niesamowite. Ogniste oczy przepełnione determinacja, ale jednocześnie niepewnością i swoistą niewinnością. To było to. Niewinność. Max uśmiechnął się lekko. Już nie miał wątpliwości, że to będzie jego kolejna ofiara.
c.d.n.
Last edited by _liz on Mon Feb 02, 2004 10:58 am, edited 1 time in total.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
_liz, masz już niezłą reputację! _liz - czyli ta co potrafi nieźle zaskakiwać. I ja się z tym w pełni zgadzam Max zaliczający panienki? Coś nowego... I to jest właśnie fajne - opowiadania które różnią się od innych, nie mają tych samych tematów, tylko wyróżniają się czymś innym, choćby szczegółem. I takim ,,szczegółem" tu jest właśnie nowiutki obraz Maxa Tylko jedna prośba _liz, dodawaj częściej! Nie męcz nas!
Max zaliczal panienki?!?! to mnie powalilo
Max zaliczający panienki? Coś nowego...
No własnie coś nowego. Tak się go zawsze objeżdża za jego powolonośc, niepewnośc itp. No to trzeba było wykreować nowego Maxa, pokazac go z innej strony, ze strony której nikt by się nie spodziewał.
Ciekawa koncepcja. Chociaż już mam pewną wizję. Zobaczymy czy wszystko pójdzie po mojej myśli. Chociaż nie mogę być w 100% pewna. W końcu _Liz lubi zaskakiwać.
_liz, masz już niezłą reputację! _liz - czyli ta co potrafi nieźle zaskakiwać. I ja się z tym w pełni zgadzam
Lubię zaskakiwać, stąd ta nowa koncepcja. A co do dalszego ciągu to podejrzewam, że wiem czego się spodziewacie. Po części bedzie to spełnienie waszych oczekiwań, ale.... zakończenia nie uda się wam przewidzieć
A teraz, żeby nie było marudzenia, że rzadko coś wrzucam:
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
II
Max poczuł jak promyki słońca ślizgają się po jego twarzy. Zacisnął mocniej powieki. O ile pamiętał, to zasłaniał okna. Otworzył oczy dopiero, kiedy poczuł jak ktoś siada obok niego. Uniósł zaspany wzrok. Na skrawku łóżka siedziała jego siostra. Jak zwykle w pełni wdzięku i uroku. W satynowej białej koszulce, z włosami gładko opadającymi na plecy. Jej zimne oczy wbite były w twarz brata. Max znał za dobrze siostrę, wiedział, czego ta może chcieć. Zawsze była wyrafinowana i zimna jak lód, w dodatku zdzirowata. Teraz też musiała mieć jakiś chytry plan. Bez powodu nie pokazałaby mu tej małej Parker, ani tak chętnie nie przystąpiłaby do pomocy. Coś musiała w tym mieć dla siebie. Przez chwilkę zastanawiał się, czemu to spadło na niego, a nie na Michaela. Jego przyjaciel miał większe wzięcie u panienek, te szybko mu się oddawały, w dodatku on był bardziej wyrachowany w swoich postępkach. Przypomniał sobie jednak, że Michael miał chwilowo dość, wiedział jednak, ze dłużej niż dwa tygodnie na głodzie niw wytrzyma i znów przeleci jakąś pannę. Teraz pozostała sprawa Parker. Max jako jeden z nielicznych potrafił odeprzeć stalowy wzrok swojej siostry. Mruknął coś, wstając zapytał:
- Jak miło, że mnie obudziłaś.
- Pora wstać i brać się do roboty, nie możesz spocząć na laurach.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Max poszedł do swojej łazienki i przez uchylone drzwi rzucił ostatnie zdanie do siostry. Po kilku minutach wyszedł już prawie ubrany. Podszedł do łóżka, mocno złapał Isabel za ramie i siłą ściągnął ja z niego, odpychając w głąb pokoju. Issy jęknęła. Chłopak tymczasem zasłał łóżko i otworzył okno. Potem jednym susem znalazł się przy drzwiach, otworzył je i chciał wyjść. Odwrócił na chwilkę głowę i powiedział do swojej siostry:
- Isabel zaraz śniadanie, może się łaskawie ubierzesz?
Blondynka posłała mu kwaśny uśmiech i ostentacyjnie pomaszerowała do swojego pokoju. Max nie musiał na nią zbyt długo czekać. Już po chwili promienna, jak zawsze, wkroczyła do jadalni. Kremowy komplecik idealnie pokazywał to, co trzeba i zakrywał to, co niepotrzebne. Dziewczyna usiadła naprzeciwko brata i sięgnęła po kubek z kawą. Łyknęła odrobinkę czarnego napoju, a potem powróciła wzrokiem do Maxa. Ten, jakby nigdy nic, smarował tosty masłem i czytał poranną gazetę. Zaczynało to wyraźnie denerwować blondynkę. W końcu powiedziała głośno:
- Co zamierasz Max?
Chłopak uniósł wzrok znad gazety i wlepił go w siostrę.
- Nie wiem, o czym mówisz Isabel.
Tego chyba było za wiele. Dziewczyna odsunęła swoje krzesełko, wstała i podeszła do brata. Odsunęła jego talerz z jedzeniem i usadowiła się na blacie stołu, tuż naprzeciw niego. Pochyliła się ciałem w jego stronę i syknęła:
- Mówię o małej Parker.
- Przyznaj się Isabel – zaczął Max z diabelskim uśmieszkiem – Co ty z tego będziesz miała?
Blondynka odsunęła się, zeskoczyła ze stołu, poczym z anielskim uśmiechem powiedziała krystalicznie:
- Twoją wdzięczność, że podsunęłam ci taki kąsek.
Max pokręcił głową i również wstał z miejsca. Podszedł do siostry i spojrzał w jej oczy. Mogła przybierać różne miny, figlarnie przewracać oczami, czy nawet kłamać jak najęta, ale on zawsze wiedział, kiedy ma w czymś interes. Za dobrze ją znał. Nigdy nie robiła niczego, co nie dałoby jej korzyści. Tym razem za pewne też tak było.
- Isabel, doskonale wiesz, ze ci nie wierze. I wiesz również, że nie kiwnę nawet palcem, dopóki mi nie powiesz, o co chodzi.
- No dobrze. – zgodziła się niechętnie – Pamiętasz Valentiego?
- Kyle? – Max zrobił dziwną minę – Rzuciłaś go ponoć pół roku temu.
- Prawda jest taka, że... – słowa uwięzły jej w gardle – To on mnie rzucił.
Max momentalnie się odwrócił i uważnie spojrzał na siostrę. Że co? Ktoś rzucił jego siostrzyczkę? Królową męskich serc. Zdzirę wszechczasów, w dodatku niezwykle elegancką, utalentowaną, niezmiernie inteligentną i wyrafinowaną. To była nowość. Jasne było, że jeżeli się na nim nie zemści, to straci na reputacji. Isabel kontynuowała swoją kompromitująca historię:
- Rzucił mnie dla tej małej, niepozornej, kujonowatej Parker!
- Hoho! – Max nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu – Moja siostra została pokonana przez niepopularną dziewczynę. Ta zniewaga zemsty wymaga.
- Dokładnie. – syknęła Isabel – I ty mi w tym pomożesz.
- Skąd ta pewność?
Max zakpił z niej i ponownie zasiadł przy śniadaniu. Napił się kawy i powrócił do lektury gazety. Jednakże Isabel nie dała się tak łatwo zbyć. Przeszła się w tę i z powrotem po jadalni, a potem powiedziała:
- Chcę, żeby Kyle czuł się pokonany i upokorzony. To chyba wystarczający powód do działania. Nigdy go nie lubiłeś, więc co ci szkodzi.
Max zdawał się ja nadal ignorować. Nie podniósł nawet wzroku znad gazety, tylko łyknął gorącego napoju. Isabel przełknęła ślinę, przewróciła oczami, a potem powiedziała zmysłowo i pewnie:
- Pomyśl... Zdobędziesz ostatnią dziewicę w tej szkole...
To przykuło uwagę chłopaka. Momentalnie spojrzał na blondynkę, która już wiedziała, co postanowił. Zresztą dawno to wiedziała, wolała się jedynie upewnić i przedstawić mu swój pomysł. Brunet oparł się wygodnie o krzesło, przestudiował mimikę siostry i zapytał:
- Dziewicę? Mówisz poważnie?
Isabel przytaknęła spokojnie głową. Uśmiechnęła się szelmowsko i wyczekiwała na jedyne słowo, które mogło teraz paść...
- Zgoda.
c.d.n.
Rany kota, zaskoczyłaś mnie kompletnie!
Nie spodziewałam się takiego opowiadania. Uwielbiam orginalną hisorię "Niebezpiecznych związków" oglądałam je ładnych parę razy, a teraz Ty, _Liz, piszesz opowiadanie wzorowane na tym wątku. Uważam że wybrałaś trudny temat, charaktery bohaterów bardzo różnią sie od tych roswellowski, ale jak na razie bardzo dobrze oddałaś ich cynizm i znudzenie.
Czekam co z tego wyniknie i czy zamierzasz dość wiernie oddać zarys całej historii czy też wykorzystasz tylko początek.
Nie spodziewałam się takiego opowiadania. Uwielbiam orginalną hisorię "Niebezpiecznych związków" oglądałam je ładnych parę razy, a teraz Ty, _Liz, piszesz opowiadanie wzorowane na tym wątku. Uważam że wybrałaś trudny temat, charaktery bohaterów bardzo różnią sie od tych roswellowski, ale jak na razie bardzo dobrze oddałaś ich cynizm i znudzenie.
Czekam co z tego wyniknie i czy zamierzasz dość wiernie oddać zarys całej historii czy też wykorzystasz tylko początek.
Cóż... rzeczywiście ja również chylę czoło przed oryginalnymi "Niebezpiecznymi związkami". Mnie także szanowny pan de Laclos niezmiernie tym poruszył. No i jak zauwazyłas watek bardzo wzorowany. Cieszy mnie, że udało mi się odpowiednio nakreslic charaktery postaci. Jak to się dalej potoczy zobaczycie, ale gwarantuje, że nie zmienię konwencji A oto kolejna część...Rany kota, zaskoczyłaś mnie kompletnie!
Nie spodziewałam się takiego opowiadania. Uwielbiam orginalną hisorię "Niebezpiecznych związków" oglądałam je ładnych parę razy, a teraz Ty, _Liz, piszesz opowiadanie wzorowane na tym wątku. Uważam że wybrałaś trudny temat, charaktery bohaterów bardzo różnią sie od tych roswellowski, ale jak na razie bardzo dobrze oddałaś ich cynizm i znudzenie.
Czekam co z tego wyniknie i czy zamierzasz dość wiernie oddać zarys całej historii czy też wykorzystasz tylko początek.
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
III
Drobna brunetka siedziała na ławce w parku i z ogromnym zaciekawieniem czytała książkę. Wokół działo się mnóstwo rzeczy, ale ona była pochłonięta literacką fikcją. Przygryzła nieco dolną wargę i przewróciła kartkę papieru. Nie zorientowała się nawet, że ktoś przed nią stoi. Dopiero lekkie, ostentacyjne chrząknięcie wyrwało ją z zamyślenia. Spojrzała w górę. Jej oczy odnalazły jasną twarz anioła. Początkowo dziewczynie wydawało się, że to anioł, zwłaszcza, że promienie słoneczne przesłaniały twarz. Ale po chwili przebił się wzrok głębokich, niebieskich oczu, które figlarnie na nią patrzyły. Kiedy brunetka zorientowała się kim jest owa osoba, aż usta się jej otworzyły. Oto stała przed nią najpopularniejsza dziewczyna w szkole, najpiękniejsza, jednocześnie jedna z lepszych uczennic. Isabel Evans we własnej osobie. Uśmiechnęła się i zagadała:
- Hej. Jestem...
- Isabel Evans. Wiem. – powiedziała zaskoczona brunetka – A ja...
- Liz Parker. Wiem. – wtrąciła ze śmiechem blondynka
Usiadła obok Liz, zakładając nogę na nogę i figlarnie zerkając na totalnie zszokowaną istotę. Liz zamknęła książkę, odsunęła się nieco i oparła plecami o ławkę. Zarumieniła się. Po kilku sekundach niezręcznej ciszy, odezwała się Isabel:
- Cóż... Liz. Żeby być z tobą zupełnie szczerą, bo na pewno zastanawiasz się, czemu z tobą rozmawiam. Organizuję pewien projekt i potrzebuję do niego kompetentnych ludzi.
- Um...nie bardzo rozumiem. – dziewczyna była skołowana
- Dobra. Prosto z mostu. – Issy powiedziała poważnie – Szykuję akademię na koniec roku, bal maturalny i całą resztę tego niepotrzebnego blichtru. Muszę mieć kogoś do pomocy, odpowiedni zespół ludzi. Chciałam cię prosić, abyś i ty się w nim znalazła.
- Yyy... Jasne. Chętnie. – odpowiedziała Parker bez namysłu i uśmiechnęła się lekko
- Wybornie. – skwitowała to półszeptem Issy
Blondynka miała zamiar już odejść, kiedy z ust Liz padło pytanie:
- Na pewno tylko tyle? Wiesz, sądziłam, że będzie chodzić o coś innego. Nie wiedziałam, że zadajesz się z takimi jak ja. Z tego, co słyszałam, to ty i twój brat... to bywasz...y...
- Zdzirowata? – Isabel odgadła i zaśmiała się – Liz. Uważasz, że coś kombinuję? A niby co? Może mam zamiar wydać cię na pastwę mojego brata uwodziciela, aby cię przeleciał i zniszczył ci reputację?
- Nie sądzę. – obie się zaśmiały
Jednak Isabel posiadała dar kłamania i to w taki sposób, że nawet mówiąc prawdę, powodowała u innych wrażenie kłamstwa i niewinności zarazem. Posłała na pożegnanie Liz promienny uśmiech. Ale kiedy tylko się odwróciła i odeszła zmienił się on w złośliwy i pełen pewności siebie uśmieszek. Natomiast niczego nie świadoma brunetka powróciła do czytania lektury. Nie potrafiła się jednak skupić. Wciąż rozpierała ją dziwna duma, że zostanie ona przyłączona do grona „prawie przyjaciół” Isabel Evans. W pewnym momencie jednak mina dziewczyny nieco zbladła. Coś jej podpowiadało, żeby uważać. Ale jak tu uważać i trzymać się na baczności, kiedy w najbliższym czasie rysowała się możliwość przebywania w gronie popularnych.
* * *
Dzwonek do drzwi przebił gwar panujący w środku domu. Po chwili drzwi się otworzyły, a na progu stanęła Isabel Evans. Jak zwykle w blasku. Miała na sobie najzwyklejsze wygodne ciuchy, a mimo to wyglądała bajecznie. Uśmiechem przywitała drobna postać, która ośmieliła się zadzwonić. Brunetka weszła do środka i niepewnie poszła za Isabel w stronę, skąd dobiegał śmiech. Kiedy tylko weszły do obszernej kuchni, oczy wszystkich skierowały się na Liz. Wiedziała, że zostanie uważnie zlustrowana od góry do dołu. Dlatego przygotowała się na to. Założyła to, w czym się doskonale czuła i w czym zawsze była postrzegana za niesamowitą. Stopy świetnie musiały się czuć w wygodnych, czarnych sandałkach na niewielkim obcasie. Czarna spódnica biodrówka idealnie trzymała się w krytycznym punkcie bioder, nie zsuwała się, ani nie podjeżdżała do góry. Potem odsłonięty był kawałek smukłego brzucha. Ale niewiele, Liz nie lubiła za dużo pokazywać, czuła się nieswojo. Górę jej ciała zakrywała czerwona bluzeczka, lekko powiewająca, uwiązana na potrójnych ramiączkach. Z resztą ciała Liz nie wyprawiała nic szczególnego. Nie malowała się w ogóle, użyła tylko odrobinki błyszczyku na usta. Włosy falami opadały na ciemne ramiona. Wiedziała, że doskonale się ubrała. Wszyscy z aprobata na nią spojrzeli i już po chwili zaczęli wesoło zagadywać. Panna Evans poznała ją z każdym po kolei. Już mieli się zabrać za początkowe planowanie, kiedy do kuchni wszedł Max. Kilka zgromadzonych dziewczyn wydało z siebie cichy pomruk, a faceci ze zwykłymi minami przywitali go skinięciem głowy. Issy natomiast jak na skrzydłach podeszła do niego i z uśmiechem powiedziała:
- Znasz chyba wszystkich. Oprócz tej młodej osoby.
Wskazała na stojącą tuż obok Liz. Max z błyskiem w oku przyjrzał się całej jej sylwetce. Nie uszedł jego uwadze żaden szczegół, ani jeden fragmencik jej ciała. Uśmiechnął się. Tak. Musiał przyznać, ze mała i niepozorna dziewczyna robiła piorunujące wrażenie. Potem kącikiem oka zerknął na siostrę. Ta pospiesznie ich sobie przedstawiła:
- To jest mój nowo nabyty umysł, Liz Parker. A to mój dawno nabyty, choć z przymusu, brat Max.
Liz uśmiechnęła się lekko i zamrugała. Dziwnie się czuła pod ciężarem jego spojrzenia, jakby się bała, ale był to niezwykle przyjemny strach. Brunet posłał jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, aż zmiękły jej nogi. Tymczasem Isabel pobiegła na górę po flamastry. Liz wciąż stała niepewnie w miejscu, nie wiedziała gdzie ma usiąść, czy co ma w ogóle robić. Max tymczasem wyjął sobie z szafki szklankę i pozostało mu tylko wziąć sok z lodówki. Na jego drodze stała Liz. To mu jednak wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Dla niego była to kolejna okazja, aby ją skołować, przestraszyć, podniecić. Jakby nigdy nic przeszedł w stronę lodówki, aby do niej jednak sięgnąć musiał odsunąć Liz. Obie swoje dłonie położył na jej biodrach w ten sposób, że dotykał i bioder i nagiego brzucha. Kiedy poczuł lekkie drżenie jej ciała, uśmiechnął się pod nosem, a potem spokojnie, delikatnie ją odsunął od lodówki. Liz wystraszyła się nie tyle jego dotyku, co reakcji swojego ciała. Szybko przeszła na drugi kraniec kuchni tak, aby być jak najdalej od niego i nie przecinać jego drogi. Chłopak wyjął sok, nalał go do szklanki, a potem skierował się na górę. Nim zniknął posłał jej jeszcze jeden uśmiech. Pierwsze kroki zostały zrobione i pierwsze wrażenia odebrane.
c.d.n.
Hmm... powiedzmy, że teraz będzie część lekka. Mało w niej intrygi, chociaż... no nie do końca. Ale przeciez co jakiś czas trzeba chwilkę ochłonąć (do pewnego momentu). A potem cierpliwie poczekacie na dalszy rozwój wypadków
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
IV
Isabel pozbyła się już chyba wszystkich. Siedzieli ponad dwie godziny nad wstępnym zarysem całej pracy. Świetnie się przy tym bawili, ale byli już wykończeni. Liz pomogła jeszcze posprzątać po całym tym zamieszaniu i chciała wyjść. Jednak blondynka miała inne plany. Zatrzymała Liz, a potem powiedziała:
- Liz, zostań u nas na obiedzie.
- Ale... – brunetka chciała się sprzeciwić
- Żadnego ale. Po tak ciężkiej pracy należy ci się coś.
I tak oto niczego nie świadoma Liz zgodziła się pozostać na obiedzie u Evansów. Nie podejrzewała nawet, że z każdym swoim krokiem, stawała bliżej krawędzi bez odwrotu. Nie było już stamtąd odwrotu i nic nie dało się zrobić, gdyby wpadła w pułapkę. Póki co wciąż żyła jak przedtem i z prawdziwą dumą przyjęła zaproszenie na obiad. Liz pomogła nawet Isabel przy nakrywaniu do stołu. Drobne wahanie zrodziło się w pannie Parker dopiero w momencie, gdy usłyszała, że nie będzie rodziców Isabel, że będą sami. Wszystkiego dopełniła informacja, że ma się zjawić przyjaciel Isabel i Maxa, Michael Guerin. Liz stanęła jak wryta, na tę informację. Michael Guerin – bożyszcze wszystkich dziewczyn ze szkoły, najbardziej wykwintny uwodziciel i najbardziej niebezpieczny. Dopiero w tym momencie Liz uświadomiła sobie, z kim zgodziła się zjeść obiad. Z wytrawnym uwodzicielem Guerinem, z drugim bezwzględnym graczem tej podstępnej gry, czyli Maxem Evansem oraz z najbardziej pożądaną i jednocześnie najbardziej okrutną dziewczyną, Isabel Evans. A Liz była sama. Nie miała żadnej obrony wobec nich. Nie wiedziała nawet, czy powinna się bać i uważać na to, co robi, co mówi. Pozostawiła na twarzy łagodny uśmiech, ale jej oczy błądziły desperacko, szukając najszybszej drogi ucieczki. Isabel poprosiła ją, aby rozłożyła talerze, a sama ukradkiem poszła w stronę schodów prowadzących na piętro, prawdopodobnie, aby wejść na górę. Nie było jednak takiej potrzeby. Max już schodził na dół. Stanęli oboje przy ostatnim schodku i spoglądając badawczo na Liz, rozmawiali. Spokojnie, chłodno, jakby niczego się nie bali.
- Zostanie na obiad?
- Tak. – odpowiedziała Isabel z diabelskim uśmieszkiem – Uznałam, że to dobry sposób na zacieśnienie waszych więzi.
- Isabel, jeszcze nie ma żadnych więzi.
- Ale będą. – powiedziała dziewczyna – Poza tym ten obiad będzie idealnym sposobem na zmącenie jej główki. Niech runie jej obawa przed nami, niech runą jej stereotypy, niech się obnaży.
- Myślisz, że nam się to uda?
- Tak. – przechyliła się w jego stronę – Z moją słodkością, twoją szarmancją, z erotyzmem Michaela...
- Michaela? – brunet spojrzał uważnie na siostrę
- Tak. Zaprosiłam go. Ktoś musi ja rozbudzić, a on będzie w tym idealny.
- Myślałem, że zadanie obudzenia Liz Parker jednak należy do mnie.
- Bo tak jest. – powiedziała figlarnie Isabel – Ale tylko Michael rozbudza odpowiednio zmysły. On ją doszczętnie skołuje, a reszta będzie należała do ciebie.
- Pomysłowe. – zaśmiał się Max
- Wiem.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek u drzwi. Isabel podskoczyła i podbiegła, aby otworzyć. Max tymczasem pokręcił głową i skierował się w stronę kuchni, gdzie cierpliwie, ale jednak niespokojnie czekała Liz. Isabel wpuściła Michaela z wiadomym uśmieszkiem na twarzy. Michael wszedł spokojnie do środka i rozejrzał się. Było dość cicho, dopóki nie dobiegł z kuchni czyjś śmiech. Guerin rozpoznał ten typ śmiechu, spojrzał na Isabel, a potem zapytał:
- Czyżbyś miała gościa?
- Owszem. – powiedziała Isabel powstrzymując go przed wejściem do kuchni – To Liz Parker. Pomyślałam, że mimo swojego urlopu możesz nam pomóc, pomóc Maxowi.
- Co mam robić?
- To co zawsze. – uśmiechnęła się blondynka – Bądź sobą.
Michael uśmiechnął się pod nosem, przebił wzrokiem drogę do kuchni i spokojnym, ostentacyjnym krokiem zmierzał w jej stronę. Przy zastawionym stole stała Liz i z rozbawieniem spoglądała na bruneta opartego o lodówkę. Zastygła, gdy poczuła zapach wody kolońskiej, bardzo przyciągający zapach. Skierowała swój wzrok w stronę wejścia. Michael Guerin. Serce Liz aż podskoczyło. Oto stał przed nią ubóstwiany przez wszystkie dziewczyny w mieście chłopak. Jednocześnie bardzo szybko poczuła się niepewnie i nieswojo. Max tez był bożyszczem nastolatek, ale zachowywał się tak naturalnie, że Liz zapomniała o jego reputacji. Ale Michael patrzył na nią tak dziwnie... aż ciarki przebiegły po jej plecach. Chłopak wszedł pewnie do kuchni i przywitał się z przyjacielem, choć jego wzrok wciąż pozostawał na pannie Parker. Max przedstawił ich sobie:
- To przyjaciel rodziny, Michael Guerin. A to nowa znajoma, Liz Parker.
- Witaj. – Michael powiedział niezwykle subtelnie
Wyciągnął w jej stronę dłoń. Zawahała się, ale zasady dobrego wychowania wzięły górę i uścisnęła jego rękę. Nie mogła opanować drżenia, które wywoływał Guerin. Chłopak oparł się stół obok niej, gdy tymczasem Max opuścił na chwile kuchnię. Michael zaczął:
- Liz, czytałem twój ostatni artykuł w szkolnej gazetce. Przyznaję, że całkiem dobry.
- Dziękuję. – odpowiedziała cicho Liz, lekko rumieniąc się
Speszyła się jeszcze bardziej, kiedy dłoń Michaela niby to przypadkowo musnęła jej ramię. Fala dziwnego gorąca oblała jej ciało, a potem jeszcze szybciej wyparowała, kiedy jego oddech odbił się od jej ucha. Wszystko to było naturalne i wyglądało na przypadkowe, tylko wytrawny gracz mógł zauważyć, że wszystko to było zaplanowane. Do kuchni weszli jednak Isabel i Max, na chwilkę przerywając działania Michaela. Usiedli do stołu. Liz czuła się już całkowicie osaczona, kiedy po obu jej stronach usiedli Max i Michael. Obiad upływał spokojnie, bez ekscesów, bez nudy. Temat jaki zarzuciła Isabel przyjął się świetnie i wyniknęła z niego dość ciekawa dyskusja. Co jakiś czas Liz opuszczała wzrok, kiedy nie potrafiła wytrzymać przeszywającego spojrzenia Michaela lub jego przypadkowych muśnięć. Zaraz po skończonej uczcie Parker szybko wyszła do domu, żegnając się z nimi. Isabel, Michael i Max usiedli na wygodnej kanapie w salonie i dyskutowali:
- I co? – zapytała podekscytowana Isabel
- Myślę, że się udało. – powiedział pewny siebie Michael – Takiego drżenia jeszcze u żadnej nie zauważyłem. Teraz Maxwell ma czyste pole do gry. Mniemam, że dość ciekawej gry.
- Bardzo ciekawej. – wtrącił Max z diabelskim uśmiechem – To będzie moja najlepsza zdobycz.
- Kiedy przystąpisz do gry? – zapytała Isabel
- Nie ma na co tracić czasu. Jutro.
c.d.n.
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
IV
Isabel pozbyła się już chyba wszystkich. Siedzieli ponad dwie godziny nad wstępnym zarysem całej pracy. Świetnie się przy tym bawili, ale byli już wykończeni. Liz pomogła jeszcze posprzątać po całym tym zamieszaniu i chciała wyjść. Jednak blondynka miała inne plany. Zatrzymała Liz, a potem powiedziała:
- Liz, zostań u nas na obiedzie.
- Ale... – brunetka chciała się sprzeciwić
- Żadnego ale. Po tak ciężkiej pracy należy ci się coś.
I tak oto niczego nie świadoma Liz zgodziła się pozostać na obiedzie u Evansów. Nie podejrzewała nawet, że z każdym swoim krokiem, stawała bliżej krawędzi bez odwrotu. Nie było już stamtąd odwrotu i nic nie dało się zrobić, gdyby wpadła w pułapkę. Póki co wciąż żyła jak przedtem i z prawdziwą dumą przyjęła zaproszenie na obiad. Liz pomogła nawet Isabel przy nakrywaniu do stołu. Drobne wahanie zrodziło się w pannie Parker dopiero w momencie, gdy usłyszała, że nie będzie rodziców Isabel, że będą sami. Wszystkiego dopełniła informacja, że ma się zjawić przyjaciel Isabel i Maxa, Michael Guerin. Liz stanęła jak wryta, na tę informację. Michael Guerin – bożyszcze wszystkich dziewczyn ze szkoły, najbardziej wykwintny uwodziciel i najbardziej niebezpieczny. Dopiero w tym momencie Liz uświadomiła sobie, z kim zgodziła się zjeść obiad. Z wytrawnym uwodzicielem Guerinem, z drugim bezwzględnym graczem tej podstępnej gry, czyli Maxem Evansem oraz z najbardziej pożądaną i jednocześnie najbardziej okrutną dziewczyną, Isabel Evans. A Liz była sama. Nie miała żadnej obrony wobec nich. Nie wiedziała nawet, czy powinna się bać i uważać na to, co robi, co mówi. Pozostawiła na twarzy łagodny uśmiech, ale jej oczy błądziły desperacko, szukając najszybszej drogi ucieczki. Isabel poprosiła ją, aby rozłożyła talerze, a sama ukradkiem poszła w stronę schodów prowadzących na piętro, prawdopodobnie, aby wejść na górę. Nie było jednak takiej potrzeby. Max już schodził na dół. Stanęli oboje przy ostatnim schodku i spoglądając badawczo na Liz, rozmawiali. Spokojnie, chłodno, jakby niczego się nie bali.
- Zostanie na obiad?
- Tak. – odpowiedziała Isabel z diabelskim uśmieszkiem – Uznałam, że to dobry sposób na zacieśnienie waszych więzi.
- Isabel, jeszcze nie ma żadnych więzi.
- Ale będą. – powiedziała dziewczyna – Poza tym ten obiad będzie idealnym sposobem na zmącenie jej główki. Niech runie jej obawa przed nami, niech runą jej stereotypy, niech się obnaży.
- Myślisz, że nam się to uda?
- Tak. – przechyliła się w jego stronę – Z moją słodkością, twoją szarmancją, z erotyzmem Michaela...
- Michaela? – brunet spojrzał uważnie na siostrę
- Tak. Zaprosiłam go. Ktoś musi ja rozbudzić, a on będzie w tym idealny.
- Myślałem, że zadanie obudzenia Liz Parker jednak należy do mnie.
- Bo tak jest. – powiedziała figlarnie Isabel – Ale tylko Michael rozbudza odpowiednio zmysły. On ją doszczętnie skołuje, a reszta będzie należała do ciebie.
- Pomysłowe. – zaśmiał się Max
- Wiem.
W tym momencie zabrzmiał dzwonek u drzwi. Isabel podskoczyła i podbiegła, aby otworzyć. Max tymczasem pokręcił głową i skierował się w stronę kuchni, gdzie cierpliwie, ale jednak niespokojnie czekała Liz. Isabel wpuściła Michaela z wiadomym uśmieszkiem na twarzy. Michael wszedł spokojnie do środka i rozejrzał się. Było dość cicho, dopóki nie dobiegł z kuchni czyjś śmiech. Guerin rozpoznał ten typ śmiechu, spojrzał na Isabel, a potem zapytał:
- Czyżbyś miała gościa?
- Owszem. – powiedziała Isabel powstrzymując go przed wejściem do kuchni – To Liz Parker. Pomyślałam, że mimo swojego urlopu możesz nam pomóc, pomóc Maxowi.
- Co mam robić?
- To co zawsze. – uśmiechnęła się blondynka – Bądź sobą.
Michael uśmiechnął się pod nosem, przebił wzrokiem drogę do kuchni i spokojnym, ostentacyjnym krokiem zmierzał w jej stronę. Przy zastawionym stole stała Liz i z rozbawieniem spoglądała na bruneta opartego o lodówkę. Zastygła, gdy poczuła zapach wody kolońskiej, bardzo przyciągający zapach. Skierowała swój wzrok w stronę wejścia. Michael Guerin. Serce Liz aż podskoczyło. Oto stał przed nią ubóstwiany przez wszystkie dziewczyny w mieście chłopak. Jednocześnie bardzo szybko poczuła się niepewnie i nieswojo. Max tez był bożyszczem nastolatek, ale zachowywał się tak naturalnie, że Liz zapomniała o jego reputacji. Ale Michael patrzył na nią tak dziwnie... aż ciarki przebiegły po jej plecach. Chłopak wszedł pewnie do kuchni i przywitał się z przyjacielem, choć jego wzrok wciąż pozostawał na pannie Parker. Max przedstawił ich sobie:
- To przyjaciel rodziny, Michael Guerin. A to nowa znajoma, Liz Parker.
- Witaj. – Michael powiedział niezwykle subtelnie
Wyciągnął w jej stronę dłoń. Zawahała się, ale zasady dobrego wychowania wzięły górę i uścisnęła jego rękę. Nie mogła opanować drżenia, które wywoływał Guerin. Chłopak oparł się stół obok niej, gdy tymczasem Max opuścił na chwile kuchnię. Michael zaczął:
- Liz, czytałem twój ostatni artykuł w szkolnej gazetce. Przyznaję, że całkiem dobry.
- Dziękuję. – odpowiedziała cicho Liz, lekko rumieniąc się
Speszyła się jeszcze bardziej, kiedy dłoń Michaela niby to przypadkowo musnęła jej ramię. Fala dziwnego gorąca oblała jej ciało, a potem jeszcze szybciej wyparowała, kiedy jego oddech odbił się od jej ucha. Wszystko to było naturalne i wyglądało na przypadkowe, tylko wytrawny gracz mógł zauważyć, że wszystko to było zaplanowane. Do kuchni weszli jednak Isabel i Max, na chwilkę przerywając działania Michaela. Usiedli do stołu. Liz czuła się już całkowicie osaczona, kiedy po obu jej stronach usiedli Max i Michael. Obiad upływał spokojnie, bez ekscesów, bez nudy. Temat jaki zarzuciła Isabel przyjął się świetnie i wyniknęła z niego dość ciekawa dyskusja. Co jakiś czas Liz opuszczała wzrok, kiedy nie potrafiła wytrzymać przeszywającego spojrzenia Michaela lub jego przypadkowych muśnięć. Zaraz po skończonej uczcie Parker szybko wyszła do domu, żegnając się z nimi. Isabel, Michael i Max usiedli na wygodnej kanapie w salonie i dyskutowali:
- I co? – zapytała podekscytowana Isabel
- Myślę, że się udało. – powiedział pewny siebie Michael – Takiego drżenia jeszcze u żadnej nie zauważyłem. Teraz Maxwell ma czyste pole do gry. Mniemam, że dość ciekawej gry.
- Bardzo ciekawej. – wtrącił Max z diabelskim uśmiechem – To będzie moja najlepsza zdobycz.
- Kiedy przystąpisz do gry? – zapytała Isabel
- Nie ma na co tracić czasu. Jutro.
c.d.n.
przeczytałam sobie w Shoutbox, że Niebezpieczne związki to fajne opowiadanie, więc czytam je w dziale ff, komentuję, wchodzę na forum a tu o wiele wiecej części, teraz będę tu przychodzić żeby być bardziej na bierząco , zastanawiam się czy teraz nie będzie rywalizacji Max i Michael o Liz
Czytaj między wierszami...
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 7 guests