Jestem, jestem... Według życzenia
Zgodnie z intencjami autorki wszystkie zdania zaznaczone kursywą dotyczą najgłębszych myśli bohaterów.
How to Disappear Completely - część 6
- Maria, mógłbym dostać wiśniową colę ? – zapytał Max podchodząc do kontuaru.
Wygięła do góry brew – Coś cię okropnie suszy – oparła łokcie na ladzie i próbowała zajrzeć mu w oczy – Sprawy na zapleczu przybrały dobry obrót, co ?
Uśmiechnął się lekko starając się unikać ciekawskich spojrzeń Marii. Wiedział, że ma na twarzy rumieńce od czasu gdy przekonał się jak doskonały obrót przybrały sprawy na zapleczu. I zastanawiał się czy z tego powodu czuje się tak rozgorączkowany.
Czy Maria poznała co się stało między nimi...czy to było aż tak widoczne ?
Położył na ladzie dwu dolarówkę udając że nie widzi jak bardzo czeka na szczegóły rozmowy z Liz. Podstawiła pod dozownik szklankę i odwróciła się.
- No więc ? – była taka uparta.
Odpowiedział jej uśmiechem i chwilę milczał – Dobrze poszło – przyznał wciskając ręce w kieszenie spodni – A nawet bardzo dobrze.
- I ? – nie ustępowała.
- Nie ma co opowiadać – wzruszył ramionami.
Westchnęła zniechęcona i przysunęła się bliżej – Max, dam ci małą wskazówkę.
- Jaką ? – ściągnął z zakłopotaniem brwi.
- Widzisz, Maria lubi znać szczegóły. Maria nie lubi kiedy jej najlepsza przyjaciółka i jej bardzo dobry przyjaciel pomijają takie rzeczy – uśmiechnęła się zachęcająco - Więc wyduś to z siebie.
Roześmiał się a Maria podała mu szklankę z napojem. Podniósł ją ostrożnie.
- Co Liz ci mówiła ? To znaczy...co wiesz... – głos mu zamarł, nie mógł powiedzieć nic więcej. Nawet teraz, kiedy poznał prawdę, mówienie o tym głośno sprawiało mu ból.
- Nic mi nie mówiła, ani słowa – pokręciła stanowczo głową – Słyszałam tylko głuchą ciszę między wami.
- Dziwne – zamyślony kręcił między palcami słomkę – Dlaczego tobie nie powiedziała ?
Chwyciła podkładkę pod szklanki i klepała nią Maxa, raz za razem po każdym słowie – Powiedziała. Mi. Co ?
Jęknął i przeciągnął dłonią po włosach. Maria nigdy się nie poddawała ale mimo wszystko może miałaby jakieś pojęcie dlaczego Liz chciała go w taki dziwny sposób wprowadzić w błąd. To mogłoby pomóc w rozmowie z nią w jej pokoju.
- No cóż...myślałem, że ona spała z Kylem – miał zaskakująco spokojny głos.
Jednak mówiąc to miał wrażenie jakby nóż przeszywał mu serce – Nie zrobiła tego ale....stało się jeszcze coś, czego nie rozumiem.
Długą chwilę wpatrywała się w niego a on poczuł jak rośnie w nim strach.
Może o czymś wiedziała ? A może mimo wszystko to prawda ?
I wtedy nagle zaczęła się śmiać co go zupełnie zaskoczyło. Nie mógł pojąć jak mogła reagować w ten sposób na coś, co w dalszym ciągu było dla niego tak bardzo upokarzające i bolesne.
- Maria, proszę...to nie jest śmieszne.
- Jest śmieszne dla mnie, dziecino. Kyle Valenti ? Kyle ? Boże, mogłam ci ulżyć tydzień temu. Liz nigdy by czegoś takiego nie zrobiła, wiesz o tym.
- Teraz wiem. Ale ja ich widziałem, Maria i zbyt ciężko mi było nawet o tym myśleć.
- Widziałeś ich ?
- Nie wszystko, chociaż byli razem w łóżku – potarł zmęczone oczy – Widzisz, to jest to o czym muszę z nią porozmawiać. Wiem, że nic się nie stało ale chciała żebym w to uwierzył. I nie wiem dlaczego.
- Max, Liz Parker zawsze kochała tylko jednego chłopaka. Jednego. Ciebie – Patrzyła na niego w skupieniu – Cokolwiek widziałeś...nie ma w tym nic, czego nie można by wyjaśnić.
- Wiem – skinął głową.
- Hej, to na pewno jakaś dziwaczna, kosmiczna historia – śmiała się Maria.
Max także zaczął się śmiać i nagle śmiech przerwał ostry ból pulsujący za oczami. Jakby coś eksplodowało w mózgu i rozlewało się po nim szarpiącymi wstrząsami. Pocierał skronie próbując przynieść sobie ulgę w tych nieznośnych uderzeniach.
Maria spoważniała patrząc na niego z niepokojem - Max ? W porządku ?
- Tak, tylko rozbolała mnie głowa.
Usiadł niepewnie na taborecie starając się nie zwracać uwagi na ból. Próbował wyciszyć myśli ale uderzyło go straszliwe poczucie lęku. Jego lodowate palce sięgnęły w głąb, ściskały serce i odbierały oddech. Z trudem chwytał w płuca powietrze.
To nie był błysk. To było coś głęboko wewnątrz....coś, co w jakiś sposób się z nim łączyło. Patrzył na Marię starając się przedrzeć przez gwałtownie atakujące go refleksy świetlne. Zobaczył niepokój odbijający się w jej oczach. .
- Max ? – potarła go uspokajająco po ramieniu.
I wtedy wirujące emocje uformowały się w jedną myśl i wszystko ułożyło się w straszliwe przypuszczenie.
Boże, to coś z Liz. Coś złego się z nią stało.
******
- Dlaczego do ciebie wrócił ? I gdzie jest teraz ?
- On ? – zapytała chcąc zyskać na czasie.
Nieznajomy krążył wokół niej, osaczał jak dziki kot czekający na zdobycz. Liz znieruchomiała opata o drzwi.
- Czego Max próbował dokonać wracając do tego osobliwego czasu ? Co dzieje się, tak nie cierpiącego zwłoki?
Myśli przebiegały przez nią, jedna po drugiej ale jednego była pewna – ten człowiek nie pochodził z jej czasu, prawdopodobnie przybył z 2014 roku. Milczała bojąc odetchnąć kiedy zasypywał ją pytaniami.
- Gdzie jest teraz ? – zapytał mierząc ją zimnym spojrzeniem.
Przez usta przewinął się jej słaby, tryumfujący uśmiech – Nic ci nie powiem.
- Jesteś taka żałosna. Wy oboje – szydził – Twój kryształowy mąż przysięgał chronić Granilithu...swojej rodziny, przyjaciół a nawet tronu – potrząsnął drwiąco głową – a potem, w ostatniej chwili wszystko zlekceważył. Zdradził miejsce jego ukrycia wracając do
ciebie.
Liz oddychała z trudem – Nie rozumiem.
- Nie rozumiesz ? Szedłem za wami. Do Granilithu. A potem gdy posłużył się nim pokonując czas, ja podążyłem za nim
tutaj. Do ciebie.
Podszedł bliżej przyciskając ją do drzwi
- Ostatecznie nie uchronił Granilithu – mówił coraz ciszej, prawie czule – nie potrafił nawet obronić ciebie.
- To nie prawda – pokręciła zdecydowanie głową.
- Taka jesteś pewna ? Nie byłabyś...- wyciągnął rękę i dotknął zabłąkanego kosmyka jej włosów, a ją zaczął ogarniać chłód – Kiedy odszedł zostaliśmy tylko oboje, moja droga...i cieszyło mnie przesiewanie twoich myśli by doszukać się czegoś na temat tego godnego pożałowania pomysłu.
Oddech uwiązł jej w gardle i wzdrygnęła się gdy końcami palców dotknął jej twarzy wędrując powoli po skórze aż do szyi.
- Ale ty byłaś silna. Zamknęłaś się przede mną do najgłębszych pokładów swoich myśli – popatrzył na nią znacząco - I nie dowiedziałem dlaczego wrócił, ale teraz powiesz mi wszystko – zatrzymał palce na gardle a ona czuła jak bije pod nimi jej puls. Czarne oczy wpatrywały się w nią tak intensywnie, że nie mogła odwrócić od nich wzroku.
Dlaczego miał nad nią taką władzę ?
- I powiesz mi gdzie go znajdę – zacisnął palce.
O Boże...jest tutaj z powodu Maxa, a on prawdopodobnie za chwilę wejdzie.
- Nawet nie wiem kim jesteś – krztusiła się.
- To prawda. Za to ja znam cię doskonale, Liz Evans – przyglądał jej się z uwagą i coś na kształt uczucia, którego nie umiała odczytać, zamigotało w mrocznych oczach – Możesz nazywać mnie Marco - powiedział.
Zauważyła biegnącą przez środek brwi równą bliznę, przedzielającą je białą linią na pół. Srebrzysta blizna ciągnęła się w poprzek czoła i znikała pod linią włosów. Liz wyczuła, że w pewien sposób to ważne, jakby znała jej pochodzenie, ale ta myśl szybko odpłynęła zanim zdołała się jej uchwycić.
Patrzyła mu w oczy i próbowała wymyślić jakiś plan. Musiała za wszelką cenę chronić Maxa, odciągnąć go od obcego. Drżała, ponieważ domyślała się, że Marco przybył tu by go unicestwić i zmienić bieg zdarzeń w przyszłości, według własnych zamierzeń.
I wtedy zdecydowała się.
- Chodźmy – powiedziała.
Zaskoczony, wygiął do góry brwi.
- Zaprowadzę cię do niego – ciągnęła – Tu go nie ma.
- Natychmiast. Wróci tylko jeden z nas. Mam z nim swoje porachunki.
Skinęła głową – Rozumiem.
Nie miała pojęcia gdzie mogła go zabrać – teraz, najważniejsze to jak najszybciej wyjść z mieszkania. Trzeba zrobić wszystko żeby sądził, że Max z Przyszłości ciągle tu przebywa. Inaczej cały gniew obróci przeciwko jej Maxowi. Jedna myśl nie dawała jej spokoju – dlaczego Marco nie zniknął kiedy zmienili przyszłość ? W jaki sposób oparł się potędze czasu, który spowodował odejście Maxa tamtej nocy sprzed tygodnia ?
Max biegł do jej pokoju, nie mogąc sobie poradzić z przygniatającymi go emocjami, które pulsowały w nim nie pozwalając oddychać. Jego dusza i połączenie z Liz było szeroko otwarte kiedy przekraczał próg jej pokoju.
Ale nie było w nim Liz. Tylko w uchylonym oknie kołysała się monotonnie zasłona.
- Liz ? – krzyknął z nadzieją wchodząc głębiej.
- Liz ! – tuż za nim wpadła Maria.
Ale odpowiedziała im głucha cisza. Maria chwyciła go za ramię i patrzyła na niego szukając upewnienia.
- Max ? Gdzie ona jest ?
- Nie wiem – potrząsnął głową rozglądając się rozpaczliwie.
Kiedy odwracał się do Marii powietrze iskrzyło, naładowane jakąś dziwną energią, która zaczęła gromadzić się wokół niego. Podłoga zachwiała się pod stopami i w lustrze uchwycił spojrzenie Liz. Stała tam otulona białym, ślubnym welonie. Zanim pojął znaczenie tego co zobaczył, odbicie rozmazało się, zblakło i obraz zmienił się w inny – Liz rozpaczliwie płakała w łazience.
Zajrzał tam natychmiast jakby spodziewał się ją zastać i znowu doznał dziwnych wizji. Zobaczył kogoś, kto wyglądał zupełnie jak on, był tylko starszy...i inny. Powietrze zaczęło się gwałtownie ochładzać a on zadygotał.
Co się z nim dzieje ? Co stało się w tym pokoju, co zostawiło po sobie tak intensywną aurę ?
I wtedy za oczami eksplodował kolejny ból niemal go oślepiając.
Osunął się na łóżko, ukrył twarz w dłoniach. Zmuszał umysł do spokoju by móc odczytać wszystkie wizje, obrazy jakie stąd do niego dochodziły. Gdyby tylko umiał je jakoś poukładać, przedrzeć się przez nie, może wtedy zrozumiałby co się wydarzyło. Zamknął oczy i głęboko oddychał.
- Max ? Nie możemy tu zostać – Maria przestępowała z nogi na nogę.
Podniósł powoli głowę – Wyłapuję dochodzące do mnie jakieś...znaki. Może pomogą nam odszukać Liz.
- Jakie znaki ?
- Emocje...wizje. Maria, powinnaś się tu rozglądnąć. Spróbuj, może coś znajdziesz.
- Dlaczego akurat w tym pokoju ?
Max zamknął oczy. Zgryzota....morze smutku. Przerażenie. Uniesienie...ogromny żal. Obrazy przebiegały błyskawicznie ale jedno uparcie wybijało się ponad pozostałe, wypływało jak z mrocznych otchłani. Przerażenie.
Jej potworny strach...to uczucie iskrzyło w pokoju jak niezabezpieczony przewód elektryczny.
I to było ostatnie, najbardziej realistyczne doznanie jakiego doświadczył.
Potrząsnął głową – Bo ten pokój jest kluczem do całej reszty – ukrył znowu twarz w dłoniach pragnąc aby pokój przestał wirować. Powinien mocno wziąć się w garść, uspokoić, szczególnie gdy poznał wszystkie emocje, które uderzyły w niego w sypialni Liz.
W swoim życiu doświadczył koszmaru przerażenia – W białym pokoju.
Cdn.