Z pamiętnika M.G.
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Masz rację, Isyy. Każdy ma prawo do swoich poglądów. Mi się ta część nie podobała, ale nadaluważam, że _liz robi dobrą robotę piszą tę opowiadanie. Tylko ja chciałabym coś więcej niż tylko zbitę z wszystkich po kolei. Przykro mi...
Jam jest kielich bez dna. Jam jest śmierć bez grobu. Jam jest imię bez imienia.
Ten punkt widzenia i komentowania serialowych wydarzeń jest niezwykle odkrywczy. Rzuca nowe światło na fakty, które miały miejsce w serialu i na charaktery naszych milusińskich. A teraz do rzeczy. Biorąc pod uwagę fakt, że tak naprawdę nie wiemy co myślą bohaterowie filmu, możemy ich zachowanie, postawę, miny interpretować tak jak się nam chce. Weźmy chociaż pod lupę postać Avy. Jedni uważają że była jedyną normalną (czytaj dobrą) z nowojorskiej 4, a drudzy uważają, że po prostu lepiej udawała. To samo tyczy i Michaela. Te jego miny można naprawdę różnie traktować. Ja go troszkę (ha ha) idealizuję i przez to przymykam oczy na jego czasami dość grubiańskie zachowanie w filmie. Twoje opowiadanko uprzytomniło mi to, że on też może mieć "ciekawe" myśli. Hm.. Co jeszcze jego umysł wymodzi?
Obszary nuklearne - to pokój mojej szefowej!
Obszary nuklearne - to pokój mojej szefowej!
Fajnie, że mnie dobrze zrozumiałaś _liz. Mój komentarz nie była atakiem na ciebie, po prostu zwróciłam cio uwagę na to co mnie razi. Powiedziałm ci wprost, co mi się nie podoba, bo nie chcę rozstawać się z twoim opowiadaniem. A ty też jako autorka chciałabyś chyba usłyszeć coś innego niż SUPER
Jam jest kielich bez dna. Jam jest śmierć bez grobu. Jam jest imię bez imienia.
Dokładnie zajavko. Ciągłe słyszenie "super" "świetne" jest bardzo miłe, ale przez to nie mam pojęcia jak pisać dalej, co byście chcieli zmienić. No chyba, ze ktoś mi pisze, bardziej szczegółowo co mu siępodobało, to będe w stanie coś w tym rodzaju powtórzyć. Dzięki twojemu komentarzowi dalsze części będą już bardziej wygładzone i mniej złośliwe - tzn. sarkazm Michaela nadal będzie i trochę ciętych uwag, ale pojawi się to o czym mówi tigi:Fajnie, że mnie dobrze zrozumiałaś _liz. Mój komentarz nie była atakiem na ciebie, po prostu zwróciłam cio uwagę na to co mnie razi. Powiedziałm ci wprost, co mi się nie podoba, bo nie chcę rozstawać się z twoim opowiadaniem. A ty też jako autorka chciałabyś chyba usłyszeć coś innego niż SUPER
To gwarantowane! Nadal traktujcie to z lekkim przymrużeniem oka. Ale będzie co nieco o przyjaźni, o uczuciach (nawet do Marii). Oczywiście w każdym kolejnym epizodzie bedzie tego niewielka dawka. Ale poczekajcie na Świąteczny - to bedzie przełom Michaela.przydałoby się dodać trochę fragmentów opowiadających o jego prawdziwej przyjaźni z Maxem i pozostałymi, przecież mimo wszystko wiele dla niego znaczyli.
I naprawdę dzięki za komentarze. Jesli w jakimkolwiek jeszcze opo coś jest nie tak, dajcie znać.
Nie musisz rezygnować ze złośliwości i ciętości. Niech po prostu nie będą na pierwszym planie. Niech następne części będą czymś więcej niż tylko złośliwościąDzięki twojemu komentarzowi dalsze części będą już bardziej wygładzone i mniej złośliwe - tzn. sarkazm Michaela nadal będzie i trochę ciętych uwag,
Jam jest kielich bez dna. Jam jest śmierć bez grobu. Jam jest imię bez imienia.
-
- Pleciuga
- Posts: 618
- Joined: Tue Dec 09, 2003 10:24 pm
- Location: Swiar wampirow..raj dla kriw, pieklo dla smiertelnikow
- Contact:
hmm _liz jesli zalezy ci bardzo na opini to ja wyglosze
wiec tak uwazam ze opowiadanko jest bardzo smieszne, napisane tak innaczej i to jest dobre, sa dowcipy sa ciete uwagi to jest prawidzwy micheal guerin. tylko wlasnie brakuje mi tego jego ciepla..bo wkoncu w gruncie rzeczy on ich wszystkich kochal na swoj nietypowy sposob..brakuje tutaj jego cieplych uczuc, przynjamiej ja odnosze takie wrazenie..
wiec tak uwazam ze opowiadanko jest bardzo smieszne, napisane tak innaczej i to jest dobre, sa dowcipy sa ciete uwagi to jest prawidzwy micheal guerin. tylko wlasnie brakuje mi tego jego ciepla..bo wkoncu w gruncie rzeczy on ich wszystkich kochal na swoj nietypowy sposob..brakuje tutaj jego cieplych uczuc, przynjamiej ja odnosze takie wrazenie..
Dziękuję Lyss za komentarz i ponownie za twój zajavko, i za uwagi całej reszty. Śmiało możecie je wygłaszać, bo dzieki nim jestem w stanie poprawić swoje błędy i dac wam to, co byście chcieli w ff przeczytać. Oto kolejna część Z pamiętnika M.G. Zaczynam powoli wyraxnie zarysowywać też tę druga "czulszą" naturę Michaela... Nie mogę od razu zrobić go niesamowicie czułym, bo to byłoby zbyt ostre przejście z jednego stylu w drugi. Ale gwarantuję, że Misiek pokaże się z kilku dobrych stron
Z PAMIĘTNIKA M.G.
VI
Ale numer! Całe miasto wymiotło. Przeczuwałem, że ten pokurcz tak łatwo się nie podda. A najbardziej to wkurza mnie to, że wszyscy wkoło to kosmici. Jak nie mini blondyna to ta Courtney. Oczywiście laska nieźle świrnięta. W sowim mieszkaniu urządziła mi świątynię. Ja wiem, że mnie należy wielbić, ale to było trochę odjechane i przerażające. No i oczywiście Maria znów się mnie czepia, Alex mi przywalił, bo musiał przeze mnie wysłuchiwać szlochów tej histeryczki. W tym wypadku nie dziwię się chłopakowi. Wracając jednak do tematu. Pojechaliśmy kilka dni temu do jakiejś zatęchłej dziury, gdzie oczywiście mieszkali kosmici. W obecnych czasach łatwiej mi będzie zapytać o miasto, w którym nie ma kosmitów! Jakiś niewyrośnięty smarkacz usiłował nas zabić, ale zwinęliśmy skórę Courtney a resztę rozwaliliśmy. Tylko, że nikt nie przewidział, że są mściwi. Wszyscy są zbyt zajęci sobą. Max ma obecnie doła i ledwo kontaktuje, no i oczywiście nie chce powiedzieć co się stało. Tak to niby jestem jego przyjacielem, ale jak co do czego, to nie chce mi powiedzieć. Co ja taki straszny jestem, że boją się mówić, co się stało? Czuję się co najmniej mocno urażony. Isabel chodzi jak struta, musiała się czymś zatruć. A obecnie siedzimy w Crashdown, bo w odwiedzinki wpadli Skórowie i wypieprzyli nam mieszkańców Roswell. O przepraszam – wymazali. Zaraz mnie krew zaleje, bo wymiotło wszystkich, a co się z tym wiąże to nie mogę nigdzie znaleźć Marii. Zaczynam się niepokoić. Tak wiem, ciągle ją objeżdżam, ale ona w sumie jest jedyną osobą ludzką, której na mnie zależy. Gdyby coś jej się... Uff! Jest! Choć tu mała marudo, niech cię przytulę – chociaż ten jeden raz. Wiec nie wszyscy zniknęli. Szkoda, że chociaż Szeryf nie zniknął. Ale jak zwykle mam za dużo życzeń. Teraz kombinujemy, co robić. Stawiam na to, że Max zarządzi ukrywanie się. No a jak! Ha! W sumie to az taki zły pomysł nie jest, bo sam nie jestem takim geniuszem aby tylko w takiej garstce stawiać się tym kosmitom, którzy obecnie wyglądają jakby zasnęli na słońcu i spiekli niezłego raczka – skóra schodzi płatami.
Szeryf zniknął – wreszcie moje modlitwy zostały wysłuchane. Młody Valenti wszczął bunt i zabiera Małą Parker. Ale Max ma minę. Szkoda, że nie wziąłem aparatu, to bezcenne. Co? Maria jedzie z nimi? Nie ma mowy! Yyy... Czyżbym się martwił? E, to nie możliwe, za dobrze się znam. Pewnie po prostu boję się, że coś nabroją i dopiero nam się dostanie. Albo i nie... czuję się skołowany. Lepiej niech się stąd zmyją zanim się rozczulę. Oni załatwią to coś, co nam przeszkadza, a my oczywiście znów babrać się będziemy z mokra robotą – usuwaniem odpadków (czyt. kosmitów). O mój przywódca się odezwał. Jego radary chyba coś wykryły i będziemy się przenosić. Chyba pierwszy raz popieram jego decyzję. Max bywa wkurzający z tymi swoimi postanowieniami, ale szanuję jego decyzje. Tym razem nawet więcej – popieram ją! Idziemy do szkoły. No proszę, nawet wtedy gdy nie ma nauczycieli ani uczniów, to musze tu tkwić – to jakaś klątwa. A mówiłem, że to zły pomysł?! Ale nikt mnie nie słuchał i teraz stoimy przywiązani do jakiś słupów, czy cokolwiek to jest. Mały pokurcz, wołają na niego Nicholas, pełen podziwu dla mojej fryzury – co mnie oczywiście nie dziwi, bo wyglądam zdumiewająco. Coś się gorąco robi... Lala voo doo wreszcie się na coś przydała. Rozpaliła niezłe ognisko. Jestem pełen podziwu. Tylko kto teraz posprząta te fruwające skórki? Nie ja... Ja jestem głodny. Wiecie ile takie użerania się z inną rasa kosmitów pochłania energii? Zjem co najmniej potrójną porcję frytek... No dobra podwójną, a resztą podzielę się z De Lucą...
c.d.n.
Z PAMIĘTNIKA M.G.
VI
Ale numer! Całe miasto wymiotło. Przeczuwałem, że ten pokurcz tak łatwo się nie podda. A najbardziej to wkurza mnie to, że wszyscy wkoło to kosmici. Jak nie mini blondyna to ta Courtney. Oczywiście laska nieźle świrnięta. W sowim mieszkaniu urządziła mi świątynię. Ja wiem, że mnie należy wielbić, ale to było trochę odjechane i przerażające. No i oczywiście Maria znów się mnie czepia, Alex mi przywalił, bo musiał przeze mnie wysłuchiwać szlochów tej histeryczki. W tym wypadku nie dziwię się chłopakowi. Wracając jednak do tematu. Pojechaliśmy kilka dni temu do jakiejś zatęchłej dziury, gdzie oczywiście mieszkali kosmici. W obecnych czasach łatwiej mi będzie zapytać o miasto, w którym nie ma kosmitów! Jakiś niewyrośnięty smarkacz usiłował nas zabić, ale zwinęliśmy skórę Courtney a resztę rozwaliliśmy. Tylko, że nikt nie przewidział, że są mściwi. Wszyscy są zbyt zajęci sobą. Max ma obecnie doła i ledwo kontaktuje, no i oczywiście nie chce powiedzieć co się stało. Tak to niby jestem jego przyjacielem, ale jak co do czego, to nie chce mi powiedzieć. Co ja taki straszny jestem, że boją się mówić, co się stało? Czuję się co najmniej mocno urażony. Isabel chodzi jak struta, musiała się czymś zatruć. A obecnie siedzimy w Crashdown, bo w odwiedzinki wpadli Skórowie i wypieprzyli nam mieszkańców Roswell. O przepraszam – wymazali. Zaraz mnie krew zaleje, bo wymiotło wszystkich, a co się z tym wiąże to nie mogę nigdzie znaleźć Marii. Zaczynam się niepokoić. Tak wiem, ciągle ją objeżdżam, ale ona w sumie jest jedyną osobą ludzką, której na mnie zależy. Gdyby coś jej się... Uff! Jest! Choć tu mała marudo, niech cię przytulę – chociaż ten jeden raz. Wiec nie wszyscy zniknęli. Szkoda, że chociaż Szeryf nie zniknął. Ale jak zwykle mam za dużo życzeń. Teraz kombinujemy, co robić. Stawiam na to, że Max zarządzi ukrywanie się. No a jak! Ha! W sumie to az taki zły pomysł nie jest, bo sam nie jestem takim geniuszem aby tylko w takiej garstce stawiać się tym kosmitom, którzy obecnie wyglądają jakby zasnęli na słońcu i spiekli niezłego raczka – skóra schodzi płatami.
Szeryf zniknął – wreszcie moje modlitwy zostały wysłuchane. Młody Valenti wszczął bunt i zabiera Małą Parker. Ale Max ma minę. Szkoda, że nie wziąłem aparatu, to bezcenne. Co? Maria jedzie z nimi? Nie ma mowy! Yyy... Czyżbym się martwił? E, to nie możliwe, za dobrze się znam. Pewnie po prostu boję się, że coś nabroją i dopiero nam się dostanie. Albo i nie... czuję się skołowany. Lepiej niech się stąd zmyją zanim się rozczulę. Oni załatwią to coś, co nam przeszkadza, a my oczywiście znów babrać się będziemy z mokra robotą – usuwaniem odpadków (czyt. kosmitów). O mój przywódca się odezwał. Jego radary chyba coś wykryły i będziemy się przenosić. Chyba pierwszy raz popieram jego decyzję. Max bywa wkurzający z tymi swoimi postanowieniami, ale szanuję jego decyzje. Tym razem nawet więcej – popieram ją! Idziemy do szkoły. No proszę, nawet wtedy gdy nie ma nauczycieli ani uczniów, to musze tu tkwić – to jakaś klątwa. A mówiłem, że to zły pomysł?! Ale nikt mnie nie słuchał i teraz stoimy przywiązani do jakiś słupów, czy cokolwiek to jest. Mały pokurcz, wołają na niego Nicholas, pełen podziwu dla mojej fryzury – co mnie oczywiście nie dziwi, bo wyglądam zdumiewająco. Coś się gorąco robi... Lala voo doo wreszcie się na coś przydała. Rozpaliła niezłe ognisko. Jestem pełen podziwu. Tylko kto teraz posprząta te fruwające skórki? Nie ja... Ja jestem głodny. Wiecie ile takie użerania się z inną rasa kosmitów pochłania energii? Zjem co najmniej potrójną porcję frytek... No dobra podwójną, a resztą podzielę się z De Lucą...
c.d.n.
Bardzo sie cieszę zajavko, że cię nie zawiodłam i że ta częśc przypadła ci do gustu. Postaram sie tak dalejZaczynałam czytać z mieszanymi uczuciami, na szczęscie dość szybko mi minęły. Ta część jest o wiele lepsza niż poprzednio. Niektóre teksty są naprawdę niesamowite. Tak trzymaj _liz
Postaram się Graalion. Ale z tym trzeba naprawde uważac, żeby ani w jedną ani w druga stronę nie przegiąć. Mam nadzieję, że mnie się udaUważaj żeby nie przegiąć w drugą stronę
To sie zgadza Ale jestem wspaniałomyślna i zaraz wam zafunduję kolejną porcję Michaela. Jak dla mnie to ta częśc jest taka sobie...eh ona lubi nas zameczac
Z PAMIĘTNIKA M.G.
VII
Widziałem w życiu wiele dziwnych rzeczy, ale tego jeszcze nie było. Mam brata bliźniaka. A co tam – wszyscy mamy bliźniaków, tzn. wszyscy kosmici. Dzięki Bogu, że tylko my, bo drugiej Marii bym nie zniósł. Wielbić Pana za tę jedną moją Marię. Hmmm... Ten drugi ja wygląda całkiem dobrze. No nie liczę tej fryzury, ale reszta, jak zwykle idealna. Druga Isabel vel Vilandra wygląda na ostra panienkę. Makijaż groteskowy, ale ciałko... A Alexowi już staje... włos na głowie na samą myśl o dwóch Isabel. Eh, on się nigdy nie zmieni. Tylko żeby nie zaczął śpiewać miłosnych serenad, bo znów nam wymaże mieszkańców – tym razem będą sami uciekać w popłochu na dźwięk jego gitary. Ale to jest numer! Mała voo doo w różowych włosach i podartych rajstopach przebija ich wszystkich. Jeszcze jej lalki barbie w dłoni brakuje i lizaka i może iść śmiało na bal karnawałowy do przedszkola. Jedno u nich jest niezmienne. I ta mała Ava i Tess ślinią się do Maxa. A właśnie... Ktoś się zlitował i zaoszczędził nam drugiego Maxa, co za ulga. Ale z drugiej strony wygląda to dość podejrzanie. Mam dziwne przeczucie. Gdzie nie ma Maxa coś jest nie tak, więc z nimi coś musi być nie tak. Wiem, że nie jestem zbyt miły wobec Maxa i często mu jadę, ale przynajmniej wiem, że gdzie on jest tam jest nuda, ale co się z tym na szczęście wiąże jest też dość bezpiecznie – można spokojnie spać, oglądać mecze NHL i jeść. Właśnie mi się przypomniało, że jestem głodny... Rath i Max rozmawiają. Nie chce wiedzieć, o czym, bo przeczuwam kłopoty. Tylko, że mnie nikt nie będzie słuchał. O ile się orientuję to w obecnej chwili tajfun De Luca bezcześci tereny Małej Parker, w poszukiwaniu zemsty za krzywdę jaką jej wyrządziła. „To był język Michaela” O wypraszam sobie, ja mam język na swoim miejscu. Zawsze była przewrażliwiona i zaborcza. Mój język jest tam gdzie powinien być i gwarantuję, że nigdy nie znalazł się w obcym obiekcie, tylko w wypróbowanym – Maria. Nie poznaję sam siebie! Zaczynam być wierny, chociaż nie, zawsze taki byłem wobec niej, ale chyba zaczynam być łagodny. A sio złe myśli! Małe voo doo coś knują... O przyszedł porwany przez kosmitów, skretyniały szef Maxa. Nie czepiam się tego, że mówi o porwaniu przez kosmitów – to w obecnych czasach najbardziej prawdopodobne! Nawet bardziej możliwe, niż śmierć w wypadku samochodowym. Tknął się Marii. Bawi mnie wizja ich razem... On porąbany i w dodatku ma świra na punkcie głupiej kanapki, ona też nieźle zakręcona. Ale zaraz, zaraz... O ile się nie mylę to teoretycznie ja jestem z Marią. No rzesz jasna cholera! To ja się opanowuję przed wielbicielkami i wielbię Marie, nawet zaczynam być wobec niej miły, a ona flirtuje z tym... czymś?! Rath chce mi pomóc. O stary chętnie, ale nie na oczach ludzi. Co ja jestem? Towar przejściowy?
Pojechali. Kto? Gdzie? To chyba oczywiste. Max i jego mała królewna Tess pojechali z naszymi drugimi (gorszymi) wersjami do Nowego Yorku. Teoretycznie na jakieś zebranie czy coś. A mnie zostawili tu z tymi... z zatrutą Isabel, która płacze za bratem, z różową voo doo Avą, która zadręcza Liz, no i z Mała Parker, która udaje, że martwi się o Maxa. Isabel świruje, bo ma przeczucie... Że co?! Ha! Wiedziałem, że coś nie tak. Podarte rajstopki się wygadały, że Vilandra i Rath pozbyli się Zana, się znaczy Maxa. Z jednej strony to mają święty spokój, ale z drugiej, to wiedziałem, że coś tu nie gra! Ja! Jak zwykle jestem genialny, jak zwykle przewiduję wszystko – i jak zwykle nikt mnie nie słucha... A Isabel popada w histerię... ma ktoś prozac? Liz w geście pomocy i skruchy pomaga jej się skontaktować umysłowo z Maxem. Ciekawe w jakim momencie wpadnie do niego? Heh... wolę sobie nie wyobrażać. Idę coś zjeść – takie zajmowanie się innymi jest męczące. I tak wiem co się stanie. Uda im się go ocalić, przed niewiadomo czym. Wróci uszczęśliwiony, padnie w ramiona Liz, ale oczywiście tylko przyjaźń. Potem łezki Isabel, radość (nuuuda!) i od nowa to samo. Ja mam naprawdę ciężkie życie. Bo gdyby tak na to spojrzał ktoś z boku, to stwierdziłby, że jestem nieczuły. Ależ wręcz przeciwnie! To moja nadmierna troska o innych przejawia się w moich, oczywiście subtelnych, uwagach. Nie moja wina, że nie potrafią tego odpowiednio odczytać. No przepraszam bardzo, ale proszę się zastanowić: Czy kiedykolwiek ktoś przeze mnie płakał? Czy kiedykolwiek zrobiłem komuś głupi kawał? Czy kiedykolwiek uraziłem kogoś w jakiś sposób? Czy kiedykolwiek byłem niemiły? Czy ktokolwiek doznał urazu psychicznego na skutek mojej rozmowy z nim? Czy ktokolwiek poczuł się, jakbym się nad nim pastwił? NIE?! To musze to nadrobić...
c.d.n.
Who is online
Users browsing this forum: Google [Bot] and 53 guests