Z pamiętnika M.G.
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Hmmm... No to trzeci zapisek szanownego pana Michaela G.
Z PAMIĘTNIKA M.G.
III
Spokojnie, tylko spokojnie. Żebym nie zapomniał, ze musze oddychać. Raz, dwa. Raz, dwa. Uff... Miałem w życiu różne sny i najdziwaczniejsze fantazje, ale czegoś takiego to jeszcze nie przeżyłem. Jakby to się działo naprawdę. Oby nie! Chociaż... czemu nie? Było całkiem dobrze, a nawet lepiej. Zawsze wiedziałem, że nasz Sopel ma w sobie mnóstwo temperamentu i żądzy. A jak na mnie patrzyła. Wręcz mnie pożerała wzrokiem, zresztą, czemu się tu dziwić. Pomijając moją skromność, to jestem smakowitym kąskiem. Ale wracając do tematu – skąd u licha u mnie takie sny? Pierwszy raz śni mi się Isabel. I to na pustyni? Musze być zdrowo kopnięty, skoro nie mogłem nawet wyśnić, ze robimy to na wygodnym łóżku. Ale co tam. Jedna fantazja mniej czy więcej, co za różnica. Dobra, ja chyba popadam w paranoję. Isabel autentycznie na mnie patrzy. Niech utkwi te swoje wielgachne oczęta w swoim kakofonicznym chłoptasiu. Kto się tak drze? No tak, co ja głupio pytam. Wiadomo – Maria. Zastanawiające jest to, ze coś rzadko miewam fantazje o niej. Ale jak niby miałbym ją sobie wyobrazić? Chyba w lateksie i z pejczem w ręku. Albo w mundurze gestapo – wyszłoby na to samo. Zaczynam przesadzać. Maria to nawet fajna dziewczyna, ona przynajmniej stara się ze mną wytrzymać. A ja niewdzięcznik tak jej jadę... I co z tego! Zbije mnie? Każe stanąć w kącie? Poza tym nie umie czytać w myślach, może to i lepiej, bo już dawno bym został zadźgany albo otruty. O uwaga, podchodzi do mnie moje „kochanie”. Kochanie? Co ja wygaduję? Lepiej się zmyje, zanim znów się na mnie rzuci z radosnym okrzykiem i będzie usiłowała namówić mnie na krótkie sam na sam. Idę do Maxa, on przynajmniej mnie nie rozbiera wzrokiem. Fuj! Może przy okazji ich wykorzystam i prześpię się u nich? Będzie to dużo przyjemniejsze niż spędzanie wieczoru z Hankiem. Facet ma zdrowo narąbane. Jakby miał kasę to by sobie założył monopolowy albo bar i sam by robił jednocześnie za barmana i klienta. Z drugiej strony to wygodne...
Wow! Dobra, co za dużo to nie zdrowo. Sny z Isabel były miłe, ale do czasu. Co ona sobie jaja robi? Dziecko?! Słyszałem o różnych sposobach usidlenia chłopaka, nawet o udawaniu ciąży, ale żeby jeszcze o dziecku śnić to już chore. Trzeba temu zapobiec. Obawiam się, że będę musiał chwycić się najdrastyczniejszego sposobu – Marii. Brrr... Trudno. Wolę już pocałować nerwicę niż do końca życia męczyć się z panikarą. Dam rade, dam radę. Pocałować i tyle. To nie boli, pamiętaj Guerin, to nie boli. To nawet przyjemne. Ooops! No, jednak my kosmici stanowimy wyższą formę inteligencji. Isabel wpadła na ten sam pomysł co ja. Dzięki Bogu ona nie pomyślała o Marii, tylko o Alexie. Gdy tak teraz na nią patrzę, na Isabel oczywiście, to stwierdzam, że wolę moją Marię. Przecież Issy to typowa panienka, na którą każdy leci. A jeśli miałbym ciągle się użerać z jej kolejnymi kochankami – spójrzmy prawdzie w oczy, ona zmienia facetów jak rękawiczki – to bym chyba wykitował na zawał z przemęczenia. Poza tym co oni w niej widzą? Włosy jak treska, oczy jakieś takie łzawe, ciało... dobra kwestię jej ciała pominę. A charakter? Tylko skończony kretyn o skłonnościach samobójczych by się z nią związał. To ja pozostanę przy Marii, przynajmniej już wiem, jak z nią postępować, dużo czasu poświęciłem na praktykę. Tak, niech Alex Król Szarpidrutów się z nią męczy. On chyba jest masochistą...
c.d.n.
Z PAMIĘTNIKA M.G.
III
Spokojnie, tylko spokojnie. Żebym nie zapomniał, ze musze oddychać. Raz, dwa. Raz, dwa. Uff... Miałem w życiu różne sny i najdziwaczniejsze fantazje, ale czegoś takiego to jeszcze nie przeżyłem. Jakby to się działo naprawdę. Oby nie! Chociaż... czemu nie? Było całkiem dobrze, a nawet lepiej. Zawsze wiedziałem, że nasz Sopel ma w sobie mnóstwo temperamentu i żądzy. A jak na mnie patrzyła. Wręcz mnie pożerała wzrokiem, zresztą, czemu się tu dziwić. Pomijając moją skromność, to jestem smakowitym kąskiem. Ale wracając do tematu – skąd u licha u mnie takie sny? Pierwszy raz śni mi się Isabel. I to na pustyni? Musze być zdrowo kopnięty, skoro nie mogłem nawet wyśnić, ze robimy to na wygodnym łóżku. Ale co tam. Jedna fantazja mniej czy więcej, co za różnica. Dobra, ja chyba popadam w paranoję. Isabel autentycznie na mnie patrzy. Niech utkwi te swoje wielgachne oczęta w swoim kakofonicznym chłoptasiu. Kto się tak drze? No tak, co ja głupio pytam. Wiadomo – Maria. Zastanawiające jest to, ze coś rzadko miewam fantazje o niej. Ale jak niby miałbym ją sobie wyobrazić? Chyba w lateksie i z pejczem w ręku. Albo w mundurze gestapo – wyszłoby na to samo. Zaczynam przesadzać. Maria to nawet fajna dziewczyna, ona przynajmniej stara się ze mną wytrzymać. A ja niewdzięcznik tak jej jadę... I co z tego! Zbije mnie? Każe stanąć w kącie? Poza tym nie umie czytać w myślach, może to i lepiej, bo już dawno bym został zadźgany albo otruty. O uwaga, podchodzi do mnie moje „kochanie”. Kochanie? Co ja wygaduję? Lepiej się zmyje, zanim znów się na mnie rzuci z radosnym okrzykiem i będzie usiłowała namówić mnie na krótkie sam na sam. Idę do Maxa, on przynajmniej mnie nie rozbiera wzrokiem. Fuj! Może przy okazji ich wykorzystam i prześpię się u nich? Będzie to dużo przyjemniejsze niż spędzanie wieczoru z Hankiem. Facet ma zdrowo narąbane. Jakby miał kasę to by sobie założył monopolowy albo bar i sam by robił jednocześnie za barmana i klienta. Z drugiej strony to wygodne...
Wow! Dobra, co za dużo to nie zdrowo. Sny z Isabel były miłe, ale do czasu. Co ona sobie jaja robi? Dziecko?! Słyszałem o różnych sposobach usidlenia chłopaka, nawet o udawaniu ciąży, ale żeby jeszcze o dziecku śnić to już chore. Trzeba temu zapobiec. Obawiam się, że będę musiał chwycić się najdrastyczniejszego sposobu – Marii. Brrr... Trudno. Wolę już pocałować nerwicę niż do końca życia męczyć się z panikarą. Dam rade, dam radę. Pocałować i tyle. To nie boli, pamiętaj Guerin, to nie boli. To nawet przyjemne. Ooops! No, jednak my kosmici stanowimy wyższą formę inteligencji. Isabel wpadła na ten sam pomysł co ja. Dzięki Bogu ona nie pomyślała o Marii, tylko o Alexie. Gdy tak teraz na nią patrzę, na Isabel oczywiście, to stwierdzam, że wolę moją Marię. Przecież Issy to typowa panienka, na którą każdy leci. A jeśli miałbym ciągle się użerać z jej kolejnymi kochankami – spójrzmy prawdzie w oczy, ona zmienia facetów jak rękawiczki – to bym chyba wykitował na zawał z przemęczenia. Poza tym co oni w niej widzą? Włosy jak treska, oczy jakieś takie łzawe, ciało... dobra kwestię jej ciała pominę. A charakter? Tylko skończony kretyn o skłonnościach samobójczych by się z nią związał. To ja pozostanę przy Marii, przynajmniej już wiem, jak z nią postępować, dużo czasu poświęciłem na praktykę. Tak, niech Alex Król Szarpidrutów się z nią męczy. On chyba jest masochistą...
c.d.n.
nie ty jedna się zakrztusiłaś. Ja również miałam napad smiechu. Ta pewność Michaela, że wszyscy o nim marzą. Snu Isabel to chyba nawiązanie do Four Square? Maria w mundurze gestapo albo w lateksie? No i jeszcze to obrzydzenie na myśl o Maxie. No i Alex Król Szarpidrutów. Heh. Ciekawe kto jeszcze padnie ofiarom Miśka.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Podzielam zdanie Galadrieli i liz, że te przemyślenia są świetne. No i to, że ofiarami będa ci którzy jeszcze nie zostali, czy;li została chyba tylko Liz (choć już trochę się jej zebrało), Kyle, Szeryf. No i lista się kończy. To podejrzewam, że oni tez oberwą. Naprawdę bardzo dobry ff i zasługuje na uwagę, mało jest takich, a sa naprawde cenne, zwłaszcza z takim językiem i stylem. Dalej!
Akurat miałam chwilkę czasu i napisałam kolejną część. Niedługo powstaną nowe, bo oto zbliżają się ferię. Mam nadzieję, że ta również wam sie spodoba i posypie się więcej komentarzy i dłuższych
Z PAMIĘTNIKA M.G.
IV
Mam tego serdecznie dość. Gdzie my w ogóle jesteśmy? Jakieś ruiny. I na dodatek sprowadzili tu tego zidiociałego fajtłapę Szeryfa. Pomógł nam, ok., dzięki ci bardzo, ale teraz spadaj koleś na drzewo! Nie, on ma plan. No jasne, oświeć nas. Max się na to zgadza? Nie. Ja czasami naprawdę odnoszę wrażenie, że to ja tu powinienem dowodzić albo, że ktoś powinien uświadomić Maxa. Odkąd się jeszcze okazało, że mała kocica Tess była na Antarze jego żoną, to wprost duma go rozpiera. Heh. Co zabawne, to kochają się w nim same małe dziewczynki o posturze laleczki voo doo. To się nazywa wzięcie. Teraz obecna niewolnica jego ciemnego spojrzenia wręcz się na niego kładzie. Znajdźcie sobie łóżko. Jak ich znam to w trakcie tej ucieczki przed FBI schowali się w jakiejś przyczepie z wygodną kanapą, a potem wmawiają ludziom, że Mała Parker to dziewica – ktoś może w to wierzy? Nie sądzę. Matko, on ja przytula. Mało im było? Zaraz mnie zemdli, musze szybko coś wymyślić, żeby na nich nie patrzeć. O Maria. Co ona, płacze? Martwiła się o mnie, jakie to rozczulające... szlag mnie trafi. Oczywiście musiała się do mnie przykleić. Cóż, przynajmniej nie musze patrzeć na tamtych przesłodzonych. Dobra, chodźmy stąd, bo mam już dość tego jęczenia: „Znajdą nas. Zabiją. FBI depcze nam po piętach. Łeee.... Aaaa...” Idziemy. Jeżeli FBI zacznie strzelać to stawiam na to, że pierwszy oberwie Max...w uszy. Szeryf obnosi się z ta swoją pukawką, ale pewnie to na wodę, bo patrzy takim błędnym wzrokiem, jakby chciał się wycofać. A co mi tam, najwyżej go zabiję.
Hmm. Nie podejrzewałem, ze tak świetnie czuję się z bronią w ręku. Założę się, że doskonale wyglądam. Strzeżcie się! Musze tylko uważać, bo zaraz mnie fala śmiechu trafi. Maxwell, jak ty trzymasz pistolet. Czy ty w ogóle wiesz, co to jest? Jeszcze chwila i wypuści to z dłoni. Nie to, co ja. Wychodzą skutki nie oglądania telewizji. Dobra dość. Pierca zabieramy i się zmywamy. Czemu ten koleś w ogóle jest agentem. A, podejrzewam już przyczyny. On ma przerażać wyglądem. Gdyby kosmici autentycznie wyglądali jak zielone ludziki, to Pierce chyba by się zaliczał do jakiegoś innego gatunku albo do ich pomyłki przy pracy. Oho. Max będzie teraz odstawiał groźnego chłopca. Będzie zabawnie. Chociaż tyle pożytku z całego tego zamieszania. Podejdę bliżej. Valenti ty matole! Jaki ojciec taki syn. Obaj równie nieświadomi i bezmyślni. Valenti ty kretynie! Jak nie syn to ojciec. Znów musze ratować wszystkim tyłki. No proszę, jak Pierce ładnie uderzył o ścianę. Nie wyjdzie już stąd, chyba że nogami do przodu. Najpierw młody idiota pomógł mu się uwolnić, a teraz stary idiota zabił własnego syna. Nie no... A baby w płacz. Niech ktoś im da jakiś medykament, albo niech je uśpią od razu. Parker mnie rozbraja. Wystawiła Kyla na pośmiewisko, żeby się zabawiać z Maxem. A teraz rzewnie ryczy, bo biedny chłoptaś został postrzelony. Oho, podnosi na niego te swoje oczęta. Ma oczy jak mały szczeniak, jeszcze chwilka i zacznie piszczeć jak jakiś ratlerek. Śmiać mi się chce. Nasz wspaniałomyślny Max dał się zwieść. Że co? Stary, ty chyba żartujesz! On go uzdrawia. Pięknie. A to ja niby jestem porąbany. Nawet tego nie skomentuję. Spadam stąd. Powiem jeszcze wreszcie „pa” Marii i już mnie nie ma. Uff...
c.d.n.
Z PAMIĘTNIKA M.G.
IV
Mam tego serdecznie dość. Gdzie my w ogóle jesteśmy? Jakieś ruiny. I na dodatek sprowadzili tu tego zidiociałego fajtłapę Szeryfa. Pomógł nam, ok., dzięki ci bardzo, ale teraz spadaj koleś na drzewo! Nie, on ma plan. No jasne, oświeć nas. Max się na to zgadza? Nie. Ja czasami naprawdę odnoszę wrażenie, że to ja tu powinienem dowodzić albo, że ktoś powinien uświadomić Maxa. Odkąd się jeszcze okazało, że mała kocica Tess była na Antarze jego żoną, to wprost duma go rozpiera. Heh. Co zabawne, to kochają się w nim same małe dziewczynki o posturze laleczki voo doo. To się nazywa wzięcie. Teraz obecna niewolnica jego ciemnego spojrzenia wręcz się na niego kładzie. Znajdźcie sobie łóżko. Jak ich znam to w trakcie tej ucieczki przed FBI schowali się w jakiejś przyczepie z wygodną kanapą, a potem wmawiają ludziom, że Mała Parker to dziewica – ktoś może w to wierzy? Nie sądzę. Matko, on ja przytula. Mało im było? Zaraz mnie zemdli, musze szybko coś wymyślić, żeby na nich nie patrzeć. O Maria. Co ona, płacze? Martwiła się o mnie, jakie to rozczulające... szlag mnie trafi. Oczywiście musiała się do mnie przykleić. Cóż, przynajmniej nie musze patrzeć na tamtych przesłodzonych. Dobra, chodźmy stąd, bo mam już dość tego jęczenia: „Znajdą nas. Zabiją. FBI depcze nam po piętach. Łeee.... Aaaa...” Idziemy. Jeżeli FBI zacznie strzelać to stawiam na to, że pierwszy oberwie Max...w uszy. Szeryf obnosi się z ta swoją pukawką, ale pewnie to na wodę, bo patrzy takim błędnym wzrokiem, jakby chciał się wycofać. A co mi tam, najwyżej go zabiję.
Hmm. Nie podejrzewałem, ze tak świetnie czuję się z bronią w ręku. Założę się, że doskonale wyglądam. Strzeżcie się! Musze tylko uważać, bo zaraz mnie fala śmiechu trafi. Maxwell, jak ty trzymasz pistolet. Czy ty w ogóle wiesz, co to jest? Jeszcze chwila i wypuści to z dłoni. Nie to, co ja. Wychodzą skutki nie oglądania telewizji. Dobra dość. Pierca zabieramy i się zmywamy. Czemu ten koleś w ogóle jest agentem. A, podejrzewam już przyczyny. On ma przerażać wyglądem. Gdyby kosmici autentycznie wyglądali jak zielone ludziki, to Pierce chyba by się zaliczał do jakiegoś innego gatunku albo do ich pomyłki przy pracy. Oho. Max będzie teraz odstawiał groźnego chłopca. Będzie zabawnie. Chociaż tyle pożytku z całego tego zamieszania. Podejdę bliżej. Valenti ty matole! Jaki ojciec taki syn. Obaj równie nieświadomi i bezmyślni. Valenti ty kretynie! Jak nie syn to ojciec. Znów musze ratować wszystkim tyłki. No proszę, jak Pierce ładnie uderzył o ścianę. Nie wyjdzie już stąd, chyba że nogami do przodu. Najpierw młody idiota pomógł mu się uwolnić, a teraz stary idiota zabił własnego syna. Nie no... A baby w płacz. Niech ktoś im da jakiś medykament, albo niech je uśpią od razu. Parker mnie rozbraja. Wystawiła Kyla na pośmiewisko, żeby się zabawiać z Maxem. A teraz rzewnie ryczy, bo biedny chłoptaś został postrzelony. Oho, podnosi na niego te swoje oczęta. Ma oczy jak mały szczeniak, jeszcze chwilka i zacznie piszczeć jak jakiś ratlerek. Śmiać mi się chce. Nasz wspaniałomyślny Max dał się zwieść. Że co? Stary, ty chyba żartujesz! On go uzdrawia. Pięknie. A to ja niby jestem porąbany. Nawet tego nie skomentuję. Spadam stąd. Powiem jeszcze wreszcie „pa” Marii i już mnie nie ma. Uff...
c.d.n.
_Liz, jestem zachwycona Twoim wszechstronnym talentem. I Polar Dream i Konszachty i Pamiętnik M.G. są wspaniałymi opowiadaniami. Każde z nich jest pisane w zupełnie innym stylu. Gratulacje.
Teksty z Pamiętnika są "złotymi myślami" na wesoło. Poprawiają humor na stałe. Podobnie ma się z tekstami z Kręciołka tłumaczonego przez Leo. Te dwa opowiadania zalecam jako lekarstwo na chandrę. Skuteczność 100%.
Teksty z Pamiętnika są "złotymi myślami" na wesoło. Poprawiają humor na stałe. Podobnie ma się z tekstami z Kręciołka tłumaczonego przez Leo. Te dwa opowiadania zalecam jako lekarstwo na chandrę. Skuteczność 100%.
:haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha: Lepszego w życiu nie widziałam...
:haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha::haha:_liz wrote:że pierwszy oberwie Max... w uszy
BRawo, coraz bardziej podoba mi się jad wypływający z tego opowiadania. Choć tak zbeszcześcić jeden z najpiękniejszych momentów Marii i Michaela, to straszne
Trzeba ci przyznać, że rzeczywiście potrafisz wszechstronnie pisać. Jak dla mnie pisanie w klimatach Michaelowskich jest wybitnie trudne i każdego, kto potrafi to zrobić otwarcie podziwiam
Trzeba ci przyznać, że rzeczywiście potrafisz wszechstronnie pisać. Jak dla mnie pisanie w klimatach Michaelowskich jest wybitnie trudne i każdego, kto potrafi to zrobić otwarcie podziwiam
Last edited by zajavka on Mon Jan 26, 2004 9:30 pm, edited 1 time in total.
Jam jest kielich bez dna. Jam jest śmierć bez grobu. Jam jest imię bez imienia.
Ah dzieki wam bardzo. Przyznaję zajavce rację, że trudno się pisze w stylu Michaela. Początkowo bałam się tego łapać. Ale jak już się spróbuje to nie można przestać. Przy okazji to taka darmowa terapia Styl Michaela bardzo mi przypadł do gustu i chyba wkrótce na żadnym z bohaterów Roswell nie pozostawię suchej nitki. Bez urazy, to trzeba traktować z przymrużeniem oka. Chociaż znając Michaela, to wszystko jest możliwe...
Trudno czy nie, tobie i tak świetnie to idzie Liz Znów miałam ataki smiechu. Te teksty sa powalające. Michael z bronią w ręku - robiło się niebezpiecznie. Jeszcze gotówby zabić Maxa albo Marię No i to "Valenti kretynie!" "Valenti matole" heh... rozbrajające. Fajna wizja odcinka Destiny, nie ma co. Czekam na dalsze części dla poprawy humoru.
Przy takim Destiny można zabic się ze śmiechu... Micheal wszystko co widzi i czuje ujmuje z niby powagą, a tak naprawdę językiem pełnym wspaniałego humoru! To opo jest pozbawione zwykłej romantyczności towarzyszącej M&L - jest w nim więcej cynizmu, ironii i oczywiście humoru... _liz, jesteś genialna! Nie myslałam, że ktoś będzie umiał ująć tak dokładnie i prawdziwie naturę Micheala... a tu taki talent...
Jako że dzisiaj wczesniej skończyłam lekcje (chwała Panu za to!), to miałam trochę czasu na pisanie. Tak oto powstała kolejna część Z Pamiętnika M.G. tym razem wprowadzenie do serii drugiej. A jak czas pozowli to może juz za kilka dni powstanie część kolejna. Cierpliwości. A teraz duużo śmiechu:
Z PAMIĘTNIKA M.G.
V
No i skończyło się uciekanie. Poprawka. Skończyło się uciekanie przed FBI, teraz zacznie się ucieczka przed jakąś pokrętną formą kosmitów, Skórowie czy coś. A teraz krótkie streszczenie. Liz wreszcie znalazła pretekst, żeby opuścić Maxa i nawet była na tyle masochistyczna, że sturlała się po ostrych skałach. Musiała pewnie prać te ciuchy kilka razy. Oczywiście blondyneczka od razu przykleiła się do Maxa. Potem bawiliśmy się w krety i zakopaliśmy kilka zwłok i innych drobiazgów. Obecnie siedzę w domu z Tess i wyżywam się na kamieniach. Mała kocica myśli, ze mnie w ten sposób poderwie. Jasne... I co miałbym z tym maleństwem zrobić? Pobawić sie w domek? Przecież to takie małe „coś”, że pod wpływem jednego mojego dotyku rozsypałaby się w drobny mak. Kobieto, nie patrz tak na mnie. Ślina ci po ustach spływa... Oho. Max chyba wyczuł, że jego żoneczka ma ochotę nie tylko na niego. Dobra, zabierz ją stąd zanim zaślini mi całe mieszkanie. Telefon, świetnie, tego mi brakowało. To ten matoł Szeryf. Ktoś znalazł zwłoki? No ładnie, zapowiada się kolejna zabawa. Czy ja nie mogę chociaż jednego dnia spokojnie przeżyć? To FBI, to inni kosmici, to jakiś archeolog coś znalazł, to znów jeszcze coś innego. Niedługo tereny po atakach nuklearnych będą bezpieczniejsze niż to cholerne miasteczko. Dobra, teraz to przesada. Do aresztu? Mnie? Już wszystko jasne – Szeryf na mnie leci. To jasne, jak nic. Zamknie mnie w celi, oczywiście w samym podkoszulku i wiadomo, co dalej. Ja wiem, ze mnie się nie można oprzeć, ale na Boga, on ma już syna. Poza tym nie jest w moim typie. Teraz muszę czekać aż ci kretyni (czyt. reszta moich pseudo-przyjaciół) zajmą się tym wszystkim. A to oznacza, że jestem skazany na więzienie. Przynajmniej mogę spokojnie posiedzieć i pomyśleć. Hmmm. Dobra, bo się zbytnio przemęczę. Od tego całego zamieszania z hologramem i tym przeznaczeniem czy cokolwiek to ma być, Maria popadła w paranoję. Nie, źle to ująłem. Jej paranoja się pogłębiła. Wszędzie wodzi za mną wzrokiem, znów ma chcice... Jak nie jedna blondynka, to druga. Przynajmniej Isabel dała sobie spokój. Królewna olała nawet Alexa Kakofonika. Dla kogo? Dla jakiegoś obcego kolesia, który wygląda, jakby miał nadmiar testosteronu albo nikt mu nie kupił maszynki do golenia. Jej wybór, ale stawiam na to, że szybko jej się on znudzi. Podejrzewam, że w pokoju Isabel na ścianie są takie ślady jak w więzieniu. Tam odliczają kreseczkami dni do końca, a ona odlicza ilu zaliczyła. Jeśli tak, to musi być świetna z matematyki, ja już dawno bym się pogubił. Maxwell ma doła. Nie rozumiem czemu. No tak, Mała Parker olała go i uciekła na Floryde, nie dając znaku życia. Założę się, że nieźle się tam puszczała, a potem wróci do domu i znów będzie odgrywała nieśmiałą dziewicę, która śmiertelnie kocha Maxa, ale nie może z nim być (bla bla bla). A Max matoł zamiast się pocieszyć z Tess, zadręcza się. Dochodzę do wniosku, że on ma za mało testosteronu. A Tess to mała spryciula, ale strasznie zdzirowata. Ale to chyba mają wszystkie kosmitki w genach – to widać po Isabel. Co? Wolny? No wreszcie. Idę od razu do Crashdown, jestem nieziemsko głodny. Ooo! Błąd. Zapomniałem o Marii. Znów zrobi mi wykład o tym co ona czuje, że tęskni, że ją olewam, że jestem nieczuły – zacznę swoje odpowiedzi nagrywać na dyktafon i odtwarzać potem, bo zawsze mówię to samo na te same wyrzuty. A to, co za jedna? Nowa kelnereczka? Ale paskudna. Oczy ma jak żaba, a figurę jak ołowiany żołnierzyk – krzywe nogi, patykowate ręce. Przecież ona w tym uniformie wygląda gorzej niż Liz i Maria razem wzięte. Fuj.
c.d.n.
Z PAMIĘTNIKA M.G.
V
No i skończyło się uciekanie. Poprawka. Skończyło się uciekanie przed FBI, teraz zacznie się ucieczka przed jakąś pokrętną formą kosmitów, Skórowie czy coś. A teraz krótkie streszczenie. Liz wreszcie znalazła pretekst, żeby opuścić Maxa i nawet była na tyle masochistyczna, że sturlała się po ostrych skałach. Musiała pewnie prać te ciuchy kilka razy. Oczywiście blondyneczka od razu przykleiła się do Maxa. Potem bawiliśmy się w krety i zakopaliśmy kilka zwłok i innych drobiazgów. Obecnie siedzę w domu z Tess i wyżywam się na kamieniach. Mała kocica myśli, ze mnie w ten sposób poderwie. Jasne... I co miałbym z tym maleństwem zrobić? Pobawić sie w domek? Przecież to takie małe „coś”, że pod wpływem jednego mojego dotyku rozsypałaby się w drobny mak. Kobieto, nie patrz tak na mnie. Ślina ci po ustach spływa... Oho. Max chyba wyczuł, że jego żoneczka ma ochotę nie tylko na niego. Dobra, zabierz ją stąd zanim zaślini mi całe mieszkanie. Telefon, świetnie, tego mi brakowało. To ten matoł Szeryf. Ktoś znalazł zwłoki? No ładnie, zapowiada się kolejna zabawa. Czy ja nie mogę chociaż jednego dnia spokojnie przeżyć? To FBI, to inni kosmici, to jakiś archeolog coś znalazł, to znów jeszcze coś innego. Niedługo tereny po atakach nuklearnych będą bezpieczniejsze niż to cholerne miasteczko. Dobra, teraz to przesada. Do aresztu? Mnie? Już wszystko jasne – Szeryf na mnie leci. To jasne, jak nic. Zamknie mnie w celi, oczywiście w samym podkoszulku i wiadomo, co dalej. Ja wiem, ze mnie się nie można oprzeć, ale na Boga, on ma już syna. Poza tym nie jest w moim typie. Teraz muszę czekać aż ci kretyni (czyt. reszta moich pseudo-przyjaciół) zajmą się tym wszystkim. A to oznacza, że jestem skazany na więzienie. Przynajmniej mogę spokojnie posiedzieć i pomyśleć. Hmmm. Dobra, bo się zbytnio przemęczę. Od tego całego zamieszania z hologramem i tym przeznaczeniem czy cokolwiek to ma być, Maria popadła w paranoję. Nie, źle to ująłem. Jej paranoja się pogłębiła. Wszędzie wodzi za mną wzrokiem, znów ma chcice... Jak nie jedna blondynka, to druga. Przynajmniej Isabel dała sobie spokój. Królewna olała nawet Alexa Kakofonika. Dla kogo? Dla jakiegoś obcego kolesia, który wygląda, jakby miał nadmiar testosteronu albo nikt mu nie kupił maszynki do golenia. Jej wybór, ale stawiam na to, że szybko jej się on znudzi. Podejrzewam, że w pokoju Isabel na ścianie są takie ślady jak w więzieniu. Tam odliczają kreseczkami dni do końca, a ona odlicza ilu zaliczyła. Jeśli tak, to musi być świetna z matematyki, ja już dawno bym się pogubił. Maxwell ma doła. Nie rozumiem czemu. No tak, Mała Parker olała go i uciekła na Floryde, nie dając znaku życia. Założę się, że nieźle się tam puszczała, a potem wróci do domu i znów będzie odgrywała nieśmiałą dziewicę, która śmiertelnie kocha Maxa, ale nie może z nim być (bla bla bla). A Max matoł zamiast się pocieszyć z Tess, zadręcza się. Dochodzę do wniosku, że on ma za mało testosteronu. A Tess to mała spryciula, ale strasznie zdzirowata. Ale to chyba mają wszystkie kosmitki w genach – to widać po Isabel. Co? Wolny? No wreszcie. Idę od razu do Crashdown, jestem nieziemsko głodny. Ooo! Błąd. Zapomniałem o Marii. Znów zrobi mi wykład o tym co ona czuje, że tęskni, że ją olewam, że jestem nieczuły – zacznę swoje odpowiedzi nagrywać na dyktafon i odtwarzać potem, bo zawsze mówię to samo na te same wyrzuty. A to, co za jedna? Nowa kelnereczka? Ale paskudna. Oczy ma jak żaba, a figurę jak ołowiany żołnierzyk – krzywe nogi, patykowate ręce. Przecież ona w tym uniformie wygląda gorzej niż Liz i Maria razem wzięte. Fuj.
c.d.n.
_liz to jest boskie. Też miałam niezły ubaw. Teraz już chyba wszyscy zostali objechani.
- śliniąca sie Tess
- puszczalska Liz
- Isabel co zmienia ciągle facetów
- paranoja Marii
- Max jak zawsze heh
- Szeryf idiota, który na niego leci
To jest świetne. Nikt chyba lepiej nie złapałby stylu Michaela i nie wyraziłby tak jego myśli. Aż się nie moge doczekać dalszych odcinków. A możesz zrobić coś dla mnie i skomentować świąteczny odcinek? Jesli będzie tak świetny jak ten, to już się śmieję
- śliniąca sie Tess
- puszczalska Liz
- Isabel co zmienia ciągle facetów
- paranoja Marii
- Max jak zawsze heh
- Szeryf idiota, który na niego leci
To jest świetne. Nikt chyba lepiej nie złapałby stylu Michaela i nie wyraziłby tak jego myśli. Aż się nie moge doczekać dalszych odcinków. A możesz zrobić coś dla mnie i skomentować świąteczny odcinek? Jesli będzie tak świetny jak ten, to już się śmieję
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 17 guests