T: Miłość niejedno ma imię [by Max&LizBeliever]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 12, 2004 4:33 pm

Mogą być piękne oj mogą... Wystarczy zdać się na gust takiego wyjadacza jak Lizziett! :D
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Mon Jan 12, 2004 4:36 pm

A więc się zdaję, tym bardziej, że na razie mogę bazować tylko na tłumaczeniach.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 12, 2004 4:49 pm

I na jej recenzjach z czytelni. Niedługo może {o} albo Luki dadzą jej coś takiego jak "Naczelny czytacz :wink: " . Nie wiesz co czytać - zapytaj Lizziett.
Image

User avatar
Anais Nin
Gość
Posts: 39
Joined: Wed Dec 17, 2003 9:51 am
Location: Drunen

Post by Anais Nin » Mon Jan 12, 2004 6:30 pm

Hi Josephin!

*waves*

Nice to see you here... :D I love LBAN, but I think I prefer it in English. :mrgreen:

Anyhow... I just wanted to pop in and tell you how much I love LBAN. It's a fabulous story. :) Can't wait for Elizabeth to get well! Six chapters... Oh la la... :D

Mmm... 35 days left till your departure to Australia... 8)

I'm counting!

Hugs,

Stefanie

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Tue Jan 13, 2004 11:16 am

Renya, cieszę sie, ze podoba ci sie ta opowieść- chociaż jesteś polarkiem :wink:
Hey Anais!

Josephine, I'm glad, because I've never forgiven Ashton, that she gave up "Time will tell" or "Eyes like twins", leaving me with my blood boiling in veins. :wink: I lost my hope, that maybe she comes back with final.
As for Maria, you are right, sometimes this is sad, when people bash her. She wasn't the saint, sure, and her acting toward Michael in seson 3 was awfull- but we all make mistakes, don't we?


Rozdział 5

Rok 2003- dwa lata po wypadku.

Na dźwięk dzwonka, Max klasnął krótko w dłonie.
- W porządku. Na dzisiaj koniec.
Odpowiedziały mu uśmiechy na ich twarzach i hałas odsuwanych pospiesznie krzeseł.
- Zobaczymy się znowu w poniedziałek. Życzę wam udanego weekendu.
- Nawzajem, panie Evans- odpowiedział mu zgodny chórek dzieci, które już po chwili wymknęły się z klasy, na powitanie czekającego ich wymarzonego weekendu. Po chwili klasa opustoszała całkowicie, ucichły głosy i pełen radości śmiech dwudziestki jego siedmioletnich uczniów.
- Panie Evans?
Max podniósł wzrok znad notatek, w których studiowaniu był pogrążony i z zaskoczeniem napotkał spojrzenie małej, nieśmiałej Hannah, spozierającej na niego z onieśmieleniem spod przydługiej grzywki.
- Tak Hanno?- zapytał łagodnie.
- Zerwałam to dla pana podczas przerwy- odparła Hanna, podając mu kwiatek.
- Dzię...dziękuję ci- wyjąkał Max, spoglądając na podany mu kwiat. Dziewczynka uśmiechnęła się leciutko, po czy wyślizgnęła się z klasy, pozostawiając go w otoczeniu ciszy.
Stokrotka.
To była stokrotka.
Ona uwielbiała stokrotki.

- Czy to dla mnie?
Poderwał głowę, zaskoczony brzmieniem jej głosu, tak blisko. Siedziała na biurku, z tyłu klasy. Miała na sobie tą samą sukienkę, którą zakładała zawsze wtedy, gdy przychodziła go odwiedzić. Była to przewiewna, biała, długa sukienka, miękko opływająca jej sylwetkę, falująca lekko wokół jej kształtnych nóg. Te nogi teraz bujały się beztrosko w powietrzu, kiedy siedziała tak swobodnie na brzegu biurka. Wijące się włosy w kolorze miodu okalały jej twarz.
- Dała mi ją pewna dziewczynka.
- Hannah?- uśmiechnęła się.
Czasami zastanawiał się, czy była tylko wytworem jego wyobraźni, czy też istniała naprawdę.
- Tak.
- Są piękne. Wiesz jak bardzo kocham stokrotki, prawda?
- Pamiętam.
Olśniony patrzył, jak zeskakuje z biurka, po czym powoli podszedł w jej stronę.
Zdawała się promienieć.
- Wyglądasz jak anioł- szepnął.
Uśmiechnęła się.
Stokrotka wysunęła się z jego dłoni i jej delikatna dłoń sięgnęła po nią. Pragnął podążyć za nią, by ją dotknąć, poczuć jej skórę pod swoimi palcami.
- Max?
Uniósł głowę, spoglądając w kierunku z którego nadchodził głos.
Madison.
Z powrotem odwrócił się w jej stronę, ale już jej nie było. Znikneła.
- Max? Dobrze się czujesz?
Czuł palące łzy wzbierające pod zaciśniętymi powiekami. Odetchnął głęboko i skinął głową.
Chwila ciszy, po czy usłyszał jej kroki, gdy szła w jego stronę przez klasę.
- Jeżeli chcesz porozmawiać, pamiętaj, ze ja tu jestem.
Przełknął z trudem.
- Dziękuję. Doceniam to.
Czasami marzył, aby wszyscy po prostu odeszli. Wszyscy ludzie, z ich zatroskanymi oczami i współczującymi spojrzeniami. Czasami marzył o tym, by po prostu zamknąć się samotnie w pokoju, odcinając się od wszystkiego i wszystkich. Tak by mógł żyć w swoim własnym świecie, razem z nią i ich synem.
- Cóż...muszę już iść.
Chwila ciszy. Zapewne czekała na jego odpowiedź, ale nie miał jej nic do powiedzenia.
- Masz mój numer, prawda?
Skinął głową.
- To dobrze- powiedziała Madison- zobaczymy się w poniedziałek.
Skinął głową. Raz jeszcze.
- Na razie Max.
Przez chwile stała w progu, obserwując go w milczeniu przez kilka sekund, zanim odeszła.
Czuł na sobie jej spojrzenie. I nienawidził tego. Wiedział, co oni wszyscy o nim myśleli. Na początku, zaraz po wypadku, wszyscy pozwolili mu na żal, zostawiając go w spokoju. Rozumieli jego stratę i szanowali jego ból.
Ale minęły już dwa lata.
Teraz jego rozpacz nie uchodziła już za normalną. Więc zaczął ją ukrywać, pogrzebał głęboko w sobie, w miejscu do którego nikt nie miał prawa brutalnie wtargnąć. Zaczął wychodzić do pracy. Zaczął żyć na nowo, ale wówczas ona pojawiła się znowu, by go odwiedzać i wstrząsnąć precyzyjnie wznoszonymi przez niego fundamentami. Doskonale pamiętał dzień, w którym ujrzał ja po raz pierwszy. To było w rocznice jej śmierci. Postanowił wtedy spakować jej rzeczy i zobaczył odbicie jej twarzy w lustrze na ścianie. Kiedy się odwrócił, już jej nie było. Nie wiedział, dlaczego go odwiedziła. Czy zaczynał popadać w obłęd? Zobaczył ducha? Czy była po prostu wytworem jego samotnego żalu i rozpaczy? Nigdy nie usunął jej rzeczy z szafki, Nadal tam były. Blisko niego.
Była dla niego wszystkim. Nie miał pojęcia jak powinien żyć bez niej. Była jego drugą połówką i dopiero zaczynali wspólne życie. Zostali rodzicami, zakładając własną, małą rodzinę. I pijany kierowca odebrał im to wszystko, wsiadając do samochodu w chwili, gdy alkohol krążył w jego żyłach. Jedna decyzja tego człowieka odmieniła życie Maxa na zawsze.
Spędził miesiące, starając się znaleźć winnego. Początkowo był nim ten pijany kierowca. Potem lekarze, którzy pozwolili jej umrzeć na stole operacyjnym. Ale przede wszystkim obwiniał siebie. Mógł temu zapobiec, gdyby pojechał z nią tamtej nocy, gdyby nie zdecydował się zostać z Isabel i rodzicami. Gdyby tylko przekonał Tess, że Josh może spać w jego starym pokoju, tak aby mogli zostać jeszcze chwilę dłużej. Gdyby tylko nie podał Tess kurtki ich syna, powstrzymując ją przed odejściem. Gdyby wyszła chwile wcześniej, może nie znalazłaby się na autostradzie w tym samym momencie, w którym pojawił się na niej tamten kierowca. Może wciąż byłaby tutaj, razem z nim. Żywa.
Za dwa tygodnie jego syn skończyłby cztery lata. Nigdy nie będzie miał szansy na to, by zasmakować życia. To nie było sprawiedliwe. To nie było sprawiedliwe. A czas nie potrafił uleczyć jego ran. Był rozdarty, wyniszczony od środka. Czuł się pusty. Umarł tamtego dnia, razem z nią. Mimo to wciąż żył, skorupa na wietrze. Pusta od środka. Ale ta pustka sprawiała mu ból. Tak dotkliwy, ze czasem marzył o tym, by po prostu położyć się i zasnąć, w nadziei na to, ze nigdy się nie obudzi.
A mimo to, wciąż tu był, dwa lata po wypadku. Jego dni wypełniał śmiech i zabawne pytania siedmiolatków. Wieczorami poprawiał prace domowe i przygotowywał następną lekcję. Starał się być zajęty. Za wszelką cenę, by przekonać siebie samego, że jednak potrafi.
Że potrafi żyć od początku.
Sny dręczyły go od samego początku, ale szybko odkrył magie prochów nasennych. Doskonale usypiały jego umysł. Dzięki nim, odcinał się od myśli zasypiał, budząc się następnego ranka, udając że nic złego się nie stało.
Jego spojrzenie powędrowało w stronę drzwi, za którymi przed chwilą znikneła Madison.
Lubił Madison. Stała się jednym z jego przyjaciół od czasu, gdy dostał tę pracę w szkole, ale tak naprawdę zbliżyli się do siebie dopiero po śmierci Tess. Była przy nim zawsze gdy potrzebował otuchy, w chwilach gdy już niemal poddawał się rozpaczy. Była jego siłą. Większość jego dawnych przyjaciół należała do grona znajomych Tess i po wypadku nie mógł znieść ich bólu. Madison była niczym początek nowego życia, nie znała Tess, ale stała się jej bliska dzięki jego wspomnieniom. Była przy nim zawsze, gdy pragnął wypłakać swój ból.
Ale nikt tak naprawdę nie miał pojęcia, jak głęboko sięgał jego smutek. Jak ciężko było mu się budzić każdego ranka. Jak najprostsza czynność- zakładanie ubrania- urastała do rangi wielkiej decyzji- zrobić to, czy też dać sobie spokój?
Niektórzy ludzie spędzają całe życie, poszukując tej jednej jedynej osoby, która pokocha cię bezwarunkowo. Która będzie dzielić z tobą wszystko. Która stanie się wszystkim, czego potrzebujesz- poprzez ciało i duszę i myśli. Tę szczególną, wyjątkową osobę. Bratnią duszę. Ale co jeśli już udało ci się ją odnaleźć? Jeśli rozpoznałeś ją w kimś, kogo większość ludzi początkowo uważa jedynie za licealne zauroczenie. Jeśli ta osoba ucieleśni wszystkie twoje marzenia i sny. Jeśli zgodzi się spędzić resztę życia o twego boku? I jeśli ta osoba zostanie brutalnie od ciebie oderwana? Po co dłużej żyć? By kontynuować wędrówkę, w nadziei na to ze gdzieś żyje i oczekuję cię jeszcze jedna bratnia dusza? Czy może po to by związać z kimś, kto nie jest co prawda ucieleśnieniem twoich snów, ale przecież wart jest miłości?
Mógł zadręczać siebie godzinami, pytając czy życie bez Tess było cokolwiek warte. Była dla niego wszystkim, a kiedy zostaje ci odebrane wszystko, cóż pozostaje?
Nic.


-
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Tue Jan 13, 2004 2:56 pm

Bardzo podoba mi się pomysł zrobienia z Maxa nauczyciela. Zawsze myślałam o nim jak o lekarzu, a teraz oczy mi się otworzyły. Jako nauczyciel małych dzieci jest postacą równie wspaniałą.
Tylko szkoda, że odcinek jmusi być tak smutny. W piękny sposób oddałaś głębię smutku i żalu za utraconą osobą.
Mam taką malutką nadzieję, że następne odcinki będą już choć troszkę bardziej optymistyczne, bo ten spowodwał u mnie nawrót wszechogarniającej melancholii.

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Fri Jan 16, 2004 11:27 am

Stokrotka... Ten moment jest jakby... no jakby był jedyny w calej serii (w kazdym badz razie jedyny w tych 5 odcinkach, calego nie czytalam), tutaj zzatrzymuje sie nagle czas i widzimy jak Stokrotka spada... spada... spada... A przynajmniej jak tak widze :cheesy: Wiecie co? Chcialabym kiedys zobaczyc to nakrecone przez jakiegos rezysera (ale ja mam marzenia, co nie? :P ), bo gdybym to widziala napewno plakalabym jak przy opowiadanku.
I jeszcze jedno:
TO NIE BYLO SPRAWIEDLIWE!
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Jan 16, 2004 7:06 pm

Aniu, czuję niedosyt. :( Albo ja za szybko czytam albo tak nam dawkujesz pomaleńku. A poza tym wg przysłowia wszystko co dobre, szybko się kończy. No i ta stokrotka mnie rozbroiła. To jest symbol związku Maxa i Tess w tym opowiadaniu...Coś małego, delikatnego, coś co szybko więdnie...
Nie wiem jak Ci sie podoba fanarcik... :P

Image
Last edited by Ela on Sat Jan 17, 2004 2:25 am, edited 1 time in total.

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Fri Jan 16, 2004 11:46 pm

Nie wiem jak Nan, ale mi fanart bardzo się spodobał i ten cytat z jednej z moich ulubionych pisenek. Cudo.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Jan 17, 2004 9:10 am

Owszem. Tyle że mi nieco wszystko szwankuje, wczoraj po raz kolejny wizytowałam tematy z fanartami i troszeczkę mnie przytłumiło.
Ale za to nareszcie się zmądrzyłam i koniec z lataniem po stronach i gorączkowym szukaniem fanartów i przypminaniem sobie, gdzie ja to widziałam.
Renya, skoro lubisz White Flag...
Image
Image
No i tak w ramach "wyobraźni" Maxa...
Image
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sat Jan 17, 2004 12:35 pm

Oj lubię White Flag, tak jak i wszystkie piosenki Dido. A fanarty piękne.

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Wed Jan 21, 2004 10:53 pm

Dzięki za zdjęcia i piekne fanarty.


Rozdział 6

- Cześć Max- Isabel uśmiechnęła się ciepło, przyciągając brata do siebie- gdzie jest Madison?
- Uhm...nie mogła przyjść- odparł Max. Isabel odsunęła się i spojrzała mu uważnie w oczy.
- Nie poprosiłeś jej, prawda?- zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu, pytanie.
Max spuścił wzrok. Isabel westchnęła, nieco wbrew sobie.
- Max, lubię Madison. Ty lubisz Madison. To, ze nie jest ona...cóż, miłością twojego życia, nie oznacza, że nie mogłeś jej przyprowadzić.
- Ona jest tylko przyjacielem Isabel- odparł cicho. Isabel zmierzwiła mu włosy.
- Wiem braciszku. Ale nawet jeśli jest tylko przyjacielem, to jednak chyba czasami jada.
- Wujku, wujku, wujku!
Promienny uśmiech rozjaśnił twarz Maxa na widok siostrzenicy biegnącej w jego stronę.
- Proszę proszę. Kogo my tu mamy?
Dziewczynka zachichotała.
- To ja, głuptasie. Michelle!
Max zmrużył oczy, unosząc podbródek dziewczynki z miną jakby głęboko się zastanawiał, czy aby na pewno ją zna. Potem w jego spojrzeniu pojawił się błysk zaskoczenia i rozpoznania.
- Racja...teraz pamiętam. Jesteś Michelle!
Michelle przewróciła oczami.
- No przecież od początku ci mówiłam!
Isabel potrząsnęła głową. Radosny uśmiech opromienił jej delikatne rysy. Max również się uśmiechnął, opadając na kolana i wyciągając do Michelle ramiona. Dziewczynka wślizgnęła się w nie i przytulił ja do siebie mocno. Isabel stłumiła w sobie płacz. Więź która łączyła jej córkę z Maxem, była zdumiewająca, za każdym razem jednak przypominała jej o wszystkim, co jej brat utracił, nie tylko żonę, ale również własnego syna.
- Proszę, zaproś ja następnym razem, ok.?- powiedziała.
Max wstał, trzymając Michelle w objęciach i skinął głową.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, siostro.
Michelle zmarszczyła nos, wyraźnie zaskoczona.
- Co to takiego rozkaz?
- Zrobię wszystko, o co mnie poprosisz- odparł z powagą.
Michelle rozpromieniła się, jednocześnie marszcząc czoło w zamyśleniu.
- Na przykład mógłbyś zaszczekać?
- Uhm...cóż...
Isabel parsknęła, widząc wyraz twarzy Maxa. Wyraźnie zdradzał, że chyba nie powinien składać Michelle takiej obietnicy.
- Obiad zaraz będzie gotowy.
- Max!- mąż Isabel pojawił się w korytarzu, ocaliwszy tym samym Maxa przed żenująca koniecznością spełnienia obietnicy. Miał poważne problemy z nadążaniem za wszystkimi zachciankami Michelle.
- Alex- ulga w głosie Maxa była aż nazbyt oczywista.
- Jak się masz stary?
Max posadził sobie Michelle na biodrze i uścisnął dłoń Alexa.
- Dobrze. Alex, radzę ci pilnować tej młodej damy- odwrócił się do Michelle i pocałował ja w czubek nosa, wzbudzając tym fontannę chichotów- bo niedługo będzie się za nią uganiał tłum chłopaków.
Michelle zmarszczyła nos.
- Nie chcę żeby chłopcy uganiali się za mną. Są okropni i...tłuści.
Ojciec pogładził ja po włosach.
- I tego się trzymaj, skarbie. Chodźmy do jadalni.
- Chcesz wiedzieć, co robiłam dzisiaj?- spytała Michelle.
- A co robiłaś dzisiaj?
- Namalowałam trzy obrazki- Michelle dumnie wystawiła dwa palce, wywołując uśmiech Maxa- a jeden specjalnie dla ciebie.
Oczy Maxa rozszerzyły się w zaskoczeniu.
- Specjalnie dla mnie?
- Aha- Michelle dumnie skinęła głową- przyniosę go teraz.
Max postawił dziewczynkę na podłodze i patrzył w ślad za nią, gdy biegła w stronę schodów.
- Wszystko w porządku w pracy?
Max skinął głową.
- Tak, dzieciaki są fantastyczne. Jak tam przygotowania do rocznicy?
- Wszystko gra. Sądzę, że skończymy pod koniec tygodnia.
- Mam go!- Max i Alex obejrzeli się w stronę Michelle, pędzącej w ich stronę tak szybko, jak tylko pozwalały jej na to jej krótkie nóżki. Max wyciągnął krzesło i usiadł, Michelle natychmiast wspięła się na jego kolana. Brakowało jej tchu, ale uśmiechała się szeroko, wręczając mu rysunek Znajdowało się na nim duże koło zamalowane wieloma kolorami. Niektóre nie przekraczały linii, inne nie miały już tyle szczęścia.
- Wow- powiedział Max, rozpaczliwie próbując rozszyfrować co takiego przedstawiał rysunek.
- To jest noso..nose...noso...- Michelle westchnęła z rezygnacją i spojrzała na ojca- tato, co to za słowo?
- Nosorożec- Alex uśmiechnął się, spoglądając na Maxa- czytali o nich w szkole.
- Tak, nosożec- zgodziła się Michelle, pokazując Maxowi słońce, kwiaty, i morze na swoim rysunku.
- To bardzo piękne, Michelle- powiedział.
- To płezent dla ciebie- oznajmiła dumnie Michelle.
Max roześmiał się cicho.
- Dziękuję ci skarbie.
Jego spojrzenie padło na zastawiony stół.
- Spodziewacie się jeszcze jakiś gości?
- Ach- rozjaśnił się Alex- tak, przyjdzie również Michael.
- Tak? Myślałem że nie ma go w mieście- stwierdził z zaskoczeniem Max.
- Bo nie było. Ale nagle zmienił plany- odparł tajemniczo Alex.
Max przyglądał mu się przez chwilę.
- Co masz na myśli?
- Przyprowadza ze sobą dziewczynę- oznajmił Alex, a Max z wrażenia niemal spadł z krzesła.
- Michael?- spytał głupio- Michael Guerin?
- Aha- potaknął Alex.
- Czy na pewno mówimy o....- Max urwał gwałtownie, spoglądając na siedzące na jego kolanach jasnowłose wcielenie niewinności -Michaelu- prędzej piekło mnie pochłonie niż zniżę się do czegoś tak beznadziejnego jak randki- Guerinie?
- Tak, to chyba on- stwierdziła Isabel, wkraczając do jadalni i stawiając na stole miskę sałatki.
- Nabijacie się ze mnie- poskarżył się Max.
- Ani trochę- wtrąciła się Michelle.
Zabrzęczał dzwonek.
- Ja otworzę- zawołała Michelle, zrywając się z kolan Maxa i pędząc z rozwianym włosem w stronę drzwi.
- To pewnie oni- domyślił się Alex, podążając w ślad za córką.
- Mówiłam, żebyś przyprowadził Madison- rzuciła Isabel, przechodząc obok Maxa.
Max obserwował Isabel znikającą za drzwiami , ogarnięty lawiną emocji. Michael, aż do dzisiaj, stanowił bezpieczna kartę. Był kimś, na którego samotność Max zawsze mógł liczyć. Wiedział, ze jego rozumowanie jest niedorzeczne i samolubne. Chodziło tylko o zwykłą randkę a jednak całe to zdarzenie obudziło w nim uśpiony lęk. Strach przed samotnością, przed spędzeniem reszty życia w pojedynkę. Mimo tego, czy stało się jego życie, nie pragnął być sam. Pragnął żyć, mając kogoś u swego boku Ale się bał. Bał się podjąć następny krok. Niezdolność Michaela do związania się z kimkolwiek ,była dla niego na swój sposób komfortową sytuacją. Dopóki Michael tego nie potrafił, Max również miał wymówkę. A teraz Isabel obawiała się, że będzie się czuł jak piąte koło u wozu, co nie do końca mijało się z prawdą.
Zaczerpnął tchu i ruszył w stronę hallu, z którego dobiegały wesołe głosy.
- ...nie, tak jest dobrze, dziękuję.
- Minęło sporo czasu- mówił Alex.
Michael obejmował Isabel, ale spojrzenie Maxa padło na stojąca obok niego osobę.
- Max, cześć stary. Widzę że ciebie też tutaj przywlokła.
- Cześć Michael- Max odwrócił się na dźwięk głosu najlepszego przyjaciela- myślałem, że nie ma cię w mieście.
Michael wzruszył ramionami.
- Cóż. Nie było mnie, ale Maria pragnęła poznać nasz słynny gang. Max, to Maria.
- Cześć Max- blond włosa dziewczyna uśmiechnęła się do niego, podając mu rękę.
- Miło mi cię poznać Mario- odwzajemnił ucisk Max.
- Chodźmy do jadalni- wtrąciła Isabel, zawsze wzorowa gospodyni- musicie umierać z głodu.

- Czym się zajmujesz Mario?
- Prowadzę business obsługowy- uśmiechnęła się Maria.
- Jest kelnerką- wyjaśnił Michael. Maria rzuciła w jego stronę bazyliszkowe spojrzenie. Max zerknął z rozbawieniem na Isabel.
- Uhm...nie jestem już kelnerką. Byłam, przed paroma laty. Moja mam jest właścicielką restauracji. Ale teraz jesteśmy partnerkami, więc ja trzymam piecze nad kasą. Nazwałabym się raczej księgową.
- I obsługuje stoliki- wtrącił się Michael.
- Nieprawda – Maria spojrzała na niego, po czym uśmiechnęła się przepraszająco do pozostałych.
Isabel roześmiała się.
- Cóż, brzmi interesująco. Skąd pochodzisz?
- Z Roswell. Tam się urodziłam i wychowałam.
- Jak się poznaliście?- zapytał Alex- Roswell jest daleko stąd.
- Micheal załatwiał interesy w Albaquerque, ja również. Po prostu wpadliśmy na siebie- wyjaśniła Maria.
- Zabrała moją walizkę- dodał Michael.
- Co?- roześmiała się Isabel.
Maria uśmiechnęła się promiennie.
- Mieliśmy identyczne, więc przez pomyłkę zabrałam jego. Jakimś cudem udało mu się mnie dorwać, zanim opuściłam lotnisko. Nie powiem, byłam zadowolona. Nie byłabym zachwycona otwierając w domu walizkę pełną męskich ubrań.
Alex zachichotał.
- Zwłaszcza gdyby były to brudne ubrania Michaela- zmarszczył nos, by podkreślić swój niesmak a jego córka powtórzyła tę minę za jego plecami.
- Dzięki ci Alex, że podzieliłeś się z nami tą bezcenną informacją- odparł sarkastycznie Michael.
- Sama nie wiem jak to się stało, ale skończyliśmy siedząc razem w restauracji...i cóż...oto jestem- dokończyła Maria.
- To typowe dla ciebie Michael, zderzyć się z kimś na lotnisku- Alex uśmiechnął się, ubawiony.
- Max, a co powiesz o sobie?- spytała Maria. Ciemnowłosy mężczyzna intrygował ją. Podczas obiadu nie powiedział do niej więcej niż pięć słow. Jego milczenie zaciekawiło ją. Osobą, do której zwracał się najczęściej, była trzyletnia Michelle. Wydawało się, że rozumieją się nawzajem niemal bez słów i jeśli tylko jej instynkt jej nie mylił, Max był generalnie małomównym mężczyzną, porozumiewającym się ze światem inną drogą, niż za pomocą słów. Trudno było powiedzieć, jakim cudem wpasowywał się w całą grupę. Isabel, jego siostra, była rozmowna i bezpośrednia. Alex sypał żarcikami a Michael...Cóż, Michael był Michaelem. Być może nie był najbardziej towarzyskim mężczyzna pod słońcem, ale z całą pewnością bardziej rozmownym niż Max.
- Jestem nauczycielem- odparł Max.
- Och- uśmiechnęła się Maria- a którą klasę uczysz?
- Pierwszą- odpowiedział. Maria dostrzegła, jak się rozjaśnił. Cos w jego spojrzeniu zdawało budzić się do życia i uderzyło ją, jak wiele emocji potrafią odzwierciedlić jego oczy. Zmarszczyła czoło, w zamyśleniu studiując twarz Maxa. Co wywołało tę pustkę w jego spojrzeniu? To spojrzenie wyzute z emocji?
Spojrzenie Marii zaczęło go krępować. Po śmierci swojej żony był zmuszony radzić sobie z rozmaitymi spojrzeniami i współczującymi szeptami. Ludzie zaczęli godzić się z faktem, że nigdy już nie będzie taki jak przedtem. Zaczęli akceptować jego nową, cichą, pozbawiona blasku wersję. Jednakże już od roku nie spotykał się z podobnymi, przenikliwymi spojrzeniami, aż po dziś dzień, gdy spotkał tę dziewczynę. Przyglądała mu się, jak gdyby był układanką, którą starała się rozszyfrować. I to go irytowało. Spuścił wzrok i nieświadomie zaczął skubać róg serwetki.
- Uwielbiam dzieci- powiedziała Maria, przerywając ciszę. Zrozumiała, że sprawia iż czuje się niezręcznie. Nie miała takiego zamiaru-zwłaszcza w tym wieku. Pytania które zadają, rzeczy które mówią...są po prostu...niesamowite.
- Są wspaniałe. Widzą tak wiele rzeczy, o których my nie mamy pojęcia.
Maria uśmiechnęła się, jej zafascynowanie tym człowiekiem rosło z chwili na chwilę.
- Zgadzam się. Zapewne moglibyśmy się wiele od nich nauczyć.
Max skinął głową. Reszta obiadu upłynęła przy swobodnej rozmowie. Łatwość, z jaką Marii udało się wydobyć Maxa z jego skorupy, nie uszła niczyjej uwagi. Wszyscy w głębi ducha podziwiali jej cierpliwość. Max zawsze był zamknięty w sobie. Nawet przed wypadkiem. Isabel zauważyła nawet, że uśmiechnął się kilka razy podczas obiadu. Maria w pewien sposób przypominała jej Tess, zwłaszcza w kontaktach z Maxem. Nie bała się mówić, co czuje, i mniej lub bardziej dyskretnie wciągała Maxa do rozmowy. Patrzenie na to było fascynujące.

- Jesteś gotowa?- spytał Michael.
- Tak. Chciałam tylko pożegnać się z Maxem- odparła Maria- nie wiesz, gdzie może być?
Michael zachichotał.
- Na piętrze. Drugie schody po lewej. Jeżeli rzecz jasna, dostatecznie dobrze go znam.
Maria rzuciła mu zaskoczone spojrzenie, po czym ruszyła w stronę schodów. Nim jeszcze dotarła na piętro, usłyszała jego głos. Dochodził zza drzwi, które dostrzegła po swojej lewej stronie. Podeszła do nich i uchyliła je delikatnie.
Znajdujący się w pokoju ludzie byli tak pochłonięci swoimi zajęciami, ze nawet nie zauważyli jej nadejścia.
- „Wściekły kapitan Hak był uzbrojony w miecz- głos Maxa był cichy i niski, ale wraz z następnym zdaniem zyskał na sile.
- „Ale Piotruś pan był szybszy Huk potknął się, ześlizgując z pokładu”
Na twarzy Marii pojawił się uśmiech, gdy zobaczyła Michelle zakrywającą sobie oczy i wiedziała już, co Max za moment przeczyta. Jego głos stał się miększy ale wciąż zachowywał pełen niechęci ton.
- Głodny krokodyl już czekał na kapitana, który z donośnym pluskiem wpadł do wody prosto na jego obiad.
- Czy kłokodyl zjadł Haka?- spytała drżąco Michelle.
- Nie- odparł uspokajająco Max- nie sądzę, żeby mu smakował.
Michelle zmarszczyła nosek.
- Tez tak myślę.
Max uśmiechnął się z miłością i pochylił się nad Michelle całując ją w czoło. Potem jego wzrok spoczął z powrotem na książce i kontynuował czytanie.
- Na pomoc! Ratuj mnie!- krzyczał Hak, pokonując tak szybko jak potrafił odległość do najbliższego wybrzeża...”
Decydując, że scena była zbyt piękna, by ją niszczyć, Maria cicho zamknęła drzwi i zeszła na dół po schodach.
-
cdn...
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Thu Jan 22, 2004 12:20 am

Scenka czytania opowiadania Michell jest rozczulająca. Powracają wspomnienia gdy moi rodzice czytali mi na zmaianę różne bajki i baśnie. Uwielbiałam leżeć wtulona w pierzynkę ze swoim misiem i słuchać najpiękniejszych historii. Do dziś uwielbiam wszelkie baśniowe fantazje. Pewnie dlatego (min.) tak lubię historie związane z Roswell, bo przecież to nic innego jak bajki.

Nanluvsschool

Post by Nanluvsschool » Thu Jan 22, 2004 2:15 pm

Dzięki za kolejną część , Lizziett! Jak to miło coś takiego przeczytać... Ksiażki - no cóż, bardzo miło, tyle że mnie czytano w mlodszyhc latach Grabowskiego, a gdy nieco podrosłam i miałąm sześć lat, tatat po raz pierwszy przeczytał mi "Znaczy Kapitana" Borchardta - i od tamtej pory wpadłam... Ale przrz woele lat ciagnęło sie "wirtualne" opowiadanie - o krasnoludkach, dziadku Makarym, babci Agacie, małej Lu ze młyna i oczywiście o mnie... Ech, to były czasy :wink:
Coraaz bardziej lubię postać Michelle. I Michaela... :roll:

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Thu Jan 22, 2004 2:30 pm

Bardzo przyjemnie czyta się to opowiadanie.
Również pamiętam jak rodzice czytali mi różne bajeczki. Nie zxawsze leżałam wtedy w łóżku. Jak tata opowiadał mi bajkę o "jeżu i zającu" to wspólnie turlaliśmy się po łóżku. to były wspaniałe czasy.

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Thu Jan 22, 2004 2:47 pm

Michelle jest słodziutka. Bardzo mi się podobało z tym rysunkiem :cheesy: I widzę że "akcja" powoli chyb ateraz ruszy do przodu. Bo Maria poznała już Maxa. Lizziett dzięki za odc :*
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Jan 23, 2004 1:24 am

A mnie bardzo rozczulił Max jako nauczyciel pracującego z dziećmi. Lizziett kiedyś pisała że w wielu opowidaniach Max bywa otoczony dziećmi, uwielbiany przez niego i któremu wchodzą one na głowę...I w tym opowidanku jest podobnie. :D

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Jan 23, 2004 5:04 pm

Nie potrafię wyobrazić sobie Maxa jako kogoś innego niż nauczyciel albo lekarz. Usiłowałam, przerobić go na psychologa, ale mi nie wyszło. Nawet malarz, pomimo całej mojej miłości do AS, nie wydaje się być na miejscu, pod warunkiem, że faktycznie przeszedłby to, co tamten Max :wink: Ale dlaczego nauczyciel...? Przecież w serialu praktycznie nie miał styczności z dziećmi w wieku szkolnym, a jednak...
Image

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Fri Jan 23, 2004 5:09 pm

Może to przeze mnie? :wink:
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Jan 23, 2004 5:17 pm

Myślisz że to taka podświadoma sugestia...?
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 2 guests