T: Objawienie-Revelations [by EmilyluvsRoswell]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Fri Oct 24, 2003 9:34 am

Max i Liz mają ten zasadniczy problem, ze CIĄGLE ktoś im przeszkadza...na ich miejscu pogrążyłabym się w cieżkiej chorobie nerwowej, powyrzucała wszystkie telefony, barykadowała mieszkanie i strzelała z działa do kazdego kto usiłuje się zbliżyć. SH, 4AAAB, Graduation, Balance, VLV itp itd, jak nie brzęczacy telefon, to urywająca się nagle piosenka albo Michael pragnący wlec gdzieś Maxa za głowę. Teraz też zjawił się gorliwy tatuś...i atmosferę zwierzeń diabli wzieli.
Ela podziwiam twój hard ducha :wink: i wytrwałość w nie zerkaniu do kolejnego rozdziału...
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Oct 24, 2003 10:34 am

Lizziett, przysięgam, że nie zajrzałam do 17 cz. Pod koniec 16 gdy zobaczyłam zdanie "..I'm in labor" - rzuciłam się do słownika..a tam tyle znaczeń, ale przetłumaczę to jak najprościej...bo to właśnie takie jest. :wink: Już mnie pot oblewa jak sobie poradzę w 17 cz. z określeniami niewątpliwie medycznymi. Co prawda sama przez to przeszłam ale...po polsku! :? Być może trzeba będzie się kierować instynktem... :lol:

User avatar
sysia
Zainteresowany
Posts: 302
Joined: Wed Aug 13, 2003 2:01 pm
Location: d. śląsk

Post by sysia » Fri Oct 24, 2003 11:03 am

czyli dobrze wnioskuję że nastąpi mam nadzieję szczęśliwe rozwiązanie :D , ależ jestem ciekawa co dalej, ja jakbym była Elu na twoim miejscu to bym nie wytrzymała, najpierw bym wszystko przeczytała a dopiero później tłumaczyła :wink: ale Elu ty tego nie rób, tłumacz nam na bierząco :wink:
Zycie jest jak pudełko czekoladek,nigdy nie wiesz co ci się trafi

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Oct 24, 2003 4:09 pm

Oj, no to teraz się zaczyna... Eluś, również podziwiam. Mnie by nie było stać na coś takiego i przeczytałabym to, choćbym potem miała lecieć za autobusem, czego serdecznie nie znoszę...
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Objawienie by EmilyluvsRoswell cz. 16

Post by Ela » Fri Oct 24, 2003 10:09 pm

No i doczekaliśmy się sławnej 16 części. Miłego czytania... :P



Część 16


Następnego dnia Liz obudziła się wcześnie mimo, że w nocy przewracała się z boku na bok. Zeszła do kuchni po sok i natknęła się na podenerwowanego ojca spacerującego tam i z powrotem ze słuchawkąa przy uchu. Rozjaśnił się, kiedy ją zobaczył.

- Kochanie, zrobisz coś dla mnie ? - zapytał zakrywając dłonią słuchawkę.

- Acha, co się stało ?

- Od rana mam kłopoty z kelnerkami a teraz jeszcze Karen się spóźni. Mogłabyś stanąć za kontuarem zanim wróci ?

Rozbawił ją ten problem – Jasne, tatku. Marzę żeby się na coś przydać.

Uśmiechnął się z wdzięcznością i wrócił do rozmowy – Karen, jest dobrze, poradzimy sobie.

Dziesięć minut później zeszła do kawiarni. Ubrała luźne, dżinsowe ogrodniczki, kolorem dopasowane do obowiązujących w Crashdown mundurków. Zamiast antenek, ściągnęła włosy srebrną opaską. Przyjemnie było nie wkładać obowiązkowego stroju kelnerek. Pomyślała że ojciec powinien iść z duchem czasu i mieć bardziej nowoczesny styl. Żadna z kelnerek nie lubiła przepisowych ubrań.

Tak naprawdę Liz była zadowolona, że może wrócić do dawnych zajęć. Trochę się denerwowała jak w swoim stanie poradzi sobie, gdy sala będzie pełna. Co innego opowiadać że się wyjechało do szkoły, a co innego stać się obiektem zainteresowania i plotek połowy miasta, które odwiedzało kawiarnię w ciągu tygodnia. To już przeszłość, kiedy reagowała płaczem na uwagi dotyczące długości jej włosów. Na szczęście poniedziałkowy poranek zapowiadał się spokojnie a ona miała pracować tylko dwie godziny. Wystarczająco aby się nie spocić.

Przygotowała filiżanki do kawy, przetarła ladę wilgotnym ręcznikiem i zanim ojciec otworzył drzwi restauracji zorganizowała sobie wszystko według własnego upodobania. W dalszym ciągu dopisywał jej humor nawet kiedy nie miała zbyt wiele pracy przy obsłudze pierwszych klientów. Powinna zabrać na dół jakąś książkę ale w tym zamieszaniu z ubieraniem się zupełnie o tym zapomniała. Na pewno nie będzie się nudzić, przecież tyle spraw z poprzedniego dnia wymagało przemyślenia.

I wtedy uderzył dzwonek przy drzwiach wejściowych a do kawiarni spokojnym krokiem weszła Tess. Nagle Liz zapragnęła znaleźć się w każdym innym miejscu byle nie tu, za ladą. Tess rozglądała się przez chwilę a potem zauważyła Liz. Uchwyciła jej spojrzenie i skierowała się prosto do niej.

- Liz, nie wiedziałam, że jeszcze tu jesteś – zagruchała – Sądziłam, że wróciłaś na Florydę. Nie masz zajęć ? – zapytała i wsunęła się na taboret.

- Nie, jeszcze tu jestem – skinęła lekko głową – Coś ci podać, Tess ? Może kawy ?

- To dobre na początek. I kartę menu. Zjemy tu śniadanie z Maxem. Nie widziałaś go jeszcze ?

Liz zabrakło powietrza - Um, nie dzisiaj rano – odpowiedziała. Postawiła na ladzie filiżankę. Nalewała kawę, starając się zapanować nad drżeniem ręki.

Tess zmarszczyła nos – Powiedział, żeby być zaraz po otwarciu, inaczej spóźnimy się do szkoły.

- Może zaspał – położyła przed Tess kartę ze spisem potraw i obdarzyła ją wymuszonym uśmiechem – Wrócę za minutę aby przyjąć od ciebie zamówienie – odwróciła się na pięcie i pobiegła do pokoju wypoczynkowego.

Ukryta przed oczami innych, oparła się o szafki i powoli oddychała. Co ona sobie, do licha myślała ? Przecież nic się nie zmieniło. Max miał do wypełnienia swoje przeznaczenie, a świat ciągle był zagrożony. Chwila słabości w nocy na balkonie a ona postępowała jakby należał do niej. Przycisnęła do czoła drżącą rękę i zamknęła oczy. Dlaczego myślała, że może zostać w Roswell ? Wiedziała, że jeżeli chodzi o Maxa nie panuje nad sobą. To przede wszystkim z jego powodu wyjechała do ciotki bo wiedziała że nie będzie w stanie powstrzymać go przed bolesnym poszukiwaniem odpowiedzi. Boże, nigdy nie powinna wracać do domu.

Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła. Ale to nie była cała prawda. Przyjechała tu dla Alexa i dla niego została. Będzie tu do czasu aż się dowie kto go zabił i dlaczego i nic innego nie będzie się liczyło. Włącznie z jej niezręczną sytuacją. Kiedy będzie wiedziała cokolwiek, odejdzie. Wróci na Florydę, zostawi Maxa z Tess....do której należał.

Ale to nie znaczy, że się z tym godzi - Bądź silna - wróciła z powrotem do kawiarni przyjąć od Tess zamówienie.

*******

Max nie pojawił się, a Tess w końcu wyszła do szkoły. Liz czuła się fatalnie ale nie mogła sobie odmówić przyjemności patrzenia na jej zawiedzioną twarz. Zastanawiała się czy Max w ogóle miał zamiar spotkać się z Tess po tym wszystkim. Poczuła wyrzuty sumienia i z ulgą powitała Karen.

Wzięła szybki prysznic, przebrała się i pojechała do domu Alexa. Miała dziwne przeczucie, że w czasie poprzedniej wizyty coś przeoczyła a lepiej było nie ignorować wewnętrznego głosu tym bardziej że po południu mieli się spotkać i wszystko razem przedyskutować. Chciała wykorzystać wolną chwilę, podczas gdy pozostali zajęci byli w szkole.

- Pan Whitman wracał do pracy, ale mama Alexa była w domu i ucieszyła się na jej widok. – Brak mi słów, żeby wyrazić jak bardzo jesteśmy wdzięczni za to co robicie dla nas, dzieci. Włożyliście w to tyle pracy.

To najmniej, co możemy zrobić – mówiąc to wiedziała, że to prawda. Fakt, że w ubiegłym tygodniu więcej pracowały z Marią nad wykryciem przyczyn śmierci Alexa niż pracą nad kolażem. Obiecała więc sobie że gdy będzie wychodzić, zabierze ze sobą kilka jego rzeczy do rozkładówki.

- Teraz cię zostawię, gdybyś czegoś potrzebowała, daj znać – powiedziała pani Whitman opuszczając pokój.

- Oczywiście, dziękuję.

Liz usiadła na brzegu łóżka i rozglądała się dokoła mając nadzieję, że coś ją zastanowi. Logiczne, wszystkie odpowiedzi na pytania znajdowały się w komputerze Alexa, ale potrzebowała czegoś nowego. Wcześniej przeszukała wszystkie pliki, dokumenty i niczego tam nie było, co przypominałoby tłumaczenie symboli. Nie ukaże jej się w jakiś magiczny sposób. Dokądkolwiek Alex je wysłał, wiedział że będą do odzyskania. Przecież kiedy zaczynali, też nie wiedzieli że coś znajdą.

Spędzi tu na rozmyślaniach cały poranek. Wszystko jedno. Wzdychając podeszła do biurka aby skupić się na rzeczach, które przydadzą się do księgi pamiątkowej. Włączyła laptop. Zaczęła od przeglądnięcia plików ze zdjęciami, poszukując ujęć z jego prawdziwego życia. Znalazła tam zabawne zdjęcia z koncertu z Randki w Ciemno z Whits, które szczególnie lubiła. Zastanawiała się czy nie powinna dołączyć do nich fotografii z pobytu ze Szwecji ale zrezygnowała. Nie za tę cenę. Nawet jeżeli nie mogła powiedzieć prawdy, nie powinno się sankcjonować kłamstwa.

Otworzyła folder i zaczęła kopiować zdjęcia. Zebrała wszystkie te, które jej się podobały. Powinna je teraz skopiować na płyty – Miałam je przynieść ze sobą – narzekała, wyrzucając sobie że zapomniała. Przeszukiwała biurko Alexa starając się znaleźć jakieś czyste CD. Zawsze miał ich zapas na wypadek gdyby chciał nagrać ostatnie piosenki Whits. Na pewno gdzieś je ma.

- I są – mruknęła. Pod luźnymi kartkami z nutami znalazła cały komplet płyt. Sprawdzała czy nie są używane i kładła obok siebie na biurku. Sięgnęła w dół aby zamknąć szufladę i zatrzymała wzrok na innej płycie. To była jedna z tych, jakie Alex wykorzystywał wielokrotnie. Odwróciła ją chcąc zobaczyć autora.

Na płycie były piosenki innej kapeli muzycznej ale nie to ją zainteresowało. Alex miał serię zwariowanych zdjęć tego zespołu . Zbliżenia nóg, głów , rąk na instrumentach. To było jego najnowsze odkrycie. Sam album nie miał tytułu ale drobnym drukiem na dole, na etykietce odręcznie napisany był adres : http://www.Thewhitsonline.Com .

- O mój Boże. Stworzył stronę tego zespołu.

Drżącymi palcami włożyła płytę do komputera. Tylko chwilę trwało jak weszła na online i wpisanie hasła url. Cokolwiek to było znajdowało się na stronie Under Construction. Marszcząc brwi otworzyła e-mail i zaczęła przeszukiwać zawartość inbox. Jeżeli użył strony do umieszczenia plików z szyframi musiał to zrobić zanim wrócił z Las Cruses. Wstrzymała oddech i poszukiwała komunikatu na potwierdzenie przesyłki z interesującej ją strony, zaczynając od stycznia

- Bingo – odetchnęła i otworzyła e-mail. Było wszystko co potrzebne: strona url, FTP i najważniejsze, hasło.

– Teraz, jeżeli tylko go nie zmienił – mruknęła.

Zalogowała się na FTP i czekała na otworzenie okna. Trwało to nieskończenie długo. Nienawidziła tego. W końcu strona zaczęła się ładować. Była w środku.

- Proszę, proszę, proszę – uważnie przeglądała foldery oznaczone etykietą Miscellaneous. Weszła. Pokazał się pojedynczy plik tekstowy oznaczony symbolem Czechs – Och Alex...chwilę gryzła dolną wargę wpatrując się w ekran. A potem otworzyła dokument.

Słowa zaczęły się rozwijać przed jej oczami. Prześledziła kilka pierwszych zdań i i ponownie zamknęła dokument.. Przez kilka sekund siedziała z przymkniętymi oczami nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to znalazła. Serce biło jak oszalałe, jakby miało wyskoczyć.

Nie tracąc czasu szybko ściągnęła plik do foldera i skopiowała go na dysk. Czystą płytę, włożyła do kieszeni komputera i zaczęła kopiować zawartość foldera. Minutę później czyściła tekst z twardego dysku. Mogła mieć tylko nadzieję, że nikt korzystając z komputera niczego się nie doszuka bo nie wiedziała jak do końca usunąć najmniejszy ślad z pamięci dysku.

Obie płytki, jedną z zawartością danych, drugą z napisanym adresem wsunęła do torebki i wyszła.

******

Bezpieczna, za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju usiadła przed komputerem i włożyła płytę. Otworzyła plik, wzięła głęboki oddech i zaczęła czytać. Po pierwszym akapicie wiedziała, że natychmiast musi podzielić się tym z pozostałymi.

Włączyła drukarkę i nie mogąc usiedzieć, niespokojnie zaczęła chodzić po pokoju. Cały dzień bolały ją plecy - kara za tak długie siedzenie w samochodzie poprzedniego dnia. Pragnęła za wszelką cenę położyć się pomimo lęku jaki odczuwała. Zamiast tego nacisnęła polecenie drukuj i niecierpliwie obserwowała jak drukarka wypluwa stronę po stronie.

Podskoczyła na dźwięk mocnego uderzenia w drzwi. Wygasiła ekran. – Proszę - zawołała.

Do pokoju wpadła z rozpędem Maria – Liz, widziałaś dzisiaj Maxa ?

- Co ? Nie. Dlaczego ? Coś się stało ? – obawa ścisnęła jej serce.

- Nie, nie, nic takiego – niemniej w głosie Marii słychać było niepokój – On i Michael pobili się dzisiaj na boisku szkolnym, podczas lunchu. Gdzieś się wybrali i żaden z nich nie wrócił na lekcje.

Liz zmarszczyła brwi i patrzyła na nią wyczekująco. Szkoła będzie żyła sensacją przez następne godziny – Coś pominęłaś ?

- To cała historia – machnęła wolno ręką – Liz, co powiedziałaś ostatniej nocy Maxowi ? Rano był jak chmura gradowa i cały czas skakał do Michaela - pokręciła głową.

- Tylko to, co mogłam – wszystko o Alexie. Być może chciał aby Michael pokazał mu wydruk symboli - Nagle powróciło do niej, to co poprzednio robiła i załapała plik wydrukowanych kartek – Maria, znalazłam to - powiedziała, nie mogąc opanować podniecenia.

- Znalazłaś to – powtórzyła Maria nic nie rozumiejąc. Popatrzyła na wydruk i oczy jej robiły się coraz większe – Znalazłaś to ? O mój Boże, Liz. Gdzie to było ?

Wzruszyła ramionami – Alex utworzył stronę dla Whits. Załadował plik na tamten serwer.

Maria podniosła oczy i patrzyła na nią – Jak do tego ... Nie, wiesz co ? Mniejsza o to. Nawet nie chcę o tym wiedzieć – wróciła do tego, co trzymała w rękach – Czytałaś to ?

– Tylko początek. Zacznij jeszcze raz.

Maria przełknęła ślinę i zaczęła: Jesteście królewską czwórką: Zan, król ; Ava, jego królowa; Vilandra, jego siostra ; Rath jego doradca. Zostałeś odtworzony i wymieszany z materiałem ludzkim i kosmicznym swoich poprzedników. Otrzymałeś ludzką formę tak abyś mógł żyć bezpiecznie na tej planecie przez nikogo niezauważony , aż do twojego powrotu – Maria popatrzyła na Liz – Tu nie ma niczego o czym wcześniej nie wiedziałyśmy.

- Dalej – ponaglała ją Liz.

- Dobrze, jak chcesz : Otrzymałeś granilit, pojazd zdolny poruszać się między tą planetą a... Antarem – potrząsnęła głową i oddała jej arkusze – To jakiś żart ?

- Nie.

- Chcesz im to oddać ?

- Oczywiście, że tak. Przecież zawsze tego szukali.

- No, nie wiem. Nie za bardzo się tym ostatnio interesowali. No wiesz, myślę o tym całym zamieszaniu z gandarium. Wygląda na to że są tu szczęśliwi jak śpiące pieski.

- No właśnie Maria. Mając to, może faktycznie nie będą chcieli odejść – mówiła Liz łagodnie.

- Więc Alex przetłumaczył to ?

Liz pokręciła głową i skupiła się na wydruku. Szybko przesunęła po nim wzrokiem, marszcząc brwi im bardziej się wczytywała – Ten opis międzygwiezdnej podróży jest dosyć skomplikowany. Jest coś jeszcze związanego z uruchomieniem granilitu. Potrzebny jest rodzaj klucza. Tu pisze o krysztale.

– Mają go ?

- Nie sądzę. Niczego takiego nie pamiętam – Podniosła oczy – Maria, tu jest wszystko co pomoże im się dostać do domu.

- Dlaczego ich wrogowie pragnęliby ich powrotu ? Czy Kivar nie chciałby zatrzymać ich tutaj ?

- Im zależy na granilicie. Może mają nadzieję powrócić tu aby się osiedlić ?

- Liz, przecież Alex wiedział gdzie znajduje się granilit. Jeżeli ktoś wykorzystał go do tłumaczenia, łatwo mógł to od niego wydobyć.

- Alex nie mógłby dostać się do komory inkubacyjnej. Dostęp ma tylko królewska czwórka – powiedziała Liz – Ale masz rację. Mogli przecież dowiedzieć się bez tych wszystkich problemów z tłumaczeniem - westchnęła ciężko i usiadła na krawędzi łóżka – Głowa mi pęka.

- Więc poczekajmy do popołudnia i zobaczymy co powiedzą Max i Michael.

- Właśnie. Nienawidzę czekać . Tam gdzieś musi być na to odpowiedź. Czuję, że coś przeoczyłyśmy.

- Zrób sobie przerwę. Jeden dzień, jedno odkrycie. Znalazłaś tłumaczenie, prawda ? To świetnie, Liz.

- Tak, świetnie...

Maria odwróciła się do niej – A co z tą rozmową twarzą w twarz ? Co naprawdę zdarzyło się ostatniej nocy z Maxem?

Liz przewróciła oczami – Wolałabym żebyś chociaż raz zostawiła swoje radarki w domu.

- Dołek, chica ? Tak to brzydko wygląda ? – zapytała współczująco.

- W pewnym sensie – Liz pokręciła głową – Nie do końca. Tylko...smutno. I tak ciężko. Boże, Maria. Byłam o krok od powiedzenia mu wszystkiego. Ale pojawił się mój tata i wyprosił go – zachichotała nerwowo – Nigdy nie byłam szczęśliwsza widząc zirytowanego ojca.

- Niemal powiedziałaś Maxowi ? Liz, może powinnaś.

- Rzeczywiście zastanawiałam się nad tym ale rano widziałam Tess. Miała spotkać się na śniadaniu z Maxem i doszło do mnie że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Tylko powód dla którego wróciłam do domu. Nie powinnam była o tym zapominać.

- Chrzań powód. Co czujesz ?

- Nie zadawaj głupich pytań – powiedziała rozdrażniona. Ból w krzyżu nasilił się i położyła się na plecach próbując złagodzić ucisk – Moje uczucia nie są najważniejsze.

- Liz, pamiętasz film „Peggy Sue wychodzi za mąż” ?

- Zmarszczyła brwi – To o kobiecie, która przenosi się w czasy szkoły średniej ?

- Tak - Maria położyła się obok niej – W teraźniejszości ma dzieci i męża przeżywającego kryzys wieku średniego. Wraca do przeszłości, próbując zmienić swoje życie. Wypuszcza się za miasto z jakimś klasowym utracjuszem ignorując męża, który był wtedy jej chłopakiem. Była zdecydowana zmienić przyszłość.

- Maria, to film – zauważyła Liz.

- Posłuchaj. Za wszelką cenę próbuje uniknąć spotkania ze swoim chłopakiem bo w dzień swoich urodzin kochali się i wtedy zaszła w ciążę. Potem musieli się pobrać. I ona sądzi, że zmieniając bieg zdarzeń, zmieni całą resztę. W dniu swoich urodzin wyjeżdża za miasto aby się z nim nie zobaczyć.

- Tylko że on pojechał za nią, kochają się i wszystko układa się jak poprzednio. Wiem, Maria. Widziałam to . Ale to nie to samo.

- Powiedz, dlaczego ?

Liz zamknęła oczy nie bardzo wierząc w skutek tej dyskusji – Muszę ci wyjaśniać różnice pomiędzy fikcją a prawdziwym życiem ?

- Włącz w nasze prawdziwe życie kosmitów i podróże w czasie. Między naszym życiem a fikcją jest niewielka różnica – powiedziała pospiesznie Maria.

- Doskonale. Posłużymy się twoim przykładem. Nie chodzi o rozpad małżeństwa, Maria. Tu rozgrywają się losy całego świata.

- Myślisz, że możesz coś zmienić ?– zapytała miękko Maria.

- Co masz na myśli. Oczywiście, że mogę. I zmieniam. Max z Przyszłości zniknął, Alex nie żyje, ja prawie od siedmiu miesięcy jestem w ciąży. Cholera, chyba sporo zmieniłam – powiedziała cierpko.

- A co jeżeli tak miało być ? Może po drodze zmienia się tylko detale. Liz, może zmieniasz jakieś drobiazgi, które zauważymy za kilka lat, ale coś znaczącego, ważnego, o czym wspomni historia zdarzy się i tak bez twojego udziału ?

- Myślisz, że świat zmierza do zagłady bez względu na to co zrobię ? Maria, nie mogę w to wierzyć. Nie będę. To wszystko....do diabła...musi obrócić się w coś dobrego – szepnęła. Patrzyła w sufit i czuła spływające łzy.

- Liz kochanie, nie chcę cię denerwować. Może jednak masz rację i wszystko skończy się jak najlepiej. Ja tylko...ciężko mi uwierzyć, że jeden człowiek może być powodem wielkich zmian. Może niektóre rzeczy właśnie się dokonują...

- Teoria chaosu – szepnęła Liz – Jeden niewielki czyn tutaj, rzutuje na cały świat. Powód i skutek. Jak reakcja łańcuchowa. To fizyka.

Maria westchnęła i z impetem rzuciła się do tyłu – Czasem chciałabym żebyś nie była tak piekielnie inteligentna. Czy jest coś, czego nie wiesz ? – zrzędziła.

- Tak. Nie wiem, kto zabił Alexa. Nie wiem, komu do licha zależało na przetłumaczeniu tych głupich symboli. Nie wiem komu potrzebna była instrukcja obsługi granilitu – mamrotała – A przede wszystkim nie wiem dla kogo, gdy wydaje się, że to podróż w jedną stronę...- zamarła i z trudem zaczęła się podnosić.

Maria przewróciła się na bok – Liz, co ty ?

- Nie mogę uwierzyć, że byłam taka głupia – stanęła wreszcie na nogi.

- Liz.. ? – nalegała Maria zrywając się z łóżka – Co się dzieje ?

- Jakie teraz lekcje mają Tess i Kyle ?

Maria zamrugała oczami – Umm, Tess ma angielski a Kyle gimnastykę. Dlaczego ?

- Musimy natychmiast dostać się do Valentich. Zawieziesz mnie ? – Wepchnęła do torby tłumaczenie.

- Pewnie ale...Liz, co na litość boską wymyśliłaś ?

- Maria, kto bardziej niż pozostali chce wracać na swoją planetę ? – zapytała Liz – Kto tu nie pasuje ? Kto myśli, że Ziemia i ludzie, to strata czasu ? Kto, do diabła chce stąd odejść ?

Maria potrząsnęła głową – Michael, ale on jest...

- Nie, nie Michael. Myśl...- ponaglała ją.

Maria patrzyła na nią chwilę, nie rozumiejąc. Potem odetchnęła – Och mój Boże. Tess. Liz, chyba nie myślisz..

Czekała aż Maria skinęła głową – Idziemy. Natychmiast.

Maria złapała klucze i pobiegła za Liz.

- Zdajesz sobie sprawę, że to wtargnięcie z włamaniem, prawda ? – syknęła Maria kiedy podeszły pod dom Valentich.

- Tylko wejdziemy – poprawiła ją Liz wyciągając spod wycieraczki klucz – Otwarte drzwi.

- Od kiedy przestał być szeryfem, Valenti nie przejmuje się za bardzo bezpieczeństwem domu.

- Wchodzisz ? – Liz chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą – Najlepiej ulotnić się, zanim ktokolwiek wróci do domu.

Zatrzymały się przed pokojem Kyla , który był zaraz przy wejściu. Od kiedy wprowadziła się Tess, Liz była tam tylko raz i nie wchodziła głębiej. Pokój pozbawiony obecności Kyla wyglądał obco pomimo znajomej drewnianej wykładziny , sportowych plakatów, łóżka zasłanego kolorową kołdrą i znajomego katalogu Pottery Barn. Drzwi garderoby były uchylone i ukazywały kobiece fatałaszki. Liz nie sądziła że Tess jakoś szczególnie się tym interesuje. Wygodniej było myśleć o niej jako ....kosmitce. I od kiedy Tess mieszkała w Roswell, Liz nigdy nie zmieniła swojej opinii o tej dziewczynie. Dla niej zawsze, w jakiś dziwny sposób różniła się od Maxa i pozostałych.

- Dobrze się czujesz ? - zapytała ciepło Maria

Wróciła do rzeczywistości – Stój tutaj i pilnuj.

- Jasne. Tylko czy wiesz czego szukać ?

- Nie do końca, ale to mnie nie powstrzyma.

Weszła głębiej i zajęła się przetrząsaniem pudełek po butach, toreb ale bez rezultatu. Klęknęła i zajrzała pod łóżko aby odkryć że Kyle nie wyprowadził się całkiem z pokoju. Zachichotała potrącając stos magazynów z dziewczętami razem z kserokopią „Buddy dla Początkujących”.

Wstać było znacznie trudniej niż klęczeć. Narzekając, chwyciła się łóżka.

- Znalazłaś coś ?

- Nic. Nie przeglądnęłam jeszcze komody – z westchnieniem przeszła przez pokój i zaczęła wysuwać szuflady. Ostatnia rzecz jaką chciała oglądać, to bielizna Tess.

- Powinnyśmy były wziąć ze sobą szczypce – parsknęła Maria.

- I gumowe rękawiczki – dodała Liz. W środkowej szufladzie nie znalazła nic. Jęknęła z rozpaczą, chwyciła się blatu i znowu uklękła aby przeszukać dolną szufladę – Po wszystkim będę potrzebowała płynu do kąpieli.

- Masz na myśli, po spotkaniu z Michaelem – przypomniała jej Maria.

- Do szóstej mam jeszcze dużo czasu. Jasny gwint, znowu nic – zamknęła z trzaskiem ostatnią szufladę.

Klęczała jakiś czas aż Maria uśmiechnęła się – Pomóc ci ?

- Nie – westchnęła Liz – Sama to zrobię – Położyła obie dłonie na dywanie aby podciągnąć stopy. I wtedy zamarła.

Wizja przedarła się przez nią, poczuła chłód krwi i ciężar serca. „Nie możesz mi znowu naginać umysłu. Tam nic nie ma. Zmusiłaś mnie abym rozszyfrował książkę i nie masz czego czyścić. Zniszczyłaś mi umysł...Tess bez trudu wymykała się jego czepiającym się rękom. Wydając jakieś uspokajające dźwięki przycisnęła mu dłonie do skroni. Alex krzyknął i upadł na podłogę.

Liz ciężko oddychała. Ten straszliwie prawdziwy obraz Alexa przewalił się przez nią, że niemal czuła go namacalnie. Drżąc, oderwała ręce od dywanu i cofnęła się.

- Liz ? Liz, co to jest ?

Patrzyła na Marię, klękającą przy niej. Pochyliła się i wzięła ją za rękę – Boże, co się stało ? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

Oczy Liz napełniły się łzami – Zrobiłam to – szepnęła – Wyprowadź mnie stąd, Maria. Proszę, tylko mnie wyprowadź.

Przyjaciółka patrzyła na nią zaniepokojona – Dobrze, chodź – pomogła jej wstać z podłogi – Dasz radę.

Stojąc drżała jeszcze mocniej. Słyszała głos broniącego się Alexa. Prosił i błagał Tess aby go zostawiła ale na próżno. Wykorzystała go a potem zabiła. Dreszcz przebiegł po niej kiedy trzymała się kurczowo ręki Marii.

- Liz, przerażasz mnie. Co to jest . Miałaś wizję ?

- Tylko...pomóż mi wyjść na zewnątrz – szeptała – Nie mogę. Nie tutaj.

Prawie zataczając się wyszły przed dom a potem do samochodu gdzie Maria pomagała jej usiąść – Zaraz wracam tylko odłożę z powrotem klucz. – Już ci lepiej ?

Skinęła głową. Objęła się rękami próbując przestać dygotać. Czuła silny, uderzający ból w plecach i dotkliwe zimno. Nigdy by w to nie uwierzyła. Pomimo, że nie znosiła Tess, była podejrzliwa wobec niej, nigdy nie przypuszczała że zrobi coś takiego. Morderstwo z zimną krwią. Ponownie się wzdrygnęła, zamknęła oczy ale zaraz je gwałtownie otworzyła. Pod powiekami ponownie zobaczyła Alexa.

Maria otworzyła drzwi samochodu i usiadła obok niej – A teraz powiedz, co tam się stało ? Co widziałaś ?

- To była Tess – powiedziała bezradnie potrząsając głową - Zmusiła Alexa do przetłumaczenia książki a potem wypaczyła mu pamięć. To przez nią nic nie pamiętał. I to go zabiło.

- Liz, widziałaś to ?

- Widziałam wystarczająco dużo – szepnęła.

- O mój Boże – Maria oparła głowę o zagłówek - Nie mogę uwierzyć. Ta suka. To nie do wiary że ona...biedny Alex. Zatłukę ją – przysięgła uderzając pięścią w kierownicę.

Liz skrzywiła się bo ból w plecach nasilił się zlewając wszystko wokół niej w jedną plamę.

- Liz ? wszystko w porządku ? – naciskała Maria – Jesteś taka blada. Boże, co ja mówię. Oczywiście że nie wszystko jest w porządku – mruczała wkładając kluczyk do stacyjki - Odstawię cię do domu a potem poszukamy Maxa , Michaela i Isabel.

- Nie, nie do mojego domu – powiedziała Liz – Nie mogę pokazać się teraz rodzicom. Twoja mama jest w domu ?

- Teraz pracuje ale tam jest Sean – odpowiedziała Maria – Może pojechałybyśmy prosto do Michaela ? – Uruchomiła samochód i ostrożnie nawróciła.

- Może być – Liz odprężyła się bo ból odrobinę zelżał – I jak tam już będziemy, powinnyśmy zadzwonić po Isabel.

- Isabel ? Och, żeby ją oświecić. Masz rację bo pewnie Max nie powiedział jej co się wydarzyło ostatniej nocy.

- Nie, to nie chodzi o Alexa – powiedziała Liz, próbując opanować panikę w głosie. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała to fiksowanie Marii.

- A o co ? – Maria zmarszczyła nos – Liz, ona będzie chciała się dowiedzieć. Cholera, pewnie będzie się ze mną kłócić o pierwszeństwo w unicestwieniu tej morderczej blondynki – dodała marszcząc brwi.

- Maria, muszę się zobaczyć z Isabel bo chcę aby coś u mnie sprawdziła.

- Więc to potrwa chwilę. Ale naprawdę Liz, niepotrzebnie zwlekałaś. A może przełożysz to na inny dzień ? – poprosiła, skręcając w uliczkę Michaela.

- No, nie bardzo – mruknęła Liz – Myślę, że mam skurcze.

- Co masz ? – piszczała Maria – Liz Parker, tylko nie waż się mówić, że będziesz miała teraz dziecko!

- Uspokój się, jestem pewna że się pomyliłam. To pewnie fałszywy alarm. Czytałam o tym, nazywają to skurczami Braxtona Hicksa.

- Dobra, w porządku – głos Marii zabrzmiał trochę za wysoko – Fałszywy alarm. Dobrze. I chcesz zobaczyć się z Isabel aby upewnić się, że wszystko jest w porządku.

- Dokładnie. To wszystko jest za wcześnie – uspokajała , chociaż nie wiedziała którą z nich bardziej chciała uspokoić – Przecież jeszcze nie ma pełnych siedmiu miesięcy.

- Ale nie chodzisz w normalnej ciąży. Nie mamy pojęcia jak długo trwa ich ciąża.

- Przez cały czas wszystko przebiegało podobnie jak u ludzi. I każdy mówił, że jestem zbyt mała. Nawet moja mama, że jak na tak daleko posunięta ciążę jestem zbyt szczupła.

- Dobrze, jesteśmy na miejscu – powiedziała Maria – Poczekaj , znajdę klucze do mieszkania – zaczęła grzebać w torebce – Cholera, gdzie one są ?

- Maria. Klucze. Stacyjka.

Gwałtownie przytaknęła i szarpnęła kluczyki z samochodu- Jasne. Wiedziałam – popatrzyła spanikowana na Liz – Zostań tu a ja podejdę i pomogę ci.

- Byłoby dobrze – powiedziała Liz ze słabym uśmiechem.

Maria pobiegła dookoła i otworzyła drzwi. Liz wystawiła stopy i wspólnymi siłami udało jej się wstać. Nie było tak płynnie jak z Kylem ale jakoś się udało. Objęta przez Marię pomału wchodziła na schody.

- Jest dobrze – upierała się Liz – Naprawdę. Maria, uspokój się.

- Jestem spokojna. Nie widzisz, że jestem ? – trajkotała .

- Jesteś trochę spokojniejsza jak wtedy kiedy powiedziałam ci, że Max jest kosmitą, ale tylko trochę – mruczała Liz..

Podeszły pod frontowe drzwi i wtedy Liz poczuła spływające ciepło między nogami – O, cholera.

Maria nerwowo przekręciła klucz - Co ? Co się dzieje ? Wejdź do środka – otworzyła szeroko drzwi.

- Tak. To dobry pomysł. Zadzwoń po Isabel. Um...mamy problem.

- Jeszcze jeden ? – zapytała Maria.

Liz przytaknęła – Wody mi odeszły.

- I to znaczy ? – spytała, chociaż dobrze wiedziała.

- To znaczy, że zaczęłam rodzić.

cdn
Last edited by Ela on Sat Oct 25, 2003 3:40 am, edited 2 times in total.

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Fri Oct 24, 2003 10:19 pm

Wiesz co ELu? Gdy tylko widzę że napisałaś w Twórczości posta to od razu pojawia sie u mnie takie małe pragnienie "Tylko żeby to była następna część" :D To chyyba jush taki nałóg :D
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Fri Oct 24, 2003 10:26 pm

Miłego, miłego.... Kiedy tylko ja na to znajdę czas? Właśnie skrobie 4 sezon i nie moge wyrobić...
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Oct 25, 2003 9:43 am

...poród na łózku Michaela i jego słynnych :wink: ehm przescieradłach, z Huraganem DeLucą na pokładzie, to coś o czym kazda kobieta poprostu marzy :roll: biedaczka Liz, ledwo zyłam ze strachu.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sat Oct 25, 2003 10:14 am

He, he, Lizziett, pozwól że potraktujemy Twój komentarz (jak zawsze niezawodny) jako zwiastun następnej (17) części... :lol:

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Sat Oct 25, 2003 3:35 pm

Nie wiem czemu ale w części 13 i 14 emocje dla mnie osłabły, straciłam klimat jakim żyję to opowiadanko. Ale od części 15 znów pokochałam je. Rozmowa Maxa z Liz, kiedy niewiele brakowała do odkrycia prawdy o stanie Liz, teraz ostatnia część, odkrycie mordercy przyjaciela, wczesny poród.
Och, Elu należą się tobie gratulacje za tak cudowne tłumaczenie.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Oct 29, 2003 11:06 am

Eluś, mam nadzieję, że znajdziesz jeszcze chwilkę na tłumaczenie... Emily zamieściła 31 część i nareszcie... yh, nareszcie prawie nic nie mam do zarzucenia Maxowi, wręcz przeciwnie...
Image

Guest

Post by Guest » Wed Oct 29, 2003 12:16 pm

Już się nie mogę doczekać :)

natalii ze szkoły :)

Post by natalii ze szkoły :) » Wed Oct 29, 2003 12:18 pm

Już się nie mogę doczekać :) Aha na jakiej stronie Emily zamieszcza Objawienie w Necie ??

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Oct 29, 2003 2:14 pm

Image

User avatar
sysia
Zainteresowany
Posts: 302
Joined: Wed Aug 13, 2003 2:01 pm
Location: d. śląsk

Post by sysia » Wed Oct 29, 2003 2:28 pm

och ta niepewność, ilę ja muszę wykazać cierpliwości do następnego odcinka :wink:
Last edited by sysia on Wed Oct 29, 2003 2:31 pm, edited 1 time in total.
Zycie jest jak pudełko czekoladek,nigdy nie wiesz co ci się trafi

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Wed Oct 29, 2003 2:29 pm

Dzisiaj wrzucę 17 część. Przyznam się, że jak do tej pory, dla mnie to najpięknieszy odcinek, niesie w sobie tak ogromny ładunek emocji i uczuć. Nie wstydzę się przyznać, że przy tłumaczeniu płakałam i do tej pory nie mogę sie pozbierać.
Chylę głowę przed Emily.

User avatar
sysia
Zainteresowany
Posts: 302
Joined: Wed Aug 13, 2003 2:01 pm
Location: d. śląsk

Post by sysia » Wed Oct 29, 2003 2:32 pm

Elu jak ja się cieszę, wcale nie będe tak długo musiała czekać, wprost mnie uszczęśliwiłaś :D
Zycie jest jak pudełko czekoladek,nigdy nie wiesz co ci się trafi

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Wed Oct 29, 2003 2:34 pm

Trwało to dłużej bo pochylałam się nad nim z ogromną czułością. Ale wart był tego. :P

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Oct 29, 2003 2:42 pm

Och, Elu, jak miło! Kolejna część... Są takie opowiadania, które można czytać kilka razy i za każdym razem się nimi zachwycać. A są i takie, które przeczyta się raz i ma się dosyć... "Objawienia" z pewnością należą do tego pierwszego rodzaju. Cały czas chylę czoła przed Maxem (jeszcze, wtedy jeszcze był naprwdę wspaniały. On czasami ma chyba skłonności do popadania w przesadę i obsesje, ale ja w gruncie rzeczy nic do tego nie mam. Uroczo mu z tym... ). I przed Isabel, nie wiem, co w tym jest, ale coraz bardziej ją lubię. O Kyle'u już nawet nie wspominam... :wink:
Image

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Wed Oct 29, 2003 4:54 pm

Dzisiaj?? To ŚWIETNIE! Nie mogę się doczekać. trwało trocę to tłumaczenie, i to jeszcze bardziej wzmocniłlo moł głód na 17 cz. :D
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 0 guests