T: Objawienie-Revelations [by EmilyluvsRoswell]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Oct 14, 2003 8:59 pm

Żebyś wiedziała, jak ja trzymam... :wink: Trzy i pół strony z jedenastu. Jutro mi się uda...
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Thu Oct 16, 2003 9:04 am

Kyle im jego uwagi na temat seksualnego wyedukowania Maxa z przyszłosci, były bezcenne...ten człowiek w każdej, nawet najbardziej dramatycznej sytuacji potrafi rozładowań napięcie...to skarb :P
A tymczasem wszystko mnie pozornie utartym, ale jednak odmiennym torem. Reakcja Marii i Kyle na rewelacje Liz...zaufanie, zrozuąienie i pełne wsparcie, watpliwosci i strach stłumione przez wieloletnia przyjaźń.
Max jak widać, poklócił się z Izą...niestety :cry: ale i tutaj wiele się zmieniło...zniknąły agresywne, histeryczne tony...on ma rację, ona cierpi...gdyby zostało to pokazane w ten sposób, sadzę że nikt do nikogo nie mialby pretensji...
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Thu Oct 16, 2003 12:43 pm

A Emily wrzuciła dzisiaj najnowszy odcinek :P
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Thu Oct 16, 2003 4:21 pm

Ooo... Wypadało by przeczytać :wink: o ile się wyrobię... "Brak czasu to największa choroba ludzkości..."
Image

User avatar
natalii
Zainteresowany
Posts: 306
Joined: Wed Jul 30, 2003 1:41 am
Location: Poznań

Post by natalii » Thu Oct 16, 2003 11:01 pm

Eluś nie chcę cie poganiać ani nic takiego ale kiedy będzie kolejna część "Objawienia" ????

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Objawienie - EmilyluvsRoswell część 13

Post by Ela » Fri Oct 17, 2003 1:48 am

Dzisiaj w nocy Natalii. :P

Część 13


…nikt nie przeżył...nikt nie przeżył...nikt nie przeżył...


Słowa Jimiego Valentiego tłukły jej się w głowie, kiedy zlana potem rozpaczliwie łapała oddech. Odrzuciła okrycie i potykając się doszła do łazienki czując jeszcze w ustach gryzący zapach dymu. Serce biło mocno, ciężko oddychała. Oparła się o umywalkę i zimnym strumieniem wody spryskiwała twarz. Przynosiło ulgę rozgrzanym policzkom ale nie zmyło z pamięci utrwalonych zdarzeń. Z wszystkich snów, te były najgorsze – jej rodzice umierali w pożarze w Crashdown. Gorzkie doświadczenie nauczyło ją że nic teraz nie przyniesie ukojenia. Do rana nie zaśnie.

Czuła ogromne napięcie spowodowane przypływem adrenaliny. Zdjęła wilgotną piżamę, wciągnęła luźne szorty i koszulkę. Kilka minut szukała pod łóżkiem tenisówek, które nie wiadomo dlaczego utkwiły tam głęboko. Przekleństwo przyniosło ulgę, kiedy z trudem wstawała z podłogi. Brzuch coraz bardziej przeszkadzał jej w codziennych czynnościach. Zaczesana w koński ogon, w upartych tenisówkach na nogach, zostawiła na lodówce wiadomość dla rodziców i wyszła z domu.

Na Florydzie ulgę przynosiły spacery po plaży. W Roswell musiały zastąpić ją puste ulice miasta. Przed piątą, zbyt wcześnie nawet jak dla dostawców mleka, wyszła z Crashdown na słabe światło poranka. Powietrze było jeszcze chłodne i zastanawiała się czy nie wrócić po bluzę od dresu. Zrezygnowała bo szkoda jej było czasu i ciszy poranka.

Weszła na Main Street, przeszła obok frontowych, zamkniętych drzwi kafeterii, skierowała kroki w dół ulicy. Minęła piekarnię z której unosił się drażniący zapach chleba. Narzuciła sobie energiczne tempo chcąc uwolnić się od bólu sztywnych pleców jakie czuła od poprzedniego dnia spędzonego przed komputerem.

Drzewka cytrusowe przydawały ulicy uroku i spokoju. Skręciła za róg tracąc z oczu widok restauracji. Przeżyty koszmar nadal nie dawał jej spokoju i lepiej było nie patrzeć na znajomy widok. Cisza poranka i wygląd Craschdown o świcie za bardzo kojarzyły jej się ze scenami ze snu pomimo braku ludzi i ekip ratowniczych. Powinna wrócić przed śniadaniem na które umówiła się z rodzicami a niesione w sobie obrazy nie pomogą w spokojnej i rozsądnej rozmowie. Byłaby słaba i załamana, zgodziłaby się na wszystkie propozycje i żądania rodziców, a tego nie chciała.

Liz głęboko westchnęła. Zawsze tak było jak coś planowała. Sądziła, że sobie wszystko poukładała wyjeżdżając z Roswell do ciotki ale kiedy wróciła zdała sobie sprawę, że była to bardziej ucieczka niż świadoma decyzja. Te plany dotyczyły jak najszybszego usunięcie się z oczu Maxa, miejscowych plotek i niewygodnych pytań. Szczególnie rodziców. Jak to Maria nazywała ? Wyniszczający nadzór. Uśmiechnęła się spokojnie. Chyba nietrafnie, biorąc pod uwagę skalę zjawiska.

Dźwięk miękkich plaśnięć przerwał jej rozmyślania, popatrzyła w górę w samą porę aby się zatrzymać, unikając zderzenia z Isabel Evans wybiegającą zza zakrętu. Liz zrobiła gwałtowny krok do tyłu a Isabel chwyciła ją za ramiona w chwili kiedy usiłowała ją wyminąć. Zatrzymały się w tym nagłym tańcu naprzeciwko siebie.

- Liz ! - Isabel nachyliła się nad nią – Przepraszam, nie zauważyłam cię. Nic ci się nie stało ?

- W porządku, nie szkodzi – chwyciła równowagę przyjmując inną postawę i ręce Isabel opadły. Uśmiechnęła się na widok zlanej potem siostry Maxa, piersi unosił szybki oddech. Rozbrajające, nawet nieziemskie księżniczki muszą zapracować na swój wygląd.

Isabel pochyliła się opierając ręce na udach, głęboko oddychała – Boże, ale mnie wystraszyłaś. Myślałam, że jestem sama na ulicy - Poruszyła głową, wysoko upięte włosy zatańczyły nad ramionami.

- Jest wcześnie – zgodziła się Liz.

- A co z tobą ?– zapytała Isabel wyginając ładne brwi w łuk – Co tu robisz zamiast wylegiwać się łóżku ?

- Nie mogłam spać.

Isabel pokiwała głową, w oczach mignęło zrozumienie – Wiem co to znaczy – Ogarnęła wzrokiem ulicę – Kocham tę porę dnia. Nikogo wokół, nie muszę myśleć, mogę spokojnie biegać. To głupie.

- Tak – zgodziła się Liz.

- Co u ciebie ? – zapytała Isabel nie patrząc na nią. Łatwiej było odpowiadać kiedy nie czuła na sobie badawczego wzroku – Mam uczucie że tonę – szepnęła Liz.

- ...nie możesz ruszać rękami i nogami, nawet nie jesteś pewna czy chcesz - Isabel patrzyła w ciemne oczy Liz. Trwało to dłuższą chwilę – Wracasz do Crashdown ?

Liz przytaknęła.

- Szukasz towarzystwa ?

- Chyba nie nadążę za tobą – Liz skrzywiła się.

- Mam dość, muszę ochłonąć. Idziemy – Isabel skierowała się w stronę kafeterii dostosowując swoje kroki do jej możliwości. Liz uśmiechnęła się nieznacznie. Zdawała sobie sprawę, że Isabel kontroluje starannie swoje uczucia i była jej za to wdzięczna ale nie wiedziała jak długo to potrwa.

- Więc co u ciebie ? Co robisz ? - zapytała.

- Staram się za dużo o tym nie myśleć , bo kiedy próbuję zaczynam się rozpadać - usłyszała spokojną odpowiedź – Przykro mi, że wcześniej się z tobą nie widziałam. Jesteś tutaj od tygodnia, widziałam cię podczas pogrzebu, a nawet ze nie rozmawiałyśmy.

Liz wzruszyła ramionami – Nie szkodzi, Isabel. To nie był dobry czas.

- Czuję się z tym źle. Byłaś jego najbliższą przyjaciółką, Liz. Powinnam była znaleźć czas.

- Rozumiem.

- Naprawdę ? Bo ja nie. I nie wiem czy kiedykolwiek zrozumiem – Isabel zatrzymała się i chwyciła Liz za łokieć – Kłamałam, nie chciałam cię widzieć bo byłam wściekła na ciebie za cierpienia Maxa. Nie było we mnie współczucia i do teraz nie ma. Chciałaby poznać tę sprawę od twojej strony – Cholera Liz, to mój brat. Poza naszymi nieporozumieniami kocham go i to co przeżywa jest dla mnie nie do zniesienia. Ty ponosisz za to winę.

- To nie nowość – westchnęła Liz.

- Jak mogłaś ? – Isabel ściszyła głos a wzrok wymownie skierowała na jej brzuch – Gdzie ojciec... ? - krzyczałam do niego...i wiesz co powiedział ? Że pragnąłby aby było jego, bo przynajmniej coś w jego życiu byłoby normalne.

- Isabel , ja...

- Wiesz do czego doszłam ? Naprawdę myślałam że ciągle go kochasz. Kiedy był w Nowym Yorku rozumiałaś w jakim był niebezpieczeństwie. Wystarczyło spojrzeć na twoją twarz. Widziałam jak bałaś się o niego. Ale wtedy byłaś już w ciąży, prawda ? Jak mogłaś go tak zranić ? Odejść od niego to jedno, ale to jest....- potrząsnęła głową i łzy spłynęły wzdłuż twarzy – Boże Liz, to okrutne – szepnęła. Co się z tobą dzieje ?

Chciała krzyczeć, płakać ale stała jak odrętwiała. Zamrugała oczami bo wszystko przed nią zaczęło się rozmazywać. Odwróciła się aby nie patrzeć w oskarżające oczy Isabel. - Sprawić ból Maxowi, to ostatnia rzecz jakiej bym pragnęła – słowa ją dławiły, nie chciały przejść przez ściśnięte gardło – Wyjechałam z miasta aby mnie nie widział. Próbowałam Isabel. Naprawdę... – szeptała .

O Boże Liz, przepraszam. Wiem, i wiem także że pewne sprawy ułożyły się wam okropnie, i teraz Alex...i...-przeciągnęła dłonią po jej ramieniu. Liz odwróciła i popatrzyła na łzy Isabel. Wypłakiwała żal nad sobą, nimi. Wyrażały ból poprzedniego tygodnia – Wiem, że nie zrobiłabyś niczego wbrew niemu bo nie umiałabyś. Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało...- potrząsnęła głową i wytarła policzki – Pewnie pomyślałaś że jestem okropną zdzirą, stoję na ulicy i wrzeszczę ciebie.

- Nie, wcale tak nie myślałam – Liz wytarła łzy - Może zmienimy temat ?

- Dobry pomysł – zgodziła się Isabel i uśmiechnęła się z ulgą.

Przez resztę drogi żadna z nich nie powiedziała ani słowa. Za każdym razem gdy Liz otwierała myślała, że może lepiej nie zaczynać czegoś, co może przerodzić się w nową walkę. Doszły do Crashdown.

- Wejdziesz ? – zapytała.

Isabel zajrzała do środka – Nie za wcześnie ?

- Na otwarcie tak, ale wiesz że mam tutaj znajomości.

Isabel uśmiechnęła się – Może dostanę wodę ?

- Jasne.

Okrążyły budynek i Liz wpuściła ją przez tylne drzwi. Słyszała krzątających się na górze rodziców przygotowujących się do rozpoczęcia nowego dnia. Weszły do kuchni. Liz wyjęła z lodówki dzban, nalała do szklanki wodę i podała Isabel.

- Dzięki.

Przegryzła dolną wargę zastanawiając się czy kontynuować temat Maxa . Zrezygnowała bo zauważyła uśmiechnięte oczy Is.

- Co ?

- Nie przejmuj się, Liz.

Przewróciła oczami – Doskonale. Zwłaszcza teraz, kiedy słyszałam o waszych kłótniach dotyczących wyboru szkoły.

- Oczywiście. Odgrywam lodowatą królewnę.

- Nie stoję po żadnej ze stron. Wiem, że Max potrafi być władczy, lubi rozkazywać i ciężko mu zaufać ludziom, także najbliższym.

- Powiedz mi coś czego nie wiem – parsknęła Isabel.

- ...ale – kontynuowała Liz – wiem także, że robi to ponieważ boi się o innych, stara się ich chronić i nie może znieść kiedy zdarzy się coś złego komuś, kogo kocha. On potrzebuje twojego wsparcia Isabel. Jesteś jego siostrą.

- Tak – westchnęła, sprawiała wrażenie trochę rozluźnionej – Ale potrafię sama zadbać o siebie.

- Wie o tym ale jest przestraszony. Boi się aby nie został sam, opuszczony przez wszystkich. Nigdy nie rozdzielaliście się, byliście razem od samego początku. I nigdy nie próbował wykorzystywać swojej pozycji wodza i króla.

Przytaknęła – Masz rację, może spróbuję z nim porozmawiać - Podniosła oczy i zjawiło się w jej spojrzeniu coś, co spowodowało, że Liz zaczęła kręcić się niespokojnie – Znasz Maxa, do dna jego serca – powiedziała mocno Isabel - i zawsze widzisz go takim jakim jest naprawdę.

- Co to ma wspólnego...- zapytała powoli.

- Nie wiem – odpowiedziała – Wszystko podejrzewam – spojrzała na zegarek – Muszę już iść. Dziękuję za wodę . Zobaczymy się wkrótce - Z tymi słowami przeszła przez kuchnię, pokój wypoczynkowy do tylnych, zostawiając oszołomioną Liz.

*****

Jedząc z rodzicami śniadanie czuła się trochę spokojniejsza. Niekoniecznie trzeba było znać wszystkie odpowiedzi lub snuć jakieś wielkie plany na przyszłość. Wszystko czego potrzebowała od rodziców to ich poparcie, żeby wiedzieć co dalej robić. Mimo, że okłamywała ich przez ponad dwa lata.

Ojciec zrobił naleśniki. Były oblane słodkim, lepkim sokiem, który rozlewał się po ustach i języku przyprawiając ją o mdłości. Potrzebowała czegoś co złamie ten smak i marzyła o sosie Tabasco. Skubiąc jedzenie czuła ich wzrok i nie miała odwagi. Matka przygotowała zamiast kawy ziołową herbatę, którą popijała z trudem. Przyrzekła sobie, że będzie unikać rodzinnych posiłków tak długo dopóki nie urodzi a hormony nie wrócą do normalnego stanu.

Ta myśl przypomniała jej po co zebrali się tu razem. Odłożyła z westchnieniem widelec.

- Nie smakuje ci, skarbie ?- zapytał ojciec

Potrząsnęła głową – Pomyślałam że moglibyśmy zacząć.

- Skończ śniadanie – powiedziała matka – mamy dużo czasu.

- Tak, ale spotykam się z Marią aby popracować nad rocznicowym albumem. A ona ma potem zmianę więc chciałabym mieć to już za sobą.

- Ta rozmowa to nie wyścigi upomniał ją ojciec.

- Więc nie musimy omawiać wszystkiego dzisiaj – westchnęła – Jeżeli cię to uspokoi to nie wrócę na Florydę.

- Kochanie, cieszymy się bo chcieliśmy być z tobą od początku twojej ciąży ale uszanowaliśmy twoją decyzję i rozumieliśmy jakie powody mogły cię skłonić do wyjazdu – powiedziała szybko matka.

- Ale i tak każdy już wie więc nie ma powodów aby się ukrywać. Poza tym pomyślałam o sytuacji ciotki Rachel która była odpowiedzialna za mnie.

- Jeżeli nie było innego wyjścia...znasz Rachel. Kocha cię i chętnie pomaga.

- A co ze szkołą ? – zapytał ojciec – Niedługo koniec semestru. Chcę więcej usłyszeć Lizzie, co zamierzasz z tym zrobić.

- Zadzwonię w poniedziałek do dyrektora Rinaldi i zobaczę co zaproponuje. Musi być jakiś sposób aby zakończyć semestr tam a potem jak dobrze pójdzie, za jego poręczeniem zdać egzaminy w Roswell.

Ojciec zmarszczył brwi – Zapyta o powód.

Wzruszyła ramionami - Moje odejście rozwiąże kilka jego problemów. Jestem pewna że mi pomoże. Wszystko będzie dobrze. Chcę także wrócić do pracy. Tatusiu, możesz mi przygotować plan dyżurów na przyszły tydzień ?

- Poradzimy się lekarza – zasugerowała matka – Nie chcę abyś się przemęczała. Dobrze by było poznać wyniki twoich badań. Może je prześlą tutaj...

- Czuję się doskonale i jestem zdrowa – wzdrygnęła się – Nie ma żadnego powodu abym siedziała bezczynnie. Wiem, że brakuje ludzi do pracy, no i będę potrzebowała pieniędzy.

- Mama i ja martwimy się o ciebie.

Liz popatrzyła na niego ze złością – Poprzedniego roku Karen pracowała aż do urodzenia dziecka.

Westchnął – Zgoda. Sprawdź tylko gdzie są wolne zmiany.

- Jeff !

- Ona ma rację. Jest młoda, zdrowa i nawykła do pracy. Nie ma żadnego powodu aby ją rozpieszczać. Nie jest chora tylko w ciąży.

- Dziękuję Tatku. – powiedziała z wdzięcznością. Chciała jeszcze z nim porozmawiać o pełnych zarobkach, bez deponowania pieniędzy na jej naukę. Sprawy ułożyły się tak, że nie mogła marzyć o Harvardzie – a przynajmniej nie teraz. UNM było bardziej praktyczne i dostępne ze względu na odległość i opłaty. Potrzebowała pieniędzy na inne wydatki. Ale tę rozmowę lepiej było przełożyć do czasu aż wciągną ją na grafik dyżurów.

- Dobrze, musimy jeszcze wybrać lekarza – ciągnęła matka – mogę cię zapisać do mojego.

- Uhh mamo ? Wolałabym wybrać sama – powiedziała szybko.

- Dlaczego ? Dr Chow jest bardzo miły.

- I mnie odebrał – wzdrygnęła się Liz – To byłoby niezręczne. Znajdę kogoś jeszcze w tym tygodniu, dobrze ? Kiedy matka nie odpowiedziała, przysunęła się bliżej – Proszę mamo, zrobię to sama...

Spojrzała na nią bez uśmiechu – Czy nie jesteś już dorosła ?

Nie łatwo było odpowiedzieć na to pytanie. Prawda była taka że dorosła na długo wcześniej zanim zaszła w ciążę. Taką szanse otrzymuje się kiedy życie przychodzi ze wszystkimi swoimi tajemnicami i intrygami. Ale tego nie mogła powiedzieć rodzicom. A nawet gdyby mogła to nie pomogłoby w przywróceniu ich zaufania.

- W porządku – usiłował posumować ojciec – Zostajesz tutaj, kończysz szkołę, pracujesz – kiwnął głową – A co się stanie gdy urodzi się dziecko ?

Zaskoczona nagłym pytaniem, sięgnęła po szklankę z herbatą aby zyskać trochę czasu.

- Jeff, daj jej szansę... - upomniała go matka.

Brwi ojca podniosły się – Dostała ich dużo. Miała sporo okazji aby z nich skorzystać, w przeciwieństwie do nas. Sama je odrzuciła.

Liz z trudem przełknęła i postawiła głośno filiżankę – We wrześniu skończę osiemnaście lat – mówiła zdecydowanym głosem – Mogę znaleźć mieszkanie i się wyprowadzić.

- Liz ! – matka z trudem chwytała powietrze – Nie!, Jeff, powiedz jej że nie o to ci chodziło – zażądała stanowczo..

- Oczywiście, że nie o to mi chodziło – westchnął i odwrócił się do niej. Zobaczyła jak bardzo jest zmęczony i jak bardzo się postarzał – Masz tutaj dom i nas, jak długo będziesz potrzebowała lub chciała. Będziemy ci pomagać na ile nam starczy sił. Ale kiedy urodzi się dziecko wszystko się zmieni. Musisz to od początku zrozumieć. To twoje dziecko i twoja odpowiedzialność.

- Czy kiedykolwiek byłam nieodpowiedzialna ? – zapytała Liz, jednak w porę ugryzła się w język bo odpowiedź przyszła sama. Odetchnęła wolno – Poradzę sobie – odpowiedziała.

- Nigdy nie miałaś nawet zwierzątka domowego – wytknął jej ojciec.

- Tatku!

- Chcę tylko powiedzieć, że mamy jeszcze wybór. Nie mam obaw czy poradzisz sobie z dzieckiem. Ale pytam czy chcesz tego ? To się wiąże z rezygnacją z wielu rzeczy, które potem będą dla ciebie niedostępne. Masz jeszcze kilka miesięcy aby to przemyśleć. Zawsze pozostaje możliwość adopcji.

- Mówisz o naszym wnuku!

- A Liz jest naszą córką – powiedział zdecydowanie – Nie chcesz dla niej jak najlepiej ?

- Oczywiście...

- Dość, wystarczy - wtrąciła Liz – Wiem o możliwości adopcji ale to niemożliwe – położyła dłonie na brzuchu - Zatrzymam je.

Ojciec kiwnął głową – W takim razie może zmienisz swoje stanowisko na temat tajemniczego ojca.

- Nie, nie zmienię – powiedziała szybko.

- Dlaczego nie chcesz go ujawnić ? Czy nie ma prawa być częścią życia dziecka ? Przecież zasługuje na to aby mieć ojca. Wiem jak zareagowałem na wiadomość o twojej ciąży, Liz. Ale byłem zaskoczony. Obiecuję nie winić tego chłopca. Czy to Max ? Powinnaś mi powiedzieć, kochanie.

- Tatusiu, zapomnij o tym. On.... odszedł z mojego życia. To wszystko co mogę na ten temat powiedzieć. To była jedna noc – szepnęła.- Wiem, że byłam głupia i nieostrożna ale nie żałuję tego. Więc przestań o to pytać bo nie odpowiem. Będziesz musiał się z tym pogodzić.

- Skarbie, nie brałaś pod uwagę że mogłaś...? - matka zawahała się.

- Nie mamo, powiedziałabym ci gdybym chciała...- odpowiedziała z westchnieniem. Potarła dłońmi skronie – Posłuchajcie. Doceniam każdą zaproponowaną mi pomoc. Naprawdę. Ale macie także rację mówiąc, że wiele spraw się zmieni. Nie przeczę, że będę potrzebowała waszej pomocy i wsparcia. To byłoby nierozsądne w mojej sytuacji zdać się tylko na siebie – zgodziła się – Będę ciężko pracować i zrezygnuję z wielu rzeczy aby wziąć na siebie odpowiedzialność za moje dziecko. Wszystko o co proszę to, aby uszanować moje prawo do prywatności w tej jednej sprawie. Jeżeli się nie zgodzicie, wówczas będę musiała wziąć sprawy we własne ręce.

- Chcesz nas szantażować ? - żachnął się ojciec.

- Nie Tatku – powiedziała spokojnie patrząc mu w oczy – Ale chcę żebyś zrozumiał, że jestem już dorosła i nie każda część mojego życia będzie dla ciebie dostępna – Wstała od stołu – Powinniście to przemyśleć. Zadzwonię do Marii. I niech wreszcie wiem co postanowicie - Odwróciła się i poszła do swojego pokoju, zostawiając ich samych.

*****

- Nie mogę uwierzyć że tak powiedziałaś rodzicom, Liz- powiedziała Maria, kiedy podjeżdżały pod dom Michaela – Jak to przyjęli. Nie krzyczeli, nie próbowali naciskać ?

Poruszyła ramionami, odpięła pasy – Co mogli powiedzieć ? Postawiłam pewne warunki i prosiłam aby się zastanowili zanim dadzą mi odpowiedź. Naprawdę, nie sądzę żebym była nierozsądna.

- Nie sądzisz ? – Maria wyszła z samochodu i potrząsnęła głową – Liz, to twoi rodzice. Mieszkasz u nich, jesz, używasz ich samochodu i myślisz że to rozsądne oznajmiać im że nie dowiedzą się kto spłodził ich wnuka ?

- Po czyjej jesteś tronie ? – warknęła Liz trzaskając drzwiami.

- Mówię tylko, że z ich punktu widzenia jesteś kompletnie niekonsekwentna. Ja wiem dlaczego to robisz ale oni nie.

- Jasne. Możemy zmienić temat ?- westchnęła kiedy podeszły pod dom. Zlokalizowałaś tego Dereka ?

- Maria wyszczerzyła zęby – Spełniłam swoją misję. Najpierw był niechętny, mamrotał coś o konieczności rozszyfrowania czegoś, co jest nielegalne ale ostatecznie się zgodził.

Liz przysunęła się bliżej patrząc na nią podejrzliwie – Co mu za to obiecałaś ?

- Odwołałam się do jego wrodzonego poczucia geekdoomu.

- Mów po angielsku.

- Założyłam, że nie będzie umiał – Maria zachichotała – Więc powiedział że sobie poradzi i skontaktuje jak coś będzie miał.

- Mam nadzieję że jest tak dobry jak o sobie myśli – Liz odwróciła się i popatrzyła na drzwi Michaela – Wie, że przyjdziemy ? – zapytała nerwowo.

- Chyba. Wiesz, że z nim nigdy nic nie wiadomo – zapukała – Już się obudził, bo zadzwoniłam do niego zanim przyjechałyśmy.

- Chyba jest w środku.

Maria przewróciła oczami i zapukała ponownie - Michael !

- Idę ! – usłyszały stłumioną odpowiedź. Chwilę później drzwi otworzyły się gwałtownie, zmierzył je oczami – Co ? O czymś zapomniałem ?

- Cześć Michael, dzięki, my też cię kochamy – powiedziała Maria pakując się do środka.

Odsunął się na bok i utkwił pytające spojrzenie w Liz. Wzruszyła ramionami i podążyła za Marią.

- Czy przypadkiem nie rozpoczynamy za kilka godzin pracy ? – zapytał burkliwie zamykając za nimi drzwi.

- To jakaś różnica ? – Maria złożyła leżące na stole puzzle, chwyciła z tapczanu kilka wymiętych gazet i wyniosła do kuchni – Nie mogłeś tu trochę posprzątać ? – narzekała wrzucając wszystko do kosza na śmieci.

- Nie ma to jak nieoczekiwane towarzystwo – powiedział ostro – Czy ktoś może mi powiedzieć o co chodzi ?

- Liz chce ci coś powiedzieć- Maria wróciła do pokoju.

- Maria ! – jęknęła Liz.

- Co ? Może nie ?

- Tak, ale...

- Ring wolny kochanie, dawaj – Maria rzuciła się na tapczan i klepnęła poduszkę.

Michael stał ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. Podniósł w górę brwi - Liz ?

- Dobrze. Tylko... usiądź – powiedziała sadowiąc się obok Marii – Chodzi o Alexa..

Zaskoczony podniósł brwi. Obszedł dookoła ławę, usiadł na niej, naprzeciwko Liz - Co z nim ?

- Więc...pamiętasz jak ostatniej jesieni pomagałam Isabel skontaktować się z Maxem, kiedy wyjechał do Nowego Yorku ?

- Tak. Co to ma wspólnego z Alexem ?

Potrząsnęła głową – Chodzi o to, że ja się zmieniam od kiedy Max mnie uleczył.

Wiadomość go poruszyła – To znaczy że więcej było takich zdarzeń ? Jakich ? Mówiłaś Maxowi ?

- Jak będziesz tak ciągle pytał, nigdy nie skończymy - kiedy skinął głową ciągnęła dalej – Nie, nie mówiłam nic Maxowi ale zaczęłam mieć wizje na temat pewnych zdarzeń.

- Jak wtedy gdy ty i Max,....no wiesz o czym mówię ?

Liz kiwnęła głową – Tak, tylko że teraz nie potrzebuję do tego Maxa.

- Jak to rozumieć ?

- Ja..byłam w miejscu gdzie Alex miał wypadek. Po pogrzebie. No wiesz, potrzebowałam chwili samotności i – skupiła wzrok na ścianie. Tam były dziwne ślady na jedni . Wyglądało, jakby Alex wjechał na przeciwległy pas ruchu..

- To nie ma najmniejszego sensu – powiedział.

- Ciii- Maria powstrzymała go podekscytowanym głosem – Pozwól jej mówić.

- Następnego dnia pojechałam na złomowisko i odnalazłam wrak jego samochodu, w środku była fotografia. Doznałam tam wizji.

- No i ? Co widziałaś ?

- Potrząsnęła głową - Alex powiedział, że Leanna nie jest Leanną .

- Ta ze Szwecji ?– Liz otworzyła zaskoczona oczy a Michael wzruszył ramionami – Co ? Może Isabel o niej wspominała, kilka razy... - mruknął.

- Michael, było coś więcej. Przekopaliśmy się przez jego komputer. Wygląda jakby nigdy nie był w Szwecji.

- Więc gdzie był ? Michael zmarszczył brwi – I dlaczego mówił nam że był ?

- Nie wiemy. Ale jedno jest oczywiste – Liz popatrzyła mu w oczy – Alex nie uległ wypadkowi. Ktoś go zabił. I podejrzewamy, że zrobił to jakiś obcy.

- Co, do diabła ? - zdenerwowany wstał.

- Michael ! – Maria zerwała się i chwyciła go za ramię, w oczach miała łzy – Zaczekaj.

Odsunął się i popatrzył na nią z wyrzutem jakby go zdradziła – Ty też w to wierzysz ? Myślisz że jego śmierć to nasza wina ?

- Nie, nikt nie mówi o twojej winie Michael !

- Więc jak to rozumieć ? – Patrzył na jedną i drugą – O czym ty mówisz ?

- Tylko to, że potrzebujemy twojej pomocy – w głosie Liz wyczuwało się rozpacz – Michael, jeżeli ktoś próbuje zbliżyć się do was, to...Nie rozumiesz ? Wszystkim nam tutaj grozi niebezpieczeństwo !

Jej słowa powoli dochodziły do niego – Cholera – mruknął. Oparł się i ręką bezwiednie poszukał Marii. Odwrócił się do Liz – Wiesz kto to może być ? – zapytał próbując odzyskać równowagę.

- Valenti mówił, że wszystkie dowody wskazują na to, że Alex popełnił samobójstwo. Nic jednak na to nie wskazuje. Rozmawiałam z nim tamtego dnia. Cieszył się, że tak dobrze układa mu się z Isabel. W jego pokoju znalazłam bilety na koncert Betha Ortona. Kupił je bo chciał z nią tam pójść. Nikt nie planuje samobójstwa jeżeli ma jakieś plany.

- Ok., zgodzę się że to nie było samobójstwo, ale morderstwo ?

- Jeżeli nie chciał się zabić to dlaczego skręcił pod nadjeżdżającą ciężarówkę ? I te pliki w jego komputerze. Te fotomontaże zdjęć z Leanna ze Szwecji. I moje wizje – Liz zatrzymała się aby z trudem przełknąć ślinę – To dziwne. Jakby nie mógł uwolnić się od jakieś niewiarygodnego zła.

Michael powoli nabrał powietrza – Nie było powodów aby go zabić, o ile to miałoby mieć związek z nami.

Liz uniosła bezradnie ramiona i pokręciła głową – Alex był zwykłym uczniem szkoły średniej, jedną z części tego naszego małego, kosmicznego zespołu. Musisz przyznać że to co najmniej podejrzane – mówiła z żalem w głosie – Co mieliśmy zrobić ? Dlatego przyszliśmy do ciebie.

- Ale nie możesz tego udowodnić... – głos mu się zawahał jednak chyba jej uwierzył.

- Pamiętasz jak Tess zabiła Nikolasa, kiedy przyjechał tutaj ze Skórami a potem znalazł się w Nowym Yorku ? Może znowu tu jest. No i jeszcze ten Kivar. Czy to nie on prześladował Isabel w poprzednim życiu ? Zabijając Alexa zwróciłby jej uwagę.

Michael odwrócił gwałtownie głowę – Dlaczego nie poszłaś z tym do niej ? – zapytał. Liz pochyliła głowę zastanawiając się dlaczego nie zapytał ją także o Maxa

– Chciałbym abyś opowiedziała jeszcze raz wszystko od początku, tylko niczego nie pomiń.

Przytaknęła i zwinęła się w kącie tapczanu. Poczekała aż Maria także usiądzie i opowiedziała wszystko czego się dowiedzieli w ciągu ostatnich dni.

*****

Michael zaparkował Jettę minutę przed planowaną zmianą w Crashdown. – Nie podoba mi się że wyłączamy z tego Maxa. Będzie wkurzony – psioczył kiedy w trójkę wysiadali z samochodu.

- Nie mamy wystarczających dowodów aby mu powiedzieć. Pomyśl jak ty zareagowałeś, a będziesz wiedział jak on będzie się czuł - tłumaczyła cierpliwie Liz – I tak już chodzi z poczuciem winy.

- Z czym ?

- Czuje się winny że uleczył Alexa – odpowiedziała Maria – wiedziałbyś o tym gdybyśmy oboje więcej ze sobą rozmawiali – narzekała.

- Jezu...- mruczał.

- Poczekajmy czego doszuka się Derek w e-mailach – powiedziała spokojnie Liz, kiedy kolejno wchodzili tylnym wejściem do kafeterii – potem spokojnie się zastanowimy. Max i Isabel mają wystarczająco dużo zmartwień. Lepiej to zniosą jeżeli będziemy mieli odpowiedzi na przynajmniej część pytań.

- W porządku – zgodził się Michael. Szarpnął drzwi szafki i chwycił fartuch.

- A co z Tess ? – zapytała ostrożnie Maria.

- Co z nią ? Nie ma sprawy, coś jej powiemy i będziemy oczekiwać że będzie trzymała buzię na kłódkę. I tak jej najważniejszym celem jest Max.

- On ma racje zgodziła się Liz. Z pewnych powodów lepiej żeby o wszystkim wiedziała. Co prawda nie przepadam za nią, ale im więcej mocy tym lepiej. Jednak nie ryzykujmy aby to ona przekazała wszystko Maxowi.

- Maria zgodziła się - Masz rację. Ona nie należy do osób z wyczuciem.

Michael parsknął. – Ja z nią pogadam. Zrobię to metodą Nasedo. Idę do kuchni, kotlety czekają – skrzywił się.

Maria uśmiechnęła się a Liz z trudem powstrzymywała głośny śmiech. Michael subtelnością także nie grzeszył. Odprowadziły go wzrokiem do kuchni.

Ty także idź, a ja pokażę się rodzicom.

- Sądzisz, że odpowiedzą ci na twoje małe warunki ?

Wzruszyła ramionami – Wątpię. Będą to przeżuwać dzień albo dwa, na różne sposoby.

- Ale chyba się w końcu zgodzą – pytała z ciekawością.

- W końcu tak. Z tego powodu o którym wcześniej wspominała mama. Że dziecko będzie do kogoś podobne – szepnęła – jeżeli myśli że tylko się dowie to dlaczego pyta teraz ?

- Liz, a jeżeli ona ma rację ? Pomyślałaś, co zrobisz jeżeli dziecko urodzi się z Maxa oczami albo uszami ? Zapomnij wtedy o teorii hokus-pokus.

- Wiem – Liz popatrzyła w niespokojne oczy Marii – Nie znam odpowiedzi. Ale pomyślę o tym jak będziemy mieli już za sobą tę sprawę z Alexem.

Maria chwyciła ją za ramiona i popatrzyła głęboko w oczy – Wyobrażam sobie jak bardzo poruszyła cię śmierć Alexa i jak bardzo chcesz ją wyjaśnić. Ale Liz, on pewnie nie chciałby żeby wykorzystywać jego śmierć do rozwiązywania własnych problemów – powiedziała poważnie. Uścisnęła ją szybko – Idę do pracy. Pomyśl o tym, dobrze ?

- Dobrze – obiecała przyrzekła Liz.

- W porządku – Maria włożyła telefon komórkowy do kieszeni fartuszka . Uśmiechnęła się szelmowsko do Liz stojącej z niemym pytaniem w oczach – Tak, tak, żadnych telefonów na sali...bla, bla, bla...Twój tata nie zobaczy to nie będzie cierpiał. Jak coś będę wiedziała to zadzwonię.

- Daj mi znać.

Jak przypuszczała rodzice nie wrócili do porannej rozmowy. Matka pytała o prace nad księgą pamiątkową, tata czy jadła obiad ale o tamtej sprawie cisza. Wróciła do swojego pokoju zadowolona z tymczasowego zawieszenia broni , próbując nie zwracać uwagi na męczące ją uczucie że ucieka od problemów które i tak ją dopadną.

Po sześciu godzinach zeszła na zaplecze kafeterii. Wiedziała, że gdyby Maria cokolwiek wiedziała w sprawie e-mali zaraz by ją zawiadomiła ale nie mogła sama wytrzymać a niepokój ściągnął ją na dół. Była zaskoczona. Michael był zajęty w kuchni, sobotni tłum się kłębił i Maria miała pełne ręce pracy ale jakoś czuła się raźniej będąc tam z nimi. Wypisała zamówienie na burger i napój vaniliowy , wsunęła do podajnika. W pokoiku na zapleczu włączyła telewizor i zwinęła się na kanapie.

Musiała się zdrzemnąć, bo następną osobą jaką zobaczyła był Michael, który szturchnął ją łokciem - Liz, twój obiad gotowy....

- Hm ? och... - próbowała się obudzić – przepraszam...

- Nie szkodzi – położył przed nią tackę - Maria przyrządza ci koktajl.

- Dzięki – przecierała oczy i usiadła. Zaskoczyło ją, że ciągle tu jest – Coś się stało ? Derek nie dzwonił ?

- Nie - miał nieodgadniony wyraz oczu – Posłuchaj, chcesz jakiegoś keczupu lub czegokolwiek ?

- Um, właściwie ....mogłabym dostać Tabasco ? uśmiechnęła się smutno z wrażenia jakie na nim zrobiła – To jeszcze jeden skutków magicznych rąk doktora Maxa.

- Jasne...

Odwrócił się i skierował się do kuchni, gdy otworzyły się drzwi wahadłowe i wpadła Maria. Miała zaczerwienioną twarz i przyciskała do ucha komórkę. Michael zamarł.

Liz siedziała spięta obserwując, jak wiele uczuć przepływa przez twarz Marii. Jej zielone oczy były szeroko otwarte.

- Dzięki Derek - powiedziała spotykając wzrok Liz – przykro mi że nie wierzyłam w twoje możliwości – dodała z wymuszoną otwartością – jesteś najlepszy.... jeżeli będziesz kiedyś w pobliżu Crashdown zajrzyj a obsłużę cię jak Willi Smitha...dziękuję jeszcze raz.. Zamknęła z trzaskiem telefon i oparła się o ścianę. Kolor odpłynął z twarzy i zrobiła się biała jak mleko.

- Co się stało ? – zapytał Michael.

- Maria, co się stało, co mówił, dowiedział się gdzie był Alex ? – pytała gorączkowo Liz.

Kiwnęła powoli głową – Mieliśmy rację. Alex nigdy nie był w Szwecji – szepnęła – Nawet nigdy nie opuścił Nowego Meksyku.

Liz podeszła do Marii – Gdzie był ? – spytała delikatnie.

- Las Cruces . Wszystkie e-maile pochodziły z tego samego miejsca...

- Las Cruces ? Gdzie do diabła jest La Cruces ? – zapytał Michael.

- To Uniwersytet w Nowym Meksyku – odpowiedziała Maria - Derek zlokalizował ISP w jednym z akademików. Szczegóły wyśle mi mailem.

Stali w trójkę, wpatrzeni w siebie do chwili aż głośny dźwięk z kuchni oznajmił im, że przypalają się burgery.

- A niech to ! - pobiegł do kuchni i uderzeniem wyłączył alarm.

Liz stanęła w wejściu, spoglądając na Marię i Michaela – Do Las Cruces są dwie i pół godziny drogi - powiedziała.

- Żadne z nas jutro nie pracuje – zaofiarowała się Maria.

Michael zeskrobał z patelni spalone kotlety, wyrzucił je do odpadów i nałożył świeże. Wytarł palcami pot z brwi, odwrócił się i popatrzył na nie – Mówicie poważnie ?

Liz przytaknęła. Wyglądał żałośnie. Czekała aż zacznie przekonywać je że należy powiedzieć Maxowi ale chyba zapomniał o poprzedniej rozmowie. Jego wygląd stopniowo zmienił się, od pełnego obaw do rezygnacji.

Westchnął – Dobrze więc. Wyjedziemy wcześnie. O szóstej, dobrze ?

- Zgadzam się – odpowiedziała Liz.

Maria jęknęła – No dobrze – popatrzyła na Liz – Powiemy Kylowi ?

- Zadzwonię do niego – powiedziała – niech zadecyduje czy chce jechać.

Maria przewróciła oczami – Dawno nic się nie działo...

Liz uśmiechnęła się ale wyszło to trochę sztucznie. Wspomnienia ostatniej podróży jaką odbyła do Copper Summit przyprawiały ją o dreszcze - Ale nie mogę powiedzieć, że mi ich brakowało – pomyślała czule – Przynajmniej w jednym przypadku.
Cdn.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Oct 17, 2003 6:44 am

I zaczyna się Coś dziać... Coś przez duże "C". A przy 29 części najpierw myślałam, że NARESZCIE, a potem miałam ochotę komuś przyłożyć. Yh.
Image

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Sat Oct 18, 2003 2:12 pm

ŚWIETNA CZĘŚĆ! Czekam na następne...
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Oct 18, 2003 2:17 pm

29 część? Świetnie, bo przeczytałam już 28. Piękne. Czasami miałam ochotę zabić Maxia, czasami ochotę płakać albo westchnąć z radości. No i niedługo odcinki 14/15/16 po polsku. Mimo, że czytałam w oryginale, to z wielką niecierpliwośćia czekam na tłumaczenie Eli, któe naprawdę jest wspaniałe.
Nan, nie licz na akcję... na nic nie licz... przecież EmiluvsRoswell jeszcze niejednokrotnie nas zaskoczy!
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Oct 18, 2003 2:47 pm

Hotaru, dokładnie, czasami mam ochotę zdzielić go rękawiczką po twarzy... Dobrze, rozumiem, ale na Boga, ile on zamierza to ciągnąć???!!! W końcu będą mieli po 70 lat, a on dalej będzie mówił w kółko jedno i to samo zdanie! Ale Emily nie zamierza chyba tak tego zostawić, jeszcze przecież został jeden bardzo ważny wątek, i bardzo ciekawy, no i może jeszcze pojawi się Rachel...
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Oct 18, 2003 5:04 pm

Ja też mam nadzieję, ze nie zostawi tak tego... Zresztą, jest przecież nieco więcej ciekawych wątków do wyjaśnienia. Biorąc pod uwage dotychczasowe tempo wyjaśniania przez Emily "nieporozumień", mam obawę :wink: , że przybędzie nam co najmniej kolejnych 29 odcinków....
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sat Oct 18, 2003 5:58 pm

O matko dziewczyny, słucham tego jak chińszczyny...ciekawośc mnie zżera, a jestem dopiero przy 14 odc. (wklepuję do kompa). Jak tak dalej pójdzie i Emily sie nie zatrzyma to skończę tłumaczyć mając 70-tkę na karku...
Co wiemy: ...autorka trzyma się wiernie historii jaką znamy z serialu zmieniąjąc tylko losy Liz i pośrednio jej przyjaciół. Czas 13-14 odcinka to koniec kwietnia, początek maja. Liz jest w w siódmym m-cu ciązy. Urodzi dziecko w lipcu...Wiemy z serialu że królewska czwórka, po znalezieniu przetłumaczonej wersji zdecydowała o powrocie do domu, a głównym powodem była ciąża Tess. Wiemy z opowiadania co się dzieje z Isabel, Kylem, Michaelem, Marią, no i Liz. Akcja skupia sie nad wyjaśnieniem śmierci Alexa. Wszystkim nam (którzy nie znają dalszych odc. Emily) brakuje informacji dot. Maxa i Tess - bo w serialu, pod koniec 2 sez. oni byli w centrum uwagi, ze względu na sytuację w jakiej się znaleźli...Być może celowo autorka przeciąga naszą ciekawość. Chciałbym też wiedzieć czy dalsze losy bohaterów wejdą w serialowy 3 sezon...czy Emily w swoim opowiadaniu wykorzysta miesiące wakacyjne - dla z serialu nieznane...

Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Oct 18, 2003 6:25 pm

Ha. Ha. Ha. Wiecie, co lubie w fanfikach? Że tam wszystko jest możliwe...
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Oct 18, 2003 6:25 pm

Chyba nie bedzie straszną zbrodnią zasugerowanie, iż wierne trzymanie się wątków serialowych kiedyś musi sie skończyć? Wszakże już się ten proces zaczął (nie wspominając o o nocy Future Max i Liz :wink: ). Niemniej, jak długo sie da, Emily trzyma sie tego, co znamy z serialu i w gruncie rzeczy nei jesteśmy do końca w stanie rozróżnić, co zalęgło sie w wyobraxni Emily...
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Oct 18, 2003 9:45 pm

Elu dzieki dzięki dzięki...juz niedlugo mój ulubiony rozdział :P
Nan...rękawiczką hę? :lol: krewka z ciebie osóbka :wink: wiem ze czytelnicy Emily uwielbiali Maxa w opowiadanej przrz nią historii i ja również, choć przyznam ci, ze rzeczywiscie chwilami zaczynały boleć mnie zęby :wink: ale postaw się na jego miejscu...co byś powiedziała, gdyby twój chłopak przespał sie z twoją przyszłą wersją za twoimi plecami? :lol: nie wiem jak ty ale ja raczej nie zareagowałabym fajerwerkami, szampanem, krewetkami i wybuchami namiętnej czułości :wink:
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Oct 18, 2003 10:15 pm

Lizziet wrote:ale postaw się na jego miejscu
Przecież on o tym nie wie!!!
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Oct 18, 2003 10:30 pm

Lizziett, nieco trudno jest się postawić w jego sytuacji - ale cóż. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła. I dobrze. W pewnym fanfiku, tytułu którego już nie pomnę, Liz i Max wrzeszczeli na siebie aż miło w kluczowym momencie wyjaśniania sobie wszystkiego. Tylko czekałam, aż Liz zdzieli go po głowie...
Co nie zmienia faktu, że Max czasami jest poważny aż do granic i że ta jego dojrzałość vel odpowiedzialność siedzi mu na karku i cały czas szepcze mu coś do ucha. Jak myślicie, czy mały Max kupił sobie kiedyś nie wiem, loda, cukierka, komiks...? Nie, bo dojrzałość zaczynała mu wtedy nawijać o studiach... A przykład tej przewagi odpowiedzialności widać było w 29 części. Biedna Liz.

A, i jeszcze co do tego zdzielania... Rękawiczką jest zdaje się bardziej humanitarnie niż parasolką, torebką czy obcasem... Parasolki są twarde, że o obcasach nie wspomnę, w torebkach czasami nosi się kredens połączony z szafą gdańską co w sumie daje niezły ciężar, z tego wszystkiego rękawiczka jest najbardziej miękka i nie zostawia śladów fizycznych (na ogół, chyba, że ma guziczki...)... A przecież nie chodzi mi o to, żeby mu cos na stałe zrobić, tylko żeby go w końcu obudzić... Że się tak posłużę cytatem... "Open Your Eyes", tylko może nie miss Parker, a mister Evans...
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Oct 18, 2003 10:45 pm

Ależ Nan, nie tłumacz się :wink: parę razy miałam ochotę zdzielic go czymś naprawdę ciężkim...kredens byłby w sam raz.
Co do tej dojrzałości i powagi wiercacej u dziure w brzuchu, to masz rację...wyobrazam sobie...mały Max głoszący kazania ziewającej małej Isabel i chrapiącemu małemu Michaelowi :lol: i dziwić się ze zawze zwracał sie do niego per Maxwell :roll:
ale cóż zrobic, skoro między innymi za to tak go kochano? I kiedy w Busted zrzucił odpowiedzialność vel dojrzałość z karku i kopnął w ciemny kąt gdzie kurzyła się przez następne 12 epizodów, przepadł z kretesem w oczach narodu a WB musiało zreanimować Supermana, żeby nie pójść z torbami ( nawiasem mówiąc dzisiaj w Empire widziałam rec. I s. Smallville...cztero gwiazdkową :twisted: )
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Oct 18, 2003 11:10 pm

I bardzo dobrze że w III sezonie w końcu przestał być tak upiornie racjonalny... Wiem, wiem, to jego zaleta - ale cóż poradzić, mam rewolucyjne nastroje i absurd mi w głowie (jeszcze nie przeszło mi od czwartku czyli od "Końcówki"... :wink: ) Zresztą, Liz również jest taka, i bardzo dobrze, bo choć mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, taka Maria szału by z nim dostała.
No i ta urocza wizja maluchów... :D He he, nie ma co :D Strzał w dziesiątkę. Czy w takim razie dziecko Liz i Maxa (żadna różnica, czy mówimy o Maxie czy Maxie z Przyszłości, obaj byli tacy sami pod tym względem :wink: ) też takie będzie...? Hm, swoją drogą dziecko-aniołek to chyba marzenie przepływające przez głowę każdego rodzica po kolejnej psocie/kłopocie/zabawie/jedzonku ukochanego dziecięcia... Wiem to po mojej siostrze i innych bachorkach...
Poza tym no fakt, widać, dlaczego zaprzestano produkcji Roswell... Trzeba przecież paść zdemoralizowaną amerykańską młodzież, wychowaną w zgniliźnie społecznej właściwymi wzorcami, czyli historyjką o super-bohaterze, który nigdy nie traci zimnej krwii i zawsze zachowuje się jak należy, który nie tylko nie pije, nie pali i nie bierze, ale również nie poszedł przy pierwszej okazji z dziewczyną do łóżka, nie jest skinem ani hippisem, martwi się o swoje oceny i troszczy o rodziców. Ale kiedy nagle, ku przerażeniu zaszuszonych panów z Rady, super-bohater idzie... nie, zaraz, o zgrozo, oni nawet w łóżku nie byli...! z dziewczyną, która na dodatek zachodzi w ciążę - potem ten napad, rany boskie, i co teraz, jak młodzież zacznie robić to samo?! Los serialu był już przesądzony... W dodatku kto wie, czy może nie przyczepili się do nich po "Control"...

No, dobrze, przepraszam za te pseudo-serialowe dywagacje, padam na pyszczek po całym dniu, jutrop mnie czeka nauka (wzorem przykładnego ucznia - Maxwella Evansa) tak więc czołem rodacy, chyba się jutro nie podniosę z łóżka do południa...
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Oct 18, 2003 11:28 pm

Tylko pozazdrościc ci, Nan. Ja tam muszę rano wstać, żeby przepisać choć część 4 sezonu, bo później mam całą listę spraw do załatwienia.
Nan wrote: Los serialu był już przesądzony...
Mój również zaraz będzie, bo usiłują mnie odciągnąć od kompa od godziny.
Odnośnie ukazania następstw "pierwszej okazji z dziewczyną do łóżka" to ROswell rzeczywiscie jest wyjatkowe. W większości tych amerykańskich produkcji dla młodzieży nie jest to prawie wcale pokazane. A tu był cały dramat, tragedia, ciąża Tess właściciwe oddziaływała na życie wszystkich. YYY... może już skończę. Bo sama będę musiała usunąć/przenieść własny post...

A może i nie skończę. Jeszcze nie czytałam 29. części, ale pozostałe tak.
A przykład tej przewagi odpowiedzialności widać było w 29 części. Biedna Liz.
Narobiłas mi apetytu, Nan! A znając, co Maxio mówił i wyrabiał po odcinku 17.... Ech, dlaczego Emily tak rzadko publikuje kolejne częśći????
Idę czytać. Może coś skrobnę jeszcze, jak przeczytam, ale w to wątpię, bo też jak Nan
padam na pyszczek po całym dniu
i połowie nocy, kiedy poprawiałam White Flag i moja przytomność umysłu spada katastrophalnie z minuty na minutę. Dobranoc, zdegenerowana przez Roswell młodzieży :wink: !
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 5 guests