T: Tułacze dusze [by EmilyluvsRoswell]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Fri Oct 03, 2003 6:18 pm

Bardzo ślicznie. Już nie mogę doczekać się niedzieli.
Nan, ślicznie to napisałaś. Szkoda że ja tak nie umiem.

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Oct 03, 2003 6:56 pm

Och, Lizzett, nareszcie. Mam koło siebie kilka osób, którzy czekają na następne odcinki i przebierają nogami, bądź tego świadoma :D
W każdy razie dziękuję i przesyłam buziaki za ten fragment...
Zauważyliście jak bardzo powrót na Antar zmienił wszystkich. I to nie chodzi o to, że Max nosi w sobie poczucie winy za konsekwencje swoich decyzji a Michael odczuwa ból, że zawiódł. Ten słodki, łagodny Max, który cierpiał kiedy ktoś skrzywdził, na swojej planecie zmienił sie w surowego i zdecydowanego na wszystko przywódcę i żołnierza...Wiem, wojna zmienia ale aż tak bardzo...Nie wiem czy to, jaki wrócił - obojętny, zrezygnowany i tak strasznie zmięczony - jest skutkiem ostatnich wydarzeń w których zginęła Izabel czy nosi w sobie piętno smutku i toczącej się wojny od początku...
Jednak Ziemia była dla nich szczęśliwsza...

User avatar
natalii
Zainteresowany
Posts: 306
Joined: Wed Jul 30, 2003 1:41 am
Location: Poznań

Post by natalii » Fri Oct 03, 2003 7:23 pm

Jejku śliczne:) To poczucie winy widoczne w zachowaniu Maxa i Michaela i fakt że Maria tuż po ujrzeniu Michaela w tym stanie prawie całkowicie zapomniała jak bardzo przez niego cierpiała :) opowiadanko jest świetne czekam na ciąg dalszy :)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Oct 03, 2003 8:11 pm

Elu, napisałaś coś, co mi coś przypomniało :idea:
Zauważyliście jak bardzo powrót na Antar zmienił wszystkich
Jestem monotoniczna, wiem o tym, ale cóż. Oczywiście "Antarian Sky"... Tam Max również był na Antarze - a jaki wrócił... Nie mówię o zmianach fizycznych, tylko o psychicznych... Może nieco inne były przyczyny tej zmiany (nie będę pisała jakie, cały czas liczę, że ktoś to przetłumaczy), ale on też nosił w sobie to piętno... To też była wojna, co właściwie wyjaśnia Antarian Night...
Wiem, wojna zmienia ale aż tak bardzo
Znowu wspominam o Niebie. Tam cały czas była wojna (na wszystkich frontach, mam czasami dziwne skojarzenia). Fuel i "Innocent"... Tam też, chociaż było to troszeczkę zmodyfikowane...
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Oct 03, 2003 8:35 pm

Wojna, bez względu na motywy zawsze niesie ze sobą zniszczenie i śmierć. Ocierając się o nią i będąc jej świadkiem zawsze zostawia na kims kto jej doświadczył piętno przeżytych tragedii. Starając się przed tym chronić trzeba albo otoczyć się murem obojętności albo poddać się i stać się okrutnym i nieczułym. Innego wyjścia nie ma...Właśnie takimi stali sie Max i Michael...

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Oct 04, 2003 7:07 pm

Cześć. Muszę was zmartwić :wink: bo aktulizacja będzie juz dzisiaj- z racji tego ze mój luby braciszek polazł na trening (czytaj- zwolnił się komp). Baaardzo się cieszę, ze opowiadanie sie wam podoba. Odkryłam je juz dawno temu, dzieki rekomendacjom i natychmiast weszło do kanonu moich ulubionych, dzieki temu urzekającemu nastrojowi smutku, melancholii, emocjii tlumionych ostatkiem sił, balansujacych cały czas na granicy wybuchu... przeczucia czegos nieuchwytego...i bardzo złego.

Nan- wiesz, miałam zamiar tłumaczyć "Antarian Sky", ale się poddałam...to dla mnie za wysokie progi...to opowiadanie ma w sobie coś z pieknego poematu, o języku gęstym, emocjonalnym,trudnym do uchwycenia i własciwego oddania...przynajmniej dla mnie. To tak jak z poezją...przed "Pilgrim Souls" był piękny wiersz, nawiązujacy do tytułu opowiadnia, ktorego oczywiscie nie śmiałam przełożyć...ale znajdę go...na pewno. Chociaz i z tym różnie bywa...niedawno trafiłam na najpiekniejsze liryki Frosta i oczywiscie na wiadomy wiersz, ale przeklad był zupełnie inny...nie mial tej melodii, emocjonalnej głębi i nadziei, jaka niosły słowa
"Podziwiam lasu głębię ciemną, lecz nim zapadnę w otchłań senną
obietnic wiele do spełnienia, i długa droga wciąż przede mną..."
Ach...podobnie jak ty uwielbiam opowiadania, ktore zawierają element powrotu na Antar, wojny i katasrofy...moze kojarzysz ze strony schurry opowiadanie, w ktorym Max i Liz byli młodym małżeństwem z dwójką małych dzieci. M był zmuszony wracac na Antar, razem z I i Mi. Tylko ze stamtąd nie było juz powrotu...I i Mi poddani antarianskiemu praniu mózgu zapomnieli o Alexie i Marii, ale nie Max...pranie nic mu na Liz nie pomogło :roll: wciąż JĄ pamietał, kobietę która kochał ponad wszystko, wspomnienia nie dawały mu szansy na ukojenie i zapomnienie. Nie da rady...musieli go zamknąć. Udało mu się uciec, ale na Ziemi pojawił się Nasedo, przybierając postać Michaela. Powiedział Liz, z Max zdradzil ją na Antarze z inna kobietą, ktorą pokochał...no i zaczęło być coraz mroczniej...Liz popadła w obłęd...Niestety nie wiem czym poczęstowała Maxa na dzień dobry, bo tej strony juz chyba nie ma :cry: a nie pamietam tytułu ani autora...może ty....?


"Tułacze dusze" 9


Jednym z moich największych zmartwień związanych z wizytami w Roswell, zwłaszcza podczas lata wieńczącego mój pierwszy rok w collegu, było widmo niekończących się pytań. Kiedy Max i pozostali odeszli, musiałam wytłumaczyć to w jakiś sposób rodzicom. Maria i Alex nie mieli z tym takich problemów jak ja. Pani DeLuca z łatwością zaakceptowała fakt, że Michael porzucił Marię bez słowa pożegnania- podobne doświadczenia dały jej w kość juz wielokrotnie. Rodzice Alexa nie widywali zbyt często Isabel, ponieważ ich syn wolał spotykać się z nią w domu Evansów, poza tym oboje wybieralisie do innych collegów. Ale moi rodzice? Max stanowił stały element ich codzienności. Jeśli nie spędzał czasu ze mną, w moim pokoju, zwykł kręcić się po Crashdown, kiedy pracowałam. Nie twierdzę, że nie zaprzątały go też inne sprawy, ale ludzie z reguły postrzegali nas jako nierozłącznych. Tak więc szybko musiałam znalesć jakieś wiarygodne wytłumaczenie tego, że chłopak który był miłością mojego życia, zamiast- tak jak planowaliśmy- wyjechać ze mną pod koniec sierpnia na Harvard, poprostu rozpłynął się w powietrzu. O część historii zatroszczyli się rodzice Maxa. Powiedzieli wszystkim że Max zdecydował się towarzyszyć Isabel na UCLA, a ponieważ oboje chcieli się zaaklimatyzować i znaleść mieszkanie, wyruszyli do L.A wcześniej. Ale to wciąż nie była odpowiedź na pytanie "dlaczego"? Dlaczego tak nagle zmienił zdanie? UCLA było wspaniałe, ale jednak...nie był to Harvard. Kiedy pytano, Evansowie wzruszali bezradnie ramionami, chociaz w zamyśle oznaczało to raczej niechęć do poruszania drażliwego tematu, niż brak wiedzy. To było nieuniknione, że oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Podobnie jak rodzice Maxa udawałam ignorancję, ale bezskutecznie. Moje załamamnie nerwowe nastąpiło tuz po zniknięciu Maxa. Wciąż większość ludzi było zbyt grzecznych, lub- zbyt kołtuńskich, by mnie o cokolwiek pytać. Słyszałam jednak szepty za plecami, gdy przechodziłam ulicą, lub w Crashdown, gdy gwar był zbyt silny by mogły w nim utonąć. Było jasne, ze większośćludzi uważała, że zrobiłam coś potwornego, coś co skłoniło Maxa do wyjazdu. Plotki krążyły we wszystkich możliwych odmianach, odżyły również wspomnienia o mojej tak zwanej nocy z Kylem, w rok poprzedzający ukończenie szkoły. Było mi ciężko zwłaszcza biorąc pod uwagę mój uwczesny stan ducha ale starałam się ignorować pogłoski, powtarzając sobie że już za kilka tygodni wyjeżdżam do Bostonu.Ale nie mogłam ignorować rodziców. Nie chciałam. Nienawidziłam ich okłamywać, widziałam jak martwią się o mnie. Ich cierpliwość wobec moich dziwacznych zachowań zdawała się niewyczerpana, ale czułam na sobie ich spojrzenia, pełne troski, w chwilach gdy byli pewni, że tego nie zauważam. Nie byłam więc zaskoczona gdy zapukali do moich drzwi pewnej nocy, dwa tygodnie po odejściu Maxa. Gdyby stało się to wczesniej nie jestem pewna czy byłabym w stanie to udźwignąć. Czy byłabym wystarczająco silna. Czułam sie jakbym stąpała po emocjonalnym polu minowym, gdzie każdy nieuważny krok moze spowodowac eksplozję. To co im powiedziałam było tak bliskie prawdy, jak tylko mogło być, nie zdradzając jednoczesnie sekretu Maxa. Ale nie było to łatwe do przejścia. Mówiłam, ze Max poczuł konieczność towarzyszenia Isabel, która nie była gotowa stawić czoła samotności i ze Michael odszedł wraz z nimi z tej samej przyczyny. Że byli rodziną jeszcze zanim stał się Maxem Evansem, ze byli zdani na siebie. Dlatego że sądził, że to nie fair dla żadnego z nas, utrzymywać znajomość pomimo dzielącego nas dystansu, chociaż kochał mnie tak samo mocno, jak zawsze. Powiedziałam też że głęboko w sercu przyznaje mu rację- podjął słuszną decyzję- ale to wciąż było bardzo bolesne. Rodzice kupili to, przynajmniej początkowo. Ale czas płynął i stało sie oczywiste, ze ani Max ani Isabel nie pojawiają się w Roswell. Evansowie nie wyjechali na wakacje pierwszego lata, ale dni mijały i nic nie mogli zrobić, poza opowiadaniem wszystkim o pracy, jaką jej dzieci znalazły w Kaliforni. Wtedy moi rodzice zaczeli być podejrzliwi. Wiedzieli jak Isabel i Max byli bliscy swoim rodzicom i trudno im było uwierzyć, ze nie przyjeżdżają z choćby krótką wizytą. Ta więc minęły pierwsze tygodnie wakacji i zaczeli zadawać pytania. Czy rozmawiałam z Maxem?- pytała moja matka. Co z Isabel? Czy podoba się im w Kaliforni?- wtórował mój ojciec. Czy nie myślałam o złożeniu im wizyty, bo mogliby odciążyc mnie z moich obowiązków w Crashdown na tydzień. Wszystko to narastało aż pewnego wieczora straciłam cierpliwosć i przyznałam, że nie ma pojęcia, ze nie rozmawiałam z Maxem od czasu jego wyjazdu. Niech Bóg błogosławi Alexa. tamtego dnia przyszedł mi z odsieczą. Siedział przy kontuarze, popijając piwo i starając się hamowac zapędy Marii, która chciała go swatać ze swoją koleżanką z kursu geologicznego- co tłumaczyło fakt jego nieoczekiwanego pojawienia się na zapleczu, w chwili gdy dobiegły go moje krzyki. Byłam już na granicy powtórzenia numeru z fruwajacymi butelkami Tabasco, gdy Alex stanął tuż za mną i objął mnie za ramiona, usmiechając się porozumiewawczo do moich rodziców. Udało mu się okazać im całkowite zrozumienie nie dając im jednoczesnie do zrozumienia, że jestem psycholką wymagającą natychmiastowego uspokojenia. Powiedział im, że zdaje sobie sprawę że jestem nieco przewrażliwiona na punkcie Maxa, przechodzę trudny okres, ale nie powinni martwić się o mnie. A potem- i to ujęło mnie najbardziej- stwierdził że rozmawiał z Isabel składając jej najserdeczniejsze życzenia i poprosił ją by przekazała je również Maxowi. A potem wciągnął mnie z powrotem do głownej sali, zanim moi rodzice zdążyli się w tym wszystkim połapać. Przez resztę lata Alex, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zjawiał się zawsze w chwilach dla mnie najtrudniejszych. Wydawało się , że posiada szósty zmysł, ktory pozwalał mu wyczuwać chwile gdy tęsknota za Maxem stawała się nie do zniesienia, lub gdy byłam bliska powiedzenia czegoś, czego mogłabym potem żałować. Opowiadał mi niekończace się i w zasadzie nudne historie o swoich komputerowych doświadczeniach, w jakiś sposób czyniąc zabawnymi nawet najbardziej monotonne szczegóły. Jego twarz rozjasniał ten szczególny, obłąkany uśmieszek a ja tarzałam się po tapczanie ze śmiechu. Spytałam go kiedyś, czy nie cążą mu te wszystkie kłamstwa na temat Isabel. To była jedna z naszych nielicznych rozmów na jej temat, jal zawsze krótka. Zapytał mnie, co mam na myśli i wtedy przypomniałam mu o tym co powiedział moim rodzicom. O tym że rozmawiał z nią i o przekazanych zyczeniach. Spojrzał na mnie z rozbawieniem i stwierdził, że nie kłamał- przecież nigdy nie przyznał, że Isabel mu odpowiedziała.


- Mario, przecież się zgodziłaś- stwierdziła ze znuzeniem Liz, przechodząc przez tylne drzwi restauracji.
- Zgodziłam się nie szukać samotnie Michaela- odparła Maria- i dotrzymałam słowa.
Liz westchnęła.
- Rozumiem ze wybór najbardziej okrężnej drogi przez miasto sie nie liczy?
- Ale nie byłam sama- stwierdziła Maria- byłaś ze mną.
- A co byś zrobiła, gdyby udało ci się go znaleść?
- Nie mam pojęcia- przyznała Maria- ale nie znalazyśmy go, więc jakie to ma znaczenie?
Liz dostrzegła zniechęcony wyraz twarzy przyjaciółki i złagodniała.
- Naprawdę sądziłas że poprostu włoczy się po boisku koło podstawówki?- spytała miękko.
- Nie. Nie wiem.- Maria potrząsnęła głową- moze porozmawiamy o czymś innym?
Liz przytaknęła.
- Co powiesz na lunch? Żadne z moich rodziców dziś nie pracuje, więc tutaj jest prawdopodobnie bezpieczniej niż na górze.
- Okay. Będziesz jednak musiała im cos powiedzieć. Max pokazał się tu już raz niezauważony. To tylko kwestia czasu, zanoim twoi rodzice go zauważą.
- Wiem wiem- wymamrotała Liz, otwierając drzwi do głównej sali- pomyślę nad tym.
Wślizgnęły się do restauracji i Maria sięgnęła po menu, leżące na stoliku. Liz uniosła brwi.
- Co?- spytała Maria.
- To menu nie zmieniło się o jotę od czasu gdy miałyśmy sześć lat.
- Czy dziewczyna nie moze sobie trochę pomarzyć?
Liz się roześmiała.
- Marsjańska Mieszanka i Kosmiczne Frytki?- spytała.
- Poproszę- uśmiechnęła się lekko Maria.
- Przyniosę- Liz podniosła się z miejsca i odesłała ruchem dłoni kelnerkę, która właśnie zmierzała w ich stronę. Po chwili wróciła, niosąc dwa napoje i serwetki.
Maria upiła spory łyk.
- Nie jstem pewna czy powinnysmy to robić- westchnęła.
- Nie najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę, ze moi rodzice nie mają pozwolenia na sprzedaż alkoholu- stwierdziła Liz.
- Żartowałam Liz.
- Więc...jak się czujesz?- spytała cicho Liz, po chwili milczenia.
- Myślałam, ze nie będziemy juz o tym dyskutować.
- O czym to nie będziemy dyskutować?
Liz i Maria poderwały się gwałtownie na dźwięk niskiego głosu.
- Alex!- zawołała Liz, podbiegając do niego i chwytając go w ramiona.Maria podażyła za nią i Alex zachwiał się, oszołomiony tym zbiorowym wybuchem uczuć.
- Ej- jęknął, odzyskując równowagę- spokojnie- oswobodził sie delikatnie, usmiechając pomimo ostrzegawczych słów. Zsunął z ramienia skórzaną torbę i umiescił ją na stole- ostrożnie z laptopem, moje panie. Bedę zmuszony kryc się przed szefem, jeśli coś mu się stanie- dodał i w jego błękitnych oczach pojawiły się figlarne błyski.
- Co ty tu robisz Alex?- spytała Liz.
- Slucham?- uniósł pytająco brwi.
Liz potrzasnęła głową, zdając sobie sprawę ak głupio musiało zabrzmieć jej pytanie.
- To znaczy...wiem dlaczego tu jesteś, ale jakim cudem tak szybko? Mówiłam, ze to nie jest krytyczna sytuacja.
- Och tak, jasne. Wracam o północy i znajduję tajemną informację od ciebie "Nie panikuj, ale wracaj natychmiast"- potaknął Alex- zaraz potem otrzymuję bełkotliwą, niezrozumiałą wiadomość od ciebie- kontynuował, zwracając się do Marii- gdzie byłem w stanie zrozumiec jedynie "Liz" i "Roswell"- przewrócił oczami- i czego do diabła się spodziewałyście? Ruszyłem tyłek i złapałem lot o 6:10 do Albuqerque, a potem dostałem sie tutaj.
- Zadzwoniłas do niego?- Liz spojrzała oskarżycielsko na Marię.
- Skąd miałam wiedzieć, ze już go powiadomiłaś- zamruczała Maria usprawiedliwiająco- nie przypominam sobie, zebyś opowiedziała mi całą historię przez telefon.
- Mario!
- Jezu Liz, daj mi żyć.
- Ok, wystarczy- przerwał Alex- zadnych kłótni. Mam zamiar przespać się przynajmniej ze trzy godziny. I chyba wiecie jak nienawidze tych 15 minut w samolocie który grzechocze jak puszka.
- Przepraszam Alex- powiedziała szybko Liz- naprawdę...może usiądziesz, a ja przyniosę ci piwo, albo coś w tym rodzaju.
Alex spojrzał na nią podejrzliwie.
- Co się dzieje Liz?- spytał- nigdy nie wzywałaś mnie w ten sposób, więc myślę, że miałaś poważny powód.
Spojrzal na Marię, ktoa usiadła z powrotem, wyraźnie unikając jego wzroku, po czym przeniósł spojrzenie na Liz.
- Ok moje panie. Już od dłuższego czasu nie praktykujecie skrywania tajemnic a ty Liz zawsze byłas beznadziejnym kłamcą, więc walcie śmiało.
- Powiem ci Alex, obiecuję- odrzekła Liz- muszę tylko zrobić jedną małą rzecz i zaraz wszystko ci wyjaśnię. Czekaj tutaj, za chwilę będę z powrotem.
- W porzadku- westchnął Alex, osuwając się na krzesło koło Marii- idź, nigdzie nie ucieknę.
- Dziękuję- powiedziała miękko Liz. Spojrzała osrzegawczo na Marię i ruszyła na zaplecze. Wbiegła szybko po schodach do mieszkania i z ulgą stwierdziła nieobecność rodziców. Chwyciła telefon i wystukała numer Maxa.
- Proszę odbierz, proszę odbierz- szeptała, gdy zaczął wydawać sygnały. Po chwli odezwała się automatyczna sekretarka i Liz cisnęła słuchawką ze złością.
- Okay- powiedziała głośno- potrafisz Liz. Odrzuciła włosy do tyłu i zaczęła schodzić po schodach.
Niezaleznie od tego co obiecała Maxowi, mogła juz tylko powiedzieć Alexowi prawdę. Juz zaczął coś podejrzewać a im dłużej będzie zwlekała, tym bardziej niespokojny i rozdrazniony będzie się stawał. Zatrzymywanie informacji dla siebie to jedno, ale nie miała prawa go okłamywać, a dojdzie do tego, jesli wróci do restauracji i zacznie opowiadać mu historyjki. To Max powinien rozumieć lepiej niz ktokolwiek inny, pomyślała gorzko. Liz odetchnęła głęboko i pchnęła obrotowe drzwi, wchodząc do głównej sali. Jej spojrzenie natychmiast padło na wejscie do restauracji, gdzie Max Evans własnie przekraczał próg, trzymając w ramionach Lexie. Ich spojrzenia spotkały się, pomimo dzielącego ich dystansu i Liz zamarła, jej nieoczekiwanie miękkie kolana z trudem podtrzmywały ją, chroniąc od upadku. Pierwszą myślą jaka przemknęła przez jej umysł, było zdumione stwierdzenie faktu, ze nie wyglądał na osobę przed paroma godzinami niemal uduszoną. Jej rozum wziął jednak górę nad emocjami i pojęła powagę zaistnialej sytuacji. O Boże- pomyslała, czując jak panika kipi w niej niczym gejzer. To nie powinno się było zdarzyć. Max najwyraźniej zrozumiał już co się stało.Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy- pojawiło się na niej nagłe zrozumienie, tak jakby odczytał jej myśli, patrząc jedynie w jej oczy. Przez chwilę sądziła, ze odwróci się i odejdzie, ale najwyraźniej sie powstrzymał. Oderwał od niej wzrok i jego spojrzenie prześlizgnęło się po wnętrzu restauracji. Liz spojrzała na Alexa. Siedział zwrócony twarzą do Marii, rozmawiając z nią w swój zwyczajowy, ożywiony sposób. Gestykulował jedną ręką, nawyk który nabył od niej i Marii jeszcze w szkole średniej, narażając sie na niekończące się złośliwosci Michaela, ktory nazywał to babską manierą. Być może...być może będzie w stanie przedostać się do niego, zanim podniesie wzrok. Choć jaką to zrobi różnicę? Ale to nie miało znaczenia. Kiedy ruszyła w ich stronę, Alex przestał mówić i spojrzał w stronę Maxa. Później, Liz pomyślała że mogłaby to byc jedna ze scen filmu- starego, czarnobiałego filmu, jaki uwielbiała oglądać na video, gdy śnieg pokrywał Boston. Wszystko zdawało się stanowic element perfekcyjnej sekwencji, każdy krok był częścią precyzyjnej choreografii, wpasowywał się w swoje miejsce niczym kostki przewracającego się domina. Tyle ze wszystko to działo się w zwolnionym tępie. Alex uniósł się, ze spojrzeniem przykutym do Maxa, ktory z kolei nie ruszał się z miejsca, spoglądając prosto w oczy Alexa. Zdawał się byc przygotowany na wybuch. Maria poruszyła się na swoim miejscu, chcąc sprawdzic co się dzieje i wydała z siebie cichy okrzyk zdumienia. Lexie, wciąż bezpieczna w ramionach Maxa, oderwała się od niego na ten niespodziewany dźwięk i spojrzała w stronę Alexa. On ją zauważył w tej samej chwili i ich spojrzenia się spotkały, zatopiły w sobie. Nagle Lexie zaczęła niespokojnie wiercic się w objeciach Maxa, w koncu był zmuszony rozluxnic uściski pozwolić jej zeslizgnąć się na posadzkę. Tenisówki Lexie zadudniły na podłodze i Alex opadł na kolana, a Lexie szybko pokonała dzielącą ich odległość. Wpadła prosto w jego ramiona, wtulając twarz w zagłębienie szyi, kiedy przycisnął ją do piersi. Niepomny na zdumione spojrzenia przyjaciół i klienteli kawiarni, Alex kleczał na podlodze trzymając dziewczynką w ramionach i kołysząc ja delikatnie, podczas gdy ciche łzy wypełniały jego niebieskie oczy.
cdn...
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Oct 04, 2003 7:56 pm

Lizzie... Jak śmiesz robić mi coś takiego... Najpierw opisujesz mi przepiękną opowieść, której nie mogę przeczytać, a później dajesz mi do czytania kolejną piękną opowieść...!!!
Dobrze, więc tak - opowiadania, które opisałaś, nie znam. Niestety, nie zdążyłam prawie nic przeczytać (grrr...)
Lizzie - TY ZREZYGNOWAŁAŚ Z TŁUMACZENIA TEGO...?! Mojego ukochanego fanfiku?! TY?!!! Wiesz, co mi właśnie zrobiłaś tym komunikatem....? Najpierw to... A potem streszczenie tamtego drugiego...
I wybacz, ale o tych "Tułaczych Duszach" napiszę później... Kompletnie wytrąciłaś mnie z równowagi...
Last edited by Nan on Sun Oct 05, 2003 10:39 am, edited 1 time in total.
Image

User avatar
Ramzes
Fan...atyk
Posts: 1259
Joined: Thu Sep 04, 2003 9:48 pm
Location: moje miasto Tarnowem zwane

Post by Ramzes » Sat Oct 04, 2003 9:44 pm

Nan ciągle Boze... 8)
Lubi mnie tu niewielu :p
A większość nienawidzi :]

User avatar
natalii
Zainteresowany
Posts: 306
Joined: Wed Jul 30, 2003 1:41 am
Location: Poznań

Post by natalii » Sat Oct 04, 2003 9:45 pm

Jejku kolejna część :shock: :roll: przeczytam jak najszybciej i opowiem o wrażeniech pozdrawiam wszystkich całuski :)

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Sat Oct 04, 2003 11:00 pm

Zakończenie- ach brak słów - piękne, wzruszające.

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Oct 05, 2003 12:37 am

Boże, jak oni wszyscy są ze sobą w jakiś przedziwny sposób powiązani. Pociągnięcie jednej nitki, cągnie za sobą następną. Alex. W pamiętnikach Liz cudowny przyjaciel, zjawiający się zawsze wtedy kiedy jest potrzebny, dobry, wspierający, niezawodny. Jeden telefon Liz i Marii. Bez słów zjawia się w Roswell. Max w jakis przedziwny sposób wyczuwa jego obecność i przychodzi do Crashdown z Lexie aby osobiście mu wyjaśnić wszystko wyręczając tym zagubioną Liz i przekazać mu córkę. I wreszcie piekna scena pomiędzy Alexem i Lexie...Intuicyjne wiedzieli, że są dla sobie najbliżsi...Ojciec i córka...skąd wiedział?
Cudownie Lizziett... :P

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Oct 05, 2003 10:42 am

Eluś, a to ci się z czymś nie kojarzy...? Bo mnie owszem... A co robiło dziecko Liz i Futur Maxa gdy teraźniejszy Max się zjawiał...? I jeszcze gdzieś w jakimś opowiadaniu się z tym spotkałam, ale baaardzo dawno temu... Widać dość powszechne mniemanie o właściwościach rodzicielskich kosmitów...
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sun Oct 05, 2003 3:56 pm

Nan..od wczoraj trapią mnie straszliwe wyrzuty sumienia :wink: związane z twoim zaburzeniem równowagi :) i mam dla ciebie coś na pocieszenie...link do mojego ukochanego opowiadania "Time will tell"- juz dawno miałam je polecić Leo, po jej pamiętnej impresji na temat "Innocent" Fuel...bo jest to historia niezwykle tej piosence pokrewna...czuje jakoś intuicyjnie, że i tobie się spodoba...mam nadzieję. Przy tym nie należy do tych najdłuzszych, ja uporałam się w 3 wieczory. Miłej lekturki...nie przestrasz się wstępu :wink: i ciekawe, czy przyznasz mi rację.

http://www.roswellfanatics.net/archive/ ... 2/964.html
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Oct 05, 2003 4:15 pm

Lizziett, dziękuję ci bardzo za linka, poczytam, z pewnością prze-czytam... Jeszcze tylko chwilka na uspokojenie po Revelations... No dobrze, może nie w tej chwili... Dziękuję ci serdecznie.

Lizziett, jeszcze raz dzięki za linka... Jestem w trakcie czytania... I oto, co czuję: :shock:
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Oct 09, 2003 1:08 am

Aniu, co z Pilgrim Souls, czekamy. Wiem, że jesteś teraz zajęta ale chociaż troszeczkę. :P Nie wiem czy masz po awarii ten sam adres maila. Pisałam do Ciebie dwa razy kilka dni temu - dostałaś ? :(

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Thu Oct 09, 2003 9:02 am

Ojej...nic nie dostałam :evil: wiesz że ja zawsze odpisuję...musze poprosić kogoś ze znajomych żeby zaraz do mnie napisał...ale wydaje mi sie ze powinno być ok...dopiero co coś tam dostałam....nic nie rozumiem :roll:
A "Tułacze dusze" będą jutro. Miały być dzisiaj, ale wczoraj od rana warowałam pod czytelnia żeby dorwać się do jakiś smętów na ćwiczenia(jeden egzemplarz na 100 osób :wink: ).
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Oct 09, 2003 5:37 pm

Aniu, odbierz ode mnie e-maila wysłanego przed chwilą. Koniecznie, to ważne. Czuję sie okropnie... :cry:

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Thu Oct 09, 2003 6:30 pm

odebrałam twojego maila i usiłowałam wysłać odpowiedź, ale nie wiem czemu, list się NIE WYSYŁA.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Thu Oct 09, 2003 6:42 pm

Już poszedł, na szczęście...to pewnie jakieś zaburzenia w sieci...Kazaa też mi nie chciała nic znaleść. Mam nadzieję, że dostałas jednego maila, a nie sto :wink:
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Oct 09, 2003 9:19 pm

Kotek, nie ma to wsparcie... Dostałam tylko jednego maila i odpisałam. Już mi troszkę lepiej...Dzięki :P

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: Google [Bot] and 5 guests