Muzyka a film - interpretacje utworów z Roswell

Rozmowy o muzyce z Roswell i nie tylko...

Moderator: LEO

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Jul 29, 2003 9:10 am

Leo - chyba domyślasz się, co chcę... ślicznie.
I nikt jeszcze nie wspomniał o Gomezeie...? No dobrze, to ja napiszę.
W końcu "We haven't turned around" jest dość znaczące dla fanów Maxa i Liz...
We came, we came, we came again
To stem the tide and point the blame
Came back for more
Came back to see what you had in store
Everyone join the line, everyone
Yeah

So you wanna spin the world around?
So you wanna spin the world around?
And anybody else, cut 'em down

So you wanna make catastrophe?
Won't you send it right over to me
I got some time
Everybody running high

The same, the same, the same again
To steal the time and haunt the graves
Just because it's there
Don't mean you see it anywhere
Maybe it's a trick of the light
Maybe, yeah

So you wanna spin the world around?
So you wanna spin the world around?
And anybody else, cut 'em down

So you wanna make catastrophe?
Don't you send it right over to me
I got some time
Everybody come alive

Yeah
So you wanna spin the world around?
So you wanna spin the world around?
And anybody else, bring 'em down

So you wanna make catastrophe?
Don't you send it right over to me
I got some time
Everybody running high

So you wanna spin the world around?
So you wanna spin the world around?
And anybody else, cut 'em down

So you say we haven't turned around?
So you say we haven't turned around?
Just everybody else is going wrong
Going wrong

Max i Liz po raz kolejny próbują... "się zejść" :) Próbują zatamować tą całą powódĄ uczuć i emocji, która w nich wzbiera, próbują w końcu zrobić coś... Wszyscy inni przekroczyli granice, tylko nie oni - i to w nich... płonie. Wiedzą, zdają sobie sprawę, że ich świat... obróci się może nie o 180 stopni, ale o 90 z pewnością. Wiedzą, że wszystko się zmieni, jeśli... Ale nie chcą ciągle przejmować się innymi... I teraz znowu przepowiednia - "So you wanna make catastrophe" - to przepowiednia nie tylko Balance, ale i TEOTW... Ich miłość doprowadziła do końca świata... "To steal the time and haunt the graves"... Ale też zaczynają nowe życie, czy też może raczej... wracają do życia... Nie wiem, może moja zwyrodniła i wybujała wyobraĄnia wszędzie widzi przepowiednie...
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Tue Jul 29, 2003 10:05 am

NAN, ktokolwiek "wyczaił" te przepowiednie miał racje. One są chyba wszędzie. Zdałam sobie zprawę z jednego faktu. Jak bardzo wszyscy pragniemy idealnej miłości. Idealnej - nie znaczy bez trudności. Idealnej oznacza w pełni oddanej, czystej i wiecznej, uosabianej poprzez tę jedną osobę. To daltego iosenki o miłości tak bardzo nas wszystkich poruszają. Dlatego mają sens. Chcemy czuć to co Max i Liz, chcemy wierzyć, że to jest możliwe. Czasami, gdy czytam o miłości do końca świata wydaje mi się to takie... banalne, ale czym jest świat, jeśli nie tym jak go pojmujemy? Zatem względność jego postrzegania oznacza jego narodziny i koniec. Małe i indywidualne. Nasze własne. Piosenka Gomeza kończąca opowieść o gorącym lecie została idealnie umieszczona. To miłość "rozpala", to ona jest tą falą gorąca. Oczekiwanie jest potężniejsze niż sam akt, fakt, czy jakkolwiek to ująć :) Hitchcock powiedział, że film powinien się zacząć od trzęsienia ziemi a potem napięcie powinno stale rosnąć. :) Eskalacja zwłoki jest grą wstępną, która podsyca wyobraĄnię i wiąże mocniej niż obietnica. relacje M&L opierają się właśnie na niespełnieniu. Miłość czekająca na rozkwit, poddana próbom, wierna i trwała. Co innego relacje M&M - to poszukiwanie domu i samych siebie. Inna gradacja wartości i pragnień. Maslow i Freud mieliby co interpretować :)
Gomez jak dla mnie, opisuje miłość jak rytmiczne unoszenie się na falch żaglowców (Heat WAVE) Morze jest losem, który czasami nie pozwala bezpiecznie dobić do portu i zmusza do zmiany kierunku, jednak statki krążą wokół siebie spranione swego widoku, bo samotność na morzu jest równie przerażająca i niezrozumiała jak możliwość śmierci z pragnienia. Jednak spotkanie dwóch statków to delikatna sprawa, przecież niewiele brakuje, by delikatne przybicie do burty nie skończyło się rozbiciem kadłuba :) o katastrofę jest łatwo, zwłaszcza jeśli błądzi się we mgle, lub dryfuje po niebezpiecznych wodach. takich nie brakuje. "ukraść czas i złowić groby..." "...może to zwodnicze światło...". latarnia morska. Światło oznaczające przystań, prowadzące do domu. Oznaczające bezpieczeństwo. Jednak ileż to razy słyszano o grabieżcach przstawiających ogniska, by wprowadzić statek na rafy? Zwodnicze światło zamiast prowadzić do domu okazywało się początkiem tunelu. Pytanie: "Więc mówisz, że nie zawróciliśmy z drogi?" czyżby wszyscy inni się mylili? Dokąd zmierzamy, na skały, czy do portu? nan, to Ty zmusiłaś mnie do wgłębienia się w ten tekst i tak go właśnie zobaczyłam. Przepraszam wszystkich za ewentualne perturbacje żołądkowe i chorobę morską :)

żeby trochę wyjść z tej mgły wokół przystani coś do zastanowienia:
jaka jest różnica między pesymistą, optymistą a realistą?
-pesymista widzi tunel. Ciemność. Otchłań bezdenną i mrok wieczny :)
-optymista widzi tunel, ciemność, otchłań bezdenną oraz światełko w jej głębi
-realista widzi tunel, ciemność, otchłań bezdenną, światełko i nadjeżdżający pociąg :)

Kochani :) kto jest kim w Roswell?
Last edited by LEO on Wed Sep 15, 2004 1:14 pm, edited 1 time in total.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Jul 29, 2003 12:32 pm

Leo, jesteś niesamowita - najpierw tak pięknie i głęboko piszesz o miłości, a potem ten kontrast z realistą... Niesamowite :D
Wracając jeszcze do tego "poważniejszego" wątku - to, co trudne bardzo często jest również piękne... Życie, miłość, przyjaĄń - i chyba właśnie na tej trudności polega urok, że mimo wszystko, mimo wszystkim przeciwnościom... Leo - przepiękne porównanie do morza i żaglowców. Żagle, pajęczyna lin, dumna linia burty, wyniosłe maszty, reje, galeon... Podróż żaglowcem była pełna niebezpieczeństw, a zawód żeglarza wymagał odwagi, sprawności, hartu ciała i ducha. Wraz z erą silników odeszły w zapomnienie prawdziwe żaglowce, nie było już Krótkich Koszulek, pięknych fregat... Nawet nasz piękny Dar Pomorza już nie jest tym, czym był Lwów i inne. Silnik był ułatwieniem i podróż morska strtaciła część swojego uroku, tej nieuchwytnej lekkości, zależności od wiatrów, tego czaru... I tak samo jest z miłością, im większy silnik, tym łatwiej się płynie, tym mniej to cenimy... Miłość Maxa i Liz przypomina rejs prawdziwym żaglowcem, i to rejsc przez ryczące czterdziestki i końskie szerokości, dookoła przylądka Horn... I ma swój niepowtarzalny urok. Miłość Michaela i Marii przypomina już podróż Darem Pomorza...

Przepraszam za te morskiie dywagacje, ale... Dla mnie temat-rzeka, pływać nie umiem, a mam fioła na punkcie marynarki... :)
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Tue Jul 29, 2003 7:39 pm

NAN, lubię jak uzupełniasz moje posty, jak dopowiadasz to, o czym myślę, lub o czym czasami nie mam pojęcia a ma swoją głębię. Przypomniałaś mi czemu podoba mi się Roswell. Właśnie daltego, że pomimo aktualności tematu dotyczy tego, co "przemija" - uniwersalnych prawd, rycerskości i honoru, zasad wyznawanych przez szlachetne rody. Jeśli czytałaś serię DIUNA herberta (Franka), to wiesz o czym mówię. Roswell jest teraĄniejszopścią, w której ród królewski jest zawoalowany, nie mniej jednak postępuje wg kodeksu, nawet nieświadomie. Diuna, to opowieść o przyszłości, w której ród świadomie broni kodeksu, bo jest on po prostu rdzeniem rodziny. Masz bardzo dużo racji pisząc o tym, iż piekno żeglowania mija z każdym nowym rozwiązaniem technicznym. ulatnia sie urok. Brak czaru. Nie mam nawet pojęcia, czy mam chorobe morską, ale chciałabym wypłynąć w rejs prawdziwym żaglowcem, nauczyć się stawiać maszt, szorować pokład i bawić w majtka :) Pewnie jak by mi kazali wleĄć na bocianie gniazdo to bym sie oflagowała i ogłosiła strajk głodówkowy, ale ponieważ nie odniosłoby to efektu to wlazłabym tam na górę gorąco się modląc o brak duzych fal i o to, by mnie ktoś stamtąd w końcu ściągnął :) Ale chciałabym to przeżyć właśnie dlatego, co Ty opisałaś: wiary w coś, co jest czystym pięknem i przygodą. masz rację pisząc, że cenimy cos tym bardziej, im więcej naszego trudu to pochłania. To niesie nam zadowolenie i dumę. Prawdziwe uczucie jest warte tyle, ile burz przetrwało, podobnie z przyjaĄniami. Dziś niestety często jest tak, że "przyjaĄnie" kończą się wraz ze szkołą/uczelnią, ludzie spotykają się by razem się bawić, ale nie wiedzą co to znaczy współdziałać, pomagać sobie bezinteresownie. Szkoda. Nie można zapominać o tym, że kiedyś nasze babki nie miały nawet telefonów, a rodziny spotykały się regularnie przy blasku lamp naftowych by przeczytać wieści od kogoś znajomwego, porozmawiać, pomóc sobie.

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Jul 29, 2003 8:38 pm

Właśnie wróciłam z pracy. Jestem zmęczona jak mało kiedy, mam sieczkę zamiast mózgu a jeszcze mam do napisania jakiś nudny kosztorys i jeszcze nudniejszą ofertę, ale niech tam.... Narazie dałam spokój i czytam Wasze komentarze...są jak plasterek miodu na moje oczy i serce...Czuję jak wlewa się we mnie trochę życia. Kochane dziewczyny. Oczami wyobraĄni przenoszę się w świat Nan i Leo.... :D
Nic dzisiaj nie napiszę senownego ale przynajmniej poczytam sobie i pomarzę. :P
Całuję i dzięki...

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Jul 29, 2003 10:49 pm

Elu - zacisznego kącika, kubeczka z czym tam chcesz w łapce, cichej muzyki, kojącej ciszy i łagodnego światła...
Leo - właśnie, honoru. O tym zapomniałam, jak mogłam... Wszystkie opowieści o krwiożerczych wilkach morskich należy dzielić przez cztery... Chociaż jak pisali świadkowie, jeden z pierwszych polskich kapitanów, o uroczym... pseudonimie... Białe Mszy, Duńczyk z pochodzenia a kapitan bodajże na pierwszym polskim barku szkolnym "Lwowie", podczas przeciągającej się ciszy na morzu, na oczach zdumionych marynarzy samodzielnie wyciągnął na pokład wielki, ciężki, XIX-wieczny fotel kapitański, przy akompaniamencie "Aaaś-dwa!!" (Duńczyk) uniósł go wysoko i ... wyrzucił za burtę... Na przebłaganie Posejdona... Potem, po złożeniu owej "fotelowej" ofiary, odkrył Ąródło nieszczęścia (jeszcze nie mieli silnika) - otóż lekarz okrętowy (na lądzie... ginekolog... :) ) pisał sobie listy, co jest zakazane...
No dobrze, to była mała morska dygresja :) Miałam pisać o honorze. Tak więc prawdziwi żeglarze, a szczególnie oficerowie pokładowi, na czele z kapitanem rzecz jasna, byli niesamowitymi wręcz dżentelmenami i ludĄmi honoru. A skoro porównywałyśmy wcześniej miłość Maxa i Liz do rejsu żaglowcem... No cóż, Max jest idealnym przykładem PRAWDZIWEGO CZŁOWIEKA HONORU... I faktycznie pasuje na kapitana, który bądĄ co bądĄ musiał być niezwykłym człowiekikem... Liz zaś pasuje na nawigatora, szczególnie po Graduation. To od nich, od nawigatorów, zależały losy statków... I znowu coś mi się nasuwa. Otóż żaglowce odeszły w niebyt, nie ma już takich. Takie pojęcia jak honor, rycerskość - również są zapomniamne. I miłość tych dwojga, tak niezwykła, właśnie dlatego tak nas ujmuje, bo przypomina to, co my znamy już tylko z opowieści, co kiedyś było na porządku dziennym, a teraz tylko szukać tego ze świecą... Bo jest staroświecka (kto dzisiaj śpiewa po hiszpańsku pod oknem ukochanej? Kto siedzi przy świecach? Kto czeka z pierwszym razem...?), bo przywodzi na myśl inne czasy, czasy, które były piękne...
Leo - do takich wniosków można dojść tylko podczas wymiany zdań z kimś innym... I bardzo się cieszę, że się nawzajem rozumiemy :)
A tak już zupełnie na luzie, zapewniam cię, że musiałabyś obstukliwać rdzę, zamalowywać ją minią, potem farbą, polerować metalowe gałki i poręcze, obmywać pokład słodką wodą, pucować pokład i burty, i musiałabyś na to poświęcać swoje najmiększe rzeczy... Ponadto psie wachty, przedłużające się godziny przy sterze, setki nazw lin i linek (każda ma inną, a niektóre są potwornie długie), rozpoznawać linki tylko po dotyku, stawiać żagle wisząc 40 mterów nad pokładem bez żadnego zabezpieczenia, umieć bezłędnie rozróżnić sterburtbombramreję od sterburtgrotbombramrei (pewnie coś pokręciłam... ;) ), 7 w skali Beauforta uznawać za brak kiwania... Mimo wszystko piękne życie. Wykreślanie pozycji z gwiazd, świst bosmańskiego gwizdka, spanie w hamaku, ryki wściekłego oficera pokładowego, zapędzającego cię do pracy, fregata pod żaglami, wejście do portu... Eh... Piękne. Choć nie lekkie... Polecam Karola Olgierda Borchardta. Nikt nie umie tak pisać... Nawet mój ukochany Znaczy Kapitan (kpt. Mamert Stankiewicz)...
Przepraszam za to nie w temacie, tu o muzyce i filmie, a ja o morzu sprzed 80 lat...
Image

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Wed Jul 30, 2003 12:29 am

Skoro juz pozwoliliscie sobie na lekkie zboczenie z tematu to ja chcialem tylko przekazac Nan pewien link do filmu ktory ja zapewne zainteresuje: http://www.stopklatka.pl/film/film.asp?fi=3650 Fabula przedstawia sie nastepujaco:
Ekranizacja morskiej opowieści autorstwa Patricka O'Briana. Została ona wydana w 1969 roku i jest to pierwsza z dwudziestu książek, które przedstawiają świat Królewskiej Marynarki Wojennej podczas wojen napoleońskich. Wszystkie części łaczą postacie kapitana Jacka Aubreya i lekarza-szpiega Stephena Maturina. Opowieść o dowódcy angielskiego okrętu, który rusza w niebezpieczny pościg za francuską fregatą na niebezpiecznych wodach wokół Przylądka Horn.

Wejscie - 28.11

pozdrawiam ;)


ps. A wracajac do tematu (czytalem tylko 1 strone przepraszam!) moze ktos o tym wspominal ale powiem Wam ze sluchajac plyty Lifehouse - No Name Face doszedlem do wniosku ze kazda piosenka moglaby zilustrowac jakas scene z serialu... Ta plyta jest idealna imho.
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Jul 30, 2003 7:45 am

Gdyby było coś o początkach polskiej marynarki, to bym się na to rzuciła.
Image

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Wed Jul 30, 2003 12:47 pm

Eh polska kinematografia pewnie nie przewidue takiego projektu na najblizsze lata, ale kto wie ;)
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

Guest

Post by Guest » Wed Jul 30, 2003 3:52 pm

Kochani, mam w głowie pustkę... no może nie zupełną bo coś tam się tłucze, coś kombinuje ale to nie to co chciałabym napisać czy powiedzieć. Narazie jeszcze jestem pod wrażeniem "Pleasentville" które oglądałam wczoraj w nocy... to niesamowity film, pzreraził mnie prawdą jaką przekazuje... świat podzielony na czarno-białych którzy nic nie rozumieją, kórzy są schematyczni, działają mechanicznie jak marionetki i kolorowych, których życiem są uczucia, którzy są szczęśliwi nawet wtedy gdy reszta "poukładanego" świata chce ich zniszczyć. Czy nie wydaje nam się to znane? Czy te twarze już gdzieś się nie pojawiły? To wszystko. Całuski for everybody :calus:

Guest

Post by Guest » Wed Jul 30, 2003 4:13 pm

To chyba jakaś choroba bo wszystko, poprostu wszystko kojarzy mi się z Roswell! A swoją drogą, czy kolory które pojawiły się w Pleasentvile nie były cudowne? Oglądałam i czułam się jak w raju, byłam poprostu zachwycona nie tylko pomysłem powstania tego filmu ale przede wszystkim tym, że realizatorzy mieli rację!! Nasz czarno-biały świat, maksymalnie zmechanizowany, ułożony, pedantyczny w tworzeniu zła z którego czasami nie zdajemy sobie sprawy można uratować tylko dzięki uczuciom, miłości, dzięki świadomości że warto jest poszukiwać, odkrywać dobro. To walka w której zdobywamy kolejny kolor do tworzenia obrazu (znów się powtórzę) rzeczywistego Roswell! Nie będę tu wyszukiwała na siłę analogii, upierała się że to co myślę jest właściwe... poprostu tak mi się napisało, to jedno z moich marzeń by świat był dobry, by ludzie mieli dobre serca, by nie było nienawiści... marzeń przecież nikt mi nie odbierze?!

Teraz już znikam naprawdę. Pa pa Słońca.

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Wed Jul 30, 2003 4:15 pm

MAXEL - dużo pisaliśmy o Lifehouse, co wcale nie znaczy, że nie możemy pisać jeszcze. Ja osobiście całej płyty nie znam, ale z tego co słyszałam moge napisać, iż podzielam twoje zdanie. Szczególnie jesłi chodzi o piosenkę "storm", która jak by nie było kojarzy się z morzem i wodami :) Jest piękna i nic ie stoi na przeszkodzie, by i o niej pisać, na razie jednak ciut wracam go tzw. nurtu głównego ;)

NAN - bardzo się cieszę z tego co piszesz, bo i ja odniosłam wrażenie, że uzupeniamy swoje wypowiedzi i myślimy podobnie. Twoje opisy morskich wycieczek przywołują uśmiech na moją twarz a to mi jest zawsze potrzebne!

ELU! - ja czasami po całym dniu myślę, że przynajmniej tu wejdę i poczytam Wasze posty i podzielę się z Wami uwagami i muzyką, którą słyszę. To mi daje troszkę siły i sprawia, iż powrót jest dodatkowo milszy :) Wyobrażam sobie jak bardzo musisz być zmęczona i z całego serca dziękuję za każde słowo. oczywiście z niecierpliwością czekam (i zapewne nie tylko ja) na twoje posty i interpretacje utworów. jak przy jakimś odpoczniesz - będzie co pisać ;)

Kochani! Nie ma w tym temacie off topic'ów :) Wszystko da się podporządkować muzyce, a ona dostroi się do naszych umysłów. Dziś bardzo mi brakuje energii, więc sprawdziłam w moim małym prywatnym spisie omawianych już utworów i ze zdziwieniem stwierdziłam, że pominęłiśmy na tych łamach jeden z moim zdaniem najważniejszych utworów z Roswell i jedego z największych nieszablonowych artystów! Co prawda coś juz gdzieś na ten temat pisaliśmy, ale nie tu. Jesli powiem U2 to sami domyślicie się reszty... :)

Ta piosenka do tej pory wywołuje u mnie dreszcze na skórze. KAŻDE SŁOWO. KAŻDE. Może się powtarzam, ale ponieważ to temat o muzyce, pozwolę sobie napisać ponownie to, co było wspominane wcześniej. Bono moim zdaniem pisał piosenke o wyzwoleniu Irlandii, o toczących się tam walkach a sensem jej uczynił walke o wolność. Miałam w oczach łzy, ponieważ walka z taką determinacją i uporem jaka tam się toczy od lat, jest mitem i rzeczywistością jednocześnie. Tymczasem "muzyczne ucho Roswell" uczyniło z niej temat zamykający 2 serię i moim zdaniem nie ma nic bardziej do tych scen pasującego. gdziekolwiek się wybierasz, jedynym bagażem są nasze uczucia, miłość, wspomnienia. To to, czego nie jesteśmy w stanie zostawić za sobą, nawet gdybyśmy bardzo chcieli. Nie odseparujemy się przecież od nas samych i naszych pragnień, marzeń. Można je stłumić, mogą pokryć się kurzem, szczytne ideały mogą zostać zastąpione, uśpione ale nie umrą. Bono mógł mieć na myśli wygnanie, ten moment, kiedy przychodzi opuścić ukochane miejsce i kiedy naszym jedynym (w dosłownym rozumieniu słowa) bogactwem jest miłość, której wspomnienie podąża za nami. Miłość nie koniecznie do osoby, ale do kraju. czy i Max to czuł? On był zawieszony pomiędzy dwoma światami, dopóki nie zrozumiał, że domem jest nie ziemia, ale jedna osoba, jej uczucie było jedynym bagażem, który mógł zabrać z sobą.
Ciemność zawsze była symbolem nieznanego, problemów, bólu i grozy. Oznaczała zmaganie się z własnymi lękami i samotność. Światło jako antagonista, w tej piosence, to cyniczny realista mówiący o tym, że przyszłość jest nieznana a prawda leży daleko poza zasięgiem wzroku. "nawet jeśli twoje szklane serce miałoby pęknąć, jeśli zawrócisz by po raz drugi , musisz być silny". Prawda wyznana przed wyjazdem, prawda na zakurzonej drodze Roswell, prawda, która Max za póĄno odkrył i zwątpienie w uczucie ukochanej, za które zapłacił wysoką cenę.
Kolejna zwrotka, to po prostu Roswell. Nie wiesz w podróż dokąd wyruszasz, w miejsce, którego nikt wcześniej nie widział, ale w którego istnienie się wierzy. Możesz odlecieć jak ptak z otwartej klatki, ale kto by poleciał tylko dla wolności?? Liz! Mogła posłuchać i zrozumiałaby o wiele bardziej niż inne słowa. Wolność fizyczna jest niczym w porównaniu z uczuciami, które ją niosą. Jakkolwiek by nie było należy podążać do przodu, iść z tym co mamy, ponieważ nikt inny nie jest w stanie odebrać nam tego co było. Nikt temu nie zaprzeczy, nie psrzeda, nie kupi. TO jest bezpieczne z nami. Dlatego Tess wzbudziła tyle kontrowersji. Jej dar był najbardziej perfidny i okrutny ze wszystkich ich zdolności. Ona odbierała wspomnienia. Wspomnienia i uczucia... tak wiele i tak mało zarazem. Chcielibyśmy zabrać wszystko, by czuć sie pewnie, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć nawet następnej minuty, a co dopiero kolejnego dnia, w którym mielibyśmy się cieszyć z poiadanych dóbr.
gdy Bono smutno zaśpiewał o domu widziałam odcinek, w którym Max rozmawiał z Matką. trudno jest pojąć czym jest dom, jeśli się go nigdy nie miało. Max nie znał tego pojęcia wszerszym zakresie. Michael nawet w wąskim znaczeniu nie rozumiał. Pozbawieni pewności i wychowaniu w strachu i przeświadczeniu o niebezpieczeństwie nie mieli nikogo, kto by nauczył ich czym jest DOM. jednak gdy Bono zaśpiewał "nie wiem czym jest dom, ale wiem, że podążąm tam, a tam jest ból" to poczułam paraliżujący smutek. Ileż wyborów podejmujemy wbrew sobie tylko dlatego, że tak powinno się postąpić? Musieli odejść, zostawić wszystko. Wszystko o co walczyli, czego się uczyli, w co wierzyli, ponieważ nowy dom miał być ostoją bólu i praw tworzonych przez istoty, których istnienie nie miało nic wspólnego z ich własnym.


Artist: U2

Walk on

And love is not the easy thing
The only baggage you can bring...
And love is not the easy thing...
The only baggage you can bring
Is all that you can't leave behind

And if the darkness is to keep us apart
And if the daylight feels like it's a long way off
And if your glass heart should crack
And for a second you turn back
Oh no, be strong

Walk on, walk on
What you got they can't steal it
No they can't even feel it
Walk on, walk on...
Stay safe tonight

You're packing a suitcase for a place none of us has been
A place that has to be believed to be seen
You could have flown away
A singing bird in an open case
Who will only fly, only fly for freedom

Walk on, walk on
What you've got they can't deny it
Can't sell it, can't buy it
Walk on, walk on
Stay safe tonight

And I know it aches
And your heart it breaks
And you can only take so much
Walk on, walk on

Home...hard to know what it is if you've never had one
Home...I can't say where it is but I know I'm going home
That's where the hurt is

I know it aches
How you heart it breaks
And you can only take so much
Walk on, walk on

Leave it behind
You've got to leave it behind
All that you fashion
All that you make
All that you build
All that you break
All that you measure
All that you steal
All that you can leave behind
All that you reason
All that you sense
All that you speak
All you dress up
All that you scheme...
Last edited by LEO on Wed Sep 15, 2004 1:22 pm, edited 1 time in total.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Jul 30, 2003 6:04 pm

Aniu - ja również oglądałam Pleasentville... Mimo sprzeciwu ojca ("Ty już kompletnie oszalałaś, taką idiotyczną bzdurę o tej porze?!"). I dochodzę do wniosku, że noc to idealna pora dla takich filmów, bo nic nas nie rozprasza i można skupić się tylko na filmie... Film był niesamowity. Aniu, masz całkowitą rację... Każdy z mieszkańców zyskiwał kolory wtedy, kiedy spełniał marzenia, kiedy wydobywało się z niego to, co siedziało głęboko ukryte - namiętność, strach, głupota, miłość... Coś, z czego istnienia nie zdawał sobie sprawy, a co pozwala mu inaczej spojrzeć na świat. Jennifer/Mary Sue... I przyznam się po cichutku, że kiedy pojawił się piewrszy barwny akcent - czerwona róża - to łezka zakręciła mi się w oku... Strach przed zmianami, kurczowe trzymanie się tego, co już znamy... Wszystko zapudełkowane, zaszufladkowane i poukładane... Świat, w którym wszystko ma swoje stałe i niezmienne miejsce... Czy nasz świat też jest takim serialem...? Gdzie wszyscy zachowują się jak automaty i maszyny...? W którym boimy się coś zmienić, bo może się okazać, że będziemy musieli zmienić również siebie...?

Leo - cała przyjemnność po mojej stronie :D I teraz do tematu. Przy słowach "A singing bird in an open case/ Who will only fly, only fly for freedom" zawsze przechodzi mnie dreszcz... Zawsze mam wtedy przed oczami obraz Maxa stojącego na skałach i myślącego o uratowaniu syna... Wolność. Walka o wolność. Max walczy... Nie tylko o zakończenie wojny z Kivarem... Nie tylko o wolność dla syna. On walczy również o siebie, o swoją wolność, o swoje życie, żeby nareszcie to było jego życie... "gdziekolwiek się wybierasz, jedynym bagażem są nasze uczucia, miłość, wspomnienia" - i znowu wyskoczę z przepowiedniami (zaraz się ze mnie drugi Nostradamus zrobi :D ). Liz. Wyjeżdża z Roswell by odpocząć od kosmiczego bałaganu, ale mimo oddalenia - nie potrafiła zapomnieć, nawet przeciwnie. Chyba jeszcze mocniej kochała Maxa... Ten bagaż ma się zawsze - mogą nas okraść ze wszystkiego, ale tego co najcenniejsze nikt nigdy nie zabierze. Nawet Tess. Nie mogła zabrać... Ona mogła je tylko przytłumić - ale nie zabrać. To by było zbyt silne, zbyt okrutne...
A tak a propos ciemości... Nie zawsze była okrytna i strraszna. Czasami pozwala otulić się nią i ukryć przed światem to, co nas boli. Pozwala odetchnąć od wszechobecnego światła, który wydobywa wszystko na wierzch... Daje ukojenie i spokój. Mnie zawsze ciemność kojarzy się z ciszą, łagodnością, spokojem...
I Leo - dziękuję ci za przepiękne słowa.
Image

Lizzie

Post by Lizzie » Thu Jul 31, 2003 11:47 am

Nan piekne porównanie miłosci M&L do rejsu żaglowcem...to własnie tak mnie ujelo w tej parze...ich cudowna staroswieckosć, delikatnosc, poezja nie majaca nic wspolnego ze współczesną obojetnościa, emocjonalnym chlodem, zwiazkami spreparowanymi i obliczonymi na obopólny interes( czytałyscie ostatni Newsweek"?) Milośc ktora jest czymś czystym, prawdziwym, mieszczacym pojecie tak zakurzone jak mit, tajemnica, metafizyka, w ktorej przegladają sie wszystkie poznane i przeczytane przeze mnie legendy i basnie. Porozumienie swóch dusz ktore spotkaly sie na styku roznych swiatow w wyniku dawnej, tajemniczej kolizji ktora dla ludzi byla czymś obcym, przerazajacym, ktorą trzeba bylo ukryc i wymazac ze wspomnień, Paradoks, ze z czegoś co budzilo taki sprzeciw i strach, jak katastrofa w Roswell, narodzilo sie coś tak pieknego, niezwyklego magicznego...byc moze to nie przypadek i konieczne bylo zderzenie dwóch różnych swiatow, by dwie dusze mogły spleść się w sposób tak nierozerwalny, ze jedna z nich wyczuwala odejscie drugiej bez slów, spojrzenia, dotyku, poprzez setki kilometrów, gniew, urazę, wscieklość. Liz wyczula chwile smierci Maxa, wyrwala ja ze snu, tak jakby w tej samej chwili odebrano jej cos niezbednego do życia, odychania, istnienia...cos co czynilo ja kompletną.
Natomiast Michael i Marii to samo zycie z calym bogactwem kolorow, odcieni, smakow, zapachu...okaleczony emocjonalnie chlopak i dziewczyna ktora skutecznie topi stworzona przez niego skorupę, przenika do środka. Leczy to co zranione i uszkodzone szorstkim i kochajacym dotykiem, cierpkim, czulym slowem. U nich "spojrzenie w głąb duszy" bylo juz tylko dopelnieniem"...bo Maria tak naprawdę znala ją juz wczesniej...Spojrzała na wskroś juz dawno, w chwili gdy Michael patrzyl gdzieś obok i ta chwila mu umknęła...bez błysków, gwiazd, bliskosci obcych galaktyk...tak poprostu...ale nie mniej pieknie :P

Minnie Mouse

Post by Minnie Mouse » Thu Jul 31, 2003 12:29 pm

Witam Wszystkich!!! Mam pytanie. Na Polsacie od pewnego czasu pojawia się zapowiedĄ 'Roswell-w kregu tajemnic... Nowe odcinki w soboty o 16:40'. Domyślam się, że pewnie chodzi im o powtórki bo przecież nie ma IV sezonu, prawda???

Pozdrawiam Was!

Minnie M.

P.S. Czytałam sobie wypowiedzi na forum... Jeżeli podobał wam sie film 'Pleasentville' to myślę, że i 'Equilibrium' również zrobi na Was wrażenie. Fabuła rysuje się w podobnych okolicznościach, jednak przedstawiona jest w nieco inny sposób. Gorąco polecam!

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Thu Jul 31, 2003 3:52 pm

ten post powinien być czytany nocą, chciałam zaczekać, ale nie potrafię i nie za bardzo wiem, czy wieczorem będę :)
temat :gdyby. Autorzy Roswell bawili się pare razy w wersje alternatywne. ja wczoraj w nocy myślałam o tym co pisałyście o Maxie i Liz. Jako całokształt. Oni SĄ jedną osobą. A teraz Max z przyszłości. bardziej zdecydowany. Wojownik. Teraz kto z was ma ten jeden utwór, powinien założyć słuchawki i włączyć odtwarzanie. Piosenka pojawiła się w 18 odc 1 serii jako komentarz Michaela odnośnie tego, że Tess jest nową dziewczyną Maxa... teraz piosenka

Voodoo Lyrics
Godsmack


candles raise my desire
why i'm so far away
no more meaning to my life
no more reason to stay
freezing feeling, breathe in - breathe in
i'm coming back again
i'm not the one who's so far away
when i feel the snake bite enter my veins
never did wanna be here again
and i don't remember why i came
hazing clouds rain on my head
empty thoughts fill my ears
find my shade by the moon light
why my thoughta ren't so clear
demons dreaming
breathe in - breathe in
i'm coming back again
voodoo, i'm not the one
who's so far away

Cóż kochani... Tess opętała Maxa. Nikt w to już nie wątpi. To było jak voodoo. Czary. Szamani potrafią po podaniu specjalnej mikstury wstrzymać pracę serca ofiary, która zachowując całkowitą świadomość tego co się dzieje jest sparaliżowana i uznana przez innych za zmarłą. Szaman po "pogrzebie" odkopuje "nieboszczyka" i udaje iż przywrócił go do życia i ten powinien mu służyć. To nic innego jak wyjaśnienie skąd się biorą Zombie. przywrócenie do życia. tego chciała Tess: odzyskać nie Maxa, ale Zana. Jednak zombie to problem nie tyle medycyny ile psychologii. Osoba w stanie śmierci klinicznej, osoba po ciężkiej traumie nie jest w stanie funkcjonować tak jak dotychczas... To co towarzyszyło tej piosence to prawda o "wężu", zdradliwym konspiratorze dążącym do realizacji własnych celów. Ale teraz posłuchajcie tej piosenki i zobaczcie to co ja, gdyby...

Para zakochanych dzieciaków. W zasadzie nic nadzwyczajnego, pierwsze niezapomniane ale i niegroĄne miłości. Żyją sobie i kochają się, adorują, rodzice usmiechają się i wydawałoby się, że wszystko idzie normalnym trybem. Jednak 20 lat póĄniej Ziemia się zmieniła. Trwa wojna. bezwzględna i okrutna. Rozpętał ją jeden człowiek. Jeden mężczyzna. Zimny i bezwzględny. Nie zna litości. Nie uśmiecha się a inni mówią, że w miejscu jego serca jest płyta nagrobna z epitafium. Za nim podążaja tłumy sieją smierć i spustoszenie. Ludzie modlą się o jego litość w blasku świec. On sam nie wie, dlaczego tak bardzo odszedł od tego kim był, ale pytania przestały już go zadręczać. Życie przestało mieć sens, który zastąpiła żądza zemsty. Uczucia inne jak ból przestały istnieć. Jest otoczony chłodem, sam jest jak lód, jego życie polega na kolejnych oddechach i bezlitosnej krucjacie. Nie chciał tego, ale się stało. Zmuszono go do powrotu w miejsce, z którego nie chce już znaleĄć wyjścia. Co ludzkie umarło....

candles raise my desire
why i'm so far away
no more meaning to my life
no more reason to stay
freezing feeling, breathe in - breathe in
i'm coming back again
i'm not the one who's so far away
when i feel the snake bite enter my veins
never did wanna be here again
and i don't remember why i came
hazing clouds rain on my head
empty thoughts fill my ears
find my shade by the moon light
why my thoughta ren't so clear
demons dreaming
breathe in - breathe in
i'm coming back again
voodoo, i'm not the one
who's so far away

gdyby... gdyby Liz zginęła...
Last edited by LEO on Wed Sep 15, 2004 1:28 pm, edited 1 time in total.

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Thu Jul 31, 2003 4:52 pm

czesc wam kochani
wcisne swoj krociutki liscik miedzy wasze wspaniale prace...
jesli cos nie na nasie to wybaczcie, ale skonczylam czytac na 26-tym lipca, mam wiec wiele do nadrobienia.
po pierwsze - ktos bardzo wpadł w moj gust. Bo Dave Matthews Band "Crash into me" to moja ukochana piosenka, trzeba długo siedziec nad nia, by zrozumiec, gdyz Matthews zapisuje ukryte znaczenia, przeciez tyle w tekscie jest metafor... Polecam cale plyty tego zespoliku, naprawde warto.... tak samo z Counting Crows - tu graja rocka, tu spokojne ballady, wiec sadze ze kazdy znajdzie cos dla siebie; druga sprawa to moj ulubiony film - Miasto Aniołow. Nie mam pojecie ile razy widzialam ten film, ale powiem wam ze duzo, scenariusz chyba znam na pamiec, a za kazdym kolejnym razem odkrywam w nim cos nowego. Racja, filmik przypomina milosc Maxa i Liz, dostrzec mozna to samo poswiecenie - otrzymanie wielkiej i niepowtarzalnej milosci, ale odebranie "wolnosci" i podzielenie sie swym wielkim sekretem.
z checią bede z wami tlumaczyc teksty piosenek. Bo one nadają sens. Nie wiem co bardziej mnie przytrzymuje w roswell - akcja czy wlasnie muzyka...
pozdrawiam

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Thu Jul 31, 2003 5:04 pm

ASIU... z "crash into me" to ja wpadłam w twój gust ;) Podzielam opinię co do DMB. Znam prawdopodobnie całą ich twórczość.

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Jul 31, 2003 6:29 pm

Boże jak te piosenki zmuszają do myślenia i snucia ewentualnych zdarzeń innych od tych, które znamy.
Co by sie stało z Maxem gdyby udało się Tess opanować jego umysł i zmysły do tego stopnia, że wróciłby na Antar z matką następcy tronu (żoną), która podstępnie posiadła jego uczucia? Niemożliwe!!!....Ale... gdyby Liz umarła....
Bo tylko taka mozliwość spowodowałby decyzje Maxa o poślubieniu kogoś innego, w imię ocalenia tronu, obrony swojego ludu, zachowania ciągłości rodu, obrony swojego potomka...
Cel uświęca środki....Szlachetność Maxa, miłość do swojego ludu (był przecież jego ukochanym przywódcą) i dążenie do spełnienia byłyby jego siłą napędową. Ale godząc się na taką konieczność , rezygnując z marzeń i pragnień, człowiek w rezultacie sam skazuje sie na zagładę, staje się chodzącym trupem. Można pracować dla dobra innych, można oddać się całkowicie walce o wspólne dobro ale człowiek/antariańczyk (Max) musi posiadać coś, co go mobilizuje do życia, do działania do walki. Kogoś, kogo mógłby pocałować na dzień dobry , kto przytuliłby go kiedy wraca zmęczony po stoczonej walce, kto powiedziałby mu "jestem przy tobie i zawsze będę". Dla kogo warto żyć i umrzeć z jej obrazem w duszy. Idea pracy i poświęcania się dla ogółu (ludu) nie wystarczy. W momencie gdy zabraknie miłości i bliskości w serce po jakims czasie wkrada się zniechęcenie, lęk i poczucie beznadziejności....Pytanie "po co i dla kogo" już nie wystarcza.... Zaczyna się powolny upadek, naszej duszy, marzeń i wyobrażeń o złudnej potędze.
Gdyby Max został z Tess i wrócił z nią na Antar , pomimo przepowiedni F.Maxa, jego lud nie miałby przyszłości...Bo kiedy umiera miłość to tak jakbyśmy sami umarli.
Last edited by Ela on Thu Jul 31, 2003 6:57 pm, edited 1 time in total.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Thu Jul 31, 2003 6:36 pm

No to mam teraz mnóstwo pisania :)
Po pierwsze - DMB to jeden z ulubionych zespołów Jasona Behra, podobnież... Ja mam taką obsesję na punkcie Sary McLachlan - niektóre piosenki ma niesamowite. Szczególnie jak usłyszałam jej interpretację piosenki z filmu "Uwierz w ducha" z Whoopi Goldberg, Patrickiem Swayzie i Demi Moore... (chyba coś pokręciłam z nazwiskami, pardon)... Maniacko ściągam jej piosenki, jest wspaniała... "Witness", "Ice Cream", "Wild Horeses" i "Adia" to tylko niektóre... To było tak a propos muzycznych upodobań związanych z Roswell, bo nie z Roswell to tylko Mylene Farmer, której chyba cudem zgromadziłam prawie pełną dyskografię...

Leo - rany. Cztałam twojego posta już wcześniej. Słuchałam tej piosenki wielokrotnie. Ale teraz... Połączenie twojego tekstu z muzyką jest po prostu niesamowite. Tess. Przebiegła, podstępna Tess kojarząca się z szamanem - czy może raczej... szarlatanem. Usiłuje opętać Maxa, zamiast szpileczek używając iluzji. Magia, czarna magia. Tak bliska białej, dobrej magii... Tak łatwo je pomylić, tak łatwo stracić granice... I postępowanie Tess, według niej i Naseda dobre - bo przecież Przeznaczenie. Tess jest jednocześnie szamanem i trucizną... która krąży w żyłach ofiary i zatruwa jej organizm... I mimo wszystko Max o niej myśli, choć tego nie chce...
Leo, obraz przez ciebie odmalowany jest wyrazisty, bardzo wyrazisty... Zbyt wyrazisty, szczególnie z podkładem muzycznym. Dreszcze chodzą po plecach... Ponura wizja "co by było" - mroczna i przerażająca. "never did wanna be here again /and i don't remember why i came "... voodoo... czary, uroki i mroki...
Image

Locked

Who is online

Users browsing this forum: Google [Bot] and 3 guests