Wirtualne opowiadanie
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Mały kawałek ode mnie.
Otworzyła nie chętnie oczy. Wiedziała, co zobaczy, ale całym sercem pragnęła być gdzie indziej. Stary, stęchły magazyn doprowadzał ją do mdłości.
Wstała, i znów rozejrzała się za czymś, co mogło pomóc jej uciec. Ale nic takiego nie było, była sama. Och, gdyby tu był Max...
W ciemności, zauważyła delikatny promień światła wydobywający się z ciemnego rogu magazynu. Ostrożnie podeszła tam, spodziewając się jakiejś pułapki.
Małe okienko rozświetlało zimne pomieszczenie. Liz zbadała je dokładnie i bez zastanowienia rzuciła w nie spory kamień. Może jest jeszcze jakiś ratunek...
- Nie wysilaj się, nic nie zrobisz – mroczny głos, wydobył się z drugiego końca pomieszczenia. I faktycznie, kamień odbił się od szyby nie zostawiając na niej nawet ryski.
- Jest zabezpieczone, przed zuchwałymi Sunrise’ami – usłyszała jego głuchy śmiech, odbijający się od ścian.
W końcu wyłonił się z ciemności, ale nie był już taki pewny siebie jak przedtem; na czarnej skórze było widać liczne rany.
Liz cofnęła się z obrzydzenia, ale po chwili zmieniła zdanie. Nie, nie będzie chować się jak mysz przed kotem. Chociaż nie wie, o co w tym wszystkim chodzi, nie podda, nie zginie jak ojciec i matka. Pokaże, że jest silna. Sama nie wiedząc, czemu wystąpiła do przodu.
Otworzyła nie chętnie oczy. Wiedziała, co zobaczy, ale całym sercem pragnęła być gdzie indziej. Stary, stęchły magazyn doprowadzał ją do mdłości.
Wstała, i znów rozejrzała się za czymś, co mogło pomóc jej uciec. Ale nic takiego nie było, była sama. Och, gdyby tu był Max...
W ciemności, zauważyła delikatny promień światła wydobywający się z ciemnego rogu magazynu. Ostrożnie podeszła tam, spodziewając się jakiejś pułapki.
Małe okienko rozświetlało zimne pomieszczenie. Liz zbadała je dokładnie i bez zastanowienia rzuciła w nie spory kamień. Może jest jeszcze jakiś ratunek...
- Nie wysilaj się, nic nie zrobisz – mroczny głos, wydobył się z drugiego końca pomieszczenia. I faktycznie, kamień odbił się od szyby nie zostawiając na niej nawet ryski.
- Jest zabezpieczone, przed zuchwałymi Sunrise’ami – usłyszała jego głuchy śmiech, odbijający się od ścian.
W końcu wyłonił się z ciemności, ale nie był już taki pewny siebie jak przedtem; na czarnej skórze było widać liczne rany.
Liz cofnęła się z obrzydzenia, ale po chwili zmieniła zdanie. Nie, nie będzie chować się jak mysz przed kotem. Chociaż nie wie, o co w tym wszystkim chodzi, nie podda, nie zginie jak ojciec i matka. Pokaże, że jest silna. Sama nie wiedząc, czemu wystąpiła do przodu.
- Cała Sunrise... - ciemnoskóry mężczyzna zachichotał; paradoksalnie Liz przestała odczuwać przy tym strach. Facet był niebywale pewny siebie.
Mama nauczyła ją, że pewni siebie ludzie popełniają zawsze błędy, przekonani o swojej wyższości.
Nagle ponownie poczuła to ponownie.
Tak, ktoś tu był i delikatnie pogłaskał ją po policzku.
Nie jesteś sama!
Uśmiechneła sie do tego kogoś, kogo nawet jej przeciwnik nie widział. Więc ten mężczyzna - jej prześladowca nie mógł mieć dwóch najświetszych kamieni.
Skąd ja to w ogóle wiem?
- Cały M!
Zaskoczony przystanął w pół kroku.
- Znasz moje imię?
Parker usmiechneła sie ironicznie, z wyższością spoglądają na przeciwnika.
Skąd mi sie to w ogóle bierze?
- Sam powiedziałeś: Cała Sunrise!
I nagle odbiła sie od ziemi, zadając cios przeciwnikowi, zanim zdążył pomyśleć, że jest atakowany.
Upadł zakrwawiony na brudną podłogę magazynu. Liz podeszła i pochyliła się nad nim:
- Nie zabije cię... nie zasługujesz nawet na śmierć... A te szkielka, które ukryłeś na pustyni... te trzy szkiełka... - poprawiła sie po chwili - One są zablokowane. Nie posłużą nikomu, kto splamił sie krwią Sunrise. Wierz mi, cos o tym wiem!!!
Zostawiła osłupiałego mężczyznę na środku magazynu i skierowała się w strone drzwi. Po chwili znikneła w mroku nocy...
Mama nauczyła ją, że pewni siebie ludzie popełniają zawsze błędy, przekonani o swojej wyższości.
Nagle ponownie poczuła to ponownie.
Tak, ktoś tu był i delikatnie pogłaskał ją po policzku.
Nie jesteś sama!
Uśmiechneła sie do tego kogoś, kogo nawet jej przeciwnik nie widział. Więc ten mężczyzna - jej prześladowca nie mógł mieć dwóch najświetszych kamieni.
Skąd ja to w ogóle wiem?
- Cały M!
Zaskoczony przystanął w pół kroku.
- Znasz moje imię?
Parker usmiechneła sie ironicznie, z wyższością spoglądają na przeciwnika.
Skąd mi sie to w ogóle bierze?
- Sam powiedziałeś: Cała Sunrise!
I nagle odbiła sie od ziemi, zadając cios przeciwnikowi, zanim zdążył pomyśleć, że jest atakowany.
Upadł zakrwawiony na brudną podłogę magazynu. Liz podeszła i pochyliła się nad nim:
- Nie zabije cię... nie zasługujesz nawet na śmierć... A te szkielka, które ukryłeś na pustyni... te trzy szkiełka... - poprawiła sie po chwili - One są zablokowane. Nie posłużą nikomu, kto splamił sie krwią Sunrise. Wierz mi, cos o tym wiem!!!
Zostawiła osłupiałego mężczyznę na środku magazynu i skierowała się w strone drzwi. Po chwili znikneła w mroku nocy...
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Morque oparł się na łokciu patrząc na drzwi za którymi zniknęła Sunrise. Powinien wstać i ją złapać, ale ... nie chciał tego robić. Szczerze mówiąc obwiał jej się teraz. Co tam obawiał, bał się jak diabli. Nie powinna być taka silna, nie powinna tyle wiedzieć ani ... Zaraz, co ona powiedziała? Że jego Kamienie są zablokowane? Poczuł zimny dreszcz pełznący w dół kręgosłupa. Nie, to niemożliwe. Szybko przeniósł się do swojego pokoju motelowego. Jakiś mężczyzna właśnie zaglądał ciekawie do jego torby. Zaskoczony nagłym pojawieniem się gospodarza skamieniał w przerażeniu. Ale nie na długo, zaraz rzucił się do drzwi.
Złodziej? - pomyślał Morque. Nieważne. Z jego dłoni wystrzelił promyk ciemności. Zacisnął się wokół serca mężczyzny, które momentalnie przestało bić. Człowiek upadł na podłogę przyciskając dłonie do miejsca skąd po całym ciele rozchodził się przenikliwy ból. Po chwili umarł. Morque nie poświęcił mu więcej uwagi. Stanął na środku pokoju i sięgnął myślą ku swoim Kamieniom. Szafir, kontrolujący żywioły wody i powietrza, a także dający moc iluzji. Rubin, żywioł ognia i ziemi, kamień chaosu i zniszczenia. I wreszcie Dżet. Dający dostęp do mocy ciemności i nekromancji, kamień śmierci. Czując jak ich moc napływa do niego poczuł ulgę. Nagle zmarszczył brwi. Moc napływała do niego, ale coś jej przeszkadzało. Jakby jej fale musiały się przeciskać przez coś w rodzaju sita. Istniała jakaś przeszkoda, nie dość silna by powstrzymać cały przepływ mocy, jednak lekko ten przepływ tamująca. Co to, do cholery, mogło być. I co wspólnego z tym miała Sunrise?
Spojrzał na leżące pod ścianą ciało i coś przyszło mu do głowy. Wyciągnął rękę. Spłynęła z niej czarna mgła, która otuliła ciało mężczyzny. Po chwili sztywne stawy poczęły się zginać. Mężczyzna podniósł się powoli. Jego oczy były puste, nie wyrażały niczego. Był martwy, jednak wola Murzyna kontrolowała jego ciało, niczym bezwolną kukiełkę. Był teraz ślepo posłusznym niewolnikiem. Morque uśmiechnął się lekko. Myślisz, że jesteś taka sprytna, Sunrise? Przekonasz się, że ja jestem sprytniejszy.
Złodziej? - pomyślał Morque. Nieważne. Z jego dłoni wystrzelił promyk ciemności. Zacisnął się wokół serca mężczyzny, które momentalnie przestało bić. Człowiek upadł na podłogę przyciskając dłonie do miejsca skąd po całym ciele rozchodził się przenikliwy ból. Po chwili umarł. Morque nie poświęcił mu więcej uwagi. Stanął na środku pokoju i sięgnął myślą ku swoim Kamieniom. Szafir, kontrolujący żywioły wody i powietrza, a także dający moc iluzji. Rubin, żywioł ognia i ziemi, kamień chaosu i zniszczenia. I wreszcie Dżet. Dający dostęp do mocy ciemności i nekromancji, kamień śmierci. Czując jak ich moc napływa do niego poczuł ulgę. Nagle zmarszczył brwi. Moc napływała do niego, ale coś jej przeszkadzało. Jakby jej fale musiały się przeciskać przez coś w rodzaju sita. Istniała jakaś przeszkoda, nie dość silna by powstrzymać cały przepływ mocy, jednak lekko ten przepływ tamująca. Co to, do cholery, mogło być. I co wspólnego z tym miała Sunrise?
Spojrzał na leżące pod ścianą ciało i coś przyszło mu do głowy. Wyciągnął rękę. Spłynęła z niej czarna mgła, która otuliła ciało mężczyzny. Po chwili sztywne stawy poczęły się zginać. Mężczyzna podniósł się powoli. Jego oczy były puste, nie wyrażały niczego. Był martwy, jednak wola Murzyna kontrolowała jego ciało, niczym bezwolną kukiełkę. Był teraz ślepo posłusznym niewolnikiem. Morque uśmiechnął się lekko. Myślisz, że jesteś taka sprytna, Sunrise? Przekonasz się, że ja jestem sprytniejszy.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Dobra, piszę:
- Chyba muszę usiąść - mruknęła Isabel.
Tak też zrobiła. Max również wyglądał dość niepewnie, ale jakoś się trzymał.
- Więć mówisz, że te ... Kamienie - zaczął - że one pochodzą z Antaru?
- Niezupełnie - sprostowała Thalia. - To znaczy ostatnio tak, ale na Antar też przybyły gdzieś z kosmosu. Nikt nie wie tak naprawdę skąd. Na Ziemię przybyły jakieś 3000 lat temu.
- I Antarczycy ich nie szukali?
- Och, szukali i to bardzo długo. Jednak statek na którym zostały uprowadzone wpadł w rój meteorów i został zniszczony. Ten kto je ukradł zbyt mało wiedział o ich mocy by tego uniknąć, a w przestrzeni kosmosu kamienie nie mają takiej mocy jak na planecie. Ówcześni Antarczycy doszli do wniosku, że Kamienie są stracone. Cieszyli się, że choć jeden z nich został na Antarze, bo jak mówiłam złodziej zdołał ukraść tylko 5 Kamieni. One zaś krążyły szarpane polami grawitacyjnymi planet, aż w końcu wylądowały na Ziemi. Ludzie którzy je posiedli zdobyli ogromną moc i zaczęli być uważani za magów. Większość wielkich magów znanych z historii to osoby, które weszły w posiadanie Kamieni.
- A co wspólnego z tym ma rodzina Sunrise? - spytał Max.
- Już od 350 lat jesteśmy w posiadaniu jednago z Kamieni. Perła przez wielu jest uważana za najpotężniejszy Kamień, Kamień światła i dobra, dający między innymi moc leczenia, wlewania w serce odwagi i nadziei, moc rozpraszania ciemności. Chronimy go przed dostaniem się w niepowołane ręce. W ręce takich ludzi jak Morque.
- Kim właściwie jest ten Morque? - spytała Isabel. - Naprawdę jest człowiekiem?
- Z trudem, ale można tak powiedzieć - wzrok Thalii stwardniał. - Dzięki mocy Dżetu żyje już bardzo długo i posiadł dużą wiedzę o Kamieniach. Nic nie wie o Antarze, uważa siebie za czarodzieja, a moc Kamieni za magię. Nie przeszkadza mu to jednak używać jej ze śmiertelną skutecznością. Jego celem jest zdobycie wszystkich Kamieni (wszystkich 5-ciu, bo o 6-tym nic nie wie). Kiedyś możnaby go nazwać człowiekiem, jednak już od dawna nim nie jest.
- I ktoś taki ma Liz? - w głoie Maxa przebijała zgroza. - Nie możemy na to pozwolić.
- Nie pozwolimy - zgodziła się Thalia. - Myślę że ...
Dźwięk otwieranych drzwi przerwał jej wpół słowa. Zdyszana Liz obdarzyła obecnych zmęczonym uśmiechem.
- Cześć - rzuciła.
I zemdlała.
- Chyba muszę usiąść - mruknęła Isabel.
Tak też zrobiła. Max również wyglądał dość niepewnie, ale jakoś się trzymał.
- Więć mówisz, że te ... Kamienie - zaczął - że one pochodzą z Antaru?
- Niezupełnie - sprostowała Thalia. - To znaczy ostatnio tak, ale na Antar też przybyły gdzieś z kosmosu. Nikt nie wie tak naprawdę skąd. Na Ziemię przybyły jakieś 3000 lat temu.
- I Antarczycy ich nie szukali?
- Och, szukali i to bardzo długo. Jednak statek na którym zostały uprowadzone wpadł w rój meteorów i został zniszczony. Ten kto je ukradł zbyt mało wiedział o ich mocy by tego uniknąć, a w przestrzeni kosmosu kamienie nie mają takiej mocy jak na planecie. Ówcześni Antarczycy doszli do wniosku, że Kamienie są stracone. Cieszyli się, że choć jeden z nich został na Antarze, bo jak mówiłam złodziej zdołał ukraść tylko 5 Kamieni. One zaś krążyły szarpane polami grawitacyjnymi planet, aż w końcu wylądowały na Ziemi. Ludzie którzy je posiedli zdobyli ogromną moc i zaczęli być uważani za magów. Większość wielkich magów znanych z historii to osoby, które weszły w posiadanie Kamieni.
- A co wspólnego z tym ma rodzina Sunrise? - spytał Max.
- Już od 350 lat jesteśmy w posiadaniu jednago z Kamieni. Perła przez wielu jest uważana za najpotężniejszy Kamień, Kamień światła i dobra, dający między innymi moc leczenia, wlewania w serce odwagi i nadziei, moc rozpraszania ciemności. Chronimy go przed dostaniem się w niepowołane ręce. W ręce takich ludzi jak Morque.
- Kim właściwie jest ten Morque? - spytała Isabel. - Naprawdę jest człowiekiem?
- Z trudem, ale można tak powiedzieć - wzrok Thalii stwardniał. - Dzięki mocy Dżetu żyje już bardzo długo i posiadł dużą wiedzę o Kamieniach. Nic nie wie o Antarze, uważa siebie za czarodzieja, a moc Kamieni za magię. Nie przeszkadza mu to jednak używać jej ze śmiertelną skutecznością. Jego celem jest zdobycie wszystkich Kamieni (wszystkich 5-ciu, bo o 6-tym nic nie wie). Kiedyś możnaby go nazwać człowiekiem, jednak już od dawna nim nie jest.
- I ktoś taki ma Liz? - w głoie Maxa przebijała zgroza. - Nie możemy na to pozwolić.
- Nie pozwolimy - zgodziła się Thalia. - Myślę że ...
Dźwięk otwieranych drzwi przerwał jej wpół słowa. Zdyszana Liz obdarzyła obecnych zmęczonym uśmiechem.
- Cześć - rzuciła.
I zemdlała.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 11 guests