)Mielismy jeszcze jedna zabawe. Wazna role odrywala w niej Bela- pies babci- i pastwisko, znajdujace sie za domoem, ktore bylo glownym zrodlem surowca

do zabawy w gownioczki, a takze dwa psy sasiadow mieszkajacych po drugiej stronie pastwiska. Byla to para bernardynow (dobrze mowie? chodzi mi o te psy z beczulkami u szyji). Zabawa polegala na udawaniu psow. Ja, brat, siostra, BELA,Jacek i Marcin (nasi wujowie ale w naszym wieku) a takze Piotrek (sasiad) wychodzilismy na pastwisko, chodzilismy na czworaka i szczekalismy, wylismy, biegalismy... robilismy wszystko aby sprowokowac te dwa psy do opuszczenia rezydencji (no wtedy nam sie wydawalo, ze sasiedzi maja swietna halupe). Gdy wybiegaly i gonily za nami my sstawalismy na nogi i dawalismy dyla!

Psy nie byly grozne zawsze troche nas pogonily i wracaly do siebie, a wtedy my zaczynalismy wszystko od nowa.
To byla zabawa w "psy" (tak wiem, malo oryginalana nazwa

)