Razem jesteśmy silni
Posted: Fri Sep 26, 2003 8:58 pm
Próbkę tego opowiadanka dałam w temacie Przeznaczenie. W końcu nadszedł czas by założyć nowy temat. Starałam się za radami wielu osób opisac ich przeżycie węwnętrzne. Czy mi się udało? Zobaczcie sami. Czekam na wasze opinie
Droga wiodła przez pustynie w kierunku małego miasteczka Roswell. Widok z okien samochodu był przepiękny – zachód słońca na tle skał.
- Jakież to piękne – zachwyciła się drobna blondynka. Jej niebieskie oczy spoglądały to na zachód słońca, to na swojego towarzysza, wysokiego bruneta o pięknych piwnych oczach.
- Tess, Max dojeżdżamy. – odezwał się z przodu Nasado. – Jutro jeszcze nie pójdziecie do szkoły, ale pojutrze już tak. Jutro postaram się znaleźć Raya i poprosić go o oddanie nam kryształów.
- Jak go poznasz? – zaciekawił się Max.
- Zobaczymy. Widziałem go 10lat temu, wtedy się dowiedziałem o jego opiece nad księżniczką i księciem.
- To takie podniecające, wiedzieć że tam mieszka dwoje ludzi podobnych do nas. – odezwała się Tess, i zaraz pogrążyła się w marzeniach. Chociaż z Maxem byli parą, zachowywali się jak przyjaciele, których łączy wspólna tajemnica. Wiedzieli że są sobie przeznaczeni, jako król i królowa i musieli się z tym pogodzić, bo inaczej mogą doprowadzić do zagłady świata. Nie znaczy to, że Tess nie chciałaby mieć Maxa za chłopaka, ale obecnie potrzebowała zmiany. Max odkąd dowiedział się o przeprowadzce do Roswell zmienił się: zamknął się w sobie, spoważniał, rzadko uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Tess zastanawiała się czy ma to związek z ich wspólnymi rozmowami za zamkniętymi przed nią drzwiami. Domyślała się , że Nasado więcej powiedział jemu niż jej o Rayu i jego podopiecznych.
Spojrzała na chłopaka. Tak jak ona spoglądał przez okna pędzącego samochodu, ale jego oczy nie wyrażały zachwytu ani podniecenia jak jej, tylko miały wrażenie zamyślonych.
W Roswell była tylko jedna kawiarnia – Crashdown, prowadzona przez państwo Parker. W tej kawiarni codziennie wieczorem, nawet po zamknięciu, siedziała sześcioosobowa grupka przyjaciół. Czasami dołączał do nich mężczyzna. Tak właśnie było dzisiaj.
- Zebraliście liście na jutrzejszą lekcję biologii ? – zapytał Alex.
- Tobie tylko jedno w głowie – liście! Mówisz o tym już od tygodnia! – odezwał się Michael. Przytulał drobną blondynkę o krótkich włosach – Marię.
- Zostawcie szkołę. Mamy poważniejsze rzeczy do omówienia – przerwał im Ray.
- O co chodzi? – zaniepokoiła się Isabel. Nigdy nie lubiła takich przemówień Raya, przeważnie symbolizowały coś złego, kosmicznego, jak na przykład poznanie prawdy na temat Antaru, skórowie. Spojrzała wyczekująco na opiekuna.
- Nie wiem od czego zacząć. Pamiętacie jak mówiłem wam, że oprócz Michaela i Isabel jest jeszcze dwójka obcych i ich opiekun. Otóż dzisiaj wychodząc tu do was zastałem pod drzwiami liścik, zaadresowany do mnie, tylko z tym wyjątkiem, że pisało na nim Neat, a to moje antarskie imię.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Że przybyli do miasta „Oni”? – zapytał zaskoczony Michael. Pragnął poznać takich jak on ludzi, ale nie był jeszcze gotowy, i nie chciał tak z zaskoczenia, a co jeśli oni będą wrogami?
- Pisało, że tylko Nasedo jest w Roswell. Ale nie wiem czy można temu wierzyć. Najgorsze że chcę kryształów. Jutro mam się z nim spotkać.
- Tych kryształów?! – wykrzyknął Kyle. - Przecież one nam są potrzebne do uzdrawiania. A on ma tego króla co podobno może uzdrawiać.
- Dlatego zamierzam pójść jutro z Michaelem na spotkanie. Do tego czasu rozglądajcie się za nowymi twarzami.
- Ale teraz w mieście zaczyna się festyn. Jest dużo turystów. – odezwała się Liz. – Wiem coś o tym do w kawiarni od dwóch dni jest tłoczno. – wraz z przyjaciółka Marią obsługiwała klientów. Jej ojciec był kierownikiem.
- Nie będą zainteresowani festynem. Tak mi się zdaje – Ray popatrzył uważnie po wszystkich twarzach. Tak jak on obawiali się Naseda i jego podopiecznych, nie widział czego się po nich spodziewać. Ostatnie spotkanie z Nasedo nie przebiegało w miłej atmosferze. Prosił wtedy, aby zostawił rodzeństwo razem, Zana i Vilandrę, a razem z nimi i Avę. Pamiętał dokładnie ten dzień:
„ Na ulicy padał deszcz, ale nie przeszkadzał on dwóm mężczyznom stojącym na chodniku.
- Zostańcie w trójkę w Roswell. Niech chłopak wychowuje się razem z siostrą, a ty i ja zaopiekujemy się Rathem i Avą.
- Jestem opiekunem pary królewskiej i nie zostawię ich pod twoją opieką. Nie będę wspominał kto doprowadził do katastrofy naszego statku! – krzyknął mężczyzna w kapturze na głowie.
- Kiedy z nimi wrócisz?
- Jak nadejdzie czas. Być może nigdy. Nie jesteście nam potrzebni.”
Rayemu zrobiło się smutno na sercu. Przez ten krótki czas odkąd dzieciaki wyszyły z inkubatorów, a odjazdem Nasedo, bardzo polubił przyszłego następcę tronu. Żałował że nie powstrzymał wtedy Naseda. Teraz bał się, że źle wpłynął jego kolega na młode umysły tej dwójki.
- Michael czas iść do domu! – oderwał się z zadumy. – Isabel, twoja matka dzwoniła do mnie byś szybko wróciła do domu. Pożegnajcie się i idziemy.
Droga wiodła przez pustynie w kierunku małego miasteczka Roswell. Widok z okien samochodu był przepiękny – zachód słońca na tle skał.
- Jakież to piękne – zachwyciła się drobna blondynka. Jej niebieskie oczy spoglądały to na zachód słońca, to na swojego towarzysza, wysokiego bruneta o pięknych piwnych oczach.
- Tess, Max dojeżdżamy. – odezwał się z przodu Nasado. – Jutro jeszcze nie pójdziecie do szkoły, ale pojutrze już tak. Jutro postaram się znaleźć Raya i poprosić go o oddanie nam kryształów.
- Jak go poznasz? – zaciekawił się Max.
- Zobaczymy. Widziałem go 10lat temu, wtedy się dowiedziałem o jego opiece nad księżniczką i księciem.
- To takie podniecające, wiedzieć że tam mieszka dwoje ludzi podobnych do nas. – odezwała się Tess, i zaraz pogrążyła się w marzeniach. Chociaż z Maxem byli parą, zachowywali się jak przyjaciele, których łączy wspólna tajemnica. Wiedzieli że są sobie przeznaczeni, jako król i królowa i musieli się z tym pogodzić, bo inaczej mogą doprowadzić do zagłady świata. Nie znaczy to, że Tess nie chciałaby mieć Maxa za chłopaka, ale obecnie potrzebowała zmiany. Max odkąd dowiedział się o przeprowadzce do Roswell zmienił się: zamknął się w sobie, spoważniał, rzadko uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Tess zastanawiała się czy ma to związek z ich wspólnymi rozmowami za zamkniętymi przed nią drzwiami. Domyślała się , że Nasado więcej powiedział jemu niż jej o Rayu i jego podopiecznych.
Spojrzała na chłopaka. Tak jak ona spoglądał przez okna pędzącego samochodu, ale jego oczy nie wyrażały zachwytu ani podniecenia jak jej, tylko miały wrażenie zamyślonych.
W Roswell była tylko jedna kawiarnia – Crashdown, prowadzona przez państwo Parker. W tej kawiarni codziennie wieczorem, nawet po zamknięciu, siedziała sześcioosobowa grupka przyjaciół. Czasami dołączał do nich mężczyzna. Tak właśnie było dzisiaj.
- Zebraliście liście na jutrzejszą lekcję biologii ? – zapytał Alex.
- Tobie tylko jedno w głowie – liście! Mówisz o tym już od tygodnia! – odezwał się Michael. Przytulał drobną blondynkę o krótkich włosach – Marię.
- Zostawcie szkołę. Mamy poważniejsze rzeczy do omówienia – przerwał im Ray.
- O co chodzi? – zaniepokoiła się Isabel. Nigdy nie lubiła takich przemówień Raya, przeważnie symbolizowały coś złego, kosmicznego, jak na przykład poznanie prawdy na temat Antaru, skórowie. Spojrzała wyczekująco na opiekuna.
- Nie wiem od czego zacząć. Pamiętacie jak mówiłem wam, że oprócz Michaela i Isabel jest jeszcze dwójka obcych i ich opiekun. Otóż dzisiaj wychodząc tu do was zastałem pod drzwiami liścik, zaadresowany do mnie, tylko z tym wyjątkiem, że pisało na nim Neat, a to moje antarskie imię.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Że przybyli do miasta „Oni”? – zapytał zaskoczony Michael. Pragnął poznać takich jak on ludzi, ale nie był jeszcze gotowy, i nie chciał tak z zaskoczenia, a co jeśli oni będą wrogami?
- Pisało, że tylko Nasedo jest w Roswell. Ale nie wiem czy można temu wierzyć. Najgorsze że chcę kryształów. Jutro mam się z nim spotkać.
- Tych kryształów?! – wykrzyknął Kyle. - Przecież one nam są potrzebne do uzdrawiania. A on ma tego króla co podobno może uzdrawiać.
- Dlatego zamierzam pójść jutro z Michaelem na spotkanie. Do tego czasu rozglądajcie się za nowymi twarzami.
- Ale teraz w mieście zaczyna się festyn. Jest dużo turystów. – odezwała się Liz. – Wiem coś o tym do w kawiarni od dwóch dni jest tłoczno. – wraz z przyjaciółka Marią obsługiwała klientów. Jej ojciec był kierownikiem.
- Nie będą zainteresowani festynem. Tak mi się zdaje – Ray popatrzył uważnie po wszystkich twarzach. Tak jak on obawiali się Naseda i jego podopiecznych, nie widział czego się po nich spodziewać. Ostatnie spotkanie z Nasedo nie przebiegało w miłej atmosferze. Prosił wtedy, aby zostawił rodzeństwo razem, Zana i Vilandrę, a razem z nimi i Avę. Pamiętał dokładnie ten dzień:
„ Na ulicy padał deszcz, ale nie przeszkadzał on dwóm mężczyznom stojącym na chodniku.
- Zostańcie w trójkę w Roswell. Niech chłopak wychowuje się razem z siostrą, a ty i ja zaopiekujemy się Rathem i Avą.
- Jestem opiekunem pary królewskiej i nie zostawię ich pod twoją opieką. Nie będę wspominał kto doprowadził do katastrofy naszego statku! – krzyknął mężczyzna w kapturze na głowie.
- Kiedy z nimi wrócisz?
- Jak nadejdzie czas. Być może nigdy. Nie jesteście nam potrzebni.”
Rayemu zrobiło się smutno na sercu. Przez ten krótki czas odkąd dzieciaki wyszyły z inkubatorów, a odjazdem Nasedo, bardzo polubił przyszłego następcę tronu. Żałował że nie powstrzymał wtedy Naseda. Teraz bał się, że źle wpłynął jego kolega na młode umysły tej dwójki.
- Michael czas iść do domu! – oderwał się z zadumy. – Isabel, twoja matka dzwoniła do mnie byś szybko wróciła do domu. Pożegnajcie się i idziemy.