Hej!
Niektórzy z was pewnie znają to opowiadanie z innej stronki. Chciałam je tam uaktualnić, ale nie chciały mi się załadować kolejne części.
Mam nadzieję, że opowiadanko się spodoba. Jeżeli tak to piszcie, wtedy dodam kolejne części.
LET ME LOVE U
Liz Parker otwiera swój własny hotelik w Newport, Rhode Island. Wielkie otwarcie ma wypaść w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Zaplanowała wielkie przyjęcie na którym mają się pojawić wszyscy jej przyjaciele z dzieciństwa i spędzić razem kilka dni. Nieoczekiwanie i na tydzień przed świętami zjawia się jej najlepszy przyjaciel Max Evans. Ich długotrwała przyjaźń nabiera nieoczekiwanego zwrotu....
Część 1
Muzyka grała głośno i dźwięki Hiszpańskiej gitary rozbrzmiewały w powietrzu. Żaluzje były do połowy podciągnięte, a drewniane drzwi zasłonięte napisem ,,Wkrótce otwarcie". Podszedł do dużego szklanego okna i stanął, próbując dojrzeć coś w słabo oświetlonym pokoju. W odległości zobaczył ją jak kołysała się w rytm muzyki jednocześnie sprzątając. Uśmiechnął się obserwując ją i nie mógł się powstrzymać by przestać na nią patrzeć. Ona kompletnie nie zdawała sobie sprawy, że ktoś ją obserwuje. Zachowywała się tak jak dawniej.
I know you're not the one.
But I can tell that this is gonna be fun.
Won't hestitate to lie,
But I can tell you what to feel inside.
Uśmiechnął się do siebie, gdy usłyszał jak śpiewa, okazało się, że nadal brzmiało to tak samo fatalnie jak kiedyś. Swoim głosem mogłaby tłuc szkło lub doprowadzić dorosłego mężczyznę do płaczu. Zaśmiał się na samą myśl i dalej ją obserwował. Przez moment wydawało mu się, że nic się nie zmieniło, lecz patrząc na nią wiedział, że jednak tak. Pomimo wszystko od ich ostatniego spotkania minęło prawie trzy i pół roku i obydwoje wydorośleli. Lecz na szczęście nie oddalili się od siebie. Słuchał jej piskliwego głosu, gdy śpiewając zaczęła dalej sprzątać. Góra szczotki posłużyła jej za mikrofon.
Ohhh...
I'm not in love.
I think I'm too young.
I'm not in love.
Oh, let's have some fun.
I'm not in love.
Just run away with me.
I'm not in love...
Do you wanna take a ride with me...
But you can't spend the night with me.
Gdy muzyka ucichła skończyła sprzątać i dalej tańczyła. Bardzo podobało mu się obserwowanie jej. Zaczął się zastanawiać, dlaczego tu jest?
,,Ponieważ ona jest twoją najlepszą przyjaciółką i nie widziałeś jej od trzech lat" powiedział na głos, przypominając sobie, że jest sam w miejscu publicznym. To nie jest zbyt normalne, aby mówić do siebie w publicznym miejscu, przynajmniej nie na głos. W końcu zapukał i znowu spojrzał na nią. Jej wielkie brązowe oczy szeroko się otworzyły, upuściła szczotkę i podbiegła do drzwi. Usłyszał zgrzyt kilku otwieranych zamków i drzwi się otworzyły.
,,O mój boże! Co... co ty tutaj robisz?" Przytuliła się mocno do niego, co spowodowało że wypuścił z rąk cały swój bagaż. Objął ją równie mocno, zatapiając się w jej zapachu.
,,To wariactwo! Dlaczego nie zadzwoniłeś?" Odsunęła się od niego z podekscytowaniem, lecz swoje ręce nadal trzymała w jego rękach z rękawiczkami. Na jej twarzy gościł wspaniały uśmiech, gdy szukała na jego twarzy jakiegoś rodzaju odpowiedzi.
,,Nie mogę po prostu przyjechać i odwiedzić dawnej przyjaciółki?"
,,Oczywiście że możesz, nie to miałam na myśli." Wykrzywiła się na niego, musiał się powstrzymać aby nie zacząć uśmiechać się jak idiota. Boże jak on za nią tęsknił.
,,A więc mogę wejść? Tu jest jak na biegunie północnym" Potwierdziła skinieniem głowy, wzięła jedną z jego walizek i weszła do środka, oczekując że on zrobi to samo. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, zaczął rozglądać się dookoła.
To miejsce było ładniejsze niż oczekiwał. Pokój oświetlony był przez małe latarenki i świeczki, z sufitu zwisał piękny złoty żyrandol. Meble były bardzo stylowe i gościnne zarazem, ich kolor pięknie komponował się z dywanem i drewnianą podłogą. Spojrzał w stronę, z której dobiegało go ciepło i zobaczył marmurowy kominek, w którym skrzył się ogień.
,,A więc co o tym myślisz" Podeszła do niego i zaczęła zdejmować mu płaszcz czekając na odpowiedź.
,,Wow. To jest imponujące" Uśmiechnął się i uwolnił ręce z płaszcza zimowego, pod którym miał sweter i golf. Uśmiechnęła się natychmiast rozpoznając te ubrania.
,,Nigdy nie myślałeś, że jeszcze kiedyś będziesz musiał założyć aż tak grube ubrania, co?" Zaczęła się śmiać, odwrócił się do niej i również uśmiechnął.
,,Cieszę się, że mi je dałaś, ponieważ nie uprzedziłaś mnie, że jesteś na biegunie ziemi."
,,Nie jest tak źle. Przyzwyczaisz się. Poza tym kocham śnieg."
,,To akurat wiem." Powiedział z uśmieszkiem, po czym kontynuował zwiedzanie. Za pięknie urządzonym pokojem dziennym, była kuchnia po lewej stronie i wielka jadalnie po prawej. W jadalni było 6 stolików, każdy nakryty białym obrusem, na nim stał wazonik ze świeżymi kwiatami. Ściany były pokryte tapetą jasną w kwiatki, lecz nie zbyt kobiecą. Za tym pokojem była para francuskich drzwi, które zauważył prowadziły na zaśnieżony dwór. Podszedł do nich i wyjrzał na zewnątrz gdzie zobaczył fontannę i ławki.
,,To jest ogród. Wygląda o wiele lepiej wiosną." Zakradła się za nim, odwrócił się i spojrzał na jej twarz. Przyglądał się jej, aby zobaczyć różnice w wyglądzie. Jej oczy były dokładnie takie, jakimi je zapamiętał, duże, piękne, pełne życia i radości. Ona sama cała wydoroślała, jej policzki stały się mniej okrągłe a uwidoczniły się kości policzkowe. Usta stały się pełniejsze niż kiedyś, właśnie takie jak u kobiety a nie dziewczyny. Także włosy miała krótsze i modnie ułożone.
,,Więc Panie Evans, poinformujesz mnie dlaczego zaszczyciłeś mnie swoją obecnością?" Uśmiechnął się wiedząc że są sprawy, o których muszą porozmawiać. Sprawy, których nie poruszał ani w listach ani podczas ich rozmów telefonicznych. Lecz nie był pewny czy właśnie dlatego przyjechał. Może były ku temu inne powody.
,,A więc Panno Parker, nie mógłbym opuścić otwarcia twojego hotelu za nic w świecie. Chcę być twoim pierwszym klientem."
,,Mówisz poważnie?" Zaśmiała się. ,,Daj spokój Max, nie mogę przyjąć od Ciebie pieniędzy."
,,Nie masz wyboru. Zostaję cały tydzień. A będzie to długi tydzień, więc zrób mi przysługę i daj mi swój najlepszy apartament." Powiedział z poważną miną i zaczął wyjmować portfel z kieszeni spodni.
,,Czekaj! Czekaj! Dopiero przyjechałeś. Nie chcę mówić o interesach. Co powiesz na filiżankę herbaty? Będziesz mógł mi opowiedzieć co nowego." Uśmiechnął się i przytaknął na zgodę. Może później będzie w stanie powiedzieć jej to, po co specjalnie przyjechał.
************************************
,,Ostatnim razem, gdy rozmawiałem z Michaelem, powiedział że czeka czy ludziom spodobają się jego obrazy. Jeżeli tak chce się wziąć poważnie za malowanie. Myśli, że gdzieś za pół roku będzie miał swoją własną galerię."
,,To wspaniale." Odwróciła się i wlała gorącą wodę do kubków. Nadal nie mogła uwierzyć, że Max przyjechał bez żadnego telefonu. To po prostu nie było w jego stylu. Poczuła ukłucie w żołądku, przestraszyła się, że może jest coś, o czym jej nie mówi, cos poważnego, lecz zlekceważyła to i postanowiła cieszyć się jego towarzystwem. Miała za sobą kilka samotnych miesięcy podczas przygotowywania wszystkiego w hotelu, od momentu powrotu Marii do Nowego Jorku.
,,A co słychać u Alexa i Marii? Ostatnim razem, gdy rozmawiałem z Marią pomagała Ci tutaj wszystko wykończyć."
,,Tak, z powrotem przeprowadziła się do Nowego Jorku jakieś półtora miesiąca temu. W końcu podpisała kontrakt."
,,Naprawdę?"
,,Tak. Właśnie teraz pracuje nad swoim pierwszym albumem."
,,To wspaniale" Uśmiechnęła się i odwróciła do niego z tacą i dwoma gorącymi kubkami herbaty. Postawiła to na jednym ze stolików i podała mu cukier, mleko i miód.
,,Alex jest nadal w Europie, ale wraca do domu na święta. Właśnie kończy tam wszystkie bieżące sprawy."
,,Kolejna fuzja?" Spojrzał na nią, po czym wziął łyk herbaty. Skinęła głową, trzymając swój kubek blisko twarzy, pozwalając aby wydobywająca się para ogrzała jej skórę.
,,Znasz go, jest pracocholikiem. Poza tym to jego praca. Kupuje małe firmy i próbuje stworzyć dużą korporację."
,,W czym się specjalizuje?"
,,Zajmuje się oprogramowaniem komputerowym i wyszukiwaniem nowych i obiecujących programów. No wiesz... dziwaczne sprawy." Zaczęła się śmiać, Max potwierdził i wziął kolejny łyk herbaty. Liz uważnie go obserwowała, zwłaszcza twarz. Wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widziała go po raz ostatni. Jego twarz była smukła z małym zarostem przypominającym brodę i krótkie wąsy. Włosy były dłuższe i lekko rozjaśnione przez słońce, zaczesane do tyłu. Oczy nadal błyszczały mu złotym blaskiem. Jego skóra była opalona, założyła że od godzin spędzonych na słońcu. Uśmiechnęła się na samą myśl i starał z powrotem skupić się na tym co mówi.
,,A więc wszyscy spotykamy się na święta?"
,,Hm... Wiem, że Alex i Maria przyjeżdżają. Miałam do Ciebie dzwonić. Nie miałam kontaktu z Michaelem... ale on i Maria rozstali się w niezbyt przyjemnej atmosferze. Tak naprawdę to nie rozmawiałam z nim od czasu zakończenia szkoły. Pomyślałam, aby Ci powiedzieć abyś zaprosił Isabel. Wiem, że Kyle przyjeżdża. Myślę, że się z kimś spotyka, więc przyjedzie z nią. Zamierzałam urządzić wielkie otwarcie i mieć was jako swoich gości. Ale wyprzedziłeś mnie."
,,Studia naprawdę nas oddaliły od siebie, prawda?"
,,Nie, nie bardzo. Chodzi mi o to, że musimy iść naprzód, studiować i wyprowadzić się. Takie jest życie. Cieszę się tylko, że nie straciliśmy kontaktu." Uśmiechnęła się i wzięła kolejny łyk herbaty.
,,Jak myślisz jak wszyscy zareagują, gdy znowu się spotkają? Jesteśmy jedyni z całej grupy, którzy pozostali w kontakcie. I jest w tym dużo historii zarówno romantycznej jak i innej."
,,Myślę, że wszyscy jesteśmy dorośli i potrafimy sobie z tym poradzić. Poza tym, jedynymi o których się martwię to Maria i Michael. Lecz mogę nad nią zapanować gdy sprawy wymkną się spod kontroli." Zaczęli się śmiać, dokładnie wyobrażając sobie co by mogło się wydarzyć. Przygryzła nerwowo wargę, przypominając sobie jak było dawniej mając go obok siebie na co dzień.
,,Liz, pamiętasz jak byliśmy dziećmi? Moja rodzina dopiero przeprowadziła się do miasta i twoi rodzice dali nam darmową kolację w CrashDown, po to abyśmy razem z Isabel poczuli się lepiej. Od tamtego dnia staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Od tego czasu wszyscy dołączyli do naszej dwójki. Tworzyliśmy wielką grupę i byliśmy nierozłączni. Myślałem o tym wczoraj... jak nasi rodzice się martwili gdy nasza grupa zaczęła się rozpadać. Tylko dzięki nam zdołaliśmy wytrwać do zakończenia szkoły. No a bal ..." Przestał mówić a ona przestała pić herbatę i poczuła znowu to dziwne uczucie w żołądku.
,,Tak to była wspaniała noc."
,,Wszyscy poszliśmy razem." Spojrzała w górę, gdy poczuła na sobie jego wzrok, spojrzenie jego było pełne ciepła, przyjaźni i jeszcze czegoś.
,,Tak."
,,Chodzi mi tylko o to, że życie gdy byliśmy dziećmi było wspaniałe. CrashDown, żarty w Halloween, każdego roku, wspólne nocowania u kogoś w domu, śniadania pani DeLucky, nawet denerwowanie Michaela. Żałuję tylko że musieliśmy to wszystko stracić." Spojrzała na niego z podejrzeniem.
,,Nie straciliśmy Max."
,,Ale to nie jest to samo."
,,Powiesz mi, co Cię męczy? Czy chcesz żebym to z Ciebie boleśnie wyciągnęła?"Uśmiechnęła się, lecz on wiedział że mówi poważnie. Wyciągnie to z niego nawet pomimo jego protestów.
,,Liz, pamiętasz jak mówiłem Ci o tej dziewczynie, z którą się spotykałem?"
,,Tak..."
,,Więc ..." Powiedział coś, czego Liz nigdy nie oczekiwała usłyszeć.
,,Żenię się."
Let Me Love U
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Re: [fanfic] Let Me Love U
Jeżeli czytacie to opowiadanie to proszę napiszcie czy wam się podoba i czy mam dodać kolejną część czy odpuścić sobie
Z góry dzięki!
Z góry dzięki!
Re: [fanfic] Let Me Love U
Dawaj dalej,ja kiedyś czytałam je na stronie roswell.pl ,ale ostatnio coś tam się zepsuło i nikt nie może dodawać swoich ff.
"Now you're flirting with death
you think then the hurting will stop
But your life is so damn precious
and has only just begun"...
you think then the hurting will stop
But your life is so damn precious
and has only just begun"...
Re: [fanfic] Let Me Love U
Część 2
Gdy tylko to powiedział poczuł jak źle brzmią te słowa w jego ustach. Wszystko wydawało mu się nieprawdopodobne. Tak naprawdę to nie siedział tam i nie mówił jej tego.
,,Żenię się.” Znowu to powiedział, aby upewnić się, że te słowa są prawdziwe i wypowiadane przez niego.
,,Wow.” Wypuściła wstrzymywane powietrze, jej twarz wyrażała kompletne zdziwienie. Nie mógł wyczytać niczego z jej oczu, lecz domyślał się że była w głębokim szoku.,, To ..., ja ... wow.”
,,Ja, um, chciałem abyś dowiedziała się pierwsza.” Ostrożnie spojrzał na nią, odgadując jej emocje z mowy ciała. Bardzo się starał odgadnąć co myśli. Drżącymi rękami zgarnęła sobie włosy za ucho. Max zaczął się denerwować. To nie był dobry znak. Spojrzał w dół i usłyszał, że Liz bierze głęboki oddech.
,,Czemu jej tu nie ma?” Szepnęła pytająco. Napotkał wzrokiem jej pytające spojrzenie. Czemu jej tu nie ma? Sam zadawał sobie to pytanie przez całą podróż samolotem. Czemu nie przywiózł jej aby poznała Liz? Wziął głęboki oddech, spojrzał na nią i spróbował się uśmiechnąć.
,,Wydaje mi się, że najpierw chciałem usłyszeć twoją opinię.” Potrząsnęła głową nie bardzo wiedząc, co Max ma na myśli.
,,Max, bardzo się cieszę. Czemu miałabym nie? Chodzi o to że ... to wspaniale! Żenisz się! Gratulacje!” Przytuliła go. Objął ją i cieszył się spokojem, jaki odczuwał będąc w jej ramionach. Był w tych ramionach tyle razy przedtem i zawsze czuł się tam bezpiecznie i na miejscu. To było dziwne, zawsze gdy był blisko Liz czuł się jakby był w domu.
,,Liz ... nikt inny o tym nie wie. Nawet Isabel.”
,,Oczywiście, rozumiem. W gruncie rzeczy to wspaniale! Będziemy mieli trochę czasu tylko dla siebie zanim powiemy wszystkim!”
,,Powiemy wszystkim?”
,,Boże Narodzenie! Zorganizujemy Ci przyjęcie zaręczynowe! Możesz po nią zadzwonić. Jeszcze raz jak ma na imię?”
,,Christine.”
,,Właśnie ... Christine.” Przytaknęła i spojrzała na dół przygryzając nerwowo wargę.,, Wiesz, co Max? Zamierzam sprawić to, aby ten tydzień stał się najlepszym, jaki kiedykolwiek mieliśmy. Tak abyś zapamiętał go do końca życia.”
,,Co masz na myśli?”
,,No, więc gdy już będziesz po ślubie, wątpię abyśmy mieli spędzić dużo czasu razem. Chodzi mi o to, że ty będziesz mieszkać w Kalifornii, tam masz pracę i Christine. Jestem pewna że założysz rodzinę. Ja ... ja będę miała hotel tutaj. Moje życie będzie tutaj. Musimy stworzyć swoje wspomnienia.” W jej głosie było przekonanie że to już koniec, Maxa przeszły dreszcze na samą myśl, że może stracić coś, co tak naprawdę trwało całe jego życie. Nie chciał żeby cokolwiek się zmieniło. Nie mógł się ożenić i być jednocześnie jej przyjacielem? Nie mogli nadal być szczęśliwi? Cisza zalegała pomiędzy nimi aż w pewnym momencie Max poczuł Liz rękę na swojej.
,,To są dobre wiadomości ... prawda?” Szepnęła i spojrzała mu głęboko w oczy. Patrzył się przez chwilę na nią i przytaknął.
,,Tak.”
*************************
Nie myślała, że będzie w stanie ponownie złapać oddech po tym jak poczuła się jakby kopnął ją w żołądek. Ślub? Czy on powiedział że bierze ślub? Przecież ledwo poznał tą kobietę! Pisał o niej w listach, ale nigdy nie brzmiało to jak coś poważnego. Jak długo ją znał? Jak długo się spotykali? Czy była blondynką czy brunetką?
Wzięła kolejny długi łyk herbaty, pozwalając aby dręczące ją pytania wirowały w jej głowie. Dlaczego unikał tematu o niej? Czy coś było z nią nie tak? Dlaczego w jego oczach czai się tyle emocji? ,,To są dobre wiadomości ... prawda?” Zapytała go w nadziei, że zobaczy błysk żalu w jego oczach. Spojrzał na nią i przez sekundę przypomniała sobie ten sam wyraz oczu sprzed bardzo dawna. Uśmiechnęła się znowu widząc w wyobraźni jego twarz jako nastolatka, szybko jednak otrząsnęła się pamiętając, że już jest dorosły. Już niedługo będzie patrzeć tym samym wzrokiem na kogoś innego. Poczuła ucisk w brzuchu lecz szybko go zwalczyła. Była jego przyjaciółką i będzie popierać jego decyzje.
,,Tak.” Wreszcie odpowiedział, uśmiechnęła się i odetchnęła, nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymywała oddech w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
,,Dobrze. Cieszę się Max, że przyjechałeś.” Uśmiechnęła się. Liczył na nią w tym tygodniu i ona nie zamierza go zawieść.
,,Więc chcesz abym został już do świąt?”
,,No tak. Możesz. To tylko tydzień. I nie martw się ... dam Ci zniżkę.” Mrugnęła do niego, podniosła ich puste filiżanki i umieściła je w zlewie.
,,Liz, wiem że to dla Ciebie duży szok.”
,,Hej ... to ja. Możesz mi powiedzieć wszystko.” Odwróciła się od zlewu i podniosła brwi. Patrzył na nią przez chwilę, aż wreszcie jego usta wygięły się w uśmiechu.
,,Ok., teraz rozgość się w pokoju, zapowiada się zimny tydzień.” Wróciła do salonu, w pobliżu schodów, wzięła jego torbę, podczas gdy on wziął swoje dwie walizki.
,,To jest oficjalne zwiedzanie, więc uważaj i skup się.” Poszli w górę schodami, pierwsze piętro było duże i przestronne, trzy pary drzwi po każdej stronie korytarza i jedne na samym końcu. Drewniana podłoga pokryta była przez środek dywanem, a ściany były pokryte prawie taką samą tapetą jak w salonie. Wszystkie drzwi były śnieżnobiałe, podeszła do drugich drzwi po lewej i otworzyła je.
,,To będzie twój pokój. W skład udogodnień wchodzi mała lodówka, telewizja kablowa, królewskich rozmiarów łóżko, sejf i balkon, ale przy takiej pogodzie wątpię abyś chciał go używać. Komoda i szafa mogą być wykorzystane do przechowania twoich rzeczy. Telefon na biurku działa, ale możesz tylko wykonywać lokalne rozmowy jak na razie ... chyba że masz międzynarodową kartę telefoniczną. Hm... co jeszcze? Bufet ze śniadaniem jest o 9 rano, albo śniadanie możesz zjeść w pokoju o tej porze, o której wstaniesz. Obiad nie jest wliczony dla większości gości, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Łazienka jest z prysznicem i wanną. Również jest suszarka, ale wątpię abyś jej potrzebował.” Uśmiechnęła się i przestała chodzić po całym pokoju pokazując mu, co się gdzie znajduje. Patrzył na nią, gdy siedział na brzegu łóżka.
,,To jest tak niesamowite.”
,,Co?”
,,Ty... to całe miejsce. Nawet nie mogę sobie wyobrazić ile pieniędzy....”
,,Och nie, nie będziemy dyskutować o cenach. Złożyłam podanie o małą biznesową pożyczkę i miałam trochę oszczędności. Razem z Marią zaoszczędziłyśmy trochę pieniędzy, aby niektóre rzeczy naprawić i udekorować. Jest dobrze. Wszystko to opłacało się.”
,,Jestem po prostu oczarowany jak wspaniale to wszystko wyszło. Jest nawet lepiej niż to opisywałaś.”
,,Dziękuję Ci.” Była bardzo dumna. Ostatecznie to było jej dziecko, czuła się dumna z tego co osiągnęła. Wiedziała, że ludzie, którzy będą się tu zatrzymywać będą się czuli dobrze.
,,A więc...”
,,A więc?”
,,Macie programy o tematyce dla dorosłych?”
,,PRZESTAŃ!” Uderzyła go lekko z rozbawieniem. ,,Nie mogę Ci uwierzyć. Teraz chodź ze mną." Wstał, zostawił swoje rzeczy na łóżku i poszedł za nią na korytarz.
,,Te drzwi na końcu są moje. To mój pokój. Jeżeli będę Ci do czegoś potrzebna zawołaj lub zapukaj. Hm. Na górze jest kolejne piętro z trzema apartamentami dla nowożeńców lub par. Mają one Jacuzzi i królewskie łoża oraz do każdego pokoju dodajemy szampana i kosz z owocami.”
,,Powinienem wiedzieć, że będziesz prowadziła tego typu biznes. Chodzi mi o to że twoi rodzice mają CrashDown i w ogóle.”
,,Tak, kawiarnia nadała charakteru mojemu pomysłowi. Lekko to wszystko zmodyfikowałam i proszę mam hotel. ”Spojrzała na zegarek. ,,Słuchaj, nadal mam trochę rzeczy do zrobienia, więc może zaczniesz się czuć jak u siebie, rozpakujesz się, pooglądasz telewizję, weźmiesz prysznic, zrobisz co zechcesz. Będę na dole kończyła wypełniać papiery. Potem wyszykuję się i wyjdziemy na kolację oki?”
,,Och Liz, nie musimy wychodzić.” Widziała jak na jego twarzy zagościło zmartwienie. Zmartwienie o jej sytuację materialną tego była pewna. Obiecała mu dobrą zabawę. Właśnie to zamierzała mu dać.
,,Cicho. Dopilnuj tylko abyś była gotowy na 19.30. Zabiorę Cię we wspaniałe miejsce.” Uśmiechnęła się i nie mogła się powstrzymać aby go jeszcze raz nie przytulić. ,,Wiem, że już to mówiłam... ale tęskniłam za tobą.”
,,Nie martw się... lubię tego słuchać.” Śmiali się nadal będąc objęci.
,,Ok., przyjdę gdy uporam się z papierami.” Przytaknął i Liz wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki oddech. Będzie dobrze. Poradzi sobie. Miała tylko nadzieję, że nie przerodzi się to w totalną katastrofę.
Część 3
,,Max?” Zapukała do drzwi jego pokoju, uśmiechnęła się gdy usłyszała grający telewizor. Poprawiła sweter. Włożyła swój ulubiony ciemnoczerwony. Podkreślał jej cerę, która wyjaśniała odkąd wyjechała z Roswell. Włosy zostawiła rozpuszczone, nałożyła na nie wosk do stylizacji, który dostała od Marii. Uważała, że wosk ten nadawał jej włosom sexownego wyglądu. Uśmiechnęła się dobrze wiedząc, że Max najbardziej lubił ją w rozpuszczonych włosach. Włożyła swoje długie kolczyki, które zwracały uwagę na jej gołą szyję i czarne spodnie. Elegancko, lecz nie przesadnie.
,,Max?” Otworzyła delikatnie drzwi nie słysząc jego odpowiedzi. Pomyślała sobie, że może wyszedł z pokoju i zapomniał wyłączyć telewizora. Weszła do środka i zatrzymała się gdy zobaczyła jego plecy. Stał do niej tyłem na balkonie z rękami w kieszeniach, patrząc za okno.
Uśmiechnęła się na ten widok. Stała tak przyglądając mu się, jego czarny płaszcz wyróżniał się na tle białego śniegu. Płatki śniegu spadały mu na głowę, mieszały się z włosami i znikały. Zamknęła oczy aby dokładnie zapamiętać tą scenę, będzie to dla niej wspaniałe wspomnienie gdy Max wyjedzie. Podeszła do niego czując bijące od niego ciepło pomimo zimna z zewnątrz.
,,Nigdy nie widziałem takiego śniegu.” Powiedział głosem pełnym zdumienia. Uśmiechnęła się, wzięła go za rękę i zaprowadziła z powrotem do pokoju.
,,Zobaczysz go więcej w ciągu tygodnia. Teraz, umieram z głodu.” Uśmiechnęła się lecz uśmiech zniknął z jej twarzy gdy zobaczyła wyraz jego twarzy.
,,Wyglądasz wspaniale.” Powiedział gdy obejrzał ją od góry do dołu, później spojrzał na siebie.
,,Mam nadzieję, że ten golf i sweter nie jest zbyt nieelegancki.”
,,Nawet nie potrzebujesz swetra.” Pomogła mu go zdjąć.
,,Właściwie włożyłem go ponieważ jest mi zimno.” Roześmiał się, a ona przewróciła oczami w rozbawieniu.
,,Ok., mój płaszcz jest na dole. Więc chodźmy.” Złapała swój czarny płaszcz i zaśmiała się, gdy zobaczyła że ubrani są prawie identycznie pomimo jej czerwonego swetra.
,,Mówiłam Ci już, że masz świetny gust? Co się stało?” Zapytała za złośliwym uśmiechem gdy zakładała rękawiczki i szal.
,,Isabel powiedziała mi że swetry w serek i jeansy są dobre dla licealistów, ale jeżeli będę pokazywał się w takich ciuchach wśród dorosłych wyrzeknie się mnie. Zabrała mnie na zakupy i od tamtego czasu sam kupuje również takie rzeczy.” Wzruszył ramionami po czym założył drugą skórzaną rękawicę.
,,Wyglądasz wspaniale w czarnym.”
,,Tak uważasz?”
,,Tak, prawie jak ...James Bond, Johnny Deep, typ prawdziwego Anglika.”
,,Co?” Zaśmiał się i tym razem to ona wzruszyła ramionami w rozbawieniu. Czuła się wspaniale. Zajęło jej godzinę lub dwie otrząśnięcie się z szoku jaki Max zafundował jej tego popołudnia. Zdążyła nawet ułożyć sobie listę z pytaniami odnośnie tej nowej tajemniczej kobiety. Ale na to miała czas. Mieli cały tydzień. Na razie chciała się nim po prostu nacieszyć.
Przyjechali do restauracji i Max spojrzał na napis nad drzwiami.
,,Czerwona papuga?”
,,Mają tutaj wspaniałe jedzenie. I jest bardzo blisko jednego z miejskich kamieni granicznych. Najpierw zjemy, a potem przejdziemy się. Ok.?”
,,Cokolwiek powiesz.” Uśmiechnął się i otworzył drzwi aby ją przepuścić. Natychmiast zapach jedzenia i ciepło sprawiły, że poczuła się przytulnie. To właśnie uwielbiała w tym miejscu, wygody miasta i uczucie małego miasteczka.
,,Liz, skarbie, jak się masz?”
,,Świetnie Jamie, a co u Ciebie?”
,,Dobrze, dobrze. Jak Maria?” Uśmiechnęła się gdy spojrzała w niebieskie oczy stojącego przed nią mężczyzny. Ona do Ciebie nie zadzwoni Jamie. Chciała mu powiedzieć, Maria nigdy nie była zainteresowana, chciała tylko pochodzić na parę randek, aby mieć co robić w Newport.
,,Gdy ostatnio z nią rozmawiałam miała się świetnie.”
,,Przyjeżdża na święta?” Zapytał i wziął do ręki ich menu i poprowadził ich do czekającego na nich stolika.
,,Ja nie... um... może. Muszę z nią o tym porozmawiać.”
,,Powiedz jej żeby do mnie zadzwoniła gdy przyjedzie.” Spojrzała na Maxa, który tylko się uśmiechał. Odwróciła się do Jamiego gdy siadali przy stoliku.
,,Ja ... powiem. Zdecydowanie powiem.”
,,Wasz kelner zaraz do was podejdzie.” Gdy odszedł, Liz odetchnęła głośno. Biedny Jamie.
,,Nawet nie zauważył, że byłem z tobą.” Powiedział Max z nutką rozbawienia w głosie.
,,Tak, gdybyś nie wiedział, nadal marzył o Marii, która a propo nigdy do niego nie zadzwoni.”
,,Domyśliłem się.” Oboje roześmieli się i zaczęli przeglądać menu.
,, A więc mamy lata do nadrobienia. Listy nie są moją ulubioną drogą komunikacji. Nie zawsze możesz czytać pomiędzy wierszami. Gdzie chcesz zacząć?” Spojrzała się znad swojej karty aby zobaczyć co robi. Nadal przyglądał się swojej karcie, aż wreszcie podniósł na nią wzrok.
,,Nie myślałaś, że będziemy tylko rozmawiać o mnie, prawda? Nie jestem szczególnie zainteresowany moim życiem Liz, wiem co się w nim dzieje. Chcę wiedzieć co się dzieje w twoim.”
,,Co chcesz wiedzieć?” Zapytała ostrożnie, obawiając się że wie dokąd zmierzają jego pytania.
,,Na początek, co się stało z tamtym facetem? Jak miał na imię, umm, Antonio?”
,,Nie jesteśmy już razem.”
,,To oczywiste Liz, sama mi to powiedziałaś. Chcę wiedzieć dlaczego. Z wszystkich twoich listów wynikało, że jest wspaniałym facetem i dokądś razem zmierzacie. Nagle czytam takie zdanie: Antonio i ja rozstaliśmy się. Później już o nim nie wspomniałaś. Chcę wiedzieć czemu.” Spojrzała w dół gdy przyszedł kelner z dwoma kubkami wody.
,,Dzień dobry, witam w Czerwonej Papudze. Może jakieś drinki na początek?”
,,Um, tak. Chciałabym Śnieżną Małpę w kokosowej zamieci.” Uśmiechnęła się i spojrzała na drugą stronę stolika na przerażoną minę Maxa.
,,Chcesz....., jaką małpę?”
,,To drink głuptasie. Zamawiaj.”
,,Um.... chcę Czerwoną Papugę ,,1800’ Margaritę.”
,,Ok., zaraz wracam.”
,,Ten drink z małpą brzmi dziko.”
,,Jest ciepły. Jest przygotowany z likieru bananowego, rumu Malibu, gorącej czekolady i bitej śmietany.” Oblizała się na samą myśl.
,,Brzmi dobrze.”
,,Bo jest dobre.” Uśmiechnęła się i spojrzała w dół gdzie bawiła się serwetką.
,,A więc Antonio.”
,,Słuchaj Max, nie bierz tego do siebie, ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.” Szybko powiedziała i znowu utkwiła wzrok na swoich rękach leżących na kolanach, mając nadzieję, że nie będzie dalej drążył.
***********************************
Obserwował ją bardzo dokładnie. Coś musiało się wydarzyć, zaczął analizować całą tą sytuację, aż poczuł że krew się w nim gotuje. Cokolwiek ten palant zrobił aby ją zranić, będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Maxem Evansem. A Max Evans nie był delikatny, gdy chodziło o kogoś bliskiego.
,,Naprawdę zasmakuje Ci to co zamówiłeś, jedzenie jest super.” Powiedziała, przerywając panującą pomiędzy nimi ciszę. Nie zdawał sobie sprawy, że tak długo był cicho, zatopiony w myślach.
,,Liz, proszę porozmawiaj ze mną.”
,,Słuchaj Max, zarówno ty jak i ja wiemy, że zawsze miałam szczęście do mężczyzn, którzy okazywali się łajdakami. Po prostu nie podejrzewałam że nasz związek będzie poważny.”
,,Ale był.” Przechylił się w jej stronę i spojrzał jej głęboko w oczy.
,,Po prostu, nie byłam odpowiednią kobietą dla niego, szukał kogoś innego.”
,,Co on zrobił Liz?”
,,Nawet nie chciałam się angażować, to było takie zaskoczenie...”
,,Liz.” Powiedział stanowczo i spojrzał w dół sfrustrowany. Znowu zaległa pomiędzy nimi cisza, Max spojrzał na Liz. Jej oczy także utkwione były na blacie stołu, lecz wyraz twarzy poważny.
,,Przyłapałam go jak spał z jakąś kobietą dopiero co poznaną w barze.”
,,Nakryłaś go ?!”
,,Tak. Weszłam i zobaczyłam jak to robią... w moim pokoju hotelowym.”
,,Co za s...”
,,Jak już mówiłam... nie chcę o tym mówić, ponieważ to już za mną.” Patrzała mu prosto w oczy. Widział ból, który czaił się w niej, pomimo jej słów.
,,Zasługujesz na kogoś lepszego niż on Liz.”
,,Myślę, że wstrzymam się z jakimikolwiek związkami na jakiś czas, skoncentruję się na moim biznesie.” Kelnerka podeszła i podała im drinki i jedzenie.
Zaczęli jeść, na początku w ciszy. Co jakiś czas Max patrzał na nią i widział jej złamane serce, które ten palant zostawił. Dlaczego to przegapił? Wziął głęboki oddech aby się uspokoić i wziął kolejny kęs. Miała rację, jedzenie było przepyszne.
,,Liz... masz 25 lat. Jesteś piękna, mądra...”
,,Max, przestań.”
,,Posłuchaj mnie. Jesteś piękna, mądra, masz wspaniały biznes, który odniesie sukces. Jesteś najmilszą i najuczciwszą osobą jaką spotkałem. Nie ma powodu, dla którego nie miała byś być w zdrowym i dobrym związku.”
,,Tak, hm, faceci są beznadziejni.” Popatrzyli się na siebie przez chwilę, a potem wybuchnęli śmiechem.
,,Rozumiem że to była Maria i śnieżna małpa przemawiające przez Ciebie, więc to zignoruję.” Uśmiechnął się, gdy zaczęła się śmiać. Wziął ją za rękę. ,,Poważnie, nie oceniaj wszystkich, tylko dlatego że jeden był draniem. Będzie jeszcze w twoim życiu mężczyzna, który nie będzie widzieć świata poza tobą. Obiecuję.”
,,Lepiej niech się pospieszy, mój zegar biologiczny tyka.”
,,Znowu słyszę w tym Marię. Musisz przestać spędzać czas z tą kobietą, ma na Ciebie za duży wpływ.” Znowu roześmieli się i dalej kontynuowali jedzenie.
W połowie posiłku podniósł wzrok, ponieważ poczuł jej intensywne spojrzenie. ,,Co?”
,,Było tyle chwil, w których marzyłam abyś tu był. Abym mogła się do Ciebie przytulić. Czułam się taka samotna. Na szczęście Maria nigdy nie była zbyt daleko... ale bez Ciebie i Alexa, no i z rozkręcającą się karierą Marii... czasami czułam jakbym nie miała się do kogo zwrócić.”
,,Źle myślałaś.”
,,Wiem.”
,,Zawsze będę przy tobie. Niezależnie od tego jak daleko będziemy.”
,,Ale nie zawsze będziesz. Teraz kiedy się żenisz Max, chcę abyś zrozumiał że nasze stosunki się zmienią. Teraz ona będzie twoją najlepszą przyjaciółką. Nie chcę aby sytuacja stała się dziwna i nie chcę znajdować się pośrodku tego wszystkiego. Nadal tu będę gdy będziesz mnie potrzebował, ale... będę na dystans.”
,,Liz...”
,,Nie , tak będzie. Przestań już. Zawsze będziemy przyjaciółmi, ale jesteśmy już dorośli Max. Dni gdy nocowaliśmy u siebie i gadaliśmy do rana skończyły się. Musimy zacząć zachowywać się jak dorośli.”
,,To ty chcesz być racjonalna.” Zaśmiał się. Liz zawsze chciała wszystko przemyśleć i wyjaśnić. Były chwile, gdy doprowadzało go to do szału. Właśnie mógłby ten raz też zaliczyć do tego szału, zwłaszcza ponieważ miała rację.
,,Wszystko jedno. Koniec z tym tematem. Jedz.” Uśmiechnął się i kontynuował jedzenie, rozkoszując się czasem spędzonym z Liz, jednocześnie zaczął obawiać się momentu, w którym będzie musiał się z nią rozstać.
Po skończonej kolacji, podążył za nią w zimną, ciemną noc. Powietrze pachniało lekko morską wodą, bryza była orzeźwiająca, pomimo śniegu. Uśmiechnął się rozkoszując się poczuciem jakie wzbudzało w nim to miasto. Wiedział już dlaczego Liz tak bardzo kochała to miejsce.
,,Chodźmy.” Wsiedli do jej srebrnej Toyoty. Zaśmiał się wsiadając.
,,To dziwne, patrzeć jak prowadzisz.”
,,Hej, tylko dlatego że Maria zawsze mnie wszędzie woziła nie oznacza, że nie potrafię jeździć. Poza tym, ona miała Jettę, więc ona prowadziła. Jej matka zabiłaby którekolwiek z nas gdybyśmy ją rozbili.”
Przytaknął podczas podróży w cichą noc. Jechali chwilę w przyjaznej ciszy a on analizował całą ich dotychczasową rozmowę. Dużo stracił, ale nie pozwoli jej nadal samej cierpieć. Nagle jej głos wdarł się w jego myśli.
,,To jest Uniwersytet Rhode Island.” Uśmiechnęła się i spojrzała na niego. ,, Przeniosłam się tutaj na trzeci rok z Harwardu. Po prostu chciałam czegoś mniej wystawnego.” Przytaknął jej. Rozejrzał się dookoła po świecie, który był częścią jej życia od prawie pięciu lat. Przypomniał sobie ostatni raz, gdy widział Liz, właśnie skończyła studia. Jej zmęczony wyraz twarzy towarzyszący jej w Harwardzie zniknął. Wyglądała na zrelaksowaną i szczęśliwą.
,,Jesteśmy na miejscu.” Powiedziała i zaczęła wysiadać z samochodu. Max wysiadł, rozejrzał się naokoło pustego parkingu i znowu na Liz. Czy ona zwariowała?
,,Um... czyli?”
,,Chodź.” Złapała go za rękę. Podeszli do końca małego parkingu i w dół po krętych, kamiennych schodach. Na dole doszli do ścieżki, którą podążyli parę metrów, aż Max zobaczył roztaczający się przed nimi widok.
Księżyc był w pełni, świecił jasno i odbijał się w wodzie. Odbicie to kurczyło się podczas każdego ruchu wody. Spojrzał w dół na masę kamieni i naokoło siebie na otaczający ich śnieg i murowaną dróżkę. To miejsce było jak nieprawdziwe. Prawie jak z jakiegoś filmu.
,,To jest moje ulubione miejsce na świecie. To jest słynna Droga Klifowa, główna atrakcja Newport. Tu jest pięknie przez cały rok i jest pełne turystów prawie non stop. Ale późno w nocy, jest po prostu oazą spokoju.” Uśmiechnęła się, spojrzała w górę i oparła się o małą kamienną ściankę. ,,Czy to nie jest piękne?”
Spojrzał na nią, na sposób jaki jej włosy unosiły się na wietrze, jak jej długie kolczyki poruszały się i zaczepiały o szalik. Widok koloru jej skóry, na tle blasku księżyca i oświetlona przez niego był przepiękny. Nigdy nie widział niczego takiego.
,,Tak, jesteś.”
,,Co?” Odwróciła twarz w jego kierunku, jej oczy patrzały na niego z zaciekawieniem. Co on przed chwilą powiedział?
,,To jest niesamowite.” Szepnął i lekko się uśmiechnął, próbując utrzymać serce pod kontrolą.
Gdy tylko to powiedział poczuł jak źle brzmią te słowa w jego ustach. Wszystko wydawało mu się nieprawdopodobne. Tak naprawdę to nie siedział tam i nie mówił jej tego.
,,Żenię się.” Znowu to powiedział, aby upewnić się, że te słowa są prawdziwe i wypowiadane przez niego.
,,Wow.” Wypuściła wstrzymywane powietrze, jej twarz wyrażała kompletne zdziwienie. Nie mógł wyczytać niczego z jej oczu, lecz domyślał się że była w głębokim szoku.,, To ..., ja ... wow.”
,,Ja, um, chciałem abyś dowiedziała się pierwsza.” Ostrożnie spojrzał na nią, odgadując jej emocje z mowy ciała. Bardzo się starał odgadnąć co myśli. Drżącymi rękami zgarnęła sobie włosy za ucho. Max zaczął się denerwować. To nie był dobry znak. Spojrzał w dół i usłyszał, że Liz bierze głęboki oddech.
,,Czemu jej tu nie ma?” Szepnęła pytająco. Napotkał wzrokiem jej pytające spojrzenie. Czemu jej tu nie ma? Sam zadawał sobie to pytanie przez całą podróż samolotem. Czemu nie przywiózł jej aby poznała Liz? Wziął głęboki oddech, spojrzał na nią i spróbował się uśmiechnąć.
,,Wydaje mi się, że najpierw chciałem usłyszeć twoją opinię.” Potrząsnęła głową nie bardzo wiedząc, co Max ma na myśli.
,,Max, bardzo się cieszę. Czemu miałabym nie? Chodzi o to że ... to wspaniale! Żenisz się! Gratulacje!” Przytuliła go. Objął ją i cieszył się spokojem, jaki odczuwał będąc w jej ramionach. Był w tych ramionach tyle razy przedtem i zawsze czuł się tam bezpiecznie i na miejscu. To było dziwne, zawsze gdy był blisko Liz czuł się jakby był w domu.
,,Liz ... nikt inny o tym nie wie. Nawet Isabel.”
,,Oczywiście, rozumiem. W gruncie rzeczy to wspaniale! Będziemy mieli trochę czasu tylko dla siebie zanim powiemy wszystkim!”
,,Powiemy wszystkim?”
,,Boże Narodzenie! Zorganizujemy Ci przyjęcie zaręczynowe! Możesz po nią zadzwonić. Jeszcze raz jak ma na imię?”
,,Christine.”
,,Właśnie ... Christine.” Przytaknęła i spojrzała na dół przygryzając nerwowo wargę.,, Wiesz, co Max? Zamierzam sprawić to, aby ten tydzień stał się najlepszym, jaki kiedykolwiek mieliśmy. Tak abyś zapamiętał go do końca życia.”
,,Co masz na myśli?”
,,No, więc gdy już będziesz po ślubie, wątpię abyśmy mieli spędzić dużo czasu razem. Chodzi mi o to, że ty będziesz mieszkać w Kalifornii, tam masz pracę i Christine. Jestem pewna że założysz rodzinę. Ja ... ja będę miała hotel tutaj. Moje życie będzie tutaj. Musimy stworzyć swoje wspomnienia.” W jej głosie było przekonanie że to już koniec, Maxa przeszły dreszcze na samą myśl, że może stracić coś, co tak naprawdę trwało całe jego życie. Nie chciał żeby cokolwiek się zmieniło. Nie mógł się ożenić i być jednocześnie jej przyjacielem? Nie mogli nadal być szczęśliwi? Cisza zalegała pomiędzy nimi aż w pewnym momencie Max poczuł Liz rękę na swojej.
,,To są dobre wiadomości ... prawda?” Szepnęła i spojrzała mu głęboko w oczy. Patrzył się przez chwilę na nią i przytaknął.
,,Tak.”
*************************
Nie myślała, że będzie w stanie ponownie złapać oddech po tym jak poczuła się jakby kopnął ją w żołądek. Ślub? Czy on powiedział że bierze ślub? Przecież ledwo poznał tą kobietę! Pisał o niej w listach, ale nigdy nie brzmiało to jak coś poważnego. Jak długo ją znał? Jak długo się spotykali? Czy była blondynką czy brunetką?
Wzięła kolejny długi łyk herbaty, pozwalając aby dręczące ją pytania wirowały w jej głowie. Dlaczego unikał tematu o niej? Czy coś było z nią nie tak? Dlaczego w jego oczach czai się tyle emocji? ,,To są dobre wiadomości ... prawda?” Zapytała go w nadziei, że zobaczy błysk żalu w jego oczach. Spojrzał na nią i przez sekundę przypomniała sobie ten sam wyraz oczu sprzed bardzo dawna. Uśmiechnęła się znowu widząc w wyobraźni jego twarz jako nastolatka, szybko jednak otrząsnęła się pamiętając, że już jest dorosły. Już niedługo będzie patrzeć tym samym wzrokiem na kogoś innego. Poczuła ucisk w brzuchu lecz szybko go zwalczyła. Była jego przyjaciółką i będzie popierać jego decyzje.
,,Tak.” Wreszcie odpowiedział, uśmiechnęła się i odetchnęła, nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymywała oddech w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
,,Dobrze. Cieszę się Max, że przyjechałeś.” Uśmiechnęła się. Liczył na nią w tym tygodniu i ona nie zamierza go zawieść.
,,Więc chcesz abym został już do świąt?”
,,No tak. Możesz. To tylko tydzień. I nie martw się ... dam Ci zniżkę.” Mrugnęła do niego, podniosła ich puste filiżanki i umieściła je w zlewie.
,,Liz, wiem że to dla Ciebie duży szok.”
,,Hej ... to ja. Możesz mi powiedzieć wszystko.” Odwróciła się od zlewu i podniosła brwi. Patrzył na nią przez chwilę, aż wreszcie jego usta wygięły się w uśmiechu.
,,Ok., teraz rozgość się w pokoju, zapowiada się zimny tydzień.” Wróciła do salonu, w pobliżu schodów, wzięła jego torbę, podczas gdy on wziął swoje dwie walizki.
,,To jest oficjalne zwiedzanie, więc uważaj i skup się.” Poszli w górę schodami, pierwsze piętro było duże i przestronne, trzy pary drzwi po każdej stronie korytarza i jedne na samym końcu. Drewniana podłoga pokryta była przez środek dywanem, a ściany były pokryte prawie taką samą tapetą jak w salonie. Wszystkie drzwi były śnieżnobiałe, podeszła do drugich drzwi po lewej i otworzyła je.
,,To będzie twój pokój. W skład udogodnień wchodzi mała lodówka, telewizja kablowa, królewskich rozmiarów łóżko, sejf i balkon, ale przy takiej pogodzie wątpię abyś chciał go używać. Komoda i szafa mogą być wykorzystane do przechowania twoich rzeczy. Telefon na biurku działa, ale możesz tylko wykonywać lokalne rozmowy jak na razie ... chyba że masz międzynarodową kartę telefoniczną. Hm... co jeszcze? Bufet ze śniadaniem jest o 9 rano, albo śniadanie możesz zjeść w pokoju o tej porze, o której wstaniesz. Obiad nie jest wliczony dla większości gości, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Łazienka jest z prysznicem i wanną. Również jest suszarka, ale wątpię abyś jej potrzebował.” Uśmiechnęła się i przestała chodzić po całym pokoju pokazując mu, co się gdzie znajduje. Patrzył na nią, gdy siedział na brzegu łóżka.
,,To jest tak niesamowite.”
,,Co?”
,,Ty... to całe miejsce. Nawet nie mogę sobie wyobrazić ile pieniędzy....”
,,Och nie, nie będziemy dyskutować o cenach. Złożyłam podanie o małą biznesową pożyczkę i miałam trochę oszczędności. Razem z Marią zaoszczędziłyśmy trochę pieniędzy, aby niektóre rzeczy naprawić i udekorować. Jest dobrze. Wszystko to opłacało się.”
,,Jestem po prostu oczarowany jak wspaniale to wszystko wyszło. Jest nawet lepiej niż to opisywałaś.”
,,Dziękuję Ci.” Była bardzo dumna. Ostatecznie to było jej dziecko, czuła się dumna z tego co osiągnęła. Wiedziała, że ludzie, którzy będą się tu zatrzymywać będą się czuli dobrze.
,,A więc...”
,,A więc?”
,,Macie programy o tematyce dla dorosłych?”
,,PRZESTAŃ!” Uderzyła go lekko z rozbawieniem. ,,Nie mogę Ci uwierzyć. Teraz chodź ze mną." Wstał, zostawił swoje rzeczy na łóżku i poszedł za nią na korytarz.
,,Te drzwi na końcu są moje. To mój pokój. Jeżeli będę Ci do czegoś potrzebna zawołaj lub zapukaj. Hm. Na górze jest kolejne piętro z trzema apartamentami dla nowożeńców lub par. Mają one Jacuzzi i królewskie łoża oraz do każdego pokoju dodajemy szampana i kosz z owocami.”
,,Powinienem wiedzieć, że będziesz prowadziła tego typu biznes. Chodzi mi o to że twoi rodzice mają CrashDown i w ogóle.”
,,Tak, kawiarnia nadała charakteru mojemu pomysłowi. Lekko to wszystko zmodyfikowałam i proszę mam hotel. ”Spojrzała na zegarek. ,,Słuchaj, nadal mam trochę rzeczy do zrobienia, więc może zaczniesz się czuć jak u siebie, rozpakujesz się, pooglądasz telewizję, weźmiesz prysznic, zrobisz co zechcesz. Będę na dole kończyła wypełniać papiery. Potem wyszykuję się i wyjdziemy na kolację oki?”
,,Och Liz, nie musimy wychodzić.” Widziała jak na jego twarzy zagościło zmartwienie. Zmartwienie o jej sytuację materialną tego była pewna. Obiecała mu dobrą zabawę. Właśnie to zamierzała mu dać.
,,Cicho. Dopilnuj tylko abyś była gotowy na 19.30. Zabiorę Cię we wspaniałe miejsce.” Uśmiechnęła się i nie mogła się powstrzymać aby go jeszcze raz nie przytulić. ,,Wiem, że już to mówiłam... ale tęskniłam za tobą.”
,,Nie martw się... lubię tego słuchać.” Śmiali się nadal będąc objęci.
,,Ok., przyjdę gdy uporam się z papierami.” Przytaknął i Liz wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki oddech. Będzie dobrze. Poradzi sobie. Miała tylko nadzieję, że nie przerodzi się to w totalną katastrofę.
Część 3
,,Max?” Zapukała do drzwi jego pokoju, uśmiechnęła się gdy usłyszała grający telewizor. Poprawiła sweter. Włożyła swój ulubiony ciemnoczerwony. Podkreślał jej cerę, która wyjaśniała odkąd wyjechała z Roswell. Włosy zostawiła rozpuszczone, nałożyła na nie wosk do stylizacji, który dostała od Marii. Uważała, że wosk ten nadawał jej włosom sexownego wyglądu. Uśmiechnęła się dobrze wiedząc, że Max najbardziej lubił ją w rozpuszczonych włosach. Włożyła swoje długie kolczyki, które zwracały uwagę na jej gołą szyję i czarne spodnie. Elegancko, lecz nie przesadnie.
,,Max?” Otworzyła delikatnie drzwi nie słysząc jego odpowiedzi. Pomyślała sobie, że może wyszedł z pokoju i zapomniał wyłączyć telewizora. Weszła do środka i zatrzymała się gdy zobaczyła jego plecy. Stał do niej tyłem na balkonie z rękami w kieszeniach, patrząc za okno.
Uśmiechnęła się na ten widok. Stała tak przyglądając mu się, jego czarny płaszcz wyróżniał się na tle białego śniegu. Płatki śniegu spadały mu na głowę, mieszały się z włosami i znikały. Zamknęła oczy aby dokładnie zapamiętać tą scenę, będzie to dla niej wspaniałe wspomnienie gdy Max wyjedzie. Podeszła do niego czując bijące od niego ciepło pomimo zimna z zewnątrz.
,,Nigdy nie widziałem takiego śniegu.” Powiedział głosem pełnym zdumienia. Uśmiechnęła się, wzięła go za rękę i zaprowadziła z powrotem do pokoju.
,,Zobaczysz go więcej w ciągu tygodnia. Teraz, umieram z głodu.” Uśmiechnęła się lecz uśmiech zniknął z jej twarzy gdy zobaczyła wyraz jego twarzy.
,,Wyglądasz wspaniale.” Powiedział gdy obejrzał ją od góry do dołu, później spojrzał na siebie.
,,Mam nadzieję, że ten golf i sweter nie jest zbyt nieelegancki.”
,,Nawet nie potrzebujesz swetra.” Pomogła mu go zdjąć.
,,Właściwie włożyłem go ponieważ jest mi zimno.” Roześmiał się, a ona przewróciła oczami w rozbawieniu.
,,Ok., mój płaszcz jest na dole. Więc chodźmy.” Złapała swój czarny płaszcz i zaśmiała się, gdy zobaczyła że ubrani są prawie identycznie pomimo jej czerwonego swetra.
,,Mówiłam Ci już, że masz świetny gust? Co się stało?” Zapytała za złośliwym uśmiechem gdy zakładała rękawiczki i szal.
,,Isabel powiedziała mi że swetry w serek i jeansy są dobre dla licealistów, ale jeżeli będę pokazywał się w takich ciuchach wśród dorosłych wyrzeknie się mnie. Zabrała mnie na zakupy i od tamtego czasu sam kupuje również takie rzeczy.” Wzruszył ramionami po czym założył drugą skórzaną rękawicę.
,,Wyglądasz wspaniale w czarnym.”
,,Tak uważasz?”
,,Tak, prawie jak ...James Bond, Johnny Deep, typ prawdziwego Anglika.”
,,Co?” Zaśmiał się i tym razem to ona wzruszyła ramionami w rozbawieniu. Czuła się wspaniale. Zajęło jej godzinę lub dwie otrząśnięcie się z szoku jaki Max zafundował jej tego popołudnia. Zdążyła nawet ułożyć sobie listę z pytaniami odnośnie tej nowej tajemniczej kobiety. Ale na to miała czas. Mieli cały tydzień. Na razie chciała się nim po prostu nacieszyć.
Przyjechali do restauracji i Max spojrzał na napis nad drzwiami.
,,Czerwona papuga?”
,,Mają tutaj wspaniałe jedzenie. I jest bardzo blisko jednego z miejskich kamieni granicznych. Najpierw zjemy, a potem przejdziemy się. Ok.?”
,,Cokolwiek powiesz.” Uśmiechnął się i otworzył drzwi aby ją przepuścić. Natychmiast zapach jedzenia i ciepło sprawiły, że poczuła się przytulnie. To właśnie uwielbiała w tym miejscu, wygody miasta i uczucie małego miasteczka.
,,Liz, skarbie, jak się masz?”
,,Świetnie Jamie, a co u Ciebie?”
,,Dobrze, dobrze. Jak Maria?” Uśmiechnęła się gdy spojrzała w niebieskie oczy stojącego przed nią mężczyzny. Ona do Ciebie nie zadzwoni Jamie. Chciała mu powiedzieć, Maria nigdy nie była zainteresowana, chciała tylko pochodzić na parę randek, aby mieć co robić w Newport.
,,Gdy ostatnio z nią rozmawiałam miała się świetnie.”
,,Przyjeżdża na święta?” Zapytał i wziął do ręki ich menu i poprowadził ich do czekającego na nich stolika.
,,Ja nie... um... może. Muszę z nią o tym porozmawiać.”
,,Powiedz jej żeby do mnie zadzwoniła gdy przyjedzie.” Spojrzała na Maxa, który tylko się uśmiechał. Odwróciła się do Jamiego gdy siadali przy stoliku.
,,Ja ... powiem. Zdecydowanie powiem.”
,,Wasz kelner zaraz do was podejdzie.” Gdy odszedł, Liz odetchnęła głośno. Biedny Jamie.
,,Nawet nie zauważył, że byłem z tobą.” Powiedział Max z nutką rozbawienia w głosie.
,,Tak, gdybyś nie wiedział, nadal marzył o Marii, która a propo nigdy do niego nie zadzwoni.”
,,Domyśliłem się.” Oboje roześmieli się i zaczęli przeglądać menu.
,, A więc mamy lata do nadrobienia. Listy nie są moją ulubioną drogą komunikacji. Nie zawsze możesz czytać pomiędzy wierszami. Gdzie chcesz zacząć?” Spojrzała się znad swojej karty aby zobaczyć co robi. Nadal przyglądał się swojej karcie, aż wreszcie podniósł na nią wzrok.
,,Nie myślałaś, że będziemy tylko rozmawiać o mnie, prawda? Nie jestem szczególnie zainteresowany moim życiem Liz, wiem co się w nim dzieje. Chcę wiedzieć co się dzieje w twoim.”
,,Co chcesz wiedzieć?” Zapytała ostrożnie, obawiając się że wie dokąd zmierzają jego pytania.
,,Na początek, co się stało z tamtym facetem? Jak miał na imię, umm, Antonio?”
,,Nie jesteśmy już razem.”
,,To oczywiste Liz, sama mi to powiedziałaś. Chcę wiedzieć dlaczego. Z wszystkich twoich listów wynikało, że jest wspaniałym facetem i dokądś razem zmierzacie. Nagle czytam takie zdanie: Antonio i ja rozstaliśmy się. Później już o nim nie wspomniałaś. Chcę wiedzieć czemu.” Spojrzała w dół gdy przyszedł kelner z dwoma kubkami wody.
,,Dzień dobry, witam w Czerwonej Papudze. Może jakieś drinki na początek?”
,,Um, tak. Chciałabym Śnieżną Małpę w kokosowej zamieci.” Uśmiechnęła się i spojrzała na drugą stronę stolika na przerażoną minę Maxa.
,,Chcesz....., jaką małpę?”
,,To drink głuptasie. Zamawiaj.”
,,Um.... chcę Czerwoną Papugę ,,1800’ Margaritę.”
,,Ok., zaraz wracam.”
,,Ten drink z małpą brzmi dziko.”
,,Jest ciepły. Jest przygotowany z likieru bananowego, rumu Malibu, gorącej czekolady i bitej śmietany.” Oblizała się na samą myśl.
,,Brzmi dobrze.”
,,Bo jest dobre.” Uśmiechnęła się i spojrzała w dół gdzie bawiła się serwetką.
,,A więc Antonio.”
,,Słuchaj Max, nie bierz tego do siebie, ale naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.” Szybko powiedziała i znowu utkwiła wzrok na swoich rękach leżących na kolanach, mając nadzieję, że nie będzie dalej drążył.
***********************************
Obserwował ją bardzo dokładnie. Coś musiało się wydarzyć, zaczął analizować całą tą sytuację, aż poczuł że krew się w nim gotuje. Cokolwiek ten palant zrobił aby ją zranić, będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Maxem Evansem. A Max Evans nie był delikatny, gdy chodziło o kogoś bliskiego.
,,Naprawdę zasmakuje Ci to co zamówiłeś, jedzenie jest super.” Powiedziała, przerywając panującą pomiędzy nimi ciszę. Nie zdawał sobie sprawy, że tak długo był cicho, zatopiony w myślach.
,,Liz, proszę porozmawiaj ze mną.”
,,Słuchaj Max, zarówno ty jak i ja wiemy, że zawsze miałam szczęście do mężczyzn, którzy okazywali się łajdakami. Po prostu nie podejrzewałam że nasz związek będzie poważny.”
,,Ale był.” Przechylił się w jej stronę i spojrzał jej głęboko w oczy.
,,Po prostu, nie byłam odpowiednią kobietą dla niego, szukał kogoś innego.”
,,Co on zrobił Liz?”
,,Nawet nie chciałam się angażować, to było takie zaskoczenie...”
,,Liz.” Powiedział stanowczo i spojrzał w dół sfrustrowany. Znowu zaległa pomiędzy nimi cisza, Max spojrzał na Liz. Jej oczy także utkwione były na blacie stołu, lecz wyraz twarzy poważny.
,,Przyłapałam go jak spał z jakąś kobietą dopiero co poznaną w barze.”
,,Nakryłaś go ?!”
,,Tak. Weszłam i zobaczyłam jak to robią... w moim pokoju hotelowym.”
,,Co za s...”
,,Jak już mówiłam... nie chcę o tym mówić, ponieważ to już za mną.” Patrzała mu prosto w oczy. Widział ból, który czaił się w niej, pomimo jej słów.
,,Zasługujesz na kogoś lepszego niż on Liz.”
,,Myślę, że wstrzymam się z jakimikolwiek związkami na jakiś czas, skoncentruję się na moim biznesie.” Kelnerka podeszła i podała im drinki i jedzenie.
Zaczęli jeść, na początku w ciszy. Co jakiś czas Max patrzał na nią i widział jej złamane serce, które ten palant zostawił. Dlaczego to przegapił? Wziął głęboki oddech aby się uspokoić i wziął kolejny kęs. Miała rację, jedzenie było przepyszne.
,,Liz... masz 25 lat. Jesteś piękna, mądra...”
,,Max, przestań.”
,,Posłuchaj mnie. Jesteś piękna, mądra, masz wspaniały biznes, który odniesie sukces. Jesteś najmilszą i najuczciwszą osobą jaką spotkałem. Nie ma powodu, dla którego nie miała byś być w zdrowym i dobrym związku.”
,,Tak, hm, faceci są beznadziejni.” Popatrzyli się na siebie przez chwilę, a potem wybuchnęli śmiechem.
,,Rozumiem że to była Maria i śnieżna małpa przemawiające przez Ciebie, więc to zignoruję.” Uśmiechnął się, gdy zaczęła się śmiać. Wziął ją za rękę. ,,Poważnie, nie oceniaj wszystkich, tylko dlatego że jeden był draniem. Będzie jeszcze w twoim życiu mężczyzna, który nie będzie widzieć świata poza tobą. Obiecuję.”
,,Lepiej niech się pospieszy, mój zegar biologiczny tyka.”
,,Znowu słyszę w tym Marię. Musisz przestać spędzać czas z tą kobietą, ma na Ciebie za duży wpływ.” Znowu roześmieli się i dalej kontynuowali jedzenie.
W połowie posiłku podniósł wzrok, ponieważ poczuł jej intensywne spojrzenie. ,,Co?”
,,Było tyle chwil, w których marzyłam abyś tu był. Abym mogła się do Ciebie przytulić. Czułam się taka samotna. Na szczęście Maria nigdy nie była zbyt daleko... ale bez Ciebie i Alexa, no i z rozkręcającą się karierą Marii... czasami czułam jakbym nie miała się do kogo zwrócić.”
,,Źle myślałaś.”
,,Wiem.”
,,Zawsze będę przy tobie. Niezależnie od tego jak daleko będziemy.”
,,Ale nie zawsze będziesz. Teraz kiedy się żenisz Max, chcę abyś zrozumiał że nasze stosunki się zmienią. Teraz ona będzie twoją najlepszą przyjaciółką. Nie chcę aby sytuacja stała się dziwna i nie chcę znajdować się pośrodku tego wszystkiego. Nadal tu będę gdy będziesz mnie potrzebował, ale... będę na dystans.”
,,Liz...”
,,Nie , tak będzie. Przestań już. Zawsze będziemy przyjaciółmi, ale jesteśmy już dorośli Max. Dni gdy nocowaliśmy u siebie i gadaliśmy do rana skończyły się. Musimy zacząć zachowywać się jak dorośli.”
,,To ty chcesz być racjonalna.” Zaśmiał się. Liz zawsze chciała wszystko przemyśleć i wyjaśnić. Były chwile, gdy doprowadzało go to do szału. Właśnie mógłby ten raz też zaliczyć do tego szału, zwłaszcza ponieważ miała rację.
,,Wszystko jedno. Koniec z tym tematem. Jedz.” Uśmiechnął się i kontynuował jedzenie, rozkoszując się czasem spędzonym z Liz, jednocześnie zaczął obawiać się momentu, w którym będzie musiał się z nią rozstać.
Po skończonej kolacji, podążył za nią w zimną, ciemną noc. Powietrze pachniało lekko morską wodą, bryza była orzeźwiająca, pomimo śniegu. Uśmiechnął się rozkoszując się poczuciem jakie wzbudzało w nim to miasto. Wiedział już dlaczego Liz tak bardzo kochała to miejsce.
,,Chodźmy.” Wsiedli do jej srebrnej Toyoty. Zaśmiał się wsiadając.
,,To dziwne, patrzeć jak prowadzisz.”
,,Hej, tylko dlatego że Maria zawsze mnie wszędzie woziła nie oznacza, że nie potrafię jeździć. Poza tym, ona miała Jettę, więc ona prowadziła. Jej matka zabiłaby którekolwiek z nas gdybyśmy ją rozbili.”
Przytaknął podczas podróży w cichą noc. Jechali chwilę w przyjaznej ciszy a on analizował całą ich dotychczasową rozmowę. Dużo stracił, ale nie pozwoli jej nadal samej cierpieć. Nagle jej głos wdarł się w jego myśli.
,,To jest Uniwersytet Rhode Island.” Uśmiechnęła się i spojrzała na niego. ,, Przeniosłam się tutaj na trzeci rok z Harwardu. Po prostu chciałam czegoś mniej wystawnego.” Przytaknął jej. Rozejrzał się dookoła po świecie, który był częścią jej życia od prawie pięciu lat. Przypomniał sobie ostatni raz, gdy widział Liz, właśnie skończyła studia. Jej zmęczony wyraz twarzy towarzyszący jej w Harwardzie zniknął. Wyglądała na zrelaksowaną i szczęśliwą.
,,Jesteśmy na miejscu.” Powiedziała i zaczęła wysiadać z samochodu. Max wysiadł, rozejrzał się naokoło pustego parkingu i znowu na Liz. Czy ona zwariowała?
,,Um... czyli?”
,,Chodź.” Złapała go za rękę. Podeszli do końca małego parkingu i w dół po krętych, kamiennych schodach. Na dole doszli do ścieżki, którą podążyli parę metrów, aż Max zobaczył roztaczający się przed nimi widok.
Księżyc był w pełni, świecił jasno i odbijał się w wodzie. Odbicie to kurczyło się podczas każdego ruchu wody. Spojrzał w dół na masę kamieni i naokoło siebie na otaczający ich śnieg i murowaną dróżkę. To miejsce było jak nieprawdziwe. Prawie jak z jakiegoś filmu.
,,To jest moje ulubione miejsce na świecie. To jest słynna Droga Klifowa, główna atrakcja Newport. Tu jest pięknie przez cały rok i jest pełne turystów prawie non stop. Ale późno w nocy, jest po prostu oazą spokoju.” Uśmiechnęła się, spojrzała w górę i oparła się o małą kamienną ściankę. ,,Czy to nie jest piękne?”
Spojrzał na nią, na sposób jaki jej włosy unosiły się na wietrze, jak jej długie kolczyki poruszały się i zaczepiały o szalik. Widok koloru jej skóry, na tle blasku księżyca i oświetlona przez niego był przepiękny. Nigdy nie widział niczego takiego.
,,Tak, jesteś.”
,,Co?” Odwróciła twarz w jego kierunku, jej oczy patrzały na niego z zaciekawieniem. Co on przed chwilą powiedział?
,,To jest niesamowite.” Szepnął i lekko się uśmiechnął, próbując utrzymać serce pod kontrolą.
Re: [fanfic] Let Me Love U
Część 4
Otworzyła oczy na dźwięk alarmu i wyciągnęła się w łóżku, pozwalając aby muzyka głośno grała. W radiu rozbrzmiewały już dźwięki kolęd. Za każdym razem gdy słyszała je z samego rana miała cudowny nastrój. Było coś jeszcze co poprawiało jej humor. Dzisiaj, w odróżnieniu do poprzednich dni nie będzie sama.
Wyskoczyła z łóżka i podeszła do szafy aby ubrać się i przygotować.
Wyciągnęła ubrania pamiętając aby nie zmarznąć na śniegu. Kiedy ostatnio bawiła się w śniegu? Nie mogła sobie przypomnieć. Pewnie wtedy gdy byli w ostatniej klasie liceum i lekko śnieżyło w Roswell. Wszyscy byli tak podekscytowani, że spędzili cały dzień bawiąc się na dworze. Tam musiał być wtedy tylko centymetr śniegu. Nigdy nie widzieli prawdziwego śniegu, uśmiechnęła się gdy wyjrzała za okno na pokrytą śniegiem ziemię. Padało przez trzy dni bez przerwy. Wyglądało to po prostu magicznie. Wskoczyła pod prysznic i rozkoszowała się uczuciem ciepłej wody na skórze. Było to zarówno orzeźwiające jak i dodające energii. Uśmiechnęła się, starała się szybko wykąpać aby zejść na dół i przygotować śniadanie. Wiedziała, że Max będzie zachwycony, schodząc ze schodów lekko pogwizdywała, gdy weszła do salonu poczuła zapach smażonego bekonu. Zatrzymała się na moment aby upewnić się że jest w dobrym miejscu i nadal podążała w kierunku kuchni. Stanęła w progu gdy zobaczyła go przy kuchence, gdzie na patelni smażyły się jajka i bekon. Odwrócił się w jej stronę, ubrany był w sweter w szpic i jeansy opinające jego ciało. Uśmiechnęła się przypominając sobie historię o Isabel i w końcu spojrzała mu w oczy.
,,Dzień dobry.” Uśmiechnął się i odwrócił aby wziąć tosta, który właśnie wyskoczył z tostera.
,,Co... co ty robisz?”
,,No więc byłaś wczoraj tak uczynna, że czułem się zobligowany aby zrobić Ci dziś śniadanie.”
,,Ale... to jest mój hotel.”
,,A ja robię śniadanie. Idź usiądź.” Uśmiechnął się. Ona też się uśmiechnęła, nie wierząc w to co widzi. ,,Kawa, herbata czy sok pomarańczowy?”
,,Kawę poproszę.”
,,Jesteś pewna?”
,,Nie mogę zacząć dnia bez niej.”
,,Liz Parker uzależniona od kawy? Nasza ostrożna Liz Parker? Zdajesz sobie sprawę że kofeina to narkotyk?”
,,Jeżeli mi jej nie dasz, to będę bardzo marudna.”
,,A więc kawa.” Zaśmiał się i nalał jej kubek. Podszedł do niej z jej talerzem z jedzeniem i kawą. Wrócił do kuchni po swój talerz. Usiadł na przeciw niej przy tym samym stole, przy którym siedzieli poprzedniego dnia.
,,Smacznego.” Przytaknęła w odpowiedzi i zaczęli jeść jeszcze ciepłe śniadanie.
Bardzo smakowała jej jajecznica z cebulą i papryczkami no i oczywiście podsmażony bekon, a do tego tost z małą ilością masła. Wiedział dokładnie co uwielbiała. Znał ją zdecydowanie za długo.
,,Bardzo smaczne.” Odłożyła widelec na chwilę i wzięła łyk kawy.
,,Dobre?”
,,Mmm.” Przytaknęła nie przerywając picia kawy. Gdy odstawiła już kubek, zjadła kolejny kawałek bekonu. Było lepsze niż dobre. ,,W sumie to miłe obudzić się i móc zjeść z kimś śniadanie.” Z tobą. Spojrzał na nią, uśmiechnął się i dalej jadł śniadanie. Gdy obydwoje skończyli oparli się wygodnie o krzesła, syci i zadowoleni.
,,Jakie mamy plany na dzisiaj?” Max wstał, zebrał talerze i włożył do zlewu.
,,Um myślałam że może pójdziemy na sanki.”
,,Brzmi świetnie.”
,,Ale najpierw muszę wykonać kilka telefonów. Dopilnować aby wszyscy przyjechali w ten weekend. Możesz zadzwonić do Michaela i Isabel?”
,,Tak.” Uśmiechnął się, podszedł do stolika przy którym siedzieli i usiadł.
,,Super. Jest wtorek. Wigilia jest w sobotę. Chcę aby wszyscy byli tu w piątek, najlepiej wcześnie. A więc mają trzy dni aby się przygotować i tu dojechać.”
,,Wszyscy wiedzą o hotelu i o ile coś nie wyskoczy, wiem że chcieli przyjechać i Ci pogratulować.” Uśmiechnął się na co i ona odpowiedziała uśmiechem. Coś takiego było w jego uśmiechu, że utwierdziło Liz w przekonaniu, że jest naprawdę szczęśliwy.
,,A więc, um... wybrałam nazwę. Myślę że nazwę go Północny Bungalow. Lubię samo brzmienie tej nazwy.” Zaczęła odkładać jedzenie, które wyjął podczas robienia śniadania. Odwróciła się do niego gdy poczuła na sobie jego wzrok. ,,Myślisz że to głupie?”
,,Nie. To wspaniała nazwa.”
,,Oki.”
Przestali rozmawiać, Liz posprzątała z blatu i nastawiła zmywarkę.
,,Liz muszę z tobą porozmawiać.” Oparła się o blat, miała wrażenie, że to będzie jakaś poważna sprawa.
,,Oki.”
,,Jest coś o czym zamierzałem Ci powiedzieć...”
Przeklęła pod nosem gdy zadzwonił telefon.
,,Poczekaj z tą myślą.” Podeszła do telefonu i odebrała.
,,Halo?”
,,Liz. Wszystkiego najlepszego skarbie!”
,,Maria! Cześć!”
,,Jak leci? Jak hotel?”
,,Nawet dobrze. Jest w pełni umeblowany i dodaję już tylko ostatnie dodatki. Będzie gotowe do weekendu.”
,,Wspaniale. Dzwonię, aby Ci powiedzieć, że jutro przyjeżdżam. Pomogę Ci wszystko przygotować.”
,,Och, och um... właściwie Maria, Max tu jest...” Starała się być tak subtelna w swoim przesłaniu jak mogła, nie aby mówić jej aby nie przyjeżdżała, ale aby nie myślała że musi.
,,Max! Jak sobie radzi ten chłopak? Dlaczego do mnie nie zadzwonił? Zna mój numer! Nie mogę się doczekać, aby go zobaczyć, powiedz mu że go gorąco pozdrawiam.” Liz spojrzała na Maxa i zobaczyła uśmiech na jego twarzy. Oczywiście słyszał całą rozmowę. Wstał i przeszedł koło niej z komórką w ręku. Wyszeptał Isabel i Michael a ona potwierdziła skinieniem, zmartwiona tym, że Maria zabierała im ich cenny czas tylko we dwoje.
,,W każdym razie dziewczyno, Alex właśnie do mnie zadzwonił, dlatego dzwonię. Powiedział, że ma już swój bilet. Będzie z nami w czwartek wieczorem.” Wspaniale wszyscy przylecą wcześniej.
,,Świetnie.” Powiedziała bez entuzjazmu. Nie mogła się już doczekać spotkania z Alexem, ale to oznaczało że jej czas z Maxem był bardzo ograniczony.
,,Oki, więc widzimy się jutro.”
,,Nie ma problemu Maria. Och, właśnie uważaj na Jamiego. Wypytywał o Ciebie.”
,,Aaa, ten facet nie potrafi pojąc aluzji prawda?”
,,Chyba nie.”
,,Powiedziałaś mu że mam pracę i się przeprowadziłam?”
,,Tak, ale wydaje mi się, że myśli że wrócisz dla niego.”
,,Lepiej niech śni dalej. Nie będę niczyją niewolnicą. Ok skarbie muszę lecieć. Zadzwonię jutro jak przyjadę do Newport.”
,,Ok Maria, pa.” Uśmiechnęła się i rozłączyła, szczęśliwa z tego że mogła pogadać z Marią. Minął prawie tydzień od ich ostatniej rozmowy, przeważnie z tego powodu że była zajęta ale Liz tęskniła za jej głosem.
Weszła do salonu i zatrzymała się gdy usłyszała zły głos Maxa.
,,Wiem, że powiedziałem że zostaję tylko kilka dni, ale otwarcie jest w ten weekend, a mówiłem Ci przecież że będę tu na otwarciu. Zdecydowałem, że przyjadę wcześniej i zostanę, ponieważ nie ma sensu bez przerwy latać tam i z powrotem.”
Stała bez ruchu wiedząc, że nie rozmawia ani z Michaelem ani z Isabel takim tonem.
,,Nie Crissy, nie uważałem żeby to było konieczne. Mówiłem Ci że mam parę spraw do załatwienia. Słuchaj w razie czego zadzwonię. Masz swoją rodzinę, nie będziesz sama.” Otworzyła szeroko oczy, gdy zrozumiała o co chodzi w tej rozmowie. Christine była zła ponieważ nie chciała samotnie spędzać świąt. Ponieważ jej narzeczony poleciał na drugi koniec kraju do jakiejś jego koleżanki, której ona nigdy nie poznała i zostanie tam przez cały tydzień aby rozwiązać jakieś niewiadome dla niej sprawy. Liz musiała przyznać, że nawet ona byłaby zdenerwowana w takiej sytuacji.
,,Do widzenia.” Rozłączył się i głośno odetchnął, Liz lekko kaszlnęła aby dać o sobie znać.
,,Hej. Jak tam Michael i Isabel?” Uśmiechnęła się, starając się nie dać po sobie poznać, że słyszała jego rozmowę.
,,U nich wszystko oki. Będą tutaj w czwartek wieczorem.”
,,Super. Wszyscy będziemy tutaj i możemy zjeść wspólnie kolację przed oficjalnym otwarciem.”
,,Tak.”
,,Max?” Spojrzała na niego z pytaniem w oczach gdy spojrzał na nią, w jego oczach nadal czaiła się powaga. ,,Chciałeś coś powiedzieć wcześniej?”
,,Tak, chodźmy na sanki.
***************************************************************************
Wstrzymał oddech podczas zjazdu ze wzgórza na plastikowych sankach i poczuł mrowienie w brzuchu od lądowania.
,,Woah!” Liz krzyknęła i zamknęła oczy, kurczowo trzymając Maxa za ręce. Siedział za nią i uśmiechnął się próbując wyglądać na twardziela. Objął ją w pasie mocniej a policzek oparł o zagłębienie w jej szyi.
,,Zamknij oczy.”
,,Co?”
,,Zamknij oczy, będziesz się czuła jakbyś latała.” Spojrzała na niego ich twarze się stykały, jego policzki zrobiły się czerwone z powodu ich bliskości. Uśmiechnęła się, odwróciła i zamknęła oczy. Nadal spadali aż w końcu po małych wybojach wylądowali. Spadli z sanek i leżeli na sobie.
Zaczęli śmiać się tak głośno, że nie mogli podnieść się z ziemi. Max leżał na śniegu i próbował opanować napady śmiechu a Liz głowa wylądowała na jego brzuchu. Spojrzał na nią, całe policzki miała różowe od zimna, a usta błyszczące od pomadki.
,,To było wspaniałe.” Usłyszał jej szept. Uśmiechnął się z satysfakcją.
W końcu usiedli ale pozostali na śniegu przez kilka minut.
,,Max, czemu nigdy nie powiedziałeś mi o Christine?” Tego pytania się nie spodziewał, jego uśmiech zniknął. Skoncentrował wzrok na jej twarzy.
,,Powiedziałem Ci o niej. Mówiłem że jestem nią zainteresowany i że zaczęliśmy się spotykać.”
,,Powiedziałeś, że jesteście w czymś na kształt związku, nigdy nie powiedziałeś że się zakochałeś i jesteś gotowy na ślub.” Siedział w ciszy. Miała rację nigdy tego nie powiedział.
,,To skomplikowane.”
,,Jak skomplikowane?”
,,Słuchaj Liz... jakoś stworzyliśmy związek, z którego oboje myśleliśmy że będzie coś więcej. Dałbym sobie rękę uciąć że mogę z nią być.”
,,Ale...”
,,Było coś innego.”
,,Coś innego?”
,,Ktoś inny.”
,,Nie wydaje mi się że rozumiem.” Wreszcie wstał z ziemi i podniósł sanki. Sam nie był pewien co mówi. Czuł jak kręci mu się w głowie. Przeklinał siebie, że nie ma dość odwagi aby powiedzieć to co myśli.
,,Chodźmy na górkę.” Zaczął ciągnąc sanki pod górę. Liz szła za nim sfrustrowana.
,,Zmieniasz temat.”
,,Chciałem tylko jeszcze raz zjechać.”
,,Max.”
,,Co? Co Liz? Co chcesz abym Ci powiedział?” Zatrzymali się na szczycie góry. Odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Stali tak przez chwilę, zimny wiatr wdzierał się pomiędzy nich, patrzyli na siebie nawzajem z wyzwaniem w oczach.
,,Chcę abyś mi powiedział co się dzieje? Co czujesz? Czemu cała ta sytuacja wydaje się być taka ... dziwna?”
,,Nie wiem czy naprawdę chce Ci powiedzieć.” Rozszerzyła oczy ze zdumienia. Max czuł że Liz zaraz się wścieknie.
,,Co?! Od kiedy nie możesz mi czegoś powiedzieć? Nawet pomimo tego, że nie chciałam, powiedziałam Ci o Antonio, teraz powiedz mi o co chodzi. To zdecydowanie leży Ci na sercu Max, po prostu chcę Ci pomóc.”
,,To co chcę powiedzieć może wszystko zmienić.” Powiedział zanim zdążył pomyśleć, zacisnął szczękę chcąc odgryźć sobie język za otwieranie buzi. Jej twarz złagodniała gdy ponownie na niego spojrzała, w jej oczach było coś innego. Strach?
,,Co to jest? Po prostu to powiedz.” Stała przed nim ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Spojrzał w jej oczy, w oczy którym ufał i które podziwiał. Wiedział, że jeżeli nie powie tego teraz już nigdy tego nie zrobi.
,,Myślę, że jestem w Tobie zakochany Liz.” Zamarła, wyraz jej twarzy stał się nie do odgadnięcia. Max czekał na jakąś jej odpowiedź lub zrozumienie. Gdy nie otrzymał żadnej postawił sanki na śniegu i zjechał z pagórka. Nie wiedział co ma innego zrobić. Powiedział to. Liz wiedziała. Teraz kolejny ruch należał do niej. Na dole spojrzał na Liz stojącą na górze zdumioną i cichą.
Część 5 a
Drogę do domu spędzili w kompletnej ciszy. Liz nadal nie była w stanie ułożyć zdania. Szok był dla niej tak silny jak uderzenie w brzuch. Podobne uczucie do tego, gdy Max wyznał, że się zaręczył, chociaż to bardziej odczuła jako kopniak w brzuch, a zaręczyny jako cios.
Czuła panujące napięcie i nie podobało jej się to, lecz za każdym razem gdy chciała cos powiedzieć, nie wiedziała co i skupiała się extra mocno na drodze i na prowadzeniu.
,,Zjedź na bok.”
,,Co?” Zapytała i wróciła do rzeczywistości.
,,Zjedź na bok.” Zjechała na bok drogi i zauważyła po raz pierwszy, że przez cały dzień nie padał śnieg. Ostatnio padał wczoraj po południu. Nagle zaczęło śnieżyć. Max otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Szedł z rękami w kieszeniach i z głową nisko pochyloną w ochronie przed wiatrem.
,,Max, poczekaj.” Wyskoczyła z samochodu i poszła za nim, zdając sobie sprawę że są blisko klifu. Szła obok niego w kompletnej ciszy przez parę chwil.
,,Powiedz coś Liz, na miłość boską, powiedz coś.” Spojrzała w dół i głęboko westchnęła zastanawiając się co chce powiedzieć.
,,Nie wiem gdzie to nas zostawia i do czego zaprowadzi.”
,,Co masz na myśli?” Zatrzymał się i spojrzał na nią. Śnieg zaczął padać coraz mocniej i płatki pozostawały na jego rzęsach. Obserwowała je i spojrzała w jego oczy przepełnione nadzieją.
,,Mam na myśli to że nie wiem co Ci powiedzieć. Przyjeżdżasz tu i mówisz że się zaręczyłeś. Pokazujesz się po trzech latach nieobecności i wszystkie te rzeczy dzieją się w moim życiu, wszystkie te uczucia na raz, no i wreszcie teraz zrzucasz na mnie tą bombę i ja... ja po prostu nie wiem!”
,,Kochasz mnie?” Stała wmurowana, podczas gdy Max oczekiwał odpowiedzi.
,,Max, ja... jesteśmy przyjaciółmi od bardzo dawna....”
,,To nie jest to o co Cię pytałem. Pytałem czy mnie kochasz?”
,,Ja ... ja zawsze Cię kochałam, wiesz o tym ...”
,,To również nie jest to o czym myślę. Liz ty i ja...., jesteś mi bliższa niż ktokolwiek inny w moim życiu. Wiesz o mnie rzeczy, o których bym nikomu nie powiedział. Za każdym razem gdy jestem przy tobie ogarniają mnie te same uczucia. Strach, że nigdy nie będziesz czuła do mnie tego co ja czuję do Ciebie. Nie mogę z tym żyć.”
,,Max...”
,,Wiem że coś do mnie czujesz. Po prostu to wiem, wiem też że to jest głębsze niż przyjaźń. Liz moja pierwsza noc z kobietą była z tobą po balu. To wspomnienie mam ciągle w głowie. To co sobie uświadomiłem to to, że jestem w Tobie zakochany od tamtego czasu. Wiem, że miałaś związki, które źle się zakończyły, ale ja nigdy nie dałem Ci powodu, aby we mnie wątpić. Muszę wiedzieć czy to co czuję jest tylko jednostronne.” Wziął jej twarz w swoje ręce okryte rękawiczkami i odetchnął głęboko, para ogrzała skórę Liz.
,,Wiem, że kiedyś mnie kochałaś. Nie byłem wtedy gotowy. Zawsze sobie obiecywaliśmy, że zawsze będziemy mieć siebie nawzajem. Muszę wiedzieć czy to nadal jest prawda.”
Liz stała cicho po prostu wpatrując się w jego oczy, jej natomiast zaczęły napełniać się łzami.
,,Zamierzam Cię pocałować.” Powiedział a ona poczuła jak dreszcze przechodzą po jej ciele. Poczuła również znajome motyle w brzuchu z którymi ciągle walczyła.
,,Jeżeli nie chcesz abym to zrobił, karz mi przestać.” Spojrzał na nią ostrożnie lecz ona tylko na niego patrzyła, bez żadnej odpowiedzi na twarzy. Pochylił się bliżej, powoli, dając jej czas na zmianę decyzji.
Poczuła jak jej ciało sztywnieje, gdy stanął przed nią. Zamknęła oczy i poczuła jego chłodne wargi na swoich. Westchnęła i całe napięcie uleciało z niej, gdy rozgrzało ją znajome ciepło jego warg. Uśmiechnęła się gdy poczuła na jego wargach topniejące płatki śniegu. Nie chciała tego przed sobą przyznać. Przez wszystkie te lata nie mogła się zobowiązać wobec żadnego mężczyzny. Teraz wiedziała czemu. Zawsze była zakochana w innym mężczyźnie. Maxie Evansie.
Otworzyła oczy na dźwięk alarmu i wyciągnęła się w łóżku, pozwalając aby muzyka głośno grała. W radiu rozbrzmiewały już dźwięki kolęd. Za każdym razem gdy słyszała je z samego rana miała cudowny nastrój. Było coś jeszcze co poprawiało jej humor. Dzisiaj, w odróżnieniu do poprzednich dni nie będzie sama.
Wyskoczyła z łóżka i podeszła do szafy aby ubrać się i przygotować.
Wyciągnęła ubrania pamiętając aby nie zmarznąć na śniegu. Kiedy ostatnio bawiła się w śniegu? Nie mogła sobie przypomnieć. Pewnie wtedy gdy byli w ostatniej klasie liceum i lekko śnieżyło w Roswell. Wszyscy byli tak podekscytowani, że spędzili cały dzień bawiąc się na dworze. Tam musiał być wtedy tylko centymetr śniegu. Nigdy nie widzieli prawdziwego śniegu, uśmiechnęła się gdy wyjrzała za okno na pokrytą śniegiem ziemię. Padało przez trzy dni bez przerwy. Wyglądało to po prostu magicznie. Wskoczyła pod prysznic i rozkoszowała się uczuciem ciepłej wody na skórze. Było to zarówno orzeźwiające jak i dodające energii. Uśmiechnęła się, starała się szybko wykąpać aby zejść na dół i przygotować śniadanie. Wiedziała, że Max będzie zachwycony, schodząc ze schodów lekko pogwizdywała, gdy weszła do salonu poczuła zapach smażonego bekonu. Zatrzymała się na moment aby upewnić się że jest w dobrym miejscu i nadal podążała w kierunku kuchni. Stanęła w progu gdy zobaczyła go przy kuchence, gdzie na patelni smażyły się jajka i bekon. Odwrócił się w jej stronę, ubrany był w sweter w szpic i jeansy opinające jego ciało. Uśmiechnęła się przypominając sobie historię o Isabel i w końcu spojrzała mu w oczy.
,,Dzień dobry.” Uśmiechnął się i odwrócił aby wziąć tosta, który właśnie wyskoczył z tostera.
,,Co... co ty robisz?”
,,No więc byłaś wczoraj tak uczynna, że czułem się zobligowany aby zrobić Ci dziś śniadanie.”
,,Ale... to jest mój hotel.”
,,A ja robię śniadanie. Idź usiądź.” Uśmiechnął się. Ona też się uśmiechnęła, nie wierząc w to co widzi. ,,Kawa, herbata czy sok pomarańczowy?”
,,Kawę poproszę.”
,,Jesteś pewna?”
,,Nie mogę zacząć dnia bez niej.”
,,Liz Parker uzależniona od kawy? Nasza ostrożna Liz Parker? Zdajesz sobie sprawę że kofeina to narkotyk?”
,,Jeżeli mi jej nie dasz, to będę bardzo marudna.”
,,A więc kawa.” Zaśmiał się i nalał jej kubek. Podszedł do niej z jej talerzem z jedzeniem i kawą. Wrócił do kuchni po swój talerz. Usiadł na przeciw niej przy tym samym stole, przy którym siedzieli poprzedniego dnia.
,,Smacznego.” Przytaknęła w odpowiedzi i zaczęli jeść jeszcze ciepłe śniadanie.
Bardzo smakowała jej jajecznica z cebulą i papryczkami no i oczywiście podsmażony bekon, a do tego tost z małą ilością masła. Wiedział dokładnie co uwielbiała. Znał ją zdecydowanie za długo.
,,Bardzo smaczne.” Odłożyła widelec na chwilę i wzięła łyk kawy.
,,Dobre?”
,,Mmm.” Przytaknęła nie przerywając picia kawy. Gdy odstawiła już kubek, zjadła kolejny kawałek bekonu. Było lepsze niż dobre. ,,W sumie to miłe obudzić się i móc zjeść z kimś śniadanie.” Z tobą. Spojrzał na nią, uśmiechnął się i dalej jadł śniadanie. Gdy obydwoje skończyli oparli się wygodnie o krzesła, syci i zadowoleni.
,,Jakie mamy plany na dzisiaj?” Max wstał, zebrał talerze i włożył do zlewu.
,,Um myślałam że może pójdziemy na sanki.”
,,Brzmi świetnie.”
,,Ale najpierw muszę wykonać kilka telefonów. Dopilnować aby wszyscy przyjechali w ten weekend. Możesz zadzwonić do Michaela i Isabel?”
,,Tak.” Uśmiechnął się, podszedł do stolika przy którym siedzieli i usiadł.
,,Super. Jest wtorek. Wigilia jest w sobotę. Chcę aby wszyscy byli tu w piątek, najlepiej wcześnie. A więc mają trzy dni aby się przygotować i tu dojechać.”
,,Wszyscy wiedzą o hotelu i o ile coś nie wyskoczy, wiem że chcieli przyjechać i Ci pogratulować.” Uśmiechnął się na co i ona odpowiedziała uśmiechem. Coś takiego było w jego uśmiechu, że utwierdziło Liz w przekonaniu, że jest naprawdę szczęśliwy.
,,A więc, um... wybrałam nazwę. Myślę że nazwę go Północny Bungalow. Lubię samo brzmienie tej nazwy.” Zaczęła odkładać jedzenie, które wyjął podczas robienia śniadania. Odwróciła się do niego gdy poczuła na sobie jego wzrok. ,,Myślisz że to głupie?”
,,Nie. To wspaniała nazwa.”
,,Oki.”
Przestali rozmawiać, Liz posprzątała z blatu i nastawiła zmywarkę.
,,Liz muszę z tobą porozmawiać.” Oparła się o blat, miała wrażenie, że to będzie jakaś poważna sprawa.
,,Oki.”
,,Jest coś o czym zamierzałem Ci powiedzieć...”
Przeklęła pod nosem gdy zadzwonił telefon.
,,Poczekaj z tą myślą.” Podeszła do telefonu i odebrała.
,,Halo?”
,,Liz. Wszystkiego najlepszego skarbie!”
,,Maria! Cześć!”
,,Jak leci? Jak hotel?”
,,Nawet dobrze. Jest w pełni umeblowany i dodaję już tylko ostatnie dodatki. Będzie gotowe do weekendu.”
,,Wspaniale. Dzwonię, aby Ci powiedzieć, że jutro przyjeżdżam. Pomogę Ci wszystko przygotować.”
,,Och, och um... właściwie Maria, Max tu jest...” Starała się być tak subtelna w swoim przesłaniu jak mogła, nie aby mówić jej aby nie przyjeżdżała, ale aby nie myślała że musi.
,,Max! Jak sobie radzi ten chłopak? Dlaczego do mnie nie zadzwonił? Zna mój numer! Nie mogę się doczekać, aby go zobaczyć, powiedz mu że go gorąco pozdrawiam.” Liz spojrzała na Maxa i zobaczyła uśmiech na jego twarzy. Oczywiście słyszał całą rozmowę. Wstał i przeszedł koło niej z komórką w ręku. Wyszeptał Isabel i Michael a ona potwierdziła skinieniem, zmartwiona tym, że Maria zabierała im ich cenny czas tylko we dwoje.
,,W każdym razie dziewczyno, Alex właśnie do mnie zadzwonił, dlatego dzwonię. Powiedział, że ma już swój bilet. Będzie z nami w czwartek wieczorem.” Wspaniale wszyscy przylecą wcześniej.
,,Świetnie.” Powiedziała bez entuzjazmu. Nie mogła się już doczekać spotkania z Alexem, ale to oznaczało że jej czas z Maxem był bardzo ograniczony.
,,Oki, więc widzimy się jutro.”
,,Nie ma problemu Maria. Och, właśnie uważaj na Jamiego. Wypytywał o Ciebie.”
,,Aaa, ten facet nie potrafi pojąc aluzji prawda?”
,,Chyba nie.”
,,Powiedziałaś mu że mam pracę i się przeprowadziłam?”
,,Tak, ale wydaje mi się, że myśli że wrócisz dla niego.”
,,Lepiej niech śni dalej. Nie będę niczyją niewolnicą. Ok skarbie muszę lecieć. Zadzwonię jutro jak przyjadę do Newport.”
,,Ok Maria, pa.” Uśmiechnęła się i rozłączyła, szczęśliwa z tego że mogła pogadać z Marią. Minął prawie tydzień od ich ostatniej rozmowy, przeważnie z tego powodu że była zajęta ale Liz tęskniła za jej głosem.
Weszła do salonu i zatrzymała się gdy usłyszała zły głos Maxa.
,,Wiem, że powiedziałem że zostaję tylko kilka dni, ale otwarcie jest w ten weekend, a mówiłem Ci przecież że będę tu na otwarciu. Zdecydowałem, że przyjadę wcześniej i zostanę, ponieważ nie ma sensu bez przerwy latać tam i z powrotem.”
Stała bez ruchu wiedząc, że nie rozmawia ani z Michaelem ani z Isabel takim tonem.
,,Nie Crissy, nie uważałem żeby to było konieczne. Mówiłem Ci że mam parę spraw do załatwienia. Słuchaj w razie czego zadzwonię. Masz swoją rodzinę, nie będziesz sama.” Otworzyła szeroko oczy, gdy zrozumiała o co chodzi w tej rozmowie. Christine była zła ponieważ nie chciała samotnie spędzać świąt. Ponieważ jej narzeczony poleciał na drugi koniec kraju do jakiejś jego koleżanki, której ona nigdy nie poznała i zostanie tam przez cały tydzień aby rozwiązać jakieś niewiadome dla niej sprawy. Liz musiała przyznać, że nawet ona byłaby zdenerwowana w takiej sytuacji.
,,Do widzenia.” Rozłączył się i głośno odetchnął, Liz lekko kaszlnęła aby dać o sobie znać.
,,Hej. Jak tam Michael i Isabel?” Uśmiechnęła się, starając się nie dać po sobie poznać, że słyszała jego rozmowę.
,,U nich wszystko oki. Będą tutaj w czwartek wieczorem.”
,,Super. Wszyscy będziemy tutaj i możemy zjeść wspólnie kolację przed oficjalnym otwarciem.”
,,Tak.”
,,Max?” Spojrzała na niego z pytaniem w oczach gdy spojrzał na nią, w jego oczach nadal czaiła się powaga. ,,Chciałeś coś powiedzieć wcześniej?”
,,Tak, chodźmy na sanki.
***************************************************************************
Wstrzymał oddech podczas zjazdu ze wzgórza na plastikowych sankach i poczuł mrowienie w brzuchu od lądowania.
,,Woah!” Liz krzyknęła i zamknęła oczy, kurczowo trzymając Maxa za ręce. Siedział za nią i uśmiechnął się próbując wyglądać na twardziela. Objął ją w pasie mocniej a policzek oparł o zagłębienie w jej szyi.
,,Zamknij oczy.”
,,Co?”
,,Zamknij oczy, będziesz się czuła jakbyś latała.” Spojrzała na niego ich twarze się stykały, jego policzki zrobiły się czerwone z powodu ich bliskości. Uśmiechnęła się, odwróciła i zamknęła oczy. Nadal spadali aż w końcu po małych wybojach wylądowali. Spadli z sanek i leżeli na sobie.
Zaczęli śmiać się tak głośno, że nie mogli podnieść się z ziemi. Max leżał na śniegu i próbował opanować napady śmiechu a Liz głowa wylądowała na jego brzuchu. Spojrzał na nią, całe policzki miała różowe od zimna, a usta błyszczące od pomadki.
,,To było wspaniałe.” Usłyszał jej szept. Uśmiechnął się z satysfakcją.
W końcu usiedli ale pozostali na śniegu przez kilka minut.
,,Max, czemu nigdy nie powiedziałeś mi o Christine?” Tego pytania się nie spodziewał, jego uśmiech zniknął. Skoncentrował wzrok na jej twarzy.
,,Powiedziałem Ci o niej. Mówiłem że jestem nią zainteresowany i że zaczęliśmy się spotykać.”
,,Powiedziałeś, że jesteście w czymś na kształt związku, nigdy nie powiedziałeś że się zakochałeś i jesteś gotowy na ślub.” Siedział w ciszy. Miała rację nigdy tego nie powiedział.
,,To skomplikowane.”
,,Jak skomplikowane?”
,,Słuchaj Liz... jakoś stworzyliśmy związek, z którego oboje myśleliśmy że będzie coś więcej. Dałbym sobie rękę uciąć że mogę z nią być.”
,,Ale...”
,,Było coś innego.”
,,Coś innego?”
,,Ktoś inny.”
,,Nie wydaje mi się że rozumiem.” Wreszcie wstał z ziemi i podniósł sanki. Sam nie był pewien co mówi. Czuł jak kręci mu się w głowie. Przeklinał siebie, że nie ma dość odwagi aby powiedzieć to co myśli.
,,Chodźmy na górkę.” Zaczął ciągnąc sanki pod górę. Liz szła za nim sfrustrowana.
,,Zmieniasz temat.”
,,Chciałem tylko jeszcze raz zjechać.”
,,Max.”
,,Co? Co Liz? Co chcesz abym Ci powiedział?” Zatrzymali się na szczycie góry. Odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Stali tak przez chwilę, zimny wiatr wdzierał się pomiędzy nich, patrzyli na siebie nawzajem z wyzwaniem w oczach.
,,Chcę abyś mi powiedział co się dzieje? Co czujesz? Czemu cała ta sytuacja wydaje się być taka ... dziwna?”
,,Nie wiem czy naprawdę chce Ci powiedzieć.” Rozszerzyła oczy ze zdumienia. Max czuł że Liz zaraz się wścieknie.
,,Co?! Od kiedy nie możesz mi czegoś powiedzieć? Nawet pomimo tego, że nie chciałam, powiedziałam Ci o Antonio, teraz powiedz mi o co chodzi. To zdecydowanie leży Ci na sercu Max, po prostu chcę Ci pomóc.”
,,To co chcę powiedzieć może wszystko zmienić.” Powiedział zanim zdążył pomyśleć, zacisnął szczękę chcąc odgryźć sobie język za otwieranie buzi. Jej twarz złagodniała gdy ponownie na niego spojrzała, w jej oczach było coś innego. Strach?
,,Co to jest? Po prostu to powiedz.” Stała przed nim ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Spojrzał w jej oczy, w oczy którym ufał i które podziwiał. Wiedział, że jeżeli nie powie tego teraz już nigdy tego nie zrobi.
,,Myślę, że jestem w Tobie zakochany Liz.” Zamarła, wyraz jej twarzy stał się nie do odgadnięcia. Max czekał na jakąś jej odpowiedź lub zrozumienie. Gdy nie otrzymał żadnej postawił sanki na śniegu i zjechał z pagórka. Nie wiedział co ma innego zrobić. Powiedział to. Liz wiedziała. Teraz kolejny ruch należał do niej. Na dole spojrzał na Liz stojącą na górze zdumioną i cichą.
Część 5 a
Drogę do domu spędzili w kompletnej ciszy. Liz nadal nie była w stanie ułożyć zdania. Szok był dla niej tak silny jak uderzenie w brzuch. Podobne uczucie do tego, gdy Max wyznał, że się zaręczył, chociaż to bardziej odczuła jako kopniak w brzuch, a zaręczyny jako cios.
Czuła panujące napięcie i nie podobało jej się to, lecz za każdym razem gdy chciała cos powiedzieć, nie wiedziała co i skupiała się extra mocno na drodze i na prowadzeniu.
,,Zjedź na bok.”
,,Co?” Zapytała i wróciła do rzeczywistości.
,,Zjedź na bok.” Zjechała na bok drogi i zauważyła po raz pierwszy, że przez cały dzień nie padał śnieg. Ostatnio padał wczoraj po południu. Nagle zaczęło śnieżyć. Max otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Szedł z rękami w kieszeniach i z głową nisko pochyloną w ochronie przed wiatrem.
,,Max, poczekaj.” Wyskoczyła z samochodu i poszła za nim, zdając sobie sprawę że są blisko klifu. Szła obok niego w kompletnej ciszy przez parę chwil.
,,Powiedz coś Liz, na miłość boską, powiedz coś.” Spojrzała w dół i głęboko westchnęła zastanawiając się co chce powiedzieć.
,,Nie wiem gdzie to nas zostawia i do czego zaprowadzi.”
,,Co masz na myśli?” Zatrzymał się i spojrzał na nią. Śnieg zaczął padać coraz mocniej i płatki pozostawały na jego rzęsach. Obserwowała je i spojrzała w jego oczy przepełnione nadzieją.
,,Mam na myśli to że nie wiem co Ci powiedzieć. Przyjeżdżasz tu i mówisz że się zaręczyłeś. Pokazujesz się po trzech latach nieobecności i wszystkie te rzeczy dzieją się w moim życiu, wszystkie te uczucia na raz, no i wreszcie teraz zrzucasz na mnie tą bombę i ja... ja po prostu nie wiem!”
,,Kochasz mnie?” Stała wmurowana, podczas gdy Max oczekiwał odpowiedzi.
,,Max, ja... jesteśmy przyjaciółmi od bardzo dawna....”
,,To nie jest to o co Cię pytałem. Pytałem czy mnie kochasz?”
,,Ja ... ja zawsze Cię kochałam, wiesz o tym ...”
,,To również nie jest to o czym myślę. Liz ty i ja...., jesteś mi bliższa niż ktokolwiek inny w moim życiu. Wiesz o mnie rzeczy, o których bym nikomu nie powiedział. Za każdym razem gdy jestem przy tobie ogarniają mnie te same uczucia. Strach, że nigdy nie będziesz czuła do mnie tego co ja czuję do Ciebie. Nie mogę z tym żyć.”
,,Max...”
,,Wiem że coś do mnie czujesz. Po prostu to wiem, wiem też że to jest głębsze niż przyjaźń. Liz moja pierwsza noc z kobietą była z tobą po balu. To wspomnienie mam ciągle w głowie. To co sobie uświadomiłem to to, że jestem w Tobie zakochany od tamtego czasu. Wiem, że miałaś związki, które źle się zakończyły, ale ja nigdy nie dałem Ci powodu, aby we mnie wątpić. Muszę wiedzieć czy to co czuję jest tylko jednostronne.” Wziął jej twarz w swoje ręce okryte rękawiczkami i odetchnął głęboko, para ogrzała skórę Liz.
,,Wiem, że kiedyś mnie kochałaś. Nie byłem wtedy gotowy. Zawsze sobie obiecywaliśmy, że zawsze będziemy mieć siebie nawzajem. Muszę wiedzieć czy to nadal jest prawda.”
Liz stała cicho po prostu wpatrując się w jego oczy, jej natomiast zaczęły napełniać się łzami.
,,Zamierzam Cię pocałować.” Powiedział a ona poczuła jak dreszcze przechodzą po jej ciele. Poczuła również znajome motyle w brzuchu z którymi ciągle walczyła.
,,Jeżeli nie chcesz abym to zrobił, karz mi przestać.” Spojrzał na nią ostrożnie lecz ona tylko na niego patrzyła, bez żadnej odpowiedzi na twarzy. Pochylił się bliżej, powoli, dając jej czas na zmianę decyzji.
Poczuła jak jej ciało sztywnieje, gdy stanął przed nią. Zamknęła oczy i poczuła jego chłodne wargi na swoich. Westchnęła i całe napięcie uleciało z niej, gdy rozgrzało ją znajome ciepło jego warg. Uśmiechnęła się gdy poczuła na jego wargach topniejące płatki śniegu. Nie chciała tego przed sobą przyznać. Przez wszystkie te lata nie mogła się zobowiązać wobec żadnego mężczyzny. Teraz wiedziała czemu. Zawsze była zakochana w innym mężczyźnie. Maxie Evansie.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 27 guests