Wbrew Jego Woli
Posted: Mon Apr 17, 2006 7:53 pm
Wbrew Jego Woli
Autor: Athaya
Ostrzeżenie: Żółty trójkącik ze względu na drastyczne sceny, które mogą się pojawić
Zaprzeczenie: Nie posiadam praw do serialu Roswell ani w ogóle do wszystkiego - oprócz samego pomysłu.
Streszczenie: Przeznaczeniem Tess jest Zan. I Nasedo wydawało się, że wyjaśnił swojej podopiecznej wszystko bardzo dokładnie i jasno. Ale czy dziewczyna na pewno postępuje według nakazu? Czy powrót na Ziemię coś zmieni? Czy Max jej wybaczy?
NA: Wszystko, co do tej pory wydarzyło się w serialu z kilkoma różnicami. Mam cichutką nadzieję, że pomysł się choć trochę spodoba. Miłego czytania. Mam tylko nadzieję, że wybrała dobry dział...
Prolog
- Więc moim przeznaczeniem jest Zan z Antaru?
- Tak
Młodziutka blond włosa dziewczyna spuściła głowę by jej znienawidzony opiekun nie zobaczył łez, które cisnęły się jej do oczu. Przez tyle lat nie chciał pisnąć nawet słówka o tym, kim jest i skąd ona się wzięła. Doskonale zadawała sobie sprawę ze swoich kosmicznych umiejętności - ale to? Nie potrafiła nawet objąć umysłem swojej odmienności, a co dopiero myśleć o jakimś Zanie, któremu była przeznaczona. Nasedo dał jej zbyt mało czasu by mogła zrozumieć lub pojąć cokolwiek! Wszystko się w niej buntowało na myśl o tym.
- Dlaczego płaczesz Tess? Powinnaś się cieszyć, że odnalazłem twoją jedyną rodzinę
- To łzy szczęścia, Nasedo
Nie mogła uwierzyć, że po raz pierwszy w życiu okłamała Nasedo. To były łzy rozpaczy, a nie łzy szczęścia. Już wszystko było tak dobrze tutaj w Vancouver! Nie mogła mu tego przebaczyć. Nie chciała! Nic nie mówiąc odwróciła się na pięcie i wybiegła z domu. Chciała się znaleźć jak najdalej stąd i nigdy się nie dowiedzieć.
Pragnęła umrzeć.
Pokonała strome zbocze i znalazła się w ślicznym zakątku nad huczącą rzeką, której nazwy nie znała. Wiedziała, że kiedyś się wyprowadzą, więc nie pytała ani nie poznawała niczego co napotkała na drodze. Nie miała kolegów i koleżanek, a w szkole stroniła od ludzi więc uznano ją za dziwaka. Nie chciała tego, ale jeśli miała uchronić siebie i ich przed prawdą musiała tak postępować. Tak bardzo ją to bolało. Stanęła tuż nad brzegiem i wpatrywała się w spieniony wir tam w dole. Przetarła oczy i westchnęła ciężko zastanawiając się co teraz ma zrobić ze swoim popapranym życiem. Do Nasedo nie wróci i to z całą pewnością. Nadal wpatrując się w obiecującą toń zrobiła jeszcze jeden krok do przodu rozważając wszystkie za i przeciw tego czynu.
- Nie jestem człowiekiem więc nie należę do tej planety
Krok drugi.
- Nikt mnie nie kocha, a ja nie chcę pokochać Zana
Krok trzeci.
- Nie potrafiłam bym...
Krawędź.
- Już nie chcę żyć
Niczym ptak, który rozpoczyna naukę latania, Tess rozłożyła szeroko dłonie i przechyliła się do przodu. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się myśląc o niebie i Bogu, którego za chwilę spotka. Może On wszystko jej wyjaśni.
- Żegnaj, Ziemio
Drobne kropelki wody z czułością odbijały się od jej twarzy gdy pochylała się ku śmierci, ale nie bała się wcale. Gwałtowny podmuch wiatru wypchnął ją do tyłu i omal nie upadła gdyby nie... Dziko waląc nogami próbowała się uwolnić w kleszczy uścisku, w którym tak niespodziewanie się znalazła. To zapewne Nasedo ją odnalazł i teraz ją ukarze. Ramiona opadły, a mięśnie rozluźniły. Zrezygnowana Tess otworzyła oczy i czekała na naganę. To nie był Nasedo.
- Ty nie jesteś Nasedo
- Czyś ty zwariowała kobieto! Co ci strzeliło do głowy by stać na krawędzi Diabelskiego Wiru!
Przymknęła oczy bojąc się je znów otworzyć. Za wszelką cenę chciałaby być teraz w domu i nigdy, przenigdy się tutaj znaleźć! Poznała nazwę miejsca.
Przekleństwo!
- Odpowiadaj!
Z ogromnym trudem podniosła oczy i napotkała jego - bo to był mężczyzna – wściekły wzrok. W jednej sekundzie poczuła jakby świat stanął w oczekiwaniu na to, co wydarzy się za chwilę. Wprost nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Nie chciała. To tak, jakby ktoś nią manipulował...
Byli tylko oni.
- Nie wolno mi z tobą rozmawiać
- Ja ci tu ratuję życie, a ty mówisz, że nie możesz ze mną rozmawiać?! Jesteś dziwna, wiesz?
- Wiem
Usadził ją na ziemi i objął jej twarz w swe ciepłe dłonie. Tess nie miała pojęcia co ma w tej chwili zrobić i zdecydowała się pozostać w tej pozycji. Czekała ze strachem co on uczyni w następnej chwili, a przez głowę przelatywały jej tysięczne myśli co też ma powiedzieć. W tej jednej sprawie odczuwała jedynie pustkę. Żadna mądra propozycja nie przyszła jej do głowy, a i on się nie odzywał. Jedynie patrzyli sobie w oczy i siedzieli na zimnej rozmokłej ziemi tuż obok Diabelskiego Wiru. Po raz pierwszy w życiu ta jedna chwila wydawała się jej najszczęśliwszą i najbardziej magiczną.
- Więc odpowiesz mi dlaczego chciałaś odfrunąć chociaż nie należysz do rodziny pierzastych?
- N-Nie. Nie mogę ci powiedzieć
- A możesz mi zdradzić swoje imię?
Otworzyła oczy i zerwała się ze swego miejsca. Chciała krzyknąć jego imię lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jej gardła rozejrzała się tylko dookoła i westchnęła cichutko. Znów próbowała usnąć choć nie wolno jej było i znów to wspomnienie. On był jej przekleństwem, którego nie potrafiła wymazać ze swej pamięci, nie chciała wymazać. Teraz prawie po trzech latach udręki on „wrócił” więc pozwoliła sobie płakać... Płakać nad swym przeklętym losem, który mógłby być zupełnie inny gdyby zgodziła się uciec z nim. Jednakże głupia nie zrobiła tego!
Wyjechała z Vancouver jeszcze tej samej nocy wiedząc, że nigdy już nie spojrzy mu w oczy. Zresztą i tak nie miała by tej śmiałości bo przecież znikła tak nagle i niespodziewanie. Nigdy by jej nie wybaczył. Widziała tego mężczyznę ledwie kilka chwil, a już go pokochała. I dlatego miała nieodparte wrażenie, że wszystkie wydarzenia potoczyły się tak a nie inaczej. Przede wszystkim Max. Nie potrafiła zrobić tego, co nakazał jej Nasedo. Na samą myśl brało ją obrzydzenie i przez to wszystko się tak straszliwie poplątało. A jedyny winny temu wszystkiemu był Nasedo, który dzięki Bogu już nie istniał.
Teraz była szansa by wszystko naprawić i oczyścić sumienie udręczone straszliwą torturą tajemnicy. Nienawidziła siebie za to, ale dopiero gdy Nasedo umarł poczuła nagle jakby pęta z niej opadły i wreszcie Tess była wolna. Miała jedynie nadzieję, że Max i Liz jej wybaczą, a jeśli nie - to po prostu odjedzie wyjaśniwszy swoją wersję zdarzeń, pomijając tę sprzed trzech lat i zniknie z życia Królewskiej Czwórki by nigdy więcej się nie pojawić. Będą wolni i szczęśliwi. A Tess Harding na wieki zniknie z powierzchni ziemi.
Uśmiechnęła się.
Przygotowała się do dekompresji i w napięciu oczekiwała, aż znajdzie się na Ziemi. Ciche brzęczenie maszyn dziwnie uspakajało więc pozwoliła sobie na sen. I nagle całym statkiem zatrzęsło silnie. Oh! Co się dzieje?! Nie mogła już wyjść z komory dekompresyjnej więc wcisnęła się w jej najmniejszy kącik by przeczekać to, co nadejdzie i dlaczego cały statek zrobił się taki gorący! Osunęła się mimo woli na środek z dala od ścian zastanawiając się o co może chodzić. Nie minęła nawet minuta gdy Tess poczuła straszny wstrząs i nagle wszystko się zakotłowało. A potem była już tylko ciemność...
CDN