Sen o mojej córce - traitor na Święta
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Sen o mojej córce - traitor na Święta
SEN O MOJEJ CÓRCE
Streszczenie: Słowa kochającego ojca o córce.
Spoilery: żadnych, długie lata po "Graduation". Nie jest to crossover. CZYSTE Roswell.
Nie posiadam żadnych praw do Roswell, tylko moją własną wyobraźnię. Och, i jeszcze Khivara na własność
Taka świąteczna opowieść, gdy za oknem prószył śnieg późno nocą… Dla Justyny, za to, że ciosała kołki na mojej upartej głowie
Floryda, 2020
Właściwie to nie pamiętam, kiedy zaczęły się te sny. Pamiętam jedynie moment, w którym uświadomiłem sobie, czym są. Głosem mojej córki.
Wstrząsająca małym miasteczkiem akcja wojska w końcu minęła, zachowując się w pamięci mieszkańców jako jedna wielka sensacyjna plotka. Nie wybaczyłem nigdy, że wojsko zrobiło z mojej ukochanej córki poszukiwaną na skalę światową złodziejkę, morderczynię i terrorystkę. Oskarżyli Liz, Maxa, Michaela i Isabel o tragiczne wydarzenia w bazie. Ale może tak było lepiej. Jej niezwykłość w świecie ludzi nie tyle oznacza śmierć, co marzenie, pragnienie śmierci… Ludzie chcieli zrobić jej okrutne rzeczy. Nadal zapewne chcą. Nie mogę jej winić za odejście. Chciała chronić swoich bliskich, tych których kochała. A ja mogę być jedynie dumny, że tak ją wychowałem. Moja mała córeczka dorosła i kieruje się sercem. Z całego swojego, podobnie jak i Nancy, życzę jej, by czynienie dobra dla ludzi razem z Maxem, uczyniło ją szczęśliwą. Tego jej życzymy. Szczęścia w życiu. Już nie sukcesów na Harvardzie, ale po prostu zwyczajnego szczęścia w jej pełnym zakrętów życiu.
Nancy nigdy nie miała żadnego snu i wiem, że to ją boli. Ale pogodziła się z tym. To właśnie ona tak zaciekle tropiła wszelkie ślady i powiązania. Sobie nawzajem więc zawdzięczamy jedyny kontakt, wieści o naszej ukochanej córce, jakie mamy…
Pamiętam jak wczoraj… przyszła rano do sypialni podekscytowana niczym nastolatka i położyła mi gazetę na kolanach. Zaintrygowany podniosłem ją, ale nie znalazłem nic ciekawego. Pokazała mi jakieś zdjęcie palcem.
Napis brzmiał… teraz nawet nie pamiętam, co tam było napisane. Coś o niespodziewanej komecie przelatującej przez system słoneczny, wiosną zeszłego roku, dokładnie w czasie, kiedy Liz i Max zniknęli, kiedy zaczęły się te niezwykłe sny. I ten obrazek… to była ta gwiazda, ta lśniąca kula, którą widziałem za każdym razem we śnie. Artykuł opisywał niezwykłe zjawisko rozszczepienia komety na pięć regularnych, niemal identycznych obiektów. Naukowcy wciąż próbowali zrozumieć naturę zjawiska. Ale ja i Nancy wiedzieliśmy.
Max i Liz odeszli na Antar. Obrazy, których pełne były moje niezwykłe sny, były obrazami Antaru… Już mnie tak nie przerażają. Chociaż kiedy zobaczyłem wodę czerwoną niczym krew po raz pierwszy, jedyne, czego pragnąłem, to po prostu obudzić się i zapomnieć.
Ale chociaż sny były napełnione obrazami, wrażeniami, emocjami, nie niosły i nie niosą ze sobą żadnej informacji. Może celowo, może niecelowo. Nie wiem.
Każdej Wigilii zapalamy jedną świeczkę z Nancy, w intencji Liz i jej nowej rodziny. Za każdym razem świeczka płonęła jasno, spokojnie, pocieszająco… Po ostatnią roztopioną kroplę wosku. Aż nadeszła jedna straszliwa Wigilia roku 2014…
Świeczka zgasła. Nie chciała się palić. Pamiętam, z jaką obawą kładłem głowę na poduszce. Nancy delikatnie, pocieszająco pocałowała mnie na dobranoc… ale wiedziałem, że przecież nie zasnęła. Jak ja. Nie mogłem. Zbytnio się bałem.
Zasnąłem następnego popołudniu, przypadkiem, na fotelu… Ale sen nie nadszedł. Płakaliśmy z Nancy jak dzieci, pełni najczarniejszych przypuszczeń. Żaden sen nie nadszedł wówczas. Ani potem.
Latem 2015 Ziemię obiegła "sensacyjna" wieść o obcych przybyszach z kosmosu… Baliśmy się, że wojsko nie da nam spokoju. Ale jakby wszystko ucichło. Jakby ktoś nas chronił. Dawało to znikomą nadzieję, że jednak… nawet jeśli malała z każdym rokiem ciszy, braku kontaktu, snów, czegokolwiek. Te obce istoty, kimkolwiek były, nie zwróciły nam z powrotem naszego ukochanego dziecka.
Teraz, po 5 latach kontaktów z nimi, mają nawet ambasadę na Ziemi! Ludzie i kontakty dyplomatyczne z Obcymi - nigdy się tego nie spodziewaliśmy z Nancy, zwłaszcza kiedy czytaliśmy dziennik Liz. Fragmenty o Wydziale Specjalnym, Skórach usiłujących go reaktywować, o Obcych przejmujących i kontrolujących ciało Brody'ego… Przez lata było o czym rozmyślać. Czego żałować. Żałowaliśmy gorzko, iż ulegliśmy prośbie Liz i zniszczyliśmy jej dziennik. To była tak naprawdę jedyna rzecz, łącząca nas z jej prawdziwym życiem, z jej uczuciami, troskami, nadziejami, marzeniami…
Dlatego tu właśnie jestem. By naprawić ten błąd i zdobyć coś, co należało kiedyś do Liz. Talizman Obcych, czarno-srebrny na zwyczajnym rzemyku. Zaginął przed odlotem Tess. Zanim tyle spraw stało się bolesne… wręcz pewien symbol.
Pół roku temu został znaleziony w skarbcu Brody'ego. Znalazła go córka, która przejęła spadek po ojcu. Ta sama, którą wyleczył Max. Koło historii zamyka się. I dzisiaj wieczorem, w tym domu aukcyjnym pod młotek pójdzie większość zbiorów Brody'ego.
Stoję przed gablotą i spoglądam na drobiazg, na tę wątłą nić łączącą mnie z losem córki. Przestałem śnić o niej. Żaden obraz nie pojawił się od tamtego czasu, od tamtej smutnej Wigilii. Wciąż zapalamy z Nancy świeczkę… pali się do końca. Ale tamta, której płomień zgasnął… Nancy nie mówi niczego, ale co roku widzę w jej oczach tę samą obawę - by kolejna nie zgasła. Siedzimy zawsze przy jej świetle, aż się roztopi zupełnie, jakbyśmy byli przekonani, iż bez naszej troski, obecności i pieczy, płomień zachwieje się i zniknie.
Minuty mijają nieznośnie powoli. Nadal stoję przed gablotką, wpatrując się w wisiorek, błagając go w duchu, by zwrócił mi martwą córkę.
"Kolejna, dziwna, tak nieciekawa rzecz…" melodyjny głos jakiejś kobiety wytrąca mnie z transu. Patrzę mimo to zahipnotyzowany jak dwóch ochroniarzy otwiera gablotę i przenosi bezcenny dla mnie eksponat na podium. Rozpoczyna się licytacja.
Unoszę dłoń raz za razem, stawka ciągle się podnosi, zainteresowanych jest dużo. Z nieznacznym lękiem obserwuję rosnącą cenę. Przyznaję, że Nancy nic nie wie o dzisiejszym wieczorze… Ale mamy duże oszczędności. Jeśli trzeba będzie wydać je do ostatniego centa, żeby zdobyć ten drobiazg, tak się stanie. Wiem, że zgodziłaby się ze mną. Ale nie miałem ani czasu ani okazji jej zawiadomić. Nawet w dwudziestym pierwszym wieku, jeśli człowiek znajduje się w oddalonym od cywilizacji zakątku świata, mogą wyniknąć problemy z komunikacją.
"Niepotrzebnie się pan stara kupić ten drobiazg.. Nawet za wszelkie pieniądze tej planety."
Odwracam się i patrzę uważnie na kobietę. Wydaje się na pierwszy rzut oka ładną, młodą kobietą... Ale coś w jej twarzy, oczach wskazuje na ogromne życiowe doświadczenie i wiek znacznie przekraczający młodzieńczy wygląd. Zmiennokształtna.
Unoszę znów dłoń. Zostaje czwórka licytujących, w tym ja.
"Dlaczego tak pani uważa?"
Uśmiecha się łagodnie.
"Po prostu nie sądzę, by dysponował pan równie wielką fortuną i możliwościami, co Jego Królewska Wysokość."
Spoglądam na nią w zaskoczeniu.
"Ten drobiazg pochodzi z Antaru."
Serce na chwilę zamiera mi w piersi. Khivar chce ten wisiorek? Dobry Boże…
Cena rośnie, znów unoszę dłoń. Sto tysięcy i nadal jest nas czworo. Który z nich jest wysłannikiem mojego największego koszmaru?
"Nieważne, ile by to kosztowało, wisiorek ma powędrować na najwspanialszą planetę naszego systemu… niestety nie moją." śmieje się dźwięcznie "Jestem Alyssa, ambasador Jego Wysokości Lareka IV na Ziemi. I niestety za chwilę będę tym złoczyńcem, który ukradnie panu wisiorek dosłownie sprzed nosa."
Przełykam. Ciężko.
"Naprawdę mi przykro..." mówi z wyraźnym współczuciem "Otrzymałam wyraźne polecenie zdobycia tego wisiorka, za wszelka cenę."
Cena nagle skacze do ćwierć miliona. Wzdycham. Takiej sumy nie mam. Za to Alyssa podnosi pewnie dłoń. Khivar po raz kolejny odebrał mi moje sny.
Po minucie cena oscyluje wokół sześciuset. Zostaje dwójka - Alyssa i jakiś mężczyzna o zupełnie posiwiałych włosach i w ciemnych okularach. Oboje mają bardzo zdecydowane wyrazy twarzy.
Wręcz powiedziałbym, że identyczne w swym uporze. Prawdopodobnie inny kosmita. Jakby Alyssy nie było dość…
"Dlaczego władca Antaru nie wysłał swoich ludzi? Dlaczego akurat pani..?"
Potrząsa głową z uśmiechem.
"Ponieważ są osoby zdolne zmusić zmiennokształtnego Antarianina do całkowitego posłuszeństwa. I wierzymy, że również pragną tego drobiazgu…" zerka z niechęcią na mężczyznę, który wciąż regularnie jak w zegarku podnosi dłoń albo podaje nową ceną na równi z nią samą "Więc zwrócono się do nas…"
"Taki drobiazg, a tyle emocji budzi."
"Prędzej osoba, dla której jest przeznaczony." rzuca niemal przypadkowo, przyglądając się swojemu rywalowi z coraz bardziej zmarszczonymi brwiami "To prezent od męża dla żony."
"Nic dziwnego, że tak ważne jest zdobycie tego wisiorka." mówię uprzejmie, chociaż w środku wszystko wykręca mi się jak na diabelskim młynie. Mam tylko nadzieję, że w moim głosie nie słychać obrzydzenia. Więc nie tylko stracę ten drobiazg na rzecz Khivara, stracę go na rzecz Tess. Czyż nie za wiele już straciliśmy przez nią? I teraz chce mnie pozbawić, nawet jej wspomnienia? Czy nie za wiele już straciliśmy przez nią? I teraz chce mnie pozbawić nawet jej wspomnienia?
"Królowa spodziewa się dziecka i Jego Wysokość chce sprawić przyjemność żonie."
Nie wiedziałem, że zwyczajne słowa mogą tak boleć.
"Na Antarze wieść o ciąży królowej została przyjęta niemal jak święto narodowe. Dopiero teraz naprawdę zniknęła groźba ponownej wojny. Wszyscy się bardzo cieszymy, szczególnie, iż nikt praktycznie nie dawał szans temu małżeństwu…" wzdycha, zapewne z powodu ceny… przekroczyła dwa miliony dolarów. Mężczyzna nie rezygnuje, a ona zapewne gdyby zaszła taka konieczność, dałaby miliardy za wisiorek. Khivara zapłaciłby z całą pewnością. W końcu to dla kobiety, która odegnała największą groźbę jego rządów. I zdradziła poprzedniego męża. Lepiej o nią dbać i spełniać jej zachcianki, myślę z ironią.
Cena rośnie. Powoli. Alyssa i mężczyzna ciągle podbijają nawzajem własne propozycje. Widać, że żadne z nich nie chce ustąpić, napięcie zaczyna być odczuwalne przez innych gości aukcji.
"On zaczyna mnie naprawdę irytować." Alyssa niecierpliwie podnosi po raz kolejny dłoń "Zrezygnował kiedyś i teraz upiera się jak wariat… Naprawdę nic dziwnego, że po takim pierwszym mężu Khivarowi trudno było dojść do porozumienia z żoną. Och, niech tylko się dowie, że Zan chciał go przelicytować…" mruczy groźnie, a mnie żołądek podchodzi do gardła. Wyraźna sympatia ambasador dla Tess nagle wydaje mi się podejrzana. I Zan? Patrzę jeszcze raz na mężczyznę. Nie przypomina wcale Maxa… prawdopodobnie bał się pojawić osobiście. Zabiłbym go.
"Hm, ale chyba nie było takich problemów… w końcu od rozstania Avy i Zana minęło wiele lat, przez dekadę było formalnie uznawana za zmarłą…" mówię niemal obojętnie, chociaż kiedy lata temu przyśnił mi się obraz dwóch charakterystycznych blondynek żywych, razem, w jednym miejscu, przeklinałem Maxa jak nigdy wcześniej "To naprawdę dziwne, że Zan chce ten wisiorek. I to za taką cenę…"
Alyssa obraca się gwałtownie w moją stronę.
"To nie reinkarnacja Avy jest żoną Jego Wysokości." znów unosi dłoń "Kiedy pierwsza królowa została uznana za zmarłą, Zan ożenił się po raz drugi, z Ziemianką, lecz niezmiernie wyjątkową. Nawet jej ludzkie imię tutaj było imieniem wielkiej królowej... Kiedy w 2012 roku pojawiła się ponownie Ava, znana jako Tess Harding, małżeństwo stało się oczywiście nieważne. Ale Elizabeth wciąż była królową, to ona, nie Tess-Ava, miała w sobie odbicie królewskiej pieczęci, ona utworzyła związek z nosicielem pieczęci. Więc wrócili na Antar, by uregulować zarówno polityczny, jak i prywatny ambaras…" cena dochodzi do 30 milionów, Alyssa unosi dłoń… a ja stoję jak skamieniały "Tymczasem mieszkańcy całego systemu byli już wycieńczeni i zmęczeni wojnami domowymi." mówi smutno "Ponad 70 lat walki domowej, każdy z każdym. Więc desperacko wszyscy szukali czegoś, co by pogodziło zwaśnione frakcje. Khivar dał konieczne reformy bez buntów, ale nie mógł liczyć na posłuszeństwo konieczne dla króla - to daje pieczęć, którą ma Zan… i Elizabeth. W 2013 roku grupa przyleciała na Antar. Z początku niezauważona… Ale potem zamieszki były tak krwawe, że nawet Zana obudziły z jego manii uczynienia Elizabeth swoją legalną żoną. Argument, że Elizabeth ma część pieczęci, zamiast mu pomóc, sprawił kłopoty."
"Została żoną Khivara?" pytam się oszołomiony. To nie ma sensu. Zupełnie!
"Nie tak szybko… Nie wiadomo, kto rzucił myśl o politycznym małżeństwie. Pojawiła się..."Alyssa zgrzyta zębami "Zan się zgodził. Elizabeth nie. Nie wiem, co on sobie myślał, że to na parę lat? Nie wiedział? Siłą złamano małżeńską więź między nimi. To coś gorszego dla kobiety niż gwałt umysłu… Ratując swój rozum, utraciła swoje ziemskie wspomnienia. Zapłaciła straszliwą cenę, ale kiedy w kilka tygodni po ślubie mimo wszystko więź została scementowana miedzy nowym królem a Elizabeth, cały Antar zarówno dziękował jej, jak i w duchu gorąco współczuł. To naprawdę straszliwa cena. Elizabeth jest bardzo kochana na Antarze, bo to właściwie ona jest monarchinią, a Khivar królem małżonkiem, ale nie słyszałam by chociaż raz użyła przymusu wobec kogokolwiek! Jej słowo jest i tak świętością. Jak nikt inny nauczyła, że liczy się serce... przede wszystkim. W 2015 roku fakty były koszmarem. Ale mimo to dwoje istot zmuszonych do dzielenia intymnej więzi, chociaż byli dla siebie obcymi i największymi wrogami, chciało z całego serca końca wojny i odbudowania rasy i zniszczonej planety…"
"Udało im się." mówię cicho.
"Nie tylko to. Doprowadzili też do pokoju w całym systemie. Wszystko zapoczątkowało poświęcenie jednej kobiety, która udowodniła, że kiedy nawet wszystko się traci prócz serca, to wystarczy. Teraz, po 5 latach, Antar znów rozkwita, a królowa spodziewa się dziecka…"
"Oczywiście z Khivarem?" pytam sucho. Zostanę dziadkiem...
"Oczywiście!" śmieje się dźwięcznie, ani na chwilę nie przerywając licytacji "Wbrew takiemu początkowi, kochają się. Lecz Jego Wysokość boleje nad ceną, jaką musiała zapłacić królowa. Pamięć to nie tylko fakty, to przede wszystkim uczucia z nimi związane. Nikt nigdy nie powiedział, kim była na Ziemi, nie mają najmniejszej wskazówki. Ale świadkowie sprzed złamania więzi twierdzili, że ten wisiorek symbolizuje dla niej dobre, szczęśliwe czasy. Jej dom rodzinny. Więc Khivar pragnie podarować go żonie w nadziei, że chociaż częściowo uśmierzy ból braku korzeni, utraty rodziny. I oczywiście zlecił prześledzenie historii wisiorka… Nie jest to łatwe, bo Zan pozacierał ślady. Ale pewnego dnia… wszyscy mamy nadzieję, że królowa odzyska utracone sny i wspomnienia. Oddała je Antarowi, Antarianom. Kto to wie. Może ten drobiazg przywróci je do życia…" Alyssa mówi niemal z czułością w głosie, jednocześnie bezwzględnie licytując dalej.
Delikatnie zatrzymuję jej dłoń przy kolejnej cenie. Moja własna drży, głos się łamie. Ale mimo to zdołam jakoś spytać.
"Czy Elizabeth ma brązowe oczy i włosy, a jej mocą jest komunikowanie się z innymi przewidywanie przyszłości?"
Alyssa gapi się na mnie nagle niezmiernie uważnie.
"Tylko bliscy wiedzą o tej drugiej umiejętności… Znał ją pan?" szepcze niemal w świętym zdumieniu "Kiedy? Wie pan o tak osobistej rzeczy…"
Wisiorek zostaje zlicytowany i wędruje do mężczyzny, ale Alyssa zdaje się nie zauważać tego, wpatrzona we mnie zszokowanym wzrokiem.
"Elizabeth Claudia Parker… jedyne, ukochane dziecko, o którym myśleliśmy na zawsze, że je straciliśmy…" mój głos to niemal szloch "Że umarła 5 lat temu…" spoglądam w stronę mężczyzny, obracającego talizman z niemal nabożną czcią. Unosi nagle dłoń, zdejmuje okulary. W bursztynowych oczach lśnią łzy, a mnie zasycha w gardle. Max.
Koniec
Khm... a więc tak. Czy chcę pisać to dalej? Nie wiem, szczerze mówiąc i niczego nie obiecuję. Ostatnio cięrpię na wybitny brak weny, i na coraz mneij czasu. Sesja Zna ktoś to okropne słowo?
Cóż, jeśli ktoś lubi traitorki, to mogę was pocieszyć, że jestem w połowie pisania Deja vu, które zostanie także przetłumaczone Pamięta ktoś pewne wyzwanie traitor, które sobie zarezerwowałam? Oczywiście akcja dzieje się tuż po TEOTW Jestem beznadziejna... Powinni mi nadać rangę Krecik zakochany w pomysłach z TEOTW
Na Komnacie wstawiłam Prolog, aby podręczyć sępiki i narobić im smaku. Wystawić tutaj? Nei chciałabym, żeby opowiadanie spotkał ten sam los, co Winę
Pożyteczna, to nie wiem Ale mnie potem dziwnie się patrzyło na świece na wigiljnym stole...maddie wrote:Nie ma to jak pożyteczna i wzruszająca lekturka w gardle.
Cóż, jeśli ktoś lubi traitorki, to mogę was pocieszyć, że jestem w połowie pisania Deja vu, które zostanie także przetłumaczone Pamięta ktoś pewne wyzwanie traitor, które sobie zarezerwowałam? Oczywiście akcja dzieje się tuż po TEOTW Jestem beznadziejna... Powinni mi nadać rangę Krecik zakochany w pomysłach z TEOTW
Na Komnacie wstawiłam Prolog, aby podręczyć sępiki i narobić im smaku. Wystawić tutaj? Nei chciałabym, żeby opowiadanie spotkał ten sam los, co Winę
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 9 guests