X5-450 Uśpiona
Posted: Mon Jun 20, 2005 7:20 pm
X5-450 Uśpiona
Autor: Athaya
Kategoria: X- Tremer
Miejsce: Nowa Zelandia/Seattle
Oszacowanie: R- tak dla pewności bo nie wiem dokładnie co z tego wyjdzie.
Zaprzeczenie: Nie posiadam praw do serialu Dark Angel.
Streszczenie: Nie ma Roswell. W tajnym laboratorium grupa naukowców w dziedzinie „genetyki człowieka” pracowała nad stworzeniem nadludzi żołnierzy. Potrzebowali do tego projektu kilkanaście chętnych kobiet, które zgodziły by się urodzić zmutowane genetycznie dziecko bez wnikania w szczegóły projektu. Odzew był spory, wszystko było na najlepszej drodze do spełnienia się marzeń. Istniała jednak osoba, która zrozumiała do czego jest potrzebne im jej dziecko i uciekła by chronić to nowe życie...
Rozdział – 1
Dźwięk starego dzwonu na wierzy kościelnej wbijał się w jej mózg dając świadomość, że ukochana babcia już nigdy nie spojrzy na nią łagodnym wzrokiem czy też uśmiechnie by pokazać nowy sposób leczenia. Głuchy odgłos ziemi uderzającej o wieko prostej trumny wywoływał kolejną nie powstrzymaną falę łez. Nie przytuli. Stała samotnie na wniesieniu i płakała nad jej duszą i samą sobą. Umarła. Wielki groźny pastor stojący po drugiej stronie niewielkiej trumny z monotonią odprawiał ostatnią pożegnalną modlitwę nie okazując dziewczynie ani krzty współczucia. Po niedługiej chwili zatrzasną modlitewnik i nic nie mówiąc natychmiast się oddalił pozostawiając drobną postać zupełnie samą jakby obawiał się, że żuci na niego czar.
Nem uniosła głowę i poprzez łzy obserwowała jak ksiądz odchodzi wcale się z nią nie żegnając. Nie usłyszała ani jednego słowa pocieszenia. To bardzo bolało i nigdy nie mogła się przyzwyczaić. Również świadomość, że jest wnuczką wiedźmy nie napawała optymizmem. Po raz ostatni uklękła przy niewielkiej kupce kamieni i przesłała całusa babci Arkres. Uciekła nie chcąc dłużej oglądać znienawidzonego miasta rysującego się tam w dolinie. Postanowiła wtedy nigdy już nie pokazywać się ludziom na oczy. Unikać ich.
Była wiedźmą jak sądzili mieszkańcy więc wszyscy jej się bali tak jak babci, ale jeśli lekarz zawodził to chory przychodził mimo wszystko. Napiętnowana potrafiła pomóc nie rzadko lepiej niż lekarz. Nienawidziła ich za to. Zacisnęła pięści w niepohamowanej złości i ledwo powstrzymała się od wypowiedzenia słów przekleństwa
Podwinęła wysoko suknię i popędziła do starej chaty by zagłębić się w czarodziejskie księgi. Duma nie pozwalała Nem opuścić się w nauce. Po kilku minutach znalazła się w czeluści chaty lecz nie bała się ani trochę ponieważ znała niemal każdy zakamarek tego pięknego miejsca oczywiście poza pracownią babci. Wchodzenie tam było jej surowo zabronione, ale dziś... Jeśli babcia umarła to teraz ona ma prawo korzystać z tego pokoju.
Serce biło jej jak szalone kiedy stanęła przed wielkimi starymi drzwiami, powolutku wyciągnęła dłoń i nacisnęła mosiężną klamkę, która ustąpiła ze złowieszczym zgrzytem.
Otwarła drzwi wpuszczając snop światła do dusznego pomieszczenia. Zdziwienie nie miało granic w chwili gdy zobaczyła te wszystkie cuda...
Bum, bum, bum!
Ten dźwięk sprawił, że Nem podskoczyła z krzykiem. Obejrzała się za siebie, a potem szybko zamknęła drzwi do „tajemniczego pokoju” . Następnie spokojnie podeszła do drzwi i otwarła pewna, że ma pierwszego pacjenta... To był burmistrz miasta, który natychmiast brutalnie wywlókł ją z chaty i wepchną miedzy rozjuszony tłum
- To uczennica starej Arkres! Wiedźma! – Krzykną ktoś
- Wiedźma! Spalić ją! Ukamienować – Podchwycił rozjuszony tłum
- Babcia ratowała wasze życie!! Nie jestem wiedźmą! Babcia nic wam nie zrobiła! Aaa!
Pierwszy kamień trafił ją w skroń po nim następne również boleśnie raniły ciało. Upadła na kolana chcąc jeszcze się bronić. Nie było litości. Wkrótce potem straciła przytomność kto wie czy nawet nie życie. Mieszkańcy wioski woleli nie sprawdzać bojąc się licha, które mogło żyć w biednej dziewczynie. Natychmiast odeszli pozostawiając ciało bez pochówku tak jak na to zasługiwała wiedźma.
***
Nie wiedział gdzie się znajduje i jak tu trafił. Ten cholerny las utrudniał mu dostanie się do jakiegokolwiek cywilizowanego miasta i cała ta sytuacja zaczynała go wpieniać. Obracał się dookoła siebie próbując za wszelką cenę znaleźć jakiś punkt zaczepienia i nic.
Cholera by to wzięła! Zrobił wielki błąd godząc się na wyprawę tutaj, ale już nie było odwrotu. Nawet nie było możliwości wydostania się stąd! Pięknie. Umrze na pustkowiu i nikt nie będzie wiedział gdzie jest.
- Cudownie... – Mruknął jakby w odpowiedzi do swych myśli. – Nowa Zelandia, a czuje się jakbym cofnął się co najmniej do średniowiecza! Gdzie te cholerne budynki! – Zgrzytnął zębami i odwrócił się na północ – Alleluja! – Krzyknął widząc dym z komina.
Z nadludzką szybkością pobiegł w jego stronę ani na chwilę nie spuszczając z oka cienkiej smużki dymu. Wreszcie będzie mógł się odmeldować i umyć! Ach... Zatrzymał się zdumiony widokiem „domu”, który rysował się tuż przed nim. Stara waląca się rudera! Żeby tę Renfro diabli wzięli! Ostrożnie ruszył do przodu uważnie lustrując teren dookoła i zobaczył ją.
Uniósł brew podziwiając epokową suknie, w która wcisnęła się ta kobieta czy może raczej dziewczyna, która leżała na ziemi. Była cała posiniaczona, a wokoło leżało pełno kamieni.
- Co tu się do cholery dzieje! – Zaczynało się robić dziwnie... Czyżby jakiś portal czasowy?!
Zbadał puls kobiety i nie wiedzieć czemu odetchną z ulgą, że żyła. Bez wątpienia została ukamienowana, ale przeżyła. Nie namyślając się ani minuty dłużej wziął ją na ręce i zaniósł do trzeszczącej chaty
W gąszczu pokoi odnalazł cos co można było nazwać sypialnią i tam na ogromnym łożu położył dziewczynę. Pokręcił się po domu w poszukiwaniu miski i wody, a potem przemył rany. Bez wątpienia była to piękna dziewczyna myślał sobie przemywając delikatnie twarz. Karmelkowy odcień skóry gdzieniegdzie zeszpecony sińcami nie napawał optymizmem. Nie wiedział czy ona przeżyje. Lecz... Sińce ekspresowo się zmniejszały i to dosłownie.
- O cholera! W co ja wdepnąłem! – Mruknął uważnie obserwując jak rany zabliźniają się.
Przez długą chwilę obserwował grę barw zmieniających się z sekundy na sekundę na twarzy dziewczyny, a potem wstał i podszedł do okna wyglądając na mroczny las tuż za szybą. Widok tak zaskakująco szybkiej regeneracji i cały ten świat bardzo zastanawiał... Nie miał żadnej możliwości by się skontaktować z bazą. Cholera! Nawet nie wiedział. Który jest tutaj rok, a co dopiero mówić o telefonie... Grrr, ktoś inny mógłby znaleźć się tutaj zamiast niego! Jakiś cień przemykający pod oknem odwrócił jego uwagę od własnych myśli. Wolniutko skierował w stronę drzwi chcąc zaskoczyć nieprzewidzianego gościa gdyby ten próbował... hmmm... No właśnie, co w tych czasach się robiło o tak późnej porze...
Jakby odgłos pazurów wychwycił jego wyczulony słuch co było niebywałym wprost zaskoczeniem. Ze zdumieniem zobaczył wilka o szaserej sierści, który stanął na dwu tylnich łapach i sam sobie otworzył drzwi...
Zawarczał lecz Alec nie zawahał się ani przez sekundę. Przykucnął i napotkał władczy wzrok wilka.
- Ja tu jestem panem – Powiedział.
Wilk stulił uszy i pisnął niczym maleńki szczeniak. Dał się pogłaskać, a potem podszedł do łóżka, na którym leżała piękna nieznajoma i położył łeb na jej dłoni lekko nią poruszając. Kiedy nie było żadnej rekcji powtórzył czynność, a potem spojrzał na Aleca.
***
Ktoś w bardzo natarczywy sposób próbował ja obudzić i zepchnąć z pięknej drogi w stronę jasnego światła. Nie chciała iść, lecz natręt nie ustępował w swych poczynaniach. Z trudem otwarła oczy i poczuła ciepły oddech Rashy na swej dłoni. Pogłaskała zwierzę i spróbowała usiąść lecz ból na całym ciele stanowczo przygwoździł ją z powrotem do łóżka. Podniosła jedynie głowę i krzyknęła....
- Kim jesteś! Jak tu wszedłeś! – Szepnęła drżącymi ustami
- W zasadzie to drzwiami, ale było ciężko bo trzymałem cię na rękach... – Mruknął – Ukamienowano cię – Dodał po chwili jakby w zastanowieniu. – Dlaczego?
- Bo jestem wiedźmą...
CDN.
Autor: Athaya
Kategoria: X- Tremer
Miejsce: Nowa Zelandia/Seattle
Oszacowanie: R- tak dla pewności bo nie wiem dokładnie co z tego wyjdzie.
Zaprzeczenie: Nie posiadam praw do serialu Dark Angel.
Streszczenie: Nie ma Roswell. W tajnym laboratorium grupa naukowców w dziedzinie „genetyki człowieka” pracowała nad stworzeniem nadludzi żołnierzy. Potrzebowali do tego projektu kilkanaście chętnych kobiet, które zgodziły by się urodzić zmutowane genetycznie dziecko bez wnikania w szczegóły projektu. Odzew był spory, wszystko było na najlepszej drodze do spełnienia się marzeń. Istniała jednak osoba, która zrozumiała do czego jest potrzebne im jej dziecko i uciekła by chronić to nowe życie...
Rozdział – 1
Dźwięk starego dzwonu na wierzy kościelnej wbijał się w jej mózg dając świadomość, że ukochana babcia już nigdy nie spojrzy na nią łagodnym wzrokiem czy też uśmiechnie by pokazać nowy sposób leczenia. Głuchy odgłos ziemi uderzającej o wieko prostej trumny wywoływał kolejną nie powstrzymaną falę łez. Nie przytuli. Stała samotnie na wniesieniu i płakała nad jej duszą i samą sobą. Umarła. Wielki groźny pastor stojący po drugiej stronie niewielkiej trumny z monotonią odprawiał ostatnią pożegnalną modlitwę nie okazując dziewczynie ani krzty współczucia. Po niedługiej chwili zatrzasną modlitewnik i nic nie mówiąc natychmiast się oddalił pozostawiając drobną postać zupełnie samą jakby obawiał się, że żuci na niego czar.
Nem uniosła głowę i poprzez łzy obserwowała jak ksiądz odchodzi wcale się z nią nie żegnając. Nie usłyszała ani jednego słowa pocieszenia. To bardzo bolało i nigdy nie mogła się przyzwyczaić. Również świadomość, że jest wnuczką wiedźmy nie napawała optymizmem. Po raz ostatni uklękła przy niewielkiej kupce kamieni i przesłała całusa babci Arkres. Uciekła nie chcąc dłużej oglądać znienawidzonego miasta rysującego się tam w dolinie. Postanowiła wtedy nigdy już nie pokazywać się ludziom na oczy. Unikać ich.
Była wiedźmą jak sądzili mieszkańcy więc wszyscy jej się bali tak jak babci, ale jeśli lekarz zawodził to chory przychodził mimo wszystko. Napiętnowana potrafiła pomóc nie rzadko lepiej niż lekarz. Nienawidziła ich za to. Zacisnęła pięści w niepohamowanej złości i ledwo powstrzymała się od wypowiedzenia słów przekleństwa
Podwinęła wysoko suknię i popędziła do starej chaty by zagłębić się w czarodziejskie księgi. Duma nie pozwalała Nem opuścić się w nauce. Po kilku minutach znalazła się w czeluści chaty lecz nie bała się ani trochę ponieważ znała niemal każdy zakamarek tego pięknego miejsca oczywiście poza pracownią babci. Wchodzenie tam było jej surowo zabronione, ale dziś... Jeśli babcia umarła to teraz ona ma prawo korzystać z tego pokoju.
Serce biło jej jak szalone kiedy stanęła przed wielkimi starymi drzwiami, powolutku wyciągnęła dłoń i nacisnęła mosiężną klamkę, która ustąpiła ze złowieszczym zgrzytem.
Otwarła drzwi wpuszczając snop światła do dusznego pomieszczenia. Zdziwienie nie miało granic w chwili gdy zobaczyła te wszystkie cuda...
Bum, bum, bum!
Ten dźwięk sprawił, że Nem podskoczyła z krzykiem. Obejrzała się za siebie, a potem szybko zamknęła drzwi do „tajemniczego pokoju” . Następnie spokojnie podeszła do drzwi i otwarła pewna, że ma pierwszego pacjenta... To był burmistrz miasta, który natychmiast brutalnie wywlókł ją z chaty i wepchną miedzy rozjuszony tłum
- To uczennica starej Arkres! Wiedźma! – Krzykną ktoś
- Wiedźma! Spalić ją! Ukamienować – Podchwycił rozjuszony tłum
- Babcia ratowała wasze życie!! Nie jestem wiedźmą! Babcia nic wam nie zrobiła! Aaa!
Pierwszy kamień trafił ją w skroń po nim następne również boleśnie raniły ciało. Upadła na kolana chcąc jeszcze się bronić. Nie było litości. Wkrótce potem straciła przytomność kto wie czy nawet nie życie. Mieszkańcy wioski woleli nie sprawdzać bojąc się licha, które mogło żyć w biednej dziewczynie. Natychmiast odeszli pozostawiając ciało bez pochówku tak jak na to zasługiwała wiedźma.
***
Nie wiedział gdzie się znajduje i jak tu trafił. Ten cholerny las utrudniał mu dostanie się do jakiegokolwiek cywilizowanego miasta i cała ta sytuacja zaczynała go wpieniać. Obracał się dookoła siebie próbując za wszelką cenę znaleźć jakiś punkt zaczepienia i nic.
Cholera by to wzięła! Zrobił wielki błąd godząc się na wyprawę tutaj, ale już nie było odwrotu. Nawet nie było możliwości wydostania się stąd! Pięknie. Umrze na pustkowiu i nikt nie będzie wiedział gdzie jest.
- Cudownie... – Mruknął jakby w odpowiedzi do swych myśli. – Nowa Zelandia, a czuje się jakbym cofnął się co najmniej do średniowiecza! Gdzie te cholerne budynki! – Zgrzytnął zębami i odwrócił się na północ – Alleluja! – Krzyknął widząc dym z komina.
Z nadludzką szybkością pobiegł w jego stronę ani na chwilę nie spuszczając z oka cienkiej smużki dymu. Wreszcie będzie mógł się odmeldować i umyć! Ach... Zatrzymał się zdumiony widokiem „domu”, który rysował się tuż przed nim. Stara waląca się rudera! Żeby tę Renfro diabli wzięli! Ostrożnie ruszył do przodu uważnie lustrując teren dookoła i zobaczył ją.
Uniósł brew podziwiając epokową suknie, w która wcisnęła się ta kobieta czy może raczej dziewczyna, która leżała na ziemi. Była cała posiniaczona, a wokoło leżało pełno kamieni.
- Co tu się do cholery dzieje! – Zaczynało się robić dziwnie... Czyżby jakiś portal czasowy?!
Zbadał puls kobiety i nie wiedzieć czemu odetchną z ulgą, że żyła. Bez wątpienia została ukamienowana, ale przeżyła. Nie namyślając się ani minuty dłużej wziął ją na ręce i zaniósł do trzeszczącej chaty
W gąszczu pokoi odnalazł cos co można było nazwać sypialnią i tam na ogromnym łożu położył dziewczynę. Pokręcił się po domu w poszukiwaniu miski i wody, a potem przemył rany. Bez wątpienia była to piękna dziewczyna myślał sobie przemywając delikatnie twarz. Karmelkowy odcień skóry gdzieniegdzie zeszpecony sińcami nie napawał optymizmem. Nie wiedział czy ona przeżyje. Lecz... Sińce ekspresowo się zmniejszały i to dosłownie.
- O cholera! W co ja wdepnąłem! – Mruknął uważnie obserwując jak rany zabliźniają się.
Przez długą chwilę obserwował grę barw zmieniających się z sekundy na sekundę na twarzy dziewczyny, a potem wstał i podszedł do okna wyglądając na mroczny las tuż za szybą. Widok tak zaskakująco szybkiej regeneracji i cały ten świat bardzo zastanawiał... Nie miał żadnej możliwości by się skontaktować z bazą. Cholera! Nawet nie wiedział. Który jest tutaj rok, a co dopiero mówić o telefonie... Grrr, ktoś inny mógłby znaleźć się tutaj zamiast niego! Jakiś cień przemykający pod oknem odwrócił jego uwagę od własnych myśli. Wolniutko skierował w stronę drzwi chcąc zaskoczyć nieprzewidzianego gościa gdyby ten próbował... hmmm... No właśnie, co w tych czasach się robiło o tak późnej porze...
Jakby odgłos pazurów wychwycił jego wyczulony słuch co było niebywałym wprost zaskoczeniem. Ze zdumieniem zobaczył wilka o szaserej sierści, który stanął na dwu tylnich łapach i sam sobie otworzył drzwi...
Zawarczał lecz Alec nie zawahał się ani przez sekundę. Przykucnął i napotkał władczy wzrok wilka.
- Ja tu jestem panem – Powiedział.
Wilk stulił uszy i pisnął niczym maleńki szczeniak. Dał się pogłaskać, a potem podszedł do łóżka, na którym leżała piękna nieznajoma i położył łeb na jej dłoni lekko nią poruszając. Kiedy nie było żadnej rekcji powtórzył czynność, a potem spojrzał na Aleca.
***
Ktoś w bardzo natarczywy sposób próbował ja obudzić i zepchnąć z pięknej drogi w stronę jasnego światła. Nie chciała iść, lecz natręt nie ustępował w swych poczynaniach. Z trudem otwarła oczy i poczuła ciepły oddech Rashy na swej dłoni. Pogłaskała zwierzę i spróbowała usiąść lecz ból na całym ciele stanowczo przygwoździł ją z powrotem do łóżka. Podniosła jedynie głowę i krzyknęła....
- Kim jesteś! Jak tu wszedłeś! – Szepnęła drżącymi ustami
- W zasadzie to drzwiami, ale było ciężko bo trzymałem cię na rękach... – Mruknął – Ukamienowano cię – Dodał po chwili jakby w zastanowieniu. – Dlaczego?
- Bo jestem wiedźmą...
CDN.