T:Those left behind [by DocPaul] Roz. 4
Posted: Sat Apr 23, 2005 7:07 pm
Tak, jak zapowiadałam w "AOTWY" wzięłam się za tłumaczenie kolejnego opowiadania autorstwa DocPaul.
Oryginalne "Those left behind" składa się z trzech potwornie długich części i niestety zamieszczenie go tutaj w takiej formie jest niemożliwe. Dlatego właśnie opowiadanie podzieliłam na rozdziały.
Oryginał możecie znaleźć tutaj
Życzę miłego czytania, a komentarze są jak najbardziej mile widziane.
Author: DocPaul
Rating: R
Spoilers: None. Roswell is over. But story is after Departure….with a slight change.
Disclaimers: The concepts and names are the same, but the characters belong to me. I give them life, more life than Roswell, better lives.
Warnings: There is nothing happy here. Angst.
Summary: After Michael returned to save Max at Graduation, and the others escaped, they all said their goodbyes as they got ready to depart in the van, leaving Roswell forever. Maria, finally realizing that alien danger aside, she can’t live without Michael decides to come. But the choice is taken from her, same as it was from Jesse, as Michael tells her no. Watching the van depart, Maria and Jesse stand together, alone, and left behind in Roswell …being they were only human, and not that important.
Author’s note: This is a ‘what if’ storyline. The whole premise behind Departure was too silly to believe, that I thought of this alternative version. In this story, Liz, leaving the graduation unprepared to run, never having the chance to retrieve her journal. Devastation was a path they left for those left behind.
Those Left Behind
Dla Betty
Część 1, rozdział 1
“Nie możesz jechać.”
“Co?” Maria nie mogła uwierzyć. Do niej należała decyzja dotycząca tego czy pojedzie czy nie. To powinna być jej decyzja. On podjął swoją zostając na Ziemi i ona także powinna mieć prawo zdecydować, czy opuści Roswell razem z nim.
„Nie mogę ci na to pozwolić.”
„Przemyślałam to. Chcę być z tobą. Kocham cię. Zawsze kochałam. Decyzja powinna należeć do mnie.”
Michael spojrzał na pozostałych i złapał ją za ramiona, odciągając od nich. „Ja ciebie też kocham i właśnie, dlatego nie jedziesz.”
„Chodzi o to, co było wcześniej.”
„Maria.”
„Nie, nie zaprzeczaj. Zerwałam z tobą, a ty jeszcze mi tego nie wybaczyłeś.” Dziewczyna przeciągnęła palce przez włosy, nie dbając o stan swojej fryzury. „Jeśli mnie kochasz, a ja kocham ciebie i chcemy być razem, to, to nie powinno mieć znaczenia.”
„Ma znaczenie - będziemy uciekać do końca życia. Zawsze. Bezpieczni? Nigdy.” Chłopak zauważył Maxa pokazującego, że muszą się śpieszyć.
„Chcę być z tobą.” Coraz bardziej bolał ją brzuch.
Michael potrząsnął głową. Tak musiało być. Nie mógł ryzykować…ryzykować jej. „Maria, ja już się pożegnałem. Mówiłem serio.”
„Więc to tak.” Stała i patrzyła na niego z niedowierzaniem. „Zawsze tak było.” Widząc zmieszanie na jego twarzy, ciągnęła dalej. „ Kiedy przychodziło wybierać pomiędzy nami, a sprawami nie z tej Ziemi, kosmiczne sprawy zawsze były ważniejsze. A co z moim sercem? Twoim sercem?”
„Słucham mojego serca i w tym samym czasie, po raz pierwszy także głosu rozsądku. Zabranie ciebie razem z nami byłoby szczytem egoizmu. Kompromisem dotyczącym twojego bezpieczeństwa i życia. Zbyt wielu ludzi zginęło z mojego powodu i nie pozwolę, abyś dołączyła do ich grona. Nie zrobię tego.” Usłyszał, jak wołają jego imię. „Muszę iść. My…” Przestał, patrząc na nią. Chciał ją jeszcze raz pocałować, ale nie mógł. Zabierając swoje serce odwrócił się i odszedł.
Stali w ciemności, obserwując powoli znikające w oddali światła vana. Żadne z nich nic nie powiedziało. Jesse stał kilka metrów od niej. Nie było nic, co mogli powiedzieć. Byli ludźmi - niczym specjalnym. Ludźmi, których łatwo opuścić. Niczym, co można ze sobą zabrać lub dla czego warto zostać.
Rozdział 2
5 miesięcy później…
"Max, musisz z nim pogadać.”
Max podniósł wzrok, siedząc na łóżku obok Liz w kolejnym tanim motelu. Znowu kończyły im się pieniądze, więc wrócili do mieszkania w piątkę w jednym pokoju. Michael nie zważając na zimno sypiał w vanie, Isabel dzieliła łóżko z Kylem, a drugie zajmowali Max i Liz. Mąż i żona.
Jego żona.
Max uśmiechnął się idiotycznie. Liz Evans.
„Przestań na chwilę! Michael - on jest problemem. Idź z nim pogadaj.” Isabel nie mogła tego dłużej znieść. Jej życie było koszmarem.
Jak poznajesz nienawiść? Trudno powiedzieć, ale w ciągu sześciu miesięcy Isabel nauczyła się tego. Po pierwsze nienawidziła swojego życia i tego, jakie się stało. Z pasją nienawidziła swojego brata, Maxa, a razem z nim Liz Parker. Nienawidziła Michaela. A na koniec nienawidziła faktu, że oni byli wszystkim, co pozostało jej w tym świecie.
Max i Liz cieszyli się sobą w swoim małżeństwie tak jak robili to przed wspaniałym, wstrząsającym ziemią zjawiskiem, które połączyło planety, zaprowadziło pokój na świecie i zamieniło wszystkie wody ziemi w mleko i miód.
Właściwie to nie.
Żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Zero. Żadnego magicznego porozumienia. Żadnego ukrytego przeznaczenia. Nawet kosmiczne moce Liz zniknęły - w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy miała dokładnie trzy wizje, a ostatnia nawet nie okazała się prawdziwa. Jedyną rzeczą, która wzrosła był głupkowaty uśmiech na jej twarzy, gdy siedziała obok Maxa i patrzyła mu w oczy.
Michael. Zmienił się - na gorsze. Grunt, na którym stał przez te wszystkie lata rozpadał się na ich oczach. Podejrzewali, że to Maria pomagała mu przez ostatni rok czy nawet dłużej…jej krytyczne uwagi i zrzędzenie sprawiły, że stał się taki, jaki uważała, powinien być. Prawda jest taka, że te wszystkie zmiany pochodziły od Michaela - z jego wnętrza. Zmienił się, ponieważ chciał być lepszy, a nawet trochę bardziej wart Marii. Tak właśnie to widział.
Po raz pierwszy od dwóch lat oboje, Isabel i Michael stracili równowagę mając wpływ na życie innych. Ona zostawiła Jessego, a on odmówił Marii. Pomyślelibyście, że połączą się w parę, znajdą pocieszenie w sobie nawzajem i może wypróbują swojego wspólnego przeznaczenia.
Nie. Nic z tego. Nie chcieli tego, a ich ciała były jeszcze bardziej przeciwne. Im dalej jechali tym trudniej było zaakceptować fakt, że ci, których opuścili posiadali ich serca, a nawet wszystko inne.
Michaelowi Guerinowi daleko było do idealnego kochanka, którego wymarzyła sobie Isabel. Był złośliwy, nieuprzejmy i sarkastyczny. Wywracał oczami na prawie każde słowo, które wypłynęło z ust kogokolwiek innego. Ciągle tracił cierpliwość, nigdy nie spał i z każdym dniem stawał się coraz bardziej wredny. Sprawiał, że ‘Kosmiczny Król Michael’ przypominał harcerzyka.
Znowu był Michaelem Guerinem. Michaelem - tym sprzed pojawienia się Marii, a nawet gorszym. Pierwszy raz w życiu nie miał celu. Brak szukania domu. Brak przeznaczenia i bycia żołnierzem, a nawet zastępcą króla. Był tylko uciekinierem skazanym na czwórkę ludzi, których prawdopodobnie nawet nie lubił.
Jedzenie smakowało jak papka i możliwe, że niebo było wiecznie szare. Odkąd opuścili Roswell, ani razu się nie śmiał. Ani razu. Jego twarz była jak z kamienia, a większość czasu udawał, że nie słyszy innych, całkowicie ich ignorując. Jedyne słowa, które wypływały z jego ust były po to, aby komuś ubliżyć lub, żeby po prostu ponarzekać.
Zużycie całej ciepłej wody było podstawą wielu kłótni w grupie.
Śmianie się z komiksu o Garfildzie było wystarczające, żeby osoba spędziła resztę dnia, smakując pogardy z jego strony.
Było ciężko. Isabel rozumiała, ponieważ ona i Michael tkwili na tej samej łodzi. Obydwoje zostawili za sobą kogoś, kogo kochali. Odeszli w imię miłości.
Był także Max.
Max, który trzy lata temu uratował Liz Parker, rozpoczynając tym samym reakcję łańcuchową, która powoli rozrywała ich nudne życia. Max, który zerwał pakt zawarty między ich trójką. Max, który zdradzał i okłamywał nie tylko ich, ale także Liz. Max, który wpuścił do ich życia morderczynię, która odebrała im Alexa. Max, który zrobił tak wiele złego, zaczynając od chwili, w której uratował Liz Parker. A jego nagroda? Poślubił ją. Zatrzymał ukochaną blisko siebie. Wprawił wszystko w ruch i po raz kolejny Max Evans dostał wszystko, nic za to nie płacąc.
Jak poznajesz nienawiść?
Żyjesz z nią każdego dnia.
CDN
Oryginalne "Those left behind" składa się z trzech potwornie długich części i niestety zamieszczenie go tutaj w takiej formie jest niemożliwe. Dlatego właśnie opowiadanie podzieliłam na rozdziały.
Oryginał możecie znaleźć tutaj
Życzę miłego czytania, a komentarze są jak najbardziej mile widziane.
Author: DocPaul
Rating: R
Spoilers: None. Roswell is over. But story is after Departure….with a slight change.
Disclaimers: The concepts and names are the same, but the characters belong to me. I give them life, more life than Roswell, better lives.
Warnings: There is nothing happy here. Angst.
Summary: After Michael returned to save Max at Graduation, and the others escaped, they all said their goodbyes as they got ready to depart in the van, leaving Roswell forever. Maria, finally realizing that alien danger aside, she can’t live without Michael decides to come. But the choice is taken from her, same as it was from Jesse, as Michael tells her no. Watching the van depart, Maria and Jesse stand together, alone, and left behind in Roswell …being they were only human, and not that important.
Author’s note: This is a ‘what if’ storyline. The whole premise behind Departure was too silly to believe, that I thought of this alternative version. In this story, Liz, leaving the graduation unprepared to run, never having the chance to retrieve her journal. Devastation was a path they left for those left behind.
Those Left Behind
Dla Betty
Część 1, rozdział 1
“Nie możesz jechać.”
“Co?” Maria nie mogła uwierzyć. Do niej należała decyzja dotycząca tego czy pojedzie czy nie. To powinna być jej decyzja. On podjął swoją zostając na Ziemi i ona także powinna mieć prawo zdecydować, czy opuści Roswell razem z nim.
„Nie mogę ci na to pozwolić.”
„Przemyślałam to. Chcę być z tobą. Kocham cię. Zawsze kochałam. Decyzja powinna należeć do mnie.”
Michael spojrzał na pozostałych i złapał ją za ramiona, odciągając od nich. „Ja ciebie też kocham i właśnie, dlatego nie jedziesz.”
„Chodzi o to, co było wcześniej.”
„Maria.”
„Nie, nie zaprzeczaj. Zerwałam z tobą, a ty jeszcze mi tego nie wybaczyłeś.” Dziewczyna przeciągnęła palce przez włosy, nie dbając o stan swojej fryzury. „Jeśli mnie kochasz, a ja kocham ciebie i chcemy być razem, to, to nie powinno mieć znaczenia.”
„Ma znaczenie - będziemy uciekać do końca życia. Zawsze. Bezpieczni? Nigdy.” Chłopak zauważył Maxa pokazującego, że muszą się śpieszyć.
„Chcę być z tobą.” Coraz bardziej bolał ją brzuch.
Michael potrząsnął głową. Tak musiało być. Nie mógł ryzykować…ryzykować jej. „Maria, ja już się pożegnałem. Mówiłem serio.”
„Więc to tak.” Stała i patrzyła na niego z niedowierzaniem. „Zawsze tak było.” Widząc zmieszanie na jego twarzy, ciągnęła dalej. „ Kiedy przychodziło wybierać pomiędzy nami, a sprawami nie z tej Ziemi, kosmiczne sprawy zawsze były ważniejsze. A co z moim sercem? Twoim sercem?”
„Słucham mojego serca i w tym samym czasie, po raz pierwszy także głosu rozsądku. Zabranie ciebie razem z nami byłoby szczytem egoizmu. Kompromisem dotyczącym twojego bezpieczeństwa i życia. Zbyt wielu ludzi zginęło z mojego powodu i nie pozwolę, abyś dołączyła do ich grona. Nie zrobię tego.” Usłyszał, jak wołają jego imię. „Muszę iść. My…” Przestał, patrząc na nią. Chciał ją jeszcze raz pocałować, ale nie mógł. Zabierając swoje serce odwrócił się i odszedł.
Stali w ciemności, obserwując powoli znikające w oddali światła vana. Żadne z nich nic nie powiedziało. Jesse stał kilka metrów od niej. Nie było nic, co mogli powiedzieć. Byli ludźmi - niczym specjalnym. Ludźmi, których łatwo opuścić. Niczym, co można ze sobą zabrać lub dla czego warto zostać.
Rozdział 2
5 miesięcy później…
"Max, musisz z nim pogadać.”
Max podniósł wzrok, siedząc na łóżku obok Liz w kolejnym tanim motelu. Znowu kończyły im się pieniądze, więc wrócili do mieszkania w piątkę w jednym pokoju. Michael nie zważając na zimno sypiał w vanie, Isabel dzieliła łóżko z Kylem, a drugie zajmowali Max i Liz. Mąż i żona.
Jego żona.
Max uśmiechnął się idiotycznie. Liz Evans.
„Przestań na chwilę! Michael - on jest problemem. Idź z nim pogadaj.” Isabel nie mogła tego dłużej znieść. Jej życie było koszmarem.
Jak poznajesz nienawiść? Trudno powiedzieć, ale w ciągu sześciu miesięcy Isabel nauczyła się tego. Po pierwsze nienawidziła swojego życia i tego, jakie się stało. Z pasją nienawidziła swojego brata, Maxa, a razem z nim Liz Parker. Nienawidziła Michaela. A na koniec nienawidziła faktu, że oni byli wszystkim, co pozostało jej w tym świecie.
Max i Liz cieszyli się sobą w swoim małżeństwie tak jak robili to przed wspaniałym, wstrząsającym ziemią zjawiskiem, które połączyło planety, zaprowadziło pokój na świecie i zamieniło wszystkie wody ziemi w mleko i miód.
Właściwie to nie.
Żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Zero. Żadnego magicznego porozumienia. Żadnego ukrytego przeznaczenia. Nawet kosmiczne moce Liz zniknęły - w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy miała dokładnie trzy wizje, a ostatnia nawet nie okazała się prawdziwa. Jedyną rzeczą, która wzrosła był głupkowaty uśmiech na jej twarzy, gdy siedziała obok Maxa i patrzyła mu w oczy.
Michael. Zmienił się - na gorsze. Grunt, na którym stał przez te wszystkie lata rozpadał się na ich oczach. Podejrzewali, że to Maria pomagała mu przez ostatni rok czy nawet dłużej…jej krytyczne uwagi i zrzędzenie sprawiły, że stał się taki, jaki uważała, powinien być. Prawda jest taka, że te wszystkie zmiany pochodziły od Michaela - z jego wnętrza. Zmienił się, ponieważ chciał być lepszy, a nawet trochę bardziej wart Marii. Tak właśnie to widział.
Po raz pierwszy od dwóch lat oboje, Isabel i Michael stracili równowagę mając wpływ na życie innych. Ona zostawiła Jessego, a on odmówił Marii. Pomyślelibyście, że połączą się w parę, znajdą pocieszenie w sobie nawzajem i może wypróbują swojego wspólnego przeznaczenia.
Nie. Nic z tego. Nie chcieli tego, a ich ciała były jeszcze bardziej przeciwne. Im dalej jechali tym trudniej było zaakceptować fakt, że ci, których opuścili posiadali ich serca, a nawet wszystko inne.
Michaelowi Guerinowi daleko było do idealnego kochanka, którego wymarzyła sobie Isabel. Był złośliwy, nieuprzejmy i sarkastyczny. Wywracał oczami na prawie każde słowo, które wypłynęło z ust kogokolwiek innego. Ciągle tracił cierpliwość, nigdy nie spał i z każdym dniem stawał się coraz bardziej wredny. Sprawiał, że ‘Kosmiczny Król Michael’ przypominał harcerzyka.
Znowu był Michaelem Guerinem. Michaelem - tym sprzed pojawienia się Marii, a nawet gorszym. Pierwszy raz w życiu nie miał celu. Brak szukania domu. Brak przeznaczenia i bycia żołnierzem, a nawet zastępcą króla. Był tylko uciekinierem skazanym na czwórkę ludzi, których prawdopodobnie nawet nie lubił.
Jedzenie smakowało jak papka i możliwe, że niebo było wiecznie szare. Odkąd opuścili Roswell, ani razu się nie śmiał. Ani razu. Jego twarz była jak z kamienia, a większość czasu udawał, że nie słyszy innych, całkowicie ich ignorując. Jedyne słowa, które wypływały z jego ust były po to, aby komuś ubliżyć lub, żeby po prostu ponarzekać.
Zużycie całej ciepłej wody było podstawą wielu kłótni w grupie.
Śmianie się z komiksu o Garfildzie było wystarczające, żeby osoba spędziła resztę dnia, smakując pogardy z jego strony.
Było ciężko. Isabel rozumiała, ponieważ ona i Michael tkwili na tej samej łodzi. Obydwoje zostawili za sobą kogoś, kogo kochali. Odeszli w imię miłości.
Był także Max.
Max, który trzy lata temu uratował Liz Parker, rozpoczynając tym samym reakcję łańcuchową, która powoli rozrywała ich nudne życia. Max, który zerwał pakt zawarty między ich trójką. Max, który zdradzał i okłamywał nie tylko ich, ale także Liz. Max, który wpuścił do ich życia morderczynię, która odebrała im Alexa. Max, który zrobił tak wiele złego, zaczynając od chwili, w której uratował Liz Parker. A jego nagroda? Poślubił ją. Zatrzymał ukochaną blisko siebie. Wprawił wszystko w ruch i po raz kolejny Max Evans dostał wszystko, nic za to nie płacąc.
Jak poznajesz nienawiść?
Żyjesz z nią każdego dnia.
CDN