Hehe, Liz tutaj to dość zawiła postać. Z jednej strony emocjonalna, przywiązana do kosmitów w jakiś sposób, chce ich chronić. Ale z drugiej strony jeszcze nie raz zobaczycie, że jest doskonałym żołnierzem i potrafi zachować się jak... hmm... niemile.
Samo jej podejście do Maxa to pokaże. Ale poza tym dziewczyna naprawdę zacznie wiele czuć, pod każdym względem i wiele poświęci, żeby to utrzymać.
Powiem wam szczerze, że Alec wcale nie ma dylematu. On już podjął decyzję i raczej nic jej nie zmieni. A około 10/11 rozdziału nie będzie miał nawet powodów by to zmieniać, bo ten najważniejszy "powód" zostanie zniszczony (teoretycznie). Wiem wiem, mieszam wam trochę. Ale musicie mi wierzyć na słowo, że Alec nie ma zamiaru zmieniać zdania. Przeciwnie, zrobi coś, czego sama Liz się nie spodziewała. Ale o tym w dzisiejszej częsci...
Na temat relacji Liz/Alec jeszcze nie można za wiele powiedzieć. Na pewno jest między nimi doskonała relacja dowódca-żołnierz, ale wiadomo na co wszyscy czekacie... Spokojnie, doczekacie się tego. Zacznie się mniej więcej już w częsci ósmej, a potem samo pójdzie dalej. Zabawne, bo niczego nieświadomi Liz i Alec nie będą nawet dostrzegać, że to co jest między nimi to coś więcej niż gra czy przyjaźń.
Onarek - oj zobaczą, już ty wiesz, co?
Zwłaszcza po tych spoilerkach, którymi cię dzisiaj obdarzyłam, hehe.
Elip - dostrzegam poprawę
oby tak dalej, heh. "Paczka" z Roswell w zasadzie będzie taka sama jak w serialu, z tym, że nie planuję by pojawiła się Tess. Ale zobaczymy. Poza tym wszyscy będą tacy sami. Hmm... no dobrze...
nie wszyscy Pewna osoba będzie baaardzo kontrowersyjna. Ale nic więcej nie zdradzę!
nowa - alez oczywiście, że kobieta zmienną jest. Taki nasz urok, nieprawdaż?
Zresztą to znacznie lepsza zabawa, bo można mężczyzn doprowadzać tym do szału. A czy Liz jest zmienna? Nie. Na pewno nie. Ona po prostu, jak to określił Alec, rozwinęła swoją emocjonalną, ludzką stronę. Instynkty obronne wzięły górę, zresztą sama to w dzisiejszej części przyzna. A Balans i OO pojawią się w wekkend.
aras - chyba ci przypominało "Serce znajdzie drogę", bo tam Liz była też wydelegowana do zadania (zabicia Max i Logana), ale gwarantuję, że to nie będzie takie opowiadanko. Chyba nawet zbliżone nie będzie za bardzo. A maturę mam dokładnie za dwa tygodnie
Ale to tylko ustny angielski i polski, więc się nawet nie martwię. A pisemne zaczynam od 5 maja. I nie martwcie się, powtarzam wszystko i chyba nie obleję
Wiesz, zaskoczyłaś mnie określeniem "Alec bez uczuć". Hmm, może rzeczywiście taki się wydaje, ale wierz mi, zacznie czuć. Oj zacznie!
Maleństwo - wyczuwasz niebezpieczeństwo? Hehe, to jestem ciekawa co powiedz po części 7... Poza tym jeśli chodzi o Aleca, to dla niego zbliża się ogromne niebezpieczeństwo - ruja Liz (to od niej się wszystko zacznie, ale już was uprzedzam, że do niczego nie dojdzie w jej trakcie). Poza tym to opowiadanie ma w sobie jedną główną groźbę, ale póki co, nie zdradzę jej wam. Tylko Onarek wie co mam na myśli, bo sama odgadła.
Teraz wrzucam wam część kolejną, chyba dłuższą od poprzednich, więcej wyjaśniającą, ale wprowadzającą też pewien nowy element. Niebezpieczny element, który odegra bardzo ważną rolę w całym opowiadaniu. No i Alec zaczyna się pod koniec zachowywać całkowicie jak Alec... Zresztą oceńcie sami.
4.
Szła spokojnie. Nigdy nie miała problemów ze spacerami o tej porze. Chyba jako jedyna w całym mieście. Ale czego mógł się bać idealny żołnierz? Uśmiechnęła się, chłonąć chłodnawe powietrze. Wolała wieczory. Mrok. Snuła się kątami miasteczka, obserwując uważnie czy nic podejrzanego się nie dzieje w pobliżu. Nigdy się nie działo, ale to już był jej nawyk. Skoro ich chroniła, musiała zachować wszystkie zasady. Zresztą tych zasad nie była w stanie z siebie wymazać. Tyle lat spędzonych w Manticore zdziałało swoje. Była już blisko Crashdown, gdy dziwne przeczucie wypełniło jej żyły. Przystanęła, napinając całe ciało. Obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Stanęła jak wryta.
- Co ty tu robisz? - zapytała spokojnie, rozluźniając ciało
- Mówiłem, że się jeszcze zobaczymy – kąciki jego ust uniosły się nieznacznie
Pokręciła głową, uśmiechając się lekko. Miał tupet, to musiała przyznać. Ale zawsze go miał. Z jednej strony odpowiedzialny dowódca. Z drugiej pewny siebie mężczyzna. Gorzej. Arogancki i bezczelny mężczyzna.
Skrzyżowała ramiona. Ciemny wzrok z lekkim rozbawieniem przesunął się po jego sylwetce. Stał swobodnie, chociaż wyczuwała, że zmysły bacznie wychwytują to, co działo się dokoła. Nie był skupiony tylko na niej. Koncentrował się na wszystkim wokół. Jego twarz wyrażała pełnię zaangażowania i lekkiej obawy, chociaż pokryte były beztroską i uroczym rozbawieniem.
- Na trzeciej. - odpowiedział półszeptem – Czarne volvo. Dwóch.
Liz obróciła głowę, spoglądając we wskazane miejsce. Miał rację. Genetycznie udoskonalony wzrok dostrzegł dwóch mężczyzn w samochodzie. Jeden czarnoskóry, w wieku może trzydziestu paru lat. Drugi około dwudziestu trzech lat, o niezwykle jasnej karnacji. Na pierwszy rzut oka było widać, że siedzą na czujce, obserwując Crashdown. Przewróciła oczami.
- Manticore?
- Bystra jesteś. - odpowiedział z lekką kpiną, patrząc na nią z przewrotnym błyskiem
- To nie nasi. - zignorowała go – X serie działają inaczej.
- To wyższe sfery – wcisnął dłonie w kieszenie
- Renfro? - zmarszczyła brwi
Nie podobała jej się myśl, że sama blond suka pofatygowałaby się tutaj ze swoją ochroną. Nie. Z pewnością nie. Ona pojawiłaby się dopiero, gdyby Liz złapano.
- Sekcja Ósma. - głos Aleca spoważniał
Wbił w nią uważny wzrok, studiując wyraz jej twarzy. Ta wiadomość odcisnęła na niej swoje piętno. Lekki przestrach przewinął się przez ciemne tęczówki. Sekcja Ósma. Co oni tu robili? Dlaczego właśnie oni? Ona jedna się domyślała.
- Oni nie są przydzielani do takich zadań. - Alec stwierdził chłodno
Liz zacisnęła usta, ale nie pochyliła głowy. To byłoby ostatecznym sygnałem, że wie coś w co on nie był wtajemniczony. Wolała go w to nie wciągać. On miał swoje misje, a ona swoje. Wystarczyło, że przez swoje przeklęte instynkty był teraz tutaj. Nie było potrzeby mieszać go do jej własnego zadania.
- Chyba musimy pogadać. - schłodniały zielony wzrok przeszył ją na wylot
- Po co? - usiłowała zabrzmieć jak całkowicie zaskoczona
Wystarczył ułamek jego spojrzenia, a już nawet się nie odezwała. Patrzyła przez chwilę na niego. Nienawidziła momentami tej swojej genetycznej słabości wobec własnego dowódcy. W tym jednym wypadku nie potrafiła kłamać. Przytaknęła tylko głową i obróciła się na pięcie, prowadząc go w stronę Crashdown. Nie do głównego wejścia, ale do metalowej drabinki, która prowadziła bezpośrednio do jej pokoju.
Kiedy wślizgnęli się przez okno do środka, nawet nie zapalała światła. Nie potrzebowali jasności, by wszystko widzieć. Zresztą do rozmowy nie było potrzebne. Stali chwilę w milczeniu. Malachitowe spojrzenie Aleca uważnie przesuwało się po jej pokoju. Nie był to żaden przepych. Zwykłe mieszkanko, chociaż wypełnione jakąś emocją. Częścią niej. Częścią, której nikt nigdy wcześniej w Manticore nie dostrzegał. Tam się nie wyróżniała. A może to on jej nigdy nie wyróżniał? Nie mógł. Jako dowódca musiał do wszystkich podchodzić tak samo. Liz podeszła bliżej. Dzieliły ich zaledwie centymetry wolnej przestrzeni.
- Więc? - przerwała ciszę – Sekcja Ósma?
Zielony wzrok wbił się w nią. Studiował przez chwilę delikatne rysy jej twarzy, przyćmione półmrokiem.
- Tak. - jego głos nieco złagodniał – Sekcja Ósma. A oni nie zajmują się byle misjami. Nie ściągają z powrotem do Manticore nieposłusznych X5.
- Będziesz mi to wypominał? - nie mogła powstrzymać melodyjnego tonu i półuśmiechu
- Byłaś niegrzeczną dziewczynką. - pochylił się nad nią, kąciki jego ust uniosły się diabelsko
- Czeka mnie lanie? - odchyliła głowę, zbliżając ich usta do siebie
Jej wargi przyjemnie się rozchyliły, a on był tak blisko. Wystarczyło, żeby skrócił dystans tych kilku milimetrów. Zmysły zaczęły szaleć. Jedyne uwolnienie z tego letargu mógł przynieść smak jej ust. Dlaczego ona? Chyba żadnej innej dziewczyny wcześniej tak nie pragnął. Jej tęczówki drgały piekielnymi ognikami. Jej zapach oszałamiał. Nigdy wcześniej tego w niej nie było. W nim tego nie było. Skąd brało się teraz?
I nagle, momentalnie, się od niej odsunął. Nie mógł tego zrobić. Na Blue Lady, ona należała do jego oddziału! Był za nią odpowiedzialny, miał jej po prostu pilnować, a nie wykorzystywać takie sytuacje. Jak poddenerwowany odszedł na kilka kroków w bok. Liz ze zdumieniem obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni. Jej wzrok podążał za nim. Dlaczego się odsunął? Przecież to nic takiego. Chociaż... Nigdy nie była z nim tak blisko. Nie w sensie fizycznym. A teraz to wydawało się być czymś naturalnym. Może ze względu na to, żę nie kontaktowała się z nikim z serii X5 od tak dawna? To miało jakiś sens. Coś w rodzaju głodu na pewien element. Spojrzenie skupione na jego ciele wędrowało leniwie z zaskakującą precyzją wyłapując pewne szczegóły, których wcześniej nie dostrzegała. Ale jak mogła je wtedy dostrzegać, skoro wokół miała samych X5. Nie robiło to wrażenia. Teraz... Widząc idealnie stworzone ciało, najmniejszy zarys jego mięśni, twarz spowitą w półmroku, niebezpiecznie kuszące zielone oczy, nie mogła powstrzymać myśli biegnących w jednym kierunku. Potrząsnęła głową. Dla niej to było normalne, wręcz naturalne. Ale za to bawiła jego postawa. Odsunął się tak nagle, jakby go czymś uderzyła. Z prawdziwym strachem.
No proszę. X5494, Alec odskakiwał od jakiejś dziewczyny? Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Wiedziała jak działał na płeć przeciwną i pamiętała, jak uwielbiał to wykorzystywać. Zawsze, na każdej grupowej misji. Kiedy robili sobie jeden, dwa dni wolnego po spełnionym zadaniu, a przed powrotem do Manticore, jej dowódca szalał z jakąś panienką. Nie. To te dziewczyny szalały za nim, a on po prostu korzystał. Wystarczył jeden jego uśmieszek, a im uginały się kolana. I korzystał z oczywistych zaproszeń kolejnych panienek. Zresztą czemu miałby nie korzystać? Nie mieli żadnych zasad moralnych. Teraz jednak się odsunął. Nie umiał powstrzymać swojej ludzkiej męskiej strony, swoich instynktów. Widziała to w jego oczach. Pragnienie. Głód. Ale mimo to, nawet jej nie dotknął. Mogła czuć się urażona. Albo w jakiś sposób zakłopotana. A była... rozbawiona.
- Wracając do tematu... - jego głos wrócił ponownie do tego wojskowego tonu – Sekcja Ósma tu jest. I chętnie się dowiem dlaczego.
- To ich zapytaj. - wzruszyła ramionami i usiadła na parapecie okna
Ostre spojrzenie jakie jej posłał nie dało możliwości odwrotu. Grr, jak ją drażniły te zależności żołnierz-dowódca. Nie miała nic przeciwko niemu jako dowódcy. Ale nie podobała jej się myśl, że go w to wciągnie.
- Renfro za bardzo zależy na tym projekcie. - westchnęła, odchylając głowę do tyłu – Solaris.
- To ta jej kosmiczna mania?
- Taaa. - mruknęła, ponownie na niego spoglądając – Dostałam zadanie inwigilacji trzech obiektów, głównych punktów Solaris.
- Trójka kosmitów? - zapytał ze zdumieniem
- Tak. W międzyczasie doszedł czwarty obiekt. Zmieniony przez nich genetycznie człowiek. - podrapała się po nosie – Widziałeś ich.
Nie musiał zadawać kolejnych pytań. Już sama odpowiadała, wiedząc dokładnie jakich informacji potrzebował.
- To ci, którzy byli z tobą w kafeterii. - odgadł bez wszelkiego problemu
- Max, Michael, Isabel i Maria. Maria jest tą zmienioną – wyjaśniła – To ich obserwuje i szuka Sekcja Ósma. Renfro zapewne stwierdziła, że ja już się nie nadaję, a moje badania trzeba potwierdzić.
Alec podszedł bliżej, wbijając dłonie w kieszenie. Zielony wzrok już nieco złagodniał. Tak. Jeśli tu rzeczywiście chodziło o projekt Solaris, to Renfro była w stanie użyć wszelkich środków. W tym nawet Sekcji Ósmej. Przyjrzał się uważnie Liz, dostrzegając determinację i lekką nutę złości w wyrazie jej twarzy.
- Chronisz ich. - stwierdził spokojnie, chociaż musiał przyznać, że to go zaskoczyło – Związałaś się emocjonalnie. Teraz jesteś przeciw Renfro.
- Ja tam byłam Alec! - zeskoczyła z parapetu – W Manticore. Ty też. Wiesz jakie metody mają, wiesz jak chora jest Renfro w swoim okrucieństwie. - gniew syczał w jej głosie – Oni mają normalne życie. Co by ich czekało, gdyby Renfro ich dopadła?
Przyglądał się jej nadal, nie reagując szczególnie na słowa. Mówiła prawdę. Oni urodzili się w Manticore, od zawsze tam byli i nie znali innego życia. Ci tutaj mieli jednak jakąś egzystencję. Gdyby trafili do Manticore, nic juz nie byłoby w stanie naprawić urazu psychicznego. Wzruszył ramionami i przytaknął ze znudzeniem. Obrócił się, ponownie obrzucając pokój niechętnym spojrzeniem. Skierował się w stronę łóżka, kładąc się na nim beztrosko.
- Rozumiem, że nie muszę pytać czy zostajesz. - prychnęła, krzyżując ramionami
- Muszę cię pilnować. - odpowiedział jakby nigdy nic – Poza tym, nie spieszy mi się do Manticore.
- Oczywiście, że nie. - uśmiechnęła się z pobłażaniem i podeszła bliżej
Przez chwilę spoglądała jak leży swobodnie, z dłońmi splecionymi pod głową, z zamkniętymi oczami. Cały Alec. Bezczelny do granic możliwości i jednocześnie czarujący z tą swoją arogancją. Przewróciła oczami.
- Rozpychaj się w nocy, a skopię ci tyłek. - mruknęła, wiedząc, że ją doskonale słyszy
W odpowiedzi uzyskała tylko niewinny, a może raczej przewrotny uśmieszek.
c.d.n.