Balans - zakończenie
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Balans - zakończenie
Tytuł: „Balans”
kategoria: polarek (z elementami M/L i Mi/Ma)
streszczenie: Akcja rozpoczyna się w odcinku „Balance”, kiedy to Michael zapada na dziwną chorobę. Wszystkie wcześniejsze wydarzenia miały miejsce. Oczywiście zakładamy tradycyjne relacje Michael-Liz, czyli on jest cyniczny, a ona się boi (teoretycznie). W jaskini Rzeczny Pies instruuje wszystkich, jak ocalić Michaela. Padają jednak słowa ostrzeżenia wobec Liz, aby miała czyste uczucia i myśli. Liz początkowo się waha, ale wstępuje do kręgu. I tu zaczynają się kłopoty...
NA: Początkowo miała być to jedna z części „Huśtawki”, ale jednak rozdzieliłam to na dwa osobne opowiadania. „Huśtawka” będzie zdecydowanie krótsza (5 części) i pojawi się może w przyszłym tygodniu lub po Świętach. Jest specyficznym opowiadaniem, a to, co będzie się działo tutaj nie pasowało tam kompletnie. „Balans” to będzie osobna, nieco zakręcona historia. Jeszcze nie wiem z ilu części. Co ważniejsze – główny wątek zaczerpnęłam z opowiadania „Encounters” autorstwa PolarEmeralds.
1.
Wpatrywała się w ciało leżące na piaszczystym podłożu. Unosząne w niespokojnie płytkich oddechach, jakby łapał kurczowo swoje ostatnie tchnienie. Rozgorączkowane ciało przeszywały co chwila spazmy kosmicznych konwulsji. Z przerażeniem obserwowała jak lepka pajęczyna nieznanej im choroby zaczyna go spowijać. Niczym zahipnotyzowana, nie potrafiła oderwać wzroku. Myśli błądziły szaleńczo wokół niewypowiedzianych na głos pytań. Czy to było groźne? Czy ludzie też mogli na to zachorować? Czy innych kosmitów też to czekało? Czy to czekało również Maxa?
Przęłknęła ślinę. Wszyscy tutaj zamartwiali się o Michaela i usiłowali go uratować, a ona ze swoim śmiesznym ludzkim strachem szukała odpowiedzi na pytania, których być może nie powinna nawet zadawać. Spojrzała na Isabel. Blada bardziej niż zawsze. Błękitne oczy spowite we łzach. Jej „brat” własnie umierał, a oni nie wiedzieli co robić. Wiedziała, że Isabel poświęciłaby własne życie czy to za Maxa czy za Michaela, nie wahałaby się. Max tym bardziej. Ciemne oczy Liz przez chwilę się w niego wpatrywały. Odpowiedzialny i troskliwy, musiał teraz wręcz umierać z przerażenia. I wyrzutów, że nie potrafił nijak pomóc Michaelowi. Wszyscy dokoła się tym zadręczali.
Nawet Alex i Maria. Alex po prostu był przerażony. A Maria... ona ciągle coś czuła do Michaela, cokolwiek to było. Tylko Liz wahała się, ściskając nieporadnie kamień w dłoni. Powinna się zamartwiać o Michaela, tak jak oni wszyscy... I martwiła się. Naprawdę, przerażało ją to, co się działo. Chciała pomóc, chciała, żeby wyzdrowiał. Tylko jakaś część niej niesamowicie przejmowała się kosmiczną stronę tego wszystkiego i tym, że to mogło dotknąć również innych. Nie potrafiła tego w sobie powstrzymać.
Nie możesz dopuścić do siebie wątpliwości – chłodny głos rozbrzmiał w jej głowie
Zamrugała niepewnie, odrywając wzrok od Maxa i spoglądając na Indianina. Szare oczy wpatrywały się w nią z pełnią pytania i podejrzenia. Przytaknęła nerwowo i skupiła spojrzenie na Michaelu.
Jeśli nie oczyścisz umysłu z bocznych emocji, będziesz musiała opuścić krąg – oznajmił
Przymknęła powieki i nabrała głęboko powietrza. Odepchnęła myśli i zmartwienia o Maxa, żeby go nie zawieść. Wiedziała, że teraz liczy się dla niego jedynie Michael. Ratowanie Michaela. Musiała się skupić, żeby to się udało, żeby nie miał do niej żalu. Zacisnęła dłonie na kamieniu i odnalazła w myślach wszystkie swoje dziwne odczucia wobec Michela. Teraz musiała myśleć tylko o nim.
Jego intensywne spojrzenie. Badawcze. Zawsze wyraźnie śledzące ruchy. Uczucia Liz, uczucia, pomyślała błyskawicznie. Strach jaki w niej budził, niepewność... Pozytywne! Odwaga i ta niesamowita chęć chronienia najbliższych. Tak, zawsze to w nim podziwiała. Poświęcenie. Odrzucał wszystko, spychał na bok własny ból, byle tylko chronić innych. I zawsze ją zaskakiwało, jak szybko tę swoją opiekę roztoczył nad innych, nie tylko Issy i Maxa. Maria, Alex, nawet ona sama dostali się pod jego opiekę.
Bezpieczeństwo, powtarzała w myślach, Przy nim jestem bezpieczna.
Ostre szarpnięcie. Błysk. Wszystko zaczęło dziwnie wirować dokoła. Chyba zaczęli tworzyć ten krąg, o którym mówił Rzeczny Pies. Tak mocno skupiła się na Michaelu, że nie zauwazyła jak pozostali utworzyli formację. Nagle znaleźli się na pustyni, wciągnięci przez podświadomość Michaela. Widziała Isabel kurczowo obejmującą go. Maxa ściskającego dłoń brata. Alexa z wyrazem ulgi na twarzy. Marię, usiłująca odzyskać go rzeczywistości przez pocałunek. I w końcu obrócił się. Ich spojrzenia zetknęły się. Raz. Dwa. Trzy. Jakby pogrążała się w dziwnym magnetyzmie, który wciągał ja coraz głębiej. Skoncentrowała się mocniej na Michaelu. Wróć do nas. Nie opuszczaj nas. Zmrużył oczy, jakby prześwietlając ją spojrzeniem na wylot. Podeszła bliżej, nie mogąc oprzeć się dziwnemu przyciąganiu. Przy nim jestem bezpieczna. Wszystkie emocje w niej zlały się w dziwny wir, który momentalnie wciągnął ją do anstrakcyjnej kosmicznej otchłani. Miała wrażenie, że jakaś siła oplata ją i ciągle w kierunku Michaela. Będzie dobrze, będzie dobrze, jej myśli nie zmieniały kierunku.
Błysk.
Otworzyła oczy. Znów stała w ciamnej jaskini. Przesunęła spojrzenie po pozostałych. Michael tonął już w ramionach Isabel, która z półuśmiechem mamrotała jego imię. Max z wyrazem prawdziwego szczęścia przyglądał się im. Udało się. Udało się, usta Liz wygięły się w uśmiechu ulgi. Już było w porządku. Postarała się, skupiła wszystkie swoje myśli. Wreszcie zrobiła coś dobrze. Będzie dobrze.
* * *
Przetarła dłonią oczy. To była męcząca noc. Po powrocie z rezerwatu od razu położyła się spać. Sen przyszedł szybko, jakby tylko czekał aż Liz przymknie powieki. A teraz budziła się w pełni wypoczęta, chociaż miała dziwne uczucie ciężkości. Jakby była wciąż zmęczona albo obciążona jakimś kosmicznym balastem. Potrząsnęła głową. To było niedorzczne! Za dużo kosmicznych wrażeń jak na jeden dzień. Chociaż teraz z jakąś dziwaczną lekkością i uśmiechem podrywała się z łóżka.
Może to na myśl o tym,że wszystko się układało coraz lepiej. Problemy, których się tak obawiała i które tak ją przytłaczały, wydawały się powoli znikać. Przekręciła się na bok, mając nadzieję, że uda jej się uszczknąć odrobiny snu. Ziewnęła lekko. Jednak to wszystko potrafiło wycieńczyć. Okryła się szczelniej kołdrą, zamykając oczy. I po raz kolejny sen nadszedł błyskawicznie.
Wstał powoli, czując jak siły życiowe mu wracają. Jasne światło wreszcie przyjemnie docierało do jego spojówek, nie kalecząc jego zmysłów i nie osłabiając ciała. Nim zdołał się zorientować, ciepłe ramiona Isabel oplotły go ciasno a jej miękko głos powitał go. Pojawił się również Max. Wreszcie. Już nie biegał za swoją Liz. Stał tutaj, obok i wyciągał braterską dłoń w jego kierunku. Czy naprawdę musiał chorować, żeby zyskać odrobinę uwagi ze strony tego zakochanego po uszy kretyna? Oby nie. Uścisnął jego dłoń. Bracia. Alex, skąd on się tu wziął? Nie ważne, ale był tu i chyba w jakiś sposób pomagał. Maria... całkowicie zaskoczony jej obecnością. Coraz bliżej i bliżej. Miękkie usta musnęły jego wargi, chcąc go najwyraźniej ocucić. Obrócił się powoli, czując dziwny magnetyzm zmuszający jego ciało do odwrotu o sto osiemdziesiąt stopni. Liz Parker...
Nabrała głęboko powietrza, otwierając momentalnie oczy. Cała zlana potem. Przesunęła dłonie po twarzy, jakby chcąc zetrzeć resztki tego dziwnego snu. Najdziwniejszego, jaki kiedykolwiek miała. Wszystko było niezwykle wyraźne i czyste, tak jak w tej wizji w jaką wpadli oni wszyscy, ratując Michaela. Ale jednak była róznica w tym, co widziała wtedy, a co teraz. Zupełnie jakby w swoim śnie była... Michaelem. Widziała wszystko z jego perspektywy, odczuwała wszystko, co on, postrzegała jak on. A kiedy zobaczyła siebie... jak tamta dziwna siła, która ją wtedy omotała. Liz odetchnęła. Zdecydowanie za dużo kosmicznych wrażeń. Popadała już w paranoję.
* * *
Miękkie usta musnęły jego wargi, chcąc go najwyraźniej ocucić. Obrócił się powoli, czując dziwny magnetyzm zmuszający jego ciało do odwrotu o sto osiemdziesiąt stopni. Liz Parker... Drobna brunetka wpatrująca się w niego dziwnie i przyglądająca się. Słyszał bicie jej serca, rytm w znacznie przyspieszonym tempie. Ciemne oczy spoglądały na niego intensywnie. Miał wrażenie, że ogromna siła zaczyna ciągnąć jej ciało w jego stronę. I wzajemnie. Jego samego kusiło by do niej podejść. To było co najmniej dziwne. Nigdy wcześniej czegoś takiego w nim nie było. Może to przez przyjemne zdumienie jakie w nim wywołała – nieprzypuszczał, że ona może uratować mu życie. Że może chcieć ratować mu życie. I zaskakująco, nie myślała o Maxie. Dosłownie czuł jak jej myśli skupiają się na nim. Krążą tylko wokół niego. Samoistnie w jego podświadomości pojawiły się myśli o niej... Głęboki wir emocji zakręcił mu w głowie. Błysk.
Michael otworzył momentalnie oczy. Rozejrzał się dokoła. Pokój Maxa. No tak, już pamiętał. Prosto z jaskini przyjechali tutaj. Isabel nie chciała pozwolić by wracał do przyczepy, więc uparła się, żeby chociaż tej nocy u nich nocował. A on się zgodził. Zasnął jak zwykle, ale tym razem sen, który przyszedł był zaskakująco realistyczny. Jakby ponownie przeżywał to, co miało miejsce zaledwie kilka godzin temu w tym dziwnym śnie... wizji... cokolwiek to było. W tej gorączce, która prawie odebrała mu życie. A najwyraźniej rysował się obraz własnie Liz Parker. Dlaczego właśnie ona? Zmarszczył brwi, usiłując przypomnieć sobie pocałunek Marii. Skupić się na nim. Ale nieustannie myśli tworzyły wir, w którym na powierzchnię wypływała ta drażniąca brunetka. Nigdy wcześniej mu się nie śniła.
Co do cholery?, mruknął w myślach
c.d.n.
Last edited by _liz on Sat May 14, 2005 12:02 pm, edited 1 time in total.
Jestem w podłym humorze, więc nie będę się tu rozpisywać. Powiem tylko, że jestem mile zaskoczona kolejnym polarkiem. No i jeszcze przyjemniej robi się na myśl o Huśtawce.
Kolejny ff rozpoczynający się od tego odcinka. Lubię takie, które odnoszą się do konkretnego epizodu. Jeśli chodzi o Balance to tym bardziej, zawsze można w tej hostorii jeszcze coś dopowiedzieć (w przeciwieństwie do TEOTW, które już mi bokiem wychodzi).
Jedno pytanie: jak częstych aktualizacji możemy się spodziewać?
Kolejny ff rozpoczynający się od tego odcinka. Lubię takie, które odnoszą się do konkretnego epizodu. Jeśli chodzi o Balance to tym bardziej, zawsze można w tej hostorii jeszcze coś dopowiedzieć (w przeciwieństwie do TEOTW, które już mi bokiem wychodzi).
Jedno pytanie: jak częstych aktualizacji możemy się spodziewać?
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Interesujące Ostatnio znów nakręciłam się na polarki i nadrabiam starsze ff których nie czytałam kiedyś Myślałam, że pierwszo umieścisz Huśtawkę, ale dobre to co mamy a H. też jest interesująca I wiesz Marq, że ja nadal czekam na zaległe części?
Czyli scena z Rzecznym Psem odegrała się troszkę inaczej niż w serialu? Liz jednak zaryzykowała i mamy tego efekty teraz 'ciekawe' sny Jestem bardzo ciekawa dalszych relacji tych dwojga i w ogóle wyjścia z całej tej sytuacji związaniej z Maxem i Marią jeśli jakieś wyjście będzie Poza tym podoba mi się początkowy punkt widzenia Michaela, taka jakby 'niechęc' do Liz i odczucia względem postępowania Maxa...
No cóż czekam na kolejną częśc i pm'a
PS.Wiecie ile ja mam zaległości w komentarzach? I w ff H.? Kiedy ja to nadrobię
Czyli scena z Rzecznym Psem odegrała się troszkę inaczej niż w serialu? Liz jednak zaryzykowała i mamy tego efekty teraz 'ciekawe' sny Jestem bardzo ciekawa dalszych relacji tych dwojga i w ogóle wyjścia z całej tej sytuacji związaniej z Maxem i Marią jeśli jakieś wyjście będzie Poza tym podoba mi się początkowy punkt widzenia Michaela, taka jakby 'niechęc' do Liz i odczucia względem postępowania Maxa...
No cóż czekam na kolejną częśc i pm'a
PS.Wiecie ile ja mam zaległości w komentarzach? I w ff H.? Kiedy ja to nadrobię
Cieszy mnie, że podoba wam się moja niespodzianka. W ogóle nie planowałam tego ff. Zaczęłam go pisać w środę i tak się rozpędziłam, że mogłam już wczoraj zamieścić część pierwszą. nie martwcie się, Huśtawkę też dostaniecie.
Elip - o nie, nie, nie. To nie będzie drugie Polar Dream. Teraz może przypomina nieco to opowiadanie, ale w rzeczywistości Balans nie ma nic wspólnego ze snami. Będzie tu raczej chodziło o... łączność emocjonalną
nowa - a wiesz, że od dawna chciałam coś napisać "wychodząc" z odcinka Balance? Naprawdę. I tak się jakoś złożyło, że znalazłam odpowiednią fabułę. Może spodoba ci się również, że tym razem Maria nie będzie mieszana z błotem. Przeciwnie, będzie nawet sporo o uczuciach Michaela do niej
onarku - czekaj tatka latka Pierwotnie miała być rozhuśtana Huśtawka, ale ze względu na jej specyfikę pojawi się kiedyindziej. Musiałam scenę z Rzecznym Psem nieco przerobić na swoje potrzeby. Ale chyba aż tak mocno jej nie zmieniłam, co? Realizm to chyba będzie myśl przewodnia. Podkreślam - chyba...
W ogóle jeśli nie domyślacie się, to w całym tym "ceremoniale ratowania Michaela" Liz po prostu przesadziła ze skupieniem swoich myśli na Michaelu. Miała nie myśleć o Maxie, więc skoncentrowała się na Michaelu. I to też nie był zbyt dobry pomysł... Będzie nawet "zabawnie" w części 3...
2.
Nie słuchał w ogóle tego, co mówił Max. Jego myśli krążyły zupełnie w innym kierunku. Bardziej odległym i bliżej nieokreślonym. Chyba ciągle drgały w nim sprzeczne emocje wywołane tamtym snem. Snem czy też wizją. Wspomnieniem. Cokolwiek to było, niesamowicie odcisnęło się w jego pamięci. Wyraz jej twarzy, jej spojrzenie, ten delikatny uśmiech ulgi. Nigdy by nie podejrzewał, że Liz Parker może w jakikolwiek sposób przyczynić się do jego lepszego samopoczucia. Ale zapewne zrobiła to dla Maxa. Musiał ją o to poprosić, pomyślał błyskawicznie. Bo przecież innej możliwości nie było. Zbyt się go bała, by ośmielić się wejść do jego podświadomości. A jednak była tam. I miał wrażenie, że czuje jak jej myśli przepływają przez niego.
- Paranoja – mruknął sam do siebie
Dziwne spojrzenie, jakie posłał mu Max, oprzytomniło go momentalnie. Pokręcił tylko głowa, dając Maxowi znać, by nie wnikał w szczegły. Zresztą sam też powinien o tym zapomnieć. Przecież to tylko jeden sen. Jeden zwykły sen, który mógł się przyśnić każdemu. Nadmiar emocji po prostu pokierował jego podświadomością w taki a nie inny sposób. Westchnął, odpychając myśl o Liz w zakamarki swojego umysłu. Teraz zapewne powinien przejmować się bardziej Marią, która jak się spodziewał, zaskoczy go swoją niechybną obecnością. Nie przeczył, że to było miłe – ktoś naprawdę się o niego martwił. Ktoś inny niż Max, czy Isabel. Ale chyba nie był gotów jeszcze na to, czego potrzebowała Maria.
Wyskoczył z jeepa, nie czekając nawet na Maxa. I tak nie miał ochoty na rozmowy z nim, więc lepiej było od razu zniknąć w tłumie uczniów. Wszedł na szkolny korytarz, nawet nie rozglądając się dokoła. Miał zamiar odbębnić kilka lekcji i wynieść się z tego dusznego miejsca. Przejść się. Może iść do Crashdown coś zjeść. Cokolwiek, byle nie czuć na sobie tych spojrzeń litości i zmartwienia, jakie posyłało mu rodzeństwo Evans.
Zatrzymał się w pół kroku, widząc po przeciwnej stronie dwie znajome osoby. Blondynka jak zwykle coś mówiła, choć tym razem z mniejszym przejęciem, jakby spokojniej. Idąca obok brunetka wsłuchiwała się z uśmiechem w opowieść. Nagle jej spojrzenie uniosło się. Kilka sekund... i padło na niego. Wprost na niego.
Nabrała głęboko powietrza, otwierając momentalnie oczy. Cała zlana potem. Przesunęła dłonie po twarzy, jakby chcąc zetrzeć resztki tego dziwnego snu.
Zamrugał gwałtownie. Nigdy wcześniej nie miał wizji. Takich wizji. Bez dotyku, bez skupienia. Zupełnie jakby jej myśli same do niego przypłynęły. Chociaz to raczej nie przypominało myśli. Prędzej urywek wspomnienia. Widział jej zdumienie i przerażenie na twarzy, kiedy otwierała oczy. A potem te próby racjonalnego wyjaśnienia. Zupełnie jak on tego ranka.
- Michael – głos Marii wyrwał go z zamyślenia
Spojrzał na nię ze zdumieniem. Ocknij się. Wcisnął dłonie w kieszenie, usiłującprzybrać swoją tradycyjną pozę.
- Taa – mruknął niechętnie
Wiedział, że powinien być milszy, zwłaszcza po tym, co się stało ostatniej nocy, ale nie potrafił. Albo nie chciał.
- Jak się czujesz? - ciepły głos blondynki snuł wyraźną troskę
- Jak zwykle – wzruszył ramionami
Nie licząc tego, że wciąż pamiętam ból.
Przesunął wzrok na Liz, która dziwnie wpatrywała się w podłogę. Miał wrażenie, że przestała na chwile oddychać. Coś kłębiło się w jej umyśle. Coś mglistego i niezapowiedzianego. Jakby zaskoczona nagłym przypływem nieproszonych informacji.
* * *
- Jak się czujesz? - ciepły głos blondynki snuł wyraźną troskę
- Jak zwykle – wzruszył ramionami
Nie. Liz wiedziała, że coś było nie tak. Nie mógł czuć się normalnie po tym wszystkim co działo się poprzedniego wieczoru. Powinien co najmniej czuć się wycieńczony. W ogóle nie powinno go tutaj być. Lepiej by było, aby został w domu i odpoczywał. Musiało go wciąż boleć.
Momentalnie, jakby wciągnięta w dziwną przepaść zaiweszoną między rzeczywistością i snem, wróciły do niej niechciane wizje. Pojawiły się nowe.
Leżał skulony na pustyni, pośród dziwacznych znaków rozpisanych na piasku. Słońce prażyło niemiłosiernie, wypalając ból na jego skórze. Ból, który zaczynał promieniować i rozprzestrzeniać się na całe jego ciało. Chciał krzyczeć, ale głos grzązł mu w gardle. Szukał ich spojrzeniem bezradnie. Ich...
- Liz! - Maria szarpnęła ją za rękaw
Brunetka ocknęła się, mrugając gwałtownie. Ta wizja była tak wciągająca, że nie umiała jej przerwać, wyrwać się z niej. Czuła ból, który musiał czuć Michael. Każdą najmniejszą emocję. Odgarnęła nerwowo włosy za ucho, rumieniąc się.
- Zamyśliłam się – szeonęła, usiłując zatuszować przerażenie uśmiechem
- Zauważyliśmy – Maria pokiwała głową – I chyba wiemy nad czym – dodała kąśliwie
Liz pochyliła głowę. Nie miała pojęcia nad czym tak się zamyśliła. Może to i lepiej. Jeszcze źle by to zinterpretowała. Weź się w garść Liz, strofowała się w myślach. Rozedrgany wzrok przesunął się na chwilę na Michaela.
Przyglądał się jej uważnie, jakby badając czy czegoś nie ukrywała. Oczywiście, że ukrywała. Była tak pogrążona w tym zamyśleniu, że całkowicie wyłączyła się z rzeczywistości. A nigdy tak nie robiła. Parker była zawsze skoncentrowana i skupiona. Nawet jeśli o czymś myślała, potrafiła jednocześnie odbierać rzeczywistość.
Wnioski przyszły od razu. Wizje. Ona też ma wizje. I to przerażało go chyba najbardziej. Co ona mogła widzieć? Czy to przypadek, że on też zaczął mieć dziwne wizje? Parker, czeka nas rozmowa.
c.d.n.
Elip - o nie, nie, nie. To nie będzie drugie Polar Dream. Teraz może przypomina nieco to opowiadanie, ale w rzeczywistości Balans nie ma nic wspólnego ze snami. Będzie tu raczej chodziło o... łączność emocjonalną
nowa - a wiesz, że od dawna chciałam coś napisać "wychodząc" z odcinka Balance? Naprawdę. I tak się jakoś złożyło, że znalazłam odpowiednią fabułę. Może spodoba ci się również, że tym razem Maria nie będzie mieszana z błotem. Przeciwnie, będzie nawet sporo o uczuciach Michaela do niej
onarku - czekaj tatka latka Pierwotnie miała być rozhuśtana Huśtawka, ale ze względu na jej specyfikę pojawi się kiedyindziej. Musiałam scenę z Rzecznym Psem nieco przerobić na swoje potrzeby. Ale chyba aż tak mocno jej nie zmieniłam, co? Realizm to chyba będzie myśl przewodnia. Podkreślam - chyba...
W ogóle jeśli nie domyślacie się, to w całym tym "ceremoniale ratowania Michaela" Liz po prostu przesadziła ze skupieniem swoich myśli na Michaelu. Miała nie myśleć o Maxie, więc skoncentrowała się na Michaelu. I to też nie był zbyt dobry pomysł... Będzie nawet "zabawnie" w części 3...
2.
Nie słuchał w ogóle tego, co mówił Max. Jego myśli krążyły zupełnie w innym kierunku. Bardziej odległym i bliżej nieokreślonym. Chyba ciągle drgały w nim sprzeczne emocje wywołane tamtym snem. Snem czy też wizją. Wspomnieniem. Cokolwiek to było, niesamowicie odcisnęło się w jego pamięci. Wyraz jej twarzy, jej spojrzenie, ten delikatny uśmiech ulgi. Nigdy by nie podejrzewał, że Liz Parker może w jakikolwiek sposób przyczynić się do jego lepszego samopoczucia. Ale zapewne zrobiła to dla Maxa. Musiał ją o to poprosić, pomyślał błyskawicznie. Bo przecież innej możliwości nie było. Zbyt się go bała, by ośmielić się wejść do jego podświadomości. A jednak była tam. I miał wrażenie, że czuje jak jej myśli przepływają przez niego.
- Paranoja – mruknął sam do siebie
Dziwne spojrzenie, jakie posłał mu Max, oprzytomniło go momentalnie. Pokręcił tylko głowa, dając Maxowi znać, by nie wnikał w szczegły. Zresztą sam też powinien o tym zapomnieć. Przecież to tylko jeden sen. Jeden zwykły sen, który mógł się przyśnić każdemu. Nadmiar emocji po prostu pokierował jego podświadomością w taki a nie inny sposób. Westchnął, odpychając myśl o Liz w zakamarki swojego umysłu. Teraz zapewne powinien przejmować się bardziej Marią, która jak się spodziewał, zaskoczy go swoją niechybną obecnością. Nie przeczył, że to było miłe – ktoś naprawdę się o niego martwił. Ktoś inny niż Max, czy Isabel. Ale chyba nie był gotów jeszcze na to, czego potrzebowała Maria.
Wyskoczył z jeepa, nie czekając nawet na Maxa. I tak nie miał ochoty na rozmowy z nim, więc lepiej było od razu zniknąć w tłumie uczniów. Wszedł na szkolny korytarz, nawet nie rozglądając się dokoła. Miał zamiar odbębnić kilka lekcji i wynieść się z tego dusznego miejsca. Przejść się. Może iść do Crashdown coś zjeść. Cokolwiek, byle nie czuć na sobie tych spojrzeń litości i zmartwienia, jakie posyłało mu rodzeństwo Evans.
Zatrzymał się w pół kroku, widząc po przeciwnej stronie dwie znajome osoby. Blondynka jak zwykle coś mówiła, choć tym razem z mniejszym przejęciem, jakby spokojniej. Idąca obok brunetka wsłuchiwała się z uśmiechem w opowieść. Nagle jej spojrzenie uniosło się. Kilka sekund... i padło na niego. Wprost na niego.
Nabrała głęboko powietrza, otwierając momentalnie oczy. Cała zlana potem. Przesunęła dłonie po twarzy, jakby chcąc zetrzeć resztki tego dziwnego snu.
Zamrugał gwałtownie. Nigdy wcześniej nie miał wizji. Takich wizji. Bez dotyku, bez skupienia. Zupełnie jakby jej myśli same do niego przypłynęły. Chociaz to raczej nie przypominało myśli. Prędzej urywek wspomnienia. Widział jej zdumienie i przerażenie na twarzy, kiedy otwierała oczy. A potem te próby racjonalnego wyjaśnienia. Zupełnie jak on tego ranka.
- Michael – głos Marii wyrwał go z zamyślenia
Spojrzał na nię ze zdumieniem. Ocknij się. Wcisnął dłonie w kieszenie, usiłującprzybrać swoją tradycyjną pozę.
- Taa – mruknął niechętnie
Wiedział, że powinien być milszy, zwłaszcza po tym, co się stało ostatniej nocy, ale nie potrafił. Albo nie chciał.
- Jak się czujesz? - ciepły głos blondynki snuł wyraźną troskę
- Jak zwykle – wzruszył ramionami
Nie licząc tego, że wciąż pamiętam ból.
Przesunął wzrok na Liz, która dziwnie wpatrywała się w podłogę. Miał wrażenie, że przestała na chwile oddychać. Coś kłębiło się w jej umyśle. Coś mglistego i niezapowiedzianego. Jakby zaskoczona nagłym przypływem nieproszonych informacji.
* * *
- Jak się czujesz? - ciepły głos blondynki snuł wyraźną troskę
- Jak zwykle – wzruszył ramionami
Nie. Liz wiedziała, że coś było nie tak. Nie mógł czuć się normalnie po tym wszystkim co działo się poprzedniego wieczoru. Powinien co najmniej czuć się wycieńczony. W ogóle nie powinno go tutaj być. Lepiej by było, aby został w domu i odpoczywał. Musiało go wciąż boleć.
Momentalnie, jakby wciągnięta w dziwną przepaść zaiweszoną między rzeczywistością i snem, wróciły do niej niechciane wizje. Pojawiły się nowe.
Leżał skulony na pustyni, pośród dziwacznych znaków rozpisanych na piasku. Słońce prażyło niemiłosiernie, wypalając ból na jego skórze. Ból, który zaczynał promieniować i rozprzestrzeniać się na całe jego ciało. Chciał krzyczeć, ale głos grzązł mu w gardle. Szukał ich spojrzeniem bezradnie. Ich...
- Liz! - Maria szarpnęła ją za rękaw
Brunetka ocknęła się, mrugając gwałtownie. Ta wizja była tak wciągająca, że nie umiała jej przerwać, wyrwać się z niej. Czuła ból, który musiał czuć Michael. Każdą najmniejszą emocję. Odgarnęła nerwowo włosy za ucho, rumieniąc się.
- Zamyśliłam się – szeonęła, usiłując zatuszować przerażenie uśmiechem
- Zauważyliśmy – Maria pokiwała głową – I chyba wiemy nad czym – dodała kąśliwie
Liz pochyliła głowę. Nie miała pojęcia nad czym tak się zamyśliła. Może to i lepiej. Jeszcze źle by to zinterpretowała. Weź się w garść Liz, strofowała się w myślach. Rozedrgany wzrok przesunął się na chwilę na Michaela.
Przyglądał się jej uważnie, jakby badając czy czegoś nie ukrywała. Oczywiście, że ukrywała. Była tak pogrążona w tym zamyśleniu, że całkowicie wyłączyła się z rzeczywistości. A nigdy tak nie robiła. Parker była zawsze skoncentrowana i skupiona. Nawet jeśli o czymś myślała, potrafiła jednocześnie odbierać rzeczywistość.
Wnioski przyszły od razu. Wizje. Ona też ma wizje. I to przerażało go chyba najbardziej. Co ona mogła widzieć? Czy to przypadek, że on też zaczął mieć dziwne wizje? Parker, czeka nas rozmowa.
c.d.n.
Parker, czeka nas rozmowa. -najciekawsze zdanie w całej nowej części Nie, żeby ta częśc była nieciekawa bo zaraz cos se pomyślisz Marq czy może mam mówic kicia?
Podoba mi się te początkowe podejście Michaela chyba już o tym wspominałam co? Poza tym krótka byłą ta częśc Co Ty się obijasz huh? Czekam na jeszce
Podoba mi się te początkowe podejście Michaela chyba już o tym wspominałam co? Poza tym krótka byłą ta częśc Co Ty się obijasz huh? Czekam na jeszce
No popieram A w dodatku jaka obiecująca! No! Docenić to trzebaParker, czeka nas rozmowa. -najciekawsze zdanie w całej nowej części
Hmm.. te wizje to takie trochę dziwne są(to nie znaczy, że nie ciekawe ) , bo niby Liz zwykłym człowiekiem jest, z Michaelem zbytnich kontaktów nie miała bliższych, ale wizje to bez dotyku mają i to jakie!?! Chyba to przez tą jego dziwną chorobę i przez to, że w końcu to Liz go uratowała
Nie mam co komentować, bo ta część do najdłużysz nie należała... Chcemy więcej
No Parker, czeka was rozmowa
Bardzo mi się to wszystko podoba, jest takie tajemnicą osnute Widać Michael i Liz tym razem będą ze sobą z innych przyczyn, niż zwykle. Coś kosmicznego ich do siebie ciągnie. To wszystko jest takie lekko zawikłane, tajemnicze, że poprostu tzreba to przeczytać. Oby tak dalej! (taa, i humor mi się poprawił )
Bardzo mi się to wszystko podoba, jest takie tajemnicą osnute Widać Michael i Liz tym razem będą ze sobą z innych przyczyn, niż zwykle. Coś kosmicznego ich do siebie ciągnie. To wszystko jest takie lekko zawikłane, tajemnicze, że poprostu tzreba to przeczytać. Oby tak dalej! (taa, i humor mi się poprawił )
No nie wiem, czy mi się to spodoba Nie znoszę, kiedy Marię miesza się w takich fickach z błotem, fakt, ale też nie przepadam za opowiadaniami, w których coś tam między nimi jest, cos tam do siebie czują, a jednak i tak ostatecznie wychodzi, że nie są razem. Że Michael odchodzi do innej, do Liz. W takich wypadkach to już lepiej żeby nic między nimi nie było (a propos... masz zamiar jeszcze kiedyś w życiu napisać jakieś Candy opowiadanko? Coś w rodzaju Iskier, które wciąż uwielbiam )Może spodoba ci się również, że tym razem Maria nie będzie mieszana z błotem. Przeciwnie, będzie nawet sporo o uczuciach Michaela do niej
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Tak, tak - rozmowa. I to nie jedna. I na pewno niekonwencjonalna... bo cóż to za ciekawa rozmowa... w myślach
3.
Rzuciła książkę na biurko i przeciągnęła się lewniwie. Męczący dzień. Niemal cały spędziła na rozmyślaniu tylko nad jednym problemem. Michael. To naprawdę zaczynało być przerażające. Zbyt przerażające. Czasami miała wizje, gdy Max nawiązywał z nią kontakt przez dotyk czy pocałunek. Ale teraz one wszystkie rodziły się z niczego i wciągały ją tak głęboko... prosto w duszę Michaela... Czuła jego emocje, jakby sama je przeżywała. Może to efekt uboczny tego kręgu? Ale wtedy wszyscy mieliby wizje, a Maria o żadnych nie wspominała. Minie, na pewno minie, powtarzała sobie.
Obróciłą się momentalnie, czując czyjść obecność. Spojrzała za okno i wstrzymała oddech. Gdzieś tam w podświadomości chciała by był to Max, bo to on zawsze zwykł do niej przychodzić o tej porze. Ale tym razem zamiast bursztynowych oczu, ciemnej grzywki i ciepłego uśmiechu, powitał ją chłodny wzrok miodowycz tęczówek. Michael. Serce od razu podjechała do gardła. Co się stało? Coś się musiało stać. Błyskawicznie otworzyła okno. Chłodne powietrze musnęło jej twarz.
- Co sie dzieje? - zapytała ze strachem
- Ty mi to powiedz – wślizgnął się do jej pokoju bez zaproszenia
Zamrugała niepewnie, nie bardzo rozumiejąc sens jego słów. Cofnęła się do tyłu, jakby w obawie, że mógłby jej coś zrobić. Przełknęła ślinę. Czy on wie o moich wizjach? Jakby słyszał jej myśli, od razu powiedział:
- Masz wizje – chłodne stwierdzenie padło z jego ust
Rozchyliła usta, nie wiedząc, co powiedzieć. Mogła zaprzeczyć, ale on i tak by nie uwierzył. Chociaż z drugiej strony, mogła spróbować.
- Umm... nie wiem o czym mówisz – oplotła ramiona wokół siebie
Podszedł bliżej, osaczając ją i odgradzając od wolności. Zawsze się peszyła w jego obecności. Jakby sama jego osoba tamowała jej oddech, odbierała wszelkie mechanizmy obronne i uniemożliwiała jakąkolwiek ucieczkę. I on sobie doskonale zdawał z tego sprawę. Leniwy uśmieszek wpełzł na jego usta, kiedy zatrzymała się przy łóżku, nie mając gdzie uciec. Całe jej drobne ciało lekko drżało. Bała się. Pochylił się nad nią.
- Myślę, że doskonale wiesz – szepnął – Wizje. Widzisz to, czego nie powinnaś.
A czy kiedykolwiek wizje oznaczały widzenie tego, co słuszne?, myśli zaczęły kołatać się w jej głowie. Poza tym coraz bardziej obezwładniała ją świadomość, że on to wiedział. Skąd to wiedział? Owszem, jego spojrzenie zawsze bystrzejsze wychwytywało wiele elementów pozornie nie do poznania. Ale przecież TEGO nie mógł widzieć. Prawda? Uniosła niepewny wzrok na niego. Był tak blisko. Za blisko jak na jej słabe serce. Serce tak drżące na jego widok. A teraz dziwnie przyspieszony rytm, nie dający jej spokoju i rozgrzewający krew. Co się ze mną dzieje?, zwilżyła językiem usta.
Ciało zaczynało reagować jak nigdy wcześniej. Zawsze w jakiś sposób słabła przy nim, ale było to głównie spowodowane strachem. Teraz wydawało się, że żyłami płynie rozpalona krew podsycana fascynacją. Magnetyzmem, którego wcześniej nie było, a który teraz ciągnął ją w stronę swojego przeciwnego bieguna – Michaela. Nie tylko nią tak motało nowe uczucie. On też nie potrafił opanować ogromnego pragnienia by znaleźć się bliżej. Zmysły same ciągnęły w jej stronę, chcąc upoić się niesamowitą aurą jaką wokół siebie roztaczała. Dłoń wsunęła się na jej ramię, jakby chcąc ją uspokoić lub po prostu poczuć drżenie jej ciała pod opuszkami.
Ściskała mocno kamień, wpatrując się w niego. Przerażenie wymalowane na jej twarzy powoli przechodziło w koncentrację. Przymknęła powieki, pozwalając myślom tworzyć karuzelę tylko jednego tematu. Michael. Nie odsunął się, wciągnięty w tą jaskrawą wizję. Czuł wszystkie jej emocje i chciał więcej. Przy nim jestem bezpieczna, jej myśli przepływały przez jego umysł, On jest bezpieczny.
Momentalnie odskoczył od niej, zaskoczony tym, co widział, co słyszał. Nie rozumiał. Bał się zrozumieć. Powinna się jego bać. Bała się. Ale jednak uważała się za bezpieczną w jego obecności. Coś się działo i nie miał pojęcia skąd się to brało.
- Widziałaś to – nie odrywał od niej spojrzenia
Rozchylone usta przez chwilę nie mogły odnaleźć słów, które chciały wypowiedzieć. Przytaknęła tylko. Odsunął się od niej na bezpieczną odległość. Zmrużył oczy.
- Co to jest?
- Ty mi powiedz – syknęła , za późno gryząc się w język
Uniósł brew w zdumieniu. Wreszcie Parker potrafiła mówić.
- To coś kosmicznego – wymamrotała
- No co ty? - złośliwy ton przeszył ją
- Myślałam... zaczęło się wczoraj – przyznała – Może to taki efekt uboczny ratowania cię.
Uważnie się jej przyglądał. Naukowy umysł wreszcie zaczynał funkcjonować. Ale gdyby tak było, gdyby to proste wyjaśnienie było prawdą, dlaczego tyko oni dwoje mieli te wizje? Nie. To by było za proste, szarpnął ją za rękę i pociągnął za sobą w stronę okna. Jest jeden sposób by się dowiedzieć...
* * *
Dreptała za nim, usiłując dotrzymać mu kroku. Szedł szybko, nie zwracając uwagi na to, że nie mogła za nim nadążyć. Znała tę drogę. Kierowali się w stronę domu Maxa. Wstrzymała oddech. Czy on miał zamiar powiedzieć o wszystkim Maxowi? Nagłe poczuciewiny przepłynęło przez jej ciało. Max mnie znienawidzi. Nie zrozumie, maniakalne myśli wypełniły jej umysł, Pomyśli sobie...
- Przestań już! - rozdrażniony głos Michaela przeciął powietrze – Max w życiu by cię nie znienawidził. I nie obwiniaj się – wciąż idealnie odbierał jej uczucia
- Co?!
Liz zatrzymała się, zmuszając i jego, by stanął. Spojrzał na nię ze zniecierpliwieniem, a ona tylko wgapiała się w niego.
- Michael... ja nic nie mówiłam, tylko... - zachłysnęła się powietrzem, rozumiejąc co się musiało stać
Uniósł brwi w zdumieniu, przyglądając się jej. Był pewien, że słyszy ten drażniący głos rozpaczliwie mamroczący o Maxie. Skoro jednak nie mówiła nic, to znaczyło...
- Hmm – podrapał się w brew – W takim razie umiem czytać w twoich myślach.
Jej usta rozchyliły się jeszcze bardziej w wyrazie szoku. Jak to czyta w moich myślach? Teraz też?
- Tak, teraz też – przewrócił oczami
Westchnęła, rozcierając drugą dłonią skroń. To było za wiele jak dla niej na jeden wieczór. Nagle zaczęła mieć dziwne wizje, czuła emocje Michaela a teraz on czytał jej myśli. Świetnie. Po prostu świetnie. Gorzej już być nie może.
- Grr... - mruknął Michael, ponownie ruszając i ciągnąc ją za sobą – Ty pewnie też możesz odczytać moje.
I nie ma nic cudownego w czytaniu myśli tak męczącej osoby.
- Nie jestem męcząca! - zaprostestowała, ale posłusznie szła za nim
Prychnął. Była niesamowicie męcząca, aż dziw, że Max a nią wytrzymywał. Poukładana, idealna, miła i cholernie drażniąca. Drażniła tym swoim geniuszem. Wszyscy ją uwielbiali. A tak naprawdę była słabym maleństwem, które by nie zginąć spełniało oczekiwania innych. Oczekiwania Maxa też idealnie spełnia, zmieniając się w jego laleczkę. Ciche westchnienie uświadomiło mu, że to usłyszała. Nie powinno to być dla niej nowością, Michael już taki był. Nie odezwała sie. Nie dopuściła też do głosu żadnej myśli. Chociaż czuł wyraźnie wszystko co czuła ona. Uraza, smutek, lekki strach.
- Oboje wiemy, że zmienia cię w porcelanową laleczkę – mruknął, jakby to miały być przeprosiny za wcześniejsze myśli
Nadal nie odpowiadała. Wyswobodziła dłoń z jego uścisku i przyspieszyła kroku, idąc teraz obok niego. Zerknał na nią uważnie. Wpatrywała się w przed siebie, usiłując zignorować jego spojrzenie ślizgające się po jej twarzy. Mógłby przestać się na mnie gapić, nawet nie zwracała uwagi na to, że ją słyszy doskonale. Słyszy jej myśli. Dopiero złośliwy uśmieszek na jego ustach jej o tym przypomniał.
- Ugh! - potrząsnęła głową jak w obrzydzeniu
Odpowiedział jej tylko stłumiony śmiech. Świetnie. Jemu jest wesoło. Bawi go to. Jak duży dzieciak, który nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Okropny. Nieznośny, zauważyła jego dziwne spojrzenie pełne rozbawienia, I nie obchodzi mnie, że słyszysz moje myśli! Jesteś odpychającym, złośliwym... aroganckim, jej myśli gotowały sie pod wpływem emocji, Bezczelnym typem! Pozbawiony wszelkich emocji. Wypruty z uczuć. Pusty. Kompletnie egoistyczny. Całkowicie nieemocjonalny tylko... tylko... fizyczny...
W mgnieniu oka jego ramię oplotło ją wokół. Nim się zorientowała, przycisnął ją do pobliskiego drzewa, przypierając na nią własnym ciałem. Ze zdumieniem czytał jej myśli. Nawet nie podejrzewał, że w tej małej istotce może kłębić się tyle agresji i gniewu. Na głos nigdy by pewnie tego nie wypowiedziała tych słów. Hmm, jednak był jakiś plus czytania w jej myślach. Widzieć iskry w ciemnych tęczówkach, zarys emocji na jej twarzy i słyszeć te ostre słowa... kiedy nieświadomie pomyślała o nim jako o „fizycznym”, nie mógł się powstrzymać.
- Fizyczny? - zapytał z nieukrywanym uśmieszkiem zadowolenia
Drobne ciałko zastygło, wstrzymując powietrze. Jego ciało było przyciśnięte do niej, uniemożliwiając wszelki ruch. Twarda kora wpijała się w jej plecy.
Obróciła głowę na bok, wbijając wzrok w odległy punkt. Ciepłe dłonie po obu stronach jej ciała. Nie to miałam na myśli, fuknęła. Delikatny śmiech przesunął się po jej szyi. Obłoczki goracego oddechu odbijały się od jej skóry, przesyłając drobne fale ciarek wzdłuż jej ciała.
- Przyznaj się – szepnął wprost do jej ucha - Podoba ci się ta... zachichotał – Fizyczność.
Jęknęła i przewróciła oczami.
- Masz za wysokie mniemanie o sobie – syknęła
Przesunął obie dłonie na jej talię, zataczając kciukami drobne kółka. Momentalnie wciągnęła głęboko powietrze, przymykając powieki. Dziwne uczucie gorąca zaczęło się rozpływać po jej ciele, wzbudzając nieodpowiednie myśli. Ciepłe dłonie, nie powstrzymała natrętnej myśli. Kolejny obłoczek rozbawienia przemknął po jej szyi razem z muśnięciem jego ust.
- Dobra – mruknął – Chodź.
Oderwał sięod niej, sięgając po jej dłoń i ponownie ciągnąć ją za sobą. Jęknęła, znów zmuszona dotrzymać mu kroku.
- Możesz mi powiedzieć, jak Max ma tu pomóc? - zapytał chłodno
- A kto powiedział, że idziemy do Maxa?
* * *
Rozejrzała sie niepewnie dokoła, teraz kurczowo ściskając jego dłoń. Jej początkowe podejrzenia, że idą do Maxa okazały się być racją. Ale nie pełną. Michael po prostu pożyczył jeepa od Maxa, oczywiście ani słowem nie wspominając, że wybiera się słowem nie wspominając, że wybiera się gdzieś z Liz. Jej samej nie wyjaśnił dokąd zmierzają. Dopiero gdy się zatrzymali, rozpoznała w ciemnościach teren rezerwatu, który odwiedzili ostatniego wieczoru. Teraz razem z Michaelem zmierzali za Rzecznym psem w stronę jaskini. Prawie nic nie widziała w tych ciemnościach, więc ściskała bezradnie dłoń Michaela, żeby się nie zgubić. Nie zgubię cię, dotarł do jej umysłu jego spokojny głos. Mam nadzieję, odpowiedziała mu w myślach. Obrócił na chwilę głowę, spoglądając na nią. Chociaż miałbym wtedy kłopot z głowy, była pewna, że się uśmiechał sarkastycznie.
Rzeczny Pies zatrzymał ich wreszcie, rozpalając łuczywo. Przyjrzał się ich twarzom w mglistym świetle pochodni, poczym przesunął wzrok na ich splecione dłonie. Od razu, jak oparzeni zwolnili uścisk.
- Co się dokładnie dzieje? - zapytał ich
- Od razu po wczorajszym powrocie – Liz zaczęła realcjonować – Miałam ten dziwny sen. Widziałam to, co się działo jak um... ratowaliśmy Michaela... - zerknęła na niego – Ale jakbym czuła to, co on. No i te wizje...
- Wizje. - powtórzył Indianin – Czujecie to, co czuje ta druga osoba. Swoje wzajemne emocje.
- Taaa – Michael podrapał się w brew – I czytamy swoje myśli.
Indianin przytaknął, najwyraźniej doskonale rozumiejąc co się stało. Spojrzał na Liz uważnie.
- Mówiłem, żebyś nie dopuszczała bocznych myśli – zarumieniła się – O czym myślałaś?
- Ummm... - zbiła wzrok w ziemię – O Michaelu.
Guerin spojrzał na nią ze zdumieniem. Myślała o nim? Nie robiłą tego dla Maxa?
- Pytanie, dlaczego Michael myślał o tobie?
Zamrugał zaskoczony. Gdy ją zobaczył w tym kręgu to po prostu jakoś tak wyszło, że zaczął o niej myśleć. Ale co to miało do rzeczy?
- Utworzyliście więź – wyjaśnił Rzeczny Pies spokojnie – Bardzo silną. Dlatego macie wizje, czujecie swoje emocje, czytacie myśli. Jesteście ze sobą połączeni.
- Jak to zerwać? - zapytali jednocześnie
- Tego nie da się zerwać.
c.d.n.
3.
Rzuciła książkę na biurko i przeciągnęła się lewniwie. Męczący dzień. Niemal cały spędziła na rozmyślaniu tylko nad jednym problemem. Michael. To naprawdę zaczynało być przerażające. Zbyt przerażające. Czasami miała wizje, gdy Max nawiązywał z nią kontakt przez dotyk czy pocałunek. Ale teraz one wszystkie rodziły się z niczego i wciągały ją tak głęboko... prosto w duszę Michaela... Czuła jego emocje, jakby sama je przeżywała. Może to efekt uboczny tego kręgu? Ale wtedy wszyscy mieliby wizje, a Maria o żadnych nie wspominała. Minie, na pewno minie, powtarzała sobie.
Obróciłą się momentalnie, czując czyjść obecność. Spojrzała za okno i wstrzymała oddech. Gdzieś tam w podświadomości chciała by był to Max, bo to on zawsze zwykł do niej przychodzić o tej porze. Ale tym razem zamiast bursztynowych oczu, ciemnej grzywki i ciepłego uśmiechu, powitał ją chłodny wzrok miodowycz tęczówek. Michael. Serce od razu podjechała do gardła. Co się stało? Coś się musiało stać. Błyskawicznie otworzyła okno. Chłodne powietrze musnęło jej twarz.
- Co sie dzieje? - zapytała ze strachem
- Ty mi to powiedz – wślizgnął się do jej pokoju bez zaproszenia
Zamrugała niepewnie, nie bardzo rozumiejąc sens jego słów. Cofnęła się do tyłu, jakby w obawie, że mógłby jej coś zrobić. Przełknęła ślinę. Czy on wie o moich wizjach? Jakby słyszał jej myśli, od razu powiedział:
- Masz wizje – chłodne stwierdzenie padło z jego ust
Rozchyliła usta, nie wiedząc, co powiedzieć. Mogła zaprzeczyć, ale on i tak by nie uwierzył. Chociaż z drugiej strony, mogła spróbować.
- Umm... nie wiem o czym mówisz – oplotła ramiona wokół siebie
Podszedł bliżej, osaczając ją i odgradzając od wolności. Zawsze się peszyła w jego obecności. Jakby sama jego osoba tamowała jej oddech, odbierała wszelkie mechanizmy obronne i uniemożliwiała jakąkolwiek ucieczkę. I on sobie doskonale zdawał z tego sprawę. Leniwy uśmieszek wpełzł na jego usta, kiedy zatrzymała się przy łóżku, nie mając gdzie uciec. Całe jej drobne ciało lekko drżało. Bała się. Pochylił się nad nią.
- Myślę, że doskonale wiesz – szepnął – Wizje. Widzisz to, czego nie powinnaś.
A czy kiedykolwiek wizje oznaczały widzenie tego, co słuszne?, myśli zaczęły kołatać się w jej głowie. Poza tym coraz bardziej obezwładniała ją świadomość, że on to wiedział. Skąd to wiedział? Owszem, jego spojrzenie zawsze bystrzejsze wychwytywało wiele elementów pozornie nie do poznania. Ale przecież TEGO nie mógł widzieć. Prawda? Uniosła niepewny wzrok na niego. Był tak blisko. Za blisko jak na jej słabe serce. Serce tak drżące na jego widok. A teraz dziwnie przyspieszony rytm, nie dający jej spokoju i rozgrzewający krew. Co się ze mną dzieje?, zwilżyła językiem usta.
Ciało zaczynało reagować jak nigdy wcześniej. Zawsze w jakiś sposób słabła przy nim, ale było to głównie spowodowane strachem. Teraz wydawało się, że żyłami płynie rozpalona krew podsycana fascynacją. Magnetyzmem, którego wcześniej nie było, a który teraz ciągnął ją w stronę swojego przeciwnego bieguna – Michaela. Nie tylko nią tak motało nowe uczucie. On też nie potrafił opanować ogromnego pragnienia by znaleźć się bliżej. Zmysły same ciągnęły w jej stronę, chcąc upoić się niesamowitą aurą jaką wokół siebie roztaczała. Dłoń wsunęła się na jej ramię, jakby chcąc ją uspokoić lub po prostu poczuć drżenie jej ciała pod opuszkami.
Ściskała mocno kamień, wpatrując się w niego. Przerażenie wymalowane na jej twarzy powoli przechodziło w koncentrację. Przymknęła powieki, pozwalając myślom tworzyć karuzelę tylko jednego tematu. Michael. Nie odsunął się, wciągnięty w tą jaskrawą wizję. Czuł wszystkie jej emocje i chciał więcej. Przy nim jestem bezpieczna, jej myśli przepływały przez jego umysł, On jest bezpieczny.
Momentalnie odskoczył od niej, zaskoczony tym, co widział, co słyszał. Nie rozumiał. Bał się zrozumieć. Powinna się jego bać. Bała się. Ale jednak uważała się za bezpieczną w jego obecności. Coś się działo i nie miał pojęcia skąd się to brało.
- Widziałaś to – nie odrywał od niej spojrzenia
Rozchylone usta przez chwilę nie mogły odnaleźć słów, które chciały wypowiedzieć. Przytaknęła tylko. Odsunął się od niej na bezpieczną odległość. Zmrużył oczy.
- Co to jest?
- Ty mi powiedz – syknęła , za późno gryząc się w język
Uniósł brew w zdumieniu. Wreszcie Parker potrafiła mówić.
- To coś kosmicznego – wymamrotała
- No co ty? - złośliwy ton przeszył ją
- Myślałam... zaczęło się wczoraj – przyznała – Może to taki efekt uboczny ratowania cię.
Uważnie się jej przyglądał. Naukowy umysł wreszcie zaczynał funkcjonować. Ale gdyby tak było, gdyby to proste wyjaśnienie było prawdą, dlaczego tyko oni dwoje mieli te wizje? Nie. To by było za proste, szarpnął ją za rękę i pociągnął za sobą w stronę okna. Jest jeden sposób by się dowiedzieć...
* * *
Dreptała za nim, usiłując dotrzymać mu kroku. Szedł szybko, nie zwracając uwagi na to, że nie mogła za nim nadążyć. Znała tę drogę. Kierowali się w stronę domu Maxa. Wstrzymała oddech. Czy on miał zamiar powiedzieć o wszystkim Maxowi? Nagłe poczuciewiny przepłynęło przez jej ciało. Max mnie znienawidzi. Nie zrozumie, maniakalne myśli wypełniły jej umysł, Pomyśli sobie...
- Przestań już! - rozdrażniony głos Michaela przeciął powietrze – Max w życiu by cię nie znienawidził. I nie obwiniaj się – wciąż idealnie odbierał jej uczucia
- Co?!
Liz zatrzymała się, zmuszając i jego, by stanął. Spojrzał na nię ze zniecierpliwieniem, a ona tylko wgapiała się w niego.
- Michael... ja nic nie mówiłam, tylko... - zachłysnęła się powietrzem, rozumiejąc co się musiało stać
Uniósł brwi w zdumieniu, przyglądając się jej. Był pewien, że słyszy ten drażniący głos rozpaczliwie mamroczący o Maxie. Skoro jednak nie mówiła nic, to znaczyło...
- Hmm – podrapał się w brew – W takim razie umiem czytać w twoich myślach.
Jej usta rozchyliły się jeszcze bardziej w wyrazie szoku. Jak to czyta w moich myślach? Teraz też?
- Tak, teraz też – przewrócił oczami
Westchnęła, rozcierając drugą dłonią skroń. To było za wiele jak dla niej na jeden wieczór. Nagle zaczęła mieć dziwne wizje, czuła emocje Michaela a teraz on czytał jej myśli. Świetnie. Po prostu świetnie. Gorzej już być nie może.
- Grr... - mruknął Michael, ponownie ruszając i ciągnąc ją za sobą – Ty pewnie też możesz odczytać moje.
I nie ma nic cudownego w czytaniu myśli tak męczącej osoby.
- Nie jestem męcząca! - zaprostestowała, ale posłusznie szła za nim
Prychnął. Była niesamowicie męcząca, aż dziw, że Max a nią wytrzymywał. Poukładana, idealna, miła i cholernie drażniąca. Drażniła tym swoim geniuszem. Wszyscy ją uwielbiali. A tak naprawdę była słabym maleństwem, które by nie zginąć spełniało oczekiwania innych. Oczekiwania Maxa też idealnie spełnia, zmieniając się w jego laleczkę. Ciche westchnienie uświadomiło mu, że to usłyszała. Nie powinno to być dla niej nowością, Michael już taki był. Nie odezwała sie. Nie dopuściła też do głosu żadnej myśli. Chociaż czuł wyraźnie wszystko co czuła ona. Uraza, smutek, lekki strach.
- Oboje wiemy, że zmienia cię w porcelanową laleczkę – mruknął, jakby to miały być przeprosiny za wcześniejsze myśli
Nadal nie odpowiadała. Wyswobodziła dłoń z jego uścisku i przyspieszyła kroku, idąc teraz obok niego. Zerknał na nią uważnie. Wpatrywała się w przed siebie, usiłując zignorować jego spojrzenie ślizgające się po jej twarzy. Mógłby przestać się na mnie gapić, nawet nie zwracała uwagi na to, że ją słyszy doskonale. Słyszy jej myśli. Dopiero złośliwy uśmieszek na jego ustach jej o tym przypomniał.
- Ugh! - potrząsnęła głową jak w obrzydzeniu
Odpowiedział jej tylko stłumiony śmiech. Świetnie. Jemu jest wesoło. Bawi go to. Jak duży dzieciak, który nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Okropny. Nieznośny, zauważyła jego dziwne spojrzenie pełne rozbawienia, I nie obchodzi mnie, że słyszysz moje myśli! Jesteś odpychającym, złośliwym... aroganckim, jej myśli gotowały sie pod wpływem emocji, Bezczelnym typem! Pozbawiony wszelkich emocji. Wypruty z uczuć. Pusty. Kompletnie egoistyczny. Całkowicie nieemocjonalny tylko... tylko... fizyczny...
W mgnieniu oka jego ramię oplotło ją wokół. Nim się zorientowała, przycisnął ją do pobliskiego drzewa, przypierając na nią własnym ciałem. Ze zdumieniem czytał jej myśli. Nawet nie podejrzewał, że w tej małej istotce może kłębić się tyle agresji i gniewu. Na głos nigdy by pewnie tego nie wypowiedziała tych słów. Hmm, jednak był jakiś plus czytania w jej myślach. Widzieć iskry w ciemnych tęczówkach, zarys emocji na jej twarzy i słyszeć te ostre słowa... kiedy nieświadomie pomyślała o nim jako o „fizycznym”, nie mógł się powstrzymać.
- Fizyczny? - zapytał z nieukrywanym uśmieszkiem zadowolenia
Drobne ciałko zastygło, wstrzymując powietrze. Jego ciało było przyciśnięte do niej, uniemożliwiając wszelki ruch. Twarda kora wpijała się w jej plecy.
Obróciła głowę na bok, wbijając wzrok w odległy punkt. Ciepłe dłonie po obu stronach jej ciała. Nie to miałam na myśli, fuknęła. Delikatny śmiech przesunął się po jej szyi. Obłoczki goracego oddechu odbijały się od jej skóry, przesyłając drobne fale ciarek wzdłuż jej ciała.
- Przyznaj się – szepnął wprost do jej ucha - Podoba ci się ta... zachichotał – Fizyczność.
Jęknęła i przewróciła oczami.
- Masz za wysokie mniemanie o sobie – syknęła
Przesunął obie dłonie na jej talię, zataczając kciukami drobne kółka. Momentalnie wciągnęła głęboko powietrze, przymykając powieki. Dziwne uczucie gorąca zaczęło się rozpływać po jej ciele, wzbudzając nieodpowiednie myśli. Ciepłe dłonie, nie powstrzymała natrętnej myśli. Kolejny obłoczek rozbawienia przemknął po jej szyi razem z muśnięciem jego ust.
- Dobra – mruknął – Chodź.
Oderwał sięod niej, sięgając po jej dłoń i ponownie ciągnąć ją za sobą. Jęknęła, znów zmuszona dotrzymać mu kroku.
- Możesz mi powiedzieć, jak Max ma tu pomóc? - zapytał chłodno
- A kto powiedział, że idziemy do Maxa?
* * *
Rozejrzała sie niepewnie dokoła, teraz kurczowo ściskając jego dłoń. Jej początkowe podejrzenia, że idą do Maxa okazały się być racją. Ale nie pełną. Michael po prostu pożyczył jeepa od Maxa, oczywiście ani słowem nie wspominając, że wybiera się słowem nie wspominając, że wybiera się gdzieś z Liz. Jej samej nie wyjaśnił dokąd zmierzają. Dopiero gdy się zatrzymali, rozpoznała w ciemnościach teren rezerwatu, który odwiedzili ostatniego wieczoru. Teraz razem z Michaelem zmierzali za Rzecznym psem w stronę jaskini. Prawie nic nie widziała w tych ciemnościach, więc ściskała bezradnie dłoń Michaela, żeby się nie zgubić. Nie zgubię cię, dotarł do jej umysłu jego spokojny głos. Mam nadzieję, odpowiedziała mu w myślach. Obrócił na chwilę głowę, spoglądając na nią. Chociaż miałbym wtedy kłopot z głowy, była pewna, że się uśmiechał sarkastycznie.
Rzeczny Pies zatrzymał ich wreszcie, rozpalając łuczywo. Przyjrzał się ich twarzom w mglistym świetle pochodni, poczym przesunął wzrok na ich splecione dłonie. Od razu, jak oparzeni zwolnili uścisk.
- Co się dokładnie dzieje? - zapytał ich
- Od razu po wczorajszym powrocie – Liz zaczęła realcjonować – Miałam ten dziwny sen. Widziałam to, co się działo jak um... ratowaliśmy Michaela... - zerknęła na niego – Ale jakbym czuła to, co on. No i te wizje...
- Wizje. - powtórzył Indianin – Czujecie to, co czuje ta druga osoba. Swoje wzajemne emocje.
- Taaa – Michael podrapał się w brew – I czytamy swoje myśli.
Indianin przytaknął, najwyraźniej doskonale rozumiejąc co się stało. Spojrzał na Liz uważnie.
- Mówiłem, żebyś nie dopuszczała bocznych myśli – zarumieniła się – O czym myślałaś?
- Ummm... - zbiła wzrok w ziemię – O Michaelu.
Guerin spojrzał na nią ze zdumieniem. Myślała o nim? Nie robiłą tego dla Maxa?
- Pytanie, dlaczego Michael myślał o tobie?
Zamrugał zaskoczony. Gdy ją zobaczył w tym kręgu to po prostu jakoś tak wyszło, że zaczął o niej myśleć. Ale co to miało do rzeczy?
- Utworzyliście więź – wyjaśnił Rzeczny Pies spokojnie – Bardzo silną. Dlatego macie wizje, czujecie swoje emocje, czytacie myśli. Jesteście ze sobą połączeni.
- Jak to zerwać? - zapytali jednocześnie
- Tego nie da się zerwać.
c.d.n.
Uf no wreszcie sptkali się i "gadali" ze sobą . Teraz już będzie fajnie . Śmiałam się cały czas. Ciekawe czy nauczą sie kontrolować swoje myśli... Ciekawe czy wiedzą co myśli druga osoba tylko jak mają ze sobą fizyczny kontakt... / trzymali się za ręce w drodze.
Tego nie da się zerwać super . Tylko, że nie dla nich , biedaczki...
Tego nie da się zerwać super . Tylko, że nie dla nich , biedaczki...
Czytaj między wierszami...
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Ja to im współczuję. Jakby ktoś mógł moje myśli czytać, to chyba bym się ze wstydu spaliła Nie to, że mam niewiadomo jakie myśli Czasem są poprostu... niekontrolowane...
No ale wracając do opowiadania.
Przesunął obie dłonie na jej talię, zataczając kciukami drobne kółka. Momentalnie wciągnęła głęboko powietrze, przymykając powieki.[...]
- Dobra – mruknął – Chodź.
yyyy... nie no nie pogada z nimi, nastrój zmienny mają
- Tego nie da się zerwać.
he he he
Ale włąśnie też się nad tym zastanawiałam. Bo wizje mają nawet jak się nie dotkną, ale czytać w myślach zaczęli chyba dopiero po tym, jak złapali się za ręce...
Mi też strasznie brakowało polarków. x-tremarki mi się powoli nudzą, ale jeżeli chodzi o parę Mi&L, to raczej nuda mi nie grozi...
No ale wracając do opowiadania.
Przesunął obie dłonie na jej talię, zataczając kciukami drobne kółka. Momentalnie wciągnęła głęboko powietrze, przymykając powieki.[...]
- Dobra – mruknął – Chodź.
yyyy... nie no nie pogada z nimi, nastrój zmienny mają
- Tego nie da się zerwać.
he he he
no nie tylkoaras wrote:trzymali się za ręce w drodze.
Ale włąśnie też się nad tym zastanawiałam. Bo wizje mają nawet jak się nie dotkną, ale czytać w myślach zaczęli chyba dopiero po tym, jak złapali się za ręce...
Mi też strasznie brakowało polarków. x-tremarki mi się powoli nudzą, ale jeżeli chodzi o parę Mi&L, to raczej nuda mi nie grozi...
No... no no NO Ciekawe co TERAZ zrobią, he he Nie da się zerwać. Dobrze im tak
A tak poważnie... No cóż, sami się w to wpakowali, ale przecież niechcący. Jedno zbyt intensywnie myślało o drugim? Interesujące I co oni teraz zrobią? Ja bym chyba z okna skoczyła, jakby ktoś mógł czytać mi w myślach Poważnie
A tak poważnie... No cóż, sami się w to wpakowali, ale przecież niechcący. Jedno zbyt intensywnie myślało o drugim? Interesujące I co oni teraz zrobią? Ja bym chyba z okna skoczyła, jakby ktoś mógł czytać mi w myślach Poważnie
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Ulubione zdanie w tej części -> Tego nie da się zerwać
Właściwie perspektywa czytania w myślach jest dośc interesująca Wiedziec co inni o tobie myślą jednak taka reakcaj obustronna może byc jeszcze bardziej intrygująca
Czyżby Liz zaczynała czuc jakąś fizycznośc do Michaela? Oby tak dalej robi się ciekawie
Chcemy nową częśc! Chcemy nową częśc!
Właściwie perspektywa czytania w myślach jest dośc interesująca Wiedziec co inni o tobie myślą jednak taka reakcaj obustronna może byc jeszcze bardziej intrygująca
Czyżby Liz zaczynała czuc jakąś fizycznośc do Michaela? Oby tak dalej robi się ciekawie
Chcemy nową częśc! Chcemy nową częśc!
Wiedziałam, że wam sie spodoba ta sytuacja niby bez wyjścia Jest taka... złośliwa wobec nich, prawda? Biedacy, hehe. Ale będzie jeszcze zabawniej, wierzcie mi. Zwłaszcza, że Michael to Michael - oczym przekonacie się w dzisiejszym rozdziale.
4.
Całą drogę milczeli. Nawet myśli starali sie pozostawić puste. To wszystko co powiedział im Rzeczny Pies brzmiało jak kiepski żart lub raczej przerażający, niedorzeczny wyrok. Liz dosłownie powstrzymywała się, by nie zasypać umysłu wyrzutami wobec samej siebie. Chciała pomóc Michaelowi, więc wyparła myśli o Maxie i skupiła się na nim. I najwyraźniej nie powinna była się skupiać. Źle zrozumiała słowa Indianina. Była wszystkiemu winna. Jej obecność w kręgu musiała po prostu zdziwić Michaela i jego myśli zaczęły kierować się w jej stronę. W ten sposób, jak tłumaczył staruszek, ich wewnętrzne świadomości się związały. Utworzyli więź. Tak silną, że czuli wzajemne emocje, słyszeli swoje myśli. A najgorsze, że nie było sposobu by to zerwać. Taj przynajmniej twierdził Rzeczny pies.
Zatrzymał samochód przed Crashdown. Liz wciąż pogrążona w swoich myślach, zdawała się nawet nie zauważayć, że stoją. Spojrzał na nią uważnie. Wzrok utkwiony w kolanach, włosy przesłaniające twarz, splecione dłonie. Starała się nie dopuszczać do siebie żadnych myśli, ale wyraźnie czuł jej strach i zmieszanie.
- Nie muszę czytać w twoich myślach, by wiedzieć co cię dręczy – mruknął
On sam miał ten problem. To podstawowe pytanie – co teraz będzie? W takiej sytuacji nigdy nie był i nie spodziewał się być. Zbyt przytłaczające i skomplikowane nawet jak dla niego. Nie było sposobu by to zerwać. Podobno.
- Po prostu zignorujemy to – wzruszył ramionami z lekką obojętnością – Nie będziemy czytać swoich myśli. Zachowujemy się normalnie.
Ale sam nie wierzył w to, co mówił. To nie było aż tak proste. Jednak w obecnej chwili lepiej było się oszukiwać tym banalnym rozwiązaniem, chociaż oboje mieli wątpliwości, co do jego powodzenia.
Liz przytaknęła tylko i wysiadła. Jeszcze chwilę czekał spokojnie aż zniknęła za drzwiami kafeterii. Zacisnął dłonie mocniej na kierownicy, czując jak ogromna fala smutku i wyrzutów go zalewa. Nie tylko tej jej emocjonalnej strony, ale własnego wnętrza. Wcześniejsze słowa Liz dotarły do niego dopiero teraz – Max nie zrozumie. Był dla Michaela jak brat, ale jednak mała szansa na to by spokojnie przyjął taką informację. W końcu to była jego Liz. Kochał się w niej odkąd tylko ją zobaczył. Wiadomość o tym, że jego królewna była w jakiś kosmiczny sposób związana podświadomością z Michaelem, wyprowadziłaby go z równowagi.
* * *
Szedł nonszalancko, całkowicie ignorując mijających go ludzi, których co jakiś czas potrącał. Kiedy dostrzegł Marię, obrócił głowę w drugą stronę. Nieustannie spoglądała na niego z tym dziwnym uczuciem i smutkiem. Pewnie sądziła, że po tym wszystkim do niej wróci. Że wreszcie się otworzy i wpuści ją do swojego świata. Może rzeczywiście powinien to zrobić. Odrzucić wszystko inne i zatonąć w ramionach jedynej osoby, która nieustannie coś do niego czuła. Nie miał pojęcia skąd w niej to uczucie. Przecież tak naprawdę nigdy nie dał jej zapewnienia, że to coś poważnego, że będą razem. On sam chyba nie podchodził do tego tak emocjonalnie jak ona. A Maria pozwalała wszystkim uczuciom wypłynąć na powierzchnię. Nie ukrywała co czuje i na czym jej zależy. Powinien to docenić. I doceniał. Ale nie potrafił odwzajemnić. Zawsze był w tym kiepski. Poza tym obecnie miał na głowie inne problemy. Potrząsnął głową, przypominając sobie jak poważny miał teraz kłopot.
Mieli.
On i Liz Parker. Nigdy nie sądził, że może ich łączyć cokolwiek poza troską o Maxa. Teraz zdecydowanie za dużo ich łączyło. Wzdrygnął się lekko. Od rana na szczęście nie czuł nic co mogłoby płynąć ze strony Liz. Blokował ją, a przynajmniej się starał. Nie sądził aby to rzeczywiście pomogło, ale kto wie. A może to ze względu na odległość? Może to wszystko było tak wyraźne jedynie gdy byli blisko siebie? Nie zdradź się Liz, jej rozedrgany głos rozbrzmiał w jego głowie. Bystry wzrok przesunął się po terenie, dostrzegając swój cel. Przy jednym ze szkolnych stolików siedziała Liz i własnie dosiadł się do niej Max. Zdenerwowanie, niepewność, strach. Trzeba było ratować sytuację nim stanie się coś, czego oboje będą żałować. Przyspieszył kroku.
- Hej Max – tradycyjnym tonem powitał przyjaciela, siadając naprzeciwko
Jego wzrok przesunął się na Liz.
- Parker.
- Guerin – mruknęła, nie patrząc na niego
Ciało napięło się. Obecność Michaela wcale nie ułatwiała jej sytuacji. Przeciwnie, stresowała bardziej. Nie pozwalała zapomnieć o tym, co ją tak dręczyło. Wbiła wzrok w butelkę coli, która przed nią stała. Ramię Maxa zarzucone dokoła jej talii zdawało się lekko palić jej skórę, ale nic nie powiedziała.
- Michael – Max spojrzał na niego uważnie – Po co był ci wczoraj mój jeep?
- Byłem na pustyni – wzruszył ramionami, zachowując swój tradycyjny spokój – Musiałem pomyśleć.
- Oh. - Max przytaknął najwyraźniej zaskoczony taką odpowiedzią
Kiedy Michael ze znudzeniem obrócił głowę, wgapiając się niewiadomo gdzie, Max zwrócił się do Liz z uśmiechem.
- Słyszałem, że Anderson kazał ci zrobić projekt – ciepły głos łączył ze sobą mocniejszy zacisk wokół jej talii – Może ci pomóc?
- Umm... - Liz zamrugała niepewnie – Dziękuję. Poradzę sobie.
Cisza. Bardzo niekomfortowa. Trzeba ją było czymś wypełnić. Zerknęła na Michaela, który zdawał się w ogóle nie zwracać na nich uwagi. Żadne myśli nie płynęły od niego. Odetchnęła z ulgą.
- To ciężka sytuacja – wyjaśniła Maxowi z uśmiechem – Anderson uparł się, że jeśli nie zrobię projektu nie da mi wyższego stopnia. Jeśli nie da mi wyższej oceny, nie dostanę stypendium.
Westchnęła. Jej szkolne życie też było skomplikowane. Nieszczęścia chyba jednak choodziły parami. Uniosła butelkę z colą do ust, pozwalając chłodnemu napojowi wypełnić buzię.
- Zdaje się, że jesteś przyciśnięta do drzewa Parker – głos Michaela wywołał natychmiastową reakcję
Zakrztusiła się momentalnie, kaszląc ostro i zaciskając powieki przed łzami.
Zerknęła na Michaela, który spoglądał na nią bez szczególnego wyrazu. Ale czuła kipiące w nim rozbawienie i smaczek tryumfu. Odkaszlnęła jeszcze kilka razy, mając zamiar zignorować jego wypowiedź. Zbyt oczywistą aluzję.
- Michael – Max posłał mu ostrzegawcze spojrzenie – Mówi się przyciśnięta do muru. I przestań być złośliwy.
Przewrócił oczami. No tak, mógł się spodziewać, że Max będzie wiernie bronił swojej Liz, która najwyraźniej zapomniała języka w gębie. Uśmieszek przemknął nieznacznie po jego ustach, poczym zniknął pod maską tradycyjnej obojętności.
- Co za różnica – mruknął – I mur i drzewo są twarde – Liz ponownie sięgnęła po butelkę, by złagodzić pieczenie w gardle – Chociaż może... - odczekał, aż jej usta zetkną się z napojem – Może to co ją przyciskało do drzewa jest twardsze.
Kolejne dawka kaszlu. Po policzkach spłynęły łzy, jakby to miało w jakiś sposób ulżyć jej bólowi. Kropelki gazowanego napoju rozbijały się ostro w jej gardle. Spokojnie Parker, bo się udusisz, spojrzał na nią z politowaniem. To twoja wina... Guerin, usłyszał w odpowiedzi jej głos. Uniósł nieco brwi w zdumieniu.
To nie ja mam dziwne skojarzenia, jego myśli przewijały się przez jej umysł, Powiedz mi, Parker... co było twardsze? Uniosła momentalnie głowę, wbijając w niego zimne spojrzenie. Bezczelność jego nie znała granic. Jak śmiał? I to w obecności Maxa. Otarła dłonią usta i wstała powoli. Jednocześnie przypłynęła ulga do jej ciała, dziwne pieczenie na talii zniknęło pozostawiając przyjemny chłód.
- Na razie – uśmiechnęła się do Maxa
Odpowiedział jej równie ciepło. A ze mną się nie pożegnasz?, dosłownie słyszała jego chichot. Ale nie obróciła się nawet, tylko zaczęła iść przed siebie.
Oh, Parker!, jego głos powrócił, Musimy pogadać wieczorem. Znalazłem sposób na zablokowanie tego.
c.d.n.
4.
Całą drogę milczeli. Nawet myśli starali sie pozostawić puste. To wszystko co powiedział im Rzeczny Pies brzmiało jak kiepski żart lub raczej przerażający, niedorzeczny wyrok. Liz dosłownie powstrzymywała się, by nie zasypać umysłu wyrzutami wobec samej siebie. Chciała pomóc Michaelowi, więc wyparła myśli o Maxie i skupiła się na nim. I najwyraźniej nie powinna była się skupiać. Źle zrozumiała słowa Indianina. Była wszystkiemu winna. Jej obecność w kręgu musiała po prostu zdziwić Michaela i jego myśli zaczęły kierować się w jej stronę. W ten sposób, jak tłumaczył staruszek, ich wewnętrzne świadomości się związały. Utworzyli więź. Tak silną, że czuli wzajemne emocje, słyszeli swoje myśli. A najgorsze, że nie było sposobu by to zerwać. Taj przynajmniej twierdził Rzeczny pies.
Zatrzymał samochód przed Crashdown. Liz wciąż pogrążona w swoich myślach, zdawała się nawet nie zauważayć, że stoją. Spojrzał na nią uważnie. Wzrok utkwiony w kolanach, włosy przesłaniające twarz, splecione dłonie. Starała się nie dopuszczać do siebie żadnych myśli, ale wyraźnie czuł jej strach i zmieszanie.
- Nie muszę czytać w twoich myślach, by wiedzieć co cię dręczy – mruknął
On sam miał ten problem. To podstawowe pytanie – co teraz będzie? W takiej sytuacji nigdy nie był i nie spodziewał się być. Zbyt przytłaczające i skomplikowane nawet jak dla niego. Nie było sposobu by to zerwać. Podobno.
- Po prostu zignorujemy to – wzruszył ramionami z lekką obojętnością – Nie będziemy czytać swoich myśli. Zachowujemy się normalnie.
Ale sam nie wierzył w to, co mówił. To nie było aż tak proste. Jednak w obecnej chwili lepiej było się oszukiwać tym banalnym rozwiązaniem, chociaż oboje mieli wątpliwości, co do jego powodzenia.
Liz przytaknęła tylko i wysiadła. Jeszcze chwilę czekał spokojnie aż zniknęła za drzwiami kafeterii. Zacisnął dłonie mocniej na kierownicy, czując jak ogromna fala smutku i wyrzutów go zalewa. Nie tylko tej jej emocjonalnej strony, ale własnego wnętrza. Wcześniejsze słowa Liz dotarły do niego dopiero teraz – Max nie zrozumie. Był dla Michaela jak brat, ale jednak mała szansa na to by spokojnie przyjął taką informację. W końcu to była jego Liz. Kochał się w niej odkąd tylko ją zobaczył. Wiadomość o tym, że jego królewna była w jakiś kosmiczny sposób związana podświadomością z Michaelem, wyprowadziłaby go z równowagi.
* * *
Szedł nonszalancko, całkowicie ignorując mijających go ludzi, których co jakiś czas potrącał. Kiedy dostrzegł Marię, obrócił głowę w drugą stronę. Nieustannie spoglądała na niego z tym dziwnym uczuciem i smutkiem. Pewnie sądziła, że po tym wszystkim do niej wróci. Że wreszcie się otworzy i wpuści ją do swojego świata. Może rzeczywiście powinien to zrobić. Odrzucić wszystko inne i zatonąć w ramionach jedynej osoby, która nieustannie coś do niego czuła. Nie miał pojęcia skąd w niej to uczucie. Przecież tak naprawdę nigdy nie dał jej zapewnienia, że to coś poważnego, że będą razem. On sam chyba nie podchodził do tego tak emocjonalnie jak ona. A Maria pozwalała wszystkim uczuciom wypłynąć na powierzchnię. Nie ukrywała co czuje i na czym jej zależy. Powinien to docenić. I doceniał. Ale nie potrafił odwzajemnić. Zawsze był w tym kiepski. Poza tym obecnie miał na głowie inne problemy. Potrząsnął głową, przypominając sobie jak poważny miał teraz kłopot.
Mieli.
On i Liz Parker. Nigdy nie sądził, że może ich łączyć cokolwiek poza troską o Maxa. Teraz zdecydowanie za dużo ich łączyło. Wzdrygnął się lekko. Od rana na szczęście nie czuł nic co mogłoby płynąć ze strony Liz. Blokował ją, a przynajmniej się starał. Nie sądził aby to rzeczywiście pomogło, ale kto wie. A może to ze względu na odległość? Może to wszystko było tak wyraźne jedynie gdy byli blisko siebie? Nie zdradź się Liz, jej rozedrgany głos rozbrzmiał w jego głowie. Bystry wzrok przesunął się po terenie, dostrzegając swój cel. Przy jednym ze szkolnych stolików siedziała Liz i własnie dosiadł się do niej Max. Zdenerwowanie, niepewność, strach. Trzeba było ratować sytuację nim stanie się coś, czego oboje będą żałować. Przyspieszył kroku.
- Hej Max – tradycyjnym tonem powitał przyjaciela, siadając naprzeciwko
Jego wzrok przesunął się na Liz.
- Parker.
- Guerin – mruknęła, nie patrząc na niego
Ciało napięło się. Obecność Michaela wcale nie ułatwiała jej sytuacji. Przeciwnie, stresowała bardziej. Nie pozwalała zapomnieć o tym, co ją tak dręczyło. Wbiła wzrok w butelkę coli, która przed nią stała. Ramię Maxa zarzucone dokoła jej talii zdawało się lekko palić jej skórę, ale nic nie powiedziała.
- Michael – Max spojrzał na niego uważnie – Po co był ci wczoraj mój jeep?
- Byłem na pustyni – wzruszył ramionami, zachowując swój tradycyjny spokój – Musiałem pomyśleć.
- Oh. - Max przytaknął najwyraźniej zaskoczony taką odpowiedzią
Kiedy Michael ze znudzeniem obrócił głowę, wgapiając się niewiadomo gdzie, Max zwrócił się do Liz z uśmiechem.
- Słyszałem, że Anderson kazał ci zrobić projekt – ciepły głos łączył ze sobą mocniejszy zacisk wokół jej talii – Może ci pomóc?
- Umm... - Liz zamrugała niepewnie – Dziękuję. Poradzę sobie.
Cisza. Bardzo niekomfortowa. Trzeba ją było czymś wypełnić. Zerknęła na Michaela, który zdawał się w ogóle nie zwracać na nich uwagi. Żadne myśli nie płynęły od niego. Odetchnęła z ulgą.
- To ciężka sytuacja – wyjaśniła Maxowi z uśmiechem – Anderson uparł się, że jeśli nie zrobię projektu nie da mi wyższego stopnia. Jeśli nie da mi wyższej oceny, nie dostanę stypendium.
Westchnęła. Jej szkolne życie też było skomplikowane. Nieszczęścia chyba jednak choodziły parami. Uniosła butelkę z colą do ust, pozwalając chłodnemu napojowi wypełnić buzię.
- Zdaje się, że jesteś przyciśnięta do drzewa Parker – głos Michaela wywołał natychmiastową reakcję
Zakrztusiła się momentalnie, kaszląc ostro i zaciskając powieki przed łzami.
Zerknęła na Michaela, który spoglądał na nią bez szczególnego wyrazu. Ale czuła kipiące w nim rozbawienie i smaczek tryumfu. Odkaszlnęła jeszcze kilka razy, mając zamiar zignorować jego wypowiedź. Zbyt oczywistą aluzję.
- Michael – Max posłał mu ostrzegawcze spojrzenie – Mówi się przyciśnięta do muru. I przestań być złośliwy.
Przewrócił oczami. No tak, mógł się spodziewać, że Max będzie wiernie bronił swojej Liz, która najwyraźniej zapomniała języka w gębie. Uśmieszek przemknął nieznacznie po jego ustach, poczym zniknął pod maską tradycyjnej obojętności.
- Co za różnica – mruknął – I mur i drzewo są twarde – Liz ponownie sięgnęła po butelkę, by złagodzić pieczenie w gardle – Chociaż może... - odczekał, aż jej usta zetkną się z napojem – Może to co ją przyciskało do drzewa jest twardsze.
Kolejne dawka kaszlu. Po policzkach spłynęły łzy, jakby to miało w jakiś sposób ulżyć jej bólowi. Kropelki gazowanego napoju rozbijały się ostro w jej gardle. Spokojnie Parker, bo się udusisz, spojrzał na nią z politowaniem. To twoja wina... Guerin, usłyszał w odpowiedzi jej głos. Uniósł nieco brwi w zdumieniu.
To nie ja mam dziwne skojarzenia, jego myśli przewijały się przez jej umysł, Powiedz mi, Parker... co było twardsze? Uniosła momentalnie głowę, wbijając w niego zimne spojrzenie. Bezczelność jego nie znała granic. Jak śmiał? I to w obecności Maxa. Otarła dłonią usta i wstała powoli. Jednocześnie przypłynęła ulga do jej ciała, dziwne pieczenie na talii zniknęło pozostawiając przyjemny chłód.
- Na razie – uśmiechnęła się do Maxa
Odpowiedział jej równie ciepło. A ze mną się nie pożegnasz?, dosłownie słyszała jego chichot. Ale nie obróciła się nawet, tylko zaczęła iść przed siebie.
Oh, Parker!, jego głos powrócił, Musimy pogadać wieczorem. Znalazłem sposób na zablokowanie tego.
c.d.n.
Uuu Liz biedactwo jeszcze się kiedyś udusi przez te aluzje Michaela
Dziwi mnie tylko jedno(tylko?). Jak oni "rozmawiają" w myślach, to nie gadają wtedy normalnie, czyli jest cisza, dochodzą do tego dziwne, intensywne spojrzenia na siebie... ten Max to nic nie zauważył? No ale dobra jeszcze zbytniej okazji nie miał, ale jak tak dalej pójdzie, to ktoś zauważy w końcu...
Oh, Parker!, jego głos powrócił, Musimy pogadać wieczorem. Znalazłem sposób na zablokowanie tego.
Ale chyba im to nie wyjdzie nie?? Bo fajne te rozmowy są
Czekamy na jeszcze
Dziwi mnie tylko jedno(tylko?). Jak oni "rozmawiają" w myślach, to nie gadają wtedy normalnie, czyli jest cisza, dochodzą do tego dziwne, intensywne spojrzenia na siebie... ten Max to nic nie zauważył? No ale dobra jeszcze zbytniej okazji nie miał, ale jak tak dalej pójdzie, to ktoś zauważy w końcu...
Oh, Parker!, jego głos powrócił, Musimy pogadać wieczorem. Znalazłem sposób na zablokowanie tego.
Ale chyba im to nie wyjdzie nie?? Bo fajne te rozmowy są
Czekamy na jeszcze
Hehe, to się uśmiałam, naprawdę Biedna Liz, taka nieśmiała, a duży zły Michael takie aluzje jej śle Bezczelny normalnie
Ja tam się nie dziwię, że Max nic nie zauważył... Kto by się domyślił, że Michael i Liz mogę sobie czytać w myślach
Mnie tam dziwi co innego. Patrzcie jak szybko Liz przestawiła się z wyłącznie myśli o Maxie, na myśli o Michaelu Już ją pali jego dotyk? A niedawno była taka zakochana...
Ja tam się nie dziwię, że Max nic nie zauważył... Kto by się domyślił, że Michael i Liz mogę sobie czytać w myślach
Mnie tam dziwi co innego. Patrzcie jak szybko Liz przestawiła się z wyłącznie myśli o Maxie, na myśli o Michaelu Już ją pali jego dotyk? A niedawno była taka zakochana...
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
No rozmowy w myślach będą cały czas niezwykle ciekawe. Mam niesamowitą frajdę pisząc je, więc nie martwcie się, bo się ich nie wyrzeknę!
Michael był, jest i będzie bezczelny - taki jego urok.
Liz momentami słaba w jego obecności, wiadomo, że niesamowicie zmartwiona myślą o Maxie, ale bywają chwile przejawu jej silnego charakterku jak widać
nowa zauważyłaś coś bardzo ważnego Liz pali dotyk Maxa... to nie tylko przypadek i takie sobie odczucie. W dzisiejszej części będzie o tym więcej. Może się domyślicie powodów nawet.
aha i jeszcze jedno - blokada polega na tym, że jeśli Michael zablokuje Liz, to ona nie słyszy jego myśli, nie czuje tego co on itd.
5.
Obracała się niespokojnie w łóżku. Coś się działo. Serce zaczynało jej bić coraz szybciej, pompując gorącą krew do jej ciała. Coraz szybciej. Coraz goręcej. Temperatura podosiła się, rozpalając niesamowicie każdą pojedyńczą komórkę. Miała wrażenie, że rumieńce pokrywają jej policzki, gdy kolejna fala przyjemnego ciepła przecztoczyła się przez jej ciało. Unosiła się lekko w dziwnych drganiach emocji. Co się dzieje?, otworzyła momentalnie oczy rozglądając się dokoła. Jej pokój. Wieczór. Ale to nie był sen. Nadal przepływały przez nią wrzące uczucia. Nerwy napięte odbierały każdy najmniejszy bodziec. Wydawało jej się jakby czuła lekkie muśnięcia na swoim ciele, niezwykle pobudzające. Jęknęła, nie mogąc opanować tej dziwnej euforii i ekscytacji.
Wstała, ledwo łapiąc równowagę. Drobne kroki kierowały ją w stronę Crashdown. Schodziła cicho na dół, czując jak serce bije coraz szybciej. Coraz głośniej. Zastygła w bezruchu, słysząc czyjś stłumiony jęk. Urywane oddechy. Duszne powietrze. Co ja do cholery wyprawiam?, rozedrgany głos Michaela rozbrzmiał nagle w jej głowie. Fala szoku momentalnie przetoczyła się przez nią, ostrym impulsem docierając do Michaela.
Liz rozchyliła usta, widząc w półmroku dwie postacie na kanapie zaplecza. Michael i... Maria. Kiedy oni się znów zeszli?, nie potrafiła powstrzymać swojego zdumionego pytania. I to wystarczyło, by Michael nagle uniósł głowę i spojrzał wprost na nią. Cała rozgorączkowana i zarumieniona wpatrywała się w nich, nie bardzo wiedząc jak zareagować. Gdy Michael nie wykonał żadnego ruchu, Maria szepnęła coś i przekręciła głowę, by spojrzeć tam gdzie spoglądał Michael. Ciche przekleństwo wypłynęło z jej ust.
- Umm... Liz – zaczęła mamrotać usiłując wygramolić się spod Michaela – Własnie zamykałam i... umm...
- Nie ważne – nieśmiały uśmiech zadrgał na ustach brunetki
Przesunęła spojrzenie na Michaela. No tak, teraz już wiedziała skąd ta nagła gorączka jej ciała. Na górę Guerin, syknęła w myślach, Mamy do pogadania.
Mnie się nie wynajmuje na godziny, poprawił koszulkę, No chyba, że jesteś tak rozgorączkowana... Posłała mu lodowate spojrzenie. Co za typ! Kilka minut temu migdalił się z Marią, a teraz znów rzucał aluzje w jej stronę? Jestem rozgorączkowana przez ciebie kretynie, zmrużyła oczy. Mmm... wyobrażam sobie, uniósł brew wyzywająco. Przewróciła oczami i obróciła się na pięcie. Po chwili jej kroki ucichły, gdy zniknęła w swoim pokoju. Michael prychnął i obrócił się w stronę Marii. Sama się rumieniła i z dziwnym błyskiem w oku spoglądała na niego. Wcisnął dłonie w kieszenie.
- To nie ma sensu – mruknął, wiedząc jaki skutek to wywoła
Od razu zbladła, a iskry gniewu rozprzestrzeniły się na jej twarzy. Z pewnością miała teraz ochotę chwycić za jakikolwiek nóż i wbić go głęboko w jego serce. O ile jakieś miał. Ale nie, nie miała już siły nawet na kłótnie.
- Ty draniu – syknęła i błyskawicznie wybiegła
Jęknął. Świetnie Guerin, potrafisz wszystko spieprzyć, mógł przewidzieć, że to sie tak skończy. Zawsze wszystko psuł i wprowadział innych w stan głebokiej depresji. Jak zwykle paprał wszystko. Nie był nic wart. Jak to Liz określiła – nieemocjonalny.
Pokręcił głową i wszedł po schodach na górę. Teraz jeszcze miał na głowie natrętny problem – Liz Parker. Żadne z nich nie prosiło się o tę przeklętą więź. Przeciwnie, obojgu była ona całkowicie nie na rękę. Liz obawiała się, że zrani w ten sposób Maxa, że go straci. Był pewien, że cały zasób jej strachu wiązał się własnie z tym. Z tym drażniącym, niepojęto słodkim, konającym uczuciem do Maxa. I niestety podejrzewał, że jej obawy sprawdziłyby się. Max ją kochał jak nikogo innego, ale wiedzieć, że była połączona emocjonalnie z kimś innym – to gorsze niż zdrada. Dlatego musieli się tego pozbyć. Zablokować. Cokolwiek. Był pewien, że od rana udaje mu się ją blokować, gdy chciał... ale fala niekontrolowanych emocji przy Marii musiała jakoś przemknąć do podświadomości Liz. Całe jej rozgorączkowanie i podniecenie płynęło od niego. Musiała się dziwnie czuć, kiedy domyśliła się przyczyny swojego stanu.
Bez pukania otworzył drzwi. Siedziała na łóżku wpatrując się w podłogę i spokojnie oddychając. Uniosła głowę, spoglądając na niego. Chwila milczenia. Zero myśli. Zero słów. Zero emocji. I to przyniosło dziwnie przerażające uczucie pustki...
- Co chciałaś? - zniecierpliwił się wreszcie
Zamrugała zaskoczona. No, chyba był mało domyślny albo cierpiał na wczesną sklerozę. Powiedział jej rano, że ma sposób by zablokować. A teraz co? Wyleciało mu z głowy? A może żartował i wcale nie było żadnego sposobu, aby się tego pozbyć. Westchnęła i podrapała się w głowę.
- Mówiłeś, że wiesz jak to zablokować.
Uniósł brwi w zdumieniu. Rzeczywiście. Całkowicie o tym zapomniał. Przyszedł do Crashdown, żeby znaleźć Liz i o tym porozmawiać. Ale jego myśli wciąż krążące wokół tej przeklętej więzi chciały się uwolnić. Zapomnieć. I wtedy pojawiła się Maria... Podszedł bliżej Liz, nie wyjmując dłoni z kieszeni.
- Wydaje mi się, że tak – mruknął – Dzisiaj kilka razy cię zablokowałem.
- Jak? Nic nie czułam – potrząsnęła głową
- O to właśnie chodziło – przewrócił oczami – Zresztą spróbujemy jeszcze raz. - spojrzał na nią – Przeczytaj moje myśli.
Zmrużyła oczy, koncentrując swoje siły na tym jednym zadaniu. Ale nic od niego nie płynęło. Nie było żadnych myśli. Dreszcz smutku i niekontrolowanej przykrości szybko zastąpiła ulga.
- Nie mogę – przyznała
- Czyli działa – usiadł obok niej – Zablokowałem cię.
Zablokował mnie, niepewność nieustannie krążyło po jej umyśle. Powinna się cieszyć, że jednak jest na to sposób. A jednak było w niej dziwne uczucie żalu. Odepchneła je szybko.
- Ok. Jak mam to zrobić? - zapytała, obracaąc sięprzodem do niego
Przesunął uważne spojrzenie po jej twarzy. Jakby już nie był pewien czy to dobry pomysł. Indianin mówił, że to nie takie proste, że nie da się tego zerwać. Ale z drugiej strony nie mówił, że nie można tego zablokować. Podrapał się w brew i zaczął tłumaczyć:
- To proste. Skoncentruj się na swoich myślach. Znajdź te o mnie i zepchnij w zapomnienie, odgrodź od innych myśli. Jakbyś budowała mur.
Zamknęła oczy, robiąc po kolei to, co jej kazał. Jakby przemierzała labirynt własnego umysłu. Kłębiące się myśli. Wreszcie odnalazła te, które były przyczyną kłopotów. Nabrała głęboko powietrza. Skoncentrowała się. Powoli udawało się wszystko odgrodzić. Ale z każdą kolejną chwilą czuła narastające napięcie koncentrujące się w jej mózgu. Miała wrażenie, że iskry bólu zaczynają wypełniać jej głowę. Ale nadal pracowała nad odrgodzeniem się od myśli o nim. I nagle jedn błysk i krzyk bólu. Wszystko wypełniła ciemność, a ona oplotła dłońmi głowę. Ciepłe palce zacisnęły się na jej nadgarstkach, usiłując odsunąć jej rece od głowy.
- Chryste, Parker. Coś ty zrobiła? - jego głos był nie tyle rozgniewany co przestraszony
Nie otwierała oczu, bojąc się, że może jeszcze bardziej zaboleć. Kiedy jednak jego palce przesunęły się nieznacznie po jej skroni, ból zaczął znikać. Zupełnie jakby to on go odbierał. Niepewnie otworzyła oczy, spoglądając na niego. Cofnął dłoń, ale powstrzymała go.
- Nie przestawaj. To pomaga.
Wyraźnie zaskocozny, ale spełnił jej prośbę. Opuszki jego palców przesunęły się po jej głowie, przynosząc ulgę i lekkość. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Jakby ją... leczył.
Dłoń Michaela zsunęła się niżej, znacząc ścieżkę wzdłuż jej szyi i ramienia. Z fascynacją patrzył na jej twarz. Na wpół przymknięte powieki, nieco rozchylone usta, spokojny oddech. Jak zahipnotyzowany tym nieziemskim widokiem, przesunął dłoń niżej, a potem na jej plecy. Syknięcie bólu wyrwało ich oboje z dziwnego stanu zawieszenia w rzeczywistości. Wbił w nią uważny wzrok, a potem siłą obrócił plecami do siebie, chociaż opierała się, wyraźnie coś ukrywając.
- To nic... - chciała zaprotestować
Podsunął jej bluzkę do góry, ignorując całkowicie protesty. Na jej talii malowała się czerwona pręga. Dotknał jej palcami, a Liz zadrżała powoli się relaksując.
- Kto ci to zrobił? - zapytał zimno, ponownie przesuwając opuszki po zaczerwienieniu
W jakiś niesamowity sposób pręga zdawała się znikać, leczyć.
- Nikt – odpowiedziała niepewnie
Tylko Max mnie obejmował, jej przerażona myśl od razu do niego dotarła. Przez chwilę zaskoczony tym, że nie udało jej się go zablokować, szybko zrozumiał że pręga była dziełem Maxa. Nieświadomym dziełem. Podsunął jej bluzkę jeszcze wyżej. Odnajdując ślad czyjejś dłoni pomiędzy jej łopatkami. Musnął palcami zaczerwienioną skórę. Alex, rozpaczliwy jęk rozbił się w jego głowie, Zawsze mnie klepie w plecy, gdy mnie wita.
Przesuwał dłoń po jej skórze delikatnie, aż wszystkie obrażenia prawie całkowicie zniknęły. To wszystko robiło się coraz bardziej popaprane i niezrozumiałe. Jakby z każdą chwilą więź stawała się coraz silniejsza. Emocje wymykały się spod kontroli, całkowicie przenikając ich wzajemnie. Dotyk przynosił ulgę, gdy tymczasem inni zdawali się ranić. Max, Alex, ciekawe czy to był przypadek czy jakaś szczególna działalność tego powiązania. Musimy mu powiedzieć, słyszał łzy spływające nawet w jej myślach. Cisza. Ona naprawdę się bała, że straci Maxa. A jeśli już miało się tak stać, to wolała mu sama wszystko szczerze wyjaśnić. Nic nie odpowiedział. Obróciła się powoli, spoglądając na niego. Zero wyrazu. Patrzył na nią obojętnie, jakby się nad czymś zastanawiał. Tylko, że nie słyszała jego myśli.
- Nie słyszę twoich myśli – wymamrotała
Uważnie przyglądał się jej ustom, gdy to wypowiadała. I nie potrafił właściwie odczytać jej emocji. Zażenowanie, strach, żal, ulga? Ocknął się po chwili.
- Zablokowałem cię – odpowiedział chłodno
- Ale... - urwała, ona usiłowała go zablokować i w efekcie coś w jej głowie trzasnęło bólem – Ja cię nie mogę zablokować.
- Trudno – wzruszył ramionami i wstał
Pochyliła głowę. Dziwnie się z tym czuła. Jakby całkowicie obnażona. On czuł wszystko w niej, słyszał jej myśli, leczył ją, a ona nie miała do niego dojścia. W jakiś niewyjasniony sposób... bolało.
c.d.n.
Michael był, jest i będzie bezczelny - taki jego urok.
Liz momentami słaba w jego obecności, wiadomo, że niesamowicie zmartwiona myślą o Maxie, ale bywają chwile przejawu jej silnego charakterku jak widać
nowa zauważyłaś coś bardzo ważnego Liz pali dotyk Maxa... to nie tylko przypadek i takie sobie odczucie. W dzisiejszej części będzie o tym więcej. Może się domyślicie powodów nawet.
aha i jeszcze jedno - blokada polega na tym, że jeśli Michael zablokuje Liz, to ona nie słyszy jego myśli, nie czuje tego co on itd.
5.
Obracała się niespokojnie w łóżku. Coś się działo. Serce zaczynało jej bić coraz szybciej, pompując gorącą krew do jej ciała. Coraz szybciej. Coraz goręcej. Temperatura podosiła się, rozpalając niesamowicie każdą pojedyńczą komórkę. Miała wrażenie, że rumieńce pokrywają jej policzki, gdy kolejna fala przyjemnego ciepła przecztoczyła się przez jej ciało. Unosiła się lekko w dziwnych drganiach emocji. Co się dzieje?, otworzyła momentalnie oczy rozglądając się dokoła. Jej pokój. Wieczór. Ale to nie był sen. Nadal przepływały przez nią wrzące uczucia. Nerwy napięte odbierały każdy najmniejszy bodziec. Wydawało jej się jakby czuła lekkie muśnięcia na swoim ciele, niezwykle pobudzające. Jęknęła, nie mogąc opanować tej dziwnej euforii i ekscytacji.
Wstała, ledwo łapiąc równowagę. Drobne kroki kierowały ją w stronę Crashdown. Schodziła cicho na dół, czując jak serce bije coraz szybciej. Coraz głośniej. Zastygła w bezruchu, słysząc czyjś stłumiony jęk. Urywane oddechy. Duszne powietrze. Co ja do cholery wyprawiam?, rozedrgany głos Michaela rozbrzmiał nagle w jej głowie. Fala szoku momentalnie przetoczyła się przez nią, ostrym impulsem docierając do Michaela.
Liz rozchyliła usta, widząc w półmroku dwie postacie na kanapie zaplecza. Michael i... Maria. Kiedy oni się znów zeszli?, nie potrafiła powstrzymać swojego zdumionego pytania. I to wystarczyło, by Michael nagle uniósł głowę i spojrzał wprost na nią. Cała rozgorączkowana i zarumieniona wpatrywała się w nich, nie bardzo wiedząc jak zareagować. Gdy Michael nie wykonał żadnego ruchu, Maria szepnęła coś i przekręciła głowę, by spojrzeć tam gdzie spoglądał Michael. Ciche przekleństwo wypłynęło z jej ust.
- Umm... Liz – zaczęła mamrotać usiłując wygramolić się spod Michaela – Własnie zamykałam i... umm...
- Nie ważne – nieśmiały uśmiech zadrgał na ustach brunetki
Przesunęła spojrzenie na Michaela. No tak, teraz już wiedziała skąd ta nagła gorączka jej ciała. Na górę Guerin, syknęła w myślach, Mamy do pogadania.
Mnie się nie wynajmuje na godziny, poprawił koszulkę, No chyba, że jesteś tak rozgorączkowana... Posłała mu lodowate spojrzenie. Co za typ! Kilka minut temu migdalił się z Marią, a teraz znów rzucał aluzje w jej stronę? Jestem rozgorączkowana przez ciebie kretynie, zmrużyła oczy. Mmm... wyobrażam sobie, uniósł brew wyzywająco. Przewróciła oczami i obróciła się na pięcie. Po chwili jej kroki ucichły, gdy zniknęła w swoim pokoju. Michael prychnął i obrócił się w stronę Marii. Sama się rumieniła i z dziwnym błyskiem w oku spoglądała na niego. Wcisnął dłonie w kieszenie.
- To nie ma sensu – mruknął, wiedząc jaki skutek to wywoła
Od razu zbladła, a iskry gniewu rozprzestrzeniły się na jej twarzy. Z pewnością miała teraz ochotę chwycić za jakikolwiek nóż i wbić go głęboko w jego serce. O ile jakieś miał. Ale nie, nie miała już siły nawet na kłótnie.
- Ty draniu – syknęła i błyskawicznie wybiegła
Jęknął. Świetnie Guerin, potrafisz wszystko spieprzyć, mógł przewidzieć, że to sie tak skończy. Zawsze wszystko psuł i wprowadział innych w stan głebokiej depresji. Jak zwykle paprał wszystko. Nie był nic wart. Jak to Liz określiła – nieemocjonalny.
Pokręcił głową i wszedł po schodach na górę. Teraz jeszcze miał na głowie natrętny problem – Liz Parker. Żadne z nich nie prosiło się o tę przeklętą więź. Przeciwnie, obojgu była ona całkowicie nie na rękę. Liz obawiała się, że zrani w ten sposób Maxa, że go straci. Był pewien, że cały zasób jej strachu wiązał się własnie z tym. Z tym drażniącym, niepojęto słodkim, konającym uczuciem do Maxa. I niestety podejrzewał, że jej obawy sprawdziłyby się. Max ją kochał jak nikogo innego, ale wiedzieć, że była połączona emocjonalnie z kimś innym – to gorsze niż zdrada. Dlatego musieli się tego pozbyć. Zablokować. Cokolwiek. Był pewien, że od rana udaje mu się ją blokować, gdy chciał... ale fala niekontrolowanych emocji przy Marii musiała jakoś przemknąć do podświadomości Liz. Całe jej rozgorączkowanie i podniecenie płynęło od niego. Musiała się dziwnie czuć, kiedy domyśliła się przyczyny swojego stanu.
Bez pukania otworzył drzwi. Siedziała na łóżku wpatrując się w podłogę i spokojnie oddychając. Uniosła głowę, spoglądając na niego. Chwila milczenia. Zero myśli. Zero słów. Zero emocji. I to przyniosło dziwnie przerażające uczucie pustki...
- Co chciałaś? - zniecierpliwił się wreszcie
Zamrugała zaskoczona. No, chyba był mało domyślny albo cierpiał na wczesną sklerozę. Powiedział jej rano, że ma sposób by zablokować. A teraz co? Wyleciało mu z głowy? A może żartował i wcale nie było żadnego sposobu, aby się tego pozbyć. Westchnęła i podrapała się w głowę.
- Mówiłeś, że wiesz jak to zablokować.
Uniósł brwi w zdumieniu. Rzeczywiście. Całkowicie o tym zapomniał. Przyszedł do Crashdown, żeby znaleźć Liz i o tym porozmawiać. Ale jego myśli wciąż krążące wokół tej przeklętej więzi chciały się uwolnić. Zapomnieć. I wtedy pojawiła się Maria... Podszedł bliżej Liz, nie wyjmując dłoni z kieszeni.
- Wydaje mi się, że tak – mruknął – Dzisiaj kilka razy cię zablokowałem.
- Jak? Nic nie czułam – potrząsnęła głową
- O to właśnie chodziło – przewrócił oczami – Zresztą spróbujemy jeszcze raz. - spojrzał na nią – Przeczytaj moje myśli.
Zmrużyła oczy, koncentrując swoje siły na tym jednym zadaniu. Ale nic od niego nie płynęło. Nie było żadnych myśli. Dreszcz smutku i niekontrolowanej przykrości szybko zastąpiła ulga.
- Nie mogę – przyznała
- Czyli działa – usiadł obok niej – Zablokowałem cię.
Zablokował mnie, niepewność nieustannie krążyło po jej umyśle. Powinna się cieszyć, że jednak jest na to sposób. A jednak było w niej dziwne uczucie żalu. Odepchneła je szybko.
- Ok. Jak mam to zrobić? - zapytała, obracaąc sięprzodem do niego
Przesunął uważne spojrzenie po jej twarzy. Jakby już nie był pewien czy to dobry pomysł. Indianin mówił, że to nie takie proste, że nie da się tego zerwać. Ale z drugiej strony nie mówił, że nie można tego zablokować. Podrapał się w brew i zaczął tłumaczyć:
- To proste. Skoncentruj się na swoich myślach. Znajdź te o mnie i zepchnij w zapomnienie, odgrodź od innych myśli. Jakbyś budowała mur.
Zamknęła oczy, robiąc po kolei to, co jej kazał. Jakby przemierzała labirynt własnego umysłu. Kłębiące się myśli. Wreszcie odnalazła te, które były przyczyną kłopotów. Nabrała głęboko powietrza. Skoncentrowała się. Powoli udawało się wszystko odgrodzić. Ale z każdą kolejną chwilą czuła narastające napięcie koncentrujące się w jej mózgu. Miała wrażenie, że iskry bólu zaczynają wypełniać jej głowę. Ale nadal pracowała nad odrgodzeniem się od myśli o nim. I nagle jedn błysk i krzyk bólu. Wszystko wypełniła ciemność, a ona oplotła dłońmi głowę. Ciepłe palce zacisnęły się na jej nadgarstkach, usiłując odsunąć jej rece od głowy.
- Chryste, Parker. Coś ty zrobiła? - jego głos był nie tyle rozgniewany co przestraszony
Nie otwierała oczu, bojąc się, że może jeszcze bardziej zaboleć. Kiedy jednak jego palce przesunęły się nieznacznie po jej skroni, ból zaczął znikać. Zupełnie jakby to on go odbierał. Niepewnie otworzyła oczy, spoglądając na niego. Cofnął dłoń, ale powstrzymała go.
- Nie przestawaj. To pomaga.
Wyraźnie zaskocozny, ale spełnił jej prośbę. Opuszki jego palców przesunęły się po jej głowie, przynosząc ulgę i lekkość. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Jakby ją... leczył.
Dłoń Michaela zsunęła się niżej, znacząc ścieżkę wzdłuż jej szyi i ramienia. Z fascynacją patrzył na jej twarz. Na wpół przymknięte powieki, nieco rozchylone usta, spokojny oddech. Jak zahipnotyzowany tym nieziemskim widokiem, przesunął dłoń niżej, a potem na jej plecy. Syknięcie bólu wyrwało ich oboje z dziwnego stanu zawieszenia w rzeczywistości. Wbił w nią uważny wzrok, a potem siłą obrócił plecami do siebie, chociaż opierała się, wyraźnie coś ukrywając.
- To nic... - chciała zaprotestować
Podsunął jej bluzkę do góry, ignorując całkowicie protesty. Na jej talii malowała się czerwona pręga. Dotknał jej palcami, a Liz zadrżała powoli się relaksując.
- Kto ci to zrobił? - zapytał zimno, ponownie przesuwając opuszki po zaczerwienieniu
W jakiś niesamowity sposób pręga zdawała się znikać, leczyć.
- Nikt – odpowiedziała niepewnie
Tylko Max mnie obejmował, jej przerażona myśl od razu do niego dotarła. Przez chwilę zaskoczony tym, że nie udało jej się go zablokować, szybko zrozumiał że pręga była dziełem Maxa. Nieświadomym dziełem. Podsunął jej bluzkę jeszcze wyżej. Odnajdując ślad czyjejś dłoni pomiędzy jej łopatkami. Musnął palcami zaczerwienioną skórę. Alex, rozpaczliwy jęk rozbił się w jego głowie, Zawsze mnie klepie w plecy, gdy mnie wita.
Przesuwał dłoń po jej skórze delikatnie, aż wszystkie obrażenia prawie całkowicie zniknęły. To wszystko robiło się coraz bardziej popaprane i niezrozumiałe. Jakby z każdą chwilą więź stawała się coraz silniejsza. Emocje wymykały się spod kontroli, całkowicie przenikając ich wzajemnie. Dotyk przynosił ulgę, gdy tymczasem inni zdawali się ranić. Max, Alex, ciekawe czy to był przypadek czy jakaś szczególna działalność tego powiązania. Musimy mu powiedzieć, słyszał łzy spływające nawet w jej myślach. Cisza. Ona naprawdę się bała, że straci Maxa. A jeśli już miało się tak stać, to wolała mu sama wszystko szczerze wyjaśnić. Nic nie odpowiedział. Obróciła się powoli, spoglądając na niego. Zero wyrazu. Patrzył na nią obojętnie, jakby się nad czymś zastanawiał. Tylko, że nie słyszała jego myśli.
- Nie słyszę twoich myśli – wymamrotała
Uważnie przyglądał się jej ustom, gdy to wypowiadała. I nie potrafił właściwie odczytać jej emocji. Zażenowanie, strach, żal, ulga? Ocknął się po chwili.
- Zablokowałem cię – odpowiedział chłodno
- Ale... - urwała, ona usiłowała go zablokować i w efekcie coś w jej głowie trzasnęło bólem – Ja cię nie mogę zablokować.
- Trudno – wzruszył ramionami i wstał
Pochyliła głowę. Dziwnie się z tym czuła. Jakby całkowicie obnażona. On czuł wszystko w niej, słyszał jej myśli, leczył ją, a ona nie miała do niego dojścia. W jakiś niewyjasniony sposób... bolało.
c.d.n.
Jak ja lubie polarki i Michaela Intrygująca sprawa z tą więzią... Na dodatek wszyscy którzy dotykają Liz (przynajmniej faceci ) ranią ją tym... Tylko dotyk Michaela działa kojąco? Właściwie to się nie dziwię Na kogo nie działałby kojąco? Właściwie dlaczego Michael może blokowac Liz a ona jego nie?
Ten ff przypomina mi troszkę 'polar novel' tam też rozmawiali w myślach Jednak ktoś się tu nam obija i przestał tłumaczyc kolejne części ciekawe kto?
Ten ff przypomina mi troszkę 'polar novel' tam też rozmawiali w myślach Jednak ktoś się tu nam obija i przestał tłumaczyc kolejne części ciekawe kto?
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 8 guests