Harder to breathe
Posted: Tue Feb 22, 2005 7:41 pm
i stary banerek HTB
Tytuł: „Harder to breathe”
kategoria: polar z elementami M/L, Mi/I i wzmianki o Mi/Ma
Ostrzeżenie: pojawią się sceny NC-17 (niepełnoletni pozwolenie od rodziców)
NA: Tak bardzo utkwiły mi w głowie słowa piosenki „Harder to breathe”, że aż musiałam napisać opowiadanie. Na waszym miejscu jednak nie zakładałabym z góry, że wszystko wiecie. Ten ff jest raczej całkowicie inny od wszelkich polarków jakie pisałam. Będzie miał osiem części. Nie mniej, nie więcej. Do napisania pozostała mi tylko ostatnia, ósma część, więc z uaktualnieniami nie będzie problemów.
Opis: Wszystko dzieje się w pierwszej serii. Michael i Maria nie są razem. Mówiąc dobitniej, Michael ma gdzieś Marię, zbyt go drażni. Odcinek „Tess, lies & videotape”. Liz widzi Maxa i Tess całujących się w deszczu i nie wytrzymuje. Postanawia swój żal i ból utopić w alkoholu. W jakimś podrzędnym barze spotyka Michaela..
1.
Łyk za łykiem. Już nawet nie reagowała na to, że tak piekielnie paliło gardło. Przy pierwszym kieliszku myślała, że zacznie zionąć ogniem. Potem było już łatwiej. Dużo łatwiej. Wszystko łagodniało, a pozostawał tylko ten pikantny posmak. Powoli myśli też zaczynały odpływać. Myśli o niej. O nim. O nich. Przechyliła gwałtownie kieliszek, wlewając w siebie kolejną porcję ognistej wody. Wizja całujących się w deszczu rozpływała się przyjemnie, pozostawiając w jej umyśle tylko odgłos kropel deszczu uderzających o szyby. Potrząsnęła głową, całkowicie wyrzucając wspomnienie z głowy. Jeszcze kilka godzin temu zapewniał ją o swoim uczuciu, całował ją. A potem w ułamku sekundy tulił w swoich ramionach tę blond wywłokę. Tak, wywłokę. Miała ochotę wykrzyczeć całemu światu jaką to zdzirą była niejaka Tess Harding. Zdzirą, która kradła chłopaków innym dziewczynom.
A Max na to pozwalał. Tak łatwo wpadał w jej sidła i niby bezbronny, poddawał się jej urokowi. O tak, urok to ona miała. Była śliczna, prawie idealna. Anielska. Złote loczki okalające twarz i dodające jej niewinności. Słodka buzia, z jasnym uśmiechem i tymi piekielnymi rumieńcami. Idealna alabastrowa skóra bez najmniejszej skazy. Wyglądała jak księżniczka, pełna uroku i naturalności. A jednocześnie było w niej to niebezpieczeństwo, które mężczyźni tak bardzo zdawali się lubić. Stalowe oczy wypełnione obietnicą i chłodem. Przewrotny uśmiech, zostawiający niedopowiedzenie. Tess Harding była wszystkim czym ona nie była. Była marzeniem każdego mężczyzny, podczas gdy ona, Elizabeth Parker stanowiła jedynie dziecinną dziewczynę z sąsiedztwa. W dodatku dziewicę. Liz prychnęła z rozbawieniem.
Zawsze uważała, że warto czekać, warto zrobić to z tym jedynym chłopakiem. Najwyraźniej myliła się. Sądziła, że Max poczeka, że doceni jej poświęcenie i będzie kochał ją za to, że chciała by był jej pierwszym, jej jedynym. Ale bała się. Nie mówiła mu tego nigdy, ale bała się by nie zaszło to za szybko. Myślała, że jeśli ją kocha, to zrozumie. Ale Max chyba miał dość czekania. Wolał pozostawić Liz z jej „skarbem”. Chciał kobiety... Prawdziwej kobiety, nie niepozornej nastolatki. Typowe. Jak każdy chłopak, chciał wreszcie stać się mężczyzną, a najwyraźniej znudziło mu się czekanie. Zresztą, po co miałby czekać na kogoś takiego jak ona, gdy na wyciągnięcie ręki miał Tess. Idealną, piękną, kobiecą Tess, której pragnęli wszyscy. A jej nie chciał nikt. Oprócz Kyla, zapewne żadnemu chłopakowi nie przyszło nawet do głowy, że Liz Parker może byc kobietą, że można na nią patrzeć jak na kobietę. Cholera! A ona chciała być pożądana. Chociaż jeden raz chciała się poczuć jak prawdziwa kobieta. Raz.
- Parker? - czyjś zimny głos przebił się przez szum w jej głowie
Obróciła głowę, a ciemne tęczówki rozbłysły setkami iskier na widok stojącego obok Michaela. Przyglądał jej się ze zdumieniem. Co najmniej jakby wyrosły jej antenki na głowie. No tak, przecież prędzej spodziewałby się końca świata niż spotkania niewinnej Lizzie Parker w barze. W dodatku pijącej alkohol.
- Hej Michael – mruknęła niezbyt przyjaźnie, ale wyszczerzyła zęby
Mina Michaela była warta tego uśmiechu. Jego nigdy nic nie szokowało. A teraz... Była niemalże dumna sama z siebie, że to ona doprowadziła go do takiego stanu. Ha! Czyli jednak potrafiła zaskakiwać. Sięgnęła po kolejny kieliszek. Była i tak wstawiona, więc co za różnica czy wypije jeszcze trochę. Jeszcze dużo. Aż wszystkie wspomnienia ulecą. Aż uniesie się wysoko i nigdy nie wróci.
- Co tu robisz?
Michael usiadł na stołku obok, przyglądając się jej. Zero gniewu czy zdziwienia. Raczej zaciekawienie. No proszę, coś jednak potrafiło go zaintrygować. Przynajmniej nie usiłował jej stąd zabrać. A wszyscy, którzy ją znali na pewno od razu kazaliby jej przestać i zadzwonili po Maxa. Przecież coś złego musiało się dziać, skoro idealna Lizzie upijała się w jakimś podrzędnym barze.
- Upijam się – powiedziała i przechyliła kieliszek
Drobna strużka spłynęła z kącika jej ust po brodzie. Po chwili jej język wysunął się i zachłannie zlizał ścieżkę alkoholu. Był za cenny by go tak bezsenswonie rozlewać.
Michael uniósł brew do góry w wyraźnym zdumieniu. Jego spojrzenie łapczywie chwytało ruch różowego języczka. Ledwo powstrzymał chęć posmakowania go w swoich ustach. Wciąż zastanawiało go, co tutaj robiła. Czy nie powinna przypadkiem o tej porze siedzieć w domku i odrabiac lekcji, albo wpatrywać się w te ciemne oczy Maxa i wyznawać mu swoją dozgonną miłość? Cokolwiek robiła zwykle o tej porze. Ale raczej nie powinna siedzieć tutaj, w barze i na pewno nie powinna pić. Nawet nie wiedział, że Liz Parker wie jak smakuje alkohol. Takie połączenie brzmiało wręcz absurdalnie. Ale odciągać jej od tego nie miał zamiaru. Jej życie, jej organizm, jej głupota. Chciała się upić, proszę bardzo. Wzruszył ramionami i wstał.
- Czy jestem ładna? - jej głos zatrzymał go w pół kroku
Spojrzał na nią jak na wariatkę. Wlepiała w niego te swoje pirytowe oczęta z istną nadzieją. Pytała na poważnie.
- Co to za pytanie Parker? - zapytał z niesmakiem
- Normalne. Czy uważasz, że jestem ładna?
Prawie prychnął. Pochylił się nad nią. Jego twarz była zaledwie kilka milimetrów od niej. Wbijał wzrok w jej oczy, wiedząc, że nie wytrzyma tej bitwy spojrzeń o dominację. Po kilku sekundach Liz zamrugała niepewnie i spuściła wzrok. Lewy kącik jego ust uniósł się w tryumfalnym uśmieszku. Przysunął się jeszcze bliżej. Ciepły oddech odbijał się od jej ust.
- Uważam, że jesteś całkiem... - koniuszek jego języka wysunął się i musnął jej górną wargę, zlizując pikantny posmak alkoholu - ...smakowita.
Całe jej ciało napięło się. Nie mogła nad tym zapanować, ale powieki momentalnie przymknęły się, a usta rozchyliły. Zachichotał i odsunął się. Usiadł ponownie na stołku obok, tym razem z całkowitą swobodą. Sięgnął po garść orzeszków stojących na ladzie i połknął je wszystkie na raz. A ona wpatrywała się w niego, nie wiedząc co powiedzieć ani jak zareagować. Jedyne wyjście... Sięgnęła po kolejną dawkę alkoholu, jednym łykiem wlewając go w siebie.
- Więc Parker... - ton Michaela był raczej lekceważący i wypełniony kpiną – Cóż takiego stało się w twoim idealnym życiu, że postanowiłaś się zalać? Max zapomniał ci wyznać swoją dozgonną miłość i popadasz w traumę?
- Max pewnie pieprzy się teraz z tą wywłoką – odpowiedziała od razu, nawet nie orientując się, że mówi to na głos
Śmiech. Michael się śmiał. Chyba rozbawiła go jej reakcja. Liz zawsze uważała na słowa, a już tym bardziej jeśli wypowiadała sie na temat Maxa. Teraz jednak gniew aż w niej syczał.
- No proszę. A nie sądziłem, że cokolwiek może wyprowadzić cię z równowagi.
Bawiło go to. Mała Lizzie Parker upijała się, bo jej chłopak dupek ją zdradzał. Tak, był przyjacielem Maxa, ale nie oznaczało to, że musi się z nim we wszystkim zgadzać i we wszystkim go popierać. Był przeciwny wtajemniczaniu Liz Parker, a tym bardziej drażniła go ta cała gierka jaką oboje toczyli. Krążyli wokół siebie i bali się do siebie zbliżyć. Kiedy kilka tygodni temu wpadli w amok i nie mogli się od siebie oderwać, już myślał, że znormalnieli. Ale oczywiście Max nie wykonał ostatniego kroku. Bo przecież jakżeby śmiał tknąć swoją księżniczkę w nieodpowiedni sposób. Traktował ją jak najdelikatniejszą porcelanę, która od byle podmuchu może się stłuc. A dla niego Liz była zwykła dziewczyną, z krwi i kości. I ona chyba też zaczęła to odczuwać.
- Więc Max postanowił wreszcie prawidłowo posłużyć się swoim...
- Zamknij się. - warknęła Liz
Ją ciągle drażniło myślenie o tym, że jej Max był teraz z tą blondyną. Jej Max... Pewnie już nie jej. Teraz cały należał do Tess. Liz nigdy nie miała go w ten sposób. I już nigdy nie będzie miała.
- Nie martw się – Michael wstał, znudzony już tą rozmową – Przeleci ją i wróci do ciebie na kolanach. A ty jak zwykle mu wybaczysz i kto wie... może ciebie też zdefloruje w ramach rekompensaty.
Nie wykonał nawet kroku a runął na ziemię jak długi. Liz nie wytrzymała i po prostu podcięła mu nogi w akcie furii. Chciała go kopnąć, ale uznała, że to nie byłoby wystarczająco bolesne. Michael obrócił się na plecy, unosząc ciało do siadu. Zimne spojrzenie wbił w stojącą nad nim drobną postać. Jak śmiała? Już miał coś mruknąć, sprawić żeby pojawiły się łzy w jej oczach, ale odebrało mu mowę, gdy zaczęła się śmiać. Nie mogła tego opanować. Wpływ alkoholu był już za silny, by powstrzymała perełki rozbawienia wypadające z jej ust. A może to po prostu widok Michaela Guerina rozciągniętego na brudnej posadzce baru, tak ją rozweselił.
- Chyba właśnie zdeflorowałeś podłogę – wciąż się śmiała
Utkwił w niej wzrok. Tak ją to bawiło? Tak bardzo chciała nie myśleć o Maxie spędzającym czas w ramionach innej dziewczyny? A może tak bardzo ją bolało, że ona nie miała w czyich ramionach spędzić tej nocy?
- Aah! - krzyknęła, kiedy chwycił ją za nogę
Od razu straciła równowagę. Drobne ciało zachwiało się, aż poleciała w dół, lądując tuż obok niego. Na chwilę śmiech ustał, kiedy usiłowała złapać oddech i nie skupiać się na obolałych plecach.
Po chwili jednak znów zaczęła się śmiać. To już było typowe działanie alkoholu. Śmiech bez powodu. A Michael spoglądał na nią ze zdumnieniem. Kiedy powoli się opanowywała, a jej oczy przesunęły spojrzenie na niego, przyszła mu do głowy inna myśl. Początkowo chciał wstać i odejść, zostawiając ją tutaj z jej przyjacielem – kieliszkiem. Jednak ciemne oczy wypełnione iskrami, rozchylone wilgotne usta, nieznacznie podsunięta do góry bluzka odsłaniająca brzuch, wywołały przeciwną reakcję.
Momentalnie przekręcił się, pochylając się nad nią. Przestała sie śmiać, a oddech stał się płytki i urywany. Nie mogła skupić myśli, ale doskonale wiedziała, co krąży po jego głowie. Ta myśl... obezwładniała ją. Jęknęła cicho, czując ciepłe palce przesuwające się powoli po jej brzuchu. Przyjemny dreszcz przebiegł po koniuszkach jej nerwów, powodując skok temperatury jej ciała. Zaczynało robić się gorąco. Za gorąco. Jego usta były tak blisko. Zaledwie milimetry od jej. Usiłowała skoncentrować się na czymś innym niż jego niesamowity zapach, niż napór jego ciała.
- Zdeflorowałeś podłogę... - szepnęła, unosząc kąciki ust w rozbawieniu
- A jeśli to samo zrobię z tobą? - nęcący ton osłabił jej ciało
Jego dłoń przesunęła się, podsuwając bluzkę jeszcze wyżej. Sprawiał, że nie mogła myśleć racjonalnie, że wszystko wirowało, a ciało wypełniało się przyjemnym pragnienem. Odchyliła głowę nieco do tyłu.
- Nie odważysz się – mruknęła, patrząc wprost w jego oczy
- Czyżby?
c.d.n.