Przeznaczenie
Posted: Mon Aug 18, 2003 7:37 pm
Choć to opowiadanie znajdzie sie niedługo w fanfictions to pragnę zamieszczać jego części tu i poznac waszą opinię, wysłuchac uwag i pozmieniać, tak by stało się lepsze. Jest tu pare zmian co do tego wysłanego, ale nie są one ważne.
A oto one:
Przeznaczenie
Część Pierwsza : Antar
Max siedział w swoim pokoju za biurkiem. Musiał jako król podpisać wiele papierów, dotyczących nowego prawa, pokoju między Antarem a Alfą. Kivar poddał się i postanowił żyć z Maxem w zgodzie. Nowy król czuł się zmęczony pracą. Wstał i podszedł do okna. Widział wyraźnie Ziemię. Zastanawiał się co robi Liz i reszta. Tak bardzo za nimi tęsknił.
Najchętniej by tam wrócił. To samo czytał z twarzy jego siostry i przyjaciela. Nawet kazał im wrócić albo chociaż na trochę polecieć, ale oni bez niego nie chcieli. Matka pomogła mu zapanować nad swoją kosmiczną naturą. Całą czwórka nie mogła oduczyć służących, żołnierzy, a nawet matki, od tego by nie zwracali się do nich antarskim imionami. Sami już przez tydzień przyzwyczaili się do imion Zan, Vilandra, Rath, Ava.
Natomiast Isabel zaprzyjaźniła się z Tess. Tylko ją tu znała. Często wspólnie razem z Michaelem rozmawiały o królu.
- Max ciągle siedzi przy biurku? – zapytał Michael.
- Od dwóch dni nie wychodzi. Czasami żałuję, że zgodziłam się wrócić. – mówiła Isabel – Brata w ogóle nie widuję, tęsknie za Alexem i dziwnie się czuję. Moim domem była Ziemia.
- Max mówił że możecie wracać. – wtrąciła się Tess.
- I zostawić go? Ja i tak już nie mogę znieść jego bólu w oczach. – rzekła Isabel.
W tym momencie otworzyły się drzwi do pokoju Maxa. Wszyscy spojrzeli na niego. Wyglądał bladziej niż zwykle.
- Kto chcę się przejść ze mną po ogrodach? – zapytał Max.
- Wszyscy pójdziemy z tobą. – odpowiedział Michael.
Cała czwórka wyszła z zamku. Antarskie ogrody cieszyły się uznaniem i szacunkiem oraz uchodziły za najpiękniejsze w całych wszechświecie.
- I jak tam sprawy rządowe się układają? – zapytał Michael.
- Mam już tego dość. Nawet połowy papierów jeszcze nie przejrzałem, a donoszą nowe.
- To co robiłeś przez te dwa dni? – zdziwiła się Tess.
- Rozmyślałem. Wiecie, że z mojego pokoju widać Ziemię! – uśmiechnął się Max.
Nagle za nimi zaczął ktoś krzyczeć.
- Królu Zanie! Królu! – był to Meleas, jego sługa. – Jaśnie królu, królowa- matka Cię prosi do siebie.
- Przekaż jej że zaraz przyjdę. – rozkazał król. Po odejściu Meleasa zwrócił się do przyjaciół – Taki już mój los. Na pewno znowu jakieś pilne sprawy albo papiery. Trzymajcie się.
- Muszę z matką porozmawiać – odezwała się po odejściu brata Isabel. – Przecież on się wykończy.
- Max jest silny, da sobie radę. Sam mówił że prawie nic nie zrobił w ciągu tych dwóch dni. To czym ma się zmęczyć? – pocieszał dziewczynę Michael.
- Ja uważam tak samo jak Isabel. Zauważyliście jak schudł? – wtrąciła się Tess.
- Tak, ale może to powietrze tak na niego działa- nie chciał uwierzyć Michael.
- Porozmawiaj z nim – poprosiła Isabel. – Tobie się zwierzy.
Tymczasem w komnacie królewskiej.
- Słucham Matko? – zapytał Max.
- Mój nadzorca od spraw ludu zgłosił mi, że społeczeństwo antarskie chcę Cię zobaczyć. Uznałam, że warto zorganizować festyn wiosenny w stolicy na którym się pojawisz. Co ty na to? Do ciebie należy ostateczna decyzja.
- Dobrze, Matko. A kiedy jest ten festyn?
- Za dwa dni. – odpowiedziała – Przygotowania do niego trwają od tygodnia, tylko teraz zapowiemy Twoją obecności – dodała szybko, zauważywszy zdumienie syna. – A jak tam sprawy państwowe?
- Postaram się z nimi skończyć do festynu.
- Dobrze. Potem zajmiemy się ostatnim przygotowaniami do ślubu. Zaprosimy wszystkich królów z dworem z pobliskich planet.
- Czy to konieczne? Nikogo nie znam.
- To jest najmniej ważne, synu. To są najwyższe władze na innej planecie i nie wiadomo jakbyś ich nie lubił i tak leży w twoim obowiązku ich zaprosić – podniosła trochę głos królowa matka.
- Przepraszam, że cię rozgniewałem matko. Mam nadzieje, że w czasie ślubu poznam ich i się zaprzyjaźnimy.
- Miło słyszeć taką odpowiedź z ust króla. Możesz wracać do obowiązków.- królowa matka szczególnie podkreśliła ostatnie słowo.
- Mam jeszcze tylko jedną prośbę. Pragnę bardzo kogoś odwiedzić na Ziemi. Mógłbym razem z Vilandrą i Rathem polecieć?
- Jak tylko powróciliście z Ziemi po tylu latach powiedziałam wyraźnie, że nigdy was już tam nie wyślemy! Nawet czy byście tego chcieli czy nie! Bardzo mnie rozgniewałeś, Zanie. Wyjdź! – królowa palcem wskazała mu wyjście. Sama spuściła głowę. „ Zrozum synu. Nie mogę cię stracić ponownie. Tyle lat trwało za nim was odnaleźliśmy. Straciłam wtedy już nadzieję na wasz powrót, aż tu nagle otrzymujemy sygnał od naszych wysłanników, że żyjecie i jesteście cali i zdrowi, tylko nic nie pamiętacie. Może bez potrzeby się uniosłam na niego? Może trzeba bym im to wytłumaczyć, moje obawy i ludu? Ale wszystko w swoim czasie”.
Max wychodząc z komnaty spojrzał na sufit. Był przyozdobiony gwiazdami. Przypomniał sobie wieczory spędzone na Ziemi spoglądając w niebo w towarzystwie Liz. Do jego oczu napłynęły łzy. Szybko wybiegł z komnaty. Po drodze minął Michaela idącego w towarzystwie Ratha. Mijając ich nawet na nich nie spojrzał.
- Max! – zawołał za nim Michael.
Max przystanął. Michael podszedł do niego. Spojrzał mu w oczy.
- Co się stało?- zapytał widząc wilgotne oczy przyjaciela.
Max milczał.
- Meleas, zostaw nas samych. Idź po księżniczkę Vilandrę. – polecił mu Michael. – Będziemy w komnacie króla.
Wziął pod rękę Maxa i szedł w kierunku jego komnaty. Gdy usiedli na łóżku, zwrócił się do Maxa:
- Powiesz, co się stało?
- Przepraszam za tą chwile słabości. – zaczął Max. – Byłeś w królewskiej komnacie? – Michael przytaknął. – Sufit tam jest pomalowany w gwiazdy. Przypomniały mi się wieczory na Ziemi. Tęsknię za Liz. Królowa nie zgodziła się na nasz lot na Ziemię. Trochę się rozgniewała. Mam też dość tych obowiązków. A teraz ten festyn. Wiesz, że będziemy musieli być na nim obecni?
- Co w tym złego? – nie rozumiał Michael.
- Mam dość bycia królem. W ciągu tych dwóch tygodni mieliśmy trzy bale na naszą cześć. Ja mam co chwila do podpisywania jakieś papiery, nawet dużo z nich nie rozumiem. Muszę czytać prawa jakie obowiązują by wiedzieć co zmienić ewentualnie. Chciałbym na jeden dzień polecieć na Ziemię i tam odpocząć od tego królewskiego gwaru.
- Rozumiem cię. Też tęsknię za Marią i jej uśmiechem. Ale co zrobić? Może Ci pomoc z tymi papierami? – zaproponował Michael.
- Za tydzień odpocznę od nich.
- Ślub z Tess? – Max przytaknął – Jeśli już byliście małżeństwem po co bierzecie go jeszcze raz.
-Wróciliśmy jako inni ludzie musimy jeszcze raz wziąć ślub. W takich sytuacjach, jak nasza, kiedy to nasze ciała wysłano na inna planetę i wracamy to musimy powtórzyć ślub. Ja muszę wziąć go. Poznam przy okazji innych władzców. Wy nie bierzecie, bo kochacie inne osoby. Ja nie mam wyboru, choć wolałbym by moją żoną była Liz.
Do komnaty zapukała Isabel.
- Co się stało? – zapytała od razu.
- Mały kryzys króla – odpowiedział Michael. – ale mamy wszystko już pod kontrolą. Prawda, Max?
- Tak. Za dwa dni jest festyn, na którym musimy być.
- Festyn? Ten wiosenny? – dopytywała się Isabel.
- Dokładnie. – odpowiedział Max. – Miło się rozmawiało, ale muszę wracać do obowiązków.
- Pomożemy Ci. Jako książę mogę też podpisywać dokumenty. Idziesz z nami Isabel? – zwrócił się Michael do dziewczyny. W trójkę udali się do biura króla. Praca szła im szybko. Do końca dnia zdążyli wszystkie papiery podpisać. Isabel nawet poszła się spytać doradców czy są nowe, ale oni zaprzeczyli.
- Koniec pracy na dziś – oświadczyła chłopakom Isabel.
A oto one:
Przeznaczenie
Część Pierwsza : Antar
Max siedział w swoim pokoju za biurkiem. Musiał jako król podpisać wiele papierów, dotyczących nowego prawa, pokoju między Antarem a Alfą. Kivar poddał się i postanowił żyć z Maxem w zgodzie. Nowy król czuł się zmęczony pracą. Wstał i podszedł do okna. Widział wyraźnie Ziemię. Zastanawiał się co robi Liz i reszta. Tak bardzo za nimi tęsknił.
Najchętniej by tam wrócił. To samo czytał z twarzy jego siostry i przyjaciela. Nawet kazał im wrócić albo chociaż na trochę polecieć, ale oni bez niego nie chcieli. Matka pomogła mu zapanować nad swoją kosmiczną naturą. Całą czwórka nie mogła oduczyć służących, żołnierzy, a nawet matki, od tego by nie zwracali się do nich antarskim imionami. Sami już przez tydzień przyzwyczaili się do imion Zan, Vilandra, Rath, Ava.
Natomiast Isabel zaprzyjaźniła się z Tess. Tylko ją tu znała. Często wspólnie razem z Michaelem rozmawiały o królu.
- Max ciągle siedzi przy biurku? – zapytał Michael.
- Od dwóch dni nie wychodzi. Czasami żałuję, że zgodziłam się wrócić. – mówiła Isabel – Brata w ogóle nie widuję, tęsknie za Alexem i dziwnie się czuję. Moim domem była Ziemia.
- Max mówił że możecie wracać. – wtrąciła się Tess.
- I zostawić go? Ja i tak już nie mogę znieść jego bólu w oczach. – rzekła Isabel.
W tym momencie otworzyły się drzwi do pokoju Maxa. Wszyscy spojrzeli na niego. Wyglądał bladziej niż zwykle.
- Kto chcę się przejść ze mną po ogrodach? – zapytał Max.
- Wszyscy pójdziemy z tobą. – odpowiedział Michael.
Cała czwórka wyszła z zamku. Antarskie ogrody cieszyły się uznaniem i szacunkiem oraz uchodziły za najpiękniejsze w całych wszechświecie.
- I jak tam sprawy rządowe się układają? – zapytał Michael.
- Mam już tego dość. Nawet połowy papierów jeszcze nie przejrzałem, a donoszą nowe.
- To co robiłeś przez te dwa dni? – zdziwiła się Tess.
- Rozmyślałem. Wiecie, że z mojego pokoju widać Ziemię! – uśmiechnął się Max.
Nagle za nimi zaczął ktoś krzyczeć.
- Królu Zanie! Królu! – był to Meleas, jego sługa. – Jaśnie królu, królowa- matka Cię prosi do siebie.
- Przekaż jej że zaraz przyjdę. – rozkazał król. Po odejściu Meleasa zwrócił się do przyjaciół – Taki już mój los. Na pewno znowu jakieś pilne sprawy albo papiery. Trzymajcie się.
- Muszę z matką porozmawiać – odezwała się po odejściu brata Isabel. – Przecież on się wykończy.
- Max jest silny, da sobie radę. Sam mówił że prawie nic nie zrobił w ciągu tych dwóch dni. To czym ma się zmęczyć? – pocieszał dziewczynę Michael.
- Ja uważam tak samo jak Isabel. Zauważyliście jak schudł? – wtrąciła się Tess.
- Tak, ale może to powietrze tak na niego działa- nie chciał uwierzyć Michael.
- Porozmawiaj z nim – poprosiła Isabel. – Tobie się zwierzy.
Tymczasem w komnacie królewskiej.
- Słucham Matko? – zapytał Max.
- Mój nadzorca od spraw ludu zgłosił mi, że społeczeństwo antarskie chcę Cię zobaczyć. Uznałam, że warto zorganizować festyn wiosenny w stolicy na którym się pojawisz. Co ty na to? Do ciebie należy ostateczna decyzja.
- Dobrze, Matko. A kiedy jest ten festyn?
- Za dwa dni. – odpowiedziała – Przygotowania do niego trwają od tygodnia, tylko teraz zapowiemy Twoją obecności – dodała szybko, zauważywszy zdumienie syna. – A jak tam sprawy państwowe?
- Postaram się z nimi skończyć do festynu.
- Dobrze. Potem zajmiemy się ostatnim przygotowaniami do ślubu. Zaprosimy wszystkich królów z dworem z pobliskich planet.
- Czy to konieczne? Nikogo nie znam.
- To jest najmniej ważne, synu. To są najwyższe władze na innej planecie i nie wiadomo jakbyś ich nie lubił i tak leży w twoim obowiązku ich zaprosić – podniosła trochę głos królowa matka.
- Przepraszam, że cię rozgniewałem matko. Mam nadzieje, że w czasie ślubu poznam ich i się zaprzyjaźnimy.
- Miło słyszeć taką odpowiedź z ust króla. Możesz wracać do obowiązków.- królowa matka szczególnie podkreśliła ostatnie słowo.
- Mam jeszcze tylko jedną prośbę. Pragnę bardzo kogoś odwiedzić na Ziemi. Mógłbym razem z Vilandrą i Rathem polecieć?
- Jak tylko powróciliście z Ziemi po tylu latach powiedziałam wyraźnie, że nigdy was już tam nie wyślemy! Nawet czy byście tego chcieli czy nie! Bardzo mnie rozgniewałeś, Zanie. Wyjdź! – królowa palcem wskazała mu wyjście. Sama spuściła głowę. „ Zrozum synu. Nie mogę cię stracić ponownie. Tyle lat trwało za nim was odnaleźliśmy. Straciłam wtedy już nadzieję na wasz powrót, aż tu nagle otrzymujemy sygnał od naszych wysłanników, że żyjecie i jesteście cali i zdrowi, tylko nic nie pamiętacie. Może bez potrzeby się uniosłam na niego? Może trzeba bym im to wytłumaczyć, moje obawy i ludu? Ale wszystko w swoim czasie”.
Max wychodząc z komnaty spojrzał na sufit. Był przyozdobiony gwiazdami. Przypomniał sobie wieczory spędzone na Ziemi spoglądając w niebo w towarzystwie Liz. Do jego oczu napłynęły łzy. Szybko wybiegł z komnaty. Po drodze minął Michaela idącego w towarzystwie Ratha. Mijając ich nawet na nich nie spojrzał.
- Max! – zawołał za nim Michael.
Max przystanął. Michael podszedł do niego. Spojrzał mu w oczy.
- Co się stało?- zapytał widząc wilgotne oczy przyjaciela.
Max milczał.
- Meleas, zostaw nas samych. Idź po księżniczkę Vilandrę. – polecił mu Michael. – Będziemy w komnacie króla.
Wziął pod rękę Maxa i szedł w kierunku jego komnaty. Gdy usiedli na łóżku, zwrócił się do Maxa:
- Powiesz, co się stało?
- Przepraszam za tą chwile słabości. – zaczął Max. – Byłeś w królewskiej komnacie? – Michael przytaknął. – Sufit tam jest pomalowany w gwiazdy. Przypomniały mi się wieczory na Ziemi. Tęsknię za Liz. Królowa nie zgodziła się na nasz lot na Ziemię. Trochę się rozgniewała. Mam też dość tych obowiązków. A teraz ten festyn. Wiesz, że będziemy musieli być na nim obecni?
- Co w tym złego? – nie rozumiał Michael.
- Mam dość bycia królem. W ciągu tych dwóch tygodni mieliśmy trzy bale na naszą cześć. Ja mam co chwila do podpisywania jakieś papiery, nawet dużo z nich nie rozumiem. Muszę czytać prawa jakie obowiązują by wiedzieć co zmienić ewentualnie. Chciałbym na jeden dzień polecieć na Ziemię i tam odpocząć od tego królewskiego gwaru.
- Rozumiem cię. Też tęsknię za Marią i jej uśmiechem. Ale co zrobić? Może Ci pomoc z tymi papierami? – zaproponował Michael.
- Za tydzień odpocznę od nich.
- Ślub z Tess? – Max przytaknął – Jeśli już byliście małżeństwem po co bierzecie go jeszcze raz.
-Wróciliśmy jako inni ludzie musimy jeszcze raz wziąć ślub. W takich sytuacjach, jak nasza, kiedy to nasze ciała wysłano na inna planetę i wracamy to musimy powtórzyć ślub. Ja muszę wziąć go. Poznam przy okazji innych władzców. Wy nie bierzecie, bo kochacie inne osoby. Ja nie mam wyboru, choć wolałbym by moją żoną była Liz.
Do komnaty zapukała Isabel.
- Co się stało? – zapytała od razu.
- Mały kryzys króla – odpowiedział Michael. – ale mamy wszystko już pod kontrolą. Prawda, Max?
- Tak. Za dwa dni jest festyn, na którym musimy być.
- Festyn? Ten wiosenny? – dopytywała się Isabel.
- Dokładnie. – odpowiedział Max. – Miło się rozmawiało, ale muszę wracać do obowiązków.
- Pomożemy Ci. Jako książę mogę też podpisywać dokumenty. Idziesz z nami Isabel? – zwrócił się Michael do dziewczyny. W trójkę udali się do biura króla. Praca szła im szybko. Do końca dnia zdążyli wszystkie papiery podpisać. Isabel nawet poszła się spytać doradców czy są nowe, ale oni zaprzeczyli.
- Koniec pracy na dziś – oświadczyła chłopakom Isabel.