T: All our tomorrows were yesterday [by DocPaul] Koniec
Posted: Sat Nov 27, 2004 11:38 am
W Twórczości możemy znaleźć wiele opowiadań dreamerowych, polarowych, crossoverów, a brakuje historii o Marii i Michaelu. Postanowiłam to zmienić, tłumacząc fanfici właśnie o nich. A "All our tomorrows were yesterday" jest opowiadanie napisanym nie przez byle kogo, tylko przez DocPaul - moim zdaniem (wiem, że fani M&M, którzy czytali jej historie podzielają moją opinię na jej temat.) najlepszą autorką candy opowiadań, ktore ośmieliłabym się nawet określić mianem najlepszych opowiadań roswellowych. Była wiele razy nagradzana i napisała sporo ficów, o różnej tematyce (są np. wspaniałe kryminały.).
DocPaul ciekawie przedstawia swoje własne teorie na temat bohaterów i ich zachowań, podając przy tym argumenty, które sprawiają, że zaczynasz się zastanawiać czy czasem nie ma racji. Pokochałam jej opowiadania, wszystkie bez wyjątku i oprócz tego, planuję przetłumaczyć jeszcze dwa (nie znam dnia, ani godziny, ale kiedyś mi się to uda.).
Zapraszam do czytania, nie tylko fanów M&M, ale także innych, bo są to opowiadania z tzw. górnej półki (przynajmniej takie były zanim ja zaczęłam je tłumaczyć ). Powiem jeszcze, że gdy napisałam autorce, że chciałabym tłumaczyć jej fici, to ona poraz kolejny przeczytała "All our tomorrows were yesterday" i poprawiając błędy, które wsześniej umknęły jej uwadze, wprowadziła zmiany, których nie ma w tym opowiadaniu na innych stronach. Więc niech ci, którzy już to opowiadanie czytali nie zdziwią się, jesli znajdą w moim tłumaczeniu coś czego nie było w wersji, którą czytali. To nie ja zmieniłam niektóre rzeczy. Ja tylko tłumaczę
Author: DocPaul
Email: DocPaul2002@yahoo.ca
Rating: PG-13
Summary: M&M story. FMaria is sent back to find young Michael in another attempt to right the damage to their lives. They find that sometimes certain things are just meant to be.
Warning: None.
Timeline: This story follows after Roswell ends. FMax had returned to Roswell, but despite knowing consequences, Max and Liz still ended up together, and Tess gone. The Granolith was never used as a transport device for Tess, and despite trying to fix their futures, the world was still on the brink of destruction.
Author’s note/dedication: This is dedicated to all the M&M supporters who always knew that no matter how hard, or the circumstances, Michael and Maria would find a way.
Disclaimer: Roswell and its characters belong to Twentieth Century Fox TV and Regency for Roswell and its characters. Though Michael and Maria do not belong to me, I reserve the right to take them out, give them a real story, because I love them more than their owners.
ALL OUR TOMORROWS WERE YESTERDAY
Część 1
Bolało.
Stała w cieniu drzewa i cierpiała.
Opuścił tą marną wymówkę zwaną domem, rozdrażniony i wściekły, a mężczyzna szedł za nim wykrzykując szydercze i obraźliwe słowa, które zostawiały po sobie jeszcze więcej blizn. Blizn, które były głębsze od innych. Tak wiele mil od domu…
Czekała, obserwując. Szczupła i blada ręka przetarła jej szyję, gdy zmęczenie pchało ją ku podstawie drzewa. Czekając, aż wyszedł. Sukinsyn wyszedł do baru, upić się do nieprzytomności i zapomnieć, żeby później wrócić do domu, zbić chłopca i chociaż na moment wynieść się ponad swoje życie, czując się lepszym, silniejszym i potężniejszym w porównaniu ze skulonym dzieckiem.
Zbyt zmęczona. Cholernie zbyt zmęczona.
Przyczepa była czymś lepszym i zarazem gorszym niż oczekiwała. To nie był dom, to było tylko zdanie -więzienie. Idąc do pokoju z tyłu i widząc niepościelony materac, który służył mu jako łóżko, położyła się i zasnęła. Zmęczona - zbyt daleko od domu…
Roswell. To przez nie się wykrwawili. Ich krew spływała po pustyni i wsiąkała w piach, barwiąc go na czerwono.
~~~~
„ Nie mogę!”
„ Musisz!” Serena biegała po pokoju zbierając rzeczy - zwykłe rzeczy. Była zajęta szukaniem czegoś, co zajęłoby jej ręce. Świat już stanął na granicy wojny. Złamali pozostałe granice. Nic nie zostało. Nikt nie pozostał. Nie było tutaj, ani teraz. Wszystko, co pozostało było niczym. To i Serena, Max, Liz i Maria.
„Jestem niczym.” Pomyślała zmęczona Maria, obserwując swoją szwagierkę, biegającą wokół i zbierającą nic nieznaczące przedmioty..
„ Nie ma we mnie nic specjalnego. Niczego, czym mogę być lub, co zrobić, tylko umrzeć.” Gorycz rosła w suchym śmiechu. Zobacz chodzącą śmierć. Zobacz drobne podstępy. Umarła trzynaście minut i trzydzieści dwie sekundy temu. Trzydzieści trzy, trzydzieści cztery, trzydzieści pięć…
Z ilu sekund składa się wieczność?
Serena przestała i spojrzała na swoją przyjaciółkę – na swoją bratową. Rozbita, jeśli ciało mogłoby być rozbite to Maria była zdecydowanie wykończona… była cieniem. Zabrało jej wszystko, a gdy było pewne, że nie ma już nic do oddania, zabrało jeszcze więcej. Jego krew cały czas była na jej ciele, plamiąc jej przód, a ona cały czas nie chciała się przebrać. To wszystko, co jej zostało. Wszystko, co miała po nim i odrobinę po sobie.
Serena wzięła jej twarz w swoje dłonie. Żadnych łez. Była pustynią. Nie została nawet jedna kropelka, którą mogłaby uronić. Płakała tyle lat, że teraz już nawet to jej nie zostało. Zabrali to wszystko. Max i Liz. Ich wielka miłość zniszczyła ich wszystkich. Miłość nie powinna krzywdzić, żądać zapłaty, ale w tym wypadku tak właśnie było.
„ Musisz posłuchać uważnie.” Serena powiedziała zdecydowanie. „ Niedługo znowu spróbują. Tym razem wyśle Liz do młodszego siebie. Ale się nie uda. Nigdy się nie uda, bo oni nie potrafią zmienić. Sprawa była przegrana, zanim się zaczęła.”
„Cierpię.”
„Wiem, kochanie, wiem. Ale Maria, jak Bóg mi świadkiem, musisz lecieć.” Zerknęła nerwowo w stronę drzwi. Była w stanie ich słyszeć. „Już!”
„Czemu nie ty? Jesteś silniejsza…mądrzejsza...i wiesz…”
„Tak. Ale oni nie wiedzą. Nie znają mnie. On mnie nie zna. Jeszcze nie. I zostało mało czasu. Za mało, żeby zaufać, zanim będzie zbyt późno.” Serena westchnęła. Było źle. Była cały czas w szoku, pusta i cena, której od niej wymagali była niewyobrażalna.
„Nie mogę. Zobaczyć go znowu…chociaż na chwilę…” Maria oplotła się ramionami wokół talii i skuliła z bólu u stóp Sereny. „Zabij mnie. Skończ to.”
„Zrób to! Zrób, a może to nigdy się nie wydarzy. Będzie żył…”
„Ale nie ze mną!” Głos Marii był przepełniony cierpieniem. „Nigdy ze mną.”
Serena westchnęła. Jak mogła prosić, żeby zrezygnowała ze swojego ukochanego, swojego męża i tego wszystkiego, czym byli? To było jak krwawiąca rana, wiedziała o tym, ale i tak ją dotknęła.
„Maria nie możesz tęsknić, za czymś, czego nigdy nie poznasz. Teraz wiesz, co było, ale jeśli się uda nie będziesz...tamta ty nie będzie wiedziała i w tym jest nadzieja…”
Serena w ręce trzymała kryształ i słyszała jak nadchodzą, rozmawiają. Teraz albo nigdy. Łapiąc Marię za rękę, pociągnęła ją przez tylnie drzwi i wepchnęła do samochodu. Pojadą za nimi, a czasu było niewiele. Zerknęła na drżące ciało przyjaciółki. Jej jedynym atutem i rzeczą, dla, której to robiła była Maria. Jej niekończąca się odwaga, która ocali ich wszystkich.
Patrzyły na Granilith, a Serena wsadziła kryształ, wprowadzając sekwencję.
„Maria?” Kobieta stała z opuszczoną głową. Nagle przytaknęła i wyciągnęła dłoń. Serena obserwowała, jak wraz z nadejściem ostatniej minuty Maria wchodziła do Granilithu. Dotykając jej dłoni...życząc powodzenia…dla ich dobra.
„Powiedz to Maria! Powiedz!” Zażądała, starając się przekrzyczeć dźwięki wydawane przez Granilith.
Maria spojrzała na przyjaciółkę i gdy Max z Liz wbiegli do jaskini wypowiedziała zdanie. „Nie ma przeznaczenia, oprócz tego, które sami tworzymy.”
„Nie!” Krzyknął Max, kiedy wspaniałe białe światło wypełniło jaskinię przewracając ich wszystkich. Maria zniknęła.
W ciszy, Liz spojrzała na Serenę w złości. „Coś ty zrobiła!”
Max złapał kobietę, która tak wiele dla nich znaczyła, która stała razem z nimi…
„Zniszczyłaś nas wszystkich!”
Serena spojrzała na niego, kiwając głową w złości. ”Ocaliłam nas! Tym razem się uda.”
Max potrząsnął nią wściekły. „Co zrobi? Powiedz mi! Po co ją wysłałaś?”
Strzepała z siebie jego dłonie i stała na drżących nogach. „Zrobi to, czego wasza dwójka nigdy nie potrafiła. Poświeci swoją miłość – mojego brata, aby dać światu szansę.”
Max spojrzał na swoją żonę, Liz i pokręcił głową. Nie. Maria tego nie zrobi. Nie może. Nie po tylu latach i wszystkim, czym była dla niej Liz. Nawet dla Michaela. Nie była wystarczająco silna.
Max wyprostował się i spojrzał w dół na tą żmiję. Kolejny zdrajca. Tylko Liz była lojalna. Nawet Michael w końcu zaczął go kwestionować i ludzie wielbiący Michaela, prowadzeni przez jego siostrę, Serenę, która na początku była pomocna, a potem stała się utrapieniem, zaczęli kwestionować każdy jego rozkaz.
„Ja jestem królem! Decyzja należała do mnie!” Ścisnął ją mocno za ramiona. Byli wszystkim, co pozostało.
Ponownie strzepała jego dłonie. „Nie jesteś królem!” Obserwowała w zamyśleniu, jak jej własna ręka zaczęła znikać. Spojrzała na Maxa i Liz, którzy byli przeźroczyści. „ Zaczęło się.”
CDN
DocPaul ciekawie przedstawia swoje własne teorie na temat bohaterów i ich zachowań, podając przy tym argumenty, które sprawiają, że zaczynasz się zastanawiać czy czasem nie ma racji. Pokochałam jej opowiadania, wszystkie bez wyjątku i oprócz tego, planuję przetłumaczyć jeszcze dwa (nie znam dnia, ani godziny, ale kiedyś mi się to uda.).
Zapraszam do czytania, nie tylko fanów M&M, ale także innych, bo są to opowiadania z tzw. górnej półki (przynajmniej takie były zanim ja zaczęłam je tłumaczyć ). Powiem jeszcze, że gdy napisałam autorce, że chciałabym tłumaczyć jej fici, to ona poraz kolejny przeczytała "All our tomorrows were yesterday" i poprawiając błędy, które wsześniej umknęły jej uwadze, wprowadziła zmiany, których nie ma w tym opowiadaniu na innych stronach. Więc niech ci, którzy już to opowiadanie czytali nie zdziwią się, jesli znajdą w moim tłumaczeniu coś czego nie było w wersji, którą czytali. To nie ja zmieniłam niektóre rzeczy. Ja tylko tłumaczę
Author: DocPaul
Email: DocPaul2002@yahoo.ca
Rating: PG-13
Summary: M&M story. FMaria is sent back to find young Michael in another attempt to right the damage to their lives. They find that sometimes certain things are just meant to be.
Warning: None.
Timeline: This story follows after Roswell ends. FMax had returned to Roswell, but despite knowing consequences, Max and Liz still ended up together, and Tess gone. The Granolith was never used as a transport device for Tess, and despite trying to fix their futures, the world was still on the brink of destruction.
Author’s note/dedication: This is dedicated to all the M&M supporters who always knew that no matter how hard, or the circumstances, Michael and Maria would find a way.
Disclaimer: Roswell and its characters belong to Twentieth Century Fox TV and Regency for Roswell and its characters. Though Michael and Maria do not belong to me, I reserve the right to take them out, give them a real story, because I love them more than their owners.
ALL OUR TOMORROWS WERE YESTERDAY
Część 1
Bolało.
Stała w cieniu drzewa i cierpiała.
Opuścił tą marną wymówkę zwaną domem, rozdrażniony i wściekły, a mężczyzna szedł za nim wykrzykując szydercze i obraźliwe słowa, które zostawiały po sobie jeszcze więcej blizn. Blizn, które były głębsze od innych. Tak wiele mil od domu…
Czekała, obserwując. Szczupła i blada ręka przetarła jej szyję, gdy zmęczenie pchało ją ku podstawie drzewa. Czekając, aż wyszedł. Sukinsyn wyszedł do baru, upić się do nieprzytomności i zapomnieć, żeby później wrócić do domu, zbić chłopca i chociaż na moment wynieść się ponad swoje życie, czując się lepszym, silniejszym i potężniejszym w porównaniu ze skulonym dzieckiem.
Zbyt zmęczona. Cholernie zbyt zmęczona.
Przyczepa była czymś lepszym i zarazem gorszym niż oczekiwała. To nie był dom, to było tylko zdanie -więzienie. Idąc do pokoju z tyłu i widząc niepościelony materac, który służył mu jako łóżko, położyła się i zasnęła. Zmęczona - zbyt daleko od domu…
Roswell. To przez nie się wykrwawili. Ich krew spływała po pustyni i wsiąkała w piach, barwiąc go na czerwono.
~~~~
„ Nie mogę!”
„ Musisz!” Serena biegała po pokoju zbierając rzeczy - zwykłe rzeczy. Była zajęta szukaniem czegoś, co zajęłoby jej ręce. Świat już stanął na granicy wojny. Złamali pozostałe granice. Nic nie zostało. Nikt nie pozostał. Nie było tutaj, ani teraz. Wszystko, co pozostało było niczym. To i Serena, Max, Liz i Maria.
„Jestem niczym.” Pomyślała zmęczona Maria, obserwując swoją szwagierkę, biegającą wokół i zbierającą nic nieznaczące przedmioty..
„ Nie ma we mnie nic specjalnego. Niczego, czym mogę być lub, co zrobić, tylko umrzeć.” Gorycz rosła w suchym śmiechu. Zobacz chodzącą śmierć. Zobacz drobne podstępy. Umarła trzynaście minut i trzydzieści dwie sekundy temu. Trzydzieści trzy, trzydzieści cztery, trzydzieści pięć…
Z ilu sekund składa się wieczność?
Serena przestała i spojrzała na swoją przyjaciółkę – na swoją bratową. Rozbita, jeśli ciało mogłoby być rozbite to Maria była zdecydowanie wykończona… była cieniem. Zabrało jej wszystko, a gdy było pewne, że nie ma już nic do oddania, zabrało jeszcze więcej. Jego krew cały czas była na jej ciele, plamiąc jej przód, a ona cały czas nie chciała się przebrać. To wszystko, co jej zostało. Wszystko, co miała po nim i odrobinę po sobie.
Serena wzięła jej twarz w swoje dłonie. Żadnych łez. Była pustynią. Nie została nawet jedna kropelka, którą mogłaby uronić. Płakała tyle lat, że teraz już nawet to jej nie zostało. Zabrali to wszystko. Max i Liz. Ich wielka miłość zniszczyła ich wszystkich. Miłość nie powinna krzywdzić, żądać zapłaty, ale w tym wypadku tak właśnie było.
„ Musisz posłuchać uważnie.” Serena powiedziała zdecydowanie. „ Niedługo znowu spróbują. Tym razem wyśle Liz do młodszego siebie. Ale się nie uda. Nigdy się nie uda, bo oni nie potrafią zmienić. Sprawa była przegrana, zanim się zaczęła.”
„Cierpię.”
„Wiem, kochanie, wiem. Ale Maria, jak Bóg mi świadkiem, musisz lecieć.” Zerknęła nerwowo w stronę drzwi. Była w stanie ich słyszeć. „Już!”
„Czemu nie ty? Jesteś silniejsza…mądrzejsza...i wiesz…”
„Tak. Ale oni nie wiedzą. Nie znają mnie. On mnie nie zna. Jeszcze nie. I zostało mało czasu. Za mało, żeby zaufać, zanim będzie zbyt późno.” Serena westchnęła. Było źle. Była cały czas w szoku, pusta i cena, której od niej wymagali była niewyobrażalna.
„Nie mogę. Zobaczyć go znowu…chociaż na chwilę…” Maria oplotła się ramionami wokół talii i skuliła z bólu u stóp Sereny. „Zabij mnie. Skończ to.”
„Zrób to! Zrób, a może to nigdy się nie wydarzy. Będzie żył…”
„Ale nie ze mną!” Głos Marii był przepełniony cierpieniem. „Nigdy ze mną.”
Serena westchnęła. Jak mogła prosić, żeby zrezygnowała ze swojego ukochanego, swojego męża i tego wszystkiego, czym byli? To było jak krwawiąca rana, wiedziała o tym, ale i tak ją dotknęła.
„Maria nie możesz tęsknić, za czymś, czego nigdy nie poznasz. Teraz wiesz, co było, ale jeśli się uda nie będziesz...tamta ty nie będzie wiedziała i w tym jest nadzieja…”
Serena w ręce trzymała kryształ i słyszała jak nadchodzą, rozmawiają. Teraz albo nigdy. Łapiąc Marię za rękę, pociągnęła ją przez tylnie drzwi i wepchnęła do samochodu. Pojadą za nimi, a czasu było niewiele. Zerknęła na drżące ciało przyjaciółki. Jej jedynym atutem i rzeczą, dla, której to robiła była Maria. Jej niekończąca się odwaga, która ocali ich wszystkich.
Patrzyły na Granilith, a Serena wsadziła kryształ, wprowadzając sekwencję.
„Maria?” Kobieta stała z opuszczoną głową. Nagle przytaknęła i wyciągnęła dłoń. Serena obserwowała, jak wraz z nadejściem ostatniej minuty Maria wchodziła do Granilithu. Dotykając jej dłoni...życząc powodzenia…dla ich dobra.
„Powiedz to Maria! Powiedz!” Zażądała, starając się przekrzyczeć dźwięki wydawane przez Granilith.
Maria spojrzała na przyjaciółkę i gdy Max z Liz wbiegli do jaskini wypowiedziała zdanie. „Nie ma przeznaczenia, oprócz tego, które sami tworzymy.”
„Nie!” Krzyknął Max, kiedy wspaniałe białe światło wypełniło jaskinię przewracając ich wszystkich. Maria zniknęła.
W ciszy, Liz spojrzała na Serenę w złości. „Coś ty zrobiła!”
Max złapał kobietę, która tak wiele dla nich znaczyła, która stała razem z nimi…
„Zniszczyłaś nas wszystkich!”
Serena spojrzała na niego, kiwając głową w złości. ”Ocaliłam nas! Tym razem się uda.”
Max potrząsnął nią wściekły. „Co zrobi? Powiedz mi! Po co ją wysłałaś?”
Strzepała z siebie jego dłonie i stała na drżących nogach. „Zrobi to, czego wasza dwójka nigdy nie potrafiła. Poświeci swoją miłość – mojego brata, aby dać światu szansę.”
Max spojrzał na swoją żonę, Liz i pokręcił głową. Nie. Maria tego nie zrobi. Nie może. Nie po tylu latach i wszystkim, czym była dla niej Liz. Nawet dla Michaela. Nie była wystarczająco silna.
Max wyprostował się i spojrzał w dół na tą żmiję. Kolejny zdrajca. Tylko Liz była lojalna. Nawet Michael w końcu zaczął go kwestionować i ludzie wielbiący Michaela, prowadzeni przez jego siostrę, Serenę, która na początku była pomocna, a potem stała się utrapieniem, zaczęli kwestionować każdy jego rozkaz.
„Ja jestem królem! Decyzja należała do mnie!” Ścisnął ją mocno za ramiona. Byli wszystkim, co pozostało.
Ponownie strzepała jego dłonie. „Nie jesteś królem!” Obserwowała w zamyśleniu, jak jej własna ręka zaczęła znikać. Spojrzała na Maxa i Liz, którzy byli przeźroczyści. „ Zaczęło się.”
CDN