Czas mi się skurczył na odpowiedzi, więc mój komentarz będzie kiedy indziej...
2.
Ból przeszywał ciało na wylot. Tylko w momencie, kiedy promień lasera dotykał szczególnego znaku, oznaczającego ni mniej ni więcej co "własność Manticore", ból był tak intensywny, że na ułamek sekundy odbierał wszelką kontrolę.
Ileż to razy miała w ustach knebel, by nie wrzasnąć? Nie zliczyła.
Dziękowała Blue Lady w myślach, że Zane nigdy nie zdecydował się na to. To tylko wyciągałoby więcej niepotrzebnego bólu. Więcej nienawiści wobec Manticore.
Utworzeni, by być doskonałymi żołnierzami.
Wstrząsnęła ponurą myśl i kontynuowała kierowanie laserem tuz nad swoim karkiem.
Jeszcze nie tak dalej, jak dwa dni temu usunęła ślad pojawiającego się symbolu. Po tylu razach usuwania kodu kreskowego - wpadła na ten pomysł zaraz po pulsie - wystarczało kilka dni, by "made in Manticore" znowu się pojawił. Czuła się, jakby walczyła z wiatrakami.
Ale wolność była warta każdej walki, każdego poświęcenia. Nawet wystawienia się do innych zbiegłych X5. nawet przyłączenia się do ich jednostki.
Zacisnęła zęby, laser powoli kończył pracę. Dwie minuty później jej skóra była podrażniona, czerwona i boląca. Ale za około dwie godziny kod kreskowy będzie znowu widoczny i o to jej chodziło. Nie mogła czekać tyle, co zazwyczaj nie miała czasu.
Pochyliła się nad umywalką i ochlapała twarz zimna wodą. Rumieńce wywołane bólem zniknęły.
Myśl, 492. jak zdobyć numer skrzynki kontaktowej, której używał dowódca Zane'a?
Ciężka sprawa. Ale to jest do zrobienia.
Normalnie Zane nie zapisałby pod żadna postacią tego numeru. Był żołnierzem, przemierzającym teren wroga. Ale ostatnie tygodnie pokazały, że pewne rzeczy się zmieniły.
Jego zaniki pamięci przerażały ich oboje.
Musiała się zabezpieczyć. Musiał pozostawić jakiś ślad, informację, jeśli czuł się zagrożony.
Muzyka? Diabelnie, z całą pewnością nie. To pierwsze, co sprawdziłby Lydecker dowiedziawszy się o zespole.
Westchnęła. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie była tak doskonałą, jak planowano w Manticore. Miała wady, co najmniej według nich.
Prototyp X7? Śmiechu warte. Ona i inne prototypy mieli uczucia, osobowości i w cholerę nie podobało się to władzom. Manticore stało się wrogiem, kiedy miała trzy lata. I nim pozostanie do końca. Wrogiem, którego pokona.
"Musisz znaleźć 599." warknęła do swojego odbicia w lustrze. Zgasiła światło i bezszelestnie wymknęła się z pokoju.
Duża dawka kociego DNA pozwalała nie tylko widzieć w ciemnościach. Instynktownie wiedziała też, kiedy nastąpią kolejne szalone 48 godzin. Czuła, że to już niedługo. Musiała pośpieszyć się z realizacją planu, by opuścić Roswell przed tym czasem.
"A pamiętasz zimę w 2010? Alex i Liz biegali tacy radośni po tych resztkach śniegu... prowadzili prawdziwą bitwę na śnieżki przez cały dzień. Żadne dzieci w Roswell nie miały z nimi szans. Nawet twoja Maria kapitulowała, kiedy tylko brali ją na cel..."
Głos Nancy docierał z kuchni. Liz uśmiechnęła się smutno. Na początku wakacji 2010 roku Whitmanowie przeprowadzili się do Roswell. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by wiedziec, że Alex nie był ich biologicznym dzieckiem. Plus, pierwszy raz spotkali się właśnie w urzędzie miejskim pod pokojem dotyczącym adopcji. Ich pierwsza rozmowa była właściwie kłótnia, czyi przybrani rodzice są lepsi. Żadne z nich nie wiedziało, że drugie jest X5. Przez ponad 9 lat żyli obok siebie w nieświadomości.
9 lat, podczas których podobieństwa pochodzenia z Manticore zbliżyły ich do siebie, wykształciły przyjaźń i wreszcie sprawiły, że pewnego poranka kilka tygodni temu odkryła prawdziwą tożsamość Alexa Whitmana.
~ * ~ * ~ * ~
Liz leżała, gapiąc się w sufit swojego pokoju. Analizowała różne dane, dotyczące tej dziewczyny, Laurie. Jej dziadek był genetycznym prototypem Michaela. Obojętnie co mówiły hybrydy, czwórka była tak ludzka, że to aż przerażało.
Wbrew szumnym słowom Nasedo, nie wierzyła ani trochę, że wyprzedzając rodzaj ludzki o parę tysięcy lat. Sądziła raczej, że są cofnięci w rozwoju. Co najmniej ich zachowanie wskazywało na to. Byli dziecinni, uparci, nieprzystosowani do życia w ukryciu i zupełnie nieprzygotowani do odpowiedzialności i przyszłej roli przywódców. To cud, że przeżyli do czasu przybycia Nasedo.
A wraz z ich przybyciem, Liz otrzymała trochę odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Ona sama była genetycznym arcydziełem, wyprzedzającym ludzi o wiele pokoleń ewolucji. Nie chodziło tutaj o wszelkie dodatki, ale samą istotę ludzką, która została poprawione we wszelkiej możliwej drodze. Podczas, gdy pełny człowieczy genom liczył od 60 do 80 do tysięcy, tak same X5 miały co najmniej kilkaset tysięcy genów. Sekwencje kodu genetycznego odpowiedzialne za mózg i układ nerwowy budziłyby z pewnością zazdrość antariańskich naukowców. Bo geny Maxa, Isabel i Michaela zdążyła sprawdzić w ciągu tygodnia od poznania ich sekretu. Co za problem zdobyć jeden włos?
Byli przerażająco ludzcy. Jedyna różnica była w układzie nerwowym. Nawet krew po kilkunastu godzinach poza ciałem stawała się ludzka - w końcu to dzięki hemoglobinie we krwi skóra człowieka ma taki odcień, a nie zielonkawy. W magię Liz nie wierzyła. Magiczne uzdrawiające kamienie? Chyba śnią.
Babcia Claudia mawiała, że magia to jeszcze nie odkryta nauka i wiedza. Więc Liz była gotowa zaczekać, by dostać odpowiedzi, dlaczego w organizmie krew Czechosłowaków jest zielona i jakim cudem korzystają ze swoich mózgów, jeśli nie maja tego zapisanego w genach.
Po ucieczce z groty po usłyszeniu wiadomości o przeznaczeniu, wyjechała z Roswell. Rzeczy były zbyt niebezpieczne. Podróżowała po Stanach przez wiele tygodni, póki się nie upewniła, że wrogowie Czechosłowaków omijają Roswell z dala.
Oczywiście żadna ciotka nie istniała. Jej umysłowe zdolności wytworzyły ją w pamięci Parkerów. Musiała mieć wentyl bezpieczeństwa, drogę ucieczki.
Włamała się w czerwcu do bazy danych FBI i zdobyła pliki z przetrzymywania Maxa. Ten kretyn Pierce był bardziej zainteresowany pseudo-najazdem kosmitów niż ich biologią. A szkoda. Mimo wszystko zdołała poskładać kilka teorii z fragmentów układanki. I jedną udowodniła.
Krew hybryd była zielona z powodu nanonitów, mikrorobotów. Krążyły we krwi, zmieniając naturalny mechanizm metaboliczny i wydobywały mikroskopijne ilości energii, by następnie uwalniać ją w centralnym ośrodku nerwowym mózgu. Mózg pobudzany tą energią pracował niemal w pełni możliwości. To wyjaśniało również, jak pracują kamienie. Kamienie były nadajnikami, naprawiały uszkodzony czy zmieniony program nanonitów. Te robociki wyciskały z reakcji chemicznych zachodzących w organizmie ludzkim energię. Każda ich usterka szybko prowadziła do choroby, być może nawet śmierci. Jeśli ich liczba była nieodpowiednia lub coś zakłócało procesy chemiczne - na przykład alkohol jak w przypadku Maxa, system zawodził. Kamienie były potrzebne, by załadować odpowiedni program naprawczy.
Genialne cacka. Obejrzała je sobie dokładnie jeszcze przed ukazaniem się Tess. Potrafiły nawet ładować sztuczne pamięci. W końcu pamięć to nic innego jak impulsy elektryczne i towarzyszące im reakcje chemiczne. Zapewne w ten sposób mieli w przyszłości "odzyskać" pamięci z poprzedniego życia.
Ciekawa była, czy podobne nanonity sprawiały także, że Nasedo potrafił zmieniać kształt.
Manticore zapłaciłoby cholernie dużo za tę technologię.
Ale z drugiej strony hybrydy potrafiły także manipulować strukturą molekularną obiektów zewnętrznych, nie tylko we własnych organizmach. Widziała w Manticore kilku kinetyków od PsyOps. Wydawali się działać podobnie, również mówili o "fali" i "energii". Tylko, że Antarianie umożliwi to czwórce w nieco większej skali. .
Aż dziw, że ich mózgi się nie przegrzewały. Ale pewnie mieli mechanizm zabezpieczający. Jak "osuszenie z energii."
Z chęcią pogadałaby z antariańskim naukowcem. Nie miałaby nic przeciwko robotom we krwi, byleby symulowały produkcję serotonin. Większość organizmów X5 nie produkowała ich, ale niektóre tak. Jak na przykład prototypy X7. jednak wciąż to było za mało, szczególnie w momencie, kiedy ona sama używała psychicznych zdolności do łączenia się z innymi.
Błąd w DNA, który kosztował zapewne życie niejednego naukowca pracującego nad piątą serią.
Od wielu lat Liz nie miała ataku epilepsji. Regularne dawki tryptophanu, mleka i kilku innych substancji pobudzających produkcję serotonin, połączone z rzadkim używaniem psychicznych zdolności, uratowały ją przed chorobą.
Czy więc mogła teraz ryzykować? Nie wiedziała dokładnie, czego szukać w umyśle Alexa, wiec to tylko pogarszało sprawę. Więcej wysiłku, wielogodzinnego skanowania pamięci. Jeśli ona sama w którymś momencie upuściłaby chwyt na jego umyśle nie w ten sposób, co trzeba albo miała atak, Alex byłby martwy.
~ * ~ * ~ * ~
I dowiedziała się w zupełnie inny sposób jeszcze tego samego dnia. Nie mogła przekonać się do skanowania jego umysłu. Nie mogła mu tego zrobić, był jej przyjacielem. I nawet jeśli miał jakieś kłopoty, z którymi nie mógł sobie poradzić, musiał przyjść do niej sam.
Po grze w kosza Alex wziął prysznic w swojej łazience, podczas gdy ona bawiła się piłka na zewnątrz.
Gdyby wiedział, że jest X5, nigdy nie popełniłby tego błędu.
Okno było otwarte.
Włosy Alexa były mokre i sterczały we wszystkie strony. Pochylił głowę, by wyjąć świeży podkoszulek z szafy i wówczas zobaczyła jego kod kreskowy.
Jedna przerażająca sekunda jej życia.
Biła się z myślami całą noc. Aż wreszcie następnego ranka mieli konfrontację. Siedzieli na trybunach boiska do futbolu. Liz pochyliła włosy tak, by zasłaniały jej twarz przed wzrokiem osób postronnych.
"Nie miałam pojęcia, że jesteś zbiegiem z Manticore, Alex." powiedziała tak swobodnie, jakby rozmawiali co najmniej o pogodzie. Alex na ułamek sekundy znieruchomiał, ale potem roześmiał się. Był świetnym aktorem.
"Nie mam pojęcia, o czym mówisz."
"O kodzie kreskowym na twoim karku także nie masz pojęcia?" mruknęła kpiąco "Jesteś z piątej serii X, pierwszej udanej. Nie miałam pojęcia, że jeszcze ktoś uciekł. Fajnie."
Alex pojął natychmiast dwie rzeczy. Po pierwsze, uciekł "ktoś jeszcze". Po drugie, najwyraźniej jego tożsamość nie stanowiła dla niej i problemu i cieszyła się wręcz, że Manticore zostało wystrychnięte na dudka.
"Czerwiec 2007, pierwsza udana ucieczka. I tylko dlatego, że Manticore myśli, że nie żyją. A ty? Z pewnością nie byłeś w tej grupie."
Alex wytrząsnął się z szoku.
"2009, parę tygodni przez pulsem."
"Nieźle. Pomogło to ci się ukryć." uśmiechnęła się. Alex potrząsnął głową w niedowierzaniu. Czy tylko sam się nie przyznał, że jest jednym ze zbiegów? Co prawda była to Liz, nie było możliwości, by kontaktowała się z Manticore, nie z historią Czechosłowaków na tapecie, ale skąd wiedziała? Musiała spotkać innego X5. To był jedyny logiczny wniosek.
"Poprzednia ekipa nie miała tego szczęścia." kontynuowała, domyślając się toku jego myślenia "Czworo X5, w różnym wieku. Jeśli mi nie wierzysz, możesz spytać swojego dowódcy o misję do północnej Kanady 3 czerwca 2007 roku."
"Mojego dowódcę?" spytał nerwowo "Skąd wiesz, że nie jestem sam?"
"Nie ma możliwości, by ktoś w pojedynkę uciekł. To Manticore. Albo ktoś z władz wam pomógł - co jest równie prawdopodobne jak śnieg w lipcu, albo zrobiliście to grupowo. Wniosek - dowódca stał za pomysłem ucieczki. Wniosek numer dwa, ty dowódcą nie jesteś. Gdybyś nim był, jeździłbyś po świecie i pilnował, by inni byli bezpieczni. Trzy, nie zareagowałeś na datę ucieczki. W Manticore zapewne obchodzono wręcz żałobę narodową. Cztery martwe X5. Każdy dowódca jednostek zna tę datę."
"O Chryste..." Alex pochylił głowę, czując się nagle chorym "Twoja logika bywa zabójcza."
"Wypluj te słowa!" wymamrotała "Ostatnie, czego chcę, to martwy przyjaciel. A na przyszłość, lepiej usuwaj kod kreskowy laserem. Pomaga na ledwie kilka tygodni, ale przynajmniej nie sprawi, że pewna brunetka nie dostanie o mały włos ataku serca..."
Zabrzmiał dzwonek, oznajmiający koniec przerwy.
"Idę na biologię. Maria wyglądała na bardzo podekscytowaną, więc lepiej się pośpieszę. Na razie, Alex."
Zmyła się, zanim zdołał otrząsnąć się z szoku.
"Liz!" dogonił ją na korytarzu "Musimy pogadać po lekcjach."
"Jasne, wiem. Ale nie tutaj, nie w tłumie."
Ale po lekcjach siedzieli w samolocie do Vegas...
Vegas. Parszywe miasto. Wywoływało okropne pamięci. I nie miało nic wspólnego z Maxem z przyszłości.
To tam usłyszała, że Zane kontaktuje się ze swoim dowódcą za pomocą skrzynki kontaktowej. I teraz musiała znaleźć ten przeklęty numer
Kiedy jednak weszła do pokoju Alexa przez okno, zrozumiała, że ma jeszcze inną rzecz do zrobienia. Wszystko wyglądało, jakby Alex rzeczywiście miał zamiar wrócić z tej przejażdżki samochodem. Ale X5 nie giną w wypadkach samochodowych. Alex jeszcze nie planował sfingowania swojej śmierci albo czekał na 599.
Tym staranniej pousuwała wszelkie ślady jego tożsamości.
Podniosła zdjęcie, stojące koło komputera. Zrobione je w Vegas, po ich rozmowie. Ona, Zane i przystojny blondyn o imieniu Zack. Czuła się przy nim jak kruszynka. Zaskakujące, ale miłe uczucie dla 492.
Ostatni dzień, kiedy byli naprawdę szczęśliwi i beztroscy.
Po powrocie do Roswell zaczęła tylko planować swoją ucieczkę. Zwykły wyjazd nie wchodził w rachubę, nie z Czechosłowakami i ich fobią przed FBI.
Alex miał wciąż problemy z bólami głowy i zanikami pamięci. Bał się trochę wezwać 599, ale w końcu go ubłagała. Zamiar przyłączenia się do ich jednostki z pewnością dopomógł. Wiec Alex wykonał krótki telefon.
Teraz... teraz musiała skontaktować się z 599 i poinformować go o tajemniczej śmierci Zane'a. X5 nie giną w wypadkach drogowych. Ale X5, który miewał gwałtowne bóle głowy i zaniki pamięci to inna sprawa. Musiała się dowiedzieć prawdy. Być może to była jakaś choroba ukryta w genach. W takim przypadku wszyscy byli zagrożeni.
Wracała do Crashdown piechotą. Wieczorne powietrze pomagało zebrać myśli, a ciemność naostrzyła zmysły i wzmagała czujność. Tuż przed swoją ulicą potrąciła jakiegoś chłopaka. Śpieszył się, przeprosił już miał pognać dalej, ale Liz miała inny pomysł. Chłopak był dostawcą pizzy i tego ranka dostarczył jedną Alexowi.
Nokautowała go za rogiem. Zabrała portfel dla pozoru, a potem skupiła się na jego pamięciach z tego poranka. Chwilę trwało, nim znalazła coś ciekawego.
Podpis Alexa na rachunku karty kredytowej został odrzucony w firmie. Nie był to klasyczny podpis. To był ciąg dwóch cyfr: 0 i 1. Kiedy je zapisywał, miał ponury wyraz twarzy i gadał jakieś bzdury. Przekształciła ciąg cyfr na system dziesiętny.
"Zane, jesteś geniuszem!" szepnęła, uśmiechając się z ulgą do ciemności.
~ * ~ * ~ * ~
Po sporej dawce odwołanych zajęć na uczelni...
nowa - czwarty sezon... hm, dawno to było...
_liz - bezsilność wobec pewnych spraw... no nie wiem. W moim opowiadaniu morderca Alexa poniesie karę dopiero w sequelu, chociaż i tutaj będą tego przebłyski. Juz od samego początku ból i strach - wahałam się nad tym długo, ale od razu dałam cięższe uderzenie. W końcu opowieść zaczyna się od totalnego załamania, jednego z najgorszych dni w życiu Liz... i rzeczywistość nakłada się jej ze wspomnieniami z przeszłości, z jedynego domu, który kiedyś znała. Z jednej strony Liz się obwinia zupełnie niesłusznie, z drugiej strony zaś jej tajemnice i pochodzenie sprawia, że powinna przewidzieć pewne niebezpieczeństwa. I to jestd la mnie najgorsze w tym opowiadaniu. Że nie tylko Tess ponosiła winę za to, co stało się z Alexem. Ale o tym doczytasz później - w 4 rozdziale, delikatna aluzja Liz do błysków.
_liz wrote:I choć (według tytułu) droga jest daleka do domu, do końca, do spokoju, mam nadzieję, że uda mi się ją przeżyć razem z bohaterami.
Zapytam cię o to samo po ostatnim rozdziale, dobrze? Ten tytuł jest tak przewrotny, jak tylko może być charakter kobiety.
ciekawska_osoba - ja wiem, że ty wiesz, że my wiemy, co piszemy w naszych meilach
Uwielbiam męczyć i dręczyć cię. Trzecią i czwartą część poznasz niestety razem z innymi czytelnikami... Ale jeśli zdążę napisać Freak Nation w planowanym przez mnie czasie, to może podrzucę ci jakieś świeżo pisane fragmenciki DDDD.
I ty - potulna
??? Ale lubię mój wpływ na ciebie. Przynajmniej dzięki temu mamy psychoanalizę moich bohaterów... ułatwiasz życie innym czytelnikom, wyłapując to, co jest między wierszami.
Galadriela wrote:Tłum krzyczy WIĘCEJ WIĘCEJ
I niech krzyczy dalej. Niech podłoga się zatrzęsie, niech nas usłyszą
I tak, lubie jakoś myśl Liz&bg. Same polarki w końcu na tym bazują, przynajmniej polarki pierwszego i drugiego sezonu.