Długa droga do domu - NA
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Długa droga do domu - NA
Długa droga do domu
Pary: Zack/Liz
Kategoria: skrzyżowanie z Dark Angel (pierwszy sezon).
Streszczenie: Alex jest X5, a dokładniej jest to Zane z oryginalnej jednostki, która uciekła z Manticore na kilka tygodni przed pulsem pod dowództwem Zacka. Opowieść zaczyna się w chwili, kiedy Czechosłowacy odchodzą spod kostnicy, niezdolni przywrócić Alexa do życia. Ale jest ktoś, kto ma jeszcze jedną trudną misję do spełnienia tej nocy - Liz.
Czas w opowiadaniu: rok 2019.
Ostrzeżenie: to jest dość smutny fic. I jest to prequel do Dom jest tam gdzie serce twoje, pozostający na razie jeszcze "w planach do napisania".
I może jeszcze jedna uwaga dla tych, którzy zauważają dziwne zjawisko dzisiaj: trzy nowe opowiadania, i to skrzyżowania z serialem Dark Angel. Cóż mogę powiedzieć? To zostało zaplanowane!
Dla tych, co martwią sie o ciągłość opowiadań: wszystkie wystawione dzisiaj opowiadania są w większości juz napisane, tak więc czeka was regularna aktualizacja. Długa droga do domu będzie pojawiać sie raz na tydzień. Freak Nation na początku częściej, co kilka dni, aż na scenie pojawi się Alec - wówczas nowa część będzie co tydzień. Ewentualne odstepstwa od tej zasady zależeć bedą od komentarzy.
1.
Przepraszam, Zane. To moja wina.
"...potem weźmie głęboki oddech..."
Głos, tak pełen nadziei, dociera do mnie z daleka.
Przebija się przez cienie, czające się w kątach moich myśli.
Martwy.
"Położy rękę na jego piersi i przywróci go do życia."
Zane nie żyje.
"Alex nagle usiądzie, Max odskoczy wystraszony, cały samochód aż się zatrzęsie."
Furgonetka stoi jednak nieruchomo. Wpatruję się w ciemność, kiedy czuję, jak cienie wydobywające się z niej coraz gwałtowniej wdzierają się do mojego umysłu.
Obrzydzenie.
Poczucie winy.
Zimno, którego nic nie jest w stanie ogrzać.
Sztywne ciało.
Krew na dłoni
Wyczerpanie.
Zimno postępuje przez moje serce.
Odsuń się, Maria. Póki nie będzie za późno.
Póki i ty nie umrzesz z powodu mojego błędu.
Błąd. To wszystko, czym jestem.
I każdy staje się wadliwy, kiedy zwiąże się do mnie.
Przepraszam, Zane.
Maria podnosi głowę z mojego ramienia.
"Zatrzęsie się, a potem przybiegną do nas z głupimi uśmiechami na ustach i będziemy musieli wymyślić jakąś historyjkę dla Hansona."
Głos Isabel odbija się echem w pustej ulicy.
Łzy nie chcą nadejść.
Tylko ludzie płaczą.
To wszystko, czym jestem. Obojętnie jak twardo próbuję, los zawsze udowodni mi to, co Deck ciągle powtarzał.
Jesteś wadliwa.
Zane.
Martwy.
Wiedziałam, że to nadejdzie. Jak mogłabym nie wiedzieć?
Jak mogłabym zapomnieć? Jak?
Max wychodzi sztywno z furgonetki.
Jego dłoń cała we krwi.
Głos Zane'a, odbijający się echem w mojej głowie. Zimny, pełen strachu ton: Skąd wiesz o Manticore? Skąd wiesz, kim jestem?
Ledwie parę tygodni temu.
Parę tygodni ukradzionego życia.
"Max?"
Zane martwy.
Cienie skradają się coraz bliżej.
"Myślę, że powinniście wrócić do domów."
Ostrożnie stawiają nosze z jego ciałem i wwożą do środka.
Jak 491.
345.
543.
Na zawsze zamknięty w zimnie.
Zane, który kochał słońce. Kochał życie.
Maria załamuje się.
"O mój Boże!"
Blue Lady, zaopiekuj się Zane'm.
Zaopiekuj, proszę. Dla nas bowiem nie ma miejsca w raju.
Isabel ucieka. Mogę słyszeć dźwięki jej kroków odbijające się o ściany kamienic.
"Liz..."
Patrzę wciąż w ciemność. Mój głos nie jest głosem żołnierza. Ale kto o to dba?
Ci, którzy dbali, odeszli.
"Tak, idź za nią!" słowa same padają z moich ust.
Miej coś, czego ja nie mam.
Uczucia.
Czuj, jeśli możesz.
Utopcie się w żalu, jeśli chcecie! mój umysł wrzeszczy.
Ale ich już tu nie ma. Nikogo już nie ma.
~ * ~ * ~ * ~
Przepraszam, Zane. Tak bym chciała coś zrobić, coś, co zmieniłoby bieg historii, coś, co pozwoliłoby tobie żyć dalej. Ze wszystkich ludzi na świecie ty zasługiwałeś na życie na wolności. Zasłużyłeś na każdy oddech ciepłym powietrzem Nowego Meksyku, na swobodę, uśmiech i czerpanie pełnymi garściami z życia.
Blue Lady mi świadkiem, że wystarczająco wiele przeszedłeś. Pokonałeś tak wiele przeszkód, tak wiele zagrożeń... czy to wszystko ma odejść w zapomnienie? Czy to wszystko na darmo?
Liz jęknęła, otwierając swoje brązowe oczy. Uważnie zlustrowała ciemność przed sobą. Żadnych strażników, żadnych kamer. Systemy bezpieczeństwa minimalne, jedynie nocny stróż przy głównym wejściu i kilku techników na zmianie. Kto by chciał włamać się do kostnicy?
Dobrze, tego wieczoru znalazł się ktoś, kto m u s i a ł dostać się do środka.
Przemknęła bezszelestnie po gzymsie. Po kilka bezowocnych próbach znalazła okno, które można było otworzyć. Szybko uporała się z zamkiem i wślizgnęła do środka. Przypominając sobie plany budynku, wymknęła się na korytarz. Ciemność już jej nie chroniła. Jarzeniówki rzucały mdłe światło na ściany w paskudnym zielonym kolorze i wytarte linoleum na podłodze.
To miejsce budziło nieprzyjemne wspomnienia.
491 rozpostarta na stole, jej ręce i nogi skrępowane mocnymi, skórzanymi pasami. 491 została zaprojektowana z dodatkową siłą i zwinnością.
Obojętnie jak twardo by próbowała, obraz dziewczynki o czekoladowym spojrzeniu nie schodził z jej myśli.
To było tak dawno temu.
491 była jedną z pierwszych, która odeszła.
Prawie piętnaście lat, od kiedy nie żyje. Od kiedy Manticore zaczęło uważać ich za wadliwych.
"Zane..." szepnęła, przesuwając wzrokiem po ciałach, zgromadzonych w chłodni. Ale żadne z nich nie było ciałem jej przyjaciela.
Spóźniła się? Czy już zabrali jego młode ciało, by przeprowadzić brutalną ingerencję?
Strach chwycił ją za gardło.
Słuch wymeldował ciche skrzypienie małych kółeczek łóżka. Zacisnęła zęby. Wyskoczyła w górę, opierając się dłońmi o dwie płaszczyzny ścian, zachodzące na siebie w rogu nad drzwiami. Po chwili przeniosła ciężar ciała na nogi. Zdecydowanie lepiej.
Drzwi otworzyły się. Najpierw wjechał długi wózek, czy łóżko. Nie wiedziała, jak nazywają to w kostnicy i nie zamierzała pogłębiać swojej wiedzy w tej dziedzinie.
Za wózkiem szedł technik, beztrosko pogwizdując. Zbliżył się do wysokiej ściany-szafy ze stali. Wystukał kod na panelu i jedna z szuflad wysunęła się, ukazując ciało spowite w plastikowy worek. Ledwie nieznaczna mgiełka sugerowała zimna, że leży tam od niedawna.
"No dobrze, koleś." mruknął technik rozsuwając zamek "Uśmiechnij się ładnie, bo zrobię ci zdjęcie... o tak." błysnął flesz aparatu polaroid.
Powstrzymała gwałtowną żądzę mordu, która momentalnie przyszła w niej do życia. Chciała pogruchotać gardło tego sukinsyna, by na zawsze został mu ten głupi uśmiech na twarzy, ale w oczach zachowałby się błysk zrozumienia, ze umiera.
Szczęśliwie dla technika, wyszedł, zanim straciła kontrolę nad instynktem. Dzisiejszy wieczór wydawał się koszmarem nie do przebycia.
Zeskoczyła miękko na posadzkę. Upewniwszy się, że żaden człowiek jej nie przeszkodzi, wstukała kod do panelu. Szuflada wysunęła się bezgłośnie.
Drżącymi dłońmi rozpięła zamek błyskawiczny.
"Zane..." dotknęła z czułością jego twarzy "Nie pozwolę Manticore zabrać twojego ciała. Pozostaniesz wolny do końca, nawet po śmierci."
Samotna łza spłynęła po jej policzku, kiedy wyciągała z przepastnych kieszeni kurtki urządzenie. Laser był niewielki, nie miał dużej mocy. Ale był wystarczający, by usunąć nim kod kreskowy Zane'a. Tak samo, jak był wystarczający dla niej przez ostatnie dwa lata.
Last edited by Hotaru on Wed Nov 10, 2004 9:04 pm, edited 8 times in total.
Hmm... Mimo wszystko tego jeszcze chyba nie miałam okazji komentować w żadnej formie. Czas to nadrobić. Cóż... "Długa droga do domu" będzie dla mnie opowiadaniem wieczornym. Żeby wszystko przeżyć jak trzeba, należy wczuć się w nastrój, który tutaj jest raczej smutny. Już od samego początku ból i strach. Ale to taka specyfika Hotaru - ten klimat tajemnicy, niebezpieczeństwa i lęku przed nadchodzącym życiem i bezsilnością wobec pewnych spraw... I choć (według tytułu) droga jest daleka do domu, do końca, do spokoju, mam nadzieję, że uda mi się ją przeżyć razem z bohaterami.
- ciekawska_osoba
- Fan
- Posts: 773
- Joined: Sun Jul 13, 2003 11:35 am
- Location: Rybnik
- Contact:
Hotaru ty mnie dziś przyprawaisz o zawał serca!
Opowiadanie o mojej najukochańszej parze UCC!!! NIe dość, ze dopiero co ochłonęłam po Liz/Alec teraz Liz/Zack! MOje biedne serduszko!!
Nawet nei wiesz jak sie cieszę, zepostanowiłaś dodawać to opowiadanie! Tylko czemu tylko pierwszą cześć!!1 Jak ty lubisz dręczyc i meczyć itp Już miałam andzieję, że poznam tą drugą albo i nawet tą trzecią cześc na które tak bardzo zcekam - zreszta wiesz o tym doskonale!
Nie pozostaje mi nic innego jak zskręcać się z ciekawości i potulnie czekać na kolejne częsci
Opowiadanie o mojej najukochańszej parze UCC!!! NIe dość, ze dopiero co ochłonęłam po Liz/Alec teraz Liz/Zack! MOje biedne serduszko!!
Nawet nei wiesz jak sie cieszę, zepostanowiłaś dodawać to opowiadanie! Tylko czemu tylko pierwszą cześć!!1 Jak ty lubisz dręczyc i meczyć itp Już miałam andzieję, że poznam tą drugą albo i nawet tą trzecią cześc na które tak bardzo zcekam - zreszta wiesz o tym doskonale!
Nie pozostaje mi nic innego jak zskręcać się z ciekawości i potulnie czekać na kolejne częsci
"We shall never forget and never forgive. And never ever fear. Fear is for the enemy. Fear and bullets."
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
- ciekawska_osoba
- Fan
- Posts: 773
- Joined: Sun Jul 13, 2003 11:35 am
- Location: Rybnik
- Contact:
Galadrierko spodoba ci się ta para - ja od samego początku ją uwielbiałam zanim zostałam zarażona Liz&Alec Na poczatku jak juz mówiłam Hotori czytając FN wyobrażałam sobie, że Alec to Zack, ale potem jakoś Alec stał się Aleckiem bo wiedziałam, ze doczekam się tego opowiadanka
Onar-ko hihi plaga na Liz&bad guys się rozprzestrzenia - zresztą mi się bardzo podoba forma w jakiej Hotaru przekazuje nam postać Liz, niby wiąże się z tym co znamy z esrialu, nadal to bardzo wrażliwa dusza, ale promieniująca jakąś niezwykłą wewnętrzną siłą, któą trudno w seialu było dostrzec, jakby była tłumiona, nie wiem przez Maxa (nieświadomie oczywiście, nie linczujcie) ale jakos tak wydawałą mi się mało zdecydowana, bez własnego zdania) Liz Hotaru jest dokłądnie taka, jaką ja sama bym widziała
Oj Hotaru w życiu tyle nie rozpisałąm się pod żadnym z ficków atu popatrz tyle w ciagu jednego dnia:) Masz na mnie zdecydowany wpływ
Onar-ko hihi plaga na Liz&bad guys się rozprzestrzenia - zresztą mi się bardzo podoba forma w jakiej Hotaru przekazuje nam postać Liz, niby wiąże się z tym co znamy z esrialu, nadal to bardzo wrażliwa dusza, ale promieniująca jakąś niezwykłą wewnętrzną siłą, któą trudno w seialu było dostrzec, jakby była tłumiona, nie wiem przez Maxa (nieświadomie oczywiście, nie linczujcie) ale jakos tak wydawałą mi się mało zdecydowana, bez własnego zdania) Liz Hotaru jest dokłądnie taka, jaką ja sama bym widziała
Oj Hotaru w życiu tyle nie rozpisałąm się pod żadnym z ficków atu popatrz tyle w ciagu jednego dnia:) Masz na mnie zdecydowany wpływ
"We shall never forget and never forgive. And never ever fear. Fear is for the enemy. Fear and bullets."
Czas mi się skurczył na odpowiedzi, więc mój komentarz będzie kiedy indziej...
2.
Ból przeszywał ciało na wylot. Tylko w momencie, kiedy promień lasera dotykał szczególnego znaku, oznaczającego ni mniej ni więcej co "własność Manticore", ból był tak intensywny, że na ułamek sekundy odbierał wszelką kontrolę.
Ileż to razy miała w ustach knebel, by nie wrzasnąć? Nie zliczyła.
Dziękowała Blue Lady w myślach, że Zane nigdy nie zdecydował się na to. To tylko wyciągałoby więcej niepotrzebnego bólu. Więcej nienawiści wobec Manticore.
Utworzeni, by być doskonałymi żołnierzami.
Wstrząsnęła ponurą myśl i kontynuowała kierowanie laserem tuz nad swoim karkiem.
Jeszcze nie tak dalej, jak dwa dni temu usunęła ślad pojawiającego się symbolu. Po tylu razach usuwania kodu kreskowego - wpadła na ten pomysł zaraz po pulsie - wystarczało kilka dni, by "made in Manticore" znowu się pojawił. Czuła się, jakby walczyła z wiatrakami.
Ale wolność była warta każdej walki, każdego poświęcenia. Nawet wystawienia się do innych zbiegłych X5. nawet przyłączenia się do ich jednostki.
Zacisnęła zęby, laser powoli kończył pracę. Dwie minuty później jej skóra była podrażniona, czerwona i boląca. Ale za około dwie godziny kod kreskowy będzie znowu widoczny i o to jej chodziło. Nie mogła czekać tyle, co zazwyczaj nie miała czasu.
Pochyliła się nad umywalką i ochlapała twarz zimna wodą. Rumieńce wywołane bólem zniknęły.
Myśl, 492. jak zdobyć numer skrzynki kontaktowej, której używał dowódca Zane'a?
Ciężka sprawa. Ale to jest do zrobienia.
Normalnie Zane nie zapisałby pod żadna postacią tego numeru. Był żołnierzem, przemierzającym teren wroga. Ale ostatnie tygodnie pokazały, że pewne rzeczy się zmieniły.
Jego zaniki pamięci przerażały ich oboje.
Musiała się zabezpieczyć. Musiał pozostawić jakiś ślad, informację, jeśli czuł się zagrożony.
Muzyka? Diabelnie, z całą pewnością nie. To pierwsze, co sprawdziłby Lydecker dowiedziawszy się o zespole.
Westchnęła. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie była tak doskonałą, jak planowano w Manticore. Miała wady, co najmniej według nich.
Prototyp X7? Śmiechu warte. Ona i inne prototypy mieli uczucia, osobowości i w cholerę nie podobało się to władzom. Manticore stało się wrogiem, kiedy miała trzy lata. I nim pozostanie do końca. Wrogiem, którego pokona.
"Musisz znaleźć 599." warknęła do swojego odbicia w lustrze. Zgasiła światło i bezszelestnie wymknęła się z pokoju.
Duża dawka kociego DNA pozwalała nie tylko widzieć w ciemnościach. Instynktownie wiedziała też, kiedy nastąpią kolejne szalone 48 godzin. Czuła, że to już niedługo. Musiała pośpieszyć się z realizacją planu, by opuścić Roswell przed tym czasem.
"A pamiętasz zimę w 2010? Alex i Liz biegali tacy radośni po tych resztkach śniegu... prowadzili prawdziwą bitwę na śnieżki przez cały dzień. Żadne dzieci w Roswell nie miały z nimi szans. Nawet twoja Maria kapitulowała, kiedy tylko brali ją na cel..."
Głos Nancy docierał z kuchni. Liz uśmiechnęła się smutno. Na początku wakacji 2010 roku Whitmanowie przeprowadzili się do Roswell. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by wiedziec, że Alex nie był ich biologicznym dzieckiem. Plus, pierwszy raz spotkali się właśnie w urzędzie miejskim pod pokojem dotyczącym adopcji. Ich pierwsza rozmowa była właściwie kłótnia, czyi przybrani rodzice są lepsi. Żadne z nich nie wiedziało, że drugie jest X5. Przez ponad 9 lat żyli obok siebie w nieświadomości.
9 lat, podczas których podobieństwa pochodzenia z Manticore zbliżyły ich do siebie, wykształciły przyjaźń i wreszcie sprawiły, że pewnego poranka kilka tygodni temu odkryła prawdziwą tożsamość Alexa Whitmana.
~ * ~ * ~ * ~
Liz leżała, gapiąc się w sufit swojego pokoju. Analizowała różne dane, dotyczące tej dziewczyny, Laurie. Jej dziadek był genetycznym prototypem Michaela. Obojętnie co mówiły hybrydy, czwórka była tak ludzka, że to aż przerażało.
Wbrew szumnym słowom Nasedo, nie wierzyła ani trochę, że wyprzedzając rodzaj ludzki o parę tysięcy lat. Sądziła raczej, że są cofnięci w rozwoju. Co najmniej ich zachowanie wskazywało na to. Byli dziecinni, uparci, nieprzystosowani do życia w ukryciu i zupełnie nieprzygotowani do odpowiedzialności i przyszłej roli przywódców. To cud, że przeżyli do czasu przybycia Nasedo.
A wraz z ich przybyciem, Liz otrzymała trochę odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Ona sama była genetycznym arcydziełem, wyprzedzającym ludzi o wiele pokoleń ewolucji. Nie chodziło tutaj o wszelkie dodatki, ale samą istotę ludzką, która została poprawione we wszelkiej możliwej drodze. Podczas, gdy pełny człowieczy genom liczył od 60 do 80 do tysięcy, tak same X5 miały co najmniej kilkaset tysięcy genów. Sekwencje kodu genetycznego odpowiedzialne za mózg i układ nerwowy budziłyby z pewnością zazdrość antariańskich naukowców. Bo geny Maxa, Isabel i Michaela zdążyła sprawdzić w ciągu tygodnia od poznania ich sekretu. Co za problem zdobyć jeden włos?
Byli przerażająco ludzcy. Jedyna różnica była w układzie nerwowym. Nawet krew po kilkunastu godzinach poza ciałem stawała się ludzka - w końcu to dzięki hemoglobinie we krwi skóra człowieka ma taki odcień, a nie zielonkawy. W magię Liz nie wierzyła. Magiczne uzdrawiające kamienie? Chyba śnią.
Babcia Claudia mawiała, że magia to jeszcze nie odkryta nauka i wiedza. Więc Liz była gotowa zaczekać, by dostać odpowiedzi, dlaczego w organizmie krew Czechosłowaków jest zielona i jakim cudem korzystają ze swoich mózgów, jeśli nie maja tego zapisanego w genach.
Po ucieczce z groty po usłyszeniu wiadomości o przeznaczeniu, wyjechała z Roswell. Rzeczy były zbyt niebezpieczne. Podróżowała po Stanach przez wiele tygodni, póki się nie upewniła, że wrogowie Czechosłowaków omijają Roswell z dala.
Oczywiście żadna ciotka nie istniała. Jej umysłowe zdolności wytworzyły ją w pamięci Parkerów. Musiała mieć wentyl bezpieczeństwa, drogę ucieczki.
Włamała się w czerwcu do bazy danych FBI i zdobyła pliki z przetrzymywania Maxa. Ten kretyn Pierce był bardziej zainteresowany pseudo-najazdem kosmitów niż ich biologią. A szkoda. Mimo wszystko zdołała poskładać kilka teorii z fragmentów układanki. I jedną udowodniła.
Krew hybryd była zielona z powodu nanonitów, mikrorobotów. Krążyły we krwi, zmieniając naturalny mechanizm metaboliczny i wydobywały mikroskopijne ilości energii, by następnie uwalniać ją w centralnym ośrodku nerwowym mózgu. Mózg pobudzany tą energią pracował niemal w pełni możliwości. To wyjaśniało również, jak pracują kamienie. Kamienie były nadajnikami, naprawiały uszkodzony czy zmieniony program nanonitów. Te robociki wyciskały z reakcji chemicznych zachodzących w organizmie ludzkim energię. Każda ich usterka szybko prowadziła do choroby, być może nawet śmierci. Jeśli ich liczba była nieodpowiednia lub coś zakłócało procesy chemiczne - na przykład alkohol jak w przypadku Maxa, system zawodził. Kamienie były potrzebne, by załadować odpowiedni program naprawczy.
Genialne cacka. Obejrzała je sobie dokładnie jeszcze przed ukazaniem się Tess. Potrafiły nawet ładować sztuczne pamięci. W końcu pamięć to nic innego jak impulsy elektryczne i towarzyszące im reakcje chemiczne. Zapewne w ten sposób mieli w przyszłości "odzyskać" pamięci z poprzedniego życia.
Ciekawa była, czy podobne nanonity sprawiały także, że Nasedo potrafił zmieniać kształt.
Manticore zapłaciłoby cholernie dużo za tę technologię.
Ale z drugiej strony hybrydy potrafiły także manipulować strukturą molekularną obiektów zewnętrznych, nie tylko we własnych organizmach. Widziała w Manticore kilku kinetyków od PsyOps. Wydawali się działać podobnie, również mówili o "fali" i "energii". Tylko, że Antarianie umożliwi to czwórce w nieco większej skali. .
Aż dziw, że ich mózgi się nie przegrzewały. Ale pewnie mieli mechanizm zabezpieczający. Jak "osuszenie z energii."
Z chęcią pogadałaby z antariańskim naukowcem. Nie miałaby nic przeciwko robotom we krwi, byleby symulowały produkcję serotonin. Większość organizmów X5 nie produkowała ich, ale niektóre tak. Jak na przykład prototypy X7. jednak wciąż to było za mało, szczególnie w momencie, kiedy ona sama używała psychicznych zdolności do łączenia się z innymi.
Błąd w DNA, który kosztował zapewne życie niejednego naukowca pracującego nad piątą serią.
Od wielu lat Liz nie miała ataku epilepsji. Regularne dawki tryptophanu, mleka i kilku innych substancji pobudzających produkcję serotonin, połączone z rzadkim używaniem psychicznych zdolności, uratowały ją przed chorobą.
Czy więc mogła teraz ryzykować? Nie wiedziała dokładnie, czego szukać w umyśle Alexa, wiec to tylko pogarszało sprawę. Więcej wysiłku, wielogodzinnego skanowania pamięci. Jeśli ona sama w którymś momencie upuściłaby chwyt na jego umyśle nie w ten sposób, co trzeba albo miała atak, Alex byłby martwy.
~ * ~ * ~ * ~
I dowiedziała się w zupełnie inny sposób jeszcze tego samego dnia. Nie mogła przekonać się do skanowania jego umysłu. Nie mogła mu tego zrobić, był jej przyjacielem. I nawet jeśli miał jakieś kłopoty, z którymi nie mógł sobie poradzić, musiał przyjść do niej sam.
Po grze w kosza Alex wziął prysznic w swojej łazience, podczas gdy ona bawiła się piłka na zewnątrz.
Gdyby wiedział, że jest X5, nigdy nie popełniłby tego błędu.
Okno było otwarte.
Włosy Alexa były mokre i sterczały we wszystkie strony. Pochylił głowę, by wyjąć świeży podkoszulek z szafy i wówczas zobaczyła jego kod kreskowy.
Jedna przerażająca sekunda jej życia.
Biła się z myślami całą noc. Aż wreszcie następnego ranka mieli konfrontację. Siedzieli na trybunach boiska do futbolu. Liz pochyliła włosy tak, by zasłaniały jej twarz przed wzrokiem osób postronnych.
"Nie miałam pojęcia, że jesteś zbiegiem z Manticore, Alex." powiedziała tak swobodnie, jakby rozmawiali co najmniej o pogodzie. Alex na ułamek sekundy znieruchomiał, ale potem roześmiał się. Był świetnym aktorem.
"Nie mam pojęcia, o czym mówisz."
"O kodzie kreskowym na twoim karku także nie masz pojęcia?" mruknęła kpiąco "Jesteś z piątej serii X, pierwszej udanej. Nie miałam pojęcia, że jeszcze ktoś uciekł. Fajnie."
Alex pojął natychmiast dwie rzeczy. Po pierwsze, uciekł "ktoś jeszcze". Po drugie, najwyraźniej jego tożsamość nie stanowiła dla niej i problemu i cieszyła się wręcz, że Manticore zostało wystrychnięte na dudka.
"Czerwiec 2007, pierwsza udana ucieczka. I tylko dlatego, że Manticore myśli, że nie żyją. A ty? Z pewnością nie byłeś w tej grupie."
Alex wytrząsnął się z szoku.
"2009, parę tygodni przez pulsem."
"Nieźle. Pomogło to ci się ukryć." uśmiechnęła się. Alex potrząsnął głową w niedowierzaniu. Czy tylko sam się nie przyznał, że jest jednym ze zbiegów? Co prawda była to Liz, nie było możliwości, by kontaktowała się z Manticore, nie z historią Czechosłowaków na tapecie, ale skąd wiedziała? Musiała spotkać innego X5. To był jedyny logiczny wniosek.
"Poprzednia ekipa nie miała tego szczęścia." kontynuowała, domyślając się toku jego myślenia "Czworo X5, w różnym wieku. Jeśli mi nie wierzysz, możesz spytać swojego dowódcy o misję do północnej Kanady 3 czerwca 2007 roku."
"Mojego dowódcę?" spytał nerwowo "Skąd wiesz, że nie jestem sam?"
"Nie ma możliwości, by ktoś w pojedynkę uciekł. To Manticore. Albo ktoś z władz wam pomógł - co jest równie prawdopodobne jak śnieg w lipcu, albo zrobiliście to grupowo. Wniosek - dowódca stał za pomysłem ucieczki. Wniosek numer dwa, ty dowódcą nie jesteś. Gdybyś nim był, jeździłbyś po świecie i pilnował, by inni byli bezpieczni. Trzy, nie zareagowałeś na datę ucieczki. W Manticore zapewne obchodzono wręcz żałobę narodową. Cztery martwe X5. Każdy dowódca jednostek zna tę datę."
"O Chryste..." Alex pochylił głowę, czując się nagle chorym "Twoja logika bywa zabójcza."
"Wypluj te słowa!" wymamrotała "Ostatnie, czego chcę, to martwy przyjaciel. A na przyszłość, lepiej usuwaj kod kreskowy laserem. Pomaga na ledwie kilka tygodni, ale przynajmniej nie sprawi, że pewna brunetka nie dostanie o mały włos ataku serca..."
Zabrzmiał dzwonek, oznajmiający koniec przerwy.
"Idę na biologię. Maria wyglądała na bardzo podekscytowaną, więc lepiej się pośpieszę. Na razie, Alex."
Zmyła się, zanim zdołał otrząsnąć się z szoku.
"Liz!" dogonił ją na korytarzu "Musimy pogadać po lekcjach."
"Jasne, wiem. Ale nie tutaj, nie w tłumie."
Ale po lekcjach siedzieli w samolocie do Vegas...
Vegas. Parszywe miasto. Wywoływało okropne pamięci. I nie miało nic wspólnego z Maxem z przyszłości.
To tam usłyszała, że Zane kontaktuje się ze swoim dowódcą za pomocą skrzynki kontaktowej. I teraz musiała znaleźć ten przeklęty numer
Kiedy jednak weszła do pokoju Alexa przez okno, zrozumiała, że ma jeszcze inną rzecz do zrobienia. Wszystko wyglądało, jakby Alex rzeczywiście miał zamiar wrócić z tej przejażdżki samochodem. Ale X5 nie giną w wypadkach samochodowych. Alex jeszcze nie planował sfingowania swojej śmierci albo czekał na 599.
Tym staranniej pousuwała wszelkie ślady jego tożsamości.
Podniosła zdjęcie, stojące koło komputera. Zrobione je w Vegas, po ich rozmowie. Ona, Zane i przystojny blondyn o imieniu Zack. Czuła się przy nim jak kruszynka. Zaskakujące, ale miłe uczucie dla 492.
Ostatni dzień, kiedy byli naprawdę szczęśliwi i beztroscy.
Po powrocie do Roswell zaczęła tylko planować swoją ucieczkę. Zwykły wyjazd nie wchodził w rachubę, nie z Czechosłowakami i ich fobią przed FBI.
Alex miał wciąż problemy z bólami głowy i zanikami pamięci. Bał się trochę wezwać 599, ale w końcu go ubłagała. Zamiar przyłączenia się do ich jednostki z pewnością dopomógł. Wiec Alex wykonał krótki telefon.
Teraz... teraz musiała skontaktować się z 599 i poinformować go o tajemniczej śmierci Zane'a. X5 nie giną w wypadkach drogowych. Ale X5, który miewał gwałtowne bóle głowy i zaniki pamięci to inna sprawa. Musiała się dowiedzieć prawdy. Być może to była jakaś choroba ukryta w genach. W takim przypadku wszyscy byli zagrożeni.
Wracała do Crashdown piechotą. Wieczorne powietrze pomagało zebrać myśli, a ciemność naostrzyła zmysły i wzmagała czujność. Tuż przed swoją ulicą potrąciła jakiegoś chłopaka. Śpieszył się, przeprosił już miał pognać dalej, ale Liz miała inny pomysł. Chłopak był dostawcą pizzy i tego ranka dostarczył jedną Alexowi.
Nokautowała go za rogiem. Zabrała portfel dla pozoru, a potem skupiła się na jego pamięciach z tego poranka. Chwilę trwało, nim znalazła coś ciekawego.
Podpis Alexa na rachunku karty kredytowej został odrzucony w firmie. Nie był to klasyczny podpis. To był ciąg dwóch cyfr: 0 i 1. Kiedy je zapisywał, miał ponury wyraz twarzy i gadał jakieś bzdury. Przekształciła ciąg cyfr na system dziesiętny.
"Zane, jesteś geniuszem!" szepnęła, uśmiechając się z ulgą do ciemności.
~ * ~ * ~ * ~
Po sporej dawce odwołanych zajęć na uczelni...
nowa - czwarty sezon... hm, dawno to było...
_liz - bezsilność wobec pewnych spraw... no nie wiem. W moim opowiadaniu morderca Alexa poniesie karę dopiero w sequelu, chociaż i tutaj będą tego przebłyski. Juz od samego początku ból i strach - wahałam się nad tym długo, ale od razu dałam cięższe uderzenie. W końcu opowieść zaczyna się od totalnego załamania, jednego z najgorszych dni w życiu Liz... i rzeczywistość nakłada się jej ze wspomnieniami z przeszłości, z jedynego domu, który kiedyś znała. Z jednej strony Liz się obwinia zupełnie niesłusznie, z drugiej strony zaś jej tajemnice i pochodzenie sprawia, że powinna przewidzieć pewne niebezpieczeństwa. I to jestd la mnie najgorsze w tym opowiadaniu. Że nie tylko Tess ponosiła winę za to, co stało się z Alexem. Ale o tym doczytasz później - w 4 rozdziale, delikatna aluzja Liz do błysków.
ciekawska_osoba - ja wiem, że ty wiesz, że my wiemy, co piszemy w naszych meilach Uwielbiam męczyć i dręczyć cię. Trzecią i czwartą część poznasz niestety razem z innymi czytelnikami... Ale jeśli zdążę napisać Freak Nation w planowanym przez mnie czasie, to może podrzucę ci jakieś świeżo pisane fragmenciki DDDD.
I ty - potulna ??? Ale lubię mój wpływ na ciebie. Przynajmniej dzięki temu mamy psychoanalizę moich bohaterów... ułatwiasz życie innym czytelnikom, wyłapując to, co jest między wierszami.
I tak, lubie jakoś myśl Liz&bg. Same polarki w końcu na tym bazują, przynajmniej polarki pierwszego i drugiego sezonu.
2.
Ból przeszywał ciało na wylot. Tylko w momencie, kiedy promień lasera dotykał szczególnego znaku, oznaczającego ni mniej ni więcej co "własność Manticore", ból był tak intensywny, że na ułamek sekundy odbierał wszelką kontrolę.
Ileż to razy miała w ustach knebel, by nie wrzasnąć? Nie zliczyła.
Dziękowała Blue Lady w myślach, że Zane nigdy nie zdecydował się na to. To tylko wyciągałoby więcej niepotrzebnego bólu. Więcej nienawiści wobec Manticore.
Utworzeni, by być doskonałymi żołnierzami.
Wstrząsnęła ponurą myśl i kontynuowała kierowanie laserem tuz nad swoim karkiem.
Jeszcze nie tak dalej, jak dwa dni temu usunęła ślad pojawiającego się symbolu. Po tylu razach usuwania kodu kreskowego - wpadła na ten pomysł zaraz po pulsie - wystarczało kilka dni, by "made in Manticore" znowu się pojawił. Czuła się, jakby walczyła z wiatrakami.
Ale wolność była warta każdej walki, każdego poświęcenia. Nawet wystawienia się do innych zbiegłych X5. nawet przyłączenia się do ich jednostki.
Zacisnęła zęby, laser powoli kończył pracę. Dwie minuty później jej skóra była podrażniona, czerwona i boląca. Ale za około dwie godziny kod kreskowy będzie znowu widoczny i o to jej chodziło. Nie mogła czekać tyle, co zazwyczaj nie miała czasu.
Pochyliła się nad umywalką i ochlapała twarz zimna wodą. Rumieńce wywołane bólem zniknęły.
Myśl, 492. jak zdobyć numer skrzynki kontaktowej, której używał dowódca Zane'a?
Ciężka sprawa. Ale to jest do zrobienia.
Normalnie Zane nie zapisałby pod żadna postacią tego numeru. Był żołnierzem, przemierzającym teren wroga. Ale ostatnie tygodnie pokazały, że pewne rzeczy się zmieniły.
Jego zaniki pamięci przerażały ich oboje.
Musiała się zabezpieczyć. Musiał pozostawić jakiś ślad, informację, jeśli czuł się zagrożony.
Muzyka? Diabelnie, z całą pewnością nie. To pierwsze, co sprawdziłby Lydecker dowiedziawszy się o zespole.
Westchnęła. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie była tak doskonałą, jak planowano w Manticore. Miała wady, co najmniej według nich.
Prototyp X7? Śmiechu warte. Ona i inne prototypy mieli uczucia, osobowości i w cholerę nie podobało się to władzom. Manticore stało się wrogiem, kiedy miała trzy lata. I nim pozostanie do końca. Wrogiem, którego pokona.
"Musisz znaleźć 599." warknęła do swojego odbicia w lustrze. Zgasiła światło i bezszelestnie wymknęła się z pokoju.
Duża dawka kociego DNA pozwalała nie tylko widzieć w ciemnościach. Instynktownie wiedziała też, kiedy nastąpią kolejne szalone 48 godzin. Czuła, że to już niedługo. Musiała pośpieszyć się z realizacją planu, by opuścić Roswell przed tym czasem.
"A pamiętasz zimę w 2010? Alex i Liz biegali tacy radośni po tych resztkach śniegu... prowadzili prawdziwą bitwę na śnieżki przez cały dzień. Żadne dzieci w Roswell nie miały z nimi szans. Nawet twoja Maria kapitulowała, kiedy tylko brali ją na cel..."
Głos Nancy docierał z kuchni. Liz uśmiechnęła się smutno. Na początku wakacji 2010 roku Whitmanowie przeprowadzili się do Roswell. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by wiedziec, że Alex nie był ich biologicznym dzieckiem. Plus, pierwszy raz spotkali się właśnie w urzędzie miejskim pod pokojem dotyczącym adopcji. Ich pierwsza rozmowa była właściwie kłótnia, czyi przybrani rodzice są lepsi. Żadne z nich nie wiedziało, że drugie jest X5. Przez ponad 9 lat żyli obok siebie w nieświadomości.
9 lat, podczas których podobieństwa pochodzenia z Manticore zbliżyły ich do siebie, wykształciły przyjaźń i wreszcie sprawiły, że pewnego poranka kilka tygodni temu odkryła prawdziwą tożsamość Alexa Whitmana.
~ * ~ * ~ * ~
Liz leżała, gapiąc się w sufit swojego pokoju. Analizowała różne dane, dotyczące tej dziewczyny, Laurie. Jej dziadek był genetycznym prototypem Michaela. Obojętnie co mówiły hybrydy, czwórka była tak ludzka, że to aż przerażało.
Wbrew szumnym słowom Nasedo, nie wierzyła ani trochę, że wyprzedzając rodzaj ludzki o parę tysięcy lat. Sądziła raczej, że są cofnięci w rozwoju. Co najmniej ich zachowanie wskazywało na to. Byli dziecinni, uparci, nieprzystosowani do życia w ukryciu i zupełnie nieprzygotowani do odpowiedzialności i przyszłej roli przywódców. To cud, że przeżyli do czasu przybycia Nasedo.
A wraz z ich przybyciem, Liz otrzymała trochę odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Ona sama była genetycznym arcydziełem, wyprzedzającym ludzi o wiele pokoleń ewolucji. Nie chodziło tutaj o wszelkie dodatki, ale samą istotę ludzką, która została poprawione we wszelkiej możliwej drodze. Podczas, gdy pełny człowieczy genom liczył od 60 do 80 do tysięcy, tak same X5 miały co najmniej kilkaset tysięcy genów. Sekwencje kodu genetycznego odpowiedzialne za mózg i układ nerwowy budziłyby z pewnością zazdrość antariańskich naukowców. Bo geny Maxa, Isabel i Michaela zdążyła sprawdzić w ciągu tygodnia od poznania ich sekretu. Co za problem zdobyć jeden włos?
Byli przerażająco ludzcy. Jedyna różnica była w układzie nerwowym. Nawet krew po kilkunastu godzinach poza ciałem stawała się ludzka - w końcu to dzięki hemoglobinie we krwi skóra człowieka ma taki odcień, a nie zielonkawy. W magię Liz nie wierzyła. Magiczne uzdrawiające kamienie? Chyba śnią.
Babcia Claudia mawiała, że magia to jeszcze nie odkryta nauka i wiedza. Więc Liz była gotowa zaczekać, by dostać odpowiedzi, dlaczego w organizmie krew Czechosłowaków jest zielona i jakim cudem korzystają ze swoich mózgów, jeśli nie maja tego zapisanego w genach.
Po ucieczce z groty po usłyszeniu wiadomości o przeznaczeniu, wyjechała z Roswell. Rzeczy były zbyt niebezpieczne. Podróżowała po Stanach przez wiele tygodni, póki się nie upewniła, że wrogowie Czechosłowaków omijają Roswell z dala.
Oczywiście żadna ciotka nie istniała. Jej umysłowe zdolności wytworzyły ją w pamięci Parkerów. Musiała mieć wentyl bezpieczeństwa, drogę ucieczki.
Włamała się w czerwcu do bazy danych FBI i zdobyła pliki z przetrzymywania Maxa. Ten kretyn Pierce był bardziej zainteresowany pseudo-najazdem kosmitów niż ich biologią. A szkoda. Mimo wszystko zdołała poskładać kilka teorii z fragmentów układanki. I jedną udowodniła.
Krew hybryd była zielona z powodu nanonitów, mikrorobotów. Krążyły we krwi, zmieniając naturalny mechanizm metaboliczny i wydobywały mikroskopijne ilości energii, by następnie uwalniać ją w centralnym ośrodku nerwowym mózgu. Mózg pobudzany tą energią pracował niemal w pełni możliwości. To wyjaśniało również, jak pracują kamienie. Kamienie były nadajnikami, naprawiały uszkodzony czy zmieniony program nanonitów. Te robociki wyciskały z reakcji chemicznych zachodzących w organizmie ludzkim energię. Każda ich usterka szybko prowadziła do choroby, być może nawet śmierci. Jeśli ich liczba była nieodpowiednia lub coś zakłócało procesy chemiczne - na przykład alkohol jak w przypadku Maxa, system zawodził. Kamienie były potrzebne, by załadować odpowiedni program naprawczy.
Genialne cacka. Obejrzała je sobie dokładnie jeszcze przed ukazaniem się Tess. Potrafiły nawet ładować sztuczne pamięci. W końcu pamięć to nic innego jak impulsy elektryczne i towarzyszące im reakcje chemiczne. Zapewne w ten sposób mieli w przyszłości "odzyskać" pamięci z poprzedniego życia.
Ciekawa była, czy podobne nanonity sprawiały także, że Nasedo potrafił zmieniać kształt.
Manticore zapłaciłoby cholernie dużo za tę technologię.
Ale z drugiej strony hybrydy potrafiły także manipulować strukturą molekularną obiektów zewnętrznych, nie tylko we własnych organizmach. Widziała w Manticore kilku kinetyków od PsyOps. Wydawali się działać podobnie, również mówili o "fali" i "energii". Tylko, że Antarianie umożliwi to czwórce w nieco większej skali. .
Aż dziw, że ich mózgi się nie przegrzewały. Ale pewnie mieli mechanizm zabezpieczający. Jak "osuszenie z energii."
Z chęcią pogadałaby z antariańskim naukowcem. Nie miałaby nic przeciwko robotom we krwi, byleby symulowały produkcję serotonin. Większość organizmów X5 nie produkowała ich, ale niektóre tak. Jak na przykład prototypy X7. jednak wciąż to było za mało, szczególnie w momencie, kiedy ona sama używała psychicznych zdolności do łączenia się z innymi.
Błąd w DNA, który kosztował zapewne życie niejednego naukowca pracującego nad piątą serią.
Od wielu lat Liz nie miała ataku epilepsji. Regularne dawki tryptophanu, mleka i kilku innych substancji pobudzających produkcję serotonin, połączone z rzadkim używaniem psychicznych zdolności, uratowały ją przed chorobą.
Czy więc mogła teraz ryzykować? Nie wiedziała dokładnie, czego szukać w umyśle Alexa, wiec to tylko pogarszało sprawę. Więcej wysiłku, wielogodzinnego skanowania pamięci. Jeśli ona sama w którymś momencie upuściłaby chwyt na jego umyśle nie w ten sposób, co trzeba albo miała atak, Alex byłby martwy.
~ * ~ * ~ * ~
I dowiedziała się w zupełnie inny sposób jeszcze tego samego dnia. Nie mogła przekonać się do skanowania jego umysłu. Nie mogła mu tego zrobić, był jej przyjacielem. I nawet jeśli miał jakieś kłopoty, z którymi nie mógł sobie poradzić, musiał przyjść do niej sam.
Po grze w kosza Alex wziął prysznic w swojej łazience, podczas gdy ona bawiła się piłka na zewnątrz.
Gdyby wiedział, że jest X5, nigdy nie popełniłby tego błędu.
Okno było otwarte.
Włosy Alexa były mokre i sterczały we wszystkie strony. Pochylił głowę, by wyjąć świeży podkoszulek z szafy i wówczas zobaczyła jego kod kreskowy.
Jedna przerażająca sekunda jej życia.
Biła się z myślami całą noc. Aż wreszcie następnego ranka mieli konfrontację. Siedzieli na trybunach boiska do futbolu. Liz pochyliła włosy tak, by zasłaniały jej twarz przed wzrokiem osób postronnych.
"Nie miałam pojęcia, że jesteś zbiegiem z Manticore, Alex." powiedziała tak swobodnie, jakby rozmawiali co najmniej o pogodzie. Alex na ułamek sekundy znieruchomiał, ale potem roześmiał się. Był świetnym aktorem.
"Nie mam pojęcia, o czym mówisz."
"O kodzie kreskowym na twoim karku także nie masz pojęcia?" mruknęła kpiąco "Jesteś z piątej serii X, pierwszej udanej. Nie miałam pojęcia, że jeszcze ktoś uciekł. Fajnie."
Alex pojął natychmiast dwie rzeczy. Po pierwsze, uciekł "ktoś jeszcze". Po drugie, najwyraźniej jego tożsamość nie stanowiła dla niej i problemu i cieszyła się wręcz, że Manticore zostało wystrychnięte na dudka.
"Czerwiec 2007, pierwsza udana ucieczka. I tylko dlatego, że Manticore myśli, że nie żyją. A ty? Z pewnością nie byłeś w tej grupie."
Alex wytrząsnął się z szoku.
"2009, parę tygodni przez pulsem."
"Nieźle. Pomogło to ci się ukryć." uśmiechnęła się. Alex potrząsnął głową w niedowierzaniu. Czy tylko sam się nie przyznał, że jest jednym ze zbiegów? Co prawda była to Liz, nie było możliwości, by kontaktowała się z Manticore, nie z historią Czechosłowaków na tapecie, ale skąd wiedziała? Musiała spotkać innego X5. To był jedyny logiczny wniosek.
"Poprzednia ekipa nie miała tego szczęścia." kontynuowała, domyślając się toku jego myślenia "Czworo X5, w różnym wieku. Jeśli mi nie wierzysz, możesz spytać swojego dowódcy o misję do północnej Kanady 3 czerwca 2007 roku."
"Mojego dowódcę?" spytał nerwowo "Skąd wiesz, że nie jestem sam?"
"Nie ma możliwości, by ktoś w pojedynkę uciekł. To Manticore. Albo ktoś z władz wam pomógł - co jest równie prawdopodobne jak śnieg w lipcu, albo zrobiliście to grupowo. Wniosek - dowódca stał za pomysłem ucieczki. Wniosek numer dwa, ty dowódcą nie jesteś. Gdybyś nim był, jeździłbyś po świecie i pilnował, by inni byli bezpieczni. Trzy, nie zareagowałeś na datę ucieczki. W Manticore zapewne obchodzono wręcz żałobę narodową. Cztery martwe X5. Każdy dowódca jednostek zna tę datę."
"O Chryste..." Alex pochylił głowę, czując się nagle chorym "Twoja logika bywa zabójcza."
"Wypluj te słowa!" wymamrotała "Ostatnie, czego chcę, to martwy przyjaciel. A na przyszłość, lepiej usuwaj kod kreskowy laserem. Pomaga na ledwie kilka tygodni, ale przynajmniej nie sprawi, że pewna brunetka nie dostanie o mały włos ataku serca..."
Zabrzmiał dzwonek, oznajmiający koniec przerwy.
"Idę na biologię. Maria wyglądała na bardzo podekscytowaną, więc lepiej się pośpieszę. Na razie, Alex."
Zmyła się, zanim zdołał otrząsnąć się z szoku.
"Liz!" dogonił ją na korytarzu "Musimy pogadać po lekcjach."
"Jasne, wiem. Ale nie tutaj, nie w tłumie."
Ale po lekcjach siedzieli w samolocie do Vegas...
Vegas. Parszywe miasto. Wywoływało okropne pamięci. I nie miało nic wspólnego z Maxem z przyszłości.
To tam usłyszała, że Zane kontaktuje się ze swoim dowódcą za pomocą skrzynki kontaktowej. I teraz musiała znaleźć ten przeklęty numer
Kiedy jednak weszła do pokoju Alexa przez okno, zrozumiała, że ma jeszcze inną rzecz do zrobienia. Wszystko wyglądało, jakby Alex rzeczywiście miał zamiar wrócić z tej przejażdżki samochodem. Ale X5 nie giną w wypadkach samochodowych. Alex jeszcze nie planował sfingowania swojej śmierci albo czekał na 599.
Tym staranniej pousuwała wszelkie ślady jego tożsamości.
Podniosła zdjęcie, stojące koło komputera. Zrobione je w Vegas, po ich rozmowie. Ona, Zane i przystojny blondyn o imieniu Zack. Czuła się przy nim jak kruszynka. Zaskakujące, ale miłe uczucie dla 492.
Ostatni dzień, kiedy byli naprawdę szczęśliwi i beztroscy.
Po powrocie do Roswell zaczęła tylko planować swoją ucieczkę. Zwykły wyjazd nie wchodził w rachubę, nie z Czechosłowakami i ich fobią przed FBI.
Alex miał wciąż problemy z bólami głowy i zanikami pamięci. Bał się trochę wezwać 599, ale w końcu go ubłagała. Zamiar przyłączenia się do ich jednostki z pewnością dopomógł. Wiec Alex wykonał krótki telefon.
Teraz... teraz musiała skontaktować się z 599 i poinformować go o tajemniczej śmierci Zane'a. X5 nie giną w wypadkach drogowych. Ale X5, który miewał gwałtowne bóle głowy i zaniki pamięci to inna sprawa. Musiała się dowiedzieć prawdy. Być może to była jakaś choroba ukryta w genach. W takim przypadku wszyscy byli zagrożeni.
Wracała do Crashdown piechotą. Wieczorne powietrze pomagało zebrać myśli, a ciemność naostrzyła zmysły i wzmagała czujność. Tuż przed swoją ulicą potrąciła jakiegoś chłopaka. Śpieszył się, przeprosił już miał pognać dalej, ale Liz miała inny pomysł. Chłopak był dostawcą pizzy i tego ranka dostarczył jedną Alexowi.
Nokautowała go za rogiem. Zabrała portfel dla pozoru, a potem skupiła się na jego pamięciach z tego poranka. Chwilę trwało, nim znalazła coś ciekawego.
Podpis Alexa na rachunku karty kredytowej został odrzucony w firmie. Nie był to klasyczny podpis. To był ciąg dwóch cyfr: 0 i 1. Kiedy je zapisywał, miał ponury wyraz twarzy i gadał jakieś bzdury. Przekształciła ciąg cyfr na system dziesiętny.
"Zane, jesteś geniuszem!" szepnęła, uśmiechając się z ulgą do ciemności.
~ * ~ * ~ * ~
Po sporej dawce odwołanych zajęć na uczelni...
nowa - czwarty sezon... hm, dawno to było...
_liz - bezsilność wobec pewnych spraw... no nie wiem. W moim opowiadaniu morderca Alexa poniesie karę dopiero w sequelu, chociaż i tutaj będą tego przebłyski. Juz od samego początku ból i strach - wahałam się nad tym długo, ale od razu dałam cięższe uderzenie. W końcu opowieść zaczyna się od totalnego załamania, jednego z najgorszych dni w życiu Liz... i rzeczywistość nakłada się jej ze wspomnieniami z przeszłości, z jedynego domu, który kiedyś znała. Z jednej strony Liz się obwinia zupełnie niesłusznie, z drugiej strony zaś jej tajemnice i pochodzenie sprawia, że powinna przewidzieć pewne niebezpieczeństwa. I to jestd la mnie najgorsze w tym opowiadaniu. Że nie tylko Tess ponosiła winę za to, co stało się z Alexem. Ale o tym doczytasz później - w 4 rozdziale, delikatna aluzja Liz do błysków.
Zapytam cię o to samo po ostatnim rozdziale, dobrze? Ten tytuł jest tak przewrotny, jak tylko może być charakter kobiety._liz wrote:I choć (według tytułu) droga jest daleka do domu, do końca, do spokoju, mam nadzieję, że uda mi się ją przeżyć razem z bohaterami.
ciekawska_osoba - ja wiem, że ty wiesz, że my wiemy, co piszemy w naszych meilach Uwielbiam męczyć i dręczyć cię. Trzecią i czwartą część poznasz niestety razem z innymi czytelnikami... Ale jeśli zdążę napisać Freak Nation w planowanym przez mnie czasie, to może podrzucę ci jakieś świeżo pisane fragmenciki DDDD.
I ty - potulna ??? Ale lubię mój wpływ na ciebie. Przynajmniej dzięki temu mamy psychoanalizę moich bohaterów... ułatwiasz życie innym czytelnikom, wyłapując to, co jest między wierszami.
I niech krzyczy dalej. Niech podłoga się zatrzęsie, niech nas usłysząGaladriela wrote:Tłum krzyczy WIĘCEJ WIĘCEJ
I tak, lubie jakoś myśl Liz&bg. Same polarki w końcu na tym bazują, przynajmniej polarki pierwszego i drugiego sezonu.
Last edited by Hotaru on Wed Oct 06, 2004 2:06 pm, edited 1 time in total.
Kolejna część - mniam! Podobają mi się te formy retrospekcji, co zresztą jest charakterystyczne dla większości twoich opowiadań, Hotaru. Nie wiem czemu, ale strasznie sie rozczuliłam w pewnym momencie - kiedy wspominano bitwę na śnieżki. Niby taki mały szczególik, a wyobraziłam sobie tę sytuację i jeszcze wiedząc, że Alec umarł, to już całkiem chciało mi sie płakać... Heh, zabawne, że czasami tylko kilka zdań nas roztkliwia a nie cała strona o bólu.
Czekam oczywiście na więcej i jak najszybciej
Czekam oczywiście na więcej i jak najszybciej
Strasznie to zagmatwane Twoje opisy dziwacznych urządzeń, genetycznych połączeń i niezwykłych zbiegów okoliczności zawsze były genialne, Hotaru. Pojęcia nie mam, skąd to wszystko się u ciebie bierze
Ta część bardzo się różniła od pierwszej. Była jakaś bardziej... przyziemna (o ile takie tematy mogą być przyziemne ). Rozumiem, że to miało być takie wprowadzenie nas w sytuację... Nie mogę się doczekać, aż na scenie pojawi się Zack
Ta część bardzo się różniła od pierwszej. Była jakaś bardziej... przyziemna (o ile takie tematy mogą być przyziemne ). Rozumiem, że to miało być takie wprowadzenie nas w sytuację... Nie mogę się doczekać, aż na scenie pojawi się Zack
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Retrospekcje pojawią się nawet we FN.... Hm, którą część ostatnio ci wysyłałam, Liz????
I scena na ścieżki miała trochę inną funkcję... ale to będzie później. Ni wiem, czy kojarzycie, ale ucieczka z Manticore miała miejsce podczas zimy...
I scena na ścieżki miała trochę inną funkcję... ale to będzie później. Ni wiem, czy kojarzycie, ale ucieczka z Manticore miała miejsce podczas zimy...
Raczej obrazująca jak myśli Liz... przynajmniej jak stara się myśleć. Jak żołnierz:Ta część bardzo się różniła od pierwszej. Była jakaś bardziej... przyziemna (o ile takie tematy mogą być przyziemne ).
i jak nie - człowiek. Z jednej strony Liz tęskni za innymi X5, z innej obwinia się, że nie zdołała pomóc "swoim ludziom", z trzeciej uważa, że emocje są słabością - żołnierze nie powinni odczuwać emocji... Liz balansuje na krawędzi skrajności... a jak to się skończy, sami zobaczycie. Więc w jakimś sensie myśli tak samo jak Zack. Co do "terminu" pojawienia się jego w opowieści, to już niedługo, bardzo niedługo.Byli przerażająco ludzcy. Jedyna różnica była w układzie nerwowym. (...)
Babcia Claudia mawiała, że magia to jeszcze nie odkryta nauka i wiedza. Więc Liz była gotowa zaczekać, by dostać odpowiedzi, dlaczego w organizmie krew Czechosłowaków jest zielona i jakim cudem korzystają ze swoich mózgów, jeśli nie maja tego zapisanego w genach.
Hmm... no mogłam to źle odczytać, nie przeczę. Ale tak odebrałam i tyle.
Ja tam nie mogę się doczekać wszystkiego, nie tylko pojawienia Zacka. Całego przebiegu zdarzeń, przeżyć, bólu, śmiechu... (...i sequelu...).
A tak zupełnie z innej beczki - Hotaru czy jest jakaś kategoria, w której nie czujesz się dobrze? Czego się nie tkniesz (polarki, x-tremerki, dreamerki) zawsze mnie wciąga efekt twojej pracy. Hmmm, a może to ze mną coś jest nie tak?
A ostatnio (bardzo, bardzo dawno temu) przesłałaś mi część 31. Czekam i czekam na dalej i doczekać się nie mogę...
Ja tam nie mogę się doczekać wszystkiego, nie tylko pojawienia Zacka. Całego przebiegu zdarzeń, przeżyć, bólu, śmiechu... (...i sequelu...).
A tak zupełnie z innej beczki - Hotaru czy jest jakaś kategoria, w której nie czujesz się dobrze? Czego się nie tkniesz (polarki, x-tremerki, dreamerki) zawsze mnie wciąga efekt twojej pracy. Hmmm, a może to ze mną coś jest nie tak?
A ostatnio (bardzo, bardzo dawno temu) przesłałaś mi część 31. Czekam i czekam na dalej i doczekać się nie mogę...
Jak stacja dyskietek zacznie działać, albo zajdę do kefejki, to wyślę rozdział 32. Niestety, od jakiegoś czasu nie napisałam nic z Freak Nation, za to dzisiaj skrobałam 5 część DDDD o niesamowitej porze 6 rano
A posypka na wenę podobała mi się Zwłaszcza ta część, jak H. mówi, że idzie pod prysznic
Co do sequela... ja wiem, dlaczego nie możesz się doczekać. Ale pozostawmy to tajemnicą, bo gdybym to publicznie zdradziła, zdradziłabym jednocześnie zakończenie DDDD.
Zack... hm, jego postać pojawia się w opowiadaniu w części czwartej. W Roswell zjawi się nieco później, ma długą drogę do przebycia.
A posypka na wenę podobała mi się Zwłaszcza ta część, jak H. mówi, że idzie pod prysznic
Co do sequela... ja wiem, dlaczego nie możesz się doczekać. Ale pozostawmy to tajemnicą, bo gdybym to publicznie zdradziła, zdradziłabym jednocześnie zakończenie DDDD.
Zack... hm, jego postać pojawia się w opowiadaniu w części czwartej. W Roswell zjawi się nieco później, ma długą drogę do przebycia.
Hm, muszę "zakochać" się w pomyśle, aby dobrze przelać go na papier. Dreamerki przestały mi wychodzić. Za dużo mam do Maxa z końca drugoiego sezonu i 90% trzeciego. Nawet za zachowanie w pierwszym sezonie natarłabym mu śniegiem uszy , a dopiero poczęstowałabym tabasco z bitą śmietaną i truskawkami. Jest niewiele autorów, którzy potrafią o czymś pisać dobrze, nie "czując" tematu i ja się do nich nie zaliczam. Może dlatego Another Day In Paradise III utknęło dokładnie w momencie, kiedy miedzy Liz a Maxem zaczeło się coś dziać...A tak zupełnie z innej beczki - Hotaru czy jest jakaś kategoria, w której nie czujesz się dobrze? Czego się nie tkniesz (polarki, x-tremerki, dreamerki) zawsze mnie wciąga efekt twojej pracy. Hmmm, a może to ze mną coś jest nie tak?
- ciekawska_osoba
- Fan
- Posts: 773
- Joined: Sun Jul 13, 2003 11:35 am
- Location: Rybnik
- Contact:
Galadriela wrote:Tłum krzyczy jeszcze głośniej WIĘCEJ WIĘCEJ.
Janetko nie wątpię. Opowiadania UC _liz i teraz Hotaru mają taką właściwość, że nawet najmniej prawdopodobna para (np. Traitor) zaczyna mi się podobać.
Galadrielo a wiesz, że kiedyś nie do pomyślenia ba nawet wogóle nie przyszła mi taka możliwość przez myśl jak Liz&Kivar a teraz? Zaczynam opowiadanie _liz z tą parą i kurcze w tym naprawdę coś jest:)
Hotaru dopiero w czwartym? grrrr ty wiesz co Ale poczekam, poczekam bo wiem, że się doczekam
"We shall never forget and never forgive. And never ever fear. Fear is for the enemy. Fear and bullets."
"Długa droga do domu" Zaciekawił mnie tytuł i weszłam tutaj. A tu taki szok... Liz cicha skromna itd (roswell) i piekielnie porywczy Zack Dosłownie szczęka mi oadła jak to zobaczyłam. No i zabrałam się do czytania I hmmm.... Nie wiem co powiedzieć.... Pomieszanie z poplątaniem połaczone w dodatku z bulem utraty bliskiej osby.... Hotaru ty naprawde masz talent Troszke się jednak pogubiłam... Tu X5 jest Alex czy Alec Czyżbym nieuważnie przeczytała... Eh może się wyjaśni później
Tutaj X5 są Alex (Zane), Zack oraz Liz. Czasem można się pogubić z powodu retrospekcji, nei są one wyraźnie zaznaczone w tekście.
Co do Aleca, to przewinie się on w tym opowiadaniu, ponieważ jest on jedną z głównych postaci w sequelu Ale tutaj będzie na razie po prostu wspominany i tylko tyle.
3.
Ciąg jedynek i zer. Liz nie mogła pozbyć się z pamięci wyrazu jego twarzy, kiedy zapisywał ten numer. Tak zrezygnowany, tak zdesperowany, jakby dręczył go ból...
Tylko jeden raz widziała go w takim stanie. Jeden jedyny, kiedy zorientowała się, ze coś szwankuje, że coś dolega jej przyjacielowi i on nie chce jej pomocy.
~ * ~ * ~ * ~
"Jezu, Alex!" szepnęła Liz, błyskawicznie ruszając z progu pokoju. Podniosła bezwładne ciało przyjaciela i ułożyła na łóżku.
"Liz?" wymamrotał z niepewnością. Z nosa płynęła mu krew, a jego skóra miała blady, wręcz chorobliwy odcień.
"Nieźle mnie wystraszyłeś, stary!" uderzyła go lekko w ramię. Uśmiechnął się, otwierając oczy.
"To tylko uboczny efekt zakażenia wirusem gandarium!"
Mina Liz zrzedła. Po jej spanikowanym spojrzeniu Alex poznał, że jest gotowa uwierzyć we wszystko. Wydawała się być tak słodka w swoim niepokoju o niego, że niemal zapomniał o bólu.
"Hej, żartowałem!"
"To wcale nie było zabawne!" oświadczyła, posyłając mu groźne spojrzenie "Mogę jakoś pomóc?"
Cała Liz. Od razu przechodzi do sedna. Większość osób zaczęłaby od kretyńskiego "Co się stało?".
"To tylko ból głowy. Wziąłem już tabletki." zapewnił.
"Tylko?" Liz była sceptyczna. Mało kiedy ktoś mdlał z bólu. Już prędzej ciężkiego bólu migrenowego, ale Alex takich nie miewał. Migreny dotykały mężczyzn czterokrotnie rzadziej niż kobiety, a i wówczas nie miały tak ciężkiej postaci. "Nie jestem lekarzem, ale wiem, że ból powodujący omdlenia powinien zaprowadzić prosto na badania."
"Ja też!" uśmiechał się uspokajająco. Liz starła krew z jego twarzy, nie wierząc ani trochę jego minie. X5 znali dobrze mowę ciała. Alex był ledwo przytomny z bólu. "Byłem u lekarza, Liz. Dał mi tabletki, trzy razy dziennie i w przypadku bólu. Pomagają."
Nie wierzyła ani jednemu słowu. Dlaczego Alex ją okłamywał? Co chował w zanadrzu?
"Na pewno wziąłeś lekarstwo?" spytała surowo. Tym razem ku jej wielkiej uldze jego tak było jak najbardziej szczere.
"Może tylko powinieneś iść z tym do Maxa?"
Alex potrząsnął głową i skrzywił się natychmiast.
"I co mu powiem? Słuchaj stary, czasem pobolewa mnie głowa, mógłbyś mnie wyleczyć? Brzmi idiotycznie!"
"Męska duma sprowadzi kiedyś koniec na ten świat!" oświadczyła ponuro, przesuwając się nieznacznie. I nagle zaatakowała, łaskocząc go po żebrach.
"Aaaa... ratunku!" wrzasnął, zrywając się z łóżka ze śmiechem. Zbliżyła się do niego z niegodziwym błyskiem w oku.
"Obiecujesz być grzeczny i przy następnym ataku pójść do Maxa?" spytała jedwabistym głosem, jednocześnie groźnie i wymownie poruszając palcami w jego stronę.
"Ja zawsze jestem grzeczny!" padł na podłogę i bijąc pokłony objął ją za kolana "Ach, zmiłuj się na twym biednym, uniżonym sługą i nie wysyłaj na pożarcie zielonym ufoludkom!"
Nie mogła powstrzymać ataku śmiechu. Tarzali się na dywanie przez kilka minut, usiłując nawzajem połaskotać siebie. W końcu padli, ciężko dysząc, na lóżko Alexa i leżeli tak dłuższą chwilę, uśmiechając się.
"Wiesz..." Liz podniosła się i oparła głowę na ręce "Mógłbyś nawet pójść do Maxa. On tak naprawę nic nie zobaczy. Żadnych ciemnych, strasznych sekretów."
"Hę?" otworzył podejrzliwie oko "O czym mówisz?"
"Pamiętasz dzień, w którym pierwszy raz w szkole spotkaliśmy Evansów?"
Potrząsnął głową. Patrzył na nią zaintrygowany. Czuł, że to dotyczy czegoś ważnego. Czegoś osobistego.
"Siedzieliśmy razem w ławce na matematyce. W ostatnim rzędzie. Pani Slavicky była chora i mieliśmy zastępstwo z jakąś młodą nauczycielką. Nie potrafiła uspokoić klasy. Pam Troy śpiewała tę głupią piosenkę."
"A Isabel i Max siedzieli w pierwszej ławce." Przypomniał sobie ze smutkiem tamten dzień. To był jeden z najważniejszych dni w ich przyjaźni. "Pam wyśmiewała ich, ponieważ byli adoptowani. Ciągnęła Is za warkocze, a Maxa wyśmiewała za ostające uszy. Tego dnia..."
"... zawarliśmy pakt." mówiła miękko "Obiecaliśmy sobie, że nikomu nie powiemy o naszych adopcjach."
Usiadł na łóżku, pojmując wreszcie, co chciała mu powiedzieć.
"Więc Max nie zobaczył tego w błyskach?"
Pokręciła przecząco głową.
"A Maria? Pamięta jeszcze o tym?"
"Wydaje się, że zupełnie zapomniała o tym fakcie."
"Więc pamiętamy tylko my?"
"Dokładnie."
Zachichotał.
"Ciekawe, co by powiedział Maxio, gdyby wiedział, że spotkałaś Claudię Parker na ulicy Nowego Jorku, kiedy ją okradłaś..."
~ * ~ * ~ * ~
To właśnie po tamtym poranku Liz zorientowała się, że coś nie gra. Coś dręczyło Alexa, a ona nie potrafiła mu pomóc.
Aż w przeddzień wyjazdu do Vegas odkryła tajemnicę Alexa i wszystko wywróciło się do góry nogami.
Westchnęła, zamykając za sobą drzwi pokoju. Zignorowała ciche wołanie matki i oparła się o drzwi, lustrując pokój, który przez wiele lat był jej domem.
Pokój absolutnie doskonały. Przez lata nauczyła się, czego ludzie oczekują od nastolatek i grzecznych córek. Więc pozwalała widzieć im tę fasadę. Z czasem nawet ta maska była nią samą. Swoim zachowaniem starała się wynagrodzić im wieloletnie kłamstwa, ale wiedziała, że to oczywiście daremny trud.
Liz miała jeszcze inną stronę, której nie znał nikt. Stronę, nad którą trudno było zapanować.
Jej życiem rządziły instynkty, nieraz silniejsze niż jej wola. To były trudne dni. Najpierw pierwszy okres godowy, który przeraził ją tak, że była niemal bliska zostawienia Roswell na zawsze. Wraz z szalejącymi hormonami poprawiły się jej zdolności psychiczne i kontrola nad nimi. Czasem jednak nie miała możliwości od nich uciec, nie mogła nic zrobić, była ich dożywotnim więźniem. Tak samo jak ponad rok temu, kiedy obudziła się ze straszliwym i przerażającym uczuciem, że znajduje się w PsyOps, laser jest skierowany w jej oko, całe ciało wrzeszczy od bólu, a jakiś łysy facet uśmiecha się z ponurą satysfakcją... Połączenie było tak silne, że dygotała jeszcze przez wiele godzin.
Ktoś jeszcze przeżył oprócz niej.
Były dwie możliwości: 493 lub 494.
Modliła się, by to nie był żaden z nich. Ale połączenie było tak silne, tak znajome, tak wyraźne, że bicie ich serc zsynchronizowało się, a pamięć i odczucia wylały się do jej umysłu niczym trucizna. To był 494. Bystry, uroczy, z zawadiackim uśmieszkiem bliźniak 493. 493 był jej oryginalnym podwładnym. To był miły dzieciak, z głową pełną marzeń i wiedziała, że nie przeżyje niemal codziennych radości PsyOps. Z całą świadomością oświadczyła, że 493 zakłóca funkcjonowanie wspólnej świadomości jednostki i zażądała oddelegowania go do zwykłych treningów.
O dziwo, tego dnia 493 zniknął i następnego dnia przysłano jego bliźniaka, 494.
Otrząsnęła się z ponurych rozmyślań. Rzuciła kurtkę na łóżko i upewniła się, że nikt nie może jej podsłuchać.
Wprowadziła do telefonu numer. Po chwili bezosobowy, mechaniczny głos poprosił o zostawienie wiadomości. Wciągnęła powietrze.
"Zane nie żyje. Kod kreskowy został usunięty po fakcie..."
Łzy cisnęły się jej do oczu. Musiała je powstrzymać. Żołnierze nie płaczą.
"Opuszczam miasto, ale nie przed kontaktem. Przywróciłam kod kreskowy."
Nacisnęła guzik, rozłączając połączenie. Zacisnęła usta, powstrzymując wydobywający się z nich szloch. Na próżno.
Przepraszam, Zane.
Co do Aleca, to przewinie się on w tym opowiadaniu, ponieważ jest on jedną z głównych postaci w sequelu Ale tutaj będzie na razie po prostu wspominany i tylko tyle.
Piekielnie porywczy? Co masz na myśli?A tu taki szok... Liz cicha skromna itd (roswell) i piekielnie porywczy Zack Dosłownie szczęka mi oadła jak to zobaczyłam. No
3.
Ciąg jedynek i zer. Liz nie mogła pozbyć się z pamięci wyrazu jego twarzy, kiedy zapisywał ten numer. Tak zrezygnowany, tak zdesperowany, jakby dręczył go ból...
Tylko jeden raz widziała go w takim stanie. Jeden jedyny, kiedy zorientowała się, ze coś szwankuje, że coś dolega jej przyjacielowi i on nie chce jej pomocy.
~ * ~ * ~ * ~
"Jezu, Alex!" szepnęła Liz, błyskawicznie ruszając z progu pokoju. Podniosła bezwładne ciało przyjaciela i ułożyła na łóżku.
"Liz?" wymamrotał z niepewnością. Z nosa płynęła mu krew, a jego skóra miała blady, wręcz chorobliwy odcień.
"Nieźle mnie wystraszyłeś, stary!" uderzyła go lekko w ramię. Uśmiechnął się, otwierając oczy.
"To tylko uboczny efekt zakażenia wirusem gandarium!"
Mina Liz zrzedła. Po jej spanikowanym spojrzeniu Alex poznał, że jest gotowa uwierzyć we wszystko. Wydawała się być tak słodka w swoim niepokoju o niego, że niemal zapomniał o bólu.
"Hej, żartowałem!"
"To wcale nie było zabawne!" oświadczyła, posyłając mu groźne spojrzenie "Mogę jakoś pomóc?"
Cała Liz. Od razu przechodzi do sedna. Większość osób zaczęłaby od kretyńskiego "Co się stało?".
"To tylko ból głowy. Wziąłem już tabletki." zapewnił.
"Tylko?" Liz była sceptyczna. Mało kiedy ktoś mdlał z bólu. Już prędzej ciężkiego bólu migrenowego, ale Alex takich nie miewał. Migreny dotykały mężczyzn czterokrotnie rzadziej niż kobiety, a i wówczas nie miały tak ciężkiej postaci. "Nie jestem lekarzem, ale wiem, że ból powodujący omdlenia powinien zaprowadzić prosto na badania."
"Ja też!" uśmiechał się uspokajająco. Liz starła krew z jego twarzy, nie wierząc ani trochę jego minie. X5 znali dobrze mowę ciała. Alex był ledwo przytomny z bólu. "Byłem u lekarza, Liz. Dał mi tabletki, trzy razy dziennie i w przypadku bólu. Pomagają."
Nie wierzyła ani jednemu słowu. Dlaczego Alex ją okłamywał? Co chował w zanadrzu?
"Na pewno wziąłeś lekarstwo?" spytała surowo. Tym razem ku jej wielkiej uldze jego tak było jak najbardziej szczere.
"Może tylko powinieneś iść z tym do Maxa?"
Alex potrząsnął głową i skrzywił się natychmiast.
"I co mu powiem? Słuchaj stary, czasem pobolewa mnie głowa, mógłbyś mnie wyleczyć? Brzmi idiotycznie!"
"Męska duma sprowadzi kiedyś koniec na ten świat!" oświadczyła ponuro, przesuwając się nieznacznie. I nagle zaatakowała, łaskocząc go po żebrach.
"Aaaa... ratunku!" wrzasnął, zrywając się z łóżka ze śmiechem. Zbliżyła się do niego z niegodziwym błyskiem w oku.
"Obiecujesz być grzeczny i przy następnym ataku pójść do Maxa?" spytała jedwabistym głosem, jednocześnie groźnie i wymownie poruszając palcami w jego stronę.
"Ja zawsze jestem grzeczny!" padł na podłogę i bijąc pokłony objął ją za kolana "Ach, zmiłuj się na twym biednym, uniżonym sługą i nie wysyłaj na pożarcie zielonym ufoludkom!"
Nie mogła powstrzymać ataku śmiechu. Tarzali się na dywanie przez kilka minut, usiłując nawzajem połaskotać siebie. W końcu padli, ciężko dysząc, na lóżko Alexa i leżeli tak dłuższą chwilę, uśmiechając się.
"Wiesz..." Liz podniosła się i oparła głowę na ręce "Mógłbyś nawet pójść do Maxa. On tak naprawę nic nie zobaczy. Żadnych ciemnych, strasznych sekretów."
"Hę?" otworzył podejrzliwie oko "O czym mówisz?"
"Pamiętasz dzień, w którym pierwszy raz w szkole spotkaliśmy Evansów?"
Potrząsnął głową. Patrzył na nią zaintrygowany. Czuł, że to dotyczy czegoś ważnego. Czegoś osobistego.
"Siedzieliśmy razem w ławce na matematyce. W ostatnim rzędzie. Pani Slavicky była chora i mieliśmy zastępstwo z jakąś młodą nauczycielką. Nie potrafiła uspokoić klasy. Pam Troy śpiewała tę głupią piosenkę."
"A Isabel i Max siedzieli w pierwszej ławce." Przypomniał sobie ze smutkiem tamten dzień. To był jeden z najważniejszych dni w ich przyjaźni. "Pam wyśmiewała ich, ponieważ byli adoptowani. Ciągnęła Is za warkocze, a Maxa wyśmiewała za ostające uszy. Tego dnia..."
"... zawarliśmy pakt." mówiła miękko "Obiecaliśmy sobie, że nikomu nie powiemy o naszych adopcjach."
Usiadł na łóżku, pojmując wreszcie, co chciała mu powiedzieć.
"Więc Max nie zobaczył tego w błyskach?"
Pokręciła przecząco głową.
"A Maria? Pamięta jeszcze o tym?"
"Wydaje się, że zupełnie zapomniała o tym fakcie."
"Więc pamiętamy tylko my?"
"Dokładnie."
Zachichotał.
"Ciekawe, co by powiedział Maxio, gdyby wiedział, że spotkałaś Claudię Parker na ulicy Nowego Jorku, kiedy ją okradłaś..."
~ * ~ * ~ * ~
To właśnie po tamtym poranku Liz zorientowała się, że coś nie gra. Coś dręczyło Alexa, a ona nie potrafiła mu pomóc.
Aż w przeddzień wyjazdu do Vegas odkryła tajemnicę Alexa i wszystko wywróciło się do góry nogami.
Westchnęła, zamykając za sobą drzwi pokoju. Zignorowała ciche wołanie matki i oparła się o drzwi, lustrując pokój, który przez wiele lat był jej domem.
Pokój absolutnie doskonały. Przez lata nauczyła się, czego ludzie oczekują od nastolatek i grzecznych córek. Więc pozwalała widzieć im tę fasadę. Z czasem nawet ta maska była nią samą. Swoim zachowaniem starała się wynagrodzić im wieloletnie kłamstwa, ale wiedziała, że to oczywiście daremny trud.
Liz miała jeszcze inną stronę, której nie znał nikt. Stronę, nad którą trudno było zapanować.
Jej życiem rządziły instynkty, nieraz silniejsze niż jej wola. To były trudne dni. Najpierw pierwszy okres godowy, który przeraził ją tak, że była niemal bliska zostawienia Roswell na zawsze. Wraz z szalejącymi hormonami poprawiły się jej zdolności psychiczne i kontrola nad nimi. Czasem jednak nie miała możliwości od nich uciec, nie mogła nic zrobić, była ich dożywotnim więźniem. Tak samo jak ponad rok temu, kiedy obudziła się ze straszliwym i przerażającym uczuciem, że znajduje się w PsyOps, laser jest skierowany w jej oko, całe ciało wrzeszczy od bólu, a jakiś łysy facet uśmiecha się z ponurą satysfakcją... Połączenie było tak silne, że dygotała jeszcze przez wiele godzin.
Ktoś jeszcze przeżył oprócz niej.
Były dwie możliwości: 493 lub 494.
Modliła się, by to nie był żaden z nich. Ale połączenie było tak silne, tak znajome, tak wyraźne, że bicie ich serc zsynchronizowało się, a pamięć i odczucia wylały się do jej umysłu niczym trucizna. To był 494. Bystry, uroczy, z zawadiackim uśmieszkiem bliźniak 493. 493 był jej oryginalnym podwładnym. To był miły dzieciak, z głową pełną marzeń i wiedziała, że nie przeżyje niemal codziennych radości PsyOps. Z całą świadomością oświadczyła, że 493 zakłóca funkcjonowanie wspólnej świadomości jednostki i zażądała oddelegowania go do zwykłych treningów.
O dziwo, tego dnia 493 zniknął i następnego dnia przysłano jego bliźniaka, 494.
Otrząsnęła się z ponurych rozmyślań. Rzuciła kurtkę na łóżko i upewniła się, że nikt nie może jej podsłuchać.
Wprowadziła do telefonu numer. Po chwili bezosobowy, mechaniczny głos poprosił o zostawienie wiadomości. Wciągnęła powietrze.
"Zane nie żyje. Kod kreskowy został usunięty po fakcie..."
Łzy cisnęły się jej do oczu. Musiała je powstrzymać. Żołnierze nie płaczą.
"Opuszczam miasto, ale nie przed kontaktem. Przywróciłam kod kreskowy."
Nacisnęła guzik, rozłączając połączenie. Zacisnęła usta, powstrzymując wydobywający się z nich szloch. Na próżno.
Przepraszam, Zane.
Last edited by Hotaru on Thu Oct 14, 2004 3:08 pm, edited 1 time in total.
Kolejna część, jak milutko... Tylko, że za krótka
Ale za to druga częśc tego rozdziału bardzo dużo obrazuje. Powolutku odsłania sie cała prawda o Liz i o jej "drugiej naturze". W tym momencie wpadło mi coś do głowy (coś kompletnie nie związanego z tym opowiadaniem) - to taka wizja każdego z nas. Mamy coś, co widza inni, co chcemy, żeby widzieli, ale wiele osób ma też swoje "drugie ja", w którym jest więcej prawdy niż w tej powierzchni, z którą styka sie nasze otoczenia. A wracając do DDDD, to jestem ciekawa, która z tych "osobowości" jest jej tak naprawdę bliższa...
Chyba dzisiaj nic więcej odnoścnie tego opowiadanka z siebie nie wykrzeszę. Może póxniej przyjdzie wena...
Ale za to druga częśc tego rozdziału bardzo dużo obrazuje. Powolutku odsłania sie cała prawda o Liz i o jej "drugiej naturze". W tym momencie wpadło mi coś do głowy (coś kompletnie nie związanego z tym opowiadaniem) - to taka wizja każdego z nas. Mamy coś, co widza inni, co chcemy, żeby widzieli, ale wiele osób ma też swoje "drugie ja", w którym jest więcej prawdy niż w tej powierzchni, z którą styka sie nasze otoczenia. A wracając do DDDD, to jestem ciekawa, która z tych "osobowości" jest jej tak naprawdę bliższa...
Chyba dzisiaj nic więcej odnoścnie tego opowiadanka z siebie nie wykrzeszę. Może póxniej przyjdzie wena...
Hotaru jeśli oglądałaś Dark Angel to powinnaś wiedzieć o co chodzi No ale dobra... Spróbuję to wytłumaczyć.
Zack pojawia się z nienacka (w filmie) jest cichy i spokojny, ale kiedy dowiaduje się kim jest Max ujawnia swoją dość dziwną naturę własnego ja. On "wciąż" jest uciekającą X5! która nie zagrzała nigdzie miejsca.
A co do części... Hmmm..... Stanowczo za krótka i... i nie wiem co jeszcze. Jakoś nie potrafię nic o niej napisać ani tymbbardziej wyciągnąć żadnego mądrego wniosku Poprostu zostawię ją bez komentarza. Zresztą zobaczymy co będzie w dalszych częściach
Zack pojawia się z nienacka (w filmie) jest cichy i spokojny, ale kiedy dowiaduje się kim jest Max ujawnia swoją dość dziwną naturę własnego ja. On "wciąż" jest uciekającą X5! która nie zagrzała nigdzie miejsca.
A co do części... Hmmm..... Stanowczo za krótka i... i nie wiem co jeszcze. Jakoś nie potrafię nic o niej napisać ani tymbbardziej wyciągnąć żadnego mądrego wniosku Poprostu zostawię ją bez komentarza. Zresztą zobaczymy co będzie w dalszych częściach
Jeśli chodzi ci akurat o te strone osobowości Zacka, to i owszem. Nie tylko wciaz ucieka... on przemieszcza sie stale, dbając, by jego "rodzeństwo" nie wpadło w łapy Lydeckera.
Zamieściłabym wam 4 część, ale nie mam tutaj tekstówki z nią. Może jutro lub pojutrze... Zack się pojawi i to niedokładnie w kontekście, w jakim się spodziewaliście
Zamieściłabym wam 4 część, ale nie mam tutaj tekstówki z nią. Może jutro lub pojutrze... Zack się pojawi i to niedokładnie w kontekście, w jakim się spodziewaliście
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 38 guests