T: The Fates Series: Newest Additions [by Taffy] cz.4-15.09
Posted: Tue Aug 31, 2004 12:16 am
Tytuł: Newest Additions
Autor: TaffyCat
Tłumaczenie: Milla
Rating: G
Opis: To ciepły, rodzinny tekst, opowiadający o tym jak wyjątkowi rodzice znaleźli swoje wyjątkowe dzieci. Jest to uzupełniejące opowiadanie do serii Those Meddling Fates. Przeczytanie tego opowiadania nie jest konieczne dla zrozumienia głównej fabuły, to po prostu miły dodatek.
AN: Opowiadanie to liczy sobie sześć części i zamierzałam je zamieścić w całości, ale zdecydowałam jednak je rozbić. Mam jednak zamiar zaieszczać codziennie kolejne części.
<center>ROZDZIAŁ 1</center>
Akcja: Taos w Nowym Meksyku, marzec 1989, w samochodzie, prawie dojechali na miejsce
Philip: martwi się o żonę. Diane przeszła przez piekło wznawiając kurację zwiększającą płodność w klinice w Albuquerque. Zdecydowali, że muszą sobie zrobić przerwę od wszystkiego, więc wybrali się na weekend z wizytą do jego ciotki Trudy w Taos. Spogląda na kobietę, która od siedmiu lat jest jego żoną. Jest zaniepokojony widząc jaka jest blada, coraz bardziej się martwi...
„Kochanie, dobrze się czujesz? Nie wyglądasz za dobrze. To leczenie tak bardzo cię wyczerpało ostatnim razem i minęło zaledwie kilka miesięcy od poronienia. Jesteś pewna, że jesteś gotowa zacząć to wszystko od nowa?”
Diane: jest wyczerpana i obolała, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Po wielu miesiącach kuracji była uradowana, kiedy w końcu zaszła w ciążę. Radość trwała tylko niecałe pięć miesięcy. Doświadczyła w końcu podekscytowania wynikającego z odczuwania ruchów ich dziecka, tylko po to by wszystko skończyło się wkrótce po tym. Jest niecierpliwa, by znów to poczuć, ale jej mąż ma rację, to ją kosztuje ogromnie dużo...
„Nic mi nie jest Philipie, jestem tylko trochę zmęczona. Dobrze będzie znów zobaczyć ciocię Trudy. Jest taka kochana. Mam nadzieję, że nie będzie próbowała mnie znów obsługiwać. Posuwa się w latach i nie powinna robić sama za dużo.”
Philip: skręcając na podjazd sięga po rękę żony i delikatnie ją ściska. Kiedy samochód się zatrzymuje, przyciąga ją do siebie i całuje czule...
„Nie martw się, nie pozwolę jej. Poza tym to moje zadanie w ten weekend. Nie chcę, żebyś zajmowała się czymkolwiek innym poza wypoczywaniem.”
Wysiada z samochodu i przechodzi na drugą stronę, by pomóc jej wysiąść. Obejmuje ją ramieniem i prowadzi do frontowych drzwi. Drzwi otwierają się natychmiast po naciśnięciu dzwonka...
„Witaj ciociu Trudy, w końcu dotarliśmy.”
Ciocia Trudy: uśmiecha się ciepło i mocno ściska bratanka. Wystarczy jedno spojrzenie na jego żonę i łamie jej się serce. {To takie niesprawiedliwe, oni już tyle przeszli. Biedny skarb, ona tak z tego powodu cierpi.}...
„Chodź to skarbie.”
Bierze ją w ramiona na długi i pełen miłości uścisk.
Philip: wchodząc do domu...
„Pójdę zanieść naszą torbę do pokoju gościnnego.”
Ciocia Trudy: prowadząc Diane do salonu...
„Chodź, usiądź sobie i odpocznij. Wyglądasz na skrajnie wycieńczoną. Jak się trzymasz?”
Diane: cieszy się, że wreszcie ma szansę się odprężyć. Naprawdę nie mogła się doczekać, żeby spędzić trochę czasu w spokoju z ciocią trudy...
„Muszę przyznać, że czuję się mniej więcej tak, jak wyglądam. To wszystko było dużo trudniejsze za drugim razem. Zdaje się, że poronienie było dla mnie cięższe niż mi się wydawało. Ale to wszystko będzie tego warte, kiedy będę trzymała w ramionach nasze dziecko.”
Ciocie Trudy: przyglądając się Diane uważnie, jest już w stanie stwierdzić, że te męczarnie nie okażą się owocne, ale widzi też, że jest tam jeszcze coś innego. Decyduje się nic na razie nie mówić...
„Diane, może pójdziesz się położyć na trochę? Później możemy posiedzieć. Jeżeli jest coś do zrobienia, to jestem pewna, ze Philip może pomóc. Idź skarbie, odpocznij trochę.”
Kiedy Diane śpi głęboko, odbudowując nadszarpnięte siły, a Philip wyszedł by kupić parę rzeczy, ciotka Trudy ma trochę czasu, żeby pomyśleć o tym co zobaczyła wcześniej w Diane. {Chciałabym żeby był jakiś sposób na przekonanie jej na zaprzestanie kuracji. Wiem, że ona nastawia się na małe dziecko, ale sprawy nie ułożą się dla niej w ten sposób. Widzę dzieci dla niej i Philipa. To będzie wkrótce, naprawdę niedługo. Widzę więcej niż jedno, co najmniej dwoje, ale później będzie więcej. Ale jest coś dziwnego. Nie mogę tylko wyłapać co.} Podnosi wzrok znad filiżanki herbaty, kiedy słyszy jak frontowe drzwi się otwierają, a potem zamykają...
„O Philip, dostałeś wszystko?”
Philip: stawia torbę z zakupami na bufecie...
„Tak mi się wydaje. Miałem małe problemy z wykombinowaniem czym jest humus, ale się dowiedziałem.”
Ciocia Trudy: uśmiecha się, ale ma zmartwiony wzrok...
„Philipie, usiądź na chwilę. Chcę z tobą porozmawiać.”
Philip: siada przy kuchennym stole, trochę zaalarmowany...
„O co chodzi? Coś z Diane? Czy coś się stało?”
Wstaje, żeby iść sprawdzić, czy z jego żoną wszystko w porządku.
Ciocia Trudy: bierze go za rękę, żeby go uspokoić...
„Nie, nic się nie stało. Chcę tylko z tobą porozmawiać. A teraz, usiądź z powrotem.”
Jej bratanek robi to, o co go poprosiła...
„Philipie, wszystko to przez co przechodzi Diane. Czy to jedyna opcja jaką rozważacie? No bo co, jeśli to nie zadziała? Rozważylibyście adopcję?”
Philip: z trochę smutnym uśmiechem...
„Dowiadywaliśmy się o adopcję. Jesteśmy nawet na liście oczekujących, ale na zdrowego noworodka czeka się dwa, trzy lata.”
Ciocia Trudy: „A co ze starszym dzieckiem? Czy to by musiało być niemowlę?”
Philip: nie jest do końca pewny skąd to się bierze, trochę zmieszany...
„Ciociu Trudy, do czego zmierzasz? Czy Diane coś ci mówiła?”
Ciocia Trudy: „Nie, nic mi nie mówiła. Nie chcę się wtrącać, ale martwię się o nią. To wszystko tyle ją kosztuje i muszę ci powiedzieć, że nie wydaje mi się żeby to się miało zakończyć sukcesem. Ale jednocześnie mam bardzo silne odczucie, że w waszej przyszłości będą dzieci i to wkrótce.”
Philip: „Ciociu, czy to znów jest związane z twoim szóstym zmysłem? Nie powiedziałaś nic Diane, prawda?”
Ciocia Trudy: jest oburzona i pozwala by to się ujawniło w jej tonie głosu...
„Oczywiście, że nic jej nie powiedziałam. To biedactwo jest teraz raczej delikatne emocjonalnie i nie zrobiłabym nic, żeby ją zdenerwować. Ale tak, to ma związek z moim szóstym zmysłem. Czy to byłoby bardziej wiarygodne gdybym nazwała to kobiecą intuicją?”
Philip: czuje się źle przez niezamierzone zbagatelizowanie jej ‘daru’...
„Przepraszam, nie miałem nic na myśli przez swój komentarz. Zdaje się, że ciągle radzą sobie ze swoimi emocjami dotyczącymi tego wszystkiego. Wiem, że nigdy nie zrobiłabyś, ani nie powiedziała nic, co by zdenerwowało Diane.”
Wzdycha. Tak naprawdę nie wierzy w nic co zaraz usłyszy, ale chce zadowolić swoją ulubioną ciotkę...
„A więc co dokładnie wyczuwasz jeśli chodzi o nas mających dzieci?”
Ciocia Trudy: przez kilka minut patrzy na niego intensywnie...
„Daj mi rękę.”
Przez kolejne kilka minut studiuje wnętrze jego dłoni. Ciągle nie jest do końca pewna, czy może wierzyć w to co widzi...
„Philipie, są pewne rzeczy które wydają się dziwne, ale są tak wyraźne, po prostu nie wiem jak to wyjaśnić. Odbieram to od ciebie i od Diane, więc to musi być prawda, ale może nie interpretuję tego prawidłowo. Zobaczmy, zacznijmy z tym co jest najwyraźniejsze: widzę dzieci, bardzo wyraźnie widzę dwójkę, chłopca i dziewczynkę. Są bardzo młodzi, ale nie są niemowlakami. Ta dwójka jest całkiem sama na świecie i bardzo was potrzebuje. Są bardzo specjalnymi dziećmi, ale...”
Philip: całkiem wciągnięty w to, co słyszy...
„Co? Ale co?”
Ciocia Trudy: waha się...
„Philipie te dzieci na was czekają. Zupełnie jakby czekali, żeby się urodzić specjalnie dla was, ale z całą pewnością nie są niemowlętami, są starsze, ale nie dużo. To odczucie jest takie silne, ale to nie ma żadnego sensu. Przykro mi.”
Philip: czuje się trochę głupio, że tak go to wciągnęło...
„Wszystko w porządku. Czy jest coś jeszcze?”
Ciocia Trudy: „Cóż widzę więcej dzieci, ale później i starszych. Są dużo bardziej zamazani i nie mam pojęcia jak, ani dlaczego wkroczą w wasze życie. Mogą być jakoś rozszerzoną rodziną, może nawet przyszłymi wnukami. Po prostu nie jestem pewna.”
Patrząc na wyraz twarzy Philipia...
„Teraz myślisz, że jestem starą i głupią ekscentryczką, prawda?”
Philip: uśmiecha się ciepło...
„Ciociu Trudy, nigdy bym tak nie pomyślał. Jesteś mi zbyt droga, żebym kiedykolwiek pomyślał, że jesteś głupia; ekscentryczka tak, głupia nigdy.”
Staje się trochę poważniejszy...
„Ciociu, proszę nie mów o tym Diane. Po prostu nie jestem pewien jak by to przyjęła, dobrze?”
Ciocia Trudy: poklepuje jego dłoń...
„Oczywiście skarbie, nie powiem ani słowa. O prawie zapomniałam, tych dwoje niezwykłych dzieci, oni wkroczą w wasze życie niedługo, bardzo niedługo, więc lepiej bądź przygotowany na ich przybycie.”
Po spędzeniu przez reszty weekendu miło czasu z ciocią Trudy, Philip I Diane wyruszają do domu późnym niedzielnym popołudniem. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, Philip decyduje się pojechać rzadko używaną boczną trasą.
Autor: TaffyCat
Tłumaczenie: Milla
Rating: G
Opis: To ciepły, rodzinny tekst, opowiadający o tym jak wyjątkowi rodzice znaleźli swoje wyjątkowe dzieci. Jest to uzupełniejące opowiadanie do serii Those Meddling Fates. Przeczytanie tego opowiadania nie jest konieczne dla zrozumienia głównej fabuły, to po prostu miły dodatek.
AN: Opowiadanie to liczy sobie sześć części i zamierzałam je zamieścić w całości, ale zdecydowałam jednak je rozbić. Mam jednak zamiar zaieszczać codziennie kolejne części.
<center>ROZDZIAŁ 1</center>
Akcja: Taos w Nowym Meksyku, marzec 1989, w samochodzie, prawie dojechali na miejsce
Philip: martwi się o żonę. Diane przeszła przez piekło wznawiając kurację zwiększającą płodność w klinice w Albuquerque. Zdecydowali, że muszą sobie zrobić przerwę od wszystkiego, więc wybrali się na weekend z wizytą do jego ciotki Trudy w Taos. Spogląda na kobietę, która od siedmiu lat jest jego żoną. Jest zaniepokojony widząc jaka jest blada, coraz bardziej się martwi...
„Kochanie, dobrze się czujesz? Nie wyglądasz za dobrze. To leczenie tak bardzo cię wyczerpało ostatnim razem i minęło zaledwie kilka miesięcy od poronienia. Jesteś pewna, że jesteś gotowa zacząć to wszystko od nowa?”
Diane: jest wyczerpana i obolała, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Po wielu miesiącach kuracji była uradowana, kiedy w końcu zaszła w ciążę. Radość trwała tylko niecałe pięć miesięcy. Doświadczyła w końcu podekscytowania wynikającego z odczuwania ruchów ich dziecka, tylko po to by wszystko skończyło się wkrótce po tym. Jest niecierpliwa, by znów to poczuć, ale jej mąż ma rację, to ją kosztuje ogromnie dużo...
„Nic mi nie jest Philipie, jestem tylko trochę zmęczona. Dobrze będzie znów zobaczyć ciocię Trudy. Jest taka kochana. Mam nadzieję, że nie będzie próbowała mnie znów obsługiwać. Posuwa się w latach i nie powinna robić sama za dużo.”
Philip: skręcając na podjazd sięga po rękę żony i delikatnie ją ściska. Kiedy samochód się zatrzymuje, przyciąga ją do siebie i całuje czule...
„Nie martw się, nie pozwolę jej. Poza tym to moje zadanie w ten weekend. Nie chcę, żebyś zajmowała się czymkolwiek innym poza wypoczywaniem.”
Wysiada z samochodu i przechodzi na drugą stronę, by pomóc jej wysiąść. Obejmuje ją ramieniem i prowadzi do frontowych drzwi. Drzwi otwierają się natychmiast po naciśnięciu dzwonka...
„Witaj ciociu Trudy, w końcu dotarliśmy.”
Ciocia Trudy: uśmiecha się ciepło i mocno ściska bratanka. Wystarczy jedno spojrzenie na jego żonę i łamie jej się serce. {To takie niesprawiedliwe, oni już tyle przeszli. Biedny skarb, ona tak z tego powodu cierpi.}...
„Chodź to skarbie.”
Bierze ją w ramiona na długi i pełen miłości uścisk.
Philip: wchodząc do domu...
„Pójdę zanieść naszą torbę do pokoju gościnnego.”
Ciocia Trudy: prowadząc Diane do salonu...
„Chodź, usiądź sobie i odpocznij. Wyglądasz na skrajnie wycieńczoną. Jak się trzymasz?”
Diane: cieszy się, że wreszcie ma szansę się odprężyć. Naprawdę nie mogła się doczekać, żeby spędzić trochę czasu w spokoju z ciocią trudy...
„Muszę przyznać, że czuję się mniej więcej tak, jak wyglądam. To wszystko było dużo trudniejsze za drugim razem. Zdaje się, że poronienie było dla mnie cięższe niż mi się wydawało. Ale to wszystko będzie tego warte, kiedy będę trzymała w ramionach nasze dziecko.”
Ciocie Trudy: przyglądając się Diane uważnie, jest już w stanie stwierdzić, że te męczarnie nie okażą się owocne, ale widzi też, że jest tam jeszcze coś innego. Decyduje się nic na razie nie mówić...
„Diane, może pójdziesz się położyć na trochę? Później możemy posiedzieć. Jeżeli jest coś do zrobienia, to jestem pewna, ze Philip może pomóc. Idź skarbie, odpocznij trochę.”
Kiedy Diane śpi głęboko, odbudowując nadszarpnięte siły, a Philip wyszedł by kupić parę rzeczy, ciotka Trudy ma trochę czasu, żeby pomyśleć o tym co zobaczyła wcześniej w Diane. {Chciałabym żeby był jakiś sposób na przekonanie jej na zaprzestanie kuracji. Wiem, że ona nastawia się na małe dziecko, ale sprawy nie ułożą się dla niej w ten sposób. Widzę dzieci dla niej i Philipa. To będzie wkrótce, naprawdę niedługo. Widzę więcej niż jedno, co najmniej dwoje, ale później będzie więcej. Ale jest coś dziwnego. Nie mogę tylko wyłapać co.} Podnosi wzrok znad filiżanki herbaty, kiedy słyszy jak frontowe drzwi się otwierają, a potem zamykają...
„O Philip, dostałeś wszystko?”
Philip: stawia torbę z zakupami na bufecie...
„Tak mi się wydaje. Miałem małe problemy z wykombinowaniem czym jest humus, ale się dowiedziałem.”
Ciocia Trudy: uśmiecha się, ale ma zmartwiony wzrok...
„Philipie, usiądź na chwilę. Chcę z tobą porozmawiać.”
Philip: siada przy kuchennym stole, trochę zaalarmowany...
„O co chodzi? Coś z Diane? Czy coś się stało?”
Wstaje, żeby iść sprawdzić, czy z jego żoną wszystko w porządku.
Ciocia Trudy: bierze go za rękę, żeby go uspokoić...
„Nie, nic się nie stało. Chcę tylko z tobą porozmawiać. A teraz, usiądź z powrotem.”
Jej bratanek robi to, o co go poprosiła...
„Philipie, wszystko to przez co przechodzi Diane. Czy to jedyna opcja jaką rozważacie? No bo co, jeśli to nie zadziała? Rozważylibyście adopcję?”
Philip: z trochę smutnym uśmiechem...
„Dowiadywaliśmy się o adopcję. Jesteśmy nawet na liście oczekujących, ale na zdrowego noworodka czeka się dwa, trzy lata.”
Ciocia Trudy: „A co ze starszym dzieckiem? Czy to by musiało być niemowlę?”
Philip: nie jest do końca pewny skąd to się bierze, trochę zmieszany...
„Ciociu Trudy, do czego zmierzasz? Czy Diane coś ci mówiła?”
Ciocia Trudy: „Nie, nic mi nie mówiła. Nie chcę się wtrącać, ale martwię się o nią. To wszystko tyle ją kosztuje i muszę ci powiedzieć, że nie wydaje mi się żeby to się miało zakończyć sukcesem. Ale jednocześnie mam bardzo silne odczucie, że w waszej przyszłości będą dzieci i to wkrótce.”
Philip: „Ciociu, czy to znów jest związane z twoim szóstym zmysłem? Nie powiedziałaś nic Diane, prawda?”
Ciocia Trudy: jest oburzona i pozwala by to się ujawniło w jej tonie głosu...
„Oczywiście, że nic jej nie powiedziałam. To biedactwo jest teraz raczej delikatne emocjonalnie i nie zrobiłabym nic, żeby ją zdenerwować. Ale tak, to ma związek z moim szóstym zmysłem. Czy to byłoby bardziej wiarygodne gdybym nazwała to kobiecą intuicją?”
Philip: czuje się źle przez niezamierzone zbagatelizowanie jej ‘daru’...
„Przepraszam, nie miałem nic na myśli przez swój komentarz. Zdaje się, że ciągle radzą sobie ze swoimi emocjami dotyczącymi tego wszystkiego. Wiem, że nigdy nie zrobiłabyś, ani nie powiedziała nic, co by zdenerwowało Diane.”
Wzdycha. Tak naprawdę nie wierzy w nic co zaraz usłyszy, ale chce zadowolić swoją ulubioną ciotkę...
„A więc co dokładnie wyczuwasz jeśli chodzi o nas mających dzieci?”
Ciocia Trudy: przez kilka minut patrzy na niego intensywnie...
„Daj mi rękę.”
Przez kolejne kilka minut studiuje wnętrze jego dłoni. Ciągle nie jest do końca pewna, czy może wierzyć w to co widzi...
„Philipie, są pewne rzeczy które wydają się dziwne, ale są tak wyraźne, po prostu nie wiem jak to wyjaśnić. Odbieram to od ciebie i od Diane, więc to musi być prawda, ale może nie interpretuję tego prawidłowo. Zobaczmy, zacznijmy z tym co jest najwyraźniejsze: widzę dzieci, bardzo wyraźnie widzę dwójkę, chłopca i dziewczynkę. Są bardzo młodzi, ale nie są niemowlakami. Ta dwójka jest całkiem sama na świecie i bardzo was potrzebuje. Są bardzo specjalnymi dziećmi, ale...”
Philip: całkiem wciągnięty w to, co słyszy...
„Co? Ale co?”
Ciocia Trudy: waha się...
„Philipie te dzieci na was czekają. Zupełnie jakby czekali, żeby się urodzić specjalnie dla was, ale z całą pewnością nie są niemowlętami, są starsze, ale nie dużo. To odczucie jest takie silne, ale to nie ma żadnego sensu. Przykro mi.”
Philip: czuje się trochę głupio, że tak go to wciągnęło...
„Wszystko w porządku. Czy jest coś jeszcze?”
Ciocia Trudy: „Cóż widzę więcej dzieci, ale później i starszych. Są dużo bardziej zamazani i nie mam pojęcia jak, ani dlaczego wkroczą w wasze życie. Mogą być jakoś rozszerzoną rodziną, może nawet przyszłymi wnukami. Po prostu nie jestem pewna.”
Patrząc na wyraz twarzy Philipia...
„Teraz myślisz, że jestem starą i głupią ekscentryczką, prawda?”
Philip: uśmiecha się ciepło...
„Ciociu Trudy, nigdy bym tak nie pomyślał. Jesteś mi zbyt droga, żebym kiedykolwiek pomyślał, że jesteś głupia; ekscentryczka tak, głupia nigdy.”
Staje się trochę poważniejszy...
„Ciociu, proszę nie mów o tym Diane. Po prostu nie jestem pewien jak by to przyjęła, dobrze?”
Ciocia Trudy: poklepuje jego dłoń...
„Oczywiście skarbie, nie powiem ani słowa. O prawie zapomniałam, tych dwoje niezwykłych dzieci, oni wkroczą w wasze życie niedługo, bardzo niedługo, więc lepiej bądź przygotowany na ich przybycie.”
Po spędzeniu przez reszty weekendu miło czasu z ciocią Trudy, Philip I Diane wyruszają do domu późnym niedzielnym popołudniem. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, Philip decyduje się pojechać rzadko używaną boczną trasą.