Nieokiełznany żywioł
Posted: Wed Aug 25, 2004 5:11 pm
Opowiadanie jest o Avie z NY. Można by powiedzieć, że to "nowe" życie Avy. Tylko gdzieś o cztery lata później po śmierci jej ukochanego Zana, Vilandry i Ratha dokładnie, kiedy dziewczyna kończy dwadzieścia lat. Mieszka sama w Melinie. Brak pieniędzy zmuszą ja do podjęcia pracy. I zmienienia całego swojego życia, które wcale nie okazuje się być łatwym...
Miłego czytania:cheesy:
CZ. - 1
NOWY JORK
Słychać było gwar ludzkich głosów, przejeżdżające samochody, dźwięk syreny policyjnej zapewne bezskutecznie próbowali złapać złodziei, tu i ówdzie przejeżdżały żółte taksówki, trąbiły samochody.
Oto Broklyn dzielnica kolorowych, i przestępców jak twierdzili niektórzy.
Nawet najodważniejsi się tutaj rzadko zapuszczali.
Wokół ogromne wieżowce, trochę zaniedbane, a między nimi malutki obskurny bar. Szyby wyglądały jakby nie myte były, co najmniej od stu lat, odrapana niebieska farba, którą został pokryty. Na zardzewiałych zawiasach przy każdym podmuchu skrzypiał szyld z wypłowiałym napisem BAR SAMA. Zbierały się tutaj same szumowiny i niczego nie warci ludzie. W tej chwili z impetem wyszła z niego niepozorna postać. Za nią ciągnął się jeszcze okrzyk byłego szefa.
- I nie wracaj tutaj! - Usłyszała na odchodnym. Ava wyszła z tego okropnego szlamu ze łzami w oczach. Drobna blondynka, o niebieskich oczach, jasnych włosach do pasa - teraz związanych w koka. Miała na sobie jedną ze starych za małych już na nią bluzek, za krótką spódniczkę i podarte kabaretki, i kozaczki. Oraz wyraz wściekłości na twarzy. Do tej chwili tam pracowała. Zarabiała psie pieniądze odkąd jej przyjaciele zginęli. Nie chciała być z szefem, więc ją wywalił na zbity pysk. Przecież nie będzie się k*** z jakimś starym pierdlem! Naprawdę się wściekła. Zabrała ostatnią paczkę jedzenia, która się jej należała i rozmyślając szła do domu. Po drodze wymyślała przekleństwa i wszystko, co przyszło jej do głowy na tego dupka. Nie patrzyła na drogę ani gdzie idzie skręciła za róg i w padła na przeszkodę, której tam być nie powinno...
David Sons szedł szybkim krokiem. Już był spóźniony na spotkanie z ważnym klientem. Jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło. Był sam na siebie za to wściekły. Skręcił za róg i wielkim impetem wpadł na coś. Raczej na kogoś. Zaklął siarczyście.
Ava omal się nie przewróciła, ale od haniebnego upadku uratował ją ten ktoś. Spojrzała w górę z zamiarem zmycia głowy temu, kto się napatoczy, ale zapomniała o świecie, kiedy napotkała wpatrzone w nią oczy. Nagle wszystko wokół przestało istnieć. Brązowe tęczówki okalane niewielkim czarnym pasem. Teraz widać było w nich iskierki wściekłości. Wpatrywała się w nie jak za hipnotyzowana. Robiło się jej to gorąco i na przemian zimno, oblała się rumieńcem. Ava zastanowiła się jak to się dzieje, że po ziemi chodzą TAKIE cuda... I trzymał ją w ramionach. Wspaniałe uczucie! Nie czuła tego nawet przy Zanie! Jednak ostry głos wybawcy szybko sprowadził ją na ziemię
- No i popatrz, co narobiłaś - Warknął i natychmiast ją odsunął od siebie przy okazji pobieżnie się jej przyglądając. I ku własnemu zdziwieniu nie potrafił oderwać od niej wzroku.
David przyglądał się tej dość egzotycznie wyglądającej dziewczynie! Ładna, nie dałby jej nawet osiemnastki! Co tam sam miał dwadzieścia dwa lata?.. Wspaniałe kształty i spojrzał na nowiusieńką marynarkę... Znajdowała się na niej kolorowa mozaika z jedzenia! Zgroza! Teraz uprzytomnił sobie, iż ma spotkanie. Po kontrakcie! I to przez dziewczynę. Ale za to, jaką! Pieprzyć kontrakt!
- Sory, niezdara ze mnie! - Ava zaczęła wycierać marynarkę chusteczką przy okazji używając troszeczkę mocy. Bez większego rezultatu. Co się dzisiaj ze mną dzieje - Pomyślała
- Przestań! Jeszcze pogorszysz wygląd tego... No to kontrakt mam z głowy - mrukną
Cała wesołość ze spotkania uleciała z niej jak bańka. Po raz kolejny przekonała się jak ludzie są nie życzliwi. W oczach Avy nagle pojawiły się łzy. Nie dość, że straciła pracę to jeszcze to. Po jej policzku potoczyła się wielka łza.
- No, no nie płacz, choć tu jest pewien bar, ja stawiam - zaoferował się
- Dobrze - odparła dziewczyna i ruszyła za nim
Ten dzień zapowiada się ciekawie... Pomyślał David trzymając gładką dłoń dziewczyny.
Stanęli przed barem. Poprawka przed restauracją!. Ava spojrzała na Davida zdziwiona. Czyżby zmierzał tutaj jeść? Przecież jej tutaj nie wpuszczą na bank! Spojrzała na swój odrapany strój i porównała się z przystojniakiem. Nie w tym życiu!.
Tuż obok przeszła para ze zdziwieniem patrząc na Avę. Oczywiście zareagowała w sposób dobrze znany Avę. Obrzydzeniem. Sama je w tej chwili czuła do siebie.
David jakby nie zauważając jej dylematu wziął za rękę i wszedł do środka.
Wszystkie oczy zwróciły się na nich. Czy coś nie tak? Może to przez marynarkę. Po chwili wahania zrozumiał, jaka jest przyczyna zdziwienia i to niemałego gości. Cudo stojące obok niego.
Podszedł do nich kelner dyskretnie dając do zrozumienia, iż "młoda dama" nie może wejść dalej w takim stroju. Zazgrzytał zębami. Trzeba coś z tym zrobić. Okręcił się na pięcie i wyszedł na ulicę.
Ava czuła się podle. Wyrwała rękę i zwyczajnie uciekła. Rozległ się grzmot i zaraz potem lunęło. David zaklął pod nosem. Wsiadł w swego nowiuśkiego dżipa i ruszył na poszukiwanie dziewczyny. Po kilkunastu minutach odnalazł niepozorną figurkę kulącą się pod nie dającym wiele ochrony przed deszczem daszkiem sklepu.
Zatrzymał się i wysiadł. Staną w strugach deszczu i popatrzał na nieszczęśliwe stworzenie. Ona też spojrzała na niego.
- Jedź, bo twoje spotkanie ci przepadnie! - Powiedziała z płaczem. Miała tego wszystkiego dosyć. Już nie powstrzymywała płynących potokiem łez.
- Nie - odparł stanowczo i stał tak chwilę. Zaraz potem porwał ją w ramiona i za nim zdążyła zaprotestować wsadził do samochodu. Nie zwracał uwagi, że tapicerka się zniszczy. Liczyła się tylko ona. Wyglądała groteskowo. Smutna, ociekająca wodą, rozmazany makijaż i w ogóle kupka nieszczęścia. Dodał gazu i pomknęli na farmę jego rodziców za miastem. Zastanawiał się co spowodowało, że zabrał ją ze sobą. Skupił się na drodze. Ale przychodziło mu to z ogromną trudnością. Jego wzrok wciąż powracał do skąpo osłoniętych nóg dziewczyny.
- Nawet nie wiem jak masz na imię - Powiedział odpędzając od siebie niebezpieczne myśli
- Jestem Ava... A ty?
- David Sons przyszły udziałowiec Metropolitan New York. - Na razie pracuję tam tylko, to firma mojego ojca. Mam dwadzieścia dwa lata. Nie mam żony - Dodał pokazując rząd równych zębów. Dziewczyna niepewnie oddała uśmiech.
- Ja do niedawna pracowałam u Sama... Ale on chciał... - Nie dokończyła zdania bo bała się, że znów zacznie psioczyć na tego skurwysyna. - I już tam nie pracuję... - Zakończyła. Nie wspomniała o swym prawdziwym pochodzeniu. Bała się. A dokładnie w tym momencie do jej uszu doleciał dźwięk zgrzytnięcia zębami. Czemu on się tak denerwuje? - Zapytała w duchu.
David zmełł przekleństwo w ustach. Gdyby tylko dostał tego faceta w swoje ręce chyba by go zabił. Nikt nie może bezkarnie robić takich rzeczy - Myślał. U niego będzie bezpieczna. Będzie się mógł nią opiekować i chronić. Chronić przed nim samym. Z niewesołymi myślami zajechał przed dom.
Ava oniemiała. Mówił, że ma dom, ale to nie dom to pałac!
- To wszystko twoje? - Spojrzała na Davida pytająco
- Tak odziedziczyłem to po rodzicach - Powiedział unosząc kąciki ust.
- Możemy wejść do środka teraz? - Spytała niepewnie Ava zupełnie nie mając pojęcia jak się zachować.
- Oczywiście, masz klucze i otwórz drzwi do swego nowego domu - Odpowiedział chłopak.
Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Zaraz potem na ustach zagościł uśmiech.
Porwała klucze i pobiegła otworzyć drzwi.
- Oto zaczyna się nowe życie duplikata Avy - Pomyślała i otwarła drzwi do swego nowego domu...
CDN.
Miłego czytania:cheesy:
CZ. - 1
NOWY JORK
Słychać było gwar ludzkich głosów, przejeżdżające samochody, dźwięk syreny policyjnej zapewne bezskutecznie próbowali złapać złodziei, tu i ówdzie przejeżdżały żółte taksówki, trąbiły samochody.
Oto Broklyn dzielnica kolorowych, i przestępców jak twierdzili niektórzy.
Nawet najodważniejsi się tutaj rzadko zapuszczali.
Wokół ogromne wieżowce, trochę zaniedbane, a między nimi malutki obskurny bar. Szyby wyglądały jakby nie myte były, co najmniej od stu lat, odrapana niebieska farba, którą został pokryty. Na zardzewiałych zawiasach przy każdym podmuchu skrzypiał szyld z wypłowiałym napisem BAR SAMA. Zbierały się tutaj same szumowiny i niczego nie warci ludzie. W tej chwili z impetem wyszła z niego niepozorna postać. Za nią ciągnął się jeszcze okrzyk byłego szefa.
- I nie wracaj tutaj! - Usłyszała na odchodnym. Ava wyszła z tego okropnego szlamu ze łzami w oczach. Drobna blondynka, o niebieskich oczach, jasnych włosach do pasa - teraz związanych w koka. Miała na sobie jedną ze starych za małych już na nią bluzek, za krótką spódniczkę i podarte kabaretki, i kozaczki. Oraz wyraz wściekłości na twarzy. Do tej chwili tam pracowała. Zarabiała psie pieniądze odkąd jej przyjaciele zginęli. Nie chciała być z szefem, więc ją wywalił na zbity pysk. Przecież nie będzie się k*** z jakimś starym pierdlem! Naprawdę się wściekła. Zabrała ostatnią paczkę jedzenia, która się jej należała i rozmyślając szła do domu. Po drodze wymyślała przekleństwa i wszystko, co przyszło jej do głowy na tego dupka. Nie patrzyła na drogę ani gdzie idzie skręciła za róg i w padła na przeszkodę, której tam być nie powinno...
David Sons szedł szybkim krokiem. Już był spóźniony na spotkanie z ważnym klientem. Jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło. Był sam na siebie za to wściekły. Skręcił za róg i wielkim impetem wpadł na coś. Raczej na kogoś. Zaklął siarczyście.
Ava omal się nie przewróciła, ale od haniebnego upadku uratował ją ten ktoś. Spojrzała w górę z zamiarem zmycia głowy temu, kto się napatoczy, ale zapomniała o świecie, kiedy napotkała wpatrzone w nią oczy. Nagle wszystko wokół przestało istnieć. Brązowe tęczówki okalane niewielkim czarnym pasem. Teraz widać było w nich iskierki wściekłości. Wpatrywała się w nie jak za hipnotyzowana. Robiło się jej to gorąco i na przemian zimno, oblała się rumieńcem. Ava zastanowiła się jak to się dzieje, że po ziemi chodzą TAKIE cuda... I trzymał ją w ramionach. Wspaniałe uczucie! Nie czuła tego nawet przy Zanie! Jednak ostry głos wybawcy szybko sprowadził ją na ziemię
- No i popatrz, co narobiłaś - Warknął i natychmiast ją odsunął od siebie przy okazji pobieżnie się jej przyglądając. I ku własnemu zdziwieniu nie potrafił oderwać od niej wzroku.
David przyglądał się tej dość egzotycznie wyglądającej dziewczynie! Ładna, nie dałby jej nawet osiemnastki! Co tam sam miał dwadzieścia dwa lata?.. Wspaniałe kształty i spojrzał na nowiusieńką marynarkę... Znajdowała się na niej kolorowa mozaika z jedzenia! Zgroza! Teraz uprzytomnił sobie, iż ma spotkanie. Po kontrakcie! I to przez dziewczynę. Ale za to, jaką! Pieprzyć kontrakt!
- Sory, niezdara ze mnie! - Ava zaczęła wycierać marynarkę chusteczką przy okazji używając troszeczkę mocy. Bez większego rezultatu. Co się dzisiaj ze mną dzieje - Pomyślała
- Przestań! Jeszcze pogorszysz wygląd tego... No to kontrakt mam z głowy - mrukną
Cała wesołość ze spotkania uleciała z niej jak bańka. Po raz kolejny przekonała się jak ludzie są nie życzliwi. W oczach Avy nagle pojawiły się łzy. Nie dość, że straciła pracę to jeszcze to. Po jej policzku potoczyła się wielka łza.
- No, no nie płacz, choć tu jest pewien bar, ja stawiam - zaoferował się
- Dobrze - odparła dziewczyna i ruszyła za nim
Ten dzień zapowiada się ciekawie... Pomyślał David trzymając gładką dłoń dziewczyny.
Stanęli przed barem. Poprawka przed restauracją!. Ava spojrzała na Davida zdziwiona. Czyżby zmierzał tutaj jeść? Przecież jej tutaj nie wpuszczą na bank! Spojrzała na swój odrapany strój i porównała się z przystojniakiem. Nie w tym życiu!.
Tuż obok przeszła para ze zdziwieniem patrząc na Avę. Oczywiście zareagowała w sposób dobrze znany Avę. Obrzydzeniem. Sama je w tej chwili czuła do siebie.
David jakby nie zauważając jej dylematu wziął za rękę i wszedł do środka.
Wszystkie oczy zwróciły się na nich. Czy coś nie tak? Może to przez marynarkę. Po chwili wahania zrozumiał, jaka jest przyczyna zdziwienia i to niemałego gości. Cudo stojące obok niego.
Podszedł do nich kelner dyskretnie dając do zrozumienia, iż "młoda dama" nie może wejść dalej w takim stroju. Zazgrzytał zębami. Trzeba coś z tym zrobić. Okręcił się na pięcie i wyszedł na ulicę.
Ava czuła się podle. Wyrwała rękę i zwyczajnie uciekła. Rozległ się grzmot i zaraz potem lunęło. David zaklął pod nosem. Wsiadł w swego nowiuśkiego dżipa i ruszył na poszukiwanie dziewczyny. Po kilkunastu minutach odnalazł niepozorną figurkę kulącą się pod nie dającym wiele ochrony przed deszczem daszkiem sklepu.
Zatrzymał się i wysiadł. Staną w strugach deszczu i popatrzał na nieszczęśliwe stworzenie. Ona też spojrzała na niego.
- Jedź, bo twoje spotkanie ci przepadnie! - Powiedziała z płaczem. Miała tego wszystkiego dosyć. Już nie powstrzymywała płynących potokiem łez.
- Nie - odparł stanowczo i stał tak chwilę. Zaraz potem porwał ją w ramiona i za nim zdążyła zaprotestować wsadził do samochodu. Nie zwracał uwagi, że tapicerka się zniszczy. Liczyła się tylko ona. Wyglądała groteskowo. Smutna, ociekająca wodą, rozmazany makijaż i w ogóle kupka nieszczęścia. Dodał gazu i pomknęli na farmę jego rodziców za miastem. Zastanawiał się co spowodowało, że zabrał ją ze sobą. Skupił się na drodze. Ale przychodziło mu to z ogromną trudnością. Jego wzrok wciąż powracał do skąpo osłoniętych nóg dziewczyny.
- Nawet nie wiem jak masz na imię - Powiedział odpędzając od siebie niebezpieczne myśli
- Jestem Ava... A ty?
- David Sons przyszły udziałowiec Metropolitan New York. - Na razie pracuję tam tylko, to firma mojego ojca. Mam dwadzieścia dwa lata. Nie mam żony - Dodał pokazując rząd równych zębów. Dziewczyna niepewnie oddała uśmiech.
- Ja do niedawna pracowałam u Sama... Ale on chciał... - Nie dokończyła zdania bo bała się, że znów zacznie psioczyć na tego skurwysyna. - I już tam nie pracuję... - Zakończyła. Nie wspomniała o swym prawdziwym pochodzeniu. Bała się. A dokładnie w tym momencie do jej uszu doleciał dźwięk zgrzytnięcia zębami. Czemu on się tak denerwuje? - Zapytała w duchu.
David zmełł przekleństwo w ustach. Gdyby tylko dostał tego faceta w swoje ręce chyba by go zabił. Nikt nie może bezkarnie robić takich rzeczy - Myślał. U niego będzie bezpieczna. Będzie się mógł nią opiekować i chronić. Chronić przed nim samym. Z niewesołymi myślami zajechał przed dom.
Ava oniemiała. Mówił, że ma dom, ale to nie dom to pałac!
- To wszystko twoje? - Spojrzała na Davida pytająco
- Tak odziedziczyłem to po rodzicach - Powiedział unosząc kąciki ust.
- Możemy wejść do środka teraz? - Spytała niepewnie Ava zupełnie nie mając pojęcia jak się zachować.
- Oczywiście, masz klucze i otwórz drzwi do swego nowego domu - Odpowiedział chłopak.
Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Zaraz potem na ustach zagościł uśmiech.
Porwała klucze i pobiegła otworzyć drzwi.
- Oto zaczyna się nowe życie duplikata Avy - Pomyślała i otwarła drzwi do swego nowego domu...
CDN.