T: Burn For Me [by Kath7]
Posted: Mon May 10, 2004 1:11 pm
Tytuł: Burn For Me
Autor: Kath7
Tłumaczenie: Milla
Kategoria: Max i Liz
Rating: PG-13
Opis: Akcja tego opowiadania umiejscowiona jest pięć lat po Destiny. Liz zniknęła, po tym jak ona i Max skoczyli z mostu. W opowiadaniu tym pojawia sie wątek pary UC, ale jak stwierdza autorka 'w sercu jest to historia Maxa i Liz'.
AN: Chciałam na początku podziękować Hotaru i Hypatii za udzielenie zgody na umieszczenie tego opowiadania na Forum, a także Nan, która poświęca swój czas sprawdzając moje tłumaczenie.
banner wykonany przez Lilac Stardust
<center>CZĘŚĆ 1</center>
Krzyczy, kiedy eksploduje tylnia szyba. Stara się utrzymać kontrolę nad małym samochodem i w końcu udaje jej się zjechać z drogi i zatrzymać na poboczu.
Chwilę później są wśród drzew. Słyszy jak on ciężko oddycha tuż za nią, łzy napłynęły jej do oczu na myśl o jego bólu. Chce, żeby biegł szybciej więc ciągnie go za rękę. "Co oni ci zrobili?" powtarza w myślach, nie chcąc jednak by zauważył jaka jest przerażona. Zdaje sobie sprawę, że jest jedyną osobą, stojącą między nim a nimi i staje się jeszcze bardziej zdeterminowana. Nie dostaną go ponownie. Nie dopóki ona oddycha.
Nagle drzewa znikają. Stoją teraz na moście. Słyszy pospieszne kroki goniących ich agentów, które coraz bardziej się zbliżają. Zdaje sobie sprawę, że on zwalnia, akurat teraz, kiedy powinien biec szybciej. Jest zdesperowana bo wie, że zaraz zostaną złapani.
Oboje zatrzymują się gwałtownie gdy tuż przed nimi pojawia się Hammer. Rozgląda się... jej serce wali tak szybko, że ma wrażenie, iż zaraz wyskoczy jej z piersi.
W tym momencie podejmuje decyzję. Nie żartowała, gdy obiecała sobie, że drugi raz go nie dostaną. Po jej trupie. Wie, że on się zgodzi. Czuje jego zaufanie, wie, że polega na niej w zupełności, wierzy, że go wydostanie. Zrobi wszystko co ona mu powie. Wie, że wolałby umrzeć, niż wrócić do tortur, od których dopiero co został uwolniony.
Chwyta go za rękę, ciągnąc za sobą na krawędź. "Chodź! Max, chodź!"
Stają na barierce. Gdy spogląda w dół, zaczyna kręcić jej się w głowie. Daleko w dole woda burzy się niebezpiecznie - jest taka mroczna, taka nieznana.
Nie mroczniejsza niż dusze ludzi, którzy są za nimi. Nie bardziej nieznana od wizji świata bez niego.
Nie dotkną go ponownie.
Zdesperowana spogląda w górę, na niego i zachwyca się jego piękną twarzą. Jeśli to koniec, to chce, aby jej ostatnim wspomnienie były jego oczy, patrzące na nią z miłością, nawet teraz, gdy mają wykonać ten rozpaczliwy skok.
Unosi rękę do jego twarzy i przyciąga go do siebie, by po raz ostatni go pocałować. Odsuwa się i przez krótką chwilę patrzy mu w oczy. Następnie bierze głęboki oddech, odwraca się i skacze.
Skacząc trzymają się za ręce, ale gdzieś pomiędzy mostem, a taflą wody, traci go. Zostaje od niej oderwany. Rozpaczliwie sięga w jego kierunku gdy tylko wynurza się z wody, ale nie może go odnaleźć. Nie jest w stanie utrzymać się na powierzchni. Silny prąd rzeki porywa ją i unosi coraz dalej od mostu.
Nie jest w stanie dłużej walczyć. Nie ma go. Straciła go.
Max!
To jej ostatnia myśl zanim uderza w skały - mocno. Woda zamyka się ponad jej głową.
* * *
Beth Parkins siada, walcząc o oddech. Woda ciągle jest taka prawdziwa, niemal czuje się mokra, kiedy walczy by wyrwać się z koszmaru.
Kilkanaście sekund zajmuje jej stwierdzenie, że jest mokra. Jest całkowicie zlana potem, a jej serce ciągle wali jak szalone. Zmusza się by głęboko oddychać, wie, że tylko w ten sposób zdoła się uspokoić.
Czuje, jak jej chłopak zaczyna się kręcić tuż za nią. "Wszystko w porządku kochanie?" Odwraca głowę i widzi, że podparł się na łokciu i wyciąga do niej rękę. "Miałaś kolejny sen?"
Przytakuje bezgłośnie, nie jest zdolna odpowiedzieć. Wszystko zaczyna blednąć, ale wie, że jak zawsze on tam był. Że był w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a ona nie mogła zrobić nic, by go uratować.
"Chodź tu," mówi, chwytając ją za rękę i delikatnie przyciągając ją w swoje ramiona. Wdycha jego zapach, zastanawiając się dlaczego jak zawsze po tych koszmarach, to wydaje się złe. On jest zły.
"Nic mi nie jest", szepcze tuż przy jej uchu. "Wszystko jest dobrze."
Przez jeden straszny moment znajoma myśl, ta która zawsze przychodzi po koszmarze, pojawia się w jej umyśle. Kto to jest?
Ledwo powstrzymuje chęć, by się od niego odsunąć. Ale nie może znieść jego dotyku. Nie w tej chwili. "Mógłbyś przynieść mi szklankę wody?" pyta, szukając wymówki, by go od siebie odsunąć.
"Oczywiście." Całuje ją lekko w skroń i wstaje z łóżka. "Zaraz wracam."
Podniosła się i siedzi teraz w fotelu bujanym pod oknem. Teraz nie będzie mógł jej objąć. Kiedy wraca, nie może dostrzec jego miny, bo zapomniał zgasić światło w łazience, które świeci za jego plecami, skrywając jego twarz w cieniu. Zatrzymuje się na chwilę, gdy dostrzegą, że nie ma jej już w łóżku.
A jednak nic nie mówi. Nigdy tego nie robi. Jest taki wyrozumiały i dobry.
Bierze od niego wodę i szybko ją wypija.
"Nic ci nie jest?" pyta ostrożnie, siadając na brzegu łóżka. Teraz widzi jego twarz, widzi jaki jest zaniepokojony, nawet w bladym świetle księżyca, padającym na jego twarz.
"Nie mi nie jest," zapewnia szybko.
"Minęło sporo czasu," mówi. "Jak ci się wydaje, dlaczego wróciły?"
"Nie wiem," wzrusza ramionami i odwraca głowę tak, by nie musiała patrzeć mu w oczy.
"Beth..." Słyszy troskę w jego głosie. To ją denerwuje.
"Nawet o tym nie wspominaj," natychmiast mu przerywa. Wie, co on chce zasugerować. Robi to za każdym razem, gdy to się zdarza. "Nie pozwolę jej buszować w mojej głowie, więc zapomnij o tym."
"Kochanie, ona tylko chce ci pomóc."
Wzdycha, jej zdenerwowanie wyparowuje. "Wiem, ale sama muszę sobie z tym poradzić." Składa ręce na kolanach. "Sama to pokonam."
Przez dłuższą chwilę jest cicho. Kiedy się w końcu odzywa, jest zły "Dlaczego nie chcesz się przede mną otworzyć?"
To łamie jej serce. Jak może mu to wyjaśnić? Wyjaśnić tak, by zrozumiał. Jak on poradzi sobie z faktem, że ona gdzieś w środku czuje, że znajomość z nią go zabije? Że przyjdzie dzień, kiedy za miłość do niej zapłaci życiem? Że wie o tym, bo niemal każdej nocy przeżywa to w swoich snach.
"Przykro mi," wzdycha.
"Wiem," odpowiada po cichu, w jego głosie słyszy żal za to, że w ten sposób stracił nad sobą panowanie, nawet na tą krótką chwilę.
"Wracaj do łóżka," mówi mu. "Chcę tu tylko posiedzieć przez chwilę."
"Na pewno dobrze się czujesz?"
"Tak." Patrzy, jak on kładzie się do łóżka, jego frustracja jest doskonale widoczna. Chce go zapewnić, nie chce, by czuł się tak zmieszany i przestraszony, jak ona. "Kocham cię."
On nie odpowiada.
"Zan?"
"Wiem," odpowiada.
Po raz pierwszy wydaje jej się, że nie uwierzył w jej słowa.
Autor: Kath7
Tłumaczenie: Milla
Kategoria: Max i Liz
Rating: PG-13
Opis: Akcja tego opowiadania umiejscowiona jest pięć lat po Destiny. Liz zniknęła, po tym jak ona i Max skoczyli z mostu. W opowiadaniu tym pojawia sie wątek pary UC, ale jak stwierdza autorka 'w sercu jest to historia Maxa i Liz'.
AN: Chciałam na początku podziękować Hotaru i Hypatii za udzielenie zgody na umieszczenie tego opowiadania na Forum, a także Nan, która poświęca swój czas sprawdzając moje tłumaczenie.
banner wykonany przez Lilac Stardust
<center>CZĘŚĆ 1</center>
Krzyczy, kiedy eksploduje tylnia szyba. Stara się utrzymać kontrolę nad małym samochodem i w końcu udaje jej się zjechać z drogi i zatrzymać na poboczu.
Chwilę później są wśród drzew. Słyszy jak on ciężko oddycha tuż za nią, łzy napłynęły jej do oczu na myśl o jego bólu. Chce, żeby biegł szybciej więc ciągnie go za rękę. "Co oni ci zrobili?" powtarza w myślach, nie chcąc jednak by zauważył jaka jest przerażona. Zdaje sobie sprawę, że jest jedyną osobą, stojącą między nim a nimi i staje się jeszcze bardziej zdeterminowana. Nie dostaną go ponownie. Nie dopóki ona oddycha.
Nagle drzewa znikają. Stoją teraz na moście. Słyszy pospieszne kroki goniących ich agentów, które coraz bardziej się zbliżają. Zdaje sobie sprawę, że on zwalnia, akurat teraz, kiedy powinien biec szybciej. Jest zdesperowana bo wie, że zaraz zostaną złapani.
Oboje zatrzymują się gwałtownie gdy tuż przed nimi pojawia się Hammer. Rozgląda się... jej serce wali tak szybko, że ma wrażenie, iż zaraz wyskoczy jej z piersi.
W tym momencie podejmuje decyzję. Nie żartowała, gdy obiecała sobie, że drugi raz go nie dostaną. Po jej trupie. Wie, że on się zgodzi. Czuje jego zaufanie, wie, że polega na niej w zupełności, wierzy, że go wydostanie. Zrobi wszystko co ona mu powie. Wie, że wolałby umrzeć, niż wrócić do tortur, od których dopiero co został uwolniony.
Chwyta go za rękę, ciągnąc za sobą na krawędź. "Chodź! Max, chodź!"
Stają na barierce. Gdy spogląda w dół, zaczyna kręcić jej się w głowie. Daleko w dole woda burzy się niebezpiecznie - jest taka mroczna, taka nieznana.
Nie mroczniejsza niż dusze ludzi, którzy są za nimi. Nie bardziej nieznana od wizji świata bez niego.
Nie dotkną go ponownie.
Zdesperowana spogląda w górę, na niego i zachwyca się jego piękną twarzą. Jeśli to koniec, to chce, aby jej ostatnim wspomnienie były jego oczy, patrzące na nią z miłością, nawet teraz, gdy mają wykonać ten rozpaczliwy skok.
Unosi rękę do jego twarzy i przyciąga go do siebie, by po raz ostatni go pocałować. Odsuwa się i przez krótką chwilę patrzy mu w oczy. Następnie bierze głęboki oddech, odwraca się i skacze.
Skacząc trzymają się za ręce, ale gdzieś pomiędzy mostem, a taflą wody, traci go. Zostaje od niej oderwany. Rozpaczliwie sięga w jego kierunku gdy tylko wynurza się z wody, ale nie może go odnaleźć. Nie jest w stanie utrzymać się na powierzchni. Silny prąd rzeki porywa ją i unosi coraz dalej od mostu.
Nie jest w stanie dłużej walczyć. Nie ma go. Straciła go.
Max!
To jej ostatnia myśl zanim uderza w skały - mocno. Woda zamyka się ponad jej głową.
* * *
Beth Parkins siada, walcząc o oddech. Woda ciągle jest taka prawdziwa, niemal czuje się mokra, kiedy walczy by wyrwać się z koszmaru.
Kilkanaście sekund zajmuje jej stwierdzenie, że jest mokra. Jest całkowicie zlana potem, a jej serce ciągle wali jak szalone. Zmusza się by głęboko oddychać, wie, że tylko w ten sposób zdoła się uspokoić.
Czuje, jak jej chłopak zaczyna się kręcić tuż za nią. "Wszystko w porządku kochanie?" Odwraca głowę i widzi, że podparł się na łokciu i wyciąga do niej rękę. "Miałaś kolejny sen?"
Przytakuje bezgłośnie, nie jest zdolna odpowiedzieć. Wszystko zaczyna blednąć, ale wie, że jak zawsze on tam był. Że był w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a ona nie mogła zrobić nic, by go uratować.
"Chodź tu," mówi, chwytając ją za rękę i delikatnie przyciągając ją w swoje ramiona. Wdycha jego zapach, zastanawiając się dlaczego jak zawsze po tych koszmarach, to wydaje się złe. On jest zły.
"Nic mi nie jest", szepcze tuż przy jej uchu. "Wszystko jest dobrze."
Przez jeden straszny moment znajoma myśl, ta która zawsze przychodzi po koszmarze, pojawia się w jej umyśle. Kto to jest?
Ledwo powstrzymuje chęć, by się od niego odsunąć. Ale nie może znieść jego dotyku. Nie w tej chwili. "Mógłbyś przynieść mi szklankę wody?" pyta, szukając wymówki, by go od siebie odsunąć.
"Oczywiście." Całuje ją lekko w skroń i wstaje z łóżka. "Zaraz wracam."
Podniosła się i siedzi teraz w fotelu bujanym pod oknem. Teraz nie będzie mógł jej objąć. Kiedy wraca, nie może dostrzec jego miny, bo zapomniał zgasić światło w łazience, które świeci za jego plecami, skrywając jego twarz w cieniu. Zatrzymuje się na chwilę, gdy dostrzegą, że nie ma jej już w łóżku.
A jednak nic nie mówi. Nigdy tego nie robi. Jest taki wyrozumiały i dobry.
Bierze od niego wodę i szybko ją wypija.
"Nic ci nie jest?" pyta ostrożnie, siadając na brzegu łóżka. Teraz widzi jego twarz, widzi jaki jest zaniepokojony, nawet w bladym świetle księżyca, padającym na jego twarz.
"Nie mi nie jest," zapewnia szybko.
"Minęło sporo czasu," mówi. "Jak ci się wydaje, dlaczego wróciły?"
"Nie wiem," wzrusza ramionami i odwraca głowę tak, by nie musiała patrzeć mu w oczy.
"Beth..." Słyszy troskę w jego głosie. To ją denerwuje.
"Nawet o tym nie wspominaj," natychmiast mu przerywa. Wie, co on chce zasugerować. Robi to za każdym razem, gdy to się zdarza. "Nie pozwolę jej buszować w mojej głowie, więc zapomnij o tym."
"Kochanie, ona tylko chce ci pomóc."
Wzdycha, jej zdenerwowanie wyparowuje. "Wiem, ale sama muszę sobie z tym poradzić." Składa ręce na kolanach. "Sama to pokonam."
Przez dłuższą chwilę jest cicho. Kiedy się w końcu odzywa, jest zły "Dlaczego nie chcesz się przede mną otworzyć?"
To łamie jej serce. Jak może mu to wyjaśnić? Wyjaśnić tak, by zrozumiał. Jak on poradzi sobie z faktem, że ona gdzieś w środku czuje, że znajomość z nią go zabije? Że przyjdzie dzień, kiedy za miłość do niej zapłaci życiem? Że wie o tym, bo niemal każdej nocy przeżywa to w swoich snach.
"Przykro mi," wzdycha.
"Wiem," odpowiada po cichu, w jego głosie słyszy żal za to, że w ten sposób stracił nad sobą panowanie, nawet na tą krótką chwilę.
"Wracaj do łóżka," mówi mu. "Chcę tu tylko posiedzieć przez chwilę."
"Na pewno dobrze się czujesz?"
"Tak." Patrzy, jak on kładzie się do łóżka, jego frustracja jest doskonale widoczna. Chce go zapewnić, nie chce, by czuł się tak zmieszany i przestraszony, jak ona. "Kocham cię."
On nie odpowiada.
"Zan?"
"Wiem," odpowiada.
Po raz pierwszy wydaje jej się, że nie uwierzył w jej słowa.