Page 1 of 1

M/A :: Kącik nienazwanych opowiadań [No name]

Posted: Fri Mar 19, 2004 12:21 pm
by Hotaru
Tytuł: brak
Autor: Hotaru
Kategoria: Michael/Maria/Liz/Kal

Umiejscowienie: po odcinku Departure. Jedyna różnica, że Michael został na Ziemi, a pozostali odlecieli. Max i Isabel nie wiedzą, że Tess zabiła Alexa.
Liz po jakimś czasie znajduje w rzeczach pamiętnik Tess. Okazuje się, że dziewczyna przez całe życie otrzymywała przebłyski tego, co się działo na Antarze ? widziała toczącą się tam wojnę i dlatego dążyła tak bardzo do powrotu na rodzinną planetę. Michael postanawia więc wrócić i pomóc przyjaciołom. Jest tylko jeden szkopuł ? musi zdobyć transport....

Spoilery: cały sezon trzeci

Uwagi: Znalazłam ten fragment opowiadania, robiąc posemestralne porządki. Zawieruszył się gdzieś pomiędzy notatkami i pewnego dniach po prostu bah, wylądował na moich kolanach. Pierwsze robocze tytuły to "Czy kiedykolwiek mi wybaczy?" albo "Ostatni obrońca", ale jeszcze nie wymyśliłam tytułu, który pasowałby do koncepcji opowiadania.

W gruncie rzeczy nawet nie wiem, czy ciągnąć to opowiadanie. Na dzień dzisiejszy jedynie poddaję je pod waszą ostrą krytykę...

Nie zrażać się początkiem ani nie wymyślać zakończenia za mnie! To odnośnie wstępnej mowy Michaela. Nie wszystko jest takie, jak się z początku wydaje. Tu nie chodzi o temat polar, przysięgam. To chyba pierwszy ff od dawna, który pisałam z myślą o parze Max-Liz i o tragedii z odcinka TEOTW.


Przeznaczenie. Myślałem, że to największy koszmar, jaki nas spotkał. Kiedyś tak właśnie sądziłem. Byłem wówczas... głupi, po prostu głupi. Dziś wiem, że największy koszmar to mrok w mojej duszy. W jej najciemniejszym kąciku spoczywa głęboko ukryta tajemnica, która prześladuje mnie bezlitośnie.
Patrzę na moje dłonie i widzę na nich jego krew. Niemal czuje jej zapach: intensywny, słodki, kojarzący się ze zbrodnią, którą popełniłem. Odebrałem mu sens życia, wiarę... odebrałem to, co w jego życiu było najpiękniejsze i najwspanialsze: Liz.
Ja, Michael Guerin, odebrałem Maxowi Evansowi jego miłość, jego cel, jego duszę.
Ja, Michael Guerin, odebrałem Maxowi Evansowi życie.
Tak, jasne, pamiętam, że wszystko tamto było słuszne. Tess, dręczona wizjami, usiłowaniem zrozumienia, wyrzutami sumienia, w końcu popełniła błąd. Zrobiła to, co Nasedo. Zabiła Alexa. Tak, jego. Ona paczyła jego umysł. Dlaczego ? nie rozumieliśmy tego wcale. Jedno, co mnie "uratowało", to chęć pozostania na Ziemi. Dla Marii ? jak wszyscy sądzili? Nie. Tam, na zalanej porannym słońcem pustyni, był jeszcze ktoś, kto prócz mnie wiedział, dlaczego. Widziałem to w jej oczach, kiedy granolith odleciał, zabierając być może na zawsze Maxa, Tess i Isabel.
Dlatego, że oni nigdy nie byliby bezpieczni, jeśli gdzieś tam jeszcze był obcy zabójca, który zabrał Alexa od nas. Nie rozumiem, jak Max mógł odejść ze świadomością tego niebezpieczeństwa, nie troszcząc się o tych, którzy tak bardzo odmienili jego życie... którzy pomogli znaleźć jego drogę, jego przeznaczenie.
A kiedy ja chciałem dać bezpieczeństwo tym, którzy dla nas poświęcili życie, niebezpieczeństwo odeszło. Wróg był z Maxem i Isabel.
Pamiętam, jak pierwszy raz moje wargi dotknęły jej miękkich włosów. Pamiętam jej płacz ucichł wówczas zupełnie, ale ciałem wciąż wstrząsały drgawki. Tak płakała. Boże. Gdybym wówczas wiedział, co się stanie, gdybym wówczas wiedział, co było ukryte przed moimi oczami, nigdy bym jej wówczas nie tulił do siebie, nie osuszał jej policzków od łez rozpaczy i przerażenia.
Nie, nie zszedłbym z wyznaczonej drogi, nawet gdybym wiedział. Okrutne? Może. Nie zaprzestałbym czynić rzeczy innymi. Żadne z nas wówczas nie wiedziało, co ukrywała Tess na dnie swojego serca. Piękne wspomnienia z poprzedniego życia okazały się nie być szczęśliwym pożyciem małżeńskim Avy z Zanem. Ona kochała całą duszą planetę. Swój dom. I ona jako ostatnia zginęła. Pamiętała tą straszna rebelię. Dlatego, kiedy ona była tutaj w Roswell, ona dostawała wizje, co się działo... przez 50 lat... przez 50 lat cierpień, niewyobrażalnych cierpień. Ja nie wiem, jak udawało się jej zachować zdrowe zmysły przy tych wspomnieniach i wizjach. My nic nie wiedzieliśmy, nawet nie podejrzewaliśmy jej tragedii. Tylko, że desperacjo pragnie wrócić, pragnie spełnienia przeznaczenia.
Ona była pierwszym żołnierzem Zana. Ona była jego żoną, która bardziej kochała Antar niż sam jej władca.

Dzień, w którym znalazłam pamiętnik w jej rzeczach... rzeczy się zmieniły.
Michael tulił mój płacz. Moje ciało powoli uspokajało się, kiedy czułam jego ciepło. Osuszał łzy z mojej twarzy, jego usta w moich włosach szeptały coś uspokajająco, czego nawet nie usiłowałam zrozumieć. Boże. To było... tak prawdziwe. Tylko my. Sami. Tylko my pozostaliśmy, którzy się troszczyli o siebie nawzajem. Chciałam zatonąć w opiekuńczych ramionach, odsunąć od siebie podsuwane przez wyobraźnię okrutne obrazy wojny... Tess niewiele pisała w swoim pamiętniku, sucho, z faktami jedynie... ale tych kilkadziesiąt stron, opisujących, co ona widziała, co znała, zapadało głęboko we mnie. I zdawało się, że ja nigdy nie pozbędę się tego koszmaru.

Boże. Gdybym wiedział. Powinienem coś zauważyć. Byłem głuchy i ślepy. Głupi! Głupi! Głupi!
Czułem to wszystko. Widziałem pierwsze sekundy zaskoczenia, kiedy Liz znalazła ten cienki zeszycik, do ostatniej linijki zapisany. Przerażenie, kiedy zaczęła pojmować, co ma przed sobą. Niemożliwą do pojęcia rozpacz, kiedy brnęła przez kolejne strony, kiedy jej dusza przyjmowała obrazy od bujnej wyobraźni, żywiącej się suchymi faktami na papierze. Ciężar odpowiedzialności, kiedy pojęła, że gdy ona oddalała Maxa od niej, oddalała ratunek dla planety, ratunek milionom, które żyły... nie, nie żyły... wegetowały pod niemożliwie okrutną ręką Kivara. Widziałem, jak wszystko, w co wierzyła, roztrzaskiwało się na tryliardy maleńkich cząsteczek.
Potem chciała się odciąć od tego wszystkiego. Ode mnie też, chociaż byłem jedynym, który rozumiał jej stan. Który czuł tak samo. Chciałem bezpieczeństwa dla niej od innych, obcych zabójców. Boże. To, co ja chciałem było jak marna, cienka papierowa ściana przy szalejącej nawałnicy sumienia wyrzutów. I ona tam była. My byliśmy. Tylko my.



- Gotowa?
Skinęła głową, ostatecznie szybkim ruchem ukrywając swoje brązowe włosy pod czarną kominiarką. Pistolet w kieszeni nie ciążył jej. To była lekka broń, nieostra. Raczej zabawka, której zadaniem było usypiać. Ale wyglądała idealnie dzięki Michaelowi, jak mały półautomatyczny pistolet na ostrą amunicję.
Wysiedli szybko z samochodu i podeszli do drzwi sklepu. Nikogo nie było w środku prócz sprzedawcy: oni doskonale w tym wiedzieli. Wszystko przygotowali wprost maniakalnie dokładnie. Każdą ewentualność.
Na początku szło prosto Sprzedawca leżał twarzą przyciśniętą do podłogi. Swoją drogą brudnej. Ale przerażony chyba nawet nie zauważył.
Czekałam, aż ziemia nieznacznie się zatrzęsie. Drzwi do magazynu miały otwierać się automatycznie i to przez nie był wywoływany wstrząs. Ale nagle się urwało.
Co jest, do licha? Czemu Michael nie startuje?

Stałem w magazynie pod sklepem i wpatrywałem się nerwowo w obcy, kosmiczny statek.
Boże, to rzeczywiście spodek. Żadnych otworów, żadnych wejść. Ale nie spodziewałem się czegoś innego. Statek z 1947 był opisany w liście Naseda do Tess bardzo szczegółowo, łącznie z tym, jak uruchomić "autopilota" na Antar (czy kosmici w ogól mają takie określenie??), w przypadku gdyby zabrakło któregokolwiek z obrońców ? pilotów.
Jeden szkopuł w tym, że statkiem kierować musiała dwójka, nawet do włączenia autopilota. To była jego tajemnica. Tak, jedyna tajemnica przed Liz.
Bo on chciał zabrać ją ze sobą. Tam daleko na Antar. Bez niej to nie byłby dom.
Przez ostatnie miesiące to ona była jego siłą i podporą. Wierzyła w niego. Wierzyła w cel. Nie mógłby jej zostawić, szczególnie po ostatnich przykrych tygodniach.
Nie wiedziała o tym. Miał zamiar po prostu uruchomić statek i promień wejścia skierować na nią, kiedy będzie na zewnątrz biegła do wozu. To była tajemnica. Nie potrzebowała tego wiedzieć.
Klucz lśnił i pulsował w jego dłoni, a instrumenty zamontowane na statku odpowiedziały natychmiast. Powoli światła rozszerzały się wzdłuż obwody obcego spodka.

Szybko wybiegli ze sklepu. Piach uciekał im spod nóg, w oddali słychać było wycie syren. Nerwowo wskoczyli do samochody, Michael wrzucił wsteczny bieg i szybko ukrył ich w cieniu.
- Ktoś nas wsypał... ? mruknął z niechęcią ? Magazyn nie był tak obserwowany!
- Sprawdzić, skąd dzwonili ze zgłoszeniem?
- Hm.
- Co się stało, Michael? Dlaczego nie wystartowałeś?
- Jest zepsuty. Albo źle go złożyli...
Położyła głowę na desce rozdzielczej. Zawód przycisnął ją niemal do samego dna rozpaczy. Na chwilę jakby zabrakło jej tchu.
- Ile jeszcze? ? jęknęła.
Wyciągnął dłoń i niezdarnie pogłaskał ją po głowie. Zaskoczona spojrzała na niego.
- Chryste! ? nagle jego oczy rozszerzyły się gwałtownie ? Gliny!
Pochylił się również i dłonią zmienił ich ubiory. Kominiarki wylądowały w niedużym kartonowym pudełeczku, które natychmiast pokryło się ozdobnym papierem. Tuż obok leżała kolorowa wstążeczka.
Jej dłonie zadrgały nerwowo, usiłując uchwycić fałdy czerwonej, obcisłej sukienki. Zdziwiła się, skąd on wiedział, jak wygląda czerwona, seksowna sukienka i jakim cudem znał z taką dokładnością jej figurę. Nieco odprężyła się, uświadamiając sobie, że tam nie było nic niepokojącego. Przecież razem trenowali, a i Maria musiała nieźle go przeszkolić. Mogła słyszeć jego rozbawiony szept tuż przy swoim uchu.
- Odpręż się, święta Liz. To gra. Tylko gra! ? szepnął uspokajająco. Jednocześnie bawił się jej włosami, jego oddech wędrował tuż przy załamaniu linii szyi. Mruknęła coś niezrozumiale w odpowiedzi i skupiła się na poszukiwaniu policji. Niewątpliwie tam byli ? Michael by nie kłamał.
Nagle poczuła, jak coś rozpływa się po jej ciele. To było ciepłe, przyjemne, jak delikatny letni wietrzyk. Łagodził, uspokajał, czuła, jakby była zabrana daleko od tego ponurego miejsca w Utah. Płynęła w powietrzu, unosząc się w tym jasnym uczuciu. To nie było tak, ze obrazy gwałtownie przebiegały przez jej głowę. Nie, w ogóle ich nie było. Tonęła w jasnym, błogim uczuciu, nagle oddalona od trosk i przerażających, wiecznie obecnych w jej głowie wizji Antaru.

Posted: Fri Mar 19, 2004 2:30 pm
by lonnie
Hotaru, przeczytałam z zapartym tchem i musze przyznac ze jestem pod wrażeniem.
Poza nielicznym usterkami opowiadanie zapowiada sie swietnie :cheesy:
- Gotowa?
Skinęła głową, ostatecznie szybkim ruchem ukrywając moje brązowe włosy pod czarną kominiarką.Pistolet w kieszeni nie ciążył jej.
chodzilo o włosy Michaela czy o włosy Liz ?? bo w tym momencie sie pogubilam...
Widziałem pierwsze sekundy zaskoczenia, kiedy znalazłam ten cienki zeszycik
wiecej usterek nie znlazłam :wink: Zreszta kazdemu moze się zdarzyć.
A co do umiejętnośći pisarskich to chylę czoło przed Twoją tworczościa. Zawszw jestem pod wrażeniem tego jak pieknie oddajesz uczucia bohaterow, prawdziwy talent.

Ps. Hotaru mam nadzieje ze nie zrezygnujesz z pisania dalszych czesci :)

Posted: Fri Mar 19, 2004 2:35 pm
by Hotaru
Czy nie zrezygnuję z pisania dalszych części? Hm, ja w ogóle nie mam zamiaru pisać tego dalej:
W gruncie rzeczy nawet nie wiem, czy ciągnąć to opowiadanie. Na dzień dzisiejszy jedynie poddaję je pod waszą ostrą krytykę...
Mam oczywiście pomysł, zresztą "wróciła" do mnie cała wymyślona historia, jak przeczytałam te 8 stron... ale cóż, piszę Broken Souls, sezon i parę innych, m.in. kontynuację Another Day in Paradise... po prostu brak czasu.
Tekst poprawiłam :wink: ...

To jest to

Posted: Fri Mar 19, 2004 2:41 pm
by Dzinks
Mi się to podoba, jak będziesz miała czas to napisz dalszy ciąg pozdrwienia :D

Re: No name

Posted: Fri Mar 19, 2004 3:19 pm
by nowa
zaciekawiło mnie...
nie można tego nazwać dziełem sztuki po takiej dawce, ale przyznam, że jest ciekawe... od ciebie, Hotaru, zależy czy to rozwiniesz, ja do niczego nie namawiam...

jeszcze tylko teksty, które szczególnie przykuły moją uwagę...


Żadne z nas wówczas nie wiedziało, co ukrywała Tess na dnie swojego serca. Piękne wspomnienia z poprzedniego życia okazały się nie być szczęśliwym pożyciem małżeńskim Avy z Zanem. Ona kochała całą duszą planetę. Swój dom. I ona jako ostatnia zginęła. Pamiętała tą straszna rebelię. Dlatego, kiedy ona była tutaj w Roswell, ona dostawała wizje, co się działo... przez 50 lat... przez 50 lat cierpień, niewyobrażalnych cierpień. Ja nie wiem, jak udawało się jej zachować zdrowe zmysły przy tych wspomnieniach i wizjach. My nic nie wiedzieliśmy, nawet nie podejrzewaliśmy jej tragedii. Tylko, że desperacjo pragnie wrócić, pragnie spełnienia przeznaczenia.
Ona była pierwszym żołnierzem Zana. Ona była jego żoną, która bardziej kochała Antar niż sam jej władca.
ten tekst mnie wzruszył... taki opis Tess... myślę, że trafny... nawet odnośnie prawdziwej fabuły serialu..
Przerażenie, kiedy zaczęła pojmować, co ma przed sobą. Niemożliwą do pojęcia rozpacz, kiedy brnęła przez kolejne strony, kiedy jej dusza przyjmowała obrazy od bujnej wyobraźni, żywiącej się suchymi faktami na papierze. Ciężar odpowiedzialności, kiedy pojęła, że gdy ona oddalała Maxa od niej, oddalała ratunek dla planety, ratunek milionom, które żyły... nie, nie żyły... wegetowały pod niemożliwie okrutną ręką Kivara.
cóż... prawda...
tak rzeczywiście mogło być... w końcu tak naprawdę nie wiemy (ba! i nigdy się nie dowiemy) jakie życie prowadziła Tess/Ava z Zanem na Antarze...

Posted: Fri Mar 19, 2004 9:35 pm
by Hotaru
ten tekst mnie wzruszył... taki opis Tess... myślę, że trafny... nawet odnośnie prawdziwej fabuły serialu..
No właśnie. Pomysł na to opowiadanie powstał w chwili, kiedy wszyscy odwracali się od Tess. A przecież... tak naprawdę nie mamy pojęcia, co pamiętała, jak się jej żyło z Nasedem i dlaczego wierzyła w przeznaczenie (oprócz prania mózgu a'la Nasedo).

Chciałam napisać to opowiadanie, ponieważ w wielu naszych polskich ff istnieje konwencja nie ukazywania tragedii Antaru. Kto wie, czy nie było dokładnie tak, jak mówiła mama Isabel i Maxa? Może naprawdę ten konflikt zniewolił planetę. A jak wiemy, każda wojna niesie ze sobą cierpienia, szczególnie tych maluczkich, którzy mają najmniej do powiedzenia.

Nie zamierzałam odebrać Tess prawdziwego charakteru, ukształtowanego w serialu. Chciałam coś dodać, dodać jakiś rys do jej postaci... która w rzeczywistości miała tak źle w życiu jak Michael.
A jednocześnie chciałam pozbawić Marię tej glorii "teflon babe", dziewczyny, która wszystko poświęca dla chłopaka, a on ją olewa. Przyznaję, że od któregoś momentu 2 sezonu przestałam darzyć ją sympatią, a w sezonie trzecim machnęłam ręką. Jasne, wiem, że to wspaniała dziewczyna, ale jak dla mnie zbyt skupiona na sobie. Może to efekt 3 sezonu, a może to po prostu moje osobista niechęć do panny DeLuca, która na początku była zabawnym, barwnym motylem, a potem zmieniła się w poczwarkę...

Posted: Mon Mar 22, 2004 5:02 pm
by Renya
Hotaru, dałaś nam do posmakowania nową delicję i na wstępie piszesz, że nie będziesz raczej kontynuować??? Skandal i sadyzm w Twej jednej osobie się ujawnił. Naprawdę, jak będzisz miała chwilę wolnego czasu pomyśl o pociągnięciu tego opowiadania dalej. Bardzo ładnie proszę ja i nie tylko ja. Nie musi być szybko, byle by było.

No i fantastycznie ...

Posted: Mon Mar 22, 2004 10:05 pm
by Solaris
:shock: :cheesy: I znów Hotaru zaskakuje ... :) Cieszę się, że postanowiłaś to rozwinąć, bo zaczyna się bardzo ciekawie.Czekam na kolejne części :)

Posted: Tue Mar 23, 2004 12:43 pm
by Hotaru
Pożyjemy, zobaczymy. A na razie napisałam drugą część Another Day in Paradise, jak naprawię komputer (znowu się zepsuł, na dzień przed ekonometrią, kiedy poprawiałam zadanie :evil: :evil: :evil: - jak on śmiał!), to przepiszę....
Skandal i sadyzm w Twej jednej osobie się ujawnił.
No wiecie? Myślałam, że już wszyscy poznali mój anielski charakterek 8) !!!
jak będzisz miała chwilę wolnego czasu
:haha:Chyba w nocy... jak skończę pisać kolejne części Duszyczek. I poprawiać sezon. I kuć na jutrzejszą poprawkę angielskiego. I hate grammar!Na poważnie jednak... To ma być smutna historia, z Kalem Langleyem w tle (uwielbiam łączyć go w jakiś sposób z Liz), zmianą charakteru Maxa na Antarze i wieloma innymi niepomyślnymi elementami. Na to trzeba mieć ponury nastrój. A przynajmniej nie szczerzyć zębów (u dentysty... pojutrze).

Posted: Wed Mar 24, 2004 3:07 pm
by Hotaru
No cóż, rewolucja rozpoczęta... Ma ktoś jeszcze jakieś ff, których prawdopodobnie nie skończy pisać? Albo takie, których pisać nie zamierzał, a napisał?Aha, wrzuciłam Another Day In Paradise 2. Niestety, moduł jakoś nie zadziałał i musiałam przeformatować tekst :cry:

Posted: Wed Mar 24, 2004 7:20 pm
by Ela
Więc masz koncepcję i pomysł na to co dalej, Hotaru? Piszę się na dalsze części, Kotek. Dzięki i czekam. A swoją drogą jak Ty znajdujesz czas na wszystko. No i przy takiej wyobraźni i umiejętności pisania wygląda na to, że studiujesz bardzo "nieromantyczny" kierunek - a może pisanie pomaga odreagować. :lol:

Posted: Wed Mar 24, 2004 7:36 pm
by Hotaru
Więc masz koncepcję i pomysł na to co dalej, Hotaru?
To zależy, którego opowiadania. Niekiedy porzucam całą koncepcję i pomysł na ff już w trakcie pisania (typowy przykład - Żądza - opowieść z gatunku Max/Liz/Zan), niekiedy wracam do niej po jakimś czasie. Jak przy Another Day in Paradise. Wasze komentarze przy tym opo zachęciły mnie do dalszego ciągu. Powstała więc także wersja Michaela, a zaraz po niej jeden chapterek dłuższej opowieści.
A swoją drogą jak Ty znajdujesz czas na wszystko.
Bardzo prosto - ja po prostu piszę w każdej wolnej chwili. Jestem nałogowcem. Kiedyś, zaniepokojona w najwyższym stopniu moją manią pisania urządziłam sobie odwyk i nie wytrzymałam. Pisanie może nie jest nałogiem niebezpiecznym (chyba, że dla zdrowia psychicznego; zbyt łatwo wślizgnąć się w świat z twoich opowieści i utracić kontakt z rzeczywistością). Czasem jest samo w sobie odreagowaniem. Szczególnie pomiędzy zajęciami (okienka - paskudna sprawa - nienawidzę czekać między zajeciami). Więc jak mam co najmniej kwadransik, to wyciągam zeszyt. Ot, tu jest tajemnica, kiedy znajduję czas na pisanie. Gorzej, kiedy trzeba to przepisać na komputer... tu już występują późne godziny wieczorne.
No i przy takiej wyobraźni i umiejętności pisania wygląda na to, że studiujesz bardzo "nieromantyczny" kierunek - a może pisanie pomaga odreagować
A w skrytości ducha przyznam się, że marzyłam o informatyce, ale... no cóż, zrezygnowałam. Nie podeszłam nawet do egzaminów. Tak więc czekają mnie teraz studia podyplomowe od października, o ile oczywiście finansowo podołam.A ekonomia... cóż, to rzeczywiście nie jest najbardziej romantyczny kierunek na swiecie. Ale bywają gorsze :roll: , tak więc nie powinnam narzekać.

Posted: Sun May 09, 2004 6:11 pm
by Liz16
Ooooo, brak mi słów...... Bardzo mnie zaciekawiła ta opowieśćNa początku przeczytałam, że to nie będzie polarek......, ale na końcu opowiadania chyba coś zaczyna się dziać.Mam nadzieję, że znajdziesz troszkę czasu i dokończysz to opowiadanie. :D

Posted: Sun May 09, 2004 8:40 pm
by Hotaru
To chyba pierwszy ff od dawna, który pisałam z myślą o parze Max-Liz i o tragedii z odcinka TEOTW.
Bardzo mnie zaciekawiła ta opowieśćNa początku przeczytałam, że to nie będzie polarek......,
Tak, ale tak się złożyło, że powstaje jeszcze trzecia częśc ADIP - Poprzez naszą historię, która jest właściwie antypolarkiem w przeciwieństwie do dwóch pierwszych części trylogii. Dla odreagowania opowiadania z lekka dreamer zaczęłam pisać dwa inne, polarowe (żadnego jeszcze nie udostępniłam) i kolejka zaczęła się wydłużać. Opowiadanie to odkładam co najmniej do wakacji. Niemniej zamierzam go napisać!

Posted: Sun May 09, 2004 8:51 pm
by Liz16
Ojej, do wakacji to jeszcze trochę będę musiała poczekać :cry: Ale nie zmiernie się cieszę, że będziesz je kontynuowała :)W takim razie narazie poczytam inne twoje opowiadania, a na to poczekam. :D