Posted: Fri Oct 10, 2003 11:30 am
Tak jak obiecałam, dziś kolejny rozdział.
Tułacze dusze" 10
Myślę, że tak naprawdę nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak bardzo odejście Michaela i Isabel poruszyło moich przyjaciół. Nie- przekreślam te słowa. Brzmią egoistycznie i nieczule, nie to miałam na myśli. Oczywiście, że myślałam o nich i piekle przez jakie przeszli- przecież byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Widziałam, że oboje byli samotni,że cierpieli- i nienawidziłam tej świadomości. Obserwowałam Marię, gdy wynurzała sie z głębiny, w każdym znaczeniu tego słowa i gdy wreszcie postawiła stopę na suchym, pewnym lądzie, była już inną kobietą. Mniej otwartą, już nie tak samo waleczną jak dawniej. To nie była manifestacja ale musieli to zauważyć ci, którzy ją kochali. Widziałam to i jestem pewna że Alex również. On z kolei stał się bardziej otwarty i odważniejszy. Tak jakby rekompensował tym sobie dawne pragnienie ukrycia się i biernej obserwacji świata z bezpiecznego dystansu. Wiedziałam, ze w pewnym sensie jest to dobry znak ale wyczuwałam w tym nutę fałszu, tak jakby jego popularność była nazbyt dla niego oczywista.
Chcę powiedzieć, ze nigdy tak naprawdę nie starałam się analizować ich związków. Nie wystarczająco dogłębnie. Myślę, że to naturalne. A raczej- byłoby to naturalne, gdyby były to typowo ludzkie związki, zamiast międzygalaktycznych romansów. Ale prawda jest taka, że zbyt łatwo ich zaszufladkowałam. Ich relacje przebiegały w sposób nieco burzliwy przez cały okres szkoły średniej. Michael i Maria wiecznie o coś się sprzeczali, a poziom ich kłótni był tak zróżnicowany, ze nikt tak naprawde nie brał ich poważnie. Czasami było to istotne- jak wtedy gdy Michael obawiał się o życie Marii, a czasem była to czysta imaginacja- jak te wszystkie brednie związane z Courtney. Przyczyny nie miały wiekszego znaczenia. Ich nastroje były jak klimat w niektórych miastach- jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj godzinę, a nastąpią zmiany. Musieliśmy w końcu pogodzić się z myślą, że oni poprostu uwielbiali się kłócić. Zapewne był to sposób wyrażania uczuć, bo nikt nie wątpił, ze się kochali.
Alex i Isabel byli nieprzewidywalni.Nigdy sie nie kłócili, nawet nie podnosili głosów na siebie. Ich przyjaźń była trwała, jak żadna inna więź tworząca ich związek. To Isabel była niechętna pogłębianiu ich relacji, pragnąc umawiać się od czasu do czasu z innymi facetami, choc zawsze były to jednorazowe wyjścia. Czułam narastającą w Alexie frustrację, wobec tej trwającej latami sytuacji, ale wykazywał się cierpliwością niespotykaną u żadnej innej znanej mi osoby. I najwyraźniej to popłaciło. W okolicy Świąt, w ostatniej klasie, Alex i Isabel byli znowu parą. Ale tym razem było inaczej...stabilniej. Pernamentnie stabilnie. Tak jakby Isabel zawsze wiedziała, że nikt inny nie potrafiłby jej zrozumieć tak jak rozumiał ją Alex, ale musiał on poczekać, aż ona osiągnie pułap pewnej świadomości. Czasem zastanawiałam się, czy nie bylo tak, ponieważ kochała go i pragnęła uchronić ich oboje przed nieuchronną separacją?
Wciąż, znając ich historie i obserwując związki rozkwitające na moich oczach, nigdy tak naprawde nie miałam pojęcia, jak głęboko sięgały ich uczucia. Stanowili pary ale nie różnili sie od tych, które znałam z codziennego życia. Być może wróżyłam im dłuższą przyszłość, ponieważ łączyły nas wspólne tajemnice, ale wciąż byli inni. I kiedy mówię "inni" mam na myśli- inni niż ja. Mój związek z Maxem był unikalny- nic czego doświadczyli Maria i Alex nie było tym, czym były moje przeżycia.
Zdaję sobie sprawę jak to zabrzmiało- niewiarygodnie zarozumiale. Ale czy zazwyczaj nie obsadzamy siebie w głównych rolach, kreując nasze własne historie? Ja z pewnościa i to w nie jeden sposób. To naturalne. I nie twierdzę, że Max albo ja byliśmy ważniejsi od pozostałych, nigdy tak nie myślałam. Ale to, czego z nim doświadczyłam, pozostało w sferze niedostepnej dla innych. Chociażby sposób, w jaki zbliżyliśmy sie do siebie w dniu w którym zostałam postrzelona...Wszystko wydarzyło się w jednej chwili. I już nic nigdy nie mogło być normalne, dla żadnego z nas. I nie było. Były światła, wizje i ofiary tak niewyobrażalne, że byłam pewna, iż przyniosą zgubę mojej duszy. Ponieważ przeznaczeniem Maxa było być przywódcą, a ja byłam zmuszona stać sie inną osobą Czy byliśmy razem, czy też rozdzielał nas los, zawsze wierzyłam, że jestem to winna Maxowi-by być lepszym człowiekiem...Mysleć nie tylko o nas, ponieważ tak wiele zależało od decyzji, które podejmiemy. Maxa i mnie łączyła więź, o jakiej nigdy nawet nie śniłam...w której istnienie nie dawałam wiary...i to w moim wyobrażeniu, czyniło nas wyjątkowymi.
Zawsze myślałam, że jeśli Maria albo Alex doświadczą czegoś... niezwykłego w swoich związkach, wspomną mi o tym. Max i ja stanowiliśmy pewien rodzaj...chomików doświadczalnych, jeśli miedzy nami wydarzyło sie coś niespotykanego, pozostali dowiadywali się o tym zdumiewająco szybko. Było to jedyne zjawisko, jakie wciąż dzieliło nas na dwie, różne grupy- ludzi i Obcych, a ja i Max odkrywaliśmy prawdę przed naszymi słuchaczami. Kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy, szczegóły szybko zostały upublicznione. Rozumiem, dlaczego było to nieuniknione, ale nie czyniło mnie to szczęśliwszą, ponieważ musiałam podzielić się czymś, co pragnęłam zachować w pamięci jako osobiste wspomnienie. Byłabym jeszcze mniej zachwycona, gdyby sie okazało że jesteśmy jedynymi, zmuszonymi się uzewnętrzniać.
To wszystko sprawiało, że uwierzyłam, iż dla Marii i Alexa ból po rozstaniu z Michaelem i Isabel jest łatwiejszy do zniesienia, niż moje samotne cierpienie po odejściu Maxa. Cząstka mnie żyła w przekonaniu, ze więź łącząca mnie i Maxa była najsilniejsza, ponieważ tyle razam przeszliśmy, ponieważ nasze dusze były złączone, poniewaź, tak jak powiedziała Maria, byliśmy bratnimi duszami. Ale powinnam była wiedzieć, ze miłości nie można porównywać. Każde uczucie jest inne, wyjatkowe i niepowtarzalne. I jest to prawdą uniwersalną.
- Znasz mnie- powiedziała miękko Lexie, jej głos był zduszony, gdyż przytulała twarz do ramienia Alexa.
Alex delikatnie przesunął dłonią po rozluźnionym warkoczu dziewczynki.
- Masz oczy swojej mamy- odparł z prostotą.
Lexie odsunęła się, na dziecięcej buzi malował sie poważny wyraz.
- Mama powiedziała, ze mam twój usmiech.
- Coś podobnego! Zaraz się przekonamy- Alex delikatnie połaskotał dziewczynke pod brodą i Lexie zachichotała, promienny uśmiech rozjasnił całą jej twarz. Alex odpowiedział uśmiechem. Uderzająco podobnym.
- Wygląda na to, ze ma rację. Jak zawsze- odparł.
Liz zadrżała, zdając sobie sprawę, że użył czasu teraźniejszego i widząc, że na krótką chwile podniósł wzrok, tak jakby pragnął odnaleść w kawiarnianym tłumie znajomą twarz. Liz instynktownie spojrzała na Maxa i stwierdziła, ze przygląda się uważnie Alexowi. Jego oczy były smutne.
- Dlaczego nie przeniesiemy sie na zaplecze?- zasugerowała szybko, zastnanawiając się co zrobi, jesli to wszystko zakończy się katastrofą.
- Mario? Możesz dodać coś do naszych zamówień? Na co macie ochotę? - zwróciła się do Alexa i Lexie- co powiesz na grilowany ser?- spytała dziewczynkę- lubisz?
Lexie potaknęła.
- Tak, poproszę- odparła z wyszukaną grzecznością.
Liz usmiechnęła się i spojrzała na Marię, kóra potaknęła i zsunęła się ze swojego krzesła.
- Alex?- spytała Maria- jak zwykle?
- Hm? Tak tak, oczywiście. Dziękuję- odparł, podnosząc Lexie i ruszył w stronę zaplecza, z córką wspartą na swoim biodrze, tak swobodnie, jakby robił to każdego dnia jej krótkiego życia.
Maria zwróciła się do Maxa, który wpatrywał się w Alexa i Lexie.
- Max? Co chcesz na lunch? Max?
Liz delikatnie musnęła ramie przyjaciółki i potrząsnęła głową.
- Poprostu zamów mu Księżycowego Burgera- powiedziała-za moment przyjdę i weźmiemy napoje.
- W porządku- odparła Maria, spoglądając z niepokojem na Maxa, po czym poszła po zamówienia.
- Max?- Liz ujęła jego dłoń i ścisnęła ją delikatnie- choć Max. Idziemy.
Jej miękkki dotyk sprawił, że opuścił wzrok i spojrzał prosto w jej oczy.
- Skąd on wiedział? I jak ja mu o tym powiem? Boże, Liz...- przesunął dłonią po twarzy- bitwy, które stoczyłem, były łatwiejsze od tego- wyszeptał, raczej do siebie, niz do niej.
- Musisz mu powiedziec Max. On nie może tego usłyszeć od Lexie. To nie byłoby w porządku, dla żadnego z nich.
Jej słowa najwyraźniej przywróciły mu świadomość. Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę.
- Masz rację- odparł w końcu.
Weszli do pokoju i zastali Alexa siedzącego na kanapie, z Lexie na kolanach. Maria zatrzymała się w drzwiach, wyraźnie podejmując bohaterskie wysiłki by nie wybuchnąć płaczem.
- Alex?- zaczął Max.
Alex spojrzał na niego wyczekująco.
- Jak się masz Max?- spytał- minęło sporo czasu.
- To prawda- odparł.
Alex najwyraźniej nie zauważył, że zlekceważył jego pytanie.
- Jak...czują się wszyscy? Wróciliście?- jego ton był zarazem pełen rezerwy, jak i nadziei. Liz wyczuła napięcie Maxa, w niemej odpowiedzi na to pytanie. Przez dłuższą chwilę nikt nie przemówił.
- Alex, skąd wiedziałeś?- Maria przezrwała milczenie- mam na myśli Lexie. I jak mogłeś nam o tym nie powiedzieć- jej głos podniósł się ledwo zauważalnie, oczy zalśniły w zapowiedzi gniewu.
- Nie wiedziałam Mario- odparł Alex, uśmiechając się ze smutkiem- poprostu...domysliłem się. Chyba. Nie byłem pewien. Ostatniej nocy, kiedy Isabel i ja...nie mieliśmy żadnego zabezpieczenia. Ona nie chciała. Powiedziała że chce podjąć to ryzyko- jego spojrzenie spoczęło na małej dziewczynce- mieliśmy szczęście.
- Więc rozpoznałeś ją i....?- urwała Liz, patrzac na Alexa pytająco.
- I wiedziałem- dokończył za nią. Spojrzał w zamyśleniu na swoją córkę, siedzącą cicho na jego kolanach i przysłuchującą się dyskusji.
- Lexie to zdrobnienie, prawda?- zapytał ją.
- Od Alexandry- uśmiechnęła się nieśmiało Lexie.
- Poznaj Alexandrę Elisabeth Evans Whitman- dodał łagodnie Max.
Alex spojrzał na Liz, po czym przeniósł spojrzenie na Maxa, jego oczy rozbłysły.
- Dziękuję- szepnął.
Max milczał przez chwilę.
- Alex? Muszę z tobą porozmawiać...bez świadków- powiedział, spoglądając znacząco na Lexie.
Alex zawahał sie przez krótką chwilę. Skinął głową.
- Jasne- odparł- Lexie, skarbie, zostaniesz z Liz i Marią przez chwilę. Muszę porozmawiać z Maxem.
- Dobrze tato- wyraźnie rozkoszowała się tym nowym tytułem- tylko nie odchodź- dodała, w skupieniu marszcząc brwi.
Alex uśmiechnął się, odgarniając włosy z twarzy córki.
- Nigdzie nie odejdę. Obiecuję- podniósł dziewczynkę i postawił ja na podłodze, jego poważne spojrzenie odszukało Maxa- zmykaj skarbie.
Liz sięgnęła po dłoń dziewczynki.
- Możesz pomóc nam z napojami Lexie.
Lexie ujęła jej dłoń i uśmiechnęła się.
- Widzisz, mówiłam ci, że spotkam mojego tatę.
- Tak, mówiłaś- odparła Liz- choć, idziemy- zerknąwszy z niepokojem na Maxa, skierowała się wraz z Lexie do wyjścia. Maria bez słowa podążyła za nimi.
- Nie znałaś wcześniej Marii, prawda Lexie?- spytała Liz, gdy znalazły sie na zewnątrz.
- Cześć Lexie- uśmiechnęła się Maria, przyklekając, by móc spojrzeć w oczy dziewczynki.
- Znam cię- oznajmiła Lexie- wujek Michael zwykle opowiadał mi o tobie. Zanim on i mama odeszli i wujek wrócił...zmieniony- dodała, marszcząc sie nieznacznie.
- Naprawdę?- spytała Maria- a co ci opowiadał?
- Wszystko. Na przyklad jak porwał cię bo był mu potrzebny twój samochód.
Maria prychnęła.
- No tak. Zostaw Michaela z nieletnim. Natychmiastowa demoralizacja.
- I o tym jak pomogłaś mu, gdy nie miał dokąd iść- kontynuowała Lexie.
Twarz Marii złagodniała.
- Tak powiedział?
Lexie skinęła głową.
- Padał deszcz, a on stał pod twoim oknem, a ty wrzeszczałaś na niego- recytowała jednym tchem- ale potem pozwoliłaś mu wejść do środka.
-- Tak...tak własnie było. Można pomyśleć, ze widziałaś to wszystko na własne oczy- szepnęła Maria.
- Widziałam- odparła Lexie.
- Co? Jak....
- Wizje- przerwała jej cicho Liz. Przysunęła sie bliżej, tak aby jej głos nie był słyszalny dla nikogo poza ich trójką - pokazał jej to poprzez wizje, Mario. Rozmawiasz z małą dziewczynką, która zamiast bajek na dobranoc, poznawała historie o nas, sączone wprost do jej mózgu. Dlatego zna nas wszystkich. Wzrastała z nami. Isabel, Max i Michael zadbali o to.
- Naprawdę?- odetchnęła Maria- opowiedzieli jej o nas? Nie tylko o Alexie?
Liz potaknęła.
- Chcesz zobaczyć?- spytała Lexie- mogę ci pokazać, ale...- rozejrzała się i zniżyła nieco głos- nie tutaj. Za duży tłum- szepnęła, brzmiąc nieoczekiwanie dojrzale.
- W porządku- uspokoiła ją Maria. Powiodła palcem po linii małego noska i delikatnie połaskotała dziewczynkę w brzuch. Lexie zachichotała, całkiem po dziecięcemu i Maria uśmiechnęła się.
- Może później. Opowiesz mi po lunchu, w porządku?
Liz zaczęła nalewać napoje do szklanek, rzucając w stronę zaplecza niespokojne spojrzenia. Nie mogła zapomnieć wyrazu twarzy Maxa, na myśl o nieuchronnej perspektywie rozmowy z Alexem.
Głos Marii wyrwał ją z zamyślenia.
- Liz? Moze zajrzysz na zaplecze? Ja mogę to dokończyć.
Liz uśmiechnęła sie z wdzięcznością. Czasami zapominała, jak wazna jest obecność osoby, ktora zna cię od wieków.
- Dziękuję- szepnęła- wrócę za minutkę.
- Nie śpiesz się- odparła Maria.
- Poprostu...zdaję sobie sprawę, ze to będzie dla niego ciężkie. Dla nich obu.
- Wiem Liz. Poprostu idź.
Liz pomknęła na zaplecze. Gdy zatrzymała się w drzwiach, stało sie dla niej jasne, ze Alex juz wie. Obaj mężczyźni byli bladzi i milczący. Alex siedział na kanapie, wpatrując się w przestrzeń, podczas gdy Max przysiadł na schodach prowadzących do mieszkania, z głową wspartą na dłoniach. Kiedy drzwi zamknęły się za jej plecami, Max podniósł wzrok.
- Pomyślałam, ze możesz potrzebować wsparcia- rzekła miękko.
Max odwrócił sie do Alexa, dając jej do zrozumienia, że to on potrzebuje prawdziwego wsparcia, choc z punktu widzenia Liz, nie bylo to takie pewne.
- Alex?- ujęła jego dłoń, czując jej przejmujące zimno - dobrze się czujesz?
- Nie wiem- odparł powoli- to wszystko chyba jeszcze do mnie nie dotarło.
- Rozumiem.
- Ujrzałem Lexie i zdałem sobie sprawę, kim jest...i pomyslałem "Weszcie. Wrócili". Nawet nie zadałem sobie pytania, dlaczego to Max ja przyprowadził, a nie Isabel. Poprostu...byłem zbyt szczęśliwy- dodał cierpko- nawet kiedy przyszlismy tu, i zacząlem sie domyślać, ze być może Isabel nie wróciła z nimi, sądziłem, ze to tylko opóźnienie. Nie wyobrażałem sobie, że...- potrzasnął głową, niezdolny, by mówić dalej.
- Tak mi przykro Alex- powiedziała Liz- wiem, ze to straszny wstrząs- objęła go ramieniem, i wyczuła, że drży- wiesz, ze ona chciała wrócić do ciebie- dodała delikatnie, gładząc jego plecy łagodnym ruchem.
- Wiem- odparł- Max mi powiedział- wiem, że bez wzgledu na wszystko. Ale to nie zmienia niczego- spojrzał wreszcie na nią, jego oczy lśniły od łez- nie pojmuję własnych uczuć. Cząstka mnie szaleje ze szczęścia, bo mam córkę, ale kiedy pomyślę o Isabel...o tym że nigdy juz jej nie przytulę...że nie bedzie jej przy mnie, gdy Lexie bedzie dorastać....Liz, nie wiem co powinienem czuć- jego głos się załamał.
- Ciii- szepnęła Liz, obejmując go mocno i przyciskając do siebie- skąd miałbyś wiedzieć? To wszystko dzieje sie tak szybko...potrzebujesz czasu. Będziemu przy tobie...wszyscy- szeptała, lekceważąc własne łzy i kołysząc go w sposób, w jaki wczesniej kołysał własną córkę.
- Kiedy ochodziła, przyrzekła, ze wróci. Powiedziała, ze nie mogłaby odejść na zawsze, po tym wszystkim co razem przeszliśmy, by być razem- powiedział- było jej przykro, ze musi mnie prosić, abym na nią czekał...jeszcze trochę, jak obiecała. To wystarczyło. Jej słowo. Ponieważ ona nigdy mnie nie okłamała, wiesz? Zawsze była ze mną całkowicie szczera.
- Alex...
- Nie Liz, to prawda. Nawet jeśli chciała żebyśmy pozostali wyłącznie przyjaciółmi, nigdy tego nie ukrywała. Dlatego wiedziałem, ze naprawde mnie kochała, gdy w końcu mi to wyznała- szepnął- dlatego tez wiedziałem, ze wróci... pewnego dnia. Tak jakby było to wogóle możliwe...-urwał, tak jakby sens własnych słów w końcu do niego dotarł- Boże Liz...ona naprawde odeszła...- przywarł do niej rozpaczliwie, kryjąc twarz na jej ramieniu i dreszcz wstrzasnął jego ciałem.
- Och Alex- szepnęła Liz, przytulając go mocniej.
Uslyszała cichy dźwięk od strony schodów i uniosła wzrok, spoglądając ponad ramieniem Alexa. Zobaczyła Maxa, podnoszacego sie powoli i idącego w stronę drzwi. Spojrzał na nia przelotnie i nie potrafiła odczytac wyrazu jego oczu. Na krótką chwilę ich spojrzenia sie spotkały i Liz poczuła desperackie pragnienie, by pójść za nim. Mimo to, siedziała bez ruchu, podczas gdy Max skinął głową w niemym podziękowaniu i zniknął za drzwiami kawiarni, pozostawiajac ją w ramionach Alexa.
cdn....
Tułacze dusze" 10
Myślę, że tak naprawdę nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak bardzo odejście Michaela i Isabel poruszyło moich przyjaciół. Nie- przekreślam te słowa. Brzmią egoistycznie i nieczule, nie to miałam na myśli. Oczywiście, że myślałam o nich i piekle przez jakie przeszli- przecież byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Widziałam, że oboje byli samotni,że cierpieli- i nienawidziłam tej świadomości. Obserwowałam Marię, gdy wynurzała sie z głębiny, w każdym znaczeniu tego słowa i gdy wreszcie postawiła stopę na suchym, pewnym lądzie, była już inną kobietą. Mniej otwartą, już nie tak samo waleczną jak dawniej. To nie była manifestacja ale musieli to zauważyć ci, którzy ją kochali. Widziałam to i jestem pewna że Alex również. On z kolei stał się bardziej otwarty i odważniejszy. Tak jakby rekompensował tym sobie dawne pragnienie ukrycia się i biernej obserwacji świata z bezpiecznego dystansu. Wiedziałam, ze w pewnym sensie jest to dobry znak ale wyczuwałam w tym nutę fałszu, tak jakby jego popularność była nazbyt dla niego oczywista.
Chcę powiedzieć, ze nigdy tak naprawdę nie starałam się analizować ich związków. Nie wystarczająco dogłębnie. Myślę, że to naturalne. A raczej- byłoby to naturalne, gdyby były to typowo ludzkie związki, zamiast międzygalaktycznych romansów. Ale prawda jest taka, że zbyt łatwo ich zaszufladkowałam. Ich relacje przebiegały w sposób nieco burzliwy przez cały okres szkoły średniej. Michael i Maria wiecznie o coś się sprzeczali, a poziom ich kłótni był tak zróżnicowany, ze nikt tak naprawde nie brał ich poważnie. Czasami było to istotne- jak wtedy gdy Michael obawiał się o życie Marii, a czasem była to czysta imaginacja- jak te wszystkie brednie związane z Courtney. Przyczyny nie miały wiekszego znaczenia. Ich nastroje były jak klimat w niektórych miastach- jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj godzinę, a nastąpią zmiany. Musieliśmy w końcu pogodzić się z myślą, że oni poprostu uwielbiali się kłócić. Zapewne był to sposób wyrażania uczuć, bo nikt nie wątpił, ze się kochali.
Alex i Isabel byli nieprzewidywalni.Nigdy sie nie kłócili, nawet nie podnosili głosów na siebie. Ich przyjaźń była trwała, jak żadna inna więź tworząca ich związek. To Isabel była niechętna pogłębianiu ich relacji, pragnąc umawiać się od czasu do czasu z innymi facetami, choc zawsze były to jednorazowe wyjścia. Czułam narastającą w Alexie frustrację, wobec tej trwającej latami sytuacji, ale wykazywał się cierpliwością niespotykaną u żadnej innej znanej mi osoby. I najwyraźniej to popłaciło. W okolicy Świąt, w ostatniej klasie, Alex i Isabel byli znowu parą. Ale tym razem było inaczej...stabilniej. Pernamentnie stabilnie. Tak jakby Isabel zawsze wiedziała, że nikt inny nie potrafiłby jej zrozumieć tak jak rozumiał ją Alex, ale musiał on poczekać, aż ona osiągnie pułap pewnej świadomości. Czasem zastanawiałam się, czy nie bylo tak, ponieważ kochała go i pragnęła uchronić ich oboje przed nieuchronną separacją?
Wciąż, znając ich historie i obserwując związki rozkwitające na moich oczach, nigdy tak naprawde nie miałam pojęcia, jak głęboko sięgały ich uczucia. Stanowili pary ale nie różnili sie od tych, które znałam z codziennego życia. Być może wróżyłam im dłuższą przyszłość, ponieważ łączyły nas wspólne tajemnice, ale wciąż byli inni. I kiedy mówię "inni" mam na myśli- inni niż ja. Mój związek z Maxem był unikalny- nic czego doświadczyli Maria i Alex nie było tym, czym były moje przeżycia.
Zdaję sobie sprawę jak to zabrzmiało- niewiarygodnie zarozumiale. Ale czy zazwyczaj nie obsadzamy siebie w głównych rolach, kreując nasze własne historie? Ja z pewnościa i to w nie jeden sposób. To naturalne. I nie twierdzę, że Max albo ja byliśmy ważniejsi od pozostałych, nigdy tak nie myślałam. Ale to, czego z nim doświadczyłam, pozostało w sferze niedostepnej dla innych. Chociażby sposób, w jaki zbliżyliśmy sie do siebie w dniu w którym zostałam postrzelona...Wszystko wydarzyło się w jednej chwili. I już nic nigdy nie mogło być normalne, dla żadnego z nas. I nie było. Były światła, wizje i ofiary tak niewyobrażalne, że byłam pewna, iż przyniosą zgubę mojej duszy. Ponieważ przeznaczeniem Maxa było być przywódcą, a ja byłam zmuszona stać sie inną osobą Czy byliśmy razem, czy też rozdzielał nas los, zawsze wierzyłam, że jestem to winna Maxowi-by być lepszym człowiekiem...Mysleć nie tylko o nas, ponieważ tak wiele zależało od decyzji, które podejmiemy. Maxa i mnie łączyła więź, o jakiej nigdy nawet nie śniłam...w której istnienie nie dawałam wiary...i to w moim wyobrażeniu, czyniło nas wyjątkowymi.
Zawsze myślałam, że jeśli Maria albo Alex doświadczą czegoś... niezwykłego w swoich związkach, wspomną mi o tym. Max i ja stanowiliśmy pewien rodzaj...chomików doświadczalnych, jeśli miedzy nami wydarzyło sie coś niespotykanego, pozostali dowiadywali się o tym zdumiewająco szybko. Było to jedyne zjawisko, jakie wciąż dzieliło nas na dwie, różne grupy- ludzi i Obcych, a ja i Max odkrywaliśmy prawdę przed naszymi słuchaczami. Kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy, szczegóły szybko zostały upublicznione. Rozumiem, dlaczego było to nieuniknione, ale nie czyniło mnie to szczęśliwszą, ponieważ musiałam podzielić się czymś, co pragnęłam zachować w pamięci jako osobiste wspomnienie. Byłabym jeszcze mniej zachwycona, gdyby sie okazało że jesteśmy jedynymi, zmuszonymi się uzewnętrzniać.
To wszystko sprawiało, że uwierzyłam, iż dla Marii i Alexa ból po rozstaniu z Michaelem i Isabel jest łatwiejszy do zniesienia, niż moje samotne cierpienie po odejściu Maxa. Cząstka mnie żyła w przekonaniu, ze więź łącząca mnie i Maxa była najsilniejsza, ponieważ tyle razam przeszliśmy, ponieważ nasze dusze były złączone, poniewaź, tak jak powiedziała Maria, byliśmy bratnimi duszami. Ale powinnam była wiedzieć, ze miłości nie można porównywać. Każde uczucie jest inne, wyjatkowe i niepowtarzalne. I jest to prawdą uniwersalną.
- Znasz mnie- powiedziała miękko Lexie, jej głos był zduszony, gdyż przytulała twarz do ramienia Alexa.
Alex delikatnie przesunął dłonią po rozluźnionym warkoczu dziewczynki.
- Masz oczy swojej mamy- odparł z prostotą.
Lexie odsunęła się, na dziecięcej buzi malował sie poważny wyraz.
- Mama powiedziała, ze mam twój usmiech.
- Coś podobnego! Zaraz się przekonamy- Alex delikatnie połaskotał dziewczynke pod brodą i Lexie zachichotała, promienny uśmiech rozjasnił całą jej twarz. Alex odpowiedział uśmiechem. Uderzająco podobnym.
- Wygląda na to, ze ma rację. Jak zawsze- odparł.
Liz zadrżała, zdając sobie sprawę, że użył czasu teraźniejszego i widząc, że na krótką chwile podniósł wzrok, tak jakby pragnął odnaleść w kawiarnianym tłumie znajomą twarz. Liz instynktownie spojrzała na Maxa i stwierdziła, ze przygląda się uważnie Alexowi. Jego oczy były smutne.
- Dlaczego nie przeniesiemy sie na zaplecze?- zasugerowała szybko, zastnanawiając się co zrobi, jesli to wszystko zakończy się katastrofą.
- Mario? Możesz dodać coś do naszych zamówień? Na co macie ochotę? - zwróciła się do Alexa i Lexie- co powiesz na grilowany ser?- spytała dziewczynkę- lubisz?
Lexie potaknęła.
- Tak, poproszę- odparła z wyszukaną grzecznością.
Liz usmiechnęła się i spojrzała na Marię, kóra potaknęła i zsunęła się ze swojego krzesła.
- Alex?- spytała Maria- jak zwykle?
- Hm? Tak tak, oczywiście. Dziękuję- odparł, podnosząc Lexie i ruszył w stronę zaplecza, z córką wspartą na swoim biodrze, tak swobodnie, jakby robił to każdego dnia jej krótkiego życia.
Maria zwróciła się do Maxa, który wpatrywał się w Alexa i Lexie.
- Max? Co chcesz na lunch? Max?
Liz delikatnie musnęła ramie przyjaciółki i potrząsnęła głową.
- Poprostu zamów mu Księżycowego Burgera- powiedziała-za moment przyjdę i weźmiemy napoje.
- W porządku- odparła Maria, spoglądając z niepokojem na Maxa, po czym poszła po zamówienia.
- Max?- Liz ujęła jego dłoń i ścisnęła ją delikatnie- choć Max. Idziemy.
Jej miękkki dotyk sprawił, że opuścił wzrok i spojrzał prosto w jej oczy.
- Skąd on wiedział? I jak ja mu o tym powiem? Boże, Liz...- przesunął dłonią po twarzy- bitwy, które stoczyłem, były łatwiejsze od tego- wyszeptał, raczej do siebie, niz do niej.
- Musisz mu powiedziec Max. On nie może tego usłyszeć od Lexie. To nie byłoby w porządku, dla żadnego z nich.
Jej słowa najwyraźniej przywróciły mu świadomość. Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę.
- Masz rację- odparł w końcu.
Weszli do pokoju i zastali Alexa siedzącego na kanapie, z Lexie na kolanach. Maria zatrzymała się w drzwiach, wyraźnie podejmując bohaterskie wysiłki by nie wybuchnąć płaczem.
- Alex?- zaczął Max.
Alex spojrzał na niego wyczekująco.
- Jak się masz Max?- spytał- minęło sporo czasu.
- To prawda- odparł.
Alex najwyraźniej nie zauważył, że zlekceważył jego pytanie.
- Jak...czują się wszyscy? Wróciliście?- jego ton był zarazem pełen rezerwy, jak i nadziei. Liz wyczuła napięcie Maxa, w niemej odpowiedzi na to pytanie. Przez dłuższą chwilę nikt nie przemówił.
- Alex, skąd wiedziałeś?- Maria przezrwała milczenie- mam na myśli Lexie. I jak mogłeś nam o tym nie powiedzieć- jej głos podniósł się ledwo zauważalnie, oczy zalśniły w zapowiedzi gniewu.
- Nie wiedziałam Mario- odparł Alex, uśmiechając się ze smutkiem- poprostu...domysliłem się. Chyba. Nie byłem pewien. Ostatniej nocy, kiedy Isabel i ja...nie mieliśmy żadnego zabezpieczenia. Ona nie chciała. Powiedziała że chce podjąć to ryzyko- jego spojrzenie spoczęło na małej dziewczynce- mieliśmy szczęście.
- Więc rozpoznałeś ją i....?- urwała Liz, patrzac na Alexa pytająco.
- I wiedziałem- dokończył za nią. Spojrzał w zamyśleniu na swoją córkę, siedzącą cicho na jego kolanach i przysłuchującą się dyskusji.
- Lexie to zdrobnienie, prawda?- zapytał ją.
- Od Alexandry- uśmiechnęła się nieśmiało Lexie.
- Poznaj Alexandrę Elisabeth Evans Whitman- dodał łagodnie Max.
Alex spojrzał na Liz, po czym przeniósł spojrzenie na Maxa, jego oczy rozbłysły.
- Dziękuję- szepnął.
Max milczał przez chwilę.
- Alex? Muszę z tobą porozmawiać...bez świadków- powiedział, spoglądając znacząco na Lexie.
Alex zawahał sie przez krótką chwilę. Skinął głową.
- Jasne- odparł- Lexie, skarbie, zostaniesz z Liz i Marią przez chwilę. Muszę porozmawiać z Maxem.
- Dobrze tato- wyraźnie rozkoszowała się tym nowym tytułem- tylko nie odchodź- dodała, w skupieniu marszcząc brwi.
Alex uśmiechnął się, odgarniając włosy z twarzy córki.
- Nigdzie nie odejdę. Obiecuję- podniósł dziewczynkę i postawił ja na podłodze, jego poważne spojrzenie odszukało Maxa- zmykaj skarbie.
Liz sięgnęła po dłoń dziewczynki.
- Możesz pomóc nam z napojami Lexie.
Lexie ujęła jej dłoń i uśmiechnęła się.
- Widzisz, mówiłam ci, że spotkam mojego tatę.
- Tak, mówiłaś- odparła Liz- choć, idziemy- zerknąwszy z niepokojem na Maxa, skierowała się wraz z Lexie do wyjścia. Maria bez słowa podążyła za nimi.
- Nie znałaś wcześniej Marii, prawda Lexie?- spytała Liz, gdy znalazły sie na zewnątrz.
- Cześć Lexie- uśmiechnęła się Maria, przyklekając, by móc spojrzeć w oczy dziewczynki.
- Znam cię- oznajmiła Lexie- wujek Michael zwykle opowiadał mi o tobie. Zanim on i mama odeszli i wujek wrócił...zmieniony- dodała, marszcząc sie nieznacznie.
- Naprawdę?- spytała Maria- a co ci opowiadał?
- Wszystko. Na przyklad jak porwał cię bo był mu potrzebny twój samochód.
Maria prychnęła.
- No tak. Zostaw Michaela z nieletnim. Natychmiastowa demoralizacja.
- I o tym jak pomogłaś mu, gdy nie miał dokąd iść- kontynuowała Lexie.
Twarz Marii złagodniała.
- Tak powiedział?
Lexie skinęła głową.
- Padał deszcz, a on stał pod twoim oknem, a ty wrzeszczałaś na niego- recytowała jednym tchem- ale potem pozwoliłaś mu wejść do środka.
-- Tak...tak własnie było. Można pomyśleć, ze widziałaś to wszystko na własne oczy- szepnęła Maria.
- Widziałam- odparła Lexie.
- Co? Jak....
- Wizje- przerwała jej cicho Liz. Przysunęła sie bliżej, tak aby jej głos nie był słyszalny dla nikogo poza ich trójką - pokazał jej to poprzez wizje, Mario. Rozmawiasz z małą dziewczynką, która zamiast bajek na dobranoc, poznawała historie o nas, sączone wprost do jej mózgu. Dlatego zna nas wszystkich. Wzrastała z nami. Isabel, Max i Michael zadbali o to.
- Naprawdę?- odetchnęła Maria- opowiedzieli jej o nas? Nie tylko o Alexie?
Liz potaknęła.
- Chcesz zobaczyć?- spytała Lexie- mogę ci pokazać, ale...- rozejrzała się i zniżyła nieco głos- nie tutaj. Za duży tłum- szepnęła, brzmiąc nieoczekiwanie dojrzale.
- W porządku- uspokoiła ją Maria. Powiodła palcem po linii małego noska i delikatnie połaskotała dziewczynkę w brzuch. Lexie zachichotała, całkiem po dziecięcemu i Maria uśmiechnęła się.
- Może później. Opowiesz mi po lunchu, w porządku?
Liz zaczęła nalewać napoje do szklanek, rzucając w stronę zaplecza niespokojne spojrzenia. Nie mogła zapomnieć wyrazu twarzy Maxa, na myśl o nieuchronnej perspektywie rozmowy z Alexem.
Głos Marii wyrwał ją z zamyślenia.
- Liz? Moze zajrzysz na zaplecze? Ja mogę to dokończyć.
Liz uśmiechnęła sie z wdzięcznością. Czasami zapominała, jak wazna jest obecność osoby, ktora zna cię od wieków.
- Dziękuję- szepnęła- wrócę za minutkę.
- Nie śpiesz się- odparła Maria.
- Poprostu...zdaję sobie sprawę, ze to będzie dla niego ciężkie. Dla nich obu.
- Wiem Liz. Poprostu idź.
Liz pomknęła na zaplecze. Gdy zatrzymała się w drzwiach, stało sie dla niej jasne, ze Alex juz wie. Obaj mężczyźni byli bladzi i milczący. Alex siedział na kanapie, wpatrując się w przestrzeń, podczas gdy Max przysiadł na schodach prowadzących do mieszkania, z głową wspartą na dłoniach. Kiedy drzwi zamknęły się za jej plecami, Max podniósł wzrok.
- Pomyślałam, ze możesz potrzebować wsparcia- rzekła miękko.
Max odwrócił sie do Alexa, dając jej do zrozumienia, że to on potrzebuje prawdziwego wsparcia, choc z punktu widzenia Liz, nie bylo to takie pewne.
- Alex?- ujęła jego dłoń, czując jej przejmujące zimno - dobrze się czujesz?
- Nie wiem- odparł powoli- to wszystko chyba jeszcze do mnie nie dotarło.
- Rozumiem.
- Ujrzałem Lexie i zdałem sobie sprawę, kim jest...i pomyslałem "Weszcie. Wrócili". Nawet nie zadałem sobie pytania, dlaczego to Max ja przyprowadził, a nie Isabel. Poprostu...byłem zbyt szczęśliwy- dodał cierpko- nawet kiedy przyszlismy tu, i zacząlem sie domyślać, ze być może Isabel nie wróciła z nimi, sądziłem, ze to tylko opóźnienie. Nie wyobrażałem sobie, że...- potrzasnął głową, niezdolny, by mówić dalej.
- Tak mi przykro Alex- powiedziała Liz- wiem, ze to straszny wstrząs- objęła go ramieniem, i wyczuła, że drży- wiesz, ze ona chciała wrócić do ciebie- dodała delikatnie, gładząc jego plecy łagodnym ruchem.
- Wiem- odparł- Max mi powiedział- wiem, że bez wzgledu na wszystko. Ale to nie zmienia niczego- spojrzał wreszcie na nią, jego oczy lśniły od łez- nie pojmuję własnych uczuć. Cząstka mnie szaleje ze szczęścia, bo mam córkę, ale kiedy pomyślę o Isabel...o tym że nigdy juz jej nie przytulę...że nie bedzie jej przy mnie, gdy Lexie bedzie dorastać....Liz, nie wiem co powinienem czuć- jego głos się załamał.
- Ciii- szepnęła Liz, obejmując go mocno i przyciskając do siebie- skąd miałbyś wiedzieć? To wszystko dzieje sie tak szybko...potrzebujesz czasu. Będziemu przy tobie...wszyscy- szeptała, lekceważąc własne łzy i kołysząc go w sposób, w jaki wczesniej kołysał własną córkę.
- Kiedy ochodziła, przyrzekła, ze wróci. Powiedziała, ze nie mogłaby odejść na zawsze, po tym wszystkim co razem przeszliśmy, by być razem- powiedział- było jej przykro, ze musi mnie prosić, abym na nią czekał...jeszcze trochę, jak obiecała. To wystarczyło. Jej słowo. Ponieważ ona nigdy mnie nie okłamała, wiesz? Zawsze była ze mną całkowicie szczera.
- Alex...
- Nie Liz, to prawda. Nawet jeśli chciała żebyśmy pozostali wyłącznie przyjaciółmi, nigdy tego nie ukrywała. Dlatego wiedziałem, ze naprawde mnie kochała, gdy w końcu mi to wyznała- szepnął- dlatego tez wiedziałem, ze wróci... pewnego dnia. Tak jakby było to wogóle możliwe...-urwał, tak jakby sens własnych słów w końcu do niego dotarł- Boże Liz...ona naprawde odeszła...- przywarł do niej rozpaczliwie, kryjąc twarz na jej ramieniu i dreszcz wstrzasnął jego ciałem.
- Och Alex- szepnęła Liz, przytulając go mocniej.
Uslyszała cichy dźwięk od strony schodów i uniosła wzrok, spoglądając ponad ramieniem Alexa. Zobaczyła Maxa, podnoszacego sie powoli i idącego w stronę drzwi. Spojrzał na nia przelotnie i nie potrafiła odczytac wyrazu jego oczu. Na krótką chwilę ich spojrzenia sie spotkały i Liz poczuła desperackie pragnienie, by pójść za nim. Mimo to, siedziała bez ruchu, podczas gdy Max skinął głową w niemym podziękowaniu i zniknął za drzwiami kawiarni, pozostawiajac ją w ramionach Alexa.
cdn....