_liz ma nadal bardzo dobry humor, więc z tego korzystacie. Skorzystałybyście o wiele bardziej gdyby działała Komnata
Ale w tej sprawie już kontaktowałam się z H., zobaczymy co ona powie...
Wracając do opowiadania: Kyle odegra nawet ważną rolę w tym ff, pod różnymi względami. Jego rozmówki z Aleciem nie będą niestety aż tak rozwinięte jak byście chciały, a to głównie z powodu tego, że Kyle za zielonookim nie przepada i tym bardziej przepadać nie będzie. Za to jak zawsze będzie niezmiernie lojalny wobec Liz. W przeciwieństwie do innych...
Dlatego radziłabym wam po raz pierwszy raczej w tak idealnie dobrym świetle nie stawiać H.
Kto dba o jej dobry humor? (ok zagalopowałam się tutaj pałeczkę przejmuje A)
Marku głupi
Tylko nie pałeczkę... A czy Aleksander dba o mój dobry humor? No, na pewno dba o wenę do niektórych scen
Chcecie spoilerków? Cóż, Onarek jest w tym najlepsza, ale ja też wam mogę coś dzisiaj szepnąć (mam zdecydowanie za dobry humor). Hmm... to ja was dobiję wzmianką o części 10. Pojawi się zły i niedobry czarny charakter, który ma tak efektowne wejście, że zawał gwarantowany
Nawet H jeszcze czegoś takiego nie napisała. Hehe. Ale moją ulubioną częścią i tak jest 11
W rozdziale dzisiejszym Liz jest wkurzająca po granice możliwości. Jej ostatnie słowa jakie padaja, aż wołają o pomstę do nieba...
Macie kolejną część, ale pamiętajce: Różowemu mówimy NIE! Barbie mówimy NIE!
9.
Weszły obie na salę. Właściwie Liz szła za Hotaru, mając ochotę uciec jak najszybszą drogą. Wiedziała co chodzi po głowie blondynce, chociaż ta nie wypowiedziała ani słowa. Ani trochę jej się to nie podobało. W ogóle dlaczego zachowywała się jak potulne dziecko? W końcu to ona była dowódcą, ona stanowiła autorytet, to jej słuchano. A teraz podążała za H. jak prowadzona na sznureczku.
Zatrzymała się w miejscu, dostrzegając siedzacą na kanapie Dani. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to niepozorne maleństwo wpatrywało się swoimi midowymi oczętami w siedzącego obok niej Aleca. Przechylał się nieco w jej stronę, wyraźnie zapraszając ją do czegoś więcej niż rozmowy. Nerwy przesłały ostry impuls wzdłuż jej ciała. Za dobrze znała takie sytuacje. A teraz jeszcze jej podopieczna, jej żołnierz...
Zacisnęła pięści. Sama nie wiedziała co ją bardziej denerwowało. Fakt, że nieśmiała Dani padała właśnie ofiarą wytrawnego uwodziciela czy świadomość, że on był kiedyś jej... Mruknęła coś i obróciła się. Nie miała ochoty robić czegoś, co dla H wydawało się słuszne a dla niej niepotrzebne. Wyjaśnienia. Pft... Nie musiała nikomu nic wyjaśniać. Jemu nie chciała nic wyjaśniać. W ogóle nie rozumiała po co mu te słowa? Uciekła i tyle. On znalazł zapewne niejedną dziewczyne, która rozgrzewała jego łóżko.
Delikatna dłoń zacisnęła się na jej łokciu i pociągnęła ją do tyłu. Liz jęknęła. Czasami wydawało jej się, że Hotaru ma jakiś problem wartości. Potrafiła być zimna i niebezpieczna, zabijała bez pytania kogo i za co, a teraz nagle chciała własnego dowódcę zmusić do szczerej rozmowy z innym X5.
- Dani mogę cię prosić na moment – Hotaru posłała dziewczynie znaczące spojrzenie poczym pchnęła Liz w stronę kanapy
Brunetka zatrzymała się o krok od zielonookiego. Ciemne spojrzenie wbiło się w jego twarz z wyższością. O nie, nic z tego! Nie miała najmniejszego zamiaru bawić się w te podchodzy. Skrzyżowała ramiona, dając mu tymsamym znać, że nie dojdzie do porozumienia. W żaden sposób. Kiedy H i Dani oddaliły się, syknęła:
- Zbliż się do niej a cię zabiję.
Uniósł brwi w lekkim zdumieniu. Nie podejrzewał, że jest tak nadopiekuńcza w stosunku do swoich żołnierzy. A może tu chodziło o coś więcej niż ochrona tej małej?
- To zazdrość czy przewrażliwienie? - zapytał cierpko
Furia szybko przetoczyła się przez jej ciało. Jak śmiał ją posądzić o zazdrość. I to w stosunku do niego? To już był realny przerost ego.
Prychnęła tylko. Zielonkawe spojrzenie ślizgało się po jej sylwetce. Nie mógł się powstrzymać nawet, gdy była w gotowości go zabić. Dreszcz przebiegł po jej plecach, kiedy napór intensywnego wzroku zaczął ją drażnić. Zauważył to.
Lewy kącik jego ust uniósł się nieznacznie do góry. Nienawidziła go? Możliwe. Ale to drobne ciałko reagowało całkowicie inaczej. Miękło pod jego spojrzeniem jakby już ulegało i chciało się ugiąć wiotko. Był pewien, że nie mogła opanować narastającej temperatury i podsycających pragnienie wizji. Chciała czy nie, ułamki wspomnień wirowały w jej umyśle przypominając o tym, czego nic nie zatrze. Nie była w stanie wymazać obrazu własnego spełnienia i marzenia. Chociaż umysł ostro walczył, nad miękkim i przyjemnie gibkim ciałem to on miał władzę.
Wstał powoli, celowo muskając dłonią jej ciało. Ledwo zauważalne drgnięcie przetoczyło się przez koniuszki nerwów. Pochylił głowę, prawie ocierając swój policzek o jej. Wstrzymała oddech. Znów zaczęła tracić kontrolę. Musiała się bardzo szybko skupić na swojej powinności, na rzeczywistości, na czymkolwiek, co odciągnie ją od pułapki pewnego siebie X5.
Przesunął palce po jej ramieniu, czując jak chłodną gładką skórę pokrywa gęsia skórka. Nie miał pojęcia skąd w nim ta nagła zmiana taktyki, nawet tego nie planował. Jeszcze pięć minut temu na sam dźwięk jej imienia miał ochotę coś rozszarpać a najlepiej nią samą. A teraz wystarczyło jedno spojrzenie by nienawiść przeszła w głód. Zielony wzrok stapiał się z pirytowymi tęczówkami Liz. Dawne tęczowe błyski zdawały się powracać, jak kiedyś. Rozchyliła lekko usta, czując ciepłe opuszki na swojej skórze.
- Zdecydowanie zazdrość – mruknął melodyjnie
Momentalnie nabrała powietrza. Co się z nią działo? W ułamku sekundy straciła świadomość rzeczywistości tonąć w przestrzeni Aleca. Obezwładniał ją. Działał tak, jak nie powinien. Stop! Gwałtownie się cofnęła o krok i obróciła. Szła szybko. Tak szybko, by nie był w stanie zatrzymać jej na głównej sali. Wolała to przenieść do korytarza, jeśli nie mogła tego uniknąć.
Ciepłe palce delikatnie zacisnęły się na jej przegubie, zatrzymując w pół kroku. Obrócił ją w swoją stronę płynnym ruchem. Ciemne spojrzenie wbiło się w jego twarz, tym razem z gniewem i strachem. Czy on miał zamiar ją prześladować cały czas? Nie miał zamiaru dać jej w końcu spokoju? To było drażniące. O wiele bardziej od samej myśli, że miałaby mu opowiedzieć o swoich uczuciach i wahaniach sprzed roku. Nie mogła przecież przyznać, że naprawdę słabła w jego ramionach, że był od niej silniejszy, że całkowicie się przy nim zatracała, że nic innego prócz niego się nie liczyło.
Wysunęła rękę spomiędzy jego palców. Jednocześnie wycelowała nogę w jego kostkę. Już zauważyła, że tylko w ten sposób jest w stanie dać mu do zrozumienia, że nie będzie grała w jego grę. Ale zablokował jej cios i sam znienacka wyprowadził jeden w jej stronę. Genetycznie poprawiony wzrok uchwycił ruch ramienia, a ręka sama powstrzymała uderzenie. Sekundy mijały wolniej, a oni zdawali się nie tracić ani odrobiny energii czy determinacji.
- Czy ty – cedziła przez zęby pomiędzy kolejnymi ciosami – nie możesz dać mi spokoju?
W odpowiedzi chwycił ją za łokieć i obrócił ciało o sto osiemdziesiąt stopni, kierując w stronę ściany.
Użyła go jak oparcia i nogami odbiła się od ściany. Zaczynała się wczuwać w ten ferwor walki.
- Nie mam ci nic do powiedzenia – syknęła i wyrwała się, ponownie stając twarzą do niego – Było minęło.
Alec jednak nie miał najmniejszego zamiaru dać za wygraną. Nie teraz kiedy wydawało się, że jednak wciąż ma ten jeden słaby punkt – jego. Podświadomie czuł, że atakowała go tylko dlatego, że nie mogła zaatakować samej siebie. A on był częścią niej, więc po części spełniała swoją nienawiść.
Tym razem był szybszy i mniej przewidywalny, by mogła zablokować jego ruch. W błyskawicznym tempie uchwycił ją za ramiona i przycisnął do przeciwnej ściany, unosząc nieco w powietrzu. Własnym ciałem zablokował jej ruchy. Wściekły, ciemny wzrok tkwił w jego twarzy.
- Mów – ledwo chamował pragnienie skręcenia jej karku
- Po co ci to? - zapytała ciężko oddychając
Ale jej głos był drżacy i cichy. Jakby lekko przerażony. Spoglądała na niego uważnie, usiłując odczytać to z jego spojrzenia.
Po co mu to? Może dlatego, że zasłużył na chociaż zdawkowe wyjaśnienie. Powinien ją usłyszeć. Chociaż tyle po tym, co zrobiła, po tym jak go zostawiła bez słowa. Należała mu się chociaż ta drobna rekompensata za przeklęty ból i skołowane myśli. Za strach o jej życie, za złość na nią, że tak nim zagrała. Za wyrzuty, że przez tę małą diablicę przestał być żołnierzem. Dla niej zapomniał o tym, że powinien być zimny i ostrożny. Dla niej słabły jego zmysły. Dla niej ryzykował życiem. Jej zaufał, jej pozwolił się do siebie zbliżyć jak nikomu innemu. Ją pokochał wbrew wszystkiemu. A ona śmiała mu odmawiać wyjaśnień?
Przycisnął ją mocniej do ściany. Szmaragdowe spojrzenie ślizgało się po jej twarzy. Naprawdę ledwo się powstrzymywał od tego morderstwa. Liz rozchyliła usta. Dostrzegła w jego wzroku te wszystkie odcienie emocji, których wcześniej nie widziała, nie znała. Świadomość, że tak czuł uderzyła w nią nieoczekiwanie. Ale umysł ciągle pracował racjonalnie i krzyczał, by go odepchnęła jak najdalej, jak najmocniej. Znalazła w sobie tyle gorzkiej kpiny, że musiała zacisnąć pięści, gdy wypowiadała ostre słowa.
- Czyżbym złamała ci serce?
Zastygł na ułamek sekundy. Wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Tęczówki rozjaśniły się niezrozumiałym szokiem i bólem. Rozluźnił uścisk, uwalniając ją. Jeszcze przez chwilę na nią patrzył, poczym... odszedł.