Page 4 of 7

Posted: Thu Mar 03, 2005 6:51 pm
by Cicha
Króciótka przerwa w nauce historii ( :? ), aby wpaść tutaj...

Tak szybko dodałaś następną część, że niestety nie zdążyłam wykupić nic na uspokojenie, ale jest dobrze - jeszcze nie odstraszyło mnie to, co przeczytałam o Marii, więc będę czyała dalej. Chyba już nic mnie nie odstraszy.

Postać Aleca trochę mnie ciekawi...w życiu obejrzałam chyba tylko 4 czy 5 odcinków Dark Angel - akurat trafiłam na te, w których pojawił się Alec i wtedy wydał mi się zimnym draniem - nie przypadł mi do gustu.
Twój Alec zaczyna być coraz fajniejszy. :)

Ponadto bardzo podoba mi się Twój styl pisania - lubię przemyślenia i opisy uczuć, a Tobie wychodzi to znakomicie :D
Cieszę się, że nareszcie się na to zdecydowałaś zapewne najważniejszym powodem była moja osoba, ale czemu trwało to tak długo?
Jasne, że przybyłam tu specjalnie dla Ciebie Onarku! Zawsze chciałam być przyczyną Twojego zawału serca, kiedy zobaczysz moją osobę czytającą opowiadanie, którego gł. postacią jest Liz Parker. :twisted: Ale nawet nie licz, że skoro wkręcam się w opow. Liz&Aleca, to zajrzę do opowiadania typu Polar - na to mam za słaby żołądek :cheesy:
Dla niewtajemniczonyc: Cicha uwliebia Tess... Przede wszystkim uwielbia ją bronic a przy tym jechac po Liz
Moje lubienie Tess nie ma nic wspólnego z jeżdżeniem po Liz :)

Muszę pisać, że czekam na następną część...?

Posted: Thu Mar 03, 2005 7:07 pm
by onar-ek
Dowiedziałam sie dziś, że następna częśc zależy od mojego komentarza... Od jego jakości :roll: I widzicie jaką cieżką pracę ma wasza naczelna? Wszystko na mojej głowie a wy tu jeszcze czasem potraficie marudzic :lol: Mam nadzieję, że weżmiecie to sobie do serca bo jak się zezłoszczę to nie będę komentowała i nie będzie nowych części :twisted: Hehe

Oj Cicha damy radę jeszcze i do polarka się przekonasz jesteś na dobrej drodze :cheesy: I radzę Ci mimo wszystko kupic melisę nie powiem dlaczego :twisted:

Więc :cheesy: Marta jest wesoła więc wszyscy się radujmy dziś :twisted: Nanana :twisted: Ekhem :twisted: Maria... Jezu jak ta dziewczyna potrafi byc upierdliwa. Ja rozumiem może i myśli, że jest przyjaciółką Liz, może i się o nią martwi, ale te ciągłe gadki Kochasz Maxa... On jest Twoja bratnią duszą Liz... Jesteście sobie przeznaczeni... Nie rań go Liz i nie rań siebie... Tylko z nim będziesz szczęśliwa... ble ble ble przeciez od tego można zwariowac :? Przyjaciółka powinna wspierac a nie wtrącac się we wszystko, myślec, że wie lepiej co jest dla Liz dobre :? To nie jej życie... Niech lepiej zajmie się sobą a może wyjdzie na ludzi :haha: Rybie usta :haha: Ok już nic nie piszę :!:
Alec... Jak ja uwielbiam tego zielonookiego potworka :twisted: Widac, że torszkę zaczyna się interesowac naszą Liz? I chyba zmieniac o niej zdanie. Jak widac pomylił się chłopak :twisted: A słowa Liz:
Nie miał o niczym pojęcia. „Słuchaj no...” urwała, nie pamiętając jak miał na imię. „Alec” podpowiedział jej. Zamrugała niespokojnie, orientując się, że w jakiś niesamowity sposób nagle pochylał się w jej stronę, a jego oddech dobijał się od jej policzka. „Słuchaj no, Alec” podkreśliła jego imię złośliwie „Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy. Najlepiej się czymś zajmij” mruknęła.
Były po prostu genialne :twisted: Jeszcze nauczy się jego imienia jestem o to dziwnie spokojna :twisted: I uwielbiam te jego aluzje :twisted:

Chyba się popisałam co Marq? :twisted: Kiedy nowa częśc? :twisted:

Posted: Thu Mar 03, 2005 7:52 pm
by Elip
Jeju ale ja mam dzisiaj bojowy humor :evil: Poprostu tylko kogoś walnąć :evil:
Ale nawet nie licz, że skoro wkręcam się w opow. Liz&Aleca, to zajrzę do opowiadania typu Polar - na to mam za słaby żołądek
Jaasne, ja mówiłam, że nie przekonam się do Aleca, a teraz cóż... zmieniłam zdanie :lol:
I widzicie jaką cieżką pracę ma wasza naczelna?
Biedaku 8)

Szkoda mi też Liz. Ona nie tyle kocha Maxa- jej wszyscy wmówili, że ona go kocha i biedna w to uwierzyła, a jak się dziewczyna w końcu opamiętała, to nadeszła DeLuca i znowu zaczęła swoją gadkę, jak to niby Liz kocha Maxa. Ona chyba o tym lepiej wie :roll: i Maria nie musi jej o tym przypominać.

A scena z Liz i Aleciem świetna :mrgreen: Oj chyba zmienia zdanie o niej pomalutku, a co do niej... zapamięta w końcu jego imię... :twisted:

Oj chcemy więcej :twisted:

Posted: Thu Mar 03, 2005 10:21 pm
by aras
Nareszcie coś dla mnie. Jak się cieszę :mrgreen: . I to aż dwie części !!

Max i Logan razem :D . Leżą sobie w łóżeczku :D . Max nikogo nie goni, Logan nie ratuje świata :D . Żyć nie umierać :D . Ciekawe jak długo :roll: . Na ale dobrze. Należy cieszyć się chwilą.
Aż dziwo, że Logan przyznał się, że ma wszystko, czego mu było potrzeba, na czym mu naprawdę zależy.

Alec typowy. Liz hmm, bardzo mądra jest. Nie podejrzewałam, że od razu tak będzie. Marii nie kocham za bardzo. Za to lubię Tess..., jak Maria mogła nazwać ją suką :evil: :!: :?:

Posted: Fri Mar 04, 2005 1:20 pm
by Onika
Wiedziałam, że tak będzie, że przyjdzie tajfun DeLuca i zacznie bredzić. Czy ta dziewczyna nie ma własnego życia? :? I to jeszcze przyszła bez makijażu, mogłam sie nie czesać tylko w piżdżamie pobiec do Liz, w końcu to takie wazne, straszne i zależy od tego życie tylu ludzi, bo... Liz zerwała z Maxem. :shock: Ciekawe co zrobi, gdy między Aleciem i Liz... :twisted:
Bratnie dusze... bleh I wtedy zgubisz pantofelek on go odnajdzie, później odnajdzie ciebie i na białym rumaku pojedziecie do jego królestwa i będziesz szczęśliwa :blah: Ble, blondynka 8)
A moze to Maria powinna być z Maxem. :twisted: Hehe, to bym miała ubaw :wink:

Max nikogo nie goni, Logan nie ratuje świata.
Liczę, że to nie będzie tlyko chwila, że będą mieć czas, żeby... porozmawiać 8) Strasznię lubię ich jako parę, szczególnie jesli mają chwile wytchnienia. Rzadko im się to zdarza, ale w takiej 'oazie' jak Roswell wszystko jest możliwe.

Liz :evil: Liz :evil: Liz :evil: jako ona mogła zapomnieć imię Alec 8) Przynajmniej nie ukrywa tego, że zielonooki na nią działa. I znowu lody, niedługo uznam, że najbardziej rozpowszechnione lekarstwo... na wszystko. Tylko, że nie powinna ich jeść przy Alecu, bo jeszcze z nich tylko ciecz zostanie :roll:
Czyzby Liz nie było już dla Aleca takim 100% maleństwem trzymającym się spódnicy mamusi?8)


I widzicie jaką cieżką pracę ma wasza naczelna?
Praca uszlachetnia 8)

Posted: Fri Mar 04, 2005 4:30 pm
by _liz
Nawet sobie nie wyobrażacie jak Onarek jest wkurzająca z tym ciągłym zadręczaniem mnie o kolejną część :? Jak tak dalej pójdzie to zacznę reagować odwrotnie i na każdą jej prośbę NIE ZAMIESZCZĘ żadnej części... Dzisiaj mam dobry humor, więc jeszcze zrobię wyjątek. Poza tym bardzo podobają mi się wasze komentarze. Oby tak dalej! :twisted: (tak, możecie to odczytywać jako - nie będzie takich ładnych komentarzy, nie będzie więcej OO)




4.

„Powiedz jej coś Alex!” Maria szturchnęła przyjaciela, mając nadzieję, że ten jakoś zareaguje. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, że Liz tak łatwo oddawała Maxa, że już jej nie zależało. Usiłowała ją przekonać, namówić, wyjaśnić, ale ona wciąż uparcie twierdziła, że tak jest jej lepiej. Jak mogło być lepiej? Przecież odrzuciła swoje największe marzenie, swoją miłość. Maria tego kompletnie nie rozumiała. Gdyby sama miała taką szansę, nie pozwoliłaby aby cokolwiek odebrało jej tego jedynego. Czy był nim Michael? Miała wątpliwości, ale napewno walczyłaby o niego. A Liz z takim chłodem to odrzucała. „Maria, to jej życie” Alex nie miał najmniejszego zamiaru brać udziału w krucjacie blondynki. Owszem, może sam też nie rozumiał dlaczego Liz postępuje tak a nie inaczej, ale to była tylko i wyłącznie jej decyzja. Jeśli uważała, że nie będzie szczęśliwa z Maxem i należy to zakończyć, popierał ją w tym. Wszystko, byle sama była szczęśliwa. „Ale ona nie wie co z nim robi!” DeLuca wciąż histeryzowała. Dla niej Max był idealnym księciem, na jakiego Liz zasłużyła. A może nie tyle zasłużyła, co powinna zasłużyć.

„Ratuję jego resztki” mruknęła Liz całkowicie poważnie. Tak czuła. Jakby dotychczasowa egzystencja powoli rozpadała się na kawałeczki, a Max i cała kosmiczna wichura tylko przyspieszały ten proces. Więc jedynym sposobem na ratowanie siebie samej i swojego życia, była ucieczka. I zaczęcie od nowa. Odetchnięcie wreszcie prawdziwym powietrzem, a nie słodką trucizną wpajaną przez dziecięce marzenia. Przede wszystkim musiała się też uwolnić od ciągłego podlegania wpływom innych. W tym Marii. Głównie Marii. Kochała ją jak siostrę. Zawsze mogła na nią liczyć. Wątpiła, aby kiedykolwiek ktoś mógł jej nawet dorównać. Jednak teraz musiała się odciąć nawet od niej. Zacząć stawiać własne kroki, nie licząc na pomoc. A Maria musiała otworzyć oczy na prawdę. „Od pół roku nie mam własnego życia. Wszystko kręci się wokół Maxa i tego, czego on chce. A co z tym, czego chcę ja?” jej ton był cierpki i chłodny.

„Ale zawsze chciałaś Maxa...” Maria spojrzała na przyjaciółkę z pełnią rozczulenia. Ta jednak nawet nie zareagowała. Ciągle wpatrywała sie w swoją własną kawę, jakby pogrążona w swoim myślach. Czy zawsze chciała Maxa? Nie. Właściwie nawet nie wiedziała kiedy pojawiła się w niej ta niby-chęć bycia z nim. Zauroczyło ją jak się dla niej poświęcił, jak zaryzykował tak wiele. I wtedy chyba się w nim zakochała. Z każdym kolejnym dniem, gdy na nią spoglądał, gdy sprawiał, że czuła się wyjątkowa. Każda dziewczyna przecież chciała się tak poczuć. Tylko z czasem to przestało wystarczać. „Chciałam Maxa. Ale chciałam też normalnego życia.” Nie. Nie takiego całkiem normalnego. Tylko takiego, w którym nie będzie codzień musiała wstawać z poczuciem, że stoi na drodze czegoś większego, ważniejszego. Na drodze przeznaczenia. „On ma swoje przeznaczenie” mruknęła.

Alex pochylił nieco głowę. W tym wypadku rozumiał ból Liz. Nie chodziło jej o to, że Tess była przeznaczona Maxowi, ale o to, że on sobie zdawał z tego sprawę i nie walczył z tym w żaden sposób. Isabel wykonała w jego stronę krok, całkowicie pozostawiając za sobą myśl o Michaelu. Max jednak, chociaż wydawał się z całej tej trójki najbardziej ludzi i uczuciowy, poddawał się wpływowi swojej kosmicznej strony. „Liz.” Maria potrząsnęła głową „Ty jesteś jego przeznaczeniem, a nie jakaś...” urwała, a jej wzrok przesunął się w stronę drzwi, które się właśnie otworzyły.

Cała Królewska Czwórka w pełni okazałości. Max, tuż obok niego Tess, a nieco z tyłu Michael i Isabel. Momentalnie spojrzenia skrzyżowały się, a napięcie zaczęło iskrzyć w powietrzu. Zaczynali się rozdzielać. Kosmici kontra ludzie. Maria zmarszczyłą brwi, posyłając im lodowate spojrzenie. W zasadzie nie było wiadomo czy to złość przeciwko Michaelowi, że ją zostawił, czy może przeciwko nim wszystkim. Albo, co było najbardziej prawdopodobne, przeciwko Tess. „...wywłoka” dokończyła syknięciem swoje poprzednie zdanie. Isabel posłała blady uśmiech w ich stronę, co oczywiście Alex natychmiast odwzajemnił pełnym obrazem swojego uzębienia. Liz natomiast wlepiała swój wzrok w blat stołu, nie mając ochoty natknąć się na spojrzenie Maxa. A czyła, że się w nią wpatruje. Zajęli stolik niedaleko nich. „I śmią się tu jeszcze pokazywać?” Maria warknęła z całkowitym niezadowoleniem „Po tym jak się od nas odwrócili?”

„Maria” Alex westchnął „Oni się nie odwrócili od nas. Michael odszedł od ciebie, ale to nie znaczy...” zamilkł w momencie, gdy blondynka posłała mu mordercze spojrzenie. No tak, jeszcze za świerza rana. Ciągle nie mogła uwierzyć, że Michael ją zostawił. Jakiekolwiek miał powody... Spojrzała ponownie na Liz. Brunetka nie wyglądała na zdenerwowaną czy zasmuconą. Jedynie na odrobinę zmęczoną tym wszystkim. No i zapewne czuła się nieswojo pod ciągłym wzrokiem Maxa. „Może powinniście porozmawiać?” Maria podsunęła ciepło propozycję „Wyjaśnić sobie pewne sprawy.”

„Nie” odpowiedziała Liz bez namysłu. I nie robiła tego bynajmniej na złość. Po prostu nie potrzebowała żadnej rozmowy z Maxem. Cały poprzedni dzień i cały dzisiejszy miała nadzieję, że na niego nie trafi, że nie pojawi się znienacka na jej balkonie. Unikała swojego pokoju jak ognia, przesiadując nieustannie w czyimś towarzystwie, aby przypadkiem nie odważył się do niej przyjść. A kiedy już się jednak pojawiał, obok niego była Tess. I juz tym bardziej Liz nie miała ochoty na rozmowę. Wstała powoli „Zobaczę czy Logan niczego nie potrzebuje.” mamrotała cicho „Może trzeba pomóc Max. Albo trzymać Aleca z dala od mojego pokoju” skrzywiła się nieco na myśl o zielonookim, który ostatniego wieczoru zbyt się do niej zbliżył. Pozostawiłą osłupiałych przyjaciół, wychodząc z sali. Spojrzenia nie tylko Alexa i Marii, ale również całej Królewskiej Czwórki odprowadziły ją do zaplecza.

„Logan?” Alex zamrugał nieprzytomnie „Max? Alec?” spojrzał na Marię, licząc na jej pomoc w tej sytuacji. Ona przez chwilę jeszcze wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknęła Liz, poczym obróciła się do niego. Jęknęła i przewróciła oczami. „Przyjechali goście do Parkerów. Kuzyn Liz, Logan i dwoje jego przyjaciół” wzruszyła ramionami, uznając, że są oni obecnie mało istotnym szczegółem w całej tej historii, a Liz po prostu musiała użyć jakiegoś argumentu, żeby się wymigać.

* * *

Położyła się na swoim łóżku. Prosto, niemalże sztywno, z dłońmi po bokach jej ciała. Żadnego kulenia sie, czy zwijania w kłębek. Nie była aż tak słaba, by potrzebować tego dziwnego podświadomego poczucia bezpieczeństwa, jakie dawała ta dziecinna pozycja. Wlepiła oczy w sufit i pozwoliła własnym myślom rozpocząć swobodną wędrówkę.

Max. Tak, to było oczywiste, że właśnie jego będą one dotyczyły. Przypomniała sobie, jak na nią patrzył tamtego dnia, gdy była strzelanina. Kiedy ją uzdrowił. Pełnia nadziei, że po prostu będzie żyła, że będzie cała i zdrowa. A potem z każdym dniem w jego oczach rozwijało sie to ciepłe uczucie fascynacji i uwielbienia dla niej. Za każdym razem, kiedy patrzyła na niego, odczuwała jak bardzo jest mu potrzebna. Jak mu zależy na niej. I czuła się po prostu szczęśliwa. Nastoletnia miłość. Pierwsza miłość. A jednak tak głęboka, że czasami ją samą to przerażało. Bywały chwile, że nie potrafiła spokojnie oddychać, kiedy nie było go przy niej. Wydawało się, że się od siebie wzajemnie uzależnili. Chyba tak było rzeczywiście. Ich uczucie wzmacniało się z dnia na dzień. Tylko nie było przygotowane na tę nagłą zmianę.

Zmianę w postaci Tess Harding. Nim się pojawiła mieli wzloty i upadki, ale wciąż mieli siebie i pewność, że ich uczucie jest prawdziwe. Kiedy na horyzoncie pojawiła się ta idealna blondyneczka, wszystko runęło. Gwałtownie, nagle, w przeciągu jednego dnia. Zachwiała się równowaga, jaka do tej pory istniała. Ona sama poczuła sie, jakby ktoś ją zepchnął w głeboką przepaść. Nie wiedziała co robić, gubiła się w tym wszystkim. Nagle przestała orientować się, co czuje i jak powinna reagować. Wciąż kochała Maxa, ale zaufanie do niego zaczynało zanikać. A roztrzaskało się całkowicie, gdy zobaczyła ich całujących się w deszczu. Potem było już tylko gorzej.

Usiłowała mu zaufać. Chciała odrzucić wszystkie wahania i brnąć dalej ślepo w ten poprzedni amok uczucia. Tylko, że już nie iskrzyło. Nie było tej dawnej nici porozumienia między nimi. Max miotał się w tym bardziej niż ona, całkowicie zapominając, że nadal przy nim była. Prędzej czy później i tak doszłoby do tego. Wolała, aby zakończyło się to szybciej, póki jeszcze mogła uratować własne serce i odbudować powoli rozsypujące się marzenia. Odeszła, gdy jeszcze była w stanie, gdy nie musiała się obawiać, że na zawsze pogrązy się w rozpaczy po stracie Maxa. Wolała sama się od tego oderwać, nim ktokolwiek zrobi to za nią. Nim kosmiczne przeznaczenie zaczęłoby nad nią ciążyć jak klątwa. Przeznaczenie, na drodze którego nie powinna była nigdy stanąć.

* * *

Rozejrzała się uważnie dokoła, upewniając się, że na sali nie ma nikogo. Ani jej znajomych, ani postaci Aleca, który ją zaskoczył ostatnim razem. Cisza. Pustka. Była sama. Odetchnęła z ulgą i usiadła na stołku, sięgając po zimne frytki. Siedziała tak bez większego celu, tępo wpatrując sie w przeciwną ścianę. Nie miała też ochoty więcej myśleć o tym wszystkim. Potrzebowała teraz spokoju. „Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tu jest” ktoś wymamrotał. Liz obróciła się, a jej spojrzenie padło na brunetkę, która przyjechała z Loganem. Kiedy dziewczyna obróciła się, żeby wyjść, Liz zatrzymała ją „Zostań”. W jakiś dziwny sposób jej obecność przynosiła spokój. Może po prostu odpychała nieodpowiednie myśli, a może coś było w samej tej osóbce. Wskazała na stołek obok siebie „Siadaj. Max, tak?” skrzywiła się nieco, wypowiadając to imię. Dziewczyna, ale o imieniu, które ostatnimi czasy przynosiło złe skojarzenia.

„Możesz mi mówić Maxie.” uśmiechnęła się lekko i usiadła na wskazanym miejscu. Już z mniejszym wahaniem wyciągnęła dłoń i sięgnęła po jedną z frytek. Siedziały w milczeniu, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.

„Jesteś z Loganem, prawda?” Liz zagadała, nie wiedząc co innego mogłaby powiedzieć. Na pierwszy rzut oka było widać, że jej kuzyna i tę dziewczynę coś łączy. Maxie przytaknęła „W zasadzie tak”. „Jak długo?” zapytała Liz bez zastanowienia, byle podtrzymać tę i tak nieskładną rozmowę. „Jakieś dwa miesiące. Chociaż znamy się o wiele dłużej. Już kilka lat.” westchnęła Guevara przypominając sobie te długie podchody jakie toczyli „Krążyliśmy wokół siebie. Życie się komplikowało.” Dla nich bardzo się nawet skomplikowało. Do tej pory miewała jednak pewne obawy, że wirus powróci i odbierze jej tę ostatnią nadzieję. Że zniknie wszystko.

Maxie przyjrzała się Liz uważnie, która po jej ostatnich słowach momentalnie zastygła w bezruchu. Ona chyba sama miała podobne problemy. Nietrudno było się tego domyśleć. Ból wręcz od niej emanował. „Co się stało?” zapytała spokojnie, nie odrywając wzroku od dziewczyny. I po raz pierwszy od kilku tygodni, Liz najzwyczajniej w świecie odpowiedziała całkowicie szczerze „Życie.” przełknęła kolejną frytkę. Tak, jej życie było tym co się stało. Tym, co nie powinno się wydarzyć. A przynajmniej ostatnie etapy jej życia. „Czasami...” westchnęła „Czasami chciałabym być kimś innym.” Max uniosła brwi w zdumieniu. „Kimś... normalnym” te słowa rozumiała jak nikt chyba inny. Sam często błagała w myślach, by stać się wreszcie w pełni normalną istotą, ze zwykłymi problemami. Bez ścigającej jej przeszłości ani mankamentów bycia transgeniczną. Rozumiała w pełni. Tylko... dlaczego Liz tak mówiła? Co było z nią nie tak, z jej życiem nie tak? „Chciałabym, żeby to wszystko przestało mnie wreszcie prześladować”.

c.d.n.

Posted: Fri Mar 04, 2005 5:59 pm
by Onika
Czy Maria nigdy nie skończy? :? Nie rozumie Liz- ok. Ale jako przyjaciółka powinna chociaż spróbować, a nie cały czas mówić, że Liz i Max to taka idealna i słodka para :roll:
Mój kochany Alex, ech mała wzmianka a cieszy, tylko dlaczego nadal zakochany w Is? :x Ale on przynajmniej się wykazał i słusznie stwierdził, że to życie Liz i oni nie mają prawa sie mieszczą.

„Przyjechali goście do Parkerów. Kuzyn Liz, Logan i dwoje jego przyjaciół” wzruszyła ramionami, uznając, że są oni obecnie mało istotnym szczegółem w całej tej historii...
Mało istotnym szczegółem? Żeby ją kiedyś jakiś mało istotny szczegól nie walnął w ta pusta główkę :twisted: Dziewczyna chyba nie wie jak bardzo się myli 8)

Maxie nie Max? Jakoś to zniosę, wiadom dla dobra Liz :shock:
Już nie tylko Alec widzi, że z Liz nie jest wszystko w pożądku. Ciekawe do jakich wniosków dojdzie Max? No dobra to nie jest, aż tak ciekawe, obserwacje kogoś innego bardziej mnie interesują. :twisted:

Posted: Fri Mar 04, 2005 6:24 pm
by Elip
Ta część spokojna taka... bez większych przeżyć... :lol: Ale to dobrze, bo dalej jestem pod wrażeniem ostatniej części HTB :(

Wcześniej Maria mnie denerwowała, ale dzisiaj trochę zmieniłam zdanie o niej, bo jako przyjaciółka, chciała wszystkiego najlepszego dla Liz. Myślę, że wmawiała jej tę miłość, bo nie chciała, żeby Liz straciła kogoś, kogo sama chciałaby mieć :roll: Tzn nie chodzi mi tu o samego Maxa, ale o kogoś takiego(klucha) :lol:
Tak więc Maria ma u mnie + 8) Ale trochę jednak przesadza :?

Maxie/Max Alec/Alex Co oni mają z tymi imionami :lol:

Chcemy więcej :mrgreen:

Posted: Fri Mar 04, 2005 7:57 pm
by aras
„Możesz mi mówić Maxie.” Maxie :?: :!: a co to ma być ?? :evil: Mnie będzie o wiele trudniej to przeżyć. Maxie fuuuuj. O rany.
Problemy mają podobne, hmm ciekawe kiedy przyjdzie czas na głębsze zwierzenia.
Max i Logan są razem dwa miesiące. Max nie ma już wirusa, że też wcześniej o tym nie pomyślałam :roll: . Czy to znaczy, że w serialu też się go pozbędzie ?? :D Jupi, to by było ekstra.
Krążyli wokół siebie - jasne, delikatnie mówiąc można tak to ująć :roll: .
Ciekawe o co chodzi Liz z tym prześladowaniem...

Posted: Fri Mar 04, 2005 8:00 pm
by nowa
Nie no, w tym opowiadaniu, to noramalnie można podzielić bohaterów na tych dobrych i złych 8) Liz, Logan, Maxie, Alec, Alex kontra Max, Tess... Maria? :roll:

Liz - trochę mnie wkurza :twisted: Chociaż z drugiej strony... rozumiem ją, jej stosunek do Maxa. On miotał się między Liz a Tess, niezdecydowany, a "niby" tak ją kochał :roll: A jednak zdaje mi się, że Liz trochę za bardzo się nad sobą użala.

Logan - jak zwykle ciepły, uroczy, ludzki. Lubię ich z Max jako parę. A Maxie? W końcu nie jest przedstawiona jako zamknięta w sobie, zawsze w złym humorze dziewczyna. W końcu zdaje się byc ciepłą i szczerą osobą. Nawet jeśli nie do końca tak jest. Lubię ją w tym ficku :)

Alec - narazie o nim wiele nie było, ale oczywiście jak zwykle jest czarujący z tymi swoimi aluzjami :lol: I zauważcie jak Liz od razu do niego ciągnęło. Już się zastanawiała nad smakiem jego ust :twisted: No ale kogo to dziwi? :wink:

No i Alex... jak zwykle po stronie Liz, lojalny przyjaciel :)

A Maria... grrr, wkurza mnie. Nie mogłaby choć przez chwilę spojrzec na to z innej strony? Trochę ją rozumiem, zawsze chce się szczęścia przyjaciól i nawet próbuje się ich swatać. Czasem można wyczuć miłość i takie swaty pomagają. A czasem wręcz odwrotnie :?

Roswellowi bohaterowie podzielili się jakby na dwa obozy, kosmici vs ludzie. Trochę mi się to nie podoba. Zawsze ceniłam wątek przyjaźni w serialu. No ale... zobaczmy co z tego wyjdzie :P Liz chcąc normalnego życia nieświadomie wpycha się w kolejne bagno, tym razem transgeniczne. Pięknie 8)

Posted: Sat Mar 05, 2005 10:29 am
by Cicha
Nawet sobie nie wyobrażacie jak Onarek jest wkurzająca z tym ciągłym zadręczaniem mnie o kolejną część Jak tak dalej pójdzie to zacznę reagować odwrotnie i na każdą jej prośbę NIE ZAMIESZCZĘ żadnej części...
Apel do Onarka - zamilcz, jeśli chcesz tu jeszcze żyć! Jestem pewna, że jeśli _liz przestanie dodawać następne części to Ty zostaniesz obarczona winą przez innych czytelników, a wtedy pozostanie Ci tylko ucieczka :cheesy: :twisted: Albo zacznij mówić _liz, żeby pod żadnym pozorem nie zamieszczała następnych części, to ona, żeby zrobić Ci na złość, przygniecie nas ciągiem dalszym :P

W sumie to melisa przy czytaniu tej części nie była konieczna - wreszcie nie ruszyły mnie teksty o Marii, chociaż w tym opowiadaniu jest naprawdę lekko...szurnięta - i to negatywnie :scep: (<---fajny emot :D ).

Maxie...? Czy to ze mną jest coś nie tak, czy wam też to się kojarzy z imieniem dla psa?
Oj Cicha damy radę jeszcze i do polarka się przekonasz jesteś na dobrej drodze
A w życiu :!: Zamilcz, zanim zacznę wyklinać Twoje imię...!!

Apeluję o następną część... :)

Posted: Sat Mar 05, 2005 12:02 pm
by _liz
Ja nie wiem co wy macie do imienia Maxie :? No, ale są gusta i guściki, a ja musiałam coś zrobić, żeby zbytnio mi samej nie mylił się Max E. i Max G. A lepiej, żeby na nią mówić Maxie niż na Evansa :lol:

Maria będzie baaardzo drażniąca w tym opowiadaniu (niestety), ale tak jakoś się na niej skupiła moja złość. Jeśli chodzi o samego Maxa E. to z nim będzie różnie - powkurza momentami, ale odegra też pozytywną rolę.

Liz też będzie czasami dziwnie się zachowywać, ale to ze względu na to, jaka jest skołowana. Jeśli chodzi o resztę bohaterów, to sami zobaczycie.


Dzisiaj część specjalnie dedykowana Onarkowi 8)



5.

Otworzył lodówkę, uważnie przyglądając się jej zawartości. Wypełniona praktycznie po brzegi. Nie to, co jego lodówka w Seattle, która wionęła pustką. Zaczynało mu się powoli tutaj podobać, chociażby ze względu na dostatek jedzenia i spokoju. Coś, czego mu było potrzeba. Sięgnął po karton mleka. Ah, od dawna nie miał w ustach swojego ulubionego białego napoju. No... ulubionego zaraz po piekielnie ognistym alkoholu. Nie szukając nawet szklanki, otworzył karton i wlał w siebie chłodny napój. Do końca. To chyba organizm sam prosił się o uzupełnienie tego braku. Potrząsnął pustym kartonem i mruknął z rezygnacją „Nie lubie pustych pojemników”, poczym wstawił karton ponownie do lodówki.

Drzwi się otworzyły, a do kuchni wkroczyła drobna brunetka. Zatrzymała się w pół kroku, widząc go. Chwila wahania. Powinna wyjść czy nie? Przypominając sobie, jak tamtego wieczoru na nią działał, jak najbardziej powinna wyjść. Ale w końcu to był czas, gdy miała się nauczyć od nowa żyć i funkcjonować. Zignorowała intenstywny wzrok, ślizgający się po jej ciele i podeszła bliżej. Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem. Dlaczego wciąż tu stał? Jeśli chciał czegoś z kuchni, to mógł to wziąć i wyjść. Minęła go, chrząkając ostentacyjnie, by się przesunął. Otworzyła lodówkę, pochylając się. Zacisnęła palce na drzwiczkach, czując jak zielone spojrzenie leniwie przesuwa się niżej, z wyraźnym zainteresowaniem badając dolne części jej ciała. Gorąca fala przelała się przez jej żyły. „Cholerne hormony” mruknęła i sięgnęła po karton z mlekiem. Pusty. Ze zdumieniem wyprostowała się. Potrząsnęła kartonem. W jej domu nikt nigdy nie zostawiał pustych... Momentalnie się obróciła, a lodowaty wzrok wbiła w twarz Aleca.

„Brak ci mleczka?” zapytał miękko, unosząc lewy kącik ust do góry w subtelnym uśmieszku. Myśli zaczęły wirować niespokojnie, tworząc w głowie obraz, jaki nie powinien powstać. Rozchyliłą usta, nie wiedząc co odpowiedzieć. Cokolwiek by powiedziała, obróciłby to przeciwko niej. Najlepiej więc było to zignorować. Zamknęła lodówkę. Chciała się nie odzywać, chciała obrócić się i odejść, ale nie mogła. Od kilku godzin się w niej otowało. Uspokajała własne myśli, ale Maria cały dzień podsycała w niej furię. Ona, Liz Parker, nigdy nie tracąca nad sobą panowania, miała ochotę krzyczeć, tupać i coś rozwalic. Cokolwiek. Bez powodu. Ale powstrzymywała sie. Teraz jednak, widząc uśmieszek tego bezczelnego chłopaka i jego spojrzenie, które przekraczało granice moralności, nie wytrzymała. „Pusty karton wyrzuca się do kosza!” warknęła „I nie brak mi mleczka!” Miała nadzieję, że go tym zaskoczy. I może nawet odrobinkę go zadziwiła, tylko jego reakcja była odwrotna niż powinna. Uśmiechnął się jeszcze bardziej, a dziwny błysk pojawił się w jego oczach. Iskra, która wstrzymała na chwilę jej serce, a całkowicie wzburzyła hormony. Miała wrażenie, że pod wpływem tego spojrzenia jej ciało osunie się.

Pochylił się w jej stronę, jego głos zniżył się, zahaczając o dziwnie niebezpieczne tony „Spokojnie. Jesteś cała spięta. Jakbyś była na głodzie...” roześmiał się, gdy otworzyła usta ze zdumienia. Czy on nie mógł ani na chwilę powstrzymać swoich wiecznych skojarzeń? „A ty jesteś pewny siebie, jakbyś miał coś do zaoferowania” syknęła, odsuwając się. „Może mam?” mruknął. Prychnęła. Wykonała krok do tyłu i całkowicie chłodnym tonem powiedziała „Przechwalanie oznacza kompleksy”. Obróciła się, by wyjść. Poczucie tryumfu przyjemnie rozpłynęło się w jej żyłach, nieco zaspokajając furię. Nie doszła jednak do drzwi, gdy jego głos ponownie rozbrzmiał. „O kompleksach wiesz wiele maleństwo, prawda?” szyderstwo i złośliwość aż kipiały w jego głosie.

Jak pchnięta impulsem, odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i rzuciła kartonem wprost w niego. Pudełko uderzyło w jego klatkę piersiową, pozostawiając na koszulce drobny ślad mleka. Za to na twarzy Aleca malując całkowite zaskoczenie, które szybko przeszło w ułamki gniewu. „Nie jestem maleństwem!” warknęła. Nienawidziła, gdy ktokolwiek ją tak nazywał. A nie raz bywało, że Alex czy Maria tak do niej wołali, gdy usiłowali się z nią droczyć. Kilka razy Max ją tak nazwał... „Jesteś psychopatką” syknął Alec, ścierając z koszulki ślady mleka „W dodatku niezrównoważoną”. „Bo brak mi mleczka” prychnęła i posłała mu idealny sarkastyczny uśmieszek, którego nauczyła się od Michaela. Nim się zorientowała, znalazł się tu,ż przy niej, przytrzymując jej nadgarstki w swoich dłoniach i splatając je za jej plecami. „Chcesz uzupełnić braki?” mruknął. „Nie musiałabym, gdybyś go nie wypił!” nie miała ochoty grać w aluzje. Wyrwała się z objęcia i odskoczyła do tyłu.

„Ekhm...” czyjeś chrząknięcie przykuło uwagę ich obojga. W progu stały Nancy i Maxie. Obie dziwnie na nich patrzyły, poczym przesunęły wzrok na leżący na posadzce karton po mleku. „Widze, że mleko się skończyło” Nancy usiłowała się uśmiechnąć, chociaż setki niepokojących myśli przepływały przez jej umysł. Nie można było ukryć faktu, że ta sytuacja wydawała się co najmniej dziwna. Ufała jednak swojej córce na tyle, by starać się stłumić matczyne instynkty. „Wypił je” warknęła Liz „I wstawił karton z powrotem do lodówki”. Jakby rzeczywiście chodziło o głupi karton w lodówce...

Maxie posłała Alecowi wymowne spojrzenie. Ostrzegała go, żeby nie kręcił się wokół Liz. Dziewczyna miała zbyt wiele własnych kłopotów, by on sam jej jeszcze rujnował życie. Ale nie, ona nie potrafił się chyba powstrzymać i musiał dotknąć wszystkiego co miało spódnicę. Miała zamiar policzyć się z nim, ale na osobności. Albo... W głowie Guevary pojawiła się o wiele lepsza myśl. Skrzyżowała ramiona, nie odrywając wzroku od zielonookiego i dziwnie słodkim tonem oznajmiła „Jak wypił, to odkupi”. Spojrzenia wszystkich momentalnie spoczęły na niej. Nancy z lekkim szokiem, ale w uznaniu, rozumiejąc idealny pomysł na karę. Liz w pełni zadowolenia, że chodziaż na chwilę pozbędzie się z otoczenia tego natręta. Alec miał minę, jakby za chwilę miał parsknąć śmiechem i powiedzieć, że to był dobry żart. Ale Maxie nie żartowała. Uniosła jedną brew w wyzwaniu, a on już wiedział, że będzie musiał iść po to mleko. Jęknął i przewrócił oczami. Jednak ruszył w kierunku drzwi. „Czekaj” Nancy zatrzymała go. Gdy już chciał się uśmiechnąć i zacząć wychwalać jej rozsądek i poczucie gościnności, oświadczyła „Liz pójdzie z tobą”

* * *

Liz wzięła koszyk w ręce, całkowicie ignorując idącego tuż obok Aleca. Przesunęła rozdygotanym spojrzeniem po sklepie, mając nadzieję, że nie ma w nim żadnych znajomych, chociaż Valenti bardzo często robił tu zakupy. Zielonooki rozchylił usta, chcąc coś powiedzieć, ale ona znikneła już między regałami. Całą drogę nie odzywała się do niego, mamrocząc tylko pod nosem jak to jej życie z dnia na dzień bardziej się pieprzyło. Nie reagowała też na jego intensywne spojrzenie, nieustannie ślizgające się po jej sylwetce. Nie obchodziło jej, co sobie myślał. Czy zastanawiał się nad tym, co ona mamrocze? Czy usiłował znaleźć sposób by jej dopiec? Czy może nawet rozmyślał nad sposobem uwiedzenia jej? Naprawdę przestawało ją to obchodzić. I tak miała za dużo na głowie.

Przystanęła przy lodówce sklepowej, szukając wzrokiem tego mleka, które mama zawsze kupowała. „Ah, co tu wybrać, gdy dokoła tyle towaru” Alec stanął tuż za nią, jego głos idealnie naśladujący ton, jakiego używała często Maria. „Chociaż takie dziewczyny jak ty, pewnie lubią, kiedy mają duży wybór. Użyjesz tego, potem tamtego...” obróciła się momentalnie przodem do niego. Ciemne spojrzenie z gniewem wbiło się w jego twarz. Nie miał pojęcia skąd to się bierze, ale nagle poczuł, jakby powiedział coś naprawdę nie tak. Kilka sekund później wyraz jej twarzy całkowicie się zmienił i zrozumiał, że praktycznie nazwał ją puszczalską. „No dobra, może przesadziłem” mruknął, przewracając oczami. Nie odpowiedziała, tylko zamrugała niepewnie. Przez ułamek sekundy zapomniała o złości, tylko wpatrywała sie w niesamowicie zielone tęczówki, zskoczona, że coś w ogóle może mieć tak intensywny i głęboki kolor. „To które mleko bierzemy?” zapytał ze znudzeniem i sięgnął do drzwiczek wysokiej lodówki. Liz drgnęła.

Przesunął na nią spojrzenie, orietnując się, że postać drobnej brunetki znajduje się pomiędzy nim i lodówką, a jego dłoń była teraz dokładnie pod jej ramieniem. Momentalnie wbiła wzrok w podłogę, nie potrafiąc nawet się ruszyć. Ta nagła bliskość pomiędzy nimi wywoływała w niej dziwne reakcje. Czuła badawczy wzrok na swojej twarzy i nie mogła powstrzymać lekkich rumieńców. Nieprawdopodobne. Ta dziewczyna zachowywała się tak całkowicie inaczej, niż się spodziewał. W jednej chwili pokazywała ostre pazurki, niemalże wbijając je w niego, a w kolejnej sekundzie miękła w jego obecności i rumieniła się tak uroczo. Przysunął się bliżej, całkowicie odcinając jej możliwość ucieczki. Osaczając ją. Oddech zatrzymał się w płucach, a ona sama jakby w panice chciała sie cofnąć, w efekcie uderzając plecami o lodówkę. „Liz” miękko wyszeptał jej imię. Uniosła wzrok na niego, jednak nie był on zbyt przytomny. „Jakie chcesz mleko?” zapytał całkowicie poważnie, sięgając do drzwiczek lodówki. Krew zaczęła krążyć szybciej, wprowadzając jej serce w nieopanowany rytm. Roziskrzone spojrzenie błądziło po jego twarzy, zsuwając się niżej, obejmując całe jego ciało. Rany, gdzie rodzili się tacy idealni mężczyźni? Nie mogła zaprzeczyć, że wystarczyła chwila, by nie móc oderwać od niego oczu. Tylko ułamek sekundy, żeby umysł wypełniły maniakalne myśli – jak to byłoby dotknąć jego skóry, poczuć jego ciepło przy sobie, zatonąć w tych ramionach, przesunąć dłonie po tym boskim ciele, posmakować jego ust...

„Widzę Parker, że nie poprzestałaś na swoim kundelku Maxie” czyjś szczebiotliwy głos przeciął nastrój „Ilu jeszcze będziesz kusić, żeby wreszcie zdobyć się na odwagę i stracić dziewictwo?”. Liz jęknęła, zamykając oczy. Pam Troy. Tylko tego jej brakowało. Największa zdzira i największa plotkara w całej szkole. Mogła mieć pewność, że za kilka minut całe Roswell dowie się, że była przyciśnięta do lodówki przez jakiegoś przystojniaka. Te plotki były pewne jak śmierć i podatki. „Pam” syknęła, nawet na nią nie patrząc „Ile jeszcze zajmie ci zrozumienie, że ja nie jestem jak ty zaprogramowana tylko na jedną funkcję. Wdech, wydech, praca, ssanie, co Pam?” Poczuła, jak Alec tłumi w sobie śmiech, wyraźnie rozbawiony tak ciętą ripostą. Nie musiała otwierać oczu, by wiedzieć, że tleniona blondynka wyglądała teraz jak ryba wyjęta z wody. „Słuchaj Parker, ja...” Pam chciała się odgryźć, ale Liz była szybsza „Masz tak rozciągnięte ścięgna, że już automatycznie rozkładasz nogi przed każdym”

Alec zachichotał, a jego śmiech przemknął tuż koło jej ucha. Otworzyła wreszcie oczy i spojrzała na blondynkę w różowej sukieneczce, która podeszła bliżej do nich. Posyłając Liz mordercze spojrzenie, położyła dłoń na plecach Aleca. Błękitne oczka zachłannie przemknęły po jego ciele, nie mogąc ukryć niesamowitego wrażenia, jakie na niej robił. Liz prawie prychnęła – typowe. „Gdyby znudziły ci się podchody z niewinną Lizzie, chętnie ci... pokażę uroki miasta” Pam wymamrotała wprost do ucha zielonookiego. „Dzięki. Ale nie przepadam za używanym towarem” mruknął, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że nie ma najmniejszych szans.

Kiedy Pam zniknęła z pola widoku, Liz odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że teraz plotki rozgoreją w całym mieście i nie będzie miała kompletnie spokoju, ale miała dość wysłuchiwania złośliwości Pam. Potrząsnęła głową i spojrzała na Aleca. Przyglądał się jej uważnie, jakby usiłujć ją rozszyfrować. Marne staranie i tak mu się to nie uda. Westchnęła „Weźmy to mleko”. Obróciła się, otwierając lodówkę i sięgając po karton z mlekiem. Miała już zamknąć drzwiczki, gdy uświadomiła sobie coś. Zerknęł ana niego przez ramię „Więcej mleka” prawie się roześmiała i wrzuciła do koszyka jeszcze dwa kartony.

c.d.n.

Posted: Sat Mar 05, 2005 4:43 pm
by nowa
Mleczny rozdział? To było nawet śmieszne :P

Liz nieźle przygadała tej Pam :twisted: Uśmiałam się :lol:

Jedno mnie zastanawia. Nancy taka gościnna, a nawet mleka nie można wypić? :cheesy: Karę dostał, biedaczek :lol:

Posted: Sat Mar 05, 2005 5:56 pm
by Elip
Mleko, mleko, mleko... widzę je wszędzie :twisted: :lol:
Nie to, żeby zbytnio mi to przeszkadzało, bo scena przy lodówce była całkiem... sympatyczna 8) :twisted: Ale Liz dogadała tej całej Pam! Ha! Jeszcze Alec "doprawił" i Pam może odejść w zapomnienie 8) :twisted:

Widać, że on już się rozgościł i w domu Parkerów czuje się doskonale... :twisted:

Chcemy jeszcze :wink:

Posted: Sat Mar 05, 2005 8:36 pm
by onar-ek
Cicha wrote:Apel do Onarka - zamilcz, jeśli chcesz tu jeszcze żyć! Jestem pewna, że jeśli _liz przestanie dodawać następne części to Ty zostaniesz obarczona winą przez innych czytelników, a wtedy pozostanie Ci tylko ucieczka Albo zacznij mówić _liz, żeby pod żadnym pozorem nie zamieszczała następnych części, to ona, żeby zrobić Ci na złość, przygniecie nas ciągiem dalszym
Apelowac sobie możesz a ja i tak będę robiła to na co mam ochotę 8) :lol: Już kiedyś niby przeze mnie _liz zablokowała swoje ff :lol: Ale powiem Ci coś w sekrecie 8) Ona mnie tak uwielbia, że to tylko taka gra pozorów i lubie te moje marudzenie 8)

Rozdział 4 -Ta cała Maria doprowadzi mnie kiedyś do nerwicy :? Żebym to ja miała taką przyjaciółkę... O zgrozo wykończyłabym się psychicznie w ciągu tygodnia i na koniec wylądowałabym w kryminale za zabójstwo z prepedytacją 8) Przynajmniej Alex jest normalny i sie nie wtrąca... I dziękowac niebiosom za takiego kumpla!
Rozmowa Maxie z Liz była dziwna... Jak każda rozmowa z osobą której się nie zna i która zamieszkała w Twoim domu :haha: Ale myślę, że te dwie w pewien sposób się ze sobą zaprzyjaźnią... Oj znajdą :lol:

Rozdział 5 -Już na samą dedykację tak się rozczuliłam, że hoho :haha: To takie urocze :cry: Ok już nic nie piszę 8) :lol: W ogóle co to za pomysł, aby dedykowac mi 'mleczną częśc'? :lol:
Ekhem sama nazwijmy to 'walka o mleko', które tak naprawdę wypił Alec była urocza 8) „Brak ci mleczka?” :shock: Oja deja vu :shock: Yyy późniejsza scena w sklepie była świetna i ta cała Pam :? Blondi w różowej sukieneczce :? Grrr jak ja nie luibię blondynek :evil: Z tego co wiem następny rozdział będzie jeszcze lepszy niż ten :twisted: Więc Marq czekamy :twisted:

Posted: Mon Mar 07, 2005 5:26 pm
by _liz
6.

„I zgodziłaś się wziąć w tym udział?” zapytał z niedowierzaniem. Liz tylko wyszczerzyła zęby i pokiwała głową. Sama jeszcze czasami dziwiła się, że zgodziła sie wziąć udział w randce w ciemno, w którą wpakowała ją Maria. Ale prawda była taka, że jednak przystała na błaganie przyjaciółki. „Co ci strzeliło do głowy?” jemu samemu wydawał sie ten pomysł niedorzeczny. „A tobie co strzeliło do głowy namawiać biedną Maxie do pracy w jakimś barze ze striptizem?” pokazała mu język. Czuła się całkowicie zrelaksowana. Od dobrych dwóch godzin siedzieli sobie w jednym z boksów w Crashdown i popijając colę, rozmawiali. Tak, rozmawiali. Brzmiało niemożliwie, ale jednak. Jakby afera z mlekiem wyparowała, a jej wrócił dawny nastrój. „To było w ważnej sprawie. Ratowaliśmy znajomą” wyjaśnił Alec. Oczywiście pominął cały fakt, że znajoma była tworem Manticore, którego musieli uwolnić zanim White by ją dopadł. Wystarczyło, że opowiedział o znajomej, która miała tarapaty i żeby ją wyciągnąć musieli z Maxie odgerać rolę klienta i pracowniczki z Blowfish Tavern. „To była czysta zabawa” wzruszyła Liz ramionami.

Wolała nie wspominać, że w rzeczywistości Maria chciała wyleczyć jej złamane serce i sama się dobrze zabawić. Czasami Liz zastanawiała się nad tym, dlaczego Maria nie zgłosiła do tego konkursu samej siebie, ale nigdy o to nie pytała. „Zabawa?” Alec roześmiał się „Z kolesiem, który myślał, że chcesz by wszystko było... normalne?!” teraz nadeszła prawdziwa porcja śmiechu. Czystego śmiechu. Nie szyderczego, ale przesączonego rozbawieniem. Chyba sobie wyobraził jak to musiało wyglądać. Jak tamten chłopak musiał wyglądać. Liz zarumieniła się i pochyliła głowę. „Przestań” wymamrotała. Powoli Alec się opanowywał. Widząc, że trochę się zmieszała jego reakcją, natychmiast powiedział „Nie martw się. Ja też sie raz całkowicie upokorzyłem”

„Przy narodzinach?” zapytała z kpiną, za późno gryząc się w język. Spoważniał. Spojrzał na nią dziwnie, jakby z zaskoczeniem i podejrzeniem. Szybko jednak wyrzucił z głowy myśl o tym, że mogłaby wiedzieć kim naprawdę był. Oparł łokcie o blat stołu i zaczął opowiadać. „Kiedyś brałem udział w walkach.” przyznał, wracając myślami do tej całej atmosfery i swoich kolejnych zwycięstw, aż miał ochotę zacząć się przechwalać „Któregoś razu Max postanowiła mi dopiec” znowu pomijanie istotniejszych szczegółów „Cóż...” urwał, zerkając na Liz. Była wyraźnie zainteresowana. Przestała się nawet bawić słomką w coli, tylko czekała z niecierpliwością na to wielkie upokorzenie. „Powiedzmy, że przez długi czas bałem się, że będę ostatnim przedstawicielem rodu McDowell”. Liz chwilę przyglądała mu się, uważnie analizując to, co powiedział, żeby przypadkiem źle nie zrozumieć. Kiedy dotarł do niej sens, nie mogła powstrzymać uśmiechu, jaki cisnął się jej na usta. Po ułamku sekundy z jej ust wydobył się perlisty śmiech. „Śmiej się, śmiej” mruknął.

A ona nie mogła się powstrzymać. Jej wyobraźnia wykreowała tą scenkę i po prostu nie potrafiła zastopować fal czystego śmiechu. Przyjemnie. Dawno się tak nie śmiała. Właściwie nie pamiętała dokładnie, kiedy ostatnio się śmiała czy nawet szczerze uśmiechała. Westchnęła, przypominając sobie, że ostatnie miesiące jej życia polegały na wyłącznych zmartwieniach i bólu. Zielone spojrzenie przesunęło się uważnie po jej twarzy. Dziwne. Jeszcze kilka godzin temu wściekała się na niego i była w stanie wydrapać mu oczy, a teraz nagle siedzieli i rozmawiali, jakby byli dobrymi znajomymi. Nie przeczył, podobało mu się to zawieszenie broni. Ale te zawroty w jej nastrojach tylko pobudzały jego ciekawość. Co się działo, co w niej było, że tak się miotała w swoich uczuciach? Co ukrywała i dlaczego? Już jeden wątek znał. Chłopak. Jakiś Max. Ale to nie mogło być wyłącznie to. Ludzie nie mają zwyczaju sami siebie wpędzać w takie emocjonalne dołki. Więc albo jest do tego głębszy powód albo... Myśl, że mogła nie być człowiekiem odepchnął od razu.

„Alec” wymamrotała jego imię, przygryzając nieco dolną wargę. Ocknął się od razu i spojrzał na nią. Kąciki jego ust uniosły się do góry „Wreszcie pamiętasz moje imię”. Uśmiechnęła się. Tak, już pamiętała. I nie sądziła, by mogła je tak szybko zapomnieć. Nawet gdyby chciała. Jego obraz zbyt wrył się w jej pamięć. Niekoniecznie w całkowicie pozytywnym sensie. Po prostu żadna normalna kobieta nie potrafiłaby wymazać z umysłu obrazu tak idealnego mężczyzny. W każdym niemalże szczególe. Mogła się założyć, że fizycznie niczego mu nie brakowało i mógłby uchodzić za istnego Apollo. Zarumieniła się nieco, orientując się, że jej myśli znów płyną nie w tym kierunku co powinny. Innym faktem, który odciskał się w pamięci był charakterek zielonookiego. Pomieszanie sześcioletniego łobuziaka, odpowiedzialnego mężczyzny, napalonego nastolatka i humoru Kyla. Jednym słowem – diabeł w skórze anioła.

„Lizzz!” w sali rozbrzmiał znajomy głos. Brunetka momentalnie napięła całe ciało, kierując spojrzenie w stronę Marii. Blondynka w pełni swojej okazałości, ciągnęła za sobą zdezorientowanego Alexa i zmierzała w stronę ich stolika. „Chica, w mydlarni organizują imprezę i zostałam zaproszona i w ogóle ma być mnóstwo osób i...” Maria zaczynała nawijać w swoim tradycyjnym tonie. Przerwała jednak, widząc, że razem z Liz siedzi ktoś jeszcze i bynajmniej nie miała pojęcia kto. Zamknęła na chwilę usta, przyglądając się mu. Na pierwszy rzut oka już mogła zagwizdać w zachwycie, ale powstrzymała się. Wyszczerzyła tylko zęby i podała dłoń zielonookiemu „Maria DeLuca”. Alec uniósł jedną brew w zudmieniu, przyglądając się jej jak wariatce. „I?” zapytał, ale nagłe kopnięcie w kostkę i wymowne spojrzenie posłane przez Liz zmusiły go do innej reakcji „Alec McDowell” uścisnął jej dłoń niechętnie.

„Aaa! Tak, Liz mówiła o tobie” Maria pokiwała głową i znów zwróciła się w stronę Liz. „Tylko wspominałam” wyjaśniła brunetka, widząc wyraźne zadowolenie malujące się na twarzy Aleca. „Więc jest ta impreza w mydlarni” Maria wsunęła się na siedzenie obok Liz i żywiołowo gestykulując, zaczęła opowiadać. Tymczasem Alex niepewnie usiadł obok Aleca, obserwując jak blondynka zagaduje na śmierć Liz. Tak, to był jeden z tych szalonych stanów, gdy Marii nikt nie mógł przerwać ani jej powstrzymać. No chyba, że wytoczyłaby się kolejna kosmiczna sprawa. „Ona tak zawsze?” Alec zapytał, przyglądając się dziewczynie. „Niestety” mruknął Alex „Ale to cała Maria. Jej urok. A w ogóle to jestem Alex Whitman” uśmiechnął się lekko. Zielonooki tylko kiwnął z uznaniem, ciesząc się, że kolejny przyjaciel Liz nie był maniakiem tylko zwykłym, typowym chłopakiem.

„Pójdziemy? Pójdziemy?” Maria ciągnęła Liz za rękę jak małe dziecko swoją mamę prosząc o zabawkę „Prooooszę! Musimy się zabawić.” Zabawa. Wreszcie coś, co Alecowi jak najbardziej odpowiadało. Dawno nie relaksował się w tak przyjemny sposób. Gwar, porządne picie i mnóstwo dziewczyn dokoła – tak, tego potrzebował zdecydowanie. Początkowo Liz chciała odmówić, ale szybko w jej głowie pojawiła się myśl, że to chyba by jej się przydało. Powrót do normalnego życia i do bycia nastolatką. Poza tym chwila oderwania się od tej rzeczywistości mogła jej przynieść kolejny uśmiech. Błagalny wzrok Marii utkwiony w niej był ostatnim argumentem. Roześmiała się „Dobrze już dobrze” pokręciła głową. „Oh, dziękuję ci Liz” Maria oplotła ramiona wokół jej szyi, jakby Liz zrobiła dla niej najcudowniejszą rzecz.

„To o której idziemy?” zapytał Alec z rozbrajającą szczerością

* * *

Nie mogła uwierzyć, że się na to zgodziła. W zasadzie nie mogła mu zabronić, by z nimi szedł, ale jednak nawet nie zaprotestowała. Kiedy bezczelnie zapytał, o której idą, spojrzała na niego ze zdumieniem, ale nic nie powiedziała. Może miała nadzieję, że sobie żartował. Cały dzień miała taką nadzieję. Jednak, teraz była pewna, że mówił poważnie. Właśnie przed chwilą przypomniał jej, żeby się szykowała. Zachowywał się jak mały chłopiec podekscytowany tym, że idzie na jakąś dorosłą imprezę. No tak, musiał być na ostrym głodzie, skoro wybierał się na zwykłą imprezę do mydlarni w towarzystwie grupy zwykłych nastolatków.

„Liz! Czekamy na ciebie” głos Marii dobiegł z samego dołu. Czekamy. No tak, była pewna, że obecnie Alec czeka sobie spokojnie na dole, rozmyślając ile to panienek zdąży poderwać w ten jeden wieczór. Pokręciła głową. Nie miała zamiaru się nim przejmować. Był dorosły i sam za siebie odpowiadał. Będą się po prostu bawić osobno. Poprawiła bluzkę, krzywiąc się nieco, gdy ta podjechała jeszcze wyżej, odsłaniając jej brzuch. Miała ochotę się przebrać w coś wygodniejszego, ale Maria by ją od razu zawlokła z powrotem na górę i kazała się przebrać. Twierdziła, że Liz nie może wstydzić się swojego ciała i powinna je trochę odsłonić, w końcu stawała się kobietą. To ostatnie zdanie nie przypadło Liz do gustu, bo jakoś dziwnie jej się robiło na myśl, że stawała się kobietą a tam na dole był pełnoprawny mężczyzna, któremu naprawdę ciężko się było oprzeć. Westchnęła i zeszła na dół.

Alex spokojnie siedział na kanapie, niespokojnie bawiąc się chusteczką. Denerwował się. No tak, wciąż nie wiedział czy w mydlarni przypadkiem nie spotka Isabel. Coś między nimi iskrzyło coraz bardziej, nieco się rozwijało, ale teraz znów stanęło w miejscu. Biedny chłopak nie miał pojęcia co robić. Nieco dalej stali Alec i Maria. No dobrze, on stał a ona nawijała niespokojnie. „No wreszcie!” Maria wyszczerzyła zęby, widząc przyjaciółkę „Chodź szybciej. Impreza czeka!”

* * *

Mglista atmosfera, przecinana migotliwymi światłami. Porywający rytm muzyki i dobrej zabawy. Od razu wciągnęli się w ten szaleńczy wir. Maria podskakiwała lekko, rozglądając się dokoła. Szukała Michaela, mając nadzieję, że uda jej się zwrócić jego uwagę. Brakowało jej go i chyba przyszła tutaj tylko po to, by na chwilę zapomnieć o nim. Alex też błądził wzrokiem po sali, szukając Isabel albo jednej z jej wiernych psiapsiółek. Dreptał krok w krok za Liz, ale kompletnie nie zwracał uwagi na to, co robiła ona. Niepewnie szła przez tłum, zastanawiając się dlaczego właściwie tu przyszła. Chciała się zabawić, ale teraz uświadomiła sobie, że raczej nie będzie się bawiła tak dobrze jak sądziła. Jej przyjaciele mieli swoje powody, dla których tu przyszli. Wiedziała, że Maria będzie się nią zajmować i co chwilę ciągnąć na parkiet, ale tylko po to, by sama mogła odnaleźć tego, kogo szukała.

„Co chcesz?” melodyjny głos przebił szum i rozproszył się w jej głowie. Obróciła głowę. No tak, Alec. Całkowicie o nim zapomniała. Spojrzała na niego dziwnie, kieyd z lekkim opóźnieniem zrozumiała jego słowa. Roześmiał się. I to niby on myślał ciągle o jednym? „Do picia” wyjaśnił i pochylił się nieco w jej stronę, by nie musiała krzyczeć w tym hałasie. Potrząsnęła głową. „Nie. Dzięki” uśmiechnęła się lekko. „Daj spokój Liz” przysunął się bliżej, jego dłoń wsunęła się nieznacznie na jej talię „Napij się. Rozluźnij” jego ton wyraźnie informował, że żartuje. Liz pokręciła głową z rozbawieniem. Potrafił poprawić nastrój, nie ma co. „Co ty kombinujesz?” zapytała, wbijając wskazujący palec w jego klatkę piersiową. Kąciki jego ust uniosły się do góry w tym diabelnym uśmieszku, który ugiął jej kolana. „Mam zamiar cię spić a potem zaciągnąć do łóżka i wyprawiać z tobą takie rzeczy, o jakich nawet nie śniłaś” mruknął miękko. Goraca fala wzburzyła jej krew. Kiedy był tak blisko i jeszcze wypowiadał takie słowa, nie potrafiła powstrzymać własnego pragnienia. Wystarczyło kilka centymetrów i mogłaby zasmakować tego uśmieszku. „Zgoda” odpowiedziała, tłumiąc śmiech „Ale pod warunkiem, że będziesz mnie niósł”. Oboje się roześmiali.

„Liz” głos Marii przerwał im. Spojrzenie blondynki niepewnie i z lekkim gniewem przesuwało się po nich. Sięgnęła w stronę brunetki i pociągnęła ją za rękę „Musimy porozmawiać”. Nim Alec czy nawet sama Liz zdążyli zareagować, już ciągnęła dziewczynę w kąt sali. Kiedy znalazły się przy ścianie, DeLuca westchnęła ciężko i położyła obie dłonie na ramionach Liz. „Ja wiem, że chcesz się wybawić. Należy ci się, po tym wszystkim co przeszłaś” mówiła spokojnie, ale znów w tym tonie, którego Liz nienawidziła „Ale musisz pamiętać, że są pewne granice”.

„Maria...” Liz usiłowała się wykręcić i wyjaśnić, że to były tylko żarty, niewinny flirt. Ale oczywiście Maria nie dała jej wypowiedzieć słowa. „Liz, maleństwo” znów to znienawidzone określenie „Ja wiem, że ten cały Alec wydaje się być taki niesamowity. Działa jak magnes. Ale na Boga Liz! Przecież on chce się dostć tylko do twoich majtek” to było oczywiste, Liz doskonale o tym wiedziała, ale jednak nie oznaczało to, że mu na to pozwoli. „Liz, nie możesz tego robić tylko po to by odegrać się na Maxie. Pamiętasz w ogóle kto to Max? Twoja bratnia dusza. Kocha cię!” Liz zacisnęła powieki. Nie mogła już tego słuchać. Gdyby to był tylko wykład o tym, jakim to niebezpiecznym podrywaczem jest Alec, zniosłaby tę troskę przyjaciółki. Jednak ponownie wkraczanie na teren oznaczony hasłem Max był tym, czego nie powinna ponownie poruszać. A już zwłaszcza nie w tym kontekście, gdy znów wmawiała jej dozgonną miłość Maxa i ten banał bratnich dusz. „Przestań.” mruknęła i odsunęła się. Zniknęła w tłumie, nim Maria zdołała ją powstrzymać.

Dość. Serdeczenie dość. Przyszła tutaj, żeby się odstresować. Zabawić. Zapomnieć. Przedzierała się przez roztańczony tłum, czując jak jej własne ciało powoli wdrażało się w rytm. Potrzebowała tylko jednego bodźca więcej. Tego, który całkowicie odetnie ją od myśli o słowach Marii i całym tym zamieszaniu, w jakim ciągle się pławiła.

* * *

Alex rozejrzał się dokoła. Widział gdzieś Marię, pochłoniętą ciągłymi poszukiwaniami Michaela. Ale jednak Liz zniknęła mu z oczu. Po półtorej godziny zaczynał się martwić, gdy nie mógł jej znaleźć. Wiedział, że umiała o siebie zadbać, niestety nie potrafił jednak powstrzymać swoich instynktów opiekuńczych. Zawsze traktował ją jak młodszą siostrę, więc teraz jak jej brat, zamartwiał się najzwyczajniej w świecie. Gdzie ona mogła być? Na pewno nie wyszłaby, bez poinformowania jego lub Marii o tym. Gdzie więc... Alec!

Momentalnie obrócił się i skierował w stronę baru, gdzie widział ostatnim razem zielonookiego. I odnalazł go tam ponownie. Siedział sobie swobodnie przy barze, flirtując z jakąś blondynką. Dziewczyna była tym wyraźnie zachwycona i ze słodkim uśmiechem ulegała urokowi obcego chłopaka. „Ekhm... Alec” niepewnie zagadnął, nie bardzo lubiąc mieszać się w takie sytuacje. Zielonooki obrócił głowę w jego stronę, unosząc brwi z dumieniu. Alex wolał zadać od razu głowne pytanie, żbey nie zabierać niepotrzebnie czasu „Nie wiesz gdzie jest Liz? Od prawie godziny jej szukam i nie wiem gdzie jest”. Szmaragdowe tęczówki pociemniały dziwnie „Jak to nie wiesz?” zapytał Alec z wyraźną irytacją. „No... wiem, że się pokłóciły z Marią i Liz gdzieś poszła. Nie mogę jej znaleźć”. Alec mruknął coś pod nosem i wstał.

Rozejrzał się dokoła uważnie. Poprawiony genetycznie wzrok, przesuwał się po kolejnych metrach przestrzeni, wypełnionej nastolatkami. Nie mógł jej jednak dostrzec w tym tłumie. Szybkim krokiem zszedł na dół, na główną salę, usiłując odnaleźć drobną brunetkę nim zmarnuje cały czas na późniejsze wysłuchiwanie od Maxie, że jej nie przypilnował. Nie był jej niańką, ale jednak był pewien, że w jakiś sposób wina na niego spadnie. Hmm, chyba nawet sam by się zaczął nieco denerwować, gdyby nie wiedział, gdzie jest Liz Parker. Alex szedł krok w krok za nim. Wreszcie Alec zatrzymał się. Zielone spojrzenie tkwiło w osóbce stojącej kilka metrów dalej. Wirowała w tańcu, w otoczeniu jakichś trzech chłopaków. Jej perlisty śmiech rozsypywał się perełkami dokoła. Zmrużył oczy, uważnie się jej przyglądając.

Była pijana.


c.d.n.

Posted: Mon Mar 07, 2005 10:54 pm
by Elip
To może ja od końca zacznę...
Była pijana.
8) A może ona się wygada coś o tym, że Max i cała reszta to kosmici, Alec raczej jej napoczątku nie uwierzy, ale rano coś wspomni o tym, co mówiła i ona się jakoś tak zmiesza, ale się wykręci, ale on będzie jednak coś podejrzewał, a jak dobrze pójdzie to.... dobra rozpędziłam się- fakt.
Poczekamy-zobaczymy 8)

Posted: Tue Mar 08, 2005 8:15 pm
by Onika
Cakiem fajna część. Na wspominki im się wzięło 8) No, ale skoro już obgadali swoje najbardziej... upokarzające sytuacje w życiu, to co stoi na przeszkodzie by poszli dalej :twisted: Ja oczywiście nic nie sugeruję. Chodzi mi o zwykły spacer :) pustą, nieuczęszczaną drogą :twisted:
No i impreza. Aż nie mogłam uwierzyć, że Alec tam poszedł :shock: Chyba rzeczywiście Roswell to malutkie miasteczko, chyba że poszedł tam ze względu na Liz :twisted: ('chyba' proszę wyciąć :roll: )
Była pijana? Co za pech :wink: co najwyżej Alecowi sie dostanie od Max i tatusia Liz, bo chyba nic innego sie nie wydarzy 8)

Posted: Fri Mar 11, 2005 5:41 pm
by Maleństwo
Nadrobiłam ekspresowo to opowiadanie i podsumowując...czy przypadkiem nie widzicie, że Alec zaczyna przypominać "typowego Aleca" :?: ...u niego jakby podświadomie rodzi się chęć opieki i pomocy dla Liz gdy ona znajduje się w pobliżu :wink:

A wracając jeszcze na chwilę do Marii, ona naprawdę staje się monotematyczna :? , nie jest to moja ulubiona osoba z paczki kosmici - ludzie, ale _liz może dasz jej trochę odetchnąć :cheesy:

Ciekawe jak szybko będzie się rozwijała znajmość Alec/Liz :roll: , nagle taki przeskok z wielkiej wrogości na zwierzenia :?:
Onika oni na pewno pójdą dalej :tak: , ale czy na spacerze to się skończy...a może od niego się zacznie ^_^

Posted: Fri Mar 11, 2005 5:47 pm
by Maleństwo
To tylko jeszcze raz ja :wink: i pobawię się tym razem w Onarka..._liz, kiedy następna część :?: