Gravity of love

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Thu Dec 23, 2004 9:01 pm

Jakby ona nie chciała go puścić.
Wystarczyło, że była.
Był za to siłą. Jej siłą.

Trudno się nie wzruszyć. Stworzyli ich na żołnierzy bez uczuć a tutaj uczucia są wszędzie, w każdym słowie, w każdym geście, w każdej chwili ciszy, nawet w oddechu... :roll: Chwileczkę... Naprawdę ja to napisałam? To opowiadanie zaczyna mnie uwrażliwiać. :?
Tego nie odda. Jej nie odda.
Alec powrócił. :twisted: To chyba w tym wszystkim najważniejsze, że Manticore, życie jakie dla nich wybrano tak do końca nigdy ich nie zniszczy. :)
I mimo końcówki ta część rzeczywiście tchnie nadzieją. Ich nadzieją. Na to, że bez względu na wszystko będą mieli siebie.
PS. Onika, jeden banerek? A te wszystkie razy kiedy próbowałam cię przekonać? Następnym razem jak będę ci chciała coś podsunąć to chyba po prostu zrobię jakiś banerek. :scep:
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Dec 23, 2004 9:11 pm

Age rozbawił mnie Twój komentarz :lol: A ta minak -> :scep: jest po prostu boska :hearts:

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Thu Dec 23, 2004 9:29 pm

hm... no dobrze odpowiem 8)
jak? po prostu
gdzie? na forum freji
kiedy? nie mam pamięci do dat
:twisted:
:twisted:
jestem zalogowana tam jako lenta, i co? wszystko jasne? :twisted:
age to i tak nie jest twoja zasługa i wątpie żeby tobie kiedykolwiek udało mnie się przekonać do jakiegoś opo :twisted: Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Dec 23, 2004 9:37 pm

Aaaaaaaa lenta :twisted: I wiadomo o kogo chodzi :lol: A to jakies nicki się zmienia :lol: Miło mi, że się przyczyniłam do tego 8)

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Fri Dec 24, 2004 12:15 pm

Nie mam czasu teraz komentować bo właśnie jadę do rodzinki. Wpadłam życzyć Wam wszystkiegoco najlepsze na nadchodzący rok :D

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Dec 27, 2004 6:07 pm

Wreszcie działa forum... grr.. to ja lepiej od razu zamieszczę kolejną część GOL, zanim znów coś się stanie i nie będę mogła siętutaj dostać. :wink: Dzisiaj nie mam czasu na większy komentarz, bo jestem przeziębiona, ale jutro lub pojutrze odpowiem na wszystkie pytania itd.

Od razu też informacja na temat opowiadania "Otwórz oczy" - pojawi się na dniach tutaj i na Komnacie Hotaru. Jutro może pojutrze, ok?

No to miłego czytania i komentowania 8)





10.

W źrenicy


- Zatem pełen sukces? - chłodny głos z lekkim niedowierzaniem wypełnił pokój
- Pełen. - dopowiedział Ranfield z niekrytą dumą
Sprawa Johnsona nie dość, że była już nieistotną przeszłością, to została zakończona całkowitym zwycięstwem. Początkowo wahał się, co może przynieść ta misja, co może się stać. W zasadzie wysyłanie dwójki X5 było ogromnie ryzykowne. Byli szkoleni, ale niedoświadczeni, kto wie, co mogłoby się stać, jak mogliby zareagować na kontakt z życiem poza Manticore.

Ale widać obawy były niesłuszne. Poradzili sobie po mistrzowsku. Żadnych śladów, żadnych niedociągnięć. Wszystko perfekcyjnie przeprowadzone w najmniejszym szczególiku. Tak, ujawniała się precyzja z jaką ich tworzono. Gen po genie, krucha struktura DNA była pod wszystkimi względami analizowana i testowana. Wszystkie możliwości przewidziane. I z takim samym wyczuciem i rozwagą uczono ich zabijać. Tak samo przeprowadzili akcję.

Był z siebie w pełni dumny. Z siebie i z nich. Z sukcesu jaki przyniosły wieloletnie badania. Momentami przychodziły chwile załamania i zwątpienia, gdy wydawało się, że te dzieci będą największą klęską w ich karierze. Po ucieczce bliźniaczych X5 wpadł w panikę. Tylko Lydecker zachował zimną krew.

On zawsze inaczej do tego podchodził. Nie tylko jak do swojej pracy. Wkładał w to o wiele więcej. Momentami bywało to nawet dla niego samego przerażające. Jakby te dzieciaki stały się jego życiem, jego obsesją. Obsesją, która miała spełniać zachłanki drugiej manii. Zabijania. Ułatwiania sobie życia w najprostszy, ale najbardziej prymitywny i krwawy sposób. I każdy, kto stanąłby na drodze Lydeckera, stawał jednocześnie na drodze wszystkich sekcji X, a zwłaszcza X5. Co oznaczało, że żaden wróg Lydeckera nie miał szans na przeżycie. Jednocześnie sam Lydecker miał czyste ręce.

Zero poczucia winy. Zero wyrzutów sumienia. Bo nie miał sumienia. Nie miał uczuć. Nie miał serca. Miał tylko swoją chorą wizję.

Drzwi się otworzyły. Kobieta w idealnie uszytej garsonce, na niebotycznych obcasach i z perfekcyjnie chłodnym makijażem podkreślającym zimne oczy. Na jej ustach jawił się uśmiech. Nie taki zwykły, nie radosny, ale też nie truymfalny czy kpiący. Ten grymas był raczej niebezpieczny i okrutny. Jakby w jej głowie ciągle rozwijała się wizja niezwykle przyjemnego dla niej zdarzenia, które zwykłego człowieka przeraziłoby na śmierć.

Podeszła beztrosko do biurka, wymijając bez słowa Ranfielda. Usiadła na skraju mebla i wzięła do ręki akta. Przejrzała je, a uśmiech tylko bardziej rozpanoszył się na wąskich wargach.
- Widzę Deck, że ci się powodzi.
Lydecker rozparł się w fotelu. Nienawidził tej kobiety. Jakkolwiek mogła być atrakcyjna, inteligentna czy nawet fascynująca, budziła w nim samym odrazę. Była taka jak on, tylko gorsza, o wiele gorsza. Była jego odzwierciedleniem, ale w o wiele piekielniejszym wymiarze. On był bezwzględny, nie miał skurpułów, ale miał chwile zwątpienia, wahania i lęku wobec swojego dzieła. Ona nie. Jakby żyła w wiecznym przekonaniu, że jej nie dosięgnie kara.

- Czego chcesz Renfro? - zapytał z gniewem
- Słyszałam o twoim sukcesie – wciąż przeglądała akta, uważnie je studiując, jakby chciała tam znaleźć coś cennego – Pierwsza misja twoich... dzieci – na ustach pojawiła się drwina – I zakończona takim zwycięstwem.
- Jeśli to gratulacje, to marnie ci wyszły – wyrwał jej papiery z dłoni
Chwila bitwy spojrzeń zdawała sie trwać coraz dłużej. W końcu kobieta zsunęła się z biurka i stanęła twarzą do Lydeckera, wspierając dłonie o mebel i przechylając się w jego stronę.

- Ta dwójka X5 wykazuje niezwykłe zdolności. Są lepsi od pozostałych w sekcji. Mogliby się przydać. - kiedy Lydecker zmrużył oczy, usiłując odczytać jej zamiary, dodała wyjaśniająco – Co ty na to, żeby ich oddzielić od oddziału? Indywidualne szkolenie. Specjalny nadzór. Dodatkowe badania predyspozycji. Tych dwoje mogłoby się stać twoją przepustką do awansu.

Kilka sekund milczenia. Jakby naprawdę rozważał tę możliwość. Ale równie szybko, co rosło jej przekonanie o genialności swojego planu, wzrastała u niego niechęć do podejmowania jakiejkolwiek współpracy z nią. Odpowiedź była jednoznaczna i krótka.
- Nie.

* * *

Ciche szepty rozpływały się w gęstym powietrzu stołówki. Tu się nic nie zmieniło. Jak podczas każdego posiłku, zahcowywane były wszystkie rytuały. Cała grupa X5 siedziała na swoich miejscach i usiłowała przełknąć paskudną papkę, która z dnia na dzień traciła jakikolwiek smak. O ile jakiś kiedyś posiadała. Szybko zaczynały się ciche rozmowy.

Nikt nie zadawał pytań dwójce rodzeństwa, którzy dopiero wrócili ze swojej pierwszej misji. Nie tylko swojej. Dla całej sekcji X5 to była pierwsza misja. Zakończona powodzeniem. To mogło przynosić ulgę i mniejszy stres, ale jednak rozbudzało tylko niepokój. Co kilka sekund spojrzenia innych ześlizgiwały się na milczących 494 i 542.

Każdego od środka trawiły dziesiątki pytań. Ale bynajmniej nie odnośnie samego zadania. Tego nawet nie chcieli wiedzieć. To był ból, to był strachm, to było przekleństwo ich narodzin. Misja, zadanie, wykonanie, krew, wina. Według bajeczki, którą wymyślili bliźniacy, a którą często opowiadała Isabel tak rodzili się Nomle. Krew spływała po dłoniach, wnikała przez skórę i skażała organizm od środka. Gniło się od wewnątrz, traciło rozum i łaknęło więcej.

Dlatego nikt o to nie pytał. Wiedzieli, że dla tej dwójki koszmar stawał się życiem. Ale były setki innych pytań, które wyrywały się z gardeł. Jak jest na zewnątrz? Czy powietrze jest inne? Czy niebo jest inne? Czy świeci słońce? Czy słychać śmiech? Czy sen przychodzi spokojnie? Czy jest ciepło? Czy są kolory? Czy widzieli Blue Lady?

Tyle pytań. Bez odpowiedzi. Nie było odpowiedzi, bo nie było głośnych pytań. Lane stwierdził, że lepiej będzie nie zadręczać ich pytaniami już pierwszego dnia. Poza tym jeśli będą chcieli, jeśli chociaż jedna z odpowiedzi przyniesie marzenia im wszystkim, to sami opowiedzą. Szepty dotyczyły więc zwykłych spraw. H. razem z Isabel przechylone jak zawsze w swoją stronę, lekko uśmiechnięte z przejęciem opowiadające sobie kolejne niestworzone historyjki. Lane i Devon przysłuchiwali się temu uważnie, kątem oka wszystkich obserwując, uważając, by nikt nie podpadł w żaden sposób Alecowi i Liz. Tylko Sam zdawała się co jakiś czas przyglądać się tej dwójce. Mrużyła ciemne oczy, usiłując dostrzec to, co wydawało jej się być nowe w tej dwójce.

A oni siedzieli jak zawsze naprzeciwko siebie i wpatrywali w jedzenie, całkowicie ignorując to, co działo się dokoła. Wiedzieli, że ich rodzeństwo stara się szerokim łukiem omijać temat misji, bo doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co kryje się za nim. Liz przymknęła powieki na samo wspomnienie. Miała wrażenie, że za chwilę znów zacznie się trząść i osunie na podłogę. Ta w Manticore była czysta ponadprzeciętnie, ale nie miało to znaczenia, gdy cały brud i paskudztwa gromadziły się w niej, a nie na posadzce.

Jednak na samą myśl o tamtym wieczorze, o krwi, o zimnie, o przerażeniu, pojawiało się także wspomnienie ciepłych ramion zaciśniętych wokół niej. Niepewnie uniosła wzrok na siedzącego naprzeciw Aleca. Zaskoczyło ją, gdy napotkała na wbite w nią zielone spojrzenie. Przyglądał się jej. Serce stanęło na chwilę w miejscu i dopiero po chwili powróciło do normalnego rytmu. Miała wrażenie, że przez chwilę jej krew wrze. Przetoczyła się przez jej ciało krótka fala gorąca, która szybko zniknęła. Uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu i ponownie wróciła do jedzenia.

* * *

Ustawili się. Jak zawsze. Twarzami do siebie. Za kilka sekund rozpocznie się kolejny trening. Jakby nigdy nic. Świat dokoła mógł się walić, na zewnątrz mogły dziać się najróżniejsze rzeczy, a tutaj dzień zachowywałby swój porządek. I to było najgorsze. Oni, z poczuciem winy, z posmakiem krwi w ustach, pełni nienawiści wobec samych siebie, mieli żyć tak jak do tej pory?

Lydecker dał sygnał do rozpoczęcia treningu. Liz przyjęła pozycję i uniosła wzrok na Aleca. Zielone tęczówki roziskrzyły się, a ona już topniała. Na sam jego widok. Aż dziw, że tu w Manticore było coś tak ciepłego i niesamowitego.

c.d.n.
Image

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Mon Dec 27, 2004 6:29 pm

Nie spodziewałam się, że "Otworz oczy" pojawi się tak szybko. Oczywiście czekam. :wink:
Jak zwykle świetnie wykreowałaś postać Renfro i oczywiście Lydeckera również. Jej uśmiech i jego duma- prawie to widziałam. Podobnie jak Liz i Aleca wyłączonych z oddziału na specjalnym treningu. :? Właściwie to odpowiedż Lydeckera nie mogła być inna.
Czy niebo jest inne? Czy świeci słońce? Czy słychać śmiech? Czy sen przychodzi spokojnie? Czy jest ciepło? Czy są kolory?
Świat za murami Manticore wydaje im się taki interesujący pewnie dlatego, że nie wyobrażają sobie życia gorszego niż w nim. Trudno się dziwić. :cry:
Po częściach kiedy na przemian były przemyślenia Liz i Aleca teraz tylko końcówka, ale za to jaka. :mrgreen: Co to zielone spojrzenie potrafi... 8)
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Dec 27, 2004 6:34 pm

Och jak ja nienawidzę Renfro :evil: Jej i Lydeckera :evil: Jedyne co mnie pociesza to to, że wiemy ajki los ich spotka :evil: Wiemy jak Michael w przyszłości zastrzeli tą wredną s*** :twisted:
I co ja widzę nareszcie pojawiła sie H. :cheesy: Fakt, że mało o niej było, ale zawsze to coś :cheesy:
No i Liz i Alec... Heh wpadli na dobre :twisted: Uwielbiam Twoje opisy uczuć _liz... Zresztą uwielbiam wszystko co napiszesz :cheesy: Ale dość słodzenia co? :lol:

Oczywiście chcę więcej! I czekam z niecierpliwością na OO 8)

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Mon Dec 27, 2004 7:00 pm

O tak, ja też jej nie znoszę :evil: Popieram Onarka, baaardzo miło jest wiedzieć, jaki los ją czeka w przyszłości. A coś mi mówi, że niedługo będzie jeszcze milej, bo nasza Renfro zapewne jeszcze narozrabia :evil:
Zgadzam się też, że postać Lydecker'a jest tu bardzo dobzre wykreowana. Głupio to zabrzmi, ale lubię faceta :roll: Tzn lubię jego postać... tzn... no wiecie, o co mi chodzi. Jest ciekawa. Czarny charakter, ale ciekawy, i którego można bardzo dobrze i interesująco opisać. Coś jak... no nie wiem, Khivar? :roll:
Liz i Alec... :cheesy: Liz już wpadła po uszy. Już topnieje pod wpływem jego spojrzenia. No pięknie :twisted:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Mon Dec 27, 2004 9:24 pm

Hm ... Liz ma już pierwsze obajwy zakochania 8)

Po przeczytaniu końcówki(od: Ustawili się jak zawsze.(...) poczułam się dziwnie. Nie potrafię nawet określić jak :? Ale całkowicie rozumiem fragment:
Świat dokoła mógł się walić, na zewnątrz mogły dziać się najróżniejsze rzeczy, a tutaj dzień zachowywałby swój porządek. I to było najgorsze. To musiało być 'najgorsze'. :cry:

Nic więcej nie napisze, bo całkowicie(co do 'niektórych' postaci) zgadzam sie z opiniami moich poprzedniczek.

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Dec 27, 2004 11:15 pm

W tej części strasznie mi się spodobały dwa fragmenty.
1.
Niepewnie uniosła wzrok na siedzącego naprzeciw Aleca. Zaskoczyło ją, gdy napotkała na wbite w nią zielone spojrzenie. Przyglądał się jej. [...]Uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu
2.
Lydecker dał sygnał do rozpoczęcia treningu. Liz przyjęła pozycję i uniosła wzrok na Aleca. Zielone tęczówki roziskrzyły się, a ona już topniała. Na sam jego widok. Aż dziw, że tu w Manticore było coś tak ciepłego i niesamowitego.
Aż się miło robi jak się czyta taką część. Tak jakby oni byli dla siebie jedyną nadzieją, jakby bez siebie nie mogli przeżyć nawet jednego dnia w Manticore. Niby całe życie szkoleni na zabójców, a wydaje się, że bez siebie nie poradzili by sobie.
Onarek rozumiem cię doskonale. Ja też nienawidzę tej.....grrr kobiety :evil: :lol: I mnie też pociesza jedynie fakt, że kiedyś tam w przyszłości Michael ją zastrzeli :P Ha! DObrze jej tak!

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Tue Dec 28, 2004 12:43 am

Tak jak nowa lubię Lydecker'a, ale nigdy w życiu nie porównałabym go do Kivar'a - bo jego nie cierpię. Nie wiem dlaczego ale nie pasuje mi do tego faceta rola czarnego charakteru. Od początku czułam, że musi się coś takiego zdarzyć, że on jednak okaże się dobry, albo chociaż nie najgorszy. Przecież skoro Max została stworzona na pierwowzór jakiejś tam jego miłości ( chyba się nie pomyliłam ), to od początku wiedział, że Max to Max i mógł ją już dawno złapać. No i wogóle ta sprawa z dzieckiem.
Natomiast, kobiety nie trawię oczywiście.
Teraz bardzo mi się podoba jak opisane jest działanie Alec'a na Liz, dlatego że ona (mam taką nadzieję) wogóle nie wie co się z nią dzieje... :lol: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Tue Dec 28, 2004 3:43 pm

No właśnie, po pewnym czasie Lydacker jakby zmienia front, nawet pomagał 'swoim dzieciom' zniszczyć Manticore. Od początku facet zdawał mi się jakby... inny niż go kreują :roll: Wiedziałam, że kiedyś zmięknie i pokaże swoje prawdziwe oblicze. A może nawet uczucia. No i okazało się, że jakies tam ma...
A do Khivara porównałam go bo... Właściwie co do niego to miałam takie samo wrażenie. W końcu w filmie nigdy do końca nie wyjaśniła się jego sprawa. I zawsze miałam jakieś takie podejrzenia, że coś mogło być inaczej niż im się zdawało. Lubiłam go 8)
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Dec 31, 2004 10:59 am

Życzę udanej zabawy na Sylwestra, sporej ilości kropelek musującego napoju, śmiechu i beztroski! 8) Sama szykuję się powoli na imprezę (tak to jest, gdy trzeba zrobić sałatkę i upiec cisto na składkową imprę :wink: ) A tutaj coś dla was - idealne rozpoczęcie zabawy. Mówiąc krótko mam dla was tylko jedno słowo... ruja. :twisted:


11.

Przekleństwo genów


Lydecker dał sygnał do rozpoczęcia treningu. Liz przyjęła pozycję i uniosła wzrok na Aleca. Zielone tęczówki roziskrzyły się, a ona już topniała. Na sam jego widok. Aż dziw, że tu w Manticore było coś tak ciepłego i niesamowitego.

Zamrugała i potrząsnęła głową. Dziwaczne myśli. Nawet jak na nią, nawet po tym co miało miejsce w trakcie misji. Ale fakt był faktem. Błysk w malachitowych tęczówkach ugiął jej kolana. Jakby całe jej ciało zmiękło. Stało się giętkie i osłabione. Nabrała głeboko powietrza, chcąc szybko odzyskać kontrolę nad sobą samą.

Ale i powietrze zdawało się być cięższe. Ledwo oddychała normalnie. Musiała zużywać na to mnóstwo siły, byle Lydecker nie zauważył tej dziwnej zmiany. Dziwnej, ale znajomej. Wiedziała doskonale co oznaczać mogą takie objawy. Od szesnastego roku życie ona i wszystkie inne X5 płci żeńskiej co jakiś czas miewały te ataki.

Ruja.

Przeklęta ruja. Nienawidziła tego okresu. Była wtedy w stanie rzucić się na każdego ze swoich braci. A żadnemu raczej to nie przeszkadzało. Jeśli teraz tak reagowała na Aleca... o nie, nie da za wygraną. Mogli być dla siebie w miarę mili i bliscy po tej misji, ale to wciąz był ten sam bezczelny i pewny siebie mędrek. Co się z tym wiązało, jeśli teraz on zauważy jak jej ciało drży przy nim, będzie zgubiona...

Zacisnęła pięści, szykując się do przyjęcia ataku. Nie miała zamiaru przyznawać się do tej genetycznej słabości. Musiała być ponad to. Czasem nawet jej się to udawało. Była z siebie dumna, gdy podczas jednego z silniejszych ataków rui miała zajęcia taktyczne z Devonem i chociaż kusiło ją niesamowicie, to nawet się do niego nie zbliżyła. Tak, można było w pewien sposób zwalczyć, wytrzymać wewnętrzne instynkty. Tylko w tym wypadku było jej coraz trudniej. Każda kolejna sekudna przy zielonookim, a jej ciało słabło bardziej i przechylało w jego stronę.

Szmaragdowe tęczówki roziskrzyły się, a z jej ust wydobył się niesłyszalny pomruk. Przymknęła lekko powieki. Wrócił w pamięci jego wzrok z pierwszego wieczora poza Manticore, gdy tak uważnie się jej przyglądał. Łapczywie. Śledził każdy ruch jej ciała, badał uważnie każde zagłębienie... Temperatura jej ciała podwyższyła się momentalnie. Jeszcze chwila i na pewno nad sobą nie zapanuje.

Jego bliskość... dłonie... gorący oddech na policzku... Kiedy umysł robił wszystko, by ja obezwładnić i pchnąć w jego ramiona, jakaś drobna cząstka w niej błagała Blue Lady, by coś przerwało tę poniżającą chwilę. Cokolwiek. I wtedy runęła na ziemię. Gorączka szybko opadła, mgliste i słodkie myśli rozpłynęły się w trzeźwość sytuacji. Nabrała wreszcie porządną dawkę powietrza i podniosła się.

Alec. Podciął jej nogi jednym ruchem. Może umiał czytać w jej myślach a może po prostu znudziło mu się czekanie aż ona wykona pierwszy cios. Lekko wstrząsnęła swoim ciałem, mając nadzieję, że to wyrzuci wszelkie resztki namiętnych myśli. Ponownie przyjęła pozycję do walki. Westchnęła i spojrzała na przeciwnika.

Błąd.

Znów wróciły nieprzyzwoite myśli. Mogła teraz to ona jego podciąć tak by runął na ziemię. Ale sama chętnie by do niego dołączyła. Tak, w pozycji poziomej byłoby o wiele wygodniej... Potrząsnęła głową. Musiała wziąć się w garść. Kiedy lewy kącik jego ust uniósł się nieznacznie do góry, jęknęła. Już ona by zmazała mu tę pewność z twarzy. Za to sprowadziłaby go do stanu, w którym łaknął by więcej. Błagałby o więcej...

- 542 przestań się na niego gapić, tylko zadaj cios!

* * *

Była wściekła. Sama na siebie. Jak mogła pozwolić n to, żeby kocie geny przejęły nad nią prawie całkowitą kontrolę? Była przecież w stanie się opanować. Tak, była. Nie raz to udowodniła. Dlaczego tym razem nie mogła?

Dlaczego wystarczył ułamek sekundy, jedno spojrzenie w zielone oczy, skrawek jego uśmieszku a ona już topniała? Jakby był silniejszy od niej. Jakby robił to specjalnie. Jakby przy nim traciła całą siłę. Ale energii miała w nadmiarze. Aż ją rozpierała od środka. Nawet zimna cela nie była w stanie jej ostudzić.

Krew wrzała. Każda komórka ciała rozgrzewała sie do białości. Zaczęła nerwowo chodzić w tę i z powrotem po celi. Oddechy urywały się nim nawet zdążyła porządnie nabrać powietrza. Zacisnęła pięści. Musiała to z siebie uwolnić. Szybko. Natychmiast. Przystanęła. Świst przeciął powietrze, kiedy wyprowadziła pierwszy cios. Potem drugi i trzeci. Szybko, gwałtownie. Wkładając w to cała swoją buzującą energię. Niewidzialny wróg, niebezpieczny wróg – ona sama.

Kolejne ciosy. Płynne, ostre, pełne furii. Włosy plątały się i przysłaniały twarz, a mimo to ani trochę nie słabła. Musiała to z siebie wyrzućić. Pozbyć się tego nadmiaru hormonów. Powietrze urywało się płytkimi oddechami, ulatniając gorącymi obłoczkami pary. Nie przestała nawet, gdy drzwi jej celi otworzyły się. Nie zauważyła tego. Jej krew ciągle domagała się uspokojenia. Podwójna dawka środków uspokajających by jej nawet trochę nie opanowała. Mruknęła tylko i wyprowadziła kolejny cios przed siebie.

- Przeszkadzam? - nonszalancki ton zatrzymał ją
Nie musiała się obracać, by wiedzieć kto to. Ten głos, ta pewność siebie i kokieteryjne rozbawienie. Powoli odwróciła się. Uniosła głowę, nie odgarniając włosów. Alec.

Wyprostowany, rozluźniony, z tradycyjnym uśmieszkiem na ustach. Usiłowała nad sobą zapanować, naprawdę usiłowała...

W mgnieniu oka znalazła się w jego ramionach, splatając ramiona wokół jego szyi. I jakoś nie protestował. Przeciwnie, mocno ją objął, spajając ich usta razem w namiętnym pocałunku. Gorącym, wręcz parzącym. Miała wrażenie, że osunie się w dół, jesli nie znajdzie oparcia. W tym momencie przycisnął ją do zimnej ściany, nie odrywając od niej ust. A ona topniała w jego dłoniach.

Przeklęta ruja.

c.d.n.
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Fri Dec 31, 2004 12:42 pm

jedno słowa, a ile znaczeń:P bardzo, ze tak powiem fajna część 8) wreszcie Liz i Alec mają za sobą coś na pokrój pierwszego pocałunku, teraz może być już tylko... nie będę kończyć :oops:
Przeklęta ruja.
dla kogo przeklęta, dlatego przeklęta, Alec napewno się cieszy :cheesy:
Nie rozumiem jej zdziwienia tym że topniała pod jego wzrokiem, itp... kto by nie topniał? ech... Alec. 8)

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Fri Dec 31, 2004 1:38 pm

No no no, proszę proszę :lol: Ruja. Nie wiem jak wy, ale ja kocham to słowo :lol: A część? No cóż... No... Zniewalająca? Jak sam Alec 8) Ta ostatnia scenka... Wow :shock: Jakoś mi się gorąco zrobiło :lol:
Zastanawiam się, czy Alec się domyślił, że Liz ma ruję :lol: Pewnie tak, w przeciwnym razie byłby chyba przynajmniej trochę zaskoczony. Chyba :roll: Ale nie, on oczywiście to wykorzystał. Nieładnie, 494 8) ... A swoją drogą, to ta ruja to rzeczywiście przekleństwo :roll: Nie chciałabym być na miejscu Liz.... No... chyba że... jeśli mogłabym bezkarnie rzucać się na Aleca... :roll:

No i życzę wszystkim udanego Sylwestra :D Żeby nikt nie był dziś w nocy sam i dobrze się bawił w towarzystwie znajomych i z szampanem w ręku. Żeby nikt nie podzielił mojego losu :roll: Szczęśliwego Nowego Roku :)
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Fri Dec 31, 2004 1:52 pm

Eh, wreszcie nadrobiłam wszystkie trzy części... 8)
I kto by pomyślał, że trafiłam tu tylko dzieki banerką Onarka
Taki czerwony tak Cię zauroczył, nie?? :lol:

Wracając do tematu:
W miarę czytania szczęka opadała mi coraz niżej, a humorek stawał się coraz gorszy ( i to w Sylwestra!), ale część ostatnia przewiała wszystkie chmury. O matko Liz i ruja! To było powalające, zniewalające i co tam jeszcze chcecie... :lol:
Tak, w pozycji poziomej byłoby o wiele wygodniej...
Ja tu nie wyrabiam! 8) Hasło roku :roll:
I wiecie co mi się jeszcze wydaje?? Alec skapnął się co się święci i specjalnie przyszedł, beszczel jeden! :cheesy: :twisted: No chyba, że martwił się o jej samopoczucie, ale stawiam jednak na tą jego powalającą naturę... 8)

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Dec 31, 2004 3:02 pm

Jestem naładowana na dzisiejszą imprezkę, ale _liz czy wiesz coś Ty zrobiła :? Tak, w pozycji poziomej byłoby o wiele wygodniej... Wiesz ajkie ja mam teraz myśli? :? Obyś spotkała na swojej imprezie tego zielonookiego, denerwujacego ktosia i obyś miałą ruję tak jak Liz :twisted: A może się spełni moje życzenie :twisted:
Wracając do tematu... Ta częśc jest taka inna od pozostałych... Mniej mroczna, smutna... Bardziej urocza i zabawna :twisted: Czyli taka jaką lubię najbardziej :twisted:

BTW życzę wszystkim udanej zabawy sylwestrowej i 494 dla kazdej z nas w Nowym Roq :twisted: A teraz śmigam się przygotowyac... :lol:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Dec 31, 2004 3:27 pm

Hehe, moje drogie szykujcie się na więcej 8) Ruja potrwa trzy rozdziały, a w części 13 będzie apogeum :twisted: Własnie skończyłam pisać 13 i powiem wam, że jeszcze nigdy nie napisałam tak długiej scenki NC-17... 4 strony... :shock: No, ale do 13 to jeszcze trochę poczekacie.

Onraku ja cię chyba zakatrupię :evil: Wykrakałaś! Zielonooka imitacja Aleca pojawi się na imprezie... grr... bezczelność. niech mi tylko spróbuje zepsuć wieczór :?

Jeszcze raz życzę wszystkim udanego, szampańskiego Sylwestra i żebyście choć trochę z niego pamiętały!
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Dec 31, 2004 3:36 pm

:haha: :haha: :haha: Jesssst marzenia się spełniaaaaaają :twisted: Znaczy uważaj na tyły _liz :wink:

I nie muszę pisac, że chcemy kolejnych 'goroacych' części :wink:

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 17 guests