T: Objawienie-Revelations [by EmilyluvsRoswell]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Wed Jan 07, 2004 8:16 pm

Dzięki Nanuś, mam już taki odruch, włączam komputer i sprawdzam czy Em nie wrzuciła kolejnego odcinka. Rano zaglądałam nie było. Wróciłam z pracy ok. 18 ...i JEST :D . Ściagałam go na kompa i przy okazji widziałam kilka komentarzy. A więc stało się...ech cudownie :D Nie strasz, nie strasz tłumaczeniem...zobaczymy. W każdym razie cenzury nie będzie :lol: a ja postaram się włożyć w to całe moje serce :P
A odnośnie "takich" tłumaczeń...wczoraj, zabrałam się za czytanie Gravity Alvays Wind...ale tym podzielę się w czytelni. I proszę Lizziett i wszystkich którzy przeczytali całość, żeby troszkę dodali od siebie. :)

Oczywiście że słuchałam muzyki z Ducha. Mam muzykę do filmu i film na VHS. Piękna.
I jeszcze raz polecam Sonique "Alive" - cudo...ale mnie się ostatnio wszystko z Maxem kojarzy. :mrgreen:

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Jan 07, 2004 8:27 pm

Ależ mnie się bardzo podobała ta część Objawień... :cheesy: I teraz już nie mogę doczekać się polskiego przekładu. A resztą refleksji podzielę się "po" :wink:
A Max - no cóż, nazałabym to "zboczeniem zawodowym" :wink: no bo co ja mogłam myśleć będąc na przykład w galerii sztuki na wystawie grafik?
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Wed Jan 07, 2004 9:07 pm

Wiem Nan, że się podobała, bo czytałam dzisiaj cudowne komentarze jej czytelników ale zupełnie inaczej sie tłumaczy dialogi i akcję a zupełnie inaczej sceny, przy których zaczynają ci drżeć rece i chcesz to zrobić jak napiękniej. Zresztą sama wiesz... Ale ja kocham sceny przy ktorych Dreamerkom skaczą serca...Inna sprawa, jak to wyjdzie po polsku... :D
Dzisiaj jednak nie zabiorę się za nie bo przed chwilą oglądnęłam "Siostry Magdalenki" i wszystko stoi mi w gardle...nie będę umiała się przestawić.

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Sat Jan 10, 2004 9:30 pm

Elu, czekamy na przetBumaczenie. Kiedy ono nastpi, bo po tych waszych komentarzach co raz bardziej si nie cierpliwie :cheesy:
Image

lonnie
Starszy nowicjusz
Posts: 138
Joined: Sun Dec 28, 2003 4:05 pm
Location: Łomża
Contact:

Post by lonnie » Sat Jan 10, 2004 10:42 pm

zgadzam sie z maddie
elus, kiedy mozemy oczekiwac nastepnej czesci????

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Jan 10, 2004 11:02 pm

Jak znam Elę, to pewnie będzie tłumaczyła w środku nocy i zrobi nam niedługo niespodziankę... Przepiękną niespodziankę i dołączam sie do zbiorowego jęku rozpaczy i niecierpliwości. Eluś, taki już los dobrego tłumacza takiego opowiadania :wink:
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sat Jan 10, 2004 11:39 pm

Kochani, postaram sie wrzucić jutro, po południu...jak do końca nie rozleci się, zupełnie nie słuchąca mnie, porabana klawiatura, która teraz trzyma się, jak to mówiła DeLuca ".... na jednej śrubce ". A więc jak jeszcze wytrzyma, to będzie w niedzielę. Kiedy wcześniej rozmawiałam z Nan, nie znałam 37 cz. i nie wiedziałam z czym przyjdzie się zmierzyć. :shock: ..To niełatwa część, zabierze mi chyba pół zdrowia i serca...
Nan, trzeba będzie chyba określić limity wiekowe... :wink:
Last edited by Ela on Sun Jan 11, 2004 12:32 am, edited 1 time in total.

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Jan 10, 2004 11:46 pm

E tam laski, nie przesadzajcie :wink: widywałam bardziej...hm...mroczne opisy erotycznych uniesień. No i chapau bas, Emily, obyło się bez szczegółów genitalnych, w których niektórzy się lubują :roll: W każdym razie zacieram juz łapki i szykuję zestaw stosownych fanaartów :wink: Elu, na pewno będzie super.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Jan 11, 2004 1:07 am

Jestem pewna, Aniu że fanarty będą w nastroju, takie jak ta część.
Przy tłumaczeniu wspierało mnie śliczne zdjęcie Maxa z TEOTW :P Moja mama aż się za głowę złapała jak zobaczyła go na wyświetlaczu ekranu. Stwierdziłam, że nie chcę żadnych komentarzy ale powieziała, że jak na niego patrzy to robi jej się ciepło na sercu...Kochana mamusia... 8)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Jan 11, 2004 10:59 am

Ha :D A co ja miałam powiedzieć jak Max wylądował z Tess w łóżku? Gdyby to chociaż była Liz :wink: to jeszcze jakoś by mi pomogło - ale żmija Tess bezceremonialnie zaciągająca Maxa do łóżka - hm :shock: I tak dla przypomnienia - kiedy to Max w I i II serii widział Liz bez bluzki? Bo może ja mam zaćmienia umysłu... Chyba że brać pod uwagę Pilota, ale wtedy to on chyba raczej skupiał się na czym innym...
I tym razem nie mogę się doczekać i części i fanartów... Raj dla duszy i oka :D I jestem pewna, Elu, że będzie ślicznie.
Limity wiekowe...? No cóż, jeśli ktoś jest wyjątkowo nieletni wrażliwy 8)
Image

lonnie
Starszy nowicjusz
Posts: 138
Joined: Sun Dec 28, 2003 4:05 pm
Location: Łomża
Contact:

Post by lonnie » Sun Jan 11, 2004 12:52 pm

hmmm... max widzial liz bez bluzki???
nie liczac pilota to co najwyzej w Sexual Healing w fantazjach liz (chodzi mi o te na samym poczatku odcinka)
ale w to akurat watpie.. niom a tak pozatym to chyb nie widzial... no chyba ze cos przeoczylam

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Jan 11, 2004 7:33 pm

Jest czas na rozpacz, gniew, oddalenie i jest czas wyciszenia i miłości.


OBJAWIENIE - część 37 :P


Do pokoju wpadało blade światło dnia. Liz skulona, z twarzą wtuloną w poduszkę budziła się ze wspomnieniem wydarzeń z poprzedniego wieczoru i strachem bo nie czuła obok siebie Maxa. Odwróciła się by zobaczyć jak stoi przy oknie zapatrzony w ocean. Miał na sobie czyste dżinsy i chociaż na nagich plecach oznaczały się lekkie zasinienia, najpoważniejsze oparzenia były zagojone. Spojrzała na zegar. Była piąta rano.

- Długo nie śpisz ? – zapytała półgłosem.

Potrząsnął wolno głową, odsunął się od okna i podszedł do łóżka – Od godziny. Zadzwoniłem do Michaela, niech wie, że jak na razie wszystko z nami w porządku.

Przymknęła oczy z poczuciem winy – Jak mogliśmy nie zrobić tego wcześniej – usiadła ze skrzyżowanymi nogami przyciskając mocno do piersi prześcieradło.

- Oboje nie mieliśmy do tego głowy – uśmiechnął się i skrzywił lekko. Usiadł obok niej, wyciągnął rękę i odgarniał jej włosy za ramię. Miał ciepłą dłoń i nawet ta łagodna pieszczota, w zetknięciu z nagą skórą przebiegła dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Zmarszczył brwi – Zimno ci ?

Zaprzeczyła, ale podniósł z podłogi nocną koszulę, szybkim ruchem nałożył jej przez głowę i obciągnął do bioder. Utkwiła oczy w nagim torsie, wpatrując się w pracę mięśni pod gładką skórą aby w końcu przebiec po niej palcami. Przytrzymał jej rękę przy sercu a ona spotkała jego spojrzenie.

- Wyzdrowiałeś.

Skinął głową.

- Jak się czujesz ?

- Ciągle trochę zmęczony – przyznał - Ale w sumie nieźle – Położył rękę na jej ramieniu, tym zranionym przez Nicholasa i delikatnie uścisnął – A co z tobą ? Coś cię boli ?

Szybko w pamięci przeprowadziła spis obrażeń – Chyba nie – odpowiedziała – Trochę jestem odrętwiała ale to przejdzie.

Poprowadził dłoń poprzez szyję, w górę przytulając dłoń do policzka, łagodnie rysując kciukiem kość policzkową – Nic nie czujesz ? A twoje płuca, weź głęboki oddech.

Posłała mu pobłażliwy uśmiech, nabrała dużo powietrza i wypuściła – Wszystko w porządku, Max.

- Wcześniej jednak nie było.

Patrząc na niego spoważniała – Wiem.

Musimy o tym porozmawiać, Liz. Muszę wiedzieć wszystko co się wydarzyło zanim tu dotarłem. Ale najpierw chcę pójść na plażę poszukać śladów jakie mógł zostawić Nicholas.

- Idę z tobą.

Ściągnął brwi – Będziesz w stanie to znieść ?

- Nie, ale nie chcę zostać tutaj sama.

- Przynajmniej szczerze – zgodził się – Ubierz się, dobrze ? – wstał, podniósł z podłogi swoją koszulkę. Przeciągnął nad nią ręką wygładzając załamania na miękkim materiale.

- Dlaczego nie trafiły mi się takie umiejętności – mruknęła, odrzuciła prześcieradło i zsunęła nogi z łóżka.

– Może i masz takie. Zupełnie nie wiemy co naprawdę...Liz ! – rzucił się do niej kiedy ugięły się pod nią kolana, podtrzymując by nie upadła – Co się dzieje ?

- Już dobrze – przekonywała, trzymając go kurczowo za ramię – Poczułam tylko mały zawrót głowy – zmarszczyła brwi – Sądzę, że z głodu.

- Kiedy ostatni raz jadłaś ?

- Chyba...tak naprawdę nie pamiętam.

Pomógł jej usiąść na łóżku – Zaraz wracam, nie ruszaj się.

Słyszała, jak mrucząc do siebie kręci się po kuchni, otwiera i zamyka drzwi szafek. Przyniósł na tacy płatki zbożowe, owoce, grzanki, sok i butelkę Gatorade.

- Najprawdopodobniej jesteś odwodniona – wyjaśnił.

- Wystarczy tego dla całej armii – zwróciła mu uwagę – Mam nadzieję, że mi pomożesz.

- Rzeczywiście. Zabawne jak bardzo nie dopisywał mi wczoraj apetyt.

Cisza towarzyszyła ich wspólnemu posiłkowi, na szczęście kiedy skończyli Liz poczuła się trochę mocniejsza. Jedynie Max nalegał aby pomóc jej się ubrać ale podziękowała wymawiając się, że zrobi to w łazience i tłumacząc, że nie jest obłożnie chora.

W tym czasie zrobiło się jaśniej na zewnątrz i wychodząc na plażę podziwiali ciągnące się aż po horyzont, jaśniejące, różowe refleksy od których woda zaczęła się iskrzyć.

- Trzymaj się blisko mnie – powiedział półgłosem Max przeczesując wzrokiem plażę. Było zbyt wcześnie żeby można było kogokolwiek spotkać i tym samym łatwiej mu było dokładnie się jej przyjrzeć.

Liz oparła się pragnieniu wzięcia go za rękę wiedząc że przeszkadzałaby mu gdyby nagle pojawił się Nicholas. Postarała się dopasować krok do jego ostrożnych kroków, starając się dzielnie trzymać gdy zbliżali się do wody a potem skręcili na północ. Szli powoli, obserwując uważnie krajobraz chcąc dostrzec coś, co wzbudzi ich czujność.

Brak wiatru spowodował, że plaża była w takim stanie jak w nocy i łatwo odszukali miejsce gdzie upadła Liz bo pozostała na niej plama zakrzepłej krwi. Niedaleko znaleźli wypalone w piachu miejsce przy którym Max unieruchomił uderzeniem Nicholasa. Teraz pochylił się i zacierał ślady.

- Sprawdźmy tam gdzie wyszedłeś z wody – powiedziała Liz patrząc na fale łagodnie uderzające o brzeg.

- W którym miejscu wyszedłem ?

- Bliżej domu. Musiałeś płynąć z prądem.

Potrząsnął głową – To byłoby za daleko.

- Więc gdzie ? – pytała patrząc na niego wyczekująco.

- Sprawdzimy później – jego wzrok wędrował po plaży wzdłuż linii brzegowej. Od czasu do czasu przykucał, badając ułożenie i ślady na piasku. Liz szła za nim nie bardzo wiedząc czego szukać mając nadzieję, że gdyby było coś podejrzanego sama to rozpozna.

- Max – podeszli do północnej części plaży, największej, poza którą był niedostępny, ogrodzony teren pod przyszłą budowę kolejnych domów – Nie miał możliwości dojść tak daleko.

Skrzywił się patrząc na siatkę uniemożliwiającą mu dalsze poszukiwania – Chciałbym być zupełnie pewny.

- Daj spokój – dotknęła jego ręki – Wracajmy, poszukamy jeszcze w drodze powrotnej.
Tym razem wziął ją za rękę, splótł palce z jej palcami i ruszyli w stronę domu, brzegiem oceanu. Nad horyzontem słońce stało wyżej, woda jarzyła się ciepłem a jednak Liz była pewna, że jeszcze przez długi czas nie zamoczy w nim stóp. Pomimo tego całego piękna, woda niemal pochłonęła Maxa, a jej głębia prawdopodobnie stała się grobem Nicholasa. Nigdy. Prędzej umrze niż kiedykolwiek się w nim zanurzy żeby popływać.

Zanim weszli do domu, Max sprawdził czy wewnątrz jest bezpiecznie. Liz otworzyła drzwi a on wszedł pierwszy do wąskiego holu dokładnie przeszukując pomieszczenia.

- Może rzeczywiście nie żyje – powiedziała w końcu Liz – Nie widzieliśmy go wychodzącego z wody, nie znaleźliśmy teraz żadnych oznak, żeby tam był gdy poszliśmy w nocy do domu.

Max westchnął i osunął się na kanapę – Nie wiem, Liz. Widziałem jak przedtem umierał, pamiętasz ? A jednak pojawił się znowu w Nowym Yorku.

- Widziałeś, że Tess go zabiła – przypomniała mu – Oni byli w zmowie, Max – To musiało być naginanie umysłu.

- Wiem, ale...

- Jeżeli był ranny, łatwo mógł się utopić – mówiła szybko podchodząc do niego – lub uderzyłeś go w to szczególne miejsce, z tyłu pleców i po prostu rozpadł się, co tłumaczyłoby brak ciała.

- To byłoby za łatwe.

- Co masz na myśli ?

- Wątpię, żeby Nicholas był jednym ze Skórów – mówił cicho zmęczonym głosem pochylając się i opierając łokcie na kolanach – Pomyśl Liz. Dobrze, przyjmijmy, że ognista burza w szkole była pewnego rodzaju naginaniem umysłu. A co ze żniwami w Copper Summit ? Courtney zniszczyła wszystkie nowe powłoki a Michael jest pewien, że kiedy ogień się rozprzestrzenił on był w tamtym pomieszczeniu. Więc dlaczego wszędzie się pojawia ? Czy według ciebie wyglądał gorzej, inaczej ?

Potrząsnęła głową. Westchnęła zrezygnowana i usiadła obok niego na poduszkach – Więc sądzisz, że jednak żyje?

- Mówię tylko, że nie wiem – odpowiedział spokojnie – Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków nie mając dowodów. Gdyby się utopił, woda powinna wyrzucić jego ciało, prawda ?

- Prawda – nagle poczuła się mniej bezpiecznie niż godzinę temu.

- Liz, będzie dobrze – objął ją za ramiona i przyciągnął do siebie – Powiedz, co się wczoraj stało ? Obiecałaś Michaelowi zabrać Zandera i wyjechać, więc dlaczego wysłałaś dziecko z Rachel a sama zdecydowałaś się czekać na Nicholasa ?

Przytuliła policzek do jego ramienia i wzięła głęboki oddech – Kiedy wczoraj rozmawialiśmy, stopiłam swoją komórkę.

- Co zrobiłaś ?

- Roztopiła mi się w rękach. Dlatego się rozłączyliśmy. To nie były zakłócenia, to byłam ja.

Niemal słyszała jak ściągnął brwi i wyobrażała sobie jak bardzo jest zaskoczony – Myślę, że powinnaś zacząć od początku – objął ją mocniej.

I tak zrobiła. Opowiedziała mu wszystko. Od bezsennej nocy, do lęku o niego kiedy niespodziewanie zniknął z Roswell, po pokaz siły swoich mocy, odesłanie Rachel z dzieckiem i pozostanie tutaj. Najtrudniej było przekazać mu, że opowiedziała Rachel o jego pochodzeniu, ale przyjął to nadspodziewanie spokojnie.

- Nie powiedziałabyś jej nie mając ważnego powodu – mówił przyciskając usta do jej włosów – Ufam ci, Liz, wiesz o tym. I masz rację, ona powinna była wiedzieć, biorąc pod uwagę okoliczności. Zastanawiam się, jak jej podziękować za pomoc. Czy ona ma pojęcie ile dla nas ryzykowała ?

- Prawdopodobnie nie. Była przekonana, że powinna to zrobić ale trudno to wszystko ogarnąć kiedy tym nie żyjesz.

Max odchylił się i zaglądnął jej w oczy – Naprawdę bałaś się skrzywdzić Zandera ?

- Nie...nie mogłam wykluczyć takiej możliwości – szepnęła. Spojrzała na podłogę gdzie niedaleko kanapy leżały nadpalone resztki. Pochyliła się i podniosła to, co zostało po sznurze którym była związana. Położyła mu je na kolanach – Z tego się uwolniłam. Zebrałam w sobie całą energię i udało mi się je przepalić. Jak wobec tego mogłam narażać Zandera ?

- Liz, przecież stoczyłaś w sobie prawdziwą walkę żeby zaczęły płonąć.

- Ale inaczej było kiedy stopiłam komórkę – odpowiedziała – Nie widziałeś jej, Max. W moim ręku zamieniła się w bezkształtny kawałek bryłki – głos jej się załamał i ukryła się w jego ramionach.

- Ciii – starał się ją uspokoić - Byłaś zdenerwowana, przerażona a zwielokrotnione emocje powodują takie reakcje i wzmacniają nasze możliwości. Popatrz na Michaela – powiedział z rozbawieniem w głosie – Musisz tylko nauczyć się je kontrolować, a znając ciebie poradzisz sobie z tym znakomicie. Już dobrze ?

- Tak – pociągnęła nosem – A na razie...

- Na razie muszę zapewnić ci bezpieczeństwo żebyś nie miała powodów do panikowania. I wykup sobie akcje w jakiej telefonicznej firmie, dobrze na tym wyjdziesz – żartował.

Liz nie mogła się powstrzymać żeby się nie uśmiechnąć – Dobrze – zgodziła się – Teraz, kiedy ci pokazałam mój, pokażesz mi swój ?

- Słucham ? – wyjąkał, odsunął się nagle patrząc na nią.

Liz zachichotała patrząc na jego zaskoczoną minę – Twój dzień, Max. Opowiedz co działo się wczoraj, zanim tutaj dotarłeś.

- Ach...tak – wyglądał jakby był trochę rozkojarzony. Przytulił ją znowu do siebie i zaczął mówić – Zaczęło się w momencie kiedy Lonnie schodziła z twojego balkonu – w jego głosie zabrzmiało lekkie poczucie winy – Użyli pewnego podstępu, żeby nas zmylić. Zauważyłem Ratha jak przechodził aleją za Crashdown i poszedłem za nim. W tym czasie Lonnie dostała się do twojego pokoju. Nie mam pojęcia jak Michael i Isabel stracili ją z oczu. Zamieniliśmy się, oni zaczęli obserwować Ratha a ja zająłem się Lonnie. Była wystarczająco długo w twoim pokoju, aby narobić nam kłopotu bo przyłapałem ją jak dzwoniła do Nicholasa. Zanim wytrąciłem jej telefon z ręki zdążyła mu powiedzieć gdzie jesteście.

- Max czy ona wie o Granilithcie ?

- Nie czekałem żeby się dowiedzieć – powiedział ponuro – Unieszkodliwiłem ją i pojechałem na lotnisko, po drodze orientując się, że gdzieś zgubiłem komórkę. Nie było czasu wracać, miałem zamiar zadzwonić do ciebie i Michaela z lotniska – wziął głęboki oddech – Wykorzystałem wszystkie możliwości chcąc jak najszybciej dostać się do Albuquerque i całą drogę pragnąłem żeby stamtąd udało mi się złapać bezpośredni samolot. Zamartwiłem się próbując obliczyć jak szybko Nicholas będzie u ciebie i modliłem się żeby cię nie znalazł, gdziekolwiek byłaś – wzdrygnął się – Wyobrażasz sobie jak się czułem gdy zobaczyłem cię na podłodze, skrępowaną jak indyk na Święto Dziękczynienia ?

- Wybacz – szepnęła – To była jedyna rzecz o której byłam w stanie myśleć.

- Wiem – przysunął ją do siebie jeszcze bliżej – W minutę złapałem taksówkę ale wysiadłem trochę wcześniej żeby nie natknąć się na gdzieś przyczajonego Nicholasa. Musiałem przechodzić przez sąsiednią posesję. Tak przy okazji, ktoś powinien powiedzieć właścicielowi, że labradory są beznadziejne jako psy obronne.

- I dzięki Bogu.

- W każdym razie podszedłem do ogrodzenia i zobaczyłem ciebie przez rozsunięte zasłony. Widziałem, że nie możesz uciec z domu, zresztą Nicholas za dobrze cię pilnował więc starałem zachowywać się bardzo ostrożnie. Widziałem jak siedzi tam, rozwalony na kanapie, czujny na każdy ruch, tak pewny siebie i starałem się siłą woli powstrzymać żeby nie wysadzić szklanych drzwi i nie złamać mu karku, ale nie mogłem narażać cię na niebezpieczeństwo. Zacząłem obchodzić dom mając nadzieję dostać się cicho do środka, z innej strony. Kiedy byłem na tyłach domu od strony patio, zobaczyłem Nicholasa jak biegnie za tobą na plażę.

- Co się stało w wodzie ?

Max uśmiechnął się ironicznie – Nie za dobrze nam idzie z mocami gdy używamy ich pod wodą. Nie ma już tej siły uderzenia. Jednak próbowaliśmy i przysięgam, Liz, ocean jarzył się wokół nas zieloną poświatą. Wyobrażam sobie co mogli pomyśleć ludzie mieszkający wokół.

- Miejmy nadzieję, że nikt nie zauważył.

- Wiesz, chyba ze względy na nich staraliśmy się obaj robić wszystko aby nas nie widziano, ale jeżeli ktoś miał okazję zobaczyć nas przez okno, niezłe sobie wyciągnął z tego wnioski. A poza to wszystko było...

- Jakie ?

Odwrócił się i popatrzył na nią – Przerażające. Ta woda wokół nas i poczucie, że może z niej wyjść tylko jeden. I ty, tam na plaży, która mnie potrzebowałaś.

Liz tuląc się do jego ramienia ścisnęła mu rękę – Jesteśmy bezpieczni.

- Wiem. Ale właśnie tam dopadły mnie takie myśli. A potem wyrzuciliśmy w swoim kierunku potężną energię, której uderzenia uniknęliśmy ale wywołała ona ogromną falę wody. Przewaliła się przez nas, pociągnęła mnie na dno i ciągnęła za sobą. Kotłowałem się w piachu i wodzie tracąc z oczu Nicholasa. Nie wiedziałem co się z nim stało ale przypuszczam że został odrzucony w przeciwnym kierunku. Wszystko co mogłem zrobić to wypłynąć na powierzchnię i wydostać się na brzeg.

- Och, Max.

- Nie mogłem uwierzyć gdy zobaczyłem cię, jak stałaś tam i czekałaś na mnie – mruknął ochrypłym głosem – Nie byłem nawet pewny czy żyjesz, po tym strasznym uderzeniu.

- Ja wtedy też nie miałam takiej pewności – przyznała.

- Gdybym zbyt długo czekał aby ci pomóc Liz,...miałaś uszkodzone płuca, złamany obojczyk, na ramieniu oparzenia drugiego stopnia...

- Ciii – szeptała – Już tego nie ma. Dla nas skończyło się dobrze.

Gładził ją po plecach wzdłuż kręgosłupa, niosąc ciepło i pociechę – A co myślisz o tym żeby zadzwonić także do Rachel ?

Liz podniosła na niego oczy bojąc się zbyt wcześnie cieszyć – Tylko zadzwonić ? Czy poprosić żeby wróciła z Zanderem ?

Wargi Maxa drgnęły w uśmiechu – A może na przykładzie tamtego, stopionego telefonu, lepiej zaczekać ?

- Max ! – klepnęła go po ramieniu.

- Lepiej żeby twoja ciotka wiedziała, że jesteśmy jeszcze w jednym kawałku – powiedział łapiąc jej rękę – A co do powrotu, bardzo pragnąłbym nie martwić się o nasze bezpieczeństwo jednak myślę, że powinno być dobrze. Nawet jeżeli Nicholas żyje, na pewno jest ranny i musi najpierw dojść do siebie. I wątpię czy byłby zdolny teraz nam zagrozić.

- Więc mogę powiedzieć żeby wracała do domu ?

- Możesz jej tak powiedzieć.

Objęła Maxa za szyję i uściskała. Śmiał się i otoczył ją rękami – No idź – mruknął całując ją w skroń.
- Chcesz z nią porozmawiać ?

- Nie, niedługo się z nią zobaczę.

******

Wyłączyła przycisk komórki, usiadła na brzegu łóżka i zamyślona patrzyła za okno. Niebo było zamglone, wiszące nisko chmury zapowiadały nadejście deszczu. Być może w innym czasie byłaby niezadowolona, że pogoda psuje jej wakacje z Maxem ale dzisiaj to było bez znaczenia. Nawet gdyby za drzwiami szalała wichura, jak długo czuła się bezpiecznie z jedyną miłością swojego życia, tak długo nic jej nie przeszkadzało.

- Liz ? – z holu dobiegł niski, ciepły głos Maxa – Wszystko w porządku ?

Kiedy wszedł do pokoju odwróciła się a on natychmiast podszedł do niej – Co się stało ? – zapytał - Dlaczego płaczesz ?

Zaskoczona podniosła brwi i dotknęła wilgotnego policzka – Ja...nie wiem – odpowiedziała półgłosem – Nic się nie stało – uspokoiła go.

- Co u Zandera i Rachel ?

Uśmiechnęła się i kiwnęła głową – Świetnie. Rachel mówiła, że Zander był dzielny i nie płakał, nawet kiedy miał na to ochotę – spoważniała – Powiedziała, że miała wrażenie jakby wyczuwał co się dzieje – dodała szeptem.

Pełna obaw twarz Maxa zaczęła łagodnieć – On jest doskonały Liz, a najważniejsze, że niedługo będzie znowu z nami.

- Wiem.

- Kiedy tu przyjadą ?

- Prawdopodobnie pod wieczór.

Odgarnął jej z twarzy pasmo włosów – A co powiesz na małą drzemkę ? Nie spaliśmy za wiele w nocy.

- Mmm, zabrzmiało cudownie.

Odsunął ją, ściągnął narzutę, przesunął dłonią nad materacem pozbywając się drobin piasku zalegającego od nocy – Jest już czysto, połóż się.

Liz zwinęła się na odświeżonym łóżku i posunęła robiąc mu miejsce – Chodź – klepnęła dłonią obok siebie.

- Tylko ty, ja będę w drugim pokoju.

Zaskoczona uniosła się podpierając ręką – Nie będziesz spać ze mną ?

Potrząsnął głową - Teraz nie.

- Dlaczego nie ? Byłeś bardziej osłabiony niż ja a jeszcze mnie leczyłeś. Musisz być zmęczony.

- Naprawdę nie jestem. Czuję się doskonale – powiedział lekko.

- Dobrze, nie rozumiem – usiadła i zaglądała mu w oczy – Co się dzieje ? Dlaczego nie chcesz się ze mną położyć ? Ucieszyłeś, że wraca Zander, wiem także, że nie martwisz się Nicholasem.

- Nie chodzi o Nicholasa – westchnął.

- Więc o co ?

- Liz, czuję się zupełnie dobrze, doskonale. I w tym jest problem.

- Mówisz bez sensu.

- Kiedy trzymałem cię śpiącą w nocy, nic nam nie groziło – mówił półgłosem – Byliśmy poranieni i kompletnie wyczerpani. Jednak dzisiaj, kiedy pomyślę jak blisko byłem utraty ciebie, stracenia szansy na bycie razem, nie mogę, obejmując moją odzyskaną Liz obiecać, że zapanuję nad sobą.

- Och - szepnęła a gorący rumieniec słynął jej na policzki – Rozumiem.

- No dalej, prześpij się – Ja...

- Max połóż się ze mną.

Stanął sztywno przy łóżku i patrzył na nią – Nie słyszałaś co powiedziałem ?

- Tak, ale to niczego nie zmienia – położyła się na poduszce a włosy rozsypały się kaskadą wokół niej. Wyciągnęła rękę – Ja także niemal cię utraciłam.

Ujął jej rękę i usiadł ostrożnie na łóżku. Głaskał kciukiem wierzch dłoni jak gdyby to był cudowny talizman a on modlił się o szczęście. Nie mogła się opanować aby nie uśmiechnąć się do pełnej obaw twarzy.

- Co się stało ? zapytała spokojnie.

Potrząsnął głową – Na pewno tego chcesz ? Wiem, że to nie jest twój pierwszy raz, ale...

- Max – przerwała i zakryła mu dłonią usta – Będziemy się kochać pierwszy raz – szeptała żarliwie – Podczas tamtej nocy z Maxem z Przyszłości było więcej poczucia straty niż życia. Żegnałam się z czymś czego, jak myślałam nigdy nie będę miała. Żegnałam się z tobą. Tamto, to był koniec. To co przeżyjemy teraz, jest początkiem.

Drobne zmarszczki niepokoju rysujące się wokół jego oczu lekko się wygładziły – I jesteś pewna, że tak będzie dobrze ? W pokoju gościnnym u twojej ciotki ? Bez świec, kwiatów czy...no nie wiem...gitar ? – przekomarzał się podnosząc w górę kąciki ust.

- Już miałam swoją kapelę mariachi – przypomniała mu – Jest wspaniale. Jesteśmy sami, przyjaciele i rodzina są daleko – posmutniała – Chyba, że ty nie chcesz. Jeżeli jesteś jeszcze nie gotowy Max, to ja...

Przykrył jej usta pocałunkiem, język torował sobie wejście chcąc się połączyć, wargi, tak czułe i stanowcze były odpowiedzią, wabiły i namawiały aby się wyciszyła.

Kiedy dla złapania oddechu odsunęli się od siebie, Max z uśmiechem przytulił twarz do jej policzka – Kocham cię bardziej niż cokolwiek na świecie, Liz Parker. Kocham twoją siłę i słodycz, twoją mądrość i otwarte serce. Jesteś moim słońcem, księżycem i tym wszystkim co jest poza nimi, i nie pragnę niczego bardziej jak kochać się dzisiaj z tobą – szeptał.

Drżała jak całował miejsca za uchem, podniosła ręce żeby przytrzymać przy sobie jego głowę. Podawała mu szyję, wzdychając gdy wędrował po niej wargami łaskocząc delikatnie, gorący język przedzierał szlak, kiedy usta biegły do wrażliwego miejsca pomiędzy szyją a obojczykiem – Ja też cię kocham – mówiła – Tak bardzo, Max. I nigdy nie przestałam.

- Wiem – odpowiedział cicho – Podniósł głowę a pociemniałe oczy spotkały jej spojrzenie wciągając w ogień jaki rósł we krwi.- W najgłębszych zakamarkach serca, zawsze w jakiś sposób wiedziałem – otoczył dłońmi jej policzki - Tylko rozum za nim nie nadążał. Wybacz mi.

- Nie – szeptała – Tylko ja powinnam przepraszać. Nigdy nie chciałam cię zranić.

- To pozostało za nami. W tej chwili liczy się dla mnie tylko to, co jest tu i teraz. Pochylił się i znowu przycisnął wargi do jej ust.

Czas był podarunkiem dla nich. Leżeli objęci ramionami całując się gorąco do chwili, kiedy potrzeba pójścia dalej stała się nie do wytrzymania. Każdy centymetr odkrywanego ciała naznaczony był pocałunkiem i pieszczotą. Dotykał jej pełen uwielbienia, przytulenie dłoni do piersi, obrysowywanie ich kształtu, podziwiał ich krągłość. Kiedy pochylił się aby poznać ich smak, Liz zamarła i delikatnie zaczęła go odpychać.

- Co się stało ? – zaskoczony podniósł głowę.

- Nic. Przepraszam – zarumieniła się - Tylko ja jeszcze...

- Karmisz ? - dokończył spokojnie. Otulił pierś dłonią przesuwając kciukiem po brodawce – Sprawia ci to przykrość?

- Nie, naprawdę. Tylko może tobie.

Potrząsnął wolno głową – Kocham cię. Całą ciebie. A teraz odpręż się i pozwól mi uczynić cię szczęśliwą – szepnął.

Urzeczona jego gorącym spojrzeniem uległa i położyła się. Kiedy całował jej piersi, dotknięcia ust były leciutkie jak piórko. Język ślizgał się i tańczył na skórze, przyprawiając ją o dreszcze i jęczała cicho w odpowiedzi, czując na brodawkach jego usta.

Potem zaczęli się spieszyć. Pomógł Liz pozbyć się ubrań, za chwilę ona zrobiła to samo. Ich nagie, splątane ciała pieściły się i tuliły do siebie aż pożądanie zaczęło brać górę a wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli. Podciągnęła kolana i otworzyła się do niego a on wsunął się między jej uda, jego pobudzenie podążało w kierunku delikatnego środka.

- Boże, powiedz że jesteś zabezpieczony – dyszała.

Podniósł się i uspokoił ją ciepłym pocałunkiem – Jestem – odsunął się i sięgnął w stronę dżinsów.

A potem pochylił się nad nią i patrzył długo w oczy a ona czuła jak się zapada w tę niekończącą, cudowną otchłań bursztynu, otulającego ją ciepłem i miłością – Kocham cię - szeptała.

- Ja też cię kocham – i wtedy wszedł w nią z cichy jękiem, przyciskając czoło do jej czoła.

Poruszali się zgodnym, mocnym rytmem, wznosząc się za każdym ruchem. Nieustanne wstępowanie i wzlot w chmury, wzbijanie i oddalanie. Liz obejmowała go rękami i nogami, poddając mu się całym ciałem, na wpół świadoma coraz szybszych oddechów wydobywających się z ust, kiedy wiódł ją do celu. Zatracała się słysząc jak chrapliwym głosem wymawia jej imię

- Tak, jeszcze – jęczała wyginając biodra ku niemu. Wyczuł jej pragnienie, wsunął rękę pomiędzy ich ciała, w dół gdzie istniała granica ich połączenia. To wystarczyło, żeby doprowadzić ją do krawędzi za którą jej jęk stał się jego rozkoszą.

- Maax !

- Boże, Liz ! – nacisnął jeszcze raz i czuła jak zapada się w jej ramiona a przez jego ciało przebiegają skurcze jakby się w nim coś przełamywało.

Upłynął jakiś czas zanim się poruszył i spróbował się podnieść żeby trochę odpoczęła od ciężaru jego ciała. Liz objęła go za szyję nie pozwalając mu się odsunąć.

- Jak się czujesz ? – zapytał tkliwie.

- Cudownie – odpowiedziała ciepło – Czas na wagę milionów – Rzeczywiście czuła się zaspokojona i senna, każda część ciała przypominała jej co przeżyła i jak była szczęśliwa. Przycisnęła się do niego i pocałowała nagą pierś.
– A ty ?

- Brakuje mi słów, żeby to określić – miał schrypnięty głos. Pochylił się i całował ją.

Po chwili naciągnął na nich okrycie. Gładził jej włosy, starając się odsunąć je z twarzy a ona uśmiechała się patrząc na niego z czułością, próbując nie zamykać oczu by niczego nie uronić. Był taki piękny i leżał w jej ramionach. Po co marnować czas na sen, kiedy można go spędzać patrząc na niego z uwielbieniem ?

- Może jednak powinnaś się trochę zdrzemnąć – zaproponował chichocząc.

Liz czuła jak powieki jej opadają ale potrząsnęła głową – Nie jestem śpiąca – upierała się ziewając – No, dobrze, może jestem – zgodziła się ze śmiechem – Ale teraz będziesz spał ze mną, prawda ? – otworzyła jedno oko i patrzyła na niego z udawanym gniewem.

- Nie pozbyłabyś się mnie, nawet gdybyś próbowała.

Morzyło ją, tuliła się i układała w jego ciepłych ramionach – Nawet nie staraj się prosić, bo nie mam takiego zamiaru.

*****

Spali kilka godzin. Kiedy się obudzili, kochali się znowu a potem jeszcze raz pod prysznicem. W końcu Max zaproponował, żeby przynajmniej coś zjedli i chociaż niechętnie, zgodziła się. Ubrali się, przygotowali kilka kanapek i jedli obserwując jak plaża tonie w strugach deszczu.

Po obiedzie zabrała się do uporządkowania mieszkania. Zajęło jej to mniej niż pół godziny, żeby z pomocą Maxa przywrócić dom ciotki do poprzedniego stanu. Potem, Liz coraz częściej spoglądała na zegarek zastanawiając się ile czasu potrzebuje Rachel na dotarcie do domu.

- Czekając w ten sposób nie przyspieszymy czasu – powiedział Max – A może przytulimy się do siebie na kanapie i porozmawiamy ?

- Tylko przytulimy ? – zapytała figlarnie.

Uszy Maxa nabrały różowej barwy ale skinął głową – Nie chciałbym żeby zastała nas w dwuznacznej sytuacji.

- Masz rację. Ale przytulenie brzmi tak miło.

Kanapa była w sam raz dla nich gdy wyciągnęli się na niej oboje, a Liz objęta, leżała przytulona do niego – Tak bardzo mi tego brakowało – szeptał jej do ucha – Tylko my dwoje, razem.

- To trwało długi czas – zgodziła się spokojnie.

Teraz rozmawiali głównie o Zanderze i przyszłości. Liz poruszyła temat ewentualnego powiedzenia Evansom prawdy o jego pochodzeniu ale szybko zrezygnowała bo zdała sobie sprawę, że nie jest jeszcze na to przygotowany i zbyt pewny, żeby to rozważyć.

- Nie mówię, nigdy – odpowiedział – Tylko nie mogę o tym myśleć teraz, zbyt dużo spraw wydarzyło się w ostatnim czasie.

- Rozumiem – podniosła się kiedy usłyszała dźwięk trzaskających drzwi samochodu. Spojrzała na Maxa.

- Myślisz, że to oni ?

W chwilę później usłyszała przekręcenie klucza w zamku. Wstała z kanapy i wybiegła z pokoju zanim Max zdarzył cokolwiek powiedzieć. Szarpnęła drzwi i rzuciła się w stronę Rachel, która wchodziła trzymając na ręku Zandera.

- O Boże, jak ja się za się za tobą stęskniłam – westchnęła przyciągając do siebie synka i okrywając go pocałunkami. A potem otoczyły ich mocne ręce i Liz poczuła jeszcze raz jak dobrze czuć przy sobie ciepło Maxa.

- Hej, maluszku – mówił miękko a jego głos naładowany był czułością. Pocałował małą główkę a potem przycisnął usta do policzka Liz.

- Ahh – gaworzył Zander przytulając buzię do jej szyi a mała rączka chwyciła szybko rękaw Maxa – Ta.

Liz odsunęła się, spojrzała na Maxa i na dziecko – Co ty powiedziałeś ?

Zander podniósł główkę, ciemno-brązowe oczy rozbłysły – Ta – powtórzył wyraźnie zanim oparł policzek na ramieniu Liz.

- O mój Boże, czy ty to słyszałeś ? – zapytała półgłosem.

Oczy Maxa zalśniły łzami. Był w stanie tylko skinąć głową.

Stali tak dłuższą chwilę, patrząc na siebie, aż usłyszeli chrząknięcie.

- Nienawidzę przerywać rodzinnych spotkań ale czy mogłabym teraz wejść do swojego domu ?

- Rachel ! Tak mi przykro – Liz wzięła za rękę Maxa i odsunęła go od drzwi aby pozwolić jej wejść. Uśmiechnęła się do niej nieśmiało – My...umm..chyba nas trochę poniosło.

Rachel rozjaśniła się rozbawiona – Wcale się nie dziwię – odwróciła się i uśmiechnęła – Więc ty jesteś Max Evans - wyciągnęła rękę a w oczach zalśniły wesołe iskierki – Miło cię w końcu spotkać. Liz tyle mi o tobie opowiadała.

Max uśmiechnął się i ujął jej rękę – O tak, tego jestem pewny.

Liz przesuwała wzrokiem od Maxa do ciotki i z powrotem. Głęboko w sobie czuła ogromną ulgę. Przed czymkolwiek jeszcze będą musieli stanąć, z czymkolwiek będą musieli się zmierzyć, teraz, w tej chwili wierzyła że wszystko ułoży się jak najlepiej – A może tak wszyscy usiądziemy ? – zaproponowała – I porozmawiamy.

- Niezły pomysł – poparł ją Max. Odebrał od Liz Zandera, objął ją za ramiona – Prawda ? – zwrócił się do Rachel.

Rachel z szerokim uśmiechem przyjęła propozycję Maxa – A więc chodźmy.

Cdn.

lonnie
Starszy nowicjusz
Posts: 138
Joined: Sun Dec 28, 2003 4:05 pm
Location: Łomża
Contact:

Post by lonnie » Sun Jan 11, 2004 8:13 pm

:wow: ojej juz jest...:D dzieki elus :cmok: niom to ja siem zabieram do czytania

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Jan 11, 2004 9:02 pm

Elunia... Śliczne. Piękne. Ujmujące. :cmok: :respekt: :uklon: Gdzie ta Lizziett z fanartami?!
- Hej, maluszku – mówił miękko a jego głos naładowany był czułością. Pocałował małą główkę a potem przycisnął usta do policzka Liz.
- Ahh – gaworzył Zander przytulając buzię do jej szyi a mała rączka chwyciła szybko rękaw Maxa – Ta.
Liz odsunęła się, spojrzała na Maxa i na dziecko – Co ty powiedziałeś ?
Zander podniósł główkę, ciemno-brązowe oczy rozbłysły – Ta – powtórzył wyraźnie zanim oparł policzek na ramieniu Liz.
- O mój Boże, czy ty to słyszałeś ? – zapytała półgłosem.
Oczy Maxa zalśniły łzami. Był w stanie tylko skinąć głową.
Stali tak dłuższą chwilę, patrząc na siebie, aż usłyszeli chrząknięcie.
- Nienawidzę przerywać rodzinnych spotkań ale czy mogłabym teraz wejść do swojego domu ?
Przepiękny fragment. Oderwałam się od referatu z chemii i zdeformowanych od promieniowania kończyn i chorób popromiennych a tu takie cudo... Achchch...
Wiecie czego mi jeszcze do szczęścia brakuje? Żeby Emily napisała ze dwa słowa (no mam ambicje i marzenia, trudno... :roll: )
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sun Jan 11, 2004 10:01 pm

Ach...Elu, i ty sie niepokoiłaś, czy potrafisz należycie oddać atmosferę tego odcinka. Zrobiłaś to FENOMENALNIE i jestem z ciebie dumna :P takie sceny zawsze są najtrudniejsze do uchwycenia, zarówno w orginale jak i przekładzie, a ty tak wspaniale oddałaś ich zmysłową delikatność. A co do Maxa, to jak wiesz, moja mama stwierdziła kiedyś "dlaczego ten facet jest tak nieprzyzwoicie przystojny?", a oglądając ze mną "Ask not" co chwile prychała na widok Liz "co za psychopatka! Kto to widział tak traktować takiego pieknego chłopaka" :wink:
Zander stwierdzający na widok Maxa "ta" wycisnął łzy z moich oczu i mimo wszystko- była to najpiekniejsza scena tego odcinka...
Z kolei czytając przemyślenia Liz, o pieknym Maxie leżącym w jej ramionach, z trudem powstrzymałam się przed rzucaniem ciężkimi przedmiotami w monitor :wink: przeklęta fuksiara :mrgreen: wyobrażacie sobie- budzicie się, przecieracie oczęta a tu co- piękny nagi Max w waszych ramionach 8) 8) aaaach...
Jedno tylko troche zepsuło efekt- moim zdaniem- kiedy Liz "w trakcie" trzeźwieje- "nie mów ze nie jesteś zabezpieczony!" a Max wyskakuje z łózka jak jeleń i chodu po portfel...jest!!!A jakże :roll: pięknie-gnając na Florydę, z perspektywą Nicholasa znęcającego się nad Liz i Zanderem, Maxio bynajmniej nie zapomniał zboczyć po drodze do kiosku :shock:
No i jeszcze obiecane fanarty, ale z racji tego, ze moja matka przełożona patrzy przez ramię :roll: zestaw będzie ograniczony...do jednego...na razie.

Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Mon Jan 12, 2004 5:50 pm

Dzięki za miłe słowa, cieszę się że odcinek się podobał szkoda, że nie mogę Wam pokazać zdjęcia Maxa które było moim natchnieniem przy tłumaczeniu.. :D .
Przez takie sceny trudno się przedzierać bo istnieje cieniutka granica, po przekroczeniu której można otrzeć się o śmieszność lub niesmak. Chociaż ja mam ogromny sentyment do opisu podobnej sceny w pierwszej części – Prolog.
I jeszcze sprawa „zabezpieczenia”, która w pewnym momencie zakłóca melodię i miękkość przy czytaniu, jakbyśmy raptem musieli otworzyć oczy i otrzeźwieć. Emily nawiązała w niej do TEOTW i nieszczęsnej prezerwatywy w kieszeni Maxa. Dlaczego wprowadziła tę scenę ? przecież łatwo mogła z niej zrezygnować. Sama miałam taką ochotę.. :wink: .Według mnie z trzech powodów. Po prostu tak jest w życiu i potraktowała to dosłownie, wprowadziła nutkę wychowawczą, albo, co moim zadaniem jest najbardziej prawdopodobne chciała pokazać, że Max od dawna, pomimo konsekwentnej postawy trzymania się na dystans od Liz niedowierzał sobie i liczył się z taką możliwością dużo wcześniej, więc od dawna nosił ją w portfelu. Niemożliwe by ten rozsądny chłopak, szalejący z niepokoju o najbliższych biegł do kiosku w takim momencie, Lizziett. :lol:
Sceny z Zanderem były przesłodkie, przyznaję, a mnie dodatkowo ujął moment poznania Maxa przez Rachel. Wyobraźcie sobie co myślała widząc tego tajemniczego, przystojnego mężczyznę obejmującego Liz i syna, patrzącego na nią tym swoim ciepłym uśmiechem. Była pewnie nim oczarowana. :uklon:
No i cały czas zastanawiam się co się stało z Nicholasem. W poprzedniej części, kiedy ranna Liz leżała na plaży, poczuła rozpryskującą się nad sobą słoną wodę – byłam wtedy pewna, że to jego sprawka. Ale teraz, kiedy Max opowiedział o fali powstałej w wyniku ich walki w wodzie...może to było tylko to. Zobaczymy co nam zaserwuje Em.
Nan, masz rację, ja także marzę żeby Em pojawiła się u nas i spróbuję ją do nas zaprosić...
Lizziett, dzięki za arcik i czekam na resztę :P
Last edited by Ela on Mon Jan 12, 2004 9:30 pm, edited 2 times in total.

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Mon Jan 12, 2004 6:03 pm

Taaa... Odcinek sliczny. Max&Liz, Zander (rozplywam sie kiedy czytam o tym chlopaczku :D ) no i spotkanie Rachel i Maxa. Czekalam na to. Bo wydaje mi sie, ze dla Rachel mimo wszystko nie bylo czyms normalnym spotkac kosmite :cheesy: Dzieki Elus za wspaniale tlumaczenie :cmok:
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 12, 2004 9:00 pm

Oj nie mogę... :D Najpierw zaczęłam się śmiać na dzienniku (skutek warsztatów dziennikarskich :wink: ) a teraz w końcu spokojnie przeczytałam komentarze i znowu zaczęłam tłumić śmiech.
Max wyskakuje z łózka jak jeleń i chodu po portfel...jest!!!A jakże pięknie-gnając na Florydę, z perspektywą Nicholasa znęcającego się nad Liz i Zanderem, Maxio bynajmniej nie zapomniał zboczyć po drodze do kiosku
No i jeszcze obiecane fanarty, ale z racji tego, ze moja matka przełożona patrzy przez ramię zestaw będzie ograniczony...
Oj piękne... :D :lol:
A teraz Ania spróbuje się uspokoić i podczłapie do chemii... Albo do francuskiego... A może do polskiego... Co za wybór.
Image

liz
Fan
Posts: 569
Joined: Sun Dec 21, 2003 5:31 pm

Post by liz » Mon Jan 12, 2004 9:24 pm

Dzięki Eluś! Świetny odcinek! Już czekam na następny (my cię zamęczymy...) :cheesy:

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Mon Jan 12, 2004 9:46 pm

:wink: miło mi Nan, ze dostarczyłam ci trochę rozrywki :wink: i cieszę się, ze masz swoje dziennikarskie warsztaty...wiesz, ja "byłam trochę" dziennikarką w zeszłym roku- pisywałam dla jednej gazety sprawozdania z różnych wystaw i dyskusji...no ale potem zwaliły mi się na łeb egzaminy i musiałam rzucić to w pierony.
Kolejna porcja fanartów, mam nadzieje ze któryś sie wam spodoba. Nawiasem mówiąc, uważam że na poprzednim, Max ma nieziemskie oczy- jak sarenka :wink:

Image

Image

Image

Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 9 guests