T: SPIN [by Incognito]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Sat Jan 03, 2004 1:55 pm

... a za jakiś czas podrzucimy ci jakieś do przetłumaczenia :D ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sat Jan 03, 2004 3:06 pm

Dzięki za zaufanie, iż tak szybko pojmę zawiłości obcego języka. Przyznaję, że na tym kursie (na razie 3 m-ce) nauczyłam się więcej niż przez podstawówkę i liceum razem wzięte. Ale to dopiero początki, raczkowanie.

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Jan 05, 2004 8:40 am

Czapterek for

Chcecie wiedzieć, co mnie najbardziej rusza?

Może gdybym dorastała w innym czasie, innym miejscu, może wychowałabym się inaczej.

Gdybym tylko urodziła się kilka miesięcy później, rodzice mieliby czas się przeprowadzić. Ale nie, nie mogli się wynieść, to byłby zbyt wielki stres dla dzidziusia. „Przeprowadzimy się później” okłamywali się. „może po urodzinach maleństwa”.

Zgadnijcie.

Nigdy się nie przeprowadzili.

I okazało się, że dzieci mogą być naprawdę kosztowne. Więc cóż innego pozostaje, jak otworzyć modną restaurację w światowej stolicy ufoludków?

„A co z Kalifornią?” Maria chce wiedzieć.

„Za dużo palm” mówi Alex.

Maria I Alex. Dwójka znawców jakości Roswell. Gdybym urodziła się kilka miesięcy później, nawet bym ich nie poznała.

Wybieramy College. Większość ludzi wybiera college po tym, co chciałoby studiować.

Nie my.

Najpierw musimy wybrać stan, potem miasto.

Kiedy wyjedziemy, wyjedziemy razem.

„A Oregon, albo co wy na.. na Seattle.”

Alex potakuje „Jedźmy gdzieś, gdzie jest zimno.”

„No”. To byłam ja, dorzuciłam swoje 3 grosze.


Maria ma na sobie swój pomarańczowy t-shirt. Więc dziś mamy wtorek. Nosi pomarańczowy t-shirt tylko wtedy, gdy ma dobry nastrój, a dobry nastrój ma tylko we wtorek. Nazywa to terapią kolorową.

Skoro jesteśmy przy terapii... „muszę już iść”.

„Ja też” mówi Maria. „Musze spotkać się z Izabell”.

Nie wydaje mi się, żeby umysł Marii kooperował z umysłem Izabell. Izabell nie jest taka zła, jak zwykłą się wydawać. Widzicie, kiedy ten kosmiczny bełkot się rozległ i Roswell wkroczyło na ścieżkę potępieńców, każdy szukał trójki najbardziej podejrzanych dzieciaków.

Ja nie. Ja szukałam trzech najbardziej winnych osób. A Izabell, ma winę wypisaną na twarzy.

Wydaje mi się, że czują się winni z tego powodu, że to właśnie wszystkich oskarża się o bycie ufoludami. Izabell przycichła, straciła swoich przyjaciół.

Odkąd Maria wkroczyła na ścieżkę zbawienia większości studentów West Roswell, próbuje też ocalić Izabell.

Ciekawa jestem, czy Maria Pójdzie do domu Maxa.

Olał pies. Czas terapii.

Chodzę na terapię, ponieważ na terapie chodzi większość dzieciaków z Roswell. I odkąd mamusia odczuła potrzebę sąsiedzkich więzi zapisała i mnie.

To frajda, ponieważ muszę nieźle kręcić. Widzicie, mój terapeuta, Dr Amos, zawsze szukał we mnie jakiegoś problemu.

Biorę narkotyki?

Skąd.

Czy mam jakieś wspomnienia z dzieciństwa dotyczące wykorzystywania seksualnego?

Skąd.

Zaczyna się frustrować, ponieważ nie może znaleźć żadnego problemu. Nie to, żebym sprawiała problemy, ale on uważa, że przynajmniej jedno traumatyczne przeżycie spotkało każdego.

Więc zaczynam wymyślać historie.

Powiedziałam mu, że widziałam jak mojego najlepszego przyjaciela potrącił pociąg.

„Naprawdę?” powiedział.

Ano, a kiedy miałam 6 lat mamusia zostawiła mnie w basenie i o mało się nie utopiłam.

„Interesujące” powiedział.

A czy wspominałam, że byłam adoptowana?

Moja oficjalna diagnoza? ...Patologiczny kłamca.

Jest cudnie. Przerażająco cudnie. Tydzień później pochyliłam się tajemniczo i powiedziałam „czy wiedział pan, że pośród nas są obcy?”

„Są?” spytał.

Ano tak, a ja dodatkowo wiem, którzy to dokładnie są.

Lubię doktora Amosa. Płynie z prądem. Pozwala mi mówić wszystkie moje kłamstwa ze szczegółami ponieważ myśli, że moje kłamstwa są kluczem do mojego „nieświadomego umysłu”.

„nieświadomy umysł” to zwrot psychologiczny, gorący temacik z przedziału „prawd, których nie chcesz przyznać przed samym sobą”.

Zaprzeczenie. Wyparcie. Dużo ciekawych słówek uczymy się podczas takich terapii.

Wydaje mi się, że dr Amos naprawdę podkręca się takimi rzeczami.

Więc oto ja w jego wielkim, puszystym fotelu.

„Moja koleżanka Tess chce kogoś zabić”.

„kogo chce zabić?”

„Nie powiem.”

Jestem wredna. Nie wiem, kogo Tess chce zabić. Sprawiam, że on myśli, że wiem, po to, żeby go trochę podenerwować. Psychoterapeuci mają tę zasadę poufności, jeśli nie wymienisz konkretnego nazwiska jako potencjalnego celu morderstwa, nie mogą tego zgłosić na policji. To popieprzone, ale tak właśnie jest.

Mogę mu powiedzieć, że Tess ma broń, ma motyw, wie dokładnie kogo chce zabić. Mogę mu nawet powiedzieć, w który dzień to planuje. Ale jeśli nie powiem mu nazwiska ofiary, guzik może zrobić.

Pan ma przechlapane doktorze Amos.

Oczywiście to dla mojej pokręconej satysfakcji, wątpię, żeby zrobił cokolwiek, ja będąc patologicznym kłamcą i w ogóle.

„Tess jest teraz twoją PRZYJACIÓŁKĄ?” pyta.

„Tak powiedziałam?”

„Tak’.

„Cóż, pomogłam jej kiedy potrącił ją ten samochód, była naprawdę zobowiązana’.

„potrącił ją samochód?”

„No”. Potakuję „Jeden z kosmitów ją przejechał.”

Sfrustrowany pochyla się w przód. Frustrują go ci „kosmici” ponieważ nie może wykoncypować, jaką przenośnią odnoszącą się do mojego życia są „kosmici”: mojgo poczucia wyizolowania? Mojego braku zadowolenia z porządku świata?

Blisko doktorze Amos... ale... głodna małpa z rana lecz nie ma banana.

„Ona już dobrze się czuje” zapewniam go „Ufolud ją uzdrowił, ona się w nim kocha, wiedział pan?”

„Naprawdę?”

„Taak, on tylko o niej myśli, nawet nie pamięta mojego imienia ponieważ jego głowa pełna jest Tess, Tess, Tess”

Doktor Amos pochyla się ku mnie i złącza koniuszki palców „To cię niepokoi?”

„A Pana by nie niepokoiło?”

„Teraz mówimy o MNIE?”

Walenie kijem na oślep to specjalność psychologów.

Teraz spróbuję zmienić temat „Umiem czytać w jego myślach”.

„Kosmity?”

„Tak.”

„O czym on myśli?”

„O Tess”.

„potrzebujesz czytać w jego myślach, żeby wiedzieć, że myśli o Tess?”

„W zasadzie to raczej nie, to widoczne”.

„Więc po co czytasz mu w myślach?”

"Bo to INTERESUJĄCE”

„Tess jest interesująca?”

„Jego WERSJA Tess jest interesująca”.

„Myślisz, ze ON jest interesujący?”

Doktor Amos zaczyna mnie wkurzać. „Nie, on jest powolny wie pan, wydaje mi się, że on jest umysłowo opóźniony, a wspominałam, że on jest homo?”

Doktor Amos unosi brew „Myślałem, że jest zakochany w Tess”.
Ups.

Spoglądam doktorowi Amosowi prosto w oczy. Nie mogę pozwolić mu przejąć pałeczkę. „Tess to tak naprawdę chłopak”.

To chyba nie był najlepszy pomysł, by to powiedzieć, bo teraz zapewne dr Amos zacznie myśleć, że albo ja jestem homo albo że mam zaburzenia płci.

Dokładnie wiem jak on myśli. Może ON powinien być tym, co siedzi na gorącym krześle.

Jest ok. Jeśli rzeczy przybiorą bardziej zwariowany obrót zawsze mogę przerwać terapię. Mam już 18 lat, więc mogę. To też ma swoje plusy, bo on nie może powiedzieć moim rodzicom nic z tego co mówię mu ja.

„Więc doktorze Amos, uważa Pan, że powinnam pomóc Tess zabić kogoś?”

Doktor Amos unosi brew, wie, że żartuję, ale nie przepada za żartami o śmierci. „Nie”.

Potakuję „pan tu jest ekspertem doktorze”.


Jest wtorkowy wieczór. Tess zadzwoniła, że jest chora, więc pracuję za nią.

Stali bywalcy już tu są. A jeśli Max zapyta mnie czemu nie jestem Tess, to wydaje mi się, że go uduszę.

„Witamy w Crashdown, nazywam się Liz i będę waszą zaprzyjaźnioną kelnerką specjalność dnia to zupa warzywna podać coś do picia czy wolą państwo złożyć zamówienie.”

Max otwiera usta, żeby przeczytać coś z menu. Nie jestem pewna, czy chce cos zamówić, czy zapytać o Tess. Może zakończę to zanim się zacznie? „Tess zadzwoniła, że jest chora, jeśli masz problem, żebym ja cię obsłużyła mogę zawołać Courtney, żeby przyjęła zamówienie”.

Grupę zatkało. Chyba się trochę zakłopotałam. „Zamierzałem powiedzieć” Max mówi spoglądając w dół „ że może powinniśmy się jutro spotkać i popracować nad zadaniem z biologii”

O.

„Jasne... gdzie?”

Ciekawa jestem jak wygląda jego dom. Ciekawa jestem jak wygląda jego pokój. Może gdybym zobaczyła jego pokój wydałby się prawdziwym człowiekiem.

„Możemy się spotkać po szkole tu?”

Ma jakiś dziwny głos, jakiś taki na wdechu.

„Chyba tak.”

„Parker” odwracam się, widzę Tess podchodzącą do mnie. Założę się, że Max właśnie przechodzi zawał. Zastanawiam się, co ona tu robi. Podchodzi do mnie i łapie mnie za rękę. „W ten weekend idziemy na imprezkę”.

Na policzku ma świeży siniak. Zgadnijcie coś: to nie efekt wypadku z samochodem.

„My idziemy?”

Nienawidzę imprezek.

Ściska moją dłoń nieco mocniej „No”. Spogląda w dół na Maxa i uśmiecha się lekko udawanym uśmiechem. Max wygląda jakby po nim czołg przejechał. „Max, też powinieneś przyjść” mówi „Będzie fajnie”.

Jasne Tess, będzie.

To jak Maxowi odbija z radość i jest ledwo zauważalne. Całe jego ciałko sztywnieje. Oczki się leciuchno poszerzają. Gdybyś nie przyglądał się mu blisko, nie dostrzegłbyś nic.

Ciekawa jestem co kombinuje Tess.

Ciekawa jestem, czy Max się pojawi. Pewnie, że tak, dla niej prawdopodobnie zrobiłby wszystko.

Ciekawa jestem... ciekawa jestem, czy zabiłby dla niej.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Mon Jan 05, 2004 9:36 am

Akcja się rozwija. Podabał mi się ten kawałek u psychiatry. Po śmierci Taty psycholog szkolny też skierował mnie do psychiatry. Czemu oni wszyscy zadają głupie pytania i czepiają się słówek? Tego uczą ich na uczelniach? Oni sami mają spaczone umysły i mnóstwo problemów ze sobą po tych wszystkich sesjach. Na szczęście moja Mama zgodział sięze mną, że psychiatra to mi jeszcze! nie jest potrzebny.
Coraz bardziej podoba mi się tytuł opowiadania, zaadoptuję je do mojego codziennego słownictwa. Jest takie wyraziste.

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Mon Jan 05, 2004 2:55 pm

Zaczyna się robić ciekawie ...
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 05, 2004 8:25 pm

głodna małpa z rana lecz nie ma banana
Dobra, przyznaję się - wciąga mnie. Ta rozmowa z psychologiem była absolutnie cudowna... :lol:
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Mon Jan 05, 2004 9:49 pm

Nan, wyjęłaś mi cytat z "ust" :lol:
Przemyślenia Liz na temat - rozmowy u psychologa - jest bezkonkurencyjne. :mrgreen: I wiecie co, gdybym nie znała Roswell a dostała do ręki to opowiadanko, chłonęłabym go tak jak teraz...Dzięki LEO :P . Wrzucaj następne, proszę, bo na to się czeka... 8)

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Jan 05, 2004 10:16 pm

Kochani, bardzo się cieszę, ze Wam się podoba. gdy doszłam do kultowego zgadywania przez dr Amosa co jest co, Maxel zapytał mnie: a co zrobisz z "bananem"? W oryginale Liz mówi "Close dr Amos, but no banana". Początkowa wersja brzmiała, ..Blisko dr Amos, ale nie bedzie marchewki". Maxel stwierdził, że może być (co oznacza "Ujdzie w tłoku") no i "Małpa" nasunęła się sama ;) . Kręciołek też mojego autorstwa ! Jestem dumna, że się przyjmie! :cheesy: Kolejne częsci w natarciu! ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 05, 2004 10:24 pm

Małpa jest cudowna. Pozwolisz, Leo, że to zdanie ozdobi moje biurko... (bardzo ciekawa lektura, biurko w większości pokryte intersującymi cytatami z życia, filmu i opowiadań) - bardzo miło będzie sobie na to co jakiś czas zerkać tak jak na szesnaście kolorów Xandera (śp, bo już do nas chyba nie chce wrócić).
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Jan 05, 2004 10:36 pm

NANIUŚ - chcesz na biurku postawić jakieś moje powiedzonko :?: :shock: czy pozwolę? Rany, pewnie, że tak :D Nie spodizewałam się, że to się komuś aż tak spodoba :) Częstuj się i niech ci wyjdzie na zdrowie. W dalszej części służe może innymi powiedzonkami, które może też spodobają się Tobie lub innym, a wtedy zawsze mozecie powiedziec, że macie coś po mnie w spadku prócz interpretacji muzyki i ponurych legend ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Jan 05, 2004 10:51 pm

Leo, nie postawić, a napisać. Biurko (kobyła nie biurko) cały czas zyskuje nowe rzeczy napisane bezpośrednio na blacie (to nie jest wandalizm, to upiększanie ponurego mebla). Moja mama raz na jakiś czas pyta się co nowego przybyło mi na biurku...
A co do Legend to powinnam paść przed tobą na kolana. W pewnym sensie bardzo mi pomogły, ale na razie nic nie mówię.
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Jan 05, 2004 11:05 pm

NANIUŚ - powiedzonko, które upiększy twoje biurko na stałe jeszcze bardziej poprawia mi samopoczucie ;) Co do LKK. Nie ma co padać na kolana, cieszę się, że w jakiś sposób Ci pomogły, nawet jeśli chodziło tylko o poprawienie samopoczucia. Nadal się nimi cieszę, między innymi dzięki tym, którzy je czytali, a jeśli chodzi o mnie, to bardzo rzadkie gdyż moje uczucie zadowolenia z czegoś co zrobiłam zwykle dosyć szybko mija. Kiedy i jesli w ogóle zechcesz mi napisać w jaki sposób mogło pomóc ci to ponure opowiadanie, zawsze możesz wysłąć maila lub priva. A teraz nie stresuj się, umieść powiedzonko i ciesz się nim tak długo, dopóki będzie Ci przynosiło radość i powiedz, gdzie skończyłaś tłumaczyc AN, to jak obioecałam w tamtym temacie dokończę a Ty poświęcisz się Uphill Battle, którą nota bene też czytam. ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Jan 06, 2004 8:10 am

Leo - Legendy pomogły nie tylko w samopoczuciu. Po prostu.. hm, znowu mam problem z wysłowieniem się... jak myśli się o Legendach, to człowieka nachodzi taki specyficzny nastrój, bardzo pożądany w niektórych sytuacjach. Może i brzmi to nieco enigmatycznie, ale można powiedzieć, że czekam na rozwój wypadków. Ale jak w końcu uznam, że wszystko się rozwinęło właściwie... :wink:
I w Antarian Nights już pisałam, ale Leo - wielkie dzięki za ofertę pomocy, strasznie przepraszam ale nie mogę. To jest dla mnie mimo wszystko coś, co łączy się z AS, które siedzi we mnie głęboko i na stałe. A Uphill Battle ma tą zaletę, że tłumaczy się szybko i "bezboleśnie" językowo.
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Tue Jan 06, 2004 8:58 am

NANIUŚ - jak chcesz ;) Jeśli chcesz dokończyć tłumaczenie - czekam z niecierpliwością na kolejne części , chyba nie tylko ja ;) !!!!!

Poza tym, jeśli chodzi o lekkość tłumaczenia: Kręciołek jest dla mnie wymarzony do tłumaczenia. Kocham sarkazm, cynizm i takie "biadolenie", jednak gdy dotarłam do chlorowodrów, kwasów amonowych i jakiś siarczanów byłam na krawędzi rozpaczy :D A rozdziały są dłuuugie . Nie mniej jednak jestm już po lekcji chemii wg Kręciołka i miewam się dobrze :) Anyway czyli z ludzkiego na nasze: każda książka ma dłużyzny lub ciężkie do tłumaczenia fragmenty. Przykłądem może być nie tylko "Nad niemnem" (2/3 - w skrócie po uogólnieniu można powiedzieć, iż 2 tomy na 3 to opisy "łona natury" ;) ) Dają się jednak przejść a radość z czytania jest zawse większa niż te parę chwil główkowania ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Graalion
Mroczny bóg
Posts: 2018
Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
Contact:

Post by Graalion » Tue Jan 06, 2004 11:59 am

Przykłądem może być nie tylko "Nad niemnem" (2/3 - w skrócie po uogólnieniu można powiedzieć, iż 2 tomy na 3 to opisy "łona natury"
I teraz już wiem, że nigdy nie sięgnę po "Nad Niemnem".
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Jan 06, 2004 5:01 pm

A ja to przeczytałam... Ze dwa lata temu... Za to jakie potem wypracowania się pisało... :twisted:
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Tue Jan 06, 2004 7:24 pm

:cheesy: mój nauczyciel powiedzial kiedyś, że nie bedzie nas Nad Niemnem maltretować, żebyśmy oglądnęli film i przeczytali z 10 stron, żeby mieć wgląd w język (to nie była klasa o profilu "specjalnym" jak by można sądzić :) ). To był jego cytat z tymi 2/3 , ale ilości stron nie pamiętam dokłądnie, dla mnie pewnie i 10 było za dużo. To dlatego, że nie było to obowiązkowe ;) Anyawy, czyli do rzeczy: za to amerykańskie nastolatki kompletnie nie robią nic poza szkołą, w kórej albo kroją żaby, albo uczą się chemii. Toż to w takim wypadku potęga na pograniczu tęgogłowych z NASA! I jeszcze mają czas na pracę po szkole i zabawy wieczorem i wizyty u psychologa i miłość. Ja jakaś nienormalna jestem, że kombinuję jak tu czas wykroić na tłumaczenie, czytanie i odpisywanie, podczas gdy oni pławią się w wolnym czasie jak kijanka w wannie.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Jan 06, 2004 9:47 pm

To ja ci zacytuję fragment mojej biologii: "glikoliza następuje w cytoplaźmie, polega na przemianie glukozy w kwas pirogronowy czemu towarzyszy wydzielenie dwóch cząsteczek ATP i dwóch cząsteczek dwunukleotydu nikotynamidoadeninowego". Autentyczna lekcja biologii z wczoraj. Klasą ścisłą nie jestem ani humanistyczną, tylko dwujęzyczną ogólną. Tyle że jakoś nie pcha mnie do nauki i sama się dziwię, że jeszcze jakoś się trzymam ze stopniami. A jak kto chce to może codziennie latać na imprezy i jeszcze dobrze się uczyć... Ale co fakt to fakt - znaleźć czas na tłumaczenie już nie najlepiej (taa, a teraz idziemy robić ćwiczenia z angielskiego i uczyć sie do poprawy...). Na razie czekam na Kręciołka.
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Fri Jan 09, 2004 1:21 am

jako, że minęło fajf dni i jest fajfty dzień tygodnia (od jakiś niecałych 20 minut) pora na...





Czapterek fajf



Dwusiarczan żelaza. Plus kwas chlorowodorowy. Dwa.

Dwa razy kwas chlorowodorowy.

„Wszystko ok.?”

„Poczekaj, myślę.”

Dwa dwa dwa. Dwuchlorek żelaza.

Wodorowy siarczan...

Ciekawa jestem czemu Tess przyszła do mnie.

„Więcej kawy?” pyta Tess, uśmiechając się słodko do Maxa.

Podsuwam mój kubek do krawędzi blatu a ona napełnia go zanim buńczucznie odejdzie.

„To twoja trzecia filiżanka” mówi Max.

„czwarta”.

Kiedy się denerwuję piję kawę. Kiedy piję kawę denerwuję się.

15 minut temu, tak jak planowaliśmy, spotkałam się z Maxem w Crashdown. Chce, żebym przeglądnęła jego zadanie domowe zanim zaczniemy nasz projekt. Nie zaskakuje mnie, że on wie, że jestem dobra z biologii.

Mam parę szczytnych osiągnięć do ogłoszenia: jestem przewodniczącą koła naukowego, pracuję z Tess.

Pomyślelibyście, że on chociaż raz spojrzy mi w oczy siedząc tu tak na wprost mnie.

Otóż nie.

Tak już ma, że gapi się na twoje czoło lub czubek nosa. Nigdy w oczy.

I ok. Ja też nie patrzę w jego.

Pokręcone to.

Fosforan amonowy plus wodorotlenek barowy.

„Liz?”

Sześć. Sześć wodorotlenków barowych.

Czy on właśnie powiedział Liz?

„Hę?”

„Nie jest tu za głośno?”

On chyba właśnie wypowiedział moje imię.

Wlewam do gardła trochę więcej kawy.

Nie cierpię jak Max stara się zachowywać normalnie. Nie cierpię go jak zachowuje się, jakby nie dbał o to, że Tess paraduje obok nas.

Nie cierpię jak Tess stara się zachowywać normalnie. Nie cierpię jak ona zachowuje się, jakby nie dbała o to, że zamierza kogoś zabić albo, że ma siniak na policzku. Wiem, że jej zależy. Mi by zależało.

Teraz wisi na telefonie. Chyba się wydziera do słuchawki.

Podsuwam Maxowi jego pracę domową „Chyba jest dobrze”.

Nie zwraca na mnie zbyt dużo uwagi. Stara się usłyszeć o czym mówi Tess.

Ciekawa jestem, czy się o nią martwi.

Ciekawa jestem, czy chce być jej rycerzem w lśniącej zbroi, który zabierze ją do innego miejsca, gdzie będą żyli długo i szczęśliwie.

Ma te ramiona, te doskonałe ramionka. Kiedy pochyla się nad stołem, jego ramiona napinają koszulkę bardziej niż zwykle.

Jego włosy zawsze drażnią czoło.

Kogo to obchodzi?

To właśnie wada kawy. Nigdy nie utrzymasz myśli na jednym temacie. Odnotowujesz kretyńskie detale, których nie odnotowałaś wcześniej.

Łazi wszędzie bez kurtki. Prawdopodobnie nie chce przyznać, że zostawił ją tu, ponieważ ostatnim razem, gdy starał się ją odzyskać staranował swój obiekt westchnień swoim autkiem.

„zostawiłeś tu swoją kurtkę.”

„Tak?”

Kiedy mówi do ciebie, wiesz dokładnie, że myśli o czymś zupełnie innym.

„No.”

„Fajnie, szukałem jej.”

Jassssne, że szukałeś, jasssne Max.

Tess ciska słuchawkę na widełki i zaczyna łazić z dzbankiem kawy w ręce jak jakieś zombie.

Chcę pomóc Tess. Nie chcę pomagać jej nikogo zabijać. Ja tylko chcę pomóc jej.

Podchodzi do mnie. Pojęcia nie mam czemu podchodzi do mnie. Wie, że ten jej czar nie ma wpływu na mnie. To musi być coś innego. Może ona po prostu myśli, że mogę jej pomóc.

Macham do niej, podchodzi i zwala się koło mnie. Oczy Maxa tężeją kiedy kładzie swoją głowę na moim ramieniu. Cieszy mnie, że Max myśli, że jesteśmy dobrymi przyjaciółkami. Prawdopodobnie będzie zwracał na mnie więcej uwagi.

Nie to, żebym chciała, żeby zwracał więcej uwagi na mnie, chciałabym tylko, żeby zapamiętał moje imię.

Zastanawiam się, czy ja i Tess JESTEŚMY dobrymi przyjaciółkami.

Chcesz nocować u mnie? Pytam ją.

Prawda jest taka, że chciałam zapytać ja, czy chce ze mną zostać, zanim Johnny Mistrzu Sportu coś powie. Po prostu nie chciałam dać mu tej satysfakcji.

„Nie.”

Wiem kiedy „nie” oznacza „tak”.

„dziś wieczorem w telekuku leci Breakfast Club”.

Wiem, co ona teraz zrobi. Zacznie udawać, że przepada za tym całym „Breakfast Club” do tego stopnie, że tak właściwie to nie ma innego wyboru jak zostać na noc u mnie.

Gdybyśmy były same, pewnie po prostu by powiedziała „ok.”. Ale tu jest Max, więc musi zgrywać się na rozchwytywaną.

„Kocham ten film”.

„Wiem”.

„nie wiem, czy mi rodzice pozwolą.”

„Więc nie pytaj”.

Uśmiecha się. Uwielbia, kiedy odwołuję się do jej buntowniczej natury.

Bo mała Lizzy Parker nie posiada na wyposażeniu czegoś takiego jak buntownicza natura. Na pewno nie ta, która ona zna. Niee ta, którą znała do momentu, w którym usunęłam te krwawe ślady jak prawdziwy zawodowiec.

„Wpadnę później” mówi, wstaje i odchodzi.

„Wy dwie jesteście naprawdę dobrymi przyjaciółkami, prawda?” pyta Max.

„Najwyraźniej”.


Max i ja decydujemy się popracować nad projektem trochę więcej jutro. Mówi, że powinniśmy pójść gdzieś indziej, że powinniśmy iść do jego domu. To mnie akurat nie dziwi, bo Tess jutro przecież nie pracuje.

Prawdopodobnie ma jej rozkład godzin pracy gdzieś skrzętnie zapisany.

Czemu jest mi niedobrze.

To pytanie retoryczne.

Mogę sobie wyobrazić tę dwójkę. Żyjących w Amerykańskim Śnie. Biały płotek, dwójka dzieci, Max ze swoją zdobyta niewiastą i kosmicznymi siłami, które och i ach są tak przydatne w pracach domowych.

Założę się że ich kanały nigdy się nie zatykają.

Założę się, że ich trawka nigdy nie usycha.

Chciałabym po prostu położyć się spać i przestać o tym myśleć.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Fri Jan 09, 2004 9:21 am

Nowy odcinek a ja nie mogę go teraz przeczytać!! Muszę czekać do przerwy śniadaniowej, jeśłi dziś będę mogła ją sobie zrobić, bo wczoraj pierwszy posiłek w pracy jadłam po 7 godzinach pracy o 15. Koszmarek głodu. Ale jeśli czapterek 5 jest tak zniewalający jak poprzednie (a jest, w to nie wątpię) to mogę poczekać.

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 4 guests