Razem jesteśmy silni

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Fri Nov 21, 2003 8:59 pm

Dziękuje wszystkim za tak miłe słowa. Dzięki nim mam większa ochotę pisać. dzięki.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Nov 22, 2003 9:36 am

Czekaj czekaj, jeszcze ja! Wczoraj jakoś nie miałam głowy do tego.
Wypełniona rozmaitymi opowiadaniami angielskimi z przerażeniem niedawno stwierdziłam, że większość polskich schodzi na psy. Ja wiem, ja mam zbyt wygórowane żądania co do opowiadań. Ale po prostu większości (z mojego punktu widzenia) brakuje tego czegoś, że je się czyta jednym tchem. Ale wczoraj mile się rozczarowałam, tuż przed szkołą. Zagubiony Max rozdarty między opiekunem a... no właśnie, teoretycznie drugim opiekunem. Podsawowy wątek miłości Liz i Maxa też jest - bardzo dobrze. Isabel na razie usuwa się ciągle w cień, ale mam nadzieję, że jeszcze dasz jej jakąś dużą partię...? I świetne to połączenie książek z serialem, tu Ray, tu Nasedo. Szczerze mówiąc Nasedo jest ciekawszy :wink: A może jeszcze wprowadzisz Nicholasa? Skoro Skórowie Kivara, to przecież może przylecieć z nimi Nicholas (przydatna postać :D ) Pisz dalej, Tigi, będę czytać :wink:
Image

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Fri Nov 28, 2003 9:48 pm

Michael cały czas obserwował mieszkanie Maxa. Widział jak Tess wróciła z zakupami, ale Max ani raz się nie pojawił, nawet w oknie. Nagle usłyszał kroki skradające się za nim. Odwrócił się z podniesioną ręką, gotowy do obrony lub ataku. Ale było to niepotrzebne, ponieważ zbliżała się do niego Isabel. Widząc jego śmieszna pozycję, lekki uśmieszek pojawił się na ustach.
- Isabel, co ty tu robisz?
- Ray dzwonił z komórki. Mam pomóc ci obserwować Maxa. – Michael zauważył u Isabel zaczerwienione oczy. Dziewczyna nie powiedziała mu wszystkiego.
- Co się stało? Mów!
- Nasedo ma kamienie. Sprowadził do Roswell wojska Kivara.
- Kiedy? Kiedy ukradł na kamienie?!
- Musiał podczas waszej nieobecności. Nie wiem. Co teraz będzie? Po co staraliśmy się zyskać zaufanie Maxa? Już za późno.
- Isabel, uspokój się. Będziemy go chronić, gdyż jest naszym bratem.
- Nie damy rady. Nie uwierzy nam.
- Bądź dobrej myśli – próbował dziewczynę pocieszyć Michael.
- Czy to nie Liz idzie do Maxa?
Michael wyjrzał na ulicę. Isabel miała rację. Liz zbliżała się powoli do budynku. Chłopak wstał i zawołał ją.
- Liz, po co do niego idziesz?
- Ray kazał mi z nim postarać się spędzać czas jak najdłużej. Ma nadzieje że wtedy wojska nieprzyjaciela nie będą chcieli atakować, jak zobaczą z nim istotę ludzką. – zażartowała Liz.
- Chcesz się narażać?
- Przecież wy będziecie w pobliżu.
- Idź, ale się nie narażaj.

Liz zapukała do drzwi mieszkania. Nie wiedziała co ma robić, mówić by Max zechciał z nią spędzić cały czas. Ray zakazał jej wspominać o Kivarze, żeby nie denerwować chłopaka. Ona uważała inaczej. Lepiej żeby wiedział o grożącym niebezpieczeństwie i był przygotowany do walki. Jak dowie się niespodziewanie o zdradzie, to może przeżyć szok, nawet domyślając się że knuł coś za jego plecami.
Drzwi otworzyła Tess.
- Co to robisz o tej porze?
- Muszę porozmawiać z Maxem. To pilne. Mogę wejść.
Tess wpuściła ją. Liz rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie było Maxa.
- Usiądź. Max jeszcze nie wstał. Zjesz coś? Napijesz się herbaty?
- Herbatę poproszę. – Liz zdała sobie sprawę jeszcze z jednego problemu. Jak ma wytłumaczyć Tess, że musi być cały czas z Maxem.
Tess postawiła na stoliku dwie filiżanki i dzbanek.
- Czy mogę wiedzieć, co sprowadza cię do Maxa o tak wczesnej porze.
- Wolałabym nie mówić.
- Pójdę sprawdzić, czy rzeczywiście śpi. Czasami czyta pół dnia nie wychodząc z pokoju.
Tess cicho zapukała do drzwi i ostrożnie uchyliła. Max siedział na krześle. Na dźwięk otwieranych drzwi spojrzał w tamta stronę.
- Masz gościa. – powiedziała Tess.
- Kto?
- Liz Parker. Ma ważna sprawę do ciebie.
- Tess, jest Nasedo?
- Wyszedł wczesnym rankiem. Nie mówił dokąd. Coś się dzieje?
- Wyczułaś coś?
- Co niby? Nie mów zagadkami!
Max spojrzał w okno. Chciał podzielić się z Tess wiadomościami, ale nie wiedział czy może jej ufać. Komu ma ufać? Niepokoiło go jeszcze to złe przeczucie z którym się obudził rano. Użyto wielkiej siły i to nie do czynienia dobra. Gdzie podział się Nasedo? Czy to wszystko ma wspólnego z nim. Starał się śledzić Nasedo, znaleźć wśród jego rzeczy coś co powiedziałoby mu, że to Nasedo jest zdrajcom. Ale bez efektów.
- max, Liz czeka na ciebie – wyrwała chłopaka z zadumy Tess. Zrezygnowała z wyciągnięcia od Maxa jakiś informacji. Tak jak postanowiła wcześniej nie będzie integrować w sprawy na drodze Max - Nasedo.
- Możesz ją poprosić?
Tess wyszła do Liz. Zastanowiła ją ta dziewczyna. Ostatnio często rozmawia z Maxem. Czy coś ich łączy? Poczuła lekkie ukłucie zazdrości w sercu. Wiedziała że wcześniej ustalili z Maxem, że ich stosunek będzie czysto koleżeński, ale serce rządzi się swoimi regułami. Czy powinna wyznać, że go kocha? Wszyscy zawsze uważali ich za parę, ona tego nie zmieniała, ponieważ tak było lepiej. Nikt nie pytał się wtedy dlaczego razem mieszkają, chodzą wszędzie razem. Czasami gdy pokłóciła się z Maxem i ich kontakt ochłódł kręciło się wokół niej wiele chłopaków, ale żaden nie dorastał Maxowi. Później zaczęła go już sama traktować jako chłopaka. Ale co będzie teraz? Czy Liz znaczy coś dla Maxa? A ona sama znaczy coś dla niego? Tyle wątpliwości ją nurtowała, a nie wiedziała gdzie znaleźć na nie odpowiedź. Nie miała z kim nawet porozmawiać. Tak strasznie brakuje jej przyjaciółki, osoby, której można powierzyć tajemnice sercowe. Może Liz byłaby odpowiednią osobą?
Dziewczyna spojrzała na Liz. Siedziała odwrócona bokiem i powoli piła herbatę.
- Wejdź!
Liz na dźwięk głosu odwróciła się. Wchodząc do pokoju zdziwiło ją, jakie to pomieszczenie jest małe i ciemne. Przez małe okno z trudem wpadały promienie słoneczne, które teraz wyraźnie oświetlały Maxa. Wyglądał teraz jak wielki król, na osobą mądra pełną wewnętrznej siły, mocy. Liz w wyobraźni dorysowała mu skrzydła. Widziała w nim anioła.
Nawet nie spojrzał na nią. Czy wiedział o jej obecności?
- Max, musimy poważnie porozmawiać.
Powoli odwrócił głowę w jej stronę.
- Tym razem na jaki temat? Jak pięknym miasteczkiem jest Roswell, o pogodzie czy o szkole? – zadrwił Max.
- Nie. Chodzi o kamienie. Nasedo je ukradł. Wojska Kivara niedługo będą na Ziemi.
- I mam w to uwierzyć?
- Jesteś w niebezpieczeństwie. Pozwól sobie pomóc.
- Jesteś po stronie Raya. Wy macie kamienie, granolith. Mam uwierzyć że jeden kosmita was przechytrzył? Skąd niby tak wcześnie wiedzielibyście o tym?
Chłopak wstał.
- Ray poczuł niebezpieczeństwo zbliżające się. – Liz nie wiedziała jak przekonać Maxa. Aż nagle zaświtał jej pomysł. – Widziałeś dzisiaj Nasedo?
- Nie.
- A wczoraj zachowywał się dziwnie? Często wychodził?
Do Maxa docierało powoli to co chciała przekazać mu Liz. Nie miał pojęcia co robi teraz Nasedo. Może rozmawia z Kivarem albo wyszedł tylko na spacer. Jak ma traktować wczorajsze dziwne zachowanie opiekuna? Położył się wcześnie spać, milczał. Ale czy Nasedo mógł go zdradzić? Czy dla niego nie liczyły się te 10 lat spędzone razem? Sam miał dziwne przeczucie o zagrożeniu. Czuł że nie poradzi sobie sam.
Liz obserwowała zachowanie Maxa, który ciągle krążył po pokoju. Nagle zatrzymał się. Spojrzał na Liz. Nagle usiał pod ścianą i się rozpłakał. Liz zdziwiło to zachowanie. Podeszła do chłopaka i uklękła przy nim. Ręką dotknęła jego włosów i zaczęła głaskać.
- Liz, to wszystko mnie przerasta. Nie wiem co myśleć, co robić. Miałem nadzieję, że minie więcej czasu do przybycia wojsk nieprzyjaciela – mówił przez łzy.
- Rozumiem Cię. Ale od Twojej decyzji zależy życie twoje, moje, Isabel, Tess, Michaela i wiele innych. Zaufaj nam.
Max widział w oczach Liz, że mówi prawdę. Ta dziewczyna nie jest w stanie kłamać. Ale czy oni ją nie zmylili? Może tak jak Tess, nie wie nic o innych działaniach Raya.
- Na razie Wam zaufam, ale będę was obserwował. – postanowił Max.

cdn.

Nie wiem kiedy zamieszczę dalszy ciąg. Pierwsze dwa tygodnie grudnia są ciężkie. :nauka: Ciągle jakieś sprawdziany, wypracowania. Nie mam teraz za bardzo czasu, więc musicie uzbroić się w cierpliwość. :aniolek:

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Sun Dec 28, 2003 9:34 pm

Minęło dużo czasu od kiedy zamieściłam ostatnią część. Obiecuje teraz częściej zamieszczać. Jakoś ostatnio nie miałam ochoty pisać.

Na pustyni wylądował statek. Drzwi otworzyły się. Osoba stojąca w wyjściu rozejrzała się.
- Więc to tu mieszka królewska czwórka. – powiedziała do siebie.
Parę kroków od statku stał Nasedo.
- Dużo czasu minęło za nim zdobyłeś kamienie – rzekł Kivar.
- Uważnie ich pilnowali. Co zamierzasz zrobić teraz?
- Znajdziemy Zana i zabijemy go. Wtedy podbije Antar i nikt nie stanie mi na przeszkodzie.
- A co z Avą?
- Zobaczymy. – uśmiechnął się tajemniczo Kivar.
- Obiecałeś, że weźmiesz nas ze sobą i poślubisz Avę.
- Zrozum Nasedo. Tu jest Vilandra, która na zawsze zdobyła me serce. Nikt inny nie zostanie moją żoną. A co do obietnicy to wezmę was.
Nasedo spoglądał na Kivara. Dotąd był spokojny o swój los i Tess. Coraz bardziej żałował swojej decyzji o zdradzie. Czyż nie żyli szczęśliwie, nawet uciekając przed FBI? Czy zdarzenia jakie teraz się dzieją to wynik jego wcześniejszych błędów, do których nie chciał się przyznać. Gdyby wtedy nie opuścił Raya, byliby razem i wspólnie pokonali Kivara. Gdyby chociaż łączyła ich teraz przyjaźni, wyznałby wszystko i złączyli siły do ochrony Maxa, a tak musi trzymać stronę Kivara. Czy wytrzyma widząc cierpienie Maxa? A może umrze szybko i bez bólu?
- Nasedo, mógłbyś tu sprowadzić Zana? Wyśle z Tobą paru moich ludzi. - wyrwał go z zadumy Kivar.
- Tu? Nie chcesz jechać do miasteczka? – ten plan nie podobał się Nasedo.
- Jedź! – Kivar podszedł do swoich ludzi. – Nie spuszczajcie z niego oka. Nie ufam mu. Aha, i Zan ma być żywy.
Nasedo wraz z sześcioma podwładnymi Kivara jechał do miasteczka. Dobrze że posiada vana, bo inaczej nie wie jak by się zmieścili do zwykłego samochodu.

Ray szybko wrócił z jaskini i dołączył do Michael i Isabel.
- Czy coś się działo? Liz już była? – zasypał ich pytaniami.
- Wszystko pod kontrolą.
W tym momencie przed budynkiem zajechał van, z którego wysiadł tylko Nasedo.
- Zostańcie tutaj. Sprowadzę Zana. – rzekł wysiadając. Rozejrzał się czy nigdzie nie widać Raya i wszedł do środka.
Drzwi otworzyła mu Tess.
- Gdzie byłeś?
- Jest Max?
- Tak. Jest u niego Liz, koleżanka.
Same problemy, myślał Nasedo. Tą dziewczynę też będzie musiał porwać. Spojrzał na Tess. Czy zasłużyła na życie z nim? Jest taka niewinna, bezgranicznie mu ufa. Najchętniej kazałby jej uciekać, ale co stanie się jak złapią ją ludzie Kivara. Czy Kivar wtedy i by nie zabił jej?
- Tess, na dole stoi nasz van. Wsiądź do niego. Zaraz zejdę z Maxem.
Dziewczyna narzuciła na siebie płaszcz i zeszła.
Nasedo patrzył na drzwi pokoju Maxa. Nagle się otworzyły i stanęli w nich Max i Liz.
- Nasedo? Wróciłeś?
- Ty jesteś zapewne Liz? Miło cię poznać. Możesz iść do domu? Z Maxem i Tess musze wyjechać.
- Ona dzisiaj jest cały czas ze mną.
- Max! To jej nie dotyczy. Muszę wam coś pokazać.
Max zauważył że Nasedo się poci. Co on knuje? Czyżby Kivar? Czy to możliwe że jednak Nasedo jest zdrajcą? Osoba która jest dla niego jak ojciec, rodziną. Mignęły mu przed oczami wszystkie lata spędzone razem. Pierwszy dzień w szkole jak szedł z Tess, pierwsze wakacje, pierwsze sprzeczki, pierwsze ucieczki przed FBI, jak Nasedo ich ochraniał. Czy taki człowiek – kosmita może być zły. Ciężko Maxowi uwierzyć w to.
- Nasedo, postawmy sprawę jasno. Kivar jest na ziemi i masz mnie do niego zaprowadzić?
Nasedo zawahał się.
- Tak!
To jedno słowo było jak cios. Max nie wierzył. Czuł, że taka będzie odpowiedź, ale liczył na cud. Wiedział, że stawianie oporu nic nie da.
- Liz, idź do domu.
- Nie, Max. Teraz musi jechać z nami.
- Przecież ona jest człowiekiem!
- Nie mogę ryzykować , że doniesie Rayowi.
Teraz Max oprócz Tess musiał zająć się Liz.
- Czy Kivar wypuści ją potem?
- Nie wiem. Nie chce nic obiecywać. – odpowiedział Nasedo. – Max, jedźmy.
W trójkę wyszli i wsiedli do vana.
Max jeszcze był w stanie zrozumieć, że Kivarowi zależy na Tess, ale na co mu niewinna dziewczyna. Nasedo nie musiałby nic mówić Kivarowi, mogłabym być to ich wspólna, ostatnia tajemnica. Spoglądając przez okno, chciał zapamiętać wszystkie uliczki, budynki tego miasta, które tak bardzo zmieniło jego życie. Stracił tu zaufanie do przyjaciela-opiekuna, zdał sobie sprawę, że przez ostatnie tygodnie zachowanie Nasedo było grą, jakby znajdowali się na scenie, nie zdradził się że uczestniczy w spisku przeciw niemu. Ale również wiele zawdzięcza temu miasteczku, odnalazł miłość swego życia, choć ona jeszcze o tym nie wiedziała, siostrę i przyjaciela z ich opiekunem, szkoda tylko że nie zdążył ich poznać, ale przynajmniej miał okazję ich zobaczyć.
Spojrzał na Tess. Czy zdawała sobie sprawę z tego co dzieje się wokół niej? Czy naprawdę bezgranicznie wierzyła jemu i Nasedo?
Przeniósł swój wzrok na Liz. Siedziała przerażona w kącie samochodu. O czym teraz myśli? Czy nienawidzi go? Przecież to dzięki niemu jest teraz w tym samochodzie z kosmitami.
Tess czuła że dzieje się coś co zaważy na ich dalszym życiu, nie wiedziała tylko co to jest. Nikt się nie zdradza. Nasedo siedzi odwrócony do nich plecami i patrzy tylko przed siebie. W końcu Tess nie wytrzymała.
- Nasedo, dokąd nas wieziesz? I co tu robi Liz?
Opiekun jednak nadal milczał wpatrzony w dal.


I proszę bardzo o komentarze. :D

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Wed Dec 31, 2003 1:47 pm

Skończyłam opowiadania. Dlatego teraz bardzo zalezy mi na komentarzach, czy wam się podobało jako całość. :wink:

Ray razem z Michaelem i Isabel widział jak Liz wsiada do vana.
- Co robimy? – zapytał Michael.
- Musimy ich śledzić.
W trójkę pobiegli do samochodu Raya.
- Myślisz, że to Kivar wysłał ich po Maxa? – zapytała Isabel.
- Chciałbym się mylić, ale innej możliwość nie widzę.
- Naraziliśmy Liz. Maria mi tego nie wybaczy – powiedział Michael.
- Uratujemy wszystkich.
Isabel nie słuchała ich wymiany zdań. W samochodzie jadącym przed nimi był jej brat, znaleziony po tylu latach. A teraz mogła go stracić na zawsze, nie zamieniając przedtem ani jednego zdania z nim. Czy również żałuję tak jak ona tych zgubionych chwil gdy mogliby być razem. Czuła nienawiść do Nasedo, że odebrał jej rodzinę, że nie był wierny królowi, a nawet za to że przyjechał tu z Maxem. Gdyby nie to nigdy nie poznałaby brata i nie miałaby czego żałować. Ale nie mogła w tej chwili również wybaczyć Rayowi, że pozwolił im odejść parę lat temu, że za późno zaczął działać, że nie pozwolił jej porozmawiać z bratem. Dlatego teraz śledzą vana i pytają się sami siebie, czy zdążą uratować króla.
- Michael, musisz być cały czas przygotowany na atak oraz ochroną Maxa.
- A co z Liz?
- Isabel zajmie się nią. Isabel, słyszysz? Isabel!
Dziewczyna spojrzała na Raya.
- Wiesz co masz zrobić? – Isabel pokiwała przeczącą głową – masz uwolnić Liz. Ja natomiast zajmę się Nasedo i Kivarem. Mam nadzieje że jeśli dojdzie do walki, Max z Avą do nas dołączą. Wtedy mamy szansę.

Van skręcił na pustynię.
Jeszcze parę minut i będzie po wszystkim, myślał Nasedo. Max będzie więźniem Kivara, a on odleci razem z Tess na Antar, do domu. Słyszał pytanie Tess ale nie miał sił odwrócić się i spojrzeć na nią. Może przypadkowo spotkał wzrok Maxa? Co on do niego w tej chwili czuje? Czy kiedyś mu wybaczy? Czy on sam wybaczy sobie? Wiedział, że nie. Po tych ostatnich dniach spędzonych w Roswell, kiedy odnalazł w sobie przypadkowo uczucia, że jednak Tess i Max są dla niego ważni, są jego rodziną, jego zdrada wydaję się być wielkim błędem, którego można było uniknąć. Chciałby to naprawić, zerwać umowę, ale wtedy przypłaciłby to życiem swoim, a nawet Tess i nikt nie zostałby aby pomóc Maxowi. Ale gdybyż dzisiaj lub jeszcze wczoraj wyjechali z Roswell, uciekli , Kivar musiałby ich szukać. Przyłączyliby się do Raya i razem pokonali Kivara. Czemu nie wpadł na to wczoraj? Czemu dążył do wykonania planu, sprowadzenia wojsk? Nie musiał kraść kamieni, wtedy wojska nigdy nie zbliżyły się do Ziemi. Dlaczego to zrobił? Tyle pytań go nurtowało, na które nie zna odpowiedź i nigdy nie pozna.
Liz siedząc w kącie samochodu, obserwowała drogę oraz twarze. Tess nie wiedziała co się dzieje, widać że gubi się. Nasedo rozmyślający. Oraz Max. Dlaczego kiedy znalazła miłość, osobę bliską jej, musi zaraz stracić. Czy nie może żyć u boku ukochanej osoby, która nie pochodzi stąd tak jak Maria czy Alex? Dlaczego oni mogą a ona nie? Dlaczego musi uczestniczyć w tym kosmicznym bałaganie. Czemu ma towarzyszyć Maxowi w tych ostatnich godzinach. Czy da siebie, aby spędziła jak najwięcej z nim chwil, czy dla niego aby do końca miał obok siebie przyjaciela, który da mu wiarę w dobre zakończenie? Bała się. Chciałaby aby była tu Isabel z Michaelem. Czy podążali za nim? Była pewna że widzieli jak wychodzą. Miała ochotę porozmawiać z Maxem, dodać mu i sobie siły. Choć jego twarz nic nie wyrażała, Liz czuła że się boi.
Samochód się zatrzymał.
- Wysiądźcie wszyscy. Max pójdziesz ze mną. Tess zostaniesz tutaj. – uprzedził pytanie Tess.
Nasedo wraz z Maxem zbliżył się do postaci odwróconej tyłem, która wydawała rozkazy.
- Kivarze o to Zan. – rzekł Nasedo.
Postać odwróciła się.
- Wielki król Zan. – powiedział z kpiną w głosie Kivar. – Nareszcie moje życzenie się spełni. Mam okazję pozbyć się największego wroga i zawładnąć Układem pięciu planet. Jakie to uczucie wiedząc, że jedna z najbliższych osób Cię zdradziła?
Max nie odpowiedział. Wiedział, że sam nie pokona tylu wrogów, dlatego czekał na cud, na przemianę Nasedo. Nie miał zamiaru zostać sprowokowanym do czynu, jakiego potem będzie żałował.
Dziewczyny przyglądał się tej scenie.
- Liz, wiesz co tu się dzieje? – zapytała Tess.
- Ty nic nie wiesz? – zdziwiła się Liz. – Nasedo zdradził Maxa. Teraz Kivar zawładnie Antarem.
- To niemożliwe! Nasedo nigdy by tego nie zrobił. Jesteśmy rodziną! – Tess z przerażeniem patrzyła na Liz oraz Nasedo. Chciała podbiec do opiekuna, ale żołnierze zatrzymali ją. Jak mogła nie widzieć, że Nasedo coś knuje. Czemu zwykła ziemianka wszystko wiedziała a ona nic? Max nie wyglądał na zdziwionego tym zajściem, czyżby wiedział o zdradzie ich opiekuna? Czemu jej nie zaufał i nic nie powiedział. Przypomniała sobie jak Max patrzył na Liz. W jego oczach widać było troskę o dziewczynę, miłość do niej. Tess zawsze traktował jak przyjaciółkę. Czy przegrała z Liz o jego miłość?
- Liz, ile dla ciebie znaczy Max?
Liz spojrzała zdziwiona na Tess. Groziło im teraz niebezpieczeństwo, a Tess zadaje tak dziwne pytanie.
- Zawsze szukałam mojej drugiej połowy. Widziałam szczęście przyjaciół chodzących na randki, a ja zawsze zostawała sama w domu. Było mi smutno, ale do czasu. Ujrzawszy Maxa, poczułam że to mój książę, na którego tak długo czekałam. Nie wiem czy on również coś do mnie czuje, ale odnalazłam osobę dla której warto żyć i o którą warto walczyć.
- Liz, niedawno zdałam sobie sprawę, że choć ustaliłam z Maxem że będziemy tylko przyjaciółmi, czuje do niego cos więcej. Ale patrząc na niego jak spogląda na ciebie, zdałam sobie sprawę, że jestem dla niego tylko siostrą, przyjaciółką i nic nie jest w tanie to zmienić. On również odnalazł tę jedyną osobę. Jesteś nią ty, Liz. Ciężko mi się z tymi pogodzić, ale uczynię wszystko byście mieli przed sobą jeszcze wiele chwil radości.
- Chcesz powiedzieć, że on również mnie kocha? – w oczach Liz pojawiły się łzy szczęścia.
- Tak. Dla waszej miłości, musimy zrobić wszystko aby go ocalić. Żałuję że nic wiedziałam o Nasedo, że nic nie zauważyłam podejrzanego, dlatego teraz spróbuję naprawić mój błąd.
- To nie twoja wina. Gdyby nie Ray, Max również nic by nie wiedział. Co masz zamiar uczynić?
- Czy Ray przybędzie?
- Chyba tak. Michael z Isabel obserwowali wasz dom. Musimy na nich poczekać. Jest ich za dużo byśmy same dały radę. Nie zapominaj, ze nie mam żadnej mocy, jestem człowiekiem.
- Liz, obiecaj mi, ze obojętnie jak to się skończy, pozostaniemy przyjaciółkami? Proszę cię również abyś wybaczyła mi, że była dla ciebie na początku nie miła.
- Tess, bardzo chciałaby żebyśmy były przyjaciółkami. Nie mam czego wybaczać. Twoja reakcja była normalna.
Dziewczyny uścisnęły się. Łączyła ich teraz więź przyjaźni i troska o Maxa.

Ray już z daleka zauważył stojący samochód. Skręcił za skały, by go nie dojrzeli. W trójkę pobiegli bliżej, by lepiej widzieć, a szczególnie słyszeć co będzie się działo.
- Jeśli będzie trzeba działać, to razem, na mój znak.

Max cały czas milczał. Nie zamierzał rozmawiać z Kivarem.
- Lepiej zacznij odpowiadać, Zan. Albo Avę i Nasedo spotka krzywda. – zagroził Kivar.
- Max, posłuchaj go.
- Dlaczego? Aby ocalić Cię czy Tess? Dlaczego mam martwić się o ciebie?
- Pomyśl o Tess. – poprosił Nasedo.
- A czy ty myślałeś? Zastanawiałeś się jak to na nią wpłynie?
- Robiłem to dla jej dobra. – bronił się Nasedo. Przynajmniej wiem, że Max mnie nienawidzi, pomyślał.
- Zanosi się na kłótnie. Miło będzie popatrzeć. – wtrącił się Kivar.
- Zamilcz! Nie rozmawiam z Tobą. Chociaż mam o czym. Czy żeby do mnie dotrzeć, naprawdę potrzebowałeś Nasedo? Czy jednak gdybyś sam nas zaatakował moglibyśmy bez problemu cię pokonać? – Max miał dość czekania na ruch Kivara, by go ostatecznie zniszczyć. Wreszcie mógł otwarcie porozmawiać z Nasedo o jego czynie, porozmawiać z Kivarem nie jako więzień grzecznie odpowiadający na pytania.
- Chcesz mnie nazwać tchórzem?!
- A nie jesteś nim?
Kivar żałował, że jednak wdał się w kłótnie między Maxem a Nasedo. Wystrzelił promień mocy w Maxa. Ten nie spodziewając się niczego, nie zdążył zareagować i odrzuciło go na parę metrów.
- Max! – krzyknęły Liz i Tess.
- Teraz mnie zdenerwowałeś. Myślałem, że moglibyśmy zawrzeć układ, ale widzę że moje dobre chęci na nic. Została Ci tylko śmierć! – Kivar zbliżał się do Maxa, który powoli się podnosił z ziemi. Kivar liczył, że przestraszył Maxa, ale jego oczy wyrażały pewność siebie i ani trochę stracha.
Isabel z przerażeniem patrzyła na tą scenę.
- Wchodzimy do akcji! –krzyknął Ray.
W trójkę wyszli zza skał.
- Zostaw go- krzyknął Ray.
- O, zjawił się drugi opiekun wraz z Vilandra i Rathem. Nie spodziewałem się.
- Wypuść Zana, Avę i dziewczynę.
- Wszyscy razem wrócimy do naszego Układu. – powiedział Kivar. – W końcu tam jest Wasz dom.
- Naszym domem jest Ziemia. –wtrąciła się Isabel.
- Jak nie chce lecieć to zginiecie tutaj wraz z waszym królem. – zdenerwował się Kivar. Wystrzelił w stronę Raya promień, przed którym jednak obronili się.
- Zabić ich wszystkich! – rozkazał Kivar swoim ludziom.
Na pustyni zaczęła się walka, nie tyko o życie Maxa ale również o panowanie w Układzie Pięciu planet, wolność Antaru.
Michael, Isabel oraz Ray walczyli ze wszystkimi. Liz widząc na co się zanosi, pod nie uwagę strażników, schowała się razem z Tess za skały.
- Liz, boję się.
- Ja też.
Max zdążył się już podnieść i również przyłączył się do walki. Nikt nie zwracał szczególnej uwagi na Kivara, ten jednak widział w tym całym zamieszaniu szansę na unieszkodliwienie Zana. Gdy Maxa nikt nie zasłaniał wystrzelił w jego kierunku śmiertelny promień mocy. Kivar miał zamiar już się cieszyć i odwołać wojsko, kiedy ktoś niespodziewanie zasłonił Maxa, odpychając go na Ziemię. Całe wydarzenie widział Ray i od razu wystrzelił w Kivara, który stał oniemiały. Kivar dostał w serce i nagle znikł. Nie został ślad po nim. Wraz z jego zniknięcie, wojska Kivara uciekły na statek i odleciały.
Max podczołgał się do osoby, która mu uratowała życie.
- Nasedo? – wyszeptał.
- Max wybacz mi. Nie wiem czemu to zrobiłem. Byłeś dla mnie jak syn, razem z Tess tworzyliśmy rodzinę, a ja dopuściłem się tak złego czynu. Opiekuj się Tess, jesteś jej potrzebny, ona nic nie wiedziała.
- Sam zaopiekujesz się nami, nie poradzimy sobie bez ciebie. Nie umrzesz. – po twarzy Maxa spływały łzy.
- Możesz zawołać Raya.
Max wstał i ustąpił miejsca drugiemu opiekunowi.
- Zaopiekuj się nimi i postaraj się, żeby pamiętali mnie z tej lepszej strony. Dzisiaj żałuję, że wtedy odjechałem z nimi. Zatroszcz się o nich tak jak o Vilandrę i Ratha.
- Obiecuję. To będzie dla mnie sama przyjemność.
Nasedo uspokojony o przyszłość podopiecznych, zamknął oczy i zasnął na wieki.
Tess zbliżyła się powoli do Maxa.
- Czy on…?
- Nie żyję.
Dziewczyna wtuliła się w ramiona Maxa i płakała.
Następnie podeszła Isabel.
-Nareszcie razem, braciszku. Chodź Tess.- wzięła dziewczynę i skierowała się z nią w stronę samochodu.
Max stanął naprzeciw Liz.
- Chyba los chciał bym przeżył i powiedział ci parę słów- uśmiechnął się – Liz, kocham Cię.
- Max, ja ciebie też.
Oboje połączyli się w długim pocałunku.
- Przepraszam, że wam przerwę – odchrząknął Ray. – Wieczorem w Crashdown się spotkamy i ustalimy gdzie będziecie mieszkać.
- Dzięki, za pomoc – powiedział Max.
- Nie ma za co. I pamiętaj póki jesteśmy razem możemy pokonać każdego.
Ray odszedł, zostawiając, Maxa i Liz samych.
- Razem jesteśmy silni – wyszeptał Max.

The end

User avatar
Tośka
Zainteresowany
Posts: 458
Joined: Fri Aug 15, 2003 2:05 pm
Location: Kraków
Contact:

Post by Tośka » Wed Jan 21, 2004 11:36 am

Fajne
Take my hand and if I'm lying to youI'll always be alone, if I'm lying to you

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: Bing [Bot] and 8 guests