Harder to breathe

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Thu Mar 03, 2005 11:52 am

A ja pierwszą serię mniej-więcej pamiętam, zapomniałam tylko, że Is była w ciąży :lol: :lol: :lol: Ale co to takiego nie?? :lol:

Liz mogłaby zerwać z tym Maxem w końcu :evil: Biedny, chyba się załamie :lol:
Tylko co z Marią? Ciekawe co ona zrobi jak się dowie. No w dobrym humorze raczej ona nie będzie. Czyżby "huragan-DeLuca powraca??"

Chcemy więcej :twisted:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Mar 03, 2005 3:57 pm

No dobrze, niech będzie, że dostaniecie kolejną część. Ostrzegam - to już przedostatnia i nie będzie żadnego sequelu do tego itp 8)



7.

Oderwała się od niego, ledwo łapiąc oddech. Zamglone łzami przerażenia oczy, wpatrywały się w jego twarz. Twarz kogoś, kto tylko wyglądał jak Max.

Usta rozchyliły się w przerażeniu. Drobne ciało zwinęło się na siedzeniu pasażera, jakby miała w ten sposób chronić samą siebie przed obcym napastnikiem. Zimno jakie w nią wlał ze swojej strony, tylko bardziej podsycało przejmujące uczucie niebezpieczeństwa i nadchodzącej katastrofy. W dodatku widział to, czego nie powinien widzieć nikt. Bursztynowe oczy wpatrywały się w nią z lodowatą wyższością i błyskiem groźby. Jakby mógł ją zabić. Jakby chciał ją zabić.

- Kim jesteś? - zapytała półszeptem – Nie jesteś Maxem.
Spojrzał na nią ze zdumieniem. Błyskotliwa do granic możliwości. Przez chwilę nie odpowiadał, tylko przyglądał się jej. Drobnej postaci, która kuliła się na siedzeniu i drżąc, czekała na to, co ma nastąpić. Był pewien, że zacznie płakać, albo błagać o życie, jak to powinna zrobić każda zwykła, roztrzęsiona, nic nie warta Ziemianka. Ale ona usilnie powstrzymywała wszelką chęć do rozpaczy i słabości. I wydawało się, że nie przeraża jej sam fakt, że on nie jest Maxem, ale to, że widział jej myśli. Tak. Te myśli. Wspomnienia. Uniósł brwi w dość zaciekawionym i zdziwionym wyrazie.
- To prawda. Ale nie ja jeden tutaj coś ukrywam. Prawda panno Parker?
Przęłknęła ślinę. Aluzja była zbyt oczywista, by ją odepchnąć. Przygryzła dolną wargę w zdenerwowaniu, a wzrok przesunęła na tablicę rozdzielczą. Czuła to lodowe spojrzenie świdrujące ją. Niby to z ciekawości a niby z rozbawienia.
- A ja myślałem, że porywam dziewczynę Maxa. Tymczasem okazuje się, że jesteś z Michaelem. To ciekawe...
- Nie jestem z Michaelem – odpowiedziała od razu
- Nie? - udał zdumienie, chociaż jego głos barwił się szyderczym śmiechem – A jesteś z Maxem?
Nie odpowiedziała. Nie umiała. Jeśli powiedziałaby, że jest, wtedy jasne stałoby się, że to co ją łączyło z Michaelem było co najmniej świństwem. Jeżeli zaprzeczyłaby, nie przydałaby mu się na nic i zapewne zabiłby ją, kimkolwiek był.

A miała przecież dzisiaj to zakończyć. Miała rozpocząć nowy rozdział życia, w którym nie byłoby ani Maxa ani Michaela na pierwszym miejscu. Tym miejscu, które do czegoś ją zobowiązywało. Chciała dać Maxowi ostatnią chwilę uśmiechu nim zdepcze jego uczucia. Ale wszystko obróciło się przeciwko niej i traciła grunt pod nogami. W dodatku ołowiane chmury zbierające się nad nią, zdawały się być groźbą śmierci. Jej śmierci ze strony tego kogoś. Zapewne nie był człowiekiem. Świetnie. Kosmiczne sprawy musiały ją prześladować na każdym kroku.

Stłumiony śmiech wyrwał się z jego gardła. Uniosła wzrok. Zimny, złośliwy uśmieszek na twarzy i przeszywające spojrzenie nie wróżyły jej dobrze. Ponownie włączył silnik samochodu, planując jechać dalej. Nie oznaczało to jednak końca jej udręki. Tej wewnętrznej udręki, którą wyrwał z niej siłą w wizjach. Po kilku długich minutach, w których ona szukała ratunku dla samej siebie, odezwał się ponownie.
- I on ciebie przedkłada nad swoje przeznaczenie?
Serce Liz podjechało do gardła. Nie powinna tego rozumieć, a jednak rozumiała doskonale. On – Max. Przeznaczenie – Tess. Powinna przeklinać dzień, w którym Max Evans uratował jej życie. Wtedy właściwie skończyło się jej zycie. Wbrew własnej woli została wciągnięta w kosmiczny kocioł, z którego nie było wyjścia. To przez te wszystkie kosmiczne sprawy los toczył się w ten sposób. I to jedna z tych piekielnych spraw pchnęła ją w stronę Michaela... Jęknęła. No świetnie. Nawet w takiej chwili kłębiące się myśli biegły w jego kierunku. Tym razem jakby w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Przymknęła powieki.
- Nie podejrzewałbym ani ciebie ani tym bardziej Michaela o to. - kpił
A w jej głowie powracały ułamki chwil. Każda sekunda, która pchała ich w stronę namiętności, a zabierała myśli daleko od ich powinności.
- Jego niewinna, lojalna Liz Parker. Nie taka niewinna, co? - zerknął na nią – Ciekawe, co by Max pomyślał... jak by zareagował, wiedząc, że jego ukochana idealna dziewczyna pieprzy się z jego najlepszym przyjacielem, z jego zastępcą, z bratem.
Dlaczego jego słowa musiały tak ją dobijać? Dlaczego miał tyle racji? Michael był najbliższym przyjacielem Maxa. Byli niemal jak bracia. A ona, gdy to wszystko się zaczęło, była dziewczyną Maxa. Tą niby wyśnioną księżniczką, z którą chciał spędzić resztę życia. A oni oboje zdradzili go w tak podły sposób.

I nagle coś ją uderzyło. Świadomość, że mdliło ją tylko na myśl o tym jak paskudnie postąpili. Ale nic więcej. Nie gnębiła jej myśl, że Max mógłby się załamać, że mógłby mieć do niej żal. Czyżby nagle została wyprana z uczuć? A może po prostu tych uczuć nie było w niej już od dłuższego czasu? Nie było już gorącej, dozgonnej miłości do Maxa. Nie było czekania na kolejne czułe wyznania i gesty. Nie wyobrażała już sobie nawet, że mogą być razem. Sama przecież zdecydowała z tym skończyć. Drażniący mógł być tylko fakt, że tę pustkę teraz wypełniało palące uczucie, które rodziło się z każdą myślą o Michaelu. I zaczynało boleć. Że tylko ona to czuła. On nie. To przecież był Michael. Nie mógłby nigdy zacząć tego czuć w stosunku do niej. Bolało.

- A może Max wie? - lodowaty, pusty wzrok wbił się w nią – Wie? - zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy – Miałaś zamiar mu powiedzieć?
- Nie – syknęła
Chyba oczywistym było, że nie miała najmniejszego zamiaru kiedykolwiek mu tego mówić. Michael również. Mogli to uznawać za błędne, mogli go nie chcieć oszukiwać, ale całkowicie rujnować mu życia nie mieli zamiaru. Zwłaszcza Michael. Prędzej by ją zabił, niż pozwoliłby pisnąć Maxowi nawet słówka o tym, że ze sobą sypiają. Poprawka. Sypiali. I to zaledwie parę razy. Kilka nic nie znaczących, gwałtownych, niekontrolowanych, namiętnych chwil. Po prostu nie umieli się powstrzymać. Chociaż chciałaby móc o tym otwarcie wszystkim powiedzieć, móc to traktować jako coś otwartego, nie wymagającego ukrywania. Nawet coś, z czym mogłaby czuć się szczęśliwa. Mimo to nie mogła nikomu powiedzieć ani słowa.
- I nie chcesz, żeby wiedział, prawda? – tym razem głos był poważny, aż przejmujący
Spojrzała na niego ze zdumieniem. Co mu chodziło po głowie? Powinna się bać? Kiwnęła głową. Nie chciała, żeby wiedział.
- Więc odejdziesz. - jego ton był niemalże rozkazujący – Zostawisz Maxa i pozwolisz mu wypełnić jego przeznaczenie. On nie może sobie zaprzątać głowy kimś takim jak ty. - rzucił jej pogardliwe spojrzenie – Jeśli nadal będziesz się koło niego kręcić... powiem mu. Wszystko. Każdy szczegół.
Serce Liz waliło jak opętane. W jej wyobraźni zaczęła się tworzyć scenka, w której Max dowiaduje się o tym, jak najbliższe mu osoby, zdradziły go. Nie przeżyłby tego. Wściekłby się. Wszystko obróciłoby się przeciwko nim. Max by ich znienawidził. Maria też, bo zapewne szybko by się dowiedziała. Isabel stanęłaby po stronie brata. I Michael w końcu sam też by odwrócił się do niej plecami.

Przytaknęła posłusznie głową. Stawiał sprawę jasno. Mogła albo odejść, co i tak miała zamiar zrobić, zapomnieć o wszystkim. Albo walczyć o i tak nieistniejącą już miłość, stracić w efekcie wszystko. Właściwie powinna się cieszyć, pokrywało jej sie to z wcześniejszymi planami. Tylko teraz bardziej bolało. Bo oznaczało praktyczny zakaz zbliżania się do Maxa. Nie, nie tylko do niego. Była pewna, że to będzie zakaz dotyczący ich wszystkich. Michaela też...
- Dobrze. - mruknął – I Michaela też zostaw. Nie wątpię, że jesteś dobra w łóżku i przynosisz mu pełną satysfakcję, ale nie mogę ryzykować tym, że i on jak głupi się w tobie zakocha. On najbardziej z nich wszystkich nie powinien. Rozumiesz?
- Tak – szepnęła

* * *

Nie wiedział co nim tak wstrząsnęło. Ale w chwili, gdy usłyszał, że Liz wyszła z Maxem, a to nie był wcale Max... Jedna myśl – była w niebezpieczeństwie. Liz Parker była w niebezpieczeństwie. Nagle wszystkie zmysły zaczęły pracować na najwyższych obrotach, a ciało napięło się w gniewie. Jakby się o nią bał. Cóż, na pewno w jakiś sposób mógł się czuć za nią odpowiedzialny. Przecież znała ich sekret, należała do grona wtajemniczonych i przyjaciół. Jako obrońca, w pewien sposób miał prawo a nawet obowiązek ją chronić. Tylko, że to było zbyt ostre szarpnięcie. I zbyt głębokie. Poruszające te pokłady uczuć, których wcześniej nie odczuwał. Nigdy. Ani przy Marii ani przy Isabel. Issy chronił jak własną siostrę. Maria pewnie obeszłaby go jedynie jako zagrożenie kogoś, kto wie i może ich wydać. A tu nagle tracił zmysły ze strachu, że coś może się stać Liz.

Teraz w panice krążyli po rozświetlonym Wesołym Miasteczku, szukając jej. Nie. Ich. Nasedo i Liz. Tak, musiał pamiętać, że drugiego Maxa też musi znaleźć. A jednak wzrok maniakalnie usiłował odnaleźć drobną postać. Tę niepozorną brunetkę, która już po raz niewiadomo który narażała dla nich swoje życie. Która tak mocno zakorzeniła się w jego świadomości, nawiedzała jego myśli w najmniej oczekiwanych momentach, zagłębiła się na dnie wnętrza, gdzie ponoć miał jakieś uczucia. Marne, raczej chłodne, ale jednak uczucia. Dziwaczne. Łączące się tylko z nią. To nie była lojalność jak wobec Maxa i Isabel. Nie ta sama braterska ufność. Ani przywiązanie. Coś całkiem innego. Czego nawet nie potrafił sprecyzować. Zgrzytnął zębami, słysząc własne myśli, nieustannie powtarzające, że zabije każdego kto ją skrzywdzi. Skąd się to brało? Przecież zawsze do tej pory miał naprawdę gdzieś Liz Parker. Liczyło się tylko to, by nie sprowadziła na nich niebezpieczeństwa, by ich nie zdradziła. A potem wszystko zaczęło się zmieniać. Powoli, stopniowo. Sprytnie. Jego własna emocjonalna strona wykpiła go, rozwijając to uczucie tak niepostrzeżenie, że nie mógł tego wcześniej przerwać. A każde kolejne spojrzenie na nią, każda kolejna myśl o niej i przede wszystkim każda noc spędzona z nią, tylko zacieśniała te więzi. Pieczętowała wyrok jaki sam na siebie podpisał.

Była dziewczyną Maxa. Jego najlepszego przyjaciela. Najlepszą przyjaciółką Marii, która nadal w dość drażniący sposób usiłowała się do niego ponownie zbliżyć. Na próżno. Jakakolwiek inna dziewczyna, która teraz stanęłaby mu na drodze nie mogłaby dorównać smakowi cynamonowej skóry, obłędowi w ciemnych oczach, drżeniu drobnego ciała. Każda myśl prowadziła go do wizji Liz. Jak się w to wpakował?

Czas na wyjaśnienia i zastanawianie się przyjdzie później. Teraz najważniejsze było ją znaleźć. Ją... Nie było w jego umyśle nawet wzmianki o Nasedo. Chociaż pewnie, gdyby go również znalazł, to pierwszą reakcją byłaby agresja. Jak śmiał porywać Liz? Jak śmiał się do niej w ogóle zbliżać? Maria jeszcze powiedziała, że wyglądał jak Max. A jeśli tak było...
- Zabiję go, jeśli ją tknął. - mruknął sam do siebie
Po kilkunastu minutach szaleńczej gonitwy za cieniem, całkowicie się pogubili. Max gdzieś zniknął. Isabel zaczynała popadać w panikę. On sam miał ochotę coś rozwalić. Coś lub kogoś. Miał ich wszystkich chronić, a teraz po kolei ich tracił. Gorzej chyba być nie mogło. Mogło. Ale te myśli i wyobrażenia o całkowitej katastrofie zepchnął od razu na bok. Musiała być nadzieja. Nigdy w nic takiego nie wierzył. Zawsze to on był największym pesymistą, który rysował najgorsze scenariusze i jednocześnie całkowicie olewał możliwości realizacji jego przewidywań. Teraz nie mógł mieć racji. Nie mógł.

I nagle wszystko się zatrzymało. On się zatrzymał. Świat dokoła też. Przed oczami pojawiła się drobna postać. Roztrzęsiona i zagubiona. Stała na środku placu, rozglądając się dokoła i mamrocząc coś. W mgnieniu oka znalazł się przy niej, a jego ramiona objęły ją mocno. Jakby bał się ją ponownie wypuścić, jakby znów mogła zniknąć. Opętany szept wydobywający się z jej ust odbijał się miękko od jego klatki piersiowej. Pozbawiona wszelkiej kontroli, całkowicie tracąca panowanie nad życiem, które zdawało jej się rozsypywać. I po raz pierwszy widział jak drobne kryształki łez toczą się po jej policzkach. Nigdy wcześniej nie płakała. A przynajmniej on tego nie widział. Coś pękło. Przytulił ją mocniej, czując jak drżące ciało tonie w jego ramionach, powoli się uspokajając. To nie był tylko strach. Miał przeczucie, że coś całkowicie innego wywołało ten nieopanowany atak słabości. Kiedy powiedziała, że Maxa złapali, on sam się przestraszył. Co mieli teraz robić? Musieli go ratować to zapewne, ale najpierw chciał się upewnić, że z nią wszystko w porządku. Ale nie było w porządku. Cały czas coś było nie tak. To tylko rozpacz? Ból? Bała się, że na zawsze straci Maxa? Paranoja. Michael zacisnął powieki. On sam powinien się bać tej myśli, ale jedna przerażała go bardziej. Że za nim nigdy by tak nie płakała.

c.d.n
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Mar 03, 2005 4:48 pm

To już przedostatnia część? :shock: To ja się boje następnej. Stanie się coś, co jak pamiętam na początku nie spodobało się Onarkowi, więc obawiam się, że mi też się nie spodoba :shock: A ja chcę tylko szczęśliwego, polarkowego zakończenia :oops: 8)

To była chyba najbardziej emocjonalna część HTB. Trochę jak poprzednia, ale jednak... bardziej. W Michaelu odzywają się te wszystkie uczucia, które przecież tak w nim lubimy, kiedy powodem jest Liz :wink: Strach, niepewność, zakłopotanie... ale z drugiej strony nic, tylko Liz. Liz najważniejsza, Liz jedyna etc. Miluchno :cheesy:

I właśnie najbardziej podobały mi się wzmianki o tym, co czuje Michael. Tę słodką niepewność. I scenka, kiedy ją przytulał... Okazuje się, że nie chodziło tylko o jedno 8)

To teraz sobie poczekamy 8) Oby niedługo :P
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Thu Mar 03, 2005 7:51 pm

rzeczywiscie trudno uwierzyć, że to już przed ostatnia część... Liczę na kolejnego polarka 8)
Co do części... Miałam ochotę roztrzaskać Nasedo! Idiota :evil: Kwestai ratowanie Maxa i jego przeznaczenia. Przemilczę. Dla mnie Max moze być sobie nawet z Marią, byleby się odczepił od Liz :twisted:
Michael i uczucia? Wreszcie coś o nich zostało wspomniane, a Liz myślała, że to tylko z jej strony. Naiwna 8)

On sam powinien się bać tej myśli, ale jedna przerażała go bardziej. Że za nim nigdy by tak nie płakała.
Jasne, że nie TAK, płakała by bardziej 8)

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Mar 03, 2005 7:56 pm

Hmm zawsze dobija mnie w nazwyjmy to trudnych związkach ta niewiedza drugiej strony! Liz czuje coś do Michaela, ale myśli, że on do niej nic nie czuje... Michel czuje coś do Liz, ale uważa, że ta kocha Maxa i się nim nie interesuje... Ech ciężkie jest życie, szczególnie sępików czytających ten ff :haha:
Zakończenie? Hmm oczywiście nie powiem jakie jest, ale jest idealnie dopasowane do akcji serialowej i już. Niedługo same się o tym przekonacie 8) Nawet zrobiłam specialnie do części 8 bannerek, ale zobaczycie go jak _liz odda wam ostatnią częśc 8)

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Thu Mar 03, 2005 7:59 pm

Yyyyyy... kurcze to następna jest już ostatnia! ale odkrycie nie??
A zakończenie musi być szczęśliwe! Najlepiej, żeby Liz chciała wyjechać, ale Michael ją zatrzymał :wink: :lol: :oops: :haha: Albo żeby za nią pojechał... O to jest bardzo dobre rozwiązanie:P Niech wyjadą razem :D
On sam powinien się bać tej myśli, ale jedna przerażała go bardziej. Że za nim nigdy by tak nie płakała.
Jasne, że nie TAK, płakała by bardziej
Jemu to powiedz :lol:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Mar 03, 2005 9:27 pm

Dobra, dobra, jak Onarek mówi, że będzie idealnie dopasowane do serialu, to ja się tu boję, żeby w końcu Liz nie wyszła za Maxa :lol: :shock:
Ale jeśli na poważnie mam zgadywać... Skończy się jak w Destiny. Liz odejdzie spod jaskini ze łzami w oczach zostawiając Maxa i Michaela za sobą. Ale to nie na Maxa będzie patrzeć :( 8) (Mam nadzieję, że jak zwykle źle przywidziałam i zakończenie mimo wszystko będzie dobre :twisted: )
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Thu Mar 03, 2005 10:32 pm

Miło mi, że napisałaś znów polarka, choć innego niż poprzednie :D . Jest co tu dużo ukrywać, "odważniejszy" :roll: . Szkoda tylko, że z góry zapowiedziałaś jego nieuchronny koniec. No, ale będzie następny, prawda?

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Mar 04, 2005 4:20 pm

Nadeszła pora na ostatnią część. I możecie tupać nogami, płakać, grozić itd, ale nie napiszę sequelu! 8) Kończy się tak a nie inaczej. Na końcu znajdziecie banerek, tkóry Onarek wykonała specjalnie do tej części - ale nawet nie ważcie się zajrzeć na koniec!

Mam dla was jednak coś pocieszającego (w miarę) - zapowiedź kolejnego polarka. Na razie to jedynie zapowiedź, bo ani jedna część nie powstała, ale niedługo zacznę pisać, może nawet w ten weekend.

Image




8.

How dare you say that my behavior is unacceptable
So condescending unnecessarily critical


Przyglądała się im. Uważnie, nie mogąc oderwać wzroku. Serce ciągle kołatało. Z jednego strachu przechodziła w drugi, kompletnie tracąc poczucie rzeczywistości. Wszystko co się działo... tak szybko... jakby w przyspieszonym tempie i nie mogła nawet uchwycić sensu całkości. Cała ucieczka, tak wycieńczająca. Bolało ją ciało, miała wrażenie, że nie może złapać oddechu. Na dodatek myśli krążyły nieustannie, formując istne tornado w jej umyśle. Uciekła z Maxem, trzymała jego dłoń, skakała z nim z mostu. Dlaczego? Bo chciała mu pomóc. Bo chciała go bezpiecznego dostarczyć do domu, gdzie wszyscy na nich czekali. Bo chciała, żeby po przejściach w białym pokoju nawet w trakcie ucieczki poczuł się bezpiecznie, chociaż przez chwilę. A wiedziała, że przy niej się tak czuł. I choć będzie musiała potem odejść, to teraz była przy nim. A potem jak znikąd pojawił się Szeryf. I Michael. Miała wrażenie, że na ułamek sekundy, wszystko sie zatrzymuje a ich spojrzenia spotykają się ze sobą. Uratował ich. Przez cała drogę w samochodzie, chociaż Max ją mocno obejmował, jej wzrok nieustannie tkwił w Michaelu. Usiłowała odczytać jego myśli, ale nie potrafił. Gdzieś w podświadomości miała nadzieję, że ten urywek jego spojrzenia był troską. Może nawet ulgą, że byłą cała i zdrowa. Chęcią zapewnienia jej bezpieczeństwa. Ale w samochodzie nie odezwał się ani słowem. Ani do niej. Ani do Maxa. Na pewno jej nienawidził. Za to, że sprowadzała niebezpieczeństwo na nich wszystkich, że nie potrafiła nawet dowieźć Maxa do domu. Potem uważnie obserwowała jak jego spojrzenie staje się niemal szkliste i wypalone, gdy zabił Pierca. Stał nieruchomo w miejscu, powoli zyskując świadomość, co właśnie zrobił. Patrzyła na niego, ledwo powstrzymując własne ciało, by nie podejść i nie powiedzieć mu kilku ciepłych słów. Przez kilka sekund wpatrywał się w nią. I nagle się obrócił. Gwałtownie. Jakby nie mógł na nią patrzeć. Jakby budziła w nim te najgorsze uczucia. A teraz przysłuchiwała się jego rozmowie z Marią. Po każdym słowie, serce rozpadało się na kawałki. Coś było w jego głosie całkowicie nienaturalnego, co powinno podpowiedzieć jej, że kłamał, że zmuszał się do tych słów. Ale nie potrafiła już sobei tego tak tłumaczyć. On kochał Marię. I bał się o nią. Mówił, że jest nie wart jej uczucia. Że jest niebezpieczny. Odsuwał Marię ponownie, ostro, ale dlatego, że czuł.

You drain me dry and make me wonder why I’m even here
This Double Vision I was seeing is finally clear


Nie miała najmniejszego pojęcia o tym, że on nie miał już po prostu sił na ostre walki z Marią. Dlatego ta nagła niby-delikatność, ta nagła niby-czułość, niby-opieka. Nie wiedziała, że przez cały czas, odkąd tylko odnalazł ją w Wesołym Miasteczku, jego myśli biegły tylko do niej. Widząc ją biegnącą z Maxem, uciekającą, budziło tylko gorącą chęć objęcia jej i chronienia własnym ciałem. Ledwo hamował się, gdy wracali samochodem, by nie wydrzeć się. Na Maxa. Za to, że tak naraził ją. Za to, że nie chciał jej puścić i pozwolić by... Właśnie, pozwolić na co? By znów miękko legła w jego ramionach? By jej ciało z ufnością wtuliło się w niego? By Ciemne oczy patrzyły na niego z uczuciem spokoju i półuśmiechu? By usta szeptały jego imię w podzięce? Ale przecież to nie byłoby nigdy możliwe. Nie, ona się go bała i ewentualne spojrzenie jakie mogła mu posłać, byłby wzrok urazy, że tak jej spaprał życie. No tak, teraz znów tonęła w objęciach Maxa, nie jego. I kiedy nadejdzie taki moment, ze łzami w oczach powie Maxowi, że to on odebrał jej tę niewinną godność. O, na pewno go za to nienawidziła. Po zabiciu Pierca to na nią tylko patrzył, w niej szukał spokoju i pocieszenia. Ale ona bała się podejść. Bała się go. I musiał z tym skończyć. Natychmiast. Z całą tą swoją udręką.

Tak. Postanowił się odsunąć. Całkowicie. Chociaż wiedział, że będzie go kusiło i nieustannie ciągnęło w jej stronę, nigdy nie pojawi się już na jej balkonie. Nigdy już nie spojrzy w jej kierunku, gdy mogłaby to dostrzec. Nigdy nie stanie na jej drodze. Będzie siłą zwalczał własne myśli, przynoszące słodkie wspomnienia. Choć żadna dziewczyna nie mogła się z nią równać. Choć na ustach wciąz pozostanie jej smak. Choć w głowie będzie rozbrzmiewał jej miękki szept. Choć ciało na zawsze naznaczone jej dotykiem.

When it gets cold outside and you got nobody to love
You’ll understand what I mean when I say
There’s no way we’re gonna give up


* * *

Liz patrzyła ze strachem jak Nasedo powraca do sił. Jego chłodny ton skierowany tym razem do pozostałych, wzbudził w jej głowie ostre wspomnienie tego, co powiedział jej wcześniej. Zimne spojrzenie początkowo z pewnym szacunkiem wbite w Maxa, przesunęło się na Michaela. Miała wrażenie, że powstrzymuje kwaśny uśmieszek nasuwający się na usta. Przypomniał sobie. To, co miała nadzieje, zachowa dla siebie. I wtedy jego wzrok padł na nią. Przeszywający, znów spychający ją w tamtą otchłań pełną krzyku. Niczym gilotyna, spadły na nią jego słowa:
- Ona tu nie należy.
Teoretycznie kierowane do Maxa. Do Michaela. Do nich. Tak naprawdę, skierowane do niej. Wiedziała o tym doskonale. Opuściła głowę pod ciężarem jego spojrzenia. Serce zatrzymało się w miejscu, gdy wspomnienie wróciło.

- Więc odejdziesz. - jego ton był niemalże rozkazujący – Zostawisz Maxa i pozwolisz mu wypełnić jego przeznaczenie. On nie może sobie zaprzątać głowy kimś takim jak ty. - rzucił jej pogardliwe spojrzenie – Jeśli nadal będziesz się koło niego kręcić... powiem mu. Wszystko. Każdy szczegół.

Teraz przypominał jej to. Ich umowę. W zasadzie to nawet nie była umowa, a jego nakaz. Nie mogła mu się jednak sprzeciwić. Tylko nie potrafiła chwilowo drgnąć. Zerknęła na Maxa, gdy ten stanowczo oznajmił, że jest tu z nim. Nie. Nie była tu z nim. I to najbardziej bolało. Że mimo wszystko przyszła tutaj dla Michaela. By upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Już nie chciała trzymać się tej umowy. Chciała, żeby Max dowiedział się o tym natychmiast. Niech mu Nasedo powie. Śmiało. Ona nie drgnie. Nie dbała już o Maxa, w ogóle. Liczył się tylko Michael. Ale widząc jej upór Nasedo ponownie przesunął wzrok na Michaela. Wyraźna sugestia dla niej.

- I Michaela też zostaw. Nie wątpię, że jesteś dobra w łóżku i przynosisz mu pełną satysfakcję, ale nie mogę ryzykować tym, że i on jak głupi się w tobie zakocha. On najbardziej z nich wszystkich nie powinien. Rozumiesz?

Rozumiała. Za dobrze. On jej też nie potrzebował. On nawet nie chciał jej potrzebowć. Miał swoje powinności, swoje zadania. Jej obecność nawet tak zdystansowana, mogła go rozpraszać. A już na pewno nie potrzebował jej bliskości, jej ciepła, jej ciała. Jej. Wprawdzie wątpiła, aby kiedykolwiek sprawdziło się przewidywanie Nasedo, co do tego, że Michael kiedyś by się w niej zakochał. Nie, to było niemożliwe. Dlaczego więc tu była? Z powodu głupiej nadziei?

When it gets cold outside and you got nobody to love
You’ll understand what I mean when I say
There’s no way we’re gonna give up


Lodowaty, pusty wzrok bezwzględnego kosmity wbił się w nią. A ona nieznacznie kiwnęła głową, oznajmiając tym samym, że pamięta układ i ma zamiar go przestrzegać. Była pewna, że widzi na jego twarzy wyraz niemego tryumfu nad nią. A Liz po prostu już nie miała żadnego powodu, by tego słowa nie dotrzymać. Nic jej nie trzymało tutaj. Odejdzie. Już za chwilę. Ten moment zbliżał się nieuchronnie. Nasedo wyszedł z jaskini, pod postacią Pierca. Miał wyjechać, ale wiedziała doskonale, że będzie pilnował jej, będzie uważnie obserwował, czy nie oszukiwała go. Gdyby spróbowała... koniec świata jawił się jak lekki dreszczy w porównaniu do tego, co by nastąpiło. Nie chciała by ktokolwiek musiał przez nią cierpieć. Czekała tylko niecierpliwie, gdy oni wywoływali hologram, by dowiedzieć się czegoś o sobie. W głowie układała jakieś sensowne słowa, jakimi miałaby to zakończyć. Przeciąć tę nieszczęsną pępowinę. I to bynajmniej nie łączącą ją z Maxem. Tej więzi już nie było. Usiłowała znaleźć sposób na zerwanie swojego uczucia do Michaela.

Jasne światło jeszcze unosiło się w powietrzu, a melodyjny głos hologramu echem odbijał się od ścian jaskini. Stali nieruchomo, nie rozumiejąc za bardzo co się dzieje. Słodki głos Tess nie dobiegł nawet do uszu Liz. Lśniący wzrok tkwił w Michaelu. Nie było wątpliwości, że to widział. On sam nie odrywał od niej spojrzenia. I wystarczył ułamek sekundy, jej drżące usta formujące niesłyszalne słowo. Przepraszam. Zmarszczył brwi. Nie rozumiał. Za co przepraszała? Co prawie sączyło łzy na jej policzki? Dlaczego to budziło taki niepokój? A potem wszystko się wyjaśniło, gdy odsunęła się od Maxa. Mamrotała coś nieskładnie. Ostatnie spojrzenie w jego stronę i już jej nie było. Uciekała.

Musiał pozwolić jej odejść. Max. On. Pewnie nie wytrzymała już tego wszystkiego i postanowiła uciec od tego wiru dziwacznych emocji, jakie wzbudzili. Zatrzymał Maxa. Jego własne spojrzenie uważnie odprowadzało ją wzrokiem, kiedy ześlizgiwała się ze skał, pozostawiając pokłady pyłu na skórze.

Koniec. Cokolwiek to było, właśnie to zakończyli. Oboje.

Is there anyone out there cause it’s getting harder and harder to breathe


The End


Image
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Fri Mar 04, 2005 5:25 pm

Miałam rację, miałam rację! :lol: 8)
... no tak... Miałam :?

Moje pierwsze wrażenie? Zakończenie mi się nie podoba! Jak to tak? Co to w ogóle za zakończenie? Jak można nas tak zostawić? :( Rozeszli się sobie bez pożegnania, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. I nigdy sobie do końca nie wyjaśnili, i już nigdy nie będą tak naprawdę wiedzieli... :( To smutne. Będą się do końca życia zastanawiać co tak naprawdę między nimi było, co tak na prawdę czuła ta druga osoba? Hał SAD :cry: :P

I to jest właśnie tragizm :roll:
Utwierdziłam się w przekonaniu, że _liz jest podła 8) Ale takie zakończenie ma swoje dobre strony... Napewno nigdy Ci go nie zapomnimy! :evil: :twisted: :wink:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Fri Mar 04, 2005 6:13 pm

Mi zakończenie bardzo się podoba. Domyślałam się, że Liz odejdzie, bo tak często było powtarzane, że to opowiadanie jest zgodne z serialem, tylko że... Nie myślałam, że tak po prostu odejdzie, ze oboje zrozumieją i że... wszystko sie skończy :cry: A się skończyło...
Ale chyba to, że zakończenie było tak niespodziewane, spodobało mi się najbardziej 8)
Wpspaniałe opowiadanie :respekt:
A teraz czeka nas Huśtawka, tak? 8) Boję się myśleć o tym co Twój diaboliczny umysł wymyślił tym razem, ale z chęciom przeczytam kolejnego Polarka w Twoim wykonaniu 8)

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Fri Mar 04, 2005 6:13 pm

Eeee!! :evil: Nie lubię cię _liz!! :lol: I koniec! Jak mogłas tak to skończyć? :cry:

No ale w sumie to jak to zakończyć? Maria by ich znienawidziła, o Maxie nie wspomnę...no cóż Dziękujemy _liz za HTB i czekamy na huśtawkę :D

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Thu Mar 17, 2005 11:44 pm

:oops: teraz pełna rehabilitacja

Jesteś urodzona bajarką _liz. Przenosisz nas do różnych światów tak płynie i lekko, że można uwierzyć w ich realność od pierwszej chwili. Wzorujesz się na postaciah z serialu, ale mam wrażenie, że w Twoich opowieściach naradzają się ciągle na nowo. To takie nasze domowe podróże marzeń, coś o czym każdy marzy, ale nie każdemu dane będzie przeżyć.

Dziekuję za kolejną historię i czekam na zapowiedzianą "Huśtawkę"

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 22 guests