T: Finding Ulysses [by Peachykin] - cz. 5

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Guest

Post by Guest » Sun Oct 17, 2004 6:58 pm

to znowu ja :D wiem, że jestem natretna ale kiedy nastepna część z góry dziekuję

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Sun Oct 17, 2004 7:03 pm

Wiem, że zaczynacie się już niecierpliwić. Następna część będzie, mam zamiar nadal tłumaczyć. Sprawa wygląda tak, że ostatnie tygodnie były dosyć ciężkie. Sporo rzeczy zwaliło mi się na głowę, całe dnie spędzałam na uczelni; Wiem, że to nie za dobra wymówka, ale innej nie mam. Postaram się dodać następną część do końca tygodnia.
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Oct 17, 2004 7:24 pm

Eh, jakoś chyba wytrzymamy. A tak odnośnie tematu, to najnowszy banerek do tego opowiadania:

Image


P.S: Galadrielo widze, że nie tylko ja lubię "Ostry dyżur" 8)
Image

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Sun Oct 17, 2004 7:27 pm

_liz ja uwielbiam Ostry Dyżur. Uwielbiam Johna Cartera.

Świetny banner. Nie widzialam go wcześniej. A więc tak autora wyobrażała sobie Lexi i Słodkiego.
Image

User avatar
elfchick
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Wed Oct 13, 2004 7:57 pm
Location: Olsztyn
Contact:

Post by elfchick » Fri Oct 22, 2004 4:01 pm

Tak jak jest to napisane w jednym z banerow -nagrod : The Story that Converts you...

Cos mi sie wydaje ze zostane zagorzala polarystka...

Dobra robota Galadrielo...
center><a><img><br>NYC is love.</a></center>

User avatar
caroleen
Zainteresowany
Posts: 374
Joined: Fri Apr 16, 2004 5:22 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by caroleen » Thu Nov 04, 2004 1:08 pm

“Pffft. Spróbuj wytrzymać pięć lat. To dopiero powód do zdenerwowania.” wymamrotał Michael trochę za głośno.

No po tym tekście umarłąm prawie ze śmiechu...Doskonały :cheesy: Ciekawie się zapowiada. Ale oczywiście musze pomarudzić- jak można było z Maxa zrobić takeigo potwora? Nie twierdzę, ze on zawsze musi być całkowicie correct, ale bez przesady...Gdyby ktoś spróbował tego z Michaelem, od razu jego fanki podniosłyby wrzask, że tak nie mozna ;) Więc ja, jako fanka Maxa mówię- tak nie można ! Ale opowiadanie mnie bardzo wciągnęło...
Image

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Tue Nov 23, 2004 7:11 pm

NA: Wiem, że notki autorskie są z reguły zapowiedzią czegoś złego. Tak jest i w tym przypadku. Z winy swojej jak i przyczyn technicznych muszę tymczasowo zawiesić tłumaczenia opowiadania. Krótko mówiąc to co zostało przetłumaczono przepadło a ja nie mam narazie czasu i weny aby tłumaczyć to od początku.

Na pocieszenie szykuję tłumaczenie krótszego opowiadania, które będzie powiać się już regularnie.
Image

User avatar
caroleen
Zainteresowany
Posts: 374
Joined: Fri Apr 16, 2004 5:22 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by caroleen » Tue Nov 23, 2004 8:47 pm

:cry: To tyle co mam na temat tej grobowej wieści do powiedzenia...:( :cry: :cry: :cry:
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Tue Nov 23, 2004 8:53 pm

Koniec świata :cry:

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Mon Apr 04, 2005 6:31 pm

23 listopad??? :shock: :shock: Nie zdawałam sobie sprawy, że minęło już tyle czasu. Co za wstyd.

Ale mam w miarę dobrą wiadomość. Następna część już jest prawie gotowa, a przynajmniej na tyle gotowa, że mogę ją zamieścić. Muszę ją jeszcze tylko przepisać. Zatem w godzinach wieczornych lub jutro rano (optuję za tym pierwszym) ku waszej uciesze (mam nadzieję) pojawi się kolejna część.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Apr 04, 2005 7:18 pm

Nie wierzę :shock: H. umieszcza WTRBTF Ty dodasz FU... Koniec świata się zbliża czy jak? :shock: Ale się cieszę na tyle na ile jestem w stanie.

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Tue Apr 05, 2005 12:03 am

Bardzo się cieszę Galadrielo...kiedyś czytałam to opowiadanie i zmartwiłam się, że nie jest przetłumaczone do końca...ciekawi mnie co będzie dalej :wink: ....trzymam za słowo i czekam jutro rano...powodzenia także w dalszych częściach :P
I powtórzę za Onarkiem...koniec świata :shock: :mrgreen:
Maleństwo

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Tue Apr 05, 2005 11:37 am

Ty dodasz FU... Koniec świata się zbliża czy jak? Shocked Ale się cieszę na tyle na ile jestem w stanie.
Chyba jednak nie. W chwili, gdy wysłałam tego posta siadł mi komp (piszę od brata) i musze jechać do serwisu. Wielkie sorry, jak tylko komp wroci z serwisu, dodam kolejną część.
Image

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Tue Apr 05, 2005 6:55 pm

Przykro mi Galadrielo, trzymam kciuki za...komputer :wink: i czekam...
Maleństwo

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Thu Apr 07, 2005 7:33 pm

Własnie wróciłam z serwisu, i skończyłam przepisywać to co miałam gotowe.
Reszta jest już dzisiaj.

Rozdział 4

Tego ranka Michael wstał wyjątkowo wcześnie. Był to dla niego najlepszy czas do tworzenia. Mógł malować i szkicować godzinami, za namową Słodkiego zaczął nawet rzeźbić. Dobrze pracowało się w glinie, ale on wolał marmur. Proces przemiany kamienia w coś pięknego, odłupywanie zbędnych kawałków i wygładzanie krawędzi. Całkowicie go to wciągnęło.

Michael malował w tej chwili na zamówienie. W przyszłym miesiącu w galerii, która należała do jednej z przyjaciółek Słodkiego, miała się odbyc wystawa jego prac. Miał wiele gotowych prac, na które z pewnością znaleźliby się chętni, ale ostatnio nie zadowalalo go to. Czuł się znudzony, nie miał natchnienia, czuł się pusty. Malował to co chcieli zobaczyć inni, zamiast tego co chciał on. I chociaż nie był zadowolony ze swoich ostatnich prac, przynajmniej jakieś stworzył. I tak nie miał pomysłu na cos nowego, a jego rzeźby były zbyt proste i amatorskie aby je wystawić.

Wziął kubek z kawą i skierował się w stronę pracowni. Nie miał nastroju do malowania czy szkicowania, wziął tylko stary szkicownik i usiadł na balkonie czekając aż nadejdzie inspiracja. Ale jego myśli zaprzątał obraz ciemnowłosej dziewczyny, która wciąż spała w jego pokoju gościnnym.

Michael wiedział, że Liz nie będzie mu wypominała odejścia, ale teraz kiedy wiedział jak ciężkie było jej życie z Maxem, zastanawiał się czy byłoby inaczej gdyby został. Miałaby wtedy kogoś kto stanąłby w jej obronie. Jego.

“Ale wtedy Liz nie miałaby siły by stawić czoła sytuacji” powiedział sam do siebie.

Michael otworzył szkicownik i zauważył, że zabrał ten, który przeglądał bardzo rzadko, ten który przywoływał wspomnienia. Miał wytartą okładkę, kartki pożółkły ze starości, ale rysunki były nienaruszone.

Powinien był go wyrzucić, sama patrzenia sprawiała mu ból, ale musiał pamiętać jej twarz. Na każdej stronie widniała twarz Liz, taka jaką zapamiętał, smutna ale z błyskiem w oku, który nadal tam był. Przez pierwsze miesiące malował tylko ją. Nie miał jej zdjęć, nie miał nawet grupowych zdjęć, ale jej wygląd wyrył się mocno w jego pamięci. Musiał przenieść go na papier. Przyczyna nie była tajemnicą. Michael tęsknił za Liz, jak za nikim innym.

Pewnego ranka, zaraz po przyjeździe do Nowego Orleanu, Michael namalował ostatni portret dziewczyny, która ciągle obecna była w jego myślach. Uświadomił sobie, że nie rozpocznie nowego życia dopóki nie odetnie się od przeszłości. Nigdy nie zapomni Liz, była w jego sercu i nie potrzebował obrazów by ją zobaczyć.

Michael przesunął palcem po szkicu. Przedstawiał Liz, tej ostatniej nocy. Jej włosy luźno spływały na ramiona, drobne ciała otulone starym, wyblakłym szlafrokiem. Ręce obejmujące się w pasie, jakby chciała zniknąć w samej sobie. Ciemne oczy wypełnione łzami, dla niego, przez niego, i jej usta ... usta, które dopiero co całował.
Pocałunek. Wciąż czuł jego smak, czuł miękkość jej ust, choć minęło już pięć lat. Odczucie było silniejsze szczególnie teraz kiedy Liz była tak blisko. Nie rozmawiali o tej nocy, i częściowo był z tego zadowolony. To miał być pożegnalny pocałunek, obudził w nim jednak coś. Przekroczył granicę przyjaźni, ale nie cofnąłby tego. To właśnie wtedy zrozumiał, że ją kocha.

Gdzieś pomiędzy dniem strzelaniny w Crashdown a tą nocą na ganku, Michael zakochał się w Liz. Nie wiedział jednak, że Liz odwzajemnia jego uczucie, aż do tej nocy, dopóki jej nie pocałował.

Tłumaczył sobie, że to będzie tylko jeden pocałunek, chciał posmakować czegoś czego, jak myślał, nigdy nie będzie miał. Ale Liz odwzajemniła pocałunek. Kochała go. Mogła tego nie powiedzieć na głos, ale on to czuł.

Michael wiedział wtedy, że jeszcze się zobaczą. To dlatego prosił by go odszukała. By odnalazła Ulyssesa. Chciał żeby wiedział, że kiedy odejdzie od Maxa, nie będzie sama, że ktoś będzie na nią czekał, na kobietę, którą się stała, kiedy odnalazła w sobie siłę.

Trwało to pięć lat, ale w końcu tu była, znów była w jego życiu. Zapełniła pustkę, o której istnieniu nie zdawał sobie sprawy, dopóki nie znalazła się w jego ramionach. Nie była jednak taka jak się spodziewał. Była lepsza. Silniejsza, szczęśliwa pomimo tego co przeszła, i co najważniejsze była wolna.

Michael nie zapomniał o swojej miłości, zepchnął ją tylko na drugi plan, pozwolił samej się rozwijać. W chwili gdy ją zobaczył uczucie uderzyło w niego z podwójną siłą. Zrozumiał jak bardzo chce by była w jego życiu. Wiedział, że jest za wcześnie na coś więcej niż przyjaźń. Michael nadal niechętnie poddawał się uczuciom, ale obecność Liz skutecznie pozbawiała go zahamowań. Czekał pięć lat, może poczekać jeszcze trochę.

Liz nadal odkrywała kim jest bez Maxa. Nie można pominąć faktu, że wciąż była jego żoną. Może tylko na papierze, ale nadal nią była. Sposób w jaki mówiła o Maxie zeszłego wieczora, mówił mu, że nie kocha już męża, ale nie jest jeszcze gotowa na całkowite zerwanie łączących ich więzi. Michael wiedział, że bała się, może nie Maxa, ale pozostawienia za sobą rzeczy, dla których zrezygnowała z ”normalnego życia”.

Michael nadal znał Liz, pomimo długiej rozłąki. Miała te same wątpliwości, o których mówiła mu gdy siedzieli razem na dachu domu, w którym mieszkali. Skoro jej małżeństwo rozpada się, czy było warte tylu poświęceń? Alex? Zerwanie kontaktu z rodziną? Brak możliwości powrotu do domu? Rezygnacja z nauki? To wszystko nie mogło pójść na marne. Michael wiedział, że z tego powodu nadal była żoną człowieka, którego już dawno temu przestała kochać. Był z niej dumny, że pomimo tych wątpliwości zdołała odejść.

Michael też miał wiele pytań, na niektóre z nich Liz nie będzie chciała lub nie będzie mogła odpowiedzieć. Musiał porozmawiać z kimś kto był tam, w czasie jego nieobecności. Z kimś z grupy, z kimś kto był poza związkiem Maxa i Liz. Wiedział, że tylko jedna osoba spełnia te wymagania.

Szybko dokończył kawę i wrócił do pokoju, zapominając po drodze o swym rytuale. Był pewien, że Liz ma potrzebny mu numer, ale ona nadal spała, poza tym nie chciał, żeby wiedziała do kogo dzwoni. Jeszcze nie teraz.

Michael wiedział, że Liz trzyma notes z adresami w torebcę. A torebkę widział na jej krześle porzedniego wieczora. Akcja ta wymagała precyzji i skupienia, a on wyszedł trochę z wprawy. Ale z tym jest tak jak z jazdą na rowerze, prawda? Przynajmniej miał taką nadzieję.

Michael ostrożnie otworzył drzwi i wszedł najciszej jak tylko mógł. W duchu przeklinał szkrzpiące zawiasy w drzwiach. Rozglądając się po pokoju zauważyl torebkę Liz. Niechcący jego wzrok padł na śpiącą Liz. Może nauczyciele z podstawówki mieli rację; jeśli będziesz patrzył prosto przed siebie, będziesz mniej rozkojarzony. A Liz skutecznie rozprasza uwagę, pomyślał wstrzymując oddech na jej widok, pogrążonej w spokojnym śnie.

Leżała na brzuchu, jej oliwkowa skóra rozświetlona przez promienie słońca wpadające do pokoju, prześcieradło zwinęte wokół jej talii. Niewiarygodnie długie włosy rozczucone po poduszce, kosmyki rozwiewiane przez delikatne strumienie powietrza napływające z wiatraczka stojącego przy łóżku. Zauważył delikatny zarys jej piersi, i zmusił się do zamknięcia oczu. Na próżno. Jego umysł artysty, zapamiętał już najmniejszy szczegół, każdą linię, łuk.

Michael zapomniał o powszechnej zasadzie panującej w takim klimacie. Nikt, nie nosił piżamy do snu, szczególnie latem. Nawet on tak robił. Było parno, i wszystko poza prześcieradłem stawało się klejące i mokre. Gdyby wiedział co zobaczy, nie wszedłby do pokoju, odłożył telefon na później.

Ale było już za późno; był już w pokoju, widok Liz podziała na niego, bardziej niż się mógł spodziewać. Fizyczne reakcje mógłby zwalić na trwający już wiele lat celibat, ale to nie było to. Liz była po prostu piękna, musiałby być z kamienia, żeby nie być zareagować na taki widok.

Michael otworzył oczy kiedy usłyszał jak Liz przekręca się na bok i zaczyna mówić coś niewyraźnie, najwyraźniej wyczuwając czyjąś obecność w pokoju. Przypominając sobie powód, dla którego tu się znalazł, złapał torebkę i szybko wycofał się z pokoju.

Jak tylko zamknął dzrwi, przycisnął ucho do drzwi i usłyszał, że Liz znów zapadła w spokojny sen. I chociaż hormony nadal rządiły jego ciałem, chociaż żałował, że nie iwdział więcej, przyspieszony oddech sygnalizował mu, że to by był dla niego za dużo.

“Było niebezpiecznie.” Wyszeptał.

Jasne, życie Michaela Joyce’a znacznie różniło się od życia Michaela Guerin’a, zwłaszcza kiedy największym niebbezpieczeństwem z jakim zetknął się Joyce, była naga Liz ... Jeffries.

Starając orezeć się pokusie, jaką zdecydowanie była Liz, Michael udał się do kuchni i wyciągnął notes z torebki. Kiedy znalazł odpowiednią stronę, pojawiły się obawy. Od pięciu lat nie dawał znaku życia, i miał tak po prostu zadzwonić? Czy będą w ogóle chcieli z nim rozmawiać? O czym on wogóle myślał?

Kiedy Michal odradzał sobie w myślach dzwonienie, z pomiędzy stron wypadlo zdjęcie. Złapał je, i nie mógł oderwać wzroku od czarującej, małej dziewczynki, która patzryła na niego ze zdjęcia. Isabel musiała wysłać to Liz, kiedy zatrzymał się gdzieś na jakiś czas. Odwrócił zdjęcie i przeczytał co tam napisano:

Alexis Michaela James: Wiek 2 lata

Ciotuniu Liz,
Tęsknimy.
Kyle, Isabel i Alexis

Michael nadal był niepewny, ale kiedy zobaczył to zdjęcia, wiedział, że Alexis już zawładnęła jego sercem. To dla niej, musiał przestać się bać przeszłości i tego co wraz nią zostawił. Wziął telefon, i wstrzymując oddech wybrał numer.

Po dwóch dzwonkach, spojrzał na zegarek, przeklinając w duchu swoją nieciepliwość. U nich było później o godzinę, i na pewno obudzi ich tym telefonem. Już miał odkladać słuchawkę kiedy ktoś odebrał słuchawkę.

“Cześć!” powiedziało dziecko, “Czego chcesz?”

Michael był zdumiony a na jego ustach pojawił się uśmiech, kiedy zrozumiał z kim rozmawia, “Uh … Alexis. Czy jest mamusia albo tatuś?”

“Mama w pracy. Tatuś ogląda ze mną kreskówki.” Odpowiedziała dziewczynka.

“Lexi…” Michael usłyszał w tle głos Kyle’a, “Oddaj tatusiowi sluchawką.”
“Nie tatuś. Ja rozmawiam.” Powiedziała stanowczo, zanim zwróciła się do rozmówcy, “Kto mówi?” Tak, to córka Isabel, zdecydowanie.

“Um … mam na imię Mich…” przerwał i uśmiechnął się, “Tu twój wujek Grumpy.” Odsunął słuchawkę od uchu, kiedy usłyszał pisk dziecka.

“Kiedy do mnie przyjedziesz?” zapytała kiedy wujek przyłożył znów słuchawkę do ucha. Słyszał jak Kyle prosi córkę żeby oddała mu telefon.

“Przepraszam, Alexis. Ale nie wiem kiedy.” Odpowiedział szczerze.

“Alexis James!” Kyle podniósł głos, zanim westchnął z rezygnacją, “Powiedz przynajmniej tatusiowi kto dzwoni.”

Michael zaśmiał się kiedy usłyszał jak Alexis mruczy coś niezadowolona, prawie widziać jak przekręca oczami, zupełnie jak Isabel, “To wujek Grumpy, Tatusiu. Idź oglądać bajkę.”

Michael usłyszał “Jasna cholera!” i małą szapaninę przy telefonie.

“To naprawdę ty Guerin?” zapytał Kyle.

Michael już chciał odpowiedzieć, kiedy usłyszał chichot Alexis, i zaczęła nucić, Cholera, ..., w rytm melodii do Twinkle, Twinkle, Little Star.

“Lexi. Nie.” Upomniał ją Kyle, “Tatuś nie powinien tak mówić. Proszę przestań.”

Michael prawie spadł z krzesła kiedy Lexi zaczęła śpiewać głośniej a Kyle strał sięnamówić ją by przestała przeklinać.

“Maleńka. Jeśli kochasz tatusia, to przestań. Albo mamusia odetnie tatusiowi … albo nie będziesz miał braciszka ani siostrzyczki, nawet jeśli poprosisz Mikołaja.”

Alexis natychmiast przestała, “Dobra, Tatuś. Idę oglądać bajkę. Pa wujku Grumpy!” Michael słyszał jak odeszła podśpiewując, “Tatuś powiedział brzydkie słowo.”

“Jestem martwy.” Westchnął zanim wziął słuchawkę do ręki, “Więc. Michael. Nie dzwonisz. Nie piszesz. Co u ciebie? Gdzie jesteś? I co najważniejsze … co u Liz?”

Michael czuł się trochę zbity z tropu, ale kiedy nie usłuszał złośliwości w głosie Kyle'a odetchnął. “Telefony są przecenione i drogie. Nie ciepię pisania swojego nazwiska, listy odpadają. Wszystko w porządku i w Nowym Orleanie. Liz śpi, a skąd w ogóle wiesz, że ona tu jest?”

“Dedukcja, mój drogi przyjacielu. W końcu wychował mnie szeryf? Po pierwsze, tylko od Liz możesz wiedzieć jak nazywa cię Lexi, a mam przeczucie, że Liz nie zadzwoniłaby do ciebie. Po drugie, wiedziałem, że w końcu cię odnajdzę gdziekolwiek się zaszyłeś; i, że zadzwonisz żeby ci opowiedzieć co się wydarzyła w ciągu tych pięciu lat. A może się mylę?”

“Nie mylisz się.” Przyznał Michael.

“Trzeci powód, Z nas wszystkich, Liz tęskniła za tobą najbardziej. Zauważyli to wszyscy, a przynajmniej ci, którzy nie byli Maxe.”

“O czym ty mówisz? Wiesz, że takie zagadkowe gadanie zawsze mnie denerwowało.” Michael narzekał, starając się ukryć zaciekawienie.

Kyle zaśmiał się, “Dobrze. Spokojnie. Pierwsza wskazówka. Pewnego dnia Liz wyszła z Isabel na zakupy, wróciła ze wszystkimi albumami Metallici, jakie kiedykolwiek wydano. Liz Parker … Phillips …. Mniejsza z tym, niegdy nie przepadała za Metallica, dopóki nie odszedłeś.”

Michael podrapał się w brew; “Cześto ich słuchałem, szczęgólnie rano kiedy pracowałem nad samochodem, albo w pokoju po pracy …”

“Wielkie dzięki, dopóki nie mieliśmy własnego domu codziennie rano budził nas Master of Puppets. Kiedy Max prosił by wyłączyła muzykę zmieniała na Unforgiven. I mój faworyt,” wtrącił Kyle, “kiedy Liz była wściekła na Maxa, co zdarzała się bardzo często, puszczała King Nothing.”

Michael zaśmiał się głośno, ale niee chciał obudzić Liz, więc zatkał sobie usta ręką,
“Robiłem tak kiedy byłem wkurzony na Maxa, czyli prawie cały czas.” Potzrąsnął głową, “Nie mogę uwierzyć, że zaczęła tego słuchać.”

“Lepiej uwierz, Michael.” Powiedział Kyle stanowczo, “Nie wierzysz? Puść coś jak się obudzi. Ta kobieta zna wszystkie piosenki na pamięć. A Liz spiewająca Whiskey In the Jar, tego nigdy się zapomni.”

“Muszę to wypróbować.” Powiedział Michael. “Zmiana gustu muzycznego, to chyba nie wszystko?” zapytał.

“Pomyślmy, była ta dżinsowa kurtka, którą zostawiłeś. Jeśli nadal ją ma, sęk w tym, że była na nia o dziesięć numerów za duża, co tu ukrywać jesteś olbrzymem, ale nosiła tylko ją.”

“Zastanawiałem się gdzie się podziała.” Powiedział Michael, zastanawiając się czy nadal ją ma. Na myśl, że jej zapach mógłby się wymieszać z jego, dostał gęsiej skórki.

“Pamiętam, jak wychodziliśmy wieczorem, chyba kiedy zaręczyliśmy się z Isabel i Max zmniejszył kurtkę tak żeby na nią pasowała.” Zaśmiał się, “Stary, nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. Czysta furia. To coś więcej niż huragan DeLuca. Zarządała, by zminił ją z powrotem, co zrobił, w trosce o własne życie, na dodatek chyba przez kilka nocy spał na kanapie.”

“Okay,” powiedział Michael, starając się ukryć zaskoczenie. “Rozumiem. Tęskniła za mną.”

“To mało powiedziane. A ty przejąłeś jakiś zwyczaje Liz?” zażartował.

Michael przekręcił oczami, decydując, że nie wspomni, ot tym, że lubi siedzieć na balkonie. I że właśnie, ze wzgędu na balkon kupił ten budynek, “Jasne, mam włosy do pasa i słucham babskiego rocka.” zażartował, “Interesuję się również biologią molekularną. Robię doktorat za jakieś ... nigdy.”

Kyle wiedział, że Michael zmyśla, starjąc się ukryć prawdę. Nie chciał nacskać, zmienił więc temat, “Więc … Liz śpi?” zapytał znacząco, “Wykończyłeś ją?”

“Zamknił się Valen … znaczy się James. Pjawiła się u mnie wczoraj wieczorem i trochę rozmawialiśmy. Zamieszka w moim pokoju gościnnym.” Odparował Michael.

“Narazie.” Kyle zakasłał, i zaczął mówić, zanim Michael mógł zareagować, “Ty. Właściciel baru? Ciekawe co by na to powiedział Dr Freud?”

“Powiedziałby, że umiem się obchodzić z pijakami.” Zażartował Michael, “Więc ty i Isabel tak?”

“Tak.” Powiedział Kyle, “W końcu uwiodła mnie.”

“Było chyba odwrotnie, kowboju.” Odpowiedział Michael.

Kyle zaśmiał się, “Może i masz rację. Cieszę się, teraz dwie dziewczyny noszą moje nazwisko ... znaczy mojego ojca ... wiesz o co mi chodzi?”

“Tak. Uh … Lexi jest śliczna. Liz pokazała mi kilka zdjęć. Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś ojcem.” Powiedział zdumiony.

“Ja też nie.” Zaśmiał się, “Fakt, że jestem odpowiedzialny za drugą osobę. Uwielbiam to uczucie.” Przerwał na chwilę, “Więc, nadal Hetfield, a może Ulrich, Hammet a może coś innego?”

“Joyce.” Odpowiedział Michael.

“Joyce?” powiedział Kyle zadziwiony, “Dobrze panienko, wygrałeś nagrodę dla najbardzie zmienionego. Słyszałem, o przykrywkach Michael, ale czy to nie za dużo?”
“Michael Joyce matole.” Wtrącił. “Tak jak James Joyce … pisarz.” Sopotkała go cisza, “Ulysses.”

Kyle pstryknął palcem, “Więc o to jej chodziło?”

“O czym ty mówisz?” zapytał Michael.

Kyle westchnął z dramatyzmem, “I to sprowadza nas do czwartego powodu skąd wiedziałem, że Liz jest u ciebie.”

“Plroszę. Oświeć mnie.” Powiedział, czekając na kolejny sarkastyczny komentarz Kyle’a.

“Nie tylko Liz widziała jak odjeżdżasz. Wracałem właśnie od Isabel, do niczego nie doszło, tylko rozmawialiśmy. Jak wiesz okno w moim pokoju wychodziło na ganek.”

“Oh.” Zdołał wykrztusić Michael.

“Tak. Oh.” Odpowiedział Kyle, wiedział, że myślą o tym samym, “Widziałem ten pocałunek, Michael. Wiesz, że nigdy nie owijam w bawełnę. To dlatego tak dobrze nam się układało. I wiesz co widziałem tej nocy, to nie było ‘Do widzenia’ tylko ‘Kocham cię’, czy tego chcesz czy nie, taka jest prawdę. Chyba się nie mylę?”

Tym razem Michael westchnął, nigdy nie mógł wciskać kitu Kyle’owi, “Zdecydowanie masz rację”.

cdn
Last edited by Galadriela on Fri Apr 08, 2005 4:56 pm, edited 2 times in total.
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Thu Apr 07, 2005 9:25 pm

Mmm... kolejna część 8)
Ale chyba nie cała, bo jakaś taa króciutka :twisted: No ale czekamy do soboty na resztę i jak sama powiedziałaś Galadrielu, (może) kolejną część :twisted:

On kocha ją, a ona jego. On wie, że ona go kocha, a i ona napewno się domyśla, że on coś do niej czuje. Ale to pokręcone. :lol:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Apr 08, 2005 2:55 pm

No wreszcie kolejna część. Ale mam jedno zastrzeżenie - za krótka! 8)

Po takim rozdziale za wiele nie można powiedzieć. Na pewno czuje się ten lekki, subtelny magnetyzm pomiedzy Michaelem i Liz, chociaż tutaj wszystko skupiać się zdaje jedynie na brunetce i powodach jej przyjazdu do Michaela.

Tłumaczenie naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Ale jak już na samym początku wspomniałam, czekam na wiadome sceny, bo to je się najtrudniej tłumaczy :twisted:
Image

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Sat Apr 09, 2005 2:07 am

Coś mi wygląda na to, że jako pierwsza mam przyjemność czytać cały rozdział 4...wszycy piszą za krótki i za krótki...ja widzę, że jest w sam raz, więc zapewne cały i jest...cudowny...już zapomniałam, że język tego opowiadania ma coś w sobie...ciepłego, wciągającego i nie dającego zapomnieć...a tłumaczenie jest świetne Galadrielo...myślę, że udało Ci się zachować cały klimat tego ff...dzięki :cmok:

Michael artystą...jak mi to przypomina inne ff...choćby Antarskie Niebo, czy Niewidzialne obrazy _liz...lubię go takiego...jest wtedy taki ciepły, wyciszony i...pociągający, zupełnie inny niż Michael, którego znamy z serialu...a to jego "spojrzenie" na Liz, na swoje uczucia do niej...w końcu padają te najważniejsze słowa, jeszcze nie otwarcie, na głos, ale ważne, że są już w sercu u Michaela i w jego umyśle i dobrze, że on wie o: "Kochała go. Mogła tego nie powiedzieć na głos, ale on to czuł." jak dla mnie wszystko zmierza w właściwym kierunku... :tak:

Pojawienie się Lexi...słodkie dziecko...wychodzą z niej pewne cechy charakterku Isabel :mrgreen: ale polubiłam ją od samego początku...

Intymna :wink: rozmowa Michaela z Kyle'em...w końcu pewne sprawy się wyjaśniają, a Michael otrzymał odpowiedzi na swoje pytania...myślę, że teraz może być pewien, że Liz nie tylko tęskniła za nim...bardzo :tak: ...to już widać na odległość, że to coś więcej...no no nawet Metallici zaczęła słuchać i ją śpiewać...podziwiam :haha: a teraz na dodatek Kyle rozszyfrował ich tajemnicę: “Zdecydowanie masz rację”. mam nadzieję, że tak jak pomógł (on+Iss) Liz uwolnić się od Maxa, tak pomoże Liz i Michaelowi się odnaleźć...a może oni jednak sami dadzą sobie radę...wszystko jest na dobrej drodze :tak: :wink:
Maleństwo

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Sun Jul 31, 2005 12:24 pm

Część 5

“Wow,” powiedział Kyle, zszokowany z jaką łatwością Michael przyznał, że kocha Liz. “Czas skruszył to gburowatą powłokę, którą się otaczałeś. W żadnym razie nie przyznałbyś się do tego pięć lat temu.”

“Prawda.” Westchnął Michael, “Z czasem i kamienne mury się walą, i poza tym tak jak powiedziałeś nigdy nie owijaliśmy w bawełnę. A Liz jest tutaj ... w pewien sposób wolna…” urwał, “Cholera, sam nie wiem.”

“Odczekaj trochę, Michael. Z tego co widziałem tej nocy Liz była w takim samym położeniu jak ty. Chyba była od tej nocy. Pomyśl o tym; czy gdyby nie czuła czegoś do ciebie byłaby tam?”

Michael pomyślał przez, ogarnęła go jego wszechobecna niepewność, „Ochrona?” podsunął, “Max nadal jej szuka …”

“Nie, Paulu Bunyanie*.” Sprzeciwił się Kyle, “Nie rób tego.”

“Czego mam nie robić?” zapytał zdumiony Michael.

“Tego ‘Nie jestem dla niej wystarczająco dobry’. Jesteś i zawsze byłeś. Nie stawiaj jej tak jak Max na piedestale. Stać cię na więcej.” Kłócił się Kyle, “Jedyną rzeczą, która może cię odsunąć od Liz, jest twoja paranoja na temat Maxa. Liz zostawiła go z ważnego powodu. I jeśliby ją nawet znalazł żadne słodkie słówka i piękne obietnice nie sprawią, że do niego wróci. Nie chce żyć tak jak zaplanował to Max. Powinieneś się domyślić, szczególnie, że ona jest teraz z tobą.”

“Geez, Midget, powiedz co naprawdę o tym myślisz” zażartował Michael, ale w głębi duszy wiedział, że Kyle powiedział tylko prawdę, “Nie powstrzymuj się.”

“Nie chrzań,” powiedział Kyle. “Tłumiłem to w sobie od odejścia Liz. Budda uczy by przekazywać energię i właśnie to robię.”

Michael wiedział, że Kyle mówi prawdę. Nigdy nie owijali w bawełnę. To był jeden z aspektów ich przyjaźni, za tym tęsknił najbardziej. Ale wiedział również, że argumenty Kyle co do Liz mogą być prawdziwe.

“Więc,” powiedział Michael chcąc zmienić temat, “Wyjaśnij mi coś.”

“Spróbuję ” Powiedział Kyle, rozbawiony bezpośredniością Michaela.

Michael podrapał się w brew, “Rozumiem dlaczego ty pomogłeś Liz, ale Isabel? Ona zawsze była lojalna wobec Maxa. Musiała sobie zdawać sprawę jak bardzo go o zaboli.”

Kyle westchnął, “Wiedziała, ale sporo rzeczy się zmieniło. Najważniejszy powód? Alexis.”

“Liz powiedziała mi to samo.” Wyszeptał Michael, do siebie.

“Musisz zrozumieć, że między Liz i Isabel dobrze się układało, ale nigdy nie były ze sobą blisko.” Wyjaśnił Kyle.

“No tak. Liz miała Marię …” zgodził się Michael.

“I ciebie.” Wtrącił Kyle, “Nawet kiedy odszedłeś, Liz i Isabel nie zbliżyły się do siebie. Obie cierpiały na swój sposób, Isabel bo straciła brata, a Liz, je powody były bardziej skomplikowane?”

Michael przytaknął, powalając by cisza była tym razem odpowiedzią. Wiedział, że jego odejście zaboli Isabel, ale teraz kiedy o tym usłyszał powróciły wszystkie emocje. Nie żałował, że odszedł, żałował tylko tych wylanych łez.

Kyle kontynuował, “Dopiero kiedy Isabel zaszła w ciążę, ona i Liz bardzo się do siebie zbliżyły. Kiedy Is i ja powiedzieliśmy Maxowi, on był ...”

“Wściekły.” Dokończył Michael, “Liz mi powiedziała. Słyszałem, że nieźle mu dokopałeś.”

Kyle zaśmiał się na samo wspomnienie, “Nie był to mój najlepszy moment, ale myślę, że sam Budda usłyszawszy to co ja postąpiłby tak samo.”

“Kiedyś ty albo Liz będziecie musieli mi o tym opowiedzieć.” Powiedział Michael.

“Kiedyś. Może jak Lexi skończy studia, do tego czasu powinno mi przejść.” Powiedział Kyle przez zaciśnięte zęby, “ Isabel, i sam Max byli zaskoczeni, że Liz stanęła po naszej stronie. Max oczekiwał, że Liz go poprze a stało się inaczej. Odtąd Isabel i Liz były sobie bliskie jak nigdy. Liz nawet pomogła sprowadzić Lexi na ten świat. Na szczęście, bo ja i Max byliśmy kłębkami nerwów.”

“Wow.” Tylko tyle zdołał powiedzieć Michael. Nie zaskoczył go sam fakt. Liz zawsze była najbardziej opanowana z nich wszystkich, ale mimo to był pod wrażeniem.

“Właśnie.” Kontynuował Kyle, “Odtąd były nierozłączne, Liz, Isabel i Lexi. Ten wspólnie spędzony czas pozwolił Isabel zobaczyć małżeństwo brata z zupełnie innej perspektywy, z perspektywy Liz. Is więcej, że sytuacja jest skomplikowana no i trudno było nie zauważyć, że Liz nabrała nowych, czysto Michaelowatych nawyków, przejrzała w końcu na oczy. Zauważyła jak bardzo Liz była nieszczęśliwa.

“Widzisz, macierzyństwo zmienia wszystko, sposób postrzegania życia, świata i ludzi cię otaczających, wszystko to przez jedną małą osóbkę. Stajesz się bardziej skupiony, skoncentrowany, nagle staje się ważne jak wszystko wokół wpływa na twoje dziecko.
“Kiedy Max postanowił, że powinni mieć dziecko, Liz zaczęła się zamykać w sobie. Wychodziła z tej skorupy tylko wtedy, kiedy my byliśmy z nią. Isabel nie mogła tego zignorować. Liz więdła od wewnątrz a Max chciał użyć dziecko jak jakiegoś magicznego kleju, który poskleja rozpadający się związek. Niezbyt dobry powód by mieć dziecko.

“Co przeciążyło szalę dla Isabel?” Michael zapytał, którego bardzo wciągnęła relacja Kyle, był dumny, że jego siostra nie była już zaślepiona miłością do Maxa.

Kyle westchnął ciężko, niepewny czy przemilczeć dalszą część, był pewien, że to naprawdę rozgniewa Michaela, bardziej iż to co usłyszał i czego nie usłyszał od Liz, “Liz przyszła na śniadanie, poprzedniego dnia były urodziny Lexi ... na jej ramionach widać było siniaki. Kiedy w końcu się przełamała opowiedziała nam co się stało. Oczywiście to był Max, chciał wymusić na niej zgodę, trochę zbyt mocno.”

Michael zacisnął zęby kiedy w jego umyśle pojawił się obraz Liz szarpanej przez Maxa, „Wiem” mruknął, „Powiedziała mi.”

Kyle westchnął z ulgą. Słyszał złość w głosie Michaela, ale cieszył się, że to Liz mu o tym powiedziała, “Po tym Liz nie mogła z nim zostać. Isabel i ja wiedzieliśmy, że będziemy tęsknić, ale nie mogliśmy jej nie pomóc? Liz umierała na naszych oczach a Max chciał mieć dziecko? Nawet miłość do brata nie mogła powstrzymać Isabel.”

“Cieszę się, że to zrobiła.” Powiedział Michael z wdzięcznością.

“Ja też.” Powiedział Kyle, “Więc, Liz do nas dzwoni kiedy zatrzymuje się gdzieś na dłużej, a my wysyłamy jej zdjęcia Lexi. Bardzo tęsknimy, ale lepiej by była daleko niż z Maxem. I jestem pewien, że Isabel poczuje się lepiej kiedy dowie się, że Liz jest z tobą.

“A Max?” zapytał Michael.

“Obaj chyba wiemy, że Max się nie podda. On nadal wierzy, że wszystko można naprawić, bo on tak chce. Nie docierają do niego żadne argumenty” powiedział Kyle zrezygnowanym tonem.

Michael wiedział, ze to prawda, ale cos musi go przekonać, “Nawet rozwód?” zapytał.

“Zdaje się, że dowiemy się tego dopiero kiedy Liz złoży wniosek, prawda?” odpowiedział Kyle.

“Zrobi to.” Powiedział stanowczo Michael, chociaż nie był pewien skąd się u niego wzięła ta pewność.

Kyle zaśmiał się, “Jesteś o tym przekonany, Michael. Wiesz coś czego my nie wiemy?”

“Ona go nie kocha, Kyle.” Powiedział Michael, odnajdując odpowiedź. Widział to zeszłej nocy, słyszał w jej głosie kiedy mówiła o nim. Po Maxie pozostał tylko ból.

“Jasne…. Ona kocha ciebie.” Powiedział Kyle bez ogródek.

Michael zakrztusił się słysząc słowa Kyle’a. Co innego marzyć, o miłości Liz, ale usłyszenie to od kogoś innego wprawiło go w zakłopotanie, “Ja … uch … muszę kończyć, Kyle.”

Kyle zaśmiał się. “Jasne. Uciekaj przed miłością, Guerin…Joyce…jakkolwiek się nazywasz.”

Michael warknął, “ To ona przyszła do mnie.” Powiedział bez zastanowienia.

“Um, jasne Michael, możemy o tym podyskutować.” Odparował Kyle, “Liz mogła zerwać z nami wszelki kontakt. Mogła odejść tak jak Maria .... i ty, ale tego nie zrobiła. Poszła w świat by odnaleźć siebie i jakimś cudem znalazła się u ciebie. To nie jest zbieg okoliczności.”

“Ta, Ta.” Michael przewrócił oczami, “Karma, i te sprawy. Wiem.”

“Nie bluźnij, przyjacielu.” Sprzeciwił się Kyle, “Jest jakiś plany, ustalony tam na górze, czy tego chcesz czy nie. Liz jest z tobą z jakiegoś powodu. A twoim zadaniem jest dowiedzieć się co to za powód, i zaakceptować go.”

Michael znowu mruknął, nie chciał przyznać przed samym sobą, że Kyle znowu ma rację, „Słuchaj naprawdę muszę już kończyć, nie chcę żeby Liz się dowiedziała, że zabrałem jej notes z adresami.

Kyle zaśmiał się, “Co? Ciężko się pozbyć pewnych nawyków?”

“Na to wygląda.” Michael zaśmiał się, a potem westchnął, “Chciałem tylko, żebyście wiedzieli, że u nas wszystko jest porządku,”

“Albo wkrótce będzie.” Dodał Kyle.

“Nie przeciągaj struny hobbicie.” Ostrzegł Michael.

“Nie musi się denerwować, Gumisiu.” zażartował, “ Zadzwoń wkrótce? Moja żona na pewno będzie chciała z tobą pogadać, nakrzyczeć na ciebie albo cokolwiek. Wszyscy tęsknimy. Nawet Max.”

“Zadzwonię.” Powiedział Michael, powiedział szybko Michael spoglądając na zdjęcie Alexis, „Daj mi jeszcze Lexi na chwilę.”

“Jasne.” Kyle odłożył słuchawkę i zawołał córkę.

Michael słyszał jak dziewczynka wbiega do pokoju i szybko podnosi słuchawkę, “Czego chcesz wujaszku?”

“Ja … uh … chciałem się tylko pożegnać i powiedzieć żebyś słuchała tatusia. To nie jego wina, że tak wygląda, ale wie co mówi.” Powiedział Michael.


Lexi zachichotała, “Mamusia też mi tak mówi.”

Michael zaśmiał, ‘Twoja mamusia zawsze była mądra, ale nie mów jej, że to powiedziałem. Nie chciałbym, że woda sodowa uderzyła jej do głowy.”

Lexi znowu zachichotała, “Mówisz tak jak tatuś.”

Michael złapał się za boki, jej anielski śmiech był zaraźliwy. „Może ty, mamusia i tatuś odwiedzicie mnie.”

“I ciocię Liz?” dodała Lexi.

Michael był zaskoczony, że Lexi wiedziała, że Liz jest z nim, ale nadal odkrywał jak niezwykłym dzieckiem jest Alexis James, “Um… Tak… Ciocię Liz. Uh… Lex? Nie wspominaj wujkowi Maxowi, że ciocia jest u mnie.”

“Oh wiem.” Powiedziała Lexi stanowczo, “Dotrzymam tajemnicy.”

“Dobrze.” Michael odetchnął, myśląc, że to jeden z wielu sekretów, jakie Lexi musiała ukrywać w swoim krótkim życiu. Żałował, że na takim małym dziecku ciąży taka odpowiedzialność.

“Wujku Grumpy? Dasz cioci całusa ode mnie?” zapytała słodko.

Michael był zaskoczony prośbą Lexi i słyszał śmiech Kyle, “Uh… jasne, Lex.” odpowiedział.

Lexi zaraziła się śmiechem ojca, “Tatuś jest dziwny.” skomentowała.

“Zawsze taki był.” Powiedział Michael.

“Dobrze, pa wujaszku.” Powiedziała Lexi, “Koffam cię.”

Michael czuł, że serce podchodzi mu do gardła, ale zdołał odpowiedzieć, “Ja też cię kocham Lexi” jego głos przepełniony był emocjami, “Pa.”

Odłożył słuchawkę, i spojrzał na zdjęcie Lexi, obraz się rozmazał kiedy poczuł pod powiekami łzy.

“Więc jak się ma nasz maluch? Zapytała cicho Liz.

Michael podniósł głowę i zobaczył ją stojącą w drzwiach. Jej włosy związane były w niedbały kucyk, za duża koszulka hokejowa kończyła się tuż nad kolanami.

Szybko wytarł łzy, starając się je ukryć, “Jest niesamowita” powiedział z dumą w głosie.

Oczy rozszerzyły się w szoku kiedy zauważył, że został przyłapany na gorącym uczynku. „Uch ... Liz przepraszam ... chciałem tylko żeby wiedzieli ....” wykrztusił.

Liz uniosła dłoń, uśmiechając się, “Nic się nie stało. I tak miałam do nich zadzwonić a poza tym trudno się oprzeć Lexi” Powiedziałam wskazując na zdjęcie, które wciąż trzymał Michael. Wzruszyła ramionami, „ Poza tym przyzwyczaiłam się już do tego, że wykradasz mi różne rzeczy. Dziennik. Notes z adresami ... nic się przed tobą nie ukryje.”

Michael uśmiechnął się chytrze, zdając sobie sprawę i racji miała Liz, i wstał ze stołka, “Rozmawiałem z Kylem. Isabel była w pracy.”

“Jak poszło?” zapytał Liz i udała się na poszukiwania kubka na kawę.

Michael pozwolił jej szukać, wiedząc, że jeśli będzie chciała tu z nim zostać, będzie musiała poznać to miejsce. “Jak tylko Lexi przestała przeklinać? Całkiem nieźle. To nadal ... Kyle.”

Liz zaśmiała się, wiedząc, że Kylowi czasami trudno się powstrzymać szczególnie przed jego niemożliwą córką. Znalazła kubki, ale westchnęła i spojrzała na wysoką półkę, zapominając, że mieszka z olbrzymem.

Michael uśmiechnął się do niej i sięgnął po kubek, i przygotował kawę taką jaką lubiła; śmietanka, bez cukru. „Położę je gdzieś indziej. Zapomniałem już jak się mieszka z takim mikrusem.

Liz uderzyła go w ramię i wzięła kawę. Michael potarł ramię i wyszedł z pokoju. Chciał przeprowadzić pewien eksperyment; musiał zobaczyć na własne oczy to o czym opowiedział mu Kyle.

“Od kiedy interesujesz się hokejem?” zawołał kiedy znalazł odpowiednią płytę.

Liz spojrzała na swój strój i zdała sobie sprawę, że została nakryta, “Ktoś usiał przejąć pałeczkę po twoim odejściu, w przeciwnym razie hokej zniknąłby z naszego domu.” Powiedziała mu. “Poza tym ma działanie terapeutyczne. Strawa dla ciała, ducha i okazjonalnie jakaś bijatyka.”

Michael zaśmiał się starając wyobrazić sobie Liz oglądającą mecz z takim entuzjazmem jak i on to robił. Włączył wieże i wrócił do kuchni by przyłączyć się do Liz. Był bardziej niż zaskoczony kiedy zobaczył Liz poruszającą się w rytm melodii, i podśpiewującą pod nosem wersety Whiskey In The Jar...

“A niech mnie.” Wymamrotał Michael. Kyle miał rację. Ale zapomniał wspomnieć jak seksownie to wygląda. A może przemilczał ten fakt naumyślnie. I to ma być przyjaciel.

Zaskoczony, usiadł obok Liz spojrzał na nią. Patrzył jak jej usta poruszają się, do czasu gdy zauważyła, ze jest obserwowana. Spojrzała na niego i zarumieniła się.

“Metallica?” zapytał, sącząc kawę.

Liz wyprostowała się na krześle, “Tyle się tego nasłuchałam gdy mieszkaliśmy razem. Wciągnęło mnie. Skoro ty mogłeś słuchać Billego Hollidaya czy Milesa Davisa ja mogłam docenić geniusz metalu. To się nazywa poszerzanie horyzontów.”

“Dobre wytłumaczenie.” Przytaknął Michael, “Na pewno nie będę narzekał, chociaż niektórzy mogą nie zrozumieć skąd ta nagła zmiana gustu.”

Liz potrząsnęła głową i przewróciła oczami, “No wiesz, ile można słuchać Mobyego czy Counting Crows zanim pęknie ci głowa.”

Michael zaśmiał się, “Nie będę się spierał.” Pewnie kiedy Max i Liz pobrali się, on liczył, że Liz dostosuje się do jego gustów.

Wyczul, że rozmowa o Maxie to nie dobry sposób na rozpoczęcie dnia, więc zmienił temat, “Dobrze spałaś?”

Liz przytaknęła, “Nie spałam spokojnie odkąd ty ... od bardzo dawno. No i łóżko było wygodne i wiatrak też pomógł.”

“To dobrze.” Powiedział Michael, starając się zignorować potknięcie Liz. Nie spała spokojnie odkąd odszedł. A samo wspomnienie wiatraka przywołało obraz jej miękkiej skóry i ciemnych włosów rozrzuconych na poduszce, “Uh…” załamał mu się głos, “Ciężko jest się przyzwyczaić do tego gorąca.”

“Nawet nie zauważyłam.” Zapewniła go. I była to prawda.

Nigdzie nie czuła się tak jak tu, i nawet upał panujący w Dolinie Śmierci nie przeszkodziłby jej w zaśnięciu. Nie wspominając już o snach, których wspomnienie wywoływało rumieńce na jej policzkach. Postanowiła nie wspominać Michaelowi, że kiedy obudziła się rano, była rozczarowana, że ta delikatna bryza owiewająca jej plecy, powodowana była przez wiatrak a nie jego oddech.

“Mam nadzieje, że nie psuję twojej porannej rutyny? Zapytała, starając się wyrzucić z umysłu myśli o Michaelu, sypialni, i Michaelu w sypialni. To było zbyt niebezpieczne.

Michael zaprzeczył, “Nie. Znaczy normalnie o tej porze maluję, ale przez ostatnie tygodnie nie namalowałem nic nowego. Chyba utknąłem.”

“Dlaczego?” zapytała Liz, była wyraźnie zaciekawiona co można blokować natchnienie Michaela.

Michael wzruszył ramionami, “Nie wiem. Brak weny, myślę.” Westchnął, “Tak czy siak, Miriam nie będzie zadowolona.”

“Miriam?” zapytała Liz, zaskoczona gdyż poczuła ukłucie zazdrości. Jasne, Michael mówił, że nie związał się z nim przez te lata, ale to nie znaczy, że się z nikim nie spotykał. Działał powoli. Ale dlaczego wcześniej o niej nie wspomniał?

Michael nie pomógł powstrzymać uśmieszku zadowolenia kiedy usłyszał w głosie Liz nutkę zazdrości. Może jednak Kle się nie mylił. Nawet jeśli go nie kochał, nie podobała jej się możliwość, ze on może się z kimś spotykać.

“Miriam, jest właścicielką galerii, w której wystawiam swoje prace.” Wyjaśnił.” To jedna z przyjaciółek Sweet’a.”

“Oh.” Powiedziała Liz, lekko zawstydzona, ale niezdolna ukryć ulgi w głosie, “Ale widziałam przecież twoje prace. Nie masz ich wystarczająco dużo?”

“Mam.” Powiedział Michael, “Ale wystawa jest za miesiąc i obiecałem Miriam coś świeżego.”

“I nic nie wychodzi?” zapytała Liz.

Michael potrząsnął głową, “Nie będzie jakoś wybitnie zła. Weźmie to co mam i sprzeda wszystko ale ona chce .... żebym się rozwijał.”

Liz wzięła łyk kawy, starając się przeanalizować słowa Michaela. Michael uśmiechnął się, Liz zawsze znajdywała rozwiązania. Wiedziała, że nie wszystko da się naprawić, a nie szkodziło spróbować.

“To oczywiste, z tego co widziałam kochasz Nowy Orlean. Malujesz ją tak jak ją widzisz, jak damę. Jesteś, albo byłeś nią zafascynowany.” Stwierdziła.

“Kiedy Sweet nauczył mnie jak na nią patrzeć, potem nie mogłem już przestać.” Zgodził się Michael.

Liz postawiła kubek na stole i usiadła przed nim, :Może musisz tylko znaleźć jakiś inny temat, który cię pociąga i namalować go. Co jeszcze kochasz?”

Michael z trudem przełknął kawę, „To jest podchwytliwe pytanie” pomyślał. Obiekt zainteresowań siedział przed nim. Ale nie mógł jej tego powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Sytuacja nadal była niepewna, i chociaż było mu ciężko musiał mieć pewności jeśli miał zaryzykować własnym sercem.

Ale mógł przynajmniej sprawdzić na czym stoi. Przysunął się do Liz, która nadal sączyła kawę. „Dam ci znać kiedy coś znajdę.” Wyszeptał.

Tym razem to Liz z trudem przełknęła a Michael znów chciał zobaczyć jak zamykają się jej oczy kiedy czuje jego oddech na swojej szyi. Odwróciła głowę by spojrzeć mu w oczy, chciała przerwać tę chwilę pokusy, ale napotkała jeszcze większą. Jak miała dotrzymać obietnicy i odkryć kim jest, kim był i kim stał się Michael, kiedy widziała tylko jego ciemne karmelowe oczy, i usta które aż się prosiły by złożyć na nich pocałunek. Boże, te usta, które wiele lat temu obudziły w niej chęć do życia na wolności, teraz były tak blisko jej własnych.

Czy nie czekała na tę chwilę odkąd Michael odszedł?

Musiała na niego spojrzeć. Cholera musiała patrzeć na niego tymi swoimi brązowi oczami, w których głębi można utonąć. Pokusa pojawiała się pod wieloma postaciami, ale żadna z nich nie kusiła tak jak jej usta, czekające, zapraszające, będące tak blisko jego ust.

Czy nie czekał na tę chwilę odkąd odszedł?

~*~

* Paul Bunyan - legendarny olbrzym drwal
Image
Image

User avatar
Primek1
Starszy nowicjusz
Posts: 155
Joined: Mon Jul 11, 2005 10:20 pm
Location: Z KrAiNy CiEnIa :D :P
Contact:

Post by Primek1 » Sun Jul 31, 2005 3:57 pm

Cudowne... Czekam na dalszą częśc tłumaczenia... To est takie głębokie i wzruszające i wogóle takie. hm. romantyczne.... W każdym razie dzięki. :) Czekam na następną część

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 22 guests