T: Innocent [by mockingbird39] cz.19 - 6.11

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Sun Sep 19, 2004 6:41 pm

Elu, Liz przez cały czas wiedziała, że Max jest w więzieniu.
Milla wrote:Nie mogłam wybić sobie z głowy słów Michaela... Max nie miał więcej możliwości. Nie pozostało już nic by wnieść apelację. Jeżeli nie stanie się coś drastycznego, Max spędzi resztę życia za kratkami.

W tej chwili uświadomiłam sobie, że zawsze czekałam. Czekałam, by pewnego dnia skręcić na rogu i zobaczyć tam Maxa. Czekając na to, by podnieść słuchawkę i usłyszeć jego głos...
Chodziło jej o to, że przez wszystki te lata miała nadzieję, że Max wyjdzie z więzienia i wróci do niej. A teraz Michael powiedział jej, że Max wyczerpał limit swoich apelacji, co oznacza, że nie może już ich składać i stracił tym samym szansę na to, by kiedykolwiek wyjść z więzienia. I Liz uświadomiła sobie, że to o czym marzyła, nigdy się nie stanie.

Wiem, że do tej pory zamieszczałam części co tydzień, czyli niezbyt często, ale naprawdę jestem teraz bardzo zajęta. Wszystko powinno się uspokoić gdzieś tak po drugim tygodniu października i wtedy aktualki będą częściej. A do tego czasu, mogę tylko obiecać, że postaram się jak mogę, ale te tzw 'ostatnie poprawki' naprawdę zajmują dużo czasu.
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:12 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Sep 19, 2004 7:13 pm

Wiem Kotek, dzięki za wyjaśnienia. Będziemy cierpliwie czekać. Powodzenia. :D
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Mon Sep 20, 2004 6:09 pm

Nowy rok akademicki daje już w kość Milla?
Jak ja kofam tą atmosferę :roll: godzinne ogonkowanie pod sekretariatem po to żeby pocałować klamkę względnie dostąpić zaszczytu spotkania baaaaardzo uprzejmej pani sekretarki która najchętniej rzuciłaby w ciebie cegłą.

Bardzo podoba mi się sposób w jaki sportretowany został w tym opowiadaniu Jesse...nie sposób faceta nie polubić, zwłaszcza w późniejszych rozdziałach, zawsze jawi mi się jako oaza spokoju, a nawet coś na kształt opoki. Jeden z najbardziej znielubianych charakterów, a przecież niewiele wystarczy, by zdobył sobie sympatię...no może osobowość to jednak coś więcej niż "niewiele" :roll: udało się to Mockinbird, udało się też Tasyfie w "Reawakening". I wręcz zaskakuje mnie jego stosunek do Maxa w tej historii, bo po tych bolesnych zbliżeniach rodzinnych z "To have and to hold" i "Interaptus"...mozna by się raczej spodziewać czegoś zgoła innego 8) nie miał okazji poznać biedak słodkiego Maxia fałszujacego serenady pod balkonem i spuszczającego nieśmiało oczęta co pięć minut...poznał biedak za to Gniewnego Maxa, Maxa Buntownika, Maxa w wersji grunge, a zwłaszca blisko poznał pięść Maxa.
W każdym z wyżej wmienionych wypadków- współczuję :roll:

Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Mon Sep 20, 2004 7:37 pm

Zawsze jak widzę że Lizziett się wpisuje, pędzę na złamanie karku, ciekawa nie tylko komentarzy ale także prześlicznych artów które z takim wyczuciem, niestrudzenie nam wklejasz Aniu. :D Dobrze Cię widzieć, Słonko, teraz ja się matrwiłam nie widząc Cie jakiś czas u nas, ale Milla wytropiła Cię na RoswellFanacis 8) . Co słychać w świecie naszych wielkich pisarek ? :lol:
Image

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Tue Sep 21, 2004 8:55 am

Po przeczytaniu mogę tylko powiedzieć - piękne! :P
Jeżeli ta część jest dopiero preludium do części 12 - to ja nie wiem jak wytrzymam, wiedząc w dodatku, iż kolejne równie wyśmienite części będą się pojawiać z mniejszą częstotliwością! :( :wink:
Wytrzymam! :twisted: Tak, decyzja zapadła! :wink:

Powodzenia Milla i dzięki! :mrgreen:
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Fri Sep 24, 2004 4:26 pm

A ja mam takie małe pytanko (może odp. już padła, ale internet mi ledwo chodzi i nie chce sprawdzac na poprzednich stronach): Ile części ma całe to opow.? Bo spodziewam się ich bardzo dużo!!
Image

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Fri Sep 24, 2004 5:20 pm

maddie wrote:Ile części ma całe to opow.? Bo spodziewam się ich bardzo dużo!!
Słusznie się spodziewasz. Całość ma 75 części, a więc czeka nas długa i bolesna droga do zakończenia. :lol: Ale warto. :wink: :lol:
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:13 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Fri Sep 24, 2004 7:38 pm

Milla, ja też mam małe pytanko 8). Może nie jest ono zbyt stosowne, zważając na fakt, że polscy forumowiczowie dopiero zaczęli przygodę z "Innocent", które jest dość długie. Czy myślałaś również o przetłumaczeniu sequela tego opowiadania?
Last edited by Lizzy88 on Sun Oct 24, 2004 3:12 pm, edited 1 time in total.
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Sat Sep 25, 2004 4:27 pm

Lizzy88, cóż jak sama zauważyłaś jesteśmy dopiero na samym początku Innocent i minie sporo czasu zanim dojdziemy do końca, ale mam w planach (dość odległych) przetłumaczenie również kontynuacji tego opowiadania. Ale na razie skupmy się na Innocent. :wink: :lol:
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:13 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Wed Sep 29, 2004 12:09 am

AN: Witam wszystkich, przepraszam za ten mały poślizg, miało być co tydzień. :roll: Ale mam dobry powód. Przygotowując ten rozdział do zamieszczenia przypomniałam sobie o niewyjaśnionej kwestii opery Eugeniusz Oniegin i doznałam olśnienia co do tego, skąd się wzięło to małe zamieszanie. Tylko, że potwierdzenie moich podejrzeń zajęło trochę czasu, a chciałam to wyjaśnić z tą częścią. Nie mogłam złapać Mel, więc pozostały mi rosyjskie strony internetowe. Uwierzcie mi na słowo, dla kogoś kto nie zna rosyjskiego (czytaj ja 8) ), odczytanie tego jest porównywalne z chińskim. Ale od czego ma się rodziców, którzy chodzili do szkoły w czasie, kiedy rosyjski był obowiązkowy. :wink: A więc, odpowiedź jest taka, że rację ma zarówno Ela, jak i autorka. Eugeniusz Oniegin to poemat Puszkina, Czajkowski zrobił z tego operę, która wystawiana jest między innymi w Teatrze Musorgskiego. 8) Proste. :wink:



CZĘŚĆ 7

St. Petersburg, 2012

~ Liz ~


Następnego dnia po wizycie Michaela, Thierry i ja poszliśmy do opery z Marcusem Brady, moim kolegą z naszego biura z Toronto. Marcus to niski i pulchny mężczyzna z imponującą brodą i namiętną miłością do opery. Ostatnim razem kiedy był w Petersburgu wspomniałam, że wolę rosyjską operę od włoskiej, a on niemal dostał zawału na kanapie w moim biurze. Jednak obiecał, że da szansę rosyjskiej operze, więc kiedy przysłał mi emaila z informacją, że przyjeżdża do Petersburga, kupiłam bilety na moją ulubioną rosyjską operę Eugeniusz Oniegin. Właściwie jest to adaptacja epickiego poematu Aleksandra Puszkina, który doprowadzał do łez wiele pokoleń Rosjan. Moim zadaniem nie jest on tak dobrze znany na świecie jak powinien. To piękna, boleśnie smutna historia o Tatianie, prostej wiejskiej dziewczynie, która zakochuje się w arystokracie, szorstkim playboyu, Eugeniuszu. Kiedy wyznaje mu miłość w chwytającym za serce liście, nad którym od wieków ronią łzy uczennice, ucząc się go na pamięć, Eugeniusz robi to co według niego właściwe i mówi jej, że lepiej jej będzie bez niego. Tej samej nocy Eugeniusz sprzeniewierza się swojemu jedynemu przyjacielowi i kończy się na tym, że zabija go w pojedynku, który podejrzliwi uznają za zapowiedz śmierci samego Puszkina. Nieszczęśliwy Eugeniusz staje się praktycznie odludkiem, cały czas zastanawiając się czy miłość Tatiany mogłaby uczynić go lepszym człowiekiem. Kilka lat później, na balu w Moskwie, Eugeniusz dostrzega znajomą twarz – Tatianę. Jest zszokowany, gdy dowiaduje się, że jest ona teraz żoną dużo starszego mężczyzny. Zaczyna za nią chodzić, chcą się do niej zbliżyć i powiedzieć jej jaki błąd popełnił. Ale Tatiana nie chce słuchać. Historia kończy się kiedy Eugeniusz odwiedza Tatianę w jej domu i wyznaje jej miłość. Tatiana jest niewzruszona. Mówi mu, że mógł ją mieć przed laty, ale dokonał wyboru. Nie zostawi męża. W wersji operowej, Tatiana przypieczętowuje swoją odmowę, kiedy wychodząc z pokoju, przechodzi ponad leżącym na podłodze zrozpaczonym Eugeniuszem. Muzyka narasta do crescendo, co powoduje, że serce niemal zamiera w piersi i kurtyna opada. Kiedy widziałam to po raz pierwszy, minęło kilka minut zanim ochłonęłam wystarczająco by zacząć bić brawo.

Zarezerwowałam swoje ulubione miejsca w Teatrze Musorgskiego – lożę po lewej stronie sceny, w odległości mniej więcej jednej trzeciej długości sali od sceny. Odkryłam, że lepiej nie siadać zbyt blisko, jako że Eugeniusz bywa nieco zbyt brzuchaty, a Tatiana trochę... stara. Kiedy dotarłam do teatru z Marcusem, Thierry już na nas czekał. Przywitał mnie pocałunkiem i bukietem kwiatów kupionym od jednego z bardzo wielu sprzedawców na ulicy, po czym zabrał mój płaszcz do szatni, podczas gdy Marcus i ja kupiliśmy programy. Szybko znaleźliśmy nasze miejsca i usiedliśmy by zrelaksować się przed rozpoczęciem przedstawienia.

Tylko że ja nie byłam w stanie się zrelaksować. Od poprzedniego wieczora, kiedy to zaczęłam przeglądać sprawozdanie z procesu, moje myśli podążały w milion różnych kierunków. Cały dzień w pracy byłam zirytowana i rozkojarzona, nieustannie myśląc o tym, co przeczytałam. Nie mogłam pozbyć się przeczucia, że coś przeoczyłam... coś oczywistego, co powinnam była wyłapać wcześniej, a nie mogłam tego znaleźć. Chciałabym mieć inne sprawy, które mogłabym przyrównać, zobaczyć czy natknę się na coś podobnego, ale nasze akta w Diorze składały się bardziej z negocjacji kontraktowych, niż ze spraw o zabójstwo. Wróciłam wspomnieniami do okresu studiów prawniczych, do zajęć z prawa kryminalnego na które uczęszczałam, ale nic nie znalazłam. Wszystko co powinno tam być, było. Raporty policyjne, raport koronera, zeznania świadków... nic nie wydawało się wymuszone czy przekręcone. Jedyną nową rzeczą, którą sobie uświadomiłam to, że prokurator nie miał za wiele do roboty; na pierwszy rzut oka sprawa wydawała się oczywista.

Coś tam musi być, powiedziałam sobie, wiercąc się w fotelu. Thierry posłał mi zaskoczone spojrzenie. Zazwyczaj tak się wczuwam w operę, że ledwo dostrzegam cokolwiek wokół mnie. Wsunął ramię wokół mojego fotela i zmusiłam się do oparcia głowy na jego ramieniu na parę chwil. Ale cały czas próbowałam wymyślić, co przeoczyłam.

Kiedy Eugeniusz wpadł do domu Tatiany w ostatnim akcie, uświadomiłam sobie że przeoczyłam większość opery. Zła na siebie podniosłam swoją lornetkę operową i skupiłam uwagę na scenie. Chwilę później odłożyłam ją i sięgnęłam do torebki po chusteczkę, by wyczyścić zanieczyszczenia na przedniej soczewce. Ktoś musiał dotknąć szkła zostawiając odcisk palca...

Odcisk palca.

Odciski palców Maxa zostały znalezione wokół ciała Langleya. Przyrównanie było w aktach sprawy. Ale czy ktokolwiek zdjął odciski palców Langleya?

Do zidentyfikowania ciała zazwyczaj wystarcza policji rozpoznanie przez członka rodziny lub kogoś bliskiego. Ale firmy ubezpieczeniowe rzadko są tym usatysfakcjonowane, szczególnie jeśli w grę wchodzą duże kwoty pieniędzy. Z opisu Maxa wynikałoby, że Langley powinien zostawić znaczny spadek – i prawdopodobnie wysoką polisę ubezpieczeniową. Nie miałam wątpliwości, że firma ubezpieczeniowa zażądałaby odcisków palców lub innego dowodu identyfikacji przed wypłaceniem takiej sumy. Ale nie mogłam sobie przypomnieć żadnej wzmianki o odciskach palców w raporcie z autopsji. Jak spadkobiercy Langleya uzyskali dowód śmierci? Co ważniejsze, kim byli spadkobiercy Langleya?

Cholera – dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Langley nie był typem faceta, który sfingowałby własną śmierć po czym uciekłby, żeby żyć jak żebrak. Nie, on wymyśliłby sposób by odzyskać swoje pieniądze zanim jeszcze nawet wrobił Maxa w zabicie go. Więc gdybyśmy znaleźli osobę, która przejęła spadek po Langleyu, mielibyśmy powiązanie do Langleya... może nawet mielibyśmy samego Langleya. Wiedząc to, co wiedziałam o jego braku zaufania, skłaniałam się do teorii, że zmiennokształtny nie wypuścił z rąk swoich milionów. Może nawet stworzył fałszywą tożsamość i sam je przejął.

Ślad pieniędzy to piękną sprawa. A ze zwiększającą się ochroną zachowywaną przy dużych spadkach, są one trudne do ukrycia. Musiałam zadzwonić do Michaela – on mógł sprawdzić kto przejął spadek. Może być nawet w stanie porozmawiać z firmą ubezpieczeniową i dowiedzieć się jak potwierdzili tożsamość Langleya. Przypomniałam sobie jak Michael opowiadał nam o tym, kiedy Nacedo pokazał mu jak zmienić swoje odciski palców, by były identyczne z odciskami agenta FBI, kiedy przed laty uratowali Maxa z placówki rządowej. Ale wiedziałam, że to była tylko okresowa zmiana. Czy wytrzymałoby to na tyle długo, by ciało uznane za Langleya zostało znalezione, sfotografowane, zidentyfikowane i poddane autopsji? Tylko Michael mógł to wiedzieć.

Usłyszałam jak orkiestra wygrywa ostatnie, chwytające za serce, nuty arii Tatiany i spojrzałam w górę akurat by zobaczyć opadającą kurtynę. Po raz pierwszy Puszkinowi nie udało się mnie poruszyć. Mogłam myśleć tylko o tym, że muszę wrócić do domu i przeczytać resztę papierów, które dał mi Michael.

Kiedy razem, z resztą publiczności wstałam z fotela do owacji na stojąco, zamknęłam oczy i odmówiłam cichą modlitwę. Błagam nich to dokądś doprowadzi. Błagam.


Los Angeles, 2012

~ Michael ~


„Więc słyszałem, że Maria dała koncert w Canyon City. Byłeś?”

Spojrzałem pusto na Maxa, który siedział na łóżku w swojej celi. Byłem tak pochłonięty własnymi myślami, że ledwo usłyszałem co mówił. To nie było normalne. Zazwyczaj kiedy zatrzymuję się, żeby zobaczyć Maxa, połowę czasu spędzam próbując wciągnąć go w rozmowę – albo przynajmniej w słuchanie tego co ja mówię.

„Co?” spytałem. „Uh, nie. Nie byłem na koncercie.” W zasadzie to była prawda. Widziałem się z Marią tuż przed koncertem, ale nie zostałem by wykorzystać bilety, które mi dała. Przez wszystkie te lata, kiedy Maria była wielką gwiazdą, ani razu nie poszedłem zobaczyć jej występu. Opuściła mnie dla swojej kariery muzycznej... taak, to wciąż bolało.

„Niektórzy tu są nią nieźle zauroczeni,” powiedział Max, kręcąc głową. „To dziwne – wiesz, myśleć o niej w ten sposób.”

„Bez jaj.” Bawiłem się pałką przyczepioną do mojego pasa od munduru. Słyszałem gwizdy i wymruczane fantazje na jej temat, kiedy robiłem codzienny obchód i nigdy nie było mi trudniej kontrolować swojego temperamentu.

„Więc gdzie byłeś?” spytał Max.

„Huh?” Czy wiedział? Nie mógł wiedzieć. Skąd mógłby wiedzieć?

„Na wakacjach,” ciągnął Max. „Nie było cię cały ubiegły tydzień. Gdzie pojechałeś?”

„A tak.” To był mój pierwszy dzień w pracy po powrocie z St. Petersburga i pierwszy raz, kiedy miałem okazję przyjść zobaczyć się z Maxem. Pracuję jako strażnik w więzieniu, gdzie jest przetrzymywany, więc zazwyczaj widuję go codziennie. Wiedziałem, że zauważy, że nie było mnie w zeszłym tygodniu, ale byłem tak pochłonięty tym czego dowiedziałem się w St. Petersburgu, że nie wymyśliłem żadnej wiarygodnej historyjki. Postawiłem zdjęcie Sophie w swoim salonie przy telewizorze i za każdym razem kiedy na nie patrzyłem, na nowo biłem się z myślami. Czy powinienem powiedzieć Maxowi? Liz nie powiedziała mi, żebym tego nie robił – nawet nie poprosiła żebym tego nie robił, kiedy przyszło co do czego. Ale przez wszystkie te lata zadała sobie mnóstwo trudu, by utrzymać swój sekret. Czy miałem prawo go zdradzić? Ale czy miałem prawo trzymać w sekrecie przed Maxem istnienie jego córki?

„No więc?” ponownie zapytał Max. „Myślałem, że może pojechałeś zobaczyć Marię.”

„Ja tylko... um, miałem coś do załatwienia,” powiedziałem w końcu. „Nic ekscytującego.” Dobra, to było kłamstwo. Ale konieczne, więc się nie liczy.

„Och.” Krótki moment zainteresowania Maxa minął i oparł się z powrotem o ścianę i podniósł książkę. Znów czytał Hrabiego Monte Cristo i zastanawiałem się czy jest w tym jakieś ukryte znaczenie. Wracał do tej książki po odrzuceniu każdej apelacji. Sam nigdy tego nie czytałem, ale uważałem to za dziwny wybór. No, chyba że Max miał jakąś skrytą fantazję dotyczącą ucieczki, w co wątpiłem. Facet, który mógł stopić kamień dłonią nie potrzebował planu do uciec. Max mógł wyjść z więzienia kiedy tylko chciał, ale został. I teraz wyglądało na to, że zostanie na zawsze.

„Hej Max, czy chcesz żebym ci coś przyniósł?” zapytałem, próbując ponownie go wyciągnąć. „Jakieś nowe książki, czy coś?” Zdjęcie twojej córki?

Spojrzał na mnie na moment i pokręcił głową. „Nie, dzięki. Mam wszystko.”

Przytaknąłem. „Dobrze. Um... Isabel powiedziała, że nie pisałeś do niej ostatnio. Zaczyna być trochę zaniepokojona.” Właściwie to tak zaniepokojona, że w ostatnim tygodniu cztery razy dzwoniła do mnie z Chicago. Zadzwoniłem do niej jak tylko wróciłem z Rosji, ale nie byłem w stanie uspokoić jej obawy o brata. Sam też się o niego martwiłem.

„Tak. Byłem zajęty,” powiedział Max, wracając już do swojej książki. „Zrobię to w tym tygodniu. Do zobaczenia później.”

To znaczyło, że powinienem wyjść. Max miał najwyraźniej dość rozmów na jeden dzień, więc wyszedłem, idąc wzdłuż pozostałych cel na jego bloku. Znowu to robił, wycofywał się w siebie. Bałem się tego, tej depresji, która ogarniała go za każdym razem, kiedy jego apelacja zostawała odrzucona. Wcześniej mogłem mieć nadzieję, że następna apelacja zostanie rozpatrzona pozytywnie i zakończy ten cały cykl, ale teraz nie miałem nawet tego. Pomyślałem o Liz w St. Petersburgu i miałem nadzieję, że odważyła się przejrzeć opis procesu. Wiedziałem, że to będzie dla niej trudne, ale im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej byłem pewny, że to mógł być też ratunek dla Liz. Przez lata żyła z poczuciem winy z powodu swojego sekretu, z cierpieniem spowodowanym stratą swojej bratniej duszy, z samotnością, którą widziałem w jej oczach tamtej nocy w Petersburgu. Byłem przekonany, że teraz tylko Max mógł ją uleczyć, tak jak zawsze wiedziałem, że on potrzebował jej by być całym.

Musiałem tylko mieć nadzieję, że oni będą to widzieć to równie jasno jak ja.


Atlanta, 2002

~ Max ~


Nie minął nawet tydzień odkąd uciekłem, kiedy uświadomiłem sobie, że bycie bez Liz było piekłem. Nie było tak wcześniej, kiedy mogłem ją widzieć codziennie nawet jeśli ze sobą nie rozmawialiśmy, ani kiedy uciekła na Florydę po usłyszeniu o moim domniemanym „przeznaczeniu”. To nie było nawet jak te miesiące, kiedy byliśmy oddzielnie, podczas gdy kończyła szkołę w Vermont, ponieważ wtedy wiedziałem, że będziemy razem kiedy ona wróci. Teraz zmagałem się z niekończącymi dniami bez niej, nie wiedząc kiedy to się skończy. Ani czy w ogóle się skończy.

Kiedy lato ustąpiło jesieni, spędzałem noce wyobrażając sobie Liz w Massachusetts, gdzie zaczynała swój pierwszy rok na Harvardzie. Byłem z niej taki dumny – tak ciężko pracowała, żeby dostać się tam gdzie była. Zasługiwała na to, by spędzić wspaniały czas na studiach. Ale w niektóre noce, kiedy leżałem nie śpiąc w różnych motelowych pokojach, myślałem o niej i niemal czułem tęsknotę jej serca, dorównującą mojej.

W październiku znalazłem się w Atlancie, goniąc za nikłym śladem Langleya. Nic nie znalazłem i później nie miałem nic więcej na czym mógłbym się oprzeć. W Georgii ciągle było ciepło, ale noce były coraz chłodniejsze i liście zaczynały opadać z drzew. Zastanawiałem się jak jest w Cambridge – co Liz widzi, kiedy wygląda przez okno swojego akademika, albo kiedy chodzi codziennie na zajęcia. Tęskniłem za nią tak bardzo, że niemal odczuwałem fizyczny ból w piersi za każdym razem, kiedy o niej myślałem. Przypominałem sobie jak budziłem się obok niej i żałowałem, że się nie kochaliśmy, bo mielibyśmy chociaż te wspomnienia.

To mniej więcej wtedy zdecydowałem, że nie mogę ciągnąć przez tygodnie czy nawet miesiące bez kontaktu z nią. Więc pewnego dnia pod koniec października, znalazłem kawiarenkę internetową i wykupiłem godzinę usługi. Najpierw zalogowałem się na stronie internetowej Harvardu i znalazłem listę adresów internetowych studentów. Nie mogłem uwierzyć jakie to było proste – piętnaście minut i miałem adres Liz. Wtedy wróciłem i utworzyłem adres internetowy, który wiedziałem, że Liz rozpozna – AlienBlast1311@freemail.com. Spędziłem niemal pół godziny układając list do niej... tak dużo chciałem jej powiedzieć, tak dużo musiałem jej powiedzieć. Ale nie chciałem powiedzieć nic co zdradziłoby gdzie jestem, na wypadek gdyby policja ją obserwowała. I nie chciałem martwić jej bardziej, niż już się martwiła.

Kochana Liz, napisałem. Minęły niemal trzy miesiące odkąd zostawiłem cię w Los Angeles i jeszcze nigdy czas nie płynął tak wolno. Wiem, że mówiłem iż nie będę mógł pisać, ale zrozumiałem, że nie mogę tak całkiem się od ciebie odciąć. Dłużej tak nie mogę. W każdej sekundzie moje serce przepełnia tęsknota za tobą i zrobiłbym wszystko, by znów być z tobą. Każdego dnia muszę powstrzymywać się, by nie jechać do ciebie do Bostonu, tylko po to by usłyszeć twój glos i dotknąć twojej twarzy. Ale wtedy przypominam sobie, że nasza obecna rozłąka jest jedynym sposobem zapewnienia, że będziemy razem przez resztę życia i udaje mi się powstrzymać, nawet jeśli tylko do następnego dnia. Marzę o najprostszych rzeczach – poczuciu jak twoja dłoń muska moją w ciemności, zapachu twojego szamponu. Liz, tak bardzo pragnę z tobą być. Proszę, nigdy w to nie wątp.

Nie zrobiłem dużych postępów jeśli chodzi o Langleya. Jestem pewny, że on wciąż żyje – znalazłem dość, by się o tym upewnić. Ale on dobrze się ukrywa i zdaje się, że muszę poczekać aż popełni błąd. Modlę się, by to szybko nastąpiło. Proszę nie martw się o mnie. Jestem bezpieczny i wiem, że to właściwa decyzja. Pewnego dnia, wkrótce, otworzysz drzwi i znajdziesz mnie tam i wtedy już nigdy więcej się nie rozstaniemy.

Wiem, że dobrze ci idzie na studiach. Jestem z ciebie taki dumny. Mam tylko nadzieję, że pozwalasz sobie też na zabawę. Jestem pewny, że Boston to piękne miasto i chcę, żebyś się nim cieszyła. Zrób listę wszystkich tych wspaniałych rzeczy, które tam znajdziesz i kiedy to się skończy i przyjadę do ciebie, będziemy mogli je razem zobaczyć. Bądź szczęśliwa Liz i bądź bezpieczna.

Kocham cię.

Na zawsze twój,
Max

P.S. – Możesz odpowiedzieć na ten adres jeden raz. Później będę w kontakcie.


Kiedy nacisnąłem przycisk „Wyślij”, poczułem olbrzymią ulgę. Sama świadomość, że ona przeczyta słowa, które napisałem, sprawiło że poczułem się połączony z nią, w sposób którego nie mogłem wyjaśnić, ale rozpaczliwie tego potrzebowałem. Po raz pierwszy od tygodni znów byłem w stanie oddychać. To co jej powiedziałem, było prawdą – każdego dnia musiałem ze sobą walczyć, by do niej nie pojechać. Ale dopóki Langley nie zostanie złapany, bycie blisko niej było niebezpieczne. Opuściłem Atlantę pod koniec tamtego tygodnia, bardziej niż kiedykolwiek zdeterminowany, by go znaleźć i skończyć to raz na zawsze.
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:14 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Wed Sep 29, 2004 9:55 pm

Milla, po co bawiłaś się w odczytywanie rosyjskich "bukw"(liter), wystarczyło zajrzeć do encyklopedii pod hasła Aleksander Puszkin, Piotr Czajkowski i Modiest Musorgski... :lol: Ale dzięki Tobie i Mockingbird39 przypomnieliśmy sobie o najwspanialszym rosyjskim twórcy epoki romantyzmu jakim był Puszkin. Uwielbiam go.
A więc Liz znalazła mały ślad, który jak sądzę będzie niteczką prowadzącą ją do kłębka jakim było tajemnicze zniknięcie Langleya.

Jak mi się podoba nakreślona przez autorke postać Michaela, ciepły, pełen troski, czuwający nad Maxem przez tyle lat. Rozczulił mnie tą pracą strażnika więziennego. No i Max czytający Hrabiego Monte Christo, szukający w ksiązce pociechy, nadziei czy rozrywki :cheesy:
Dzięki za kolejną część... :D
Image

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Wed Sep 29, 2004 10:04 pm

Elu sprawdziłam w encyklopedii, ale tam dowiedziałam się tylko, że to Czajkowski przerobił poemat Puszkina na operę, nie było nic co wskazywałoby na to, gdzie w tym obrazku pasuje nam Musorgski. Może mam za starą encyklopedię :roll: A ja po prostu nie umiem zostawić czegoś, co mi nie daje spokoju, zawsze muszę wszystko wyjaśnić. Wiem, że jestem zbyt drobiazgowa, przecież to nie miało znaczenia dla akcji, ale taka już jestem. :?
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:14 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Thu Sep 30, 2004 12:45 pm

Przepraszam, że teraz będę porównywać, ale Innocent bardzo mi przypomina swym klimatem, niedoścignione i niezastąpione, tłumaczone przez Nan - Antarian Sky. Nie wiem dlaczego, ale jak to czytam takie mam właśnie wrażenie! Aura tajemniczości, akcja najczęściej dziejąca się wieczorami, Michael - opiekuńczy, i cala reszta... I St. Petersburg - sztuka, architektura, miasto mające własną historię, tożsamość. Wspaniałe miejsce dla umiejscowienia Liz. 8)

Uff... wspaniałe na zimowe, długie wieczory! Kocyk, gorąca herbatka, jakaś przekąska.... :cheesy: Ale to potem. :wink:

Teraz to dzięki Milla za trud, który wkładasz w tłumaczenie, bo dzięki Tobie na tym forum jest kolejna perełka! :P
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Oct 08, 2004 9:15 am

Milla, czy Ty czasem o nas nie zapomniałaś ? Bądź człowiekiem i wrzuć kolejną część, pliiisss ! :mrgreen:
Image

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Sun Oct 10, 2004 2:23 pm

AN: Elu skarbie, oczywiście, że nie zapomniałam, ale zwyczajnie nie miałam na nic czasu. Zaczął się rok akademicki, a ja jeszcze pracuję i do tego zastępuję koleżankę, która jest na urlopie. Prawdziwy kocioł. :roll: Ale jest też dobra wiadomość. W środę owa koleżanka wraca do pracy i od tego momentu będę miała więcej czasu. Może nawet uda mi się zamieszczać nowe części dwa razy w tygodniu. :D



CZĘŚĆ 8

Los Angeles, 2012

~Michael~


Telefon od Liz był całkowitym zaskoczeniem. Miałem nadzieję, że wkrótce przejrzy dokumenty z procesu, ale nie przypuszczałem, że zabierze się za nie tak szybko. Byłem sam w swoim mieszkaniu i oglądałem mecz hokejowy, kiedy zadzwoniła. Kusiło mnie, żeby to zignorować, ale telefon dzwonił bez ustanku, aż w końcu go odebrałem.

„Słucham?”

W słuchawce słychać było trzaski, ale wyraźnie usłyszałem głos Liz.

„Michael, to ja – Liz,” powiedziała. „Możesz rozmawiać?”

Przez chwilę stałem tam jak zamurowany, po czym odzyskałem głos. „Taak. Tak, mogę rozmawiać.” Sięgnąłem po pilota i wyłączyłem głos w telewizorze. „Um... jak się masz? Jak tam Sophie?”

„Wszystko u nas w porządku,” odparła Liz. „Sophie jest w łóżku... tutaj jest już późno.” Ucichła na moment. „Jak ci minął lot?”

„W porządku,” odpowiedziałem, a potem nie wiedziałem co jeszcze powiedzieć.

„Michael, nie chcę żebyś się ekscytował,” powiedziała po chwili, „ale jest coś, co moim zdaniem powinieneś sprawdzić.”

Niemal upuściłem słuchawkę. „Mówisz poważnie? Już?”

„To nic pewnego,” pospieszyła z wyjaśnieniem. „Tylko coś, o czym chciałabym mieć trochę więcej informacji.”

Chwyciłem długopis i jakąś kartkę. „O co chodzi? Poczekaj, pozwól mi to zapisać.”

„Czy wiadomo kto odziedziczył majątek Langleya? Albo kto był wykonawcą testamentu? Albo w jakiej firmie był ubezpieczony?”

Zapisywałem wszystko pospiesznie. „Nie wiem... chyba nigdy o tym nie pomyślałem,” powiedziałem, przytrzymując słuchawkę pomiędzy ramieniem a policzkiem. „Dlaczego?”

Zawahała się. „Pomyślałam tylko... jeśli Langley żyje, to nie zrezygnował ze wszystkich tych pieniędzy.”

Od razu wiedziałem o co jej chodziło. „Myślisz, że zapłacił komuś, żeby ten ktoś przejął majątek... albo nawet sam go przejął?”

„Nie wiem,” powiedziała ostrożnie. „Jestem tylko ciekawa.”

Wiedziałem, że to było więcej niż ciekawość, ale jej nie naciskałem. „Więc, jak mam zdobyć te informacje?”

„Cóż, najlepiej byłoby zdobyć kopię testamentu,” powiedziała mi. „To by nam dało nazwisko prawnika i spadkobiercy. I sprawdź, czy możesz dowiedzieć się o nazwę firmy ubezpieczeniowej. Chcę wiedzieć jak potwierdzili, że to ciało to Langley.”

„To nie był on,” powiedziałem bez zastanowienia.

„Ja o tym wiem, Michael. Ale ktoś inny, nie.” Miała zmęczony głos. „Jeśli dasz radę zdobyć kopię testamentu prześlij mi to faksem. Masz numer?”

„Nie, ale mam długopis,” powiedziałem. „Podasz mi?”

Podyktowała numer, który szybko zapisałem, dbając przy tym o to, by być go w stanie później odczytać. „Naprawdę nie wiem, czy to coś przydatnego,” ostrzegła. „Chcę tylko sprawdzić.”

„Nie, nie – myślę, że na coś wpadłaś. Założę się, że Max nigdy nie sprawdził testamentu.”

Nie wydawała się zaskoczona. „Pewnie nie. Testament mógł jeszcze nawet nie zostać odczytany kiedy on... wcześniej. Przeprowadzenie tak dużej sprawy spadkowej może zająć lata.”

„Langley nie chciałby czekać kilku lat,” powiedziałem jej.

„Nie, pewnie nie. Jestem pewna, że ustawił to tak, by mieć sporo gotowej gotówki. I nie kwestionowanej.” Usłyszałem jak szpera w papierach. „Jak już przy tym będziesz to czy możesz też sprawdzić, czy ktoś ma w aktach odciski palców Langleya? I sprawdź tego lekarza, który go zidentyfikował. Nie pamiętam, czy znalazłeś go wcześniej czy nie.”

„Znalazłem go - wydał mi się całkiem normalny.” Zastanowiłem się przez chwilę. „Ale nie rozmawiałem z nim.”

„Może powinieneś.” Westchnęła. „To wszystko, co mam.”

„Liz, to więcej niż miałem od lat,” powiedziałem jej. „Nie wiem, czemu wcześniej o tym nie pomyślałem.”

„Może dlatego, że koncentrowałeś się na procesie,” powiedziała. „Nic się nie stało – to i tak pewnie donikąd nie doprowadzi.”

„Może jednak,” nalegałem. „A jeśli tak będzie...”

„Michael, muszę kończyć,” przeszkodziła szybko. „Jest późno – muszę się trochę przespać.”

Za mocno nacisnąłem. Liz nie mogła sobie jeszcze pozwolić by mieć nadzieję – i nie mogłem jej za to winić. „Dobrze. W takim razie, dobranoc.”

„Ja... zadzwonię do ciebie, jeśli znajdę coś jeszcze.”

„Dobrze.” Przerwałem. „Liz? Dziękuję ci. Za wszystko.”

Przez chwilę milczała, po czym odchrząknęła. „Nie ma za co Michael. Dobranoc.”


Cambridge, 2003

~Liz~


Emaile od Maxa były niczym lina ratunkowa. Za każdym razem kiedy logowałam się do sieci, modliłam się, by jeden na mnie czekał. Po tym pierwszym kontakcie, nie mieliśmy odwagi używać dłużej mojego szkolnego adresu, więc tworzyłam inne adresy, tak jak zrobił to Max. Każdego z nich używaliśmy dwa razy – raz, żeby wysłać wiadomość i raz, by odpowiedzieć, a potem je zamykaliśmy. Czasami ciężko było ich wszystkich nie pomieszać, ale nigdy nie zapomnieliśmy. Oboje wiedzieliśmy, że to nasza jedyna szansa na pozostanie w kontakcie.

Max zawsze był zainteresowany tym, co robiłam – pytał o zajęcia, mój akademik, nowych przyjaciół. Starałam się pozostać optymistką i najczęściej mi się udawało. Naprawdę lubiłam Harvard. Lubiłam swoje zajęcia i miasto, a także bycie w miejscu tak różnym od tego, gdzie dorastałam. Ale to co najlepiej pamiętam z pierwszego roku, to bycie bez Maxa. Tak ciężko było budzić się każdego ranka zastanawiając się gdzie był i czy nic mu nie jest, a nawet trudniej było kłaść się wieczorem do łóżka wciąż tego nie wiedząc.

Wtedy, pewnego marcowego dnia zadzwoniła do mnie Maria. Była rozhisteryzowana.

„Liz, nie wiem co robić!” krzyknęła jak tylko odebrałam telefon.

Serce podskoczyło mi do gardła. „Coś z Maxem?” zdołałam wykrztusić.

„Nie, to Michael – Michael i Isabel. FBI jest tu od tygodnia. Szukają Maxa i zadają mnóstwo pytań. Liz, oni się dowiedzą – wiem, że się dowiedzą!” głos Marii był pełen paniki. „Co zrobimy?’

„FBI?” zamknęłam oczy. To było jakby jeden z moich koszmarów stał się rzeczywistością. „Co mówi Michael?”

„Nic. Nie rozmawia ze mną. Wiesz jaki on się robi.”

„Co z Isabel?”

„Ona i Jesse rozmawiają o opuszczeniu miasta,” odpowiedziała Maria. „Myślą, że nie jest tu dla nas dłużej bezpiecznie. Ale Liz, nie wydaje mi się, by Michael zgodził się wyjechać. On myśli, że musi tu zostać i być Maxem – chronić granilith i – i... wszystko inne.”

„Ale oni nie mogą więcej użyć granilithu,” zwróciłam uwagę. „A komora inkubacyjna jest niemal kompletnie zawalona odkąd Tess odleciała. Nie ma tam nic do znalezienia.”

„Powiedziałam mu to wszystko,” wykrzyknęła Maria. Pociągnęła nosem i mogłam ją sobie wyobrazić jak wyciera oczy wierzchem dłoni. „Liz, czy jest jakiś sposób byś mogła się skontaktować z Maxem?” spytała w końcu.

Zawahałam się. Nigdy nikomu nie powiedziałam o mojej elektronicznej korespondencji z Maxem. Oboje obawialiśmy się dopuszczenia kogokolwiek do sekretu... nigdy nawet nie odważyłam się wspomnieć o tym na głos. „Myślisz... myślisz, że Max mógłby pomóc?” spytałam w końcu.

„Nie wiem. Może on mógłby zrobić coś, by sprawić, żeby FBI się wycofało,” powiedziała płaczliwie i poczułam ukłucie poczucia winy. Jeśli Michael i Isabel byli w niebezpieczeństwie, to wiedziałam, że Max chciałby wiedzieć. I najwyraźniej ja byłam jedyną osobą będącą w stanie mu o tym powiedzieć. Ale co jeśli on wróci do Roswell i straci szansę na znalezienie Cala? Wtedy Max i ja nigdy nie będziemy razem.

Ale jeśli coś się stanie Michaelowi lub Isabel, Max nigdy sobie tego nie wybaczy, przypomniałam sobie. I jeśli FBI się o nich dowie, to dotknie to również Maxa. Wzięłam głęboki oddech. „Może jestem w stanie się z nim skontaktować,” powiedziałam ostrożnie.

„Co?” spytała zszokowana Maria. „Odzywał się do ciebie?”

„Maria... ja nie mogę,” powiedziałam. „Po prostu – posłuchaj, zrobię co będę mogła, dobrze?” Spędziłam kolejne dwadzieścia minut starając się ją uspokoić, ale pod koniec rozmowy uświadomiła sobie nagle, że rozmawiając z nią nie mogę przekazać wiadomości Maxowi. Wtedy praktycznie odłożyła słuchawkę zanim nawet skończyłam mówić, cały czas błagając mnie, żebym skontaktowała się z nim tak szybko jak to tylko możliwe. Czasami bycie przyjaciółką Marii jest niemal tak stresujące, jak bycie bratnią duszą króla z kosmosu.
Tego wieczora napisałam swój ostatni email do Maxa.


St. Louis, 2003

~Max~


Email od Liz przyszedł do mnie w majowy czwartek. Była późna wiosna w St. Louis i trzy dni wcześniej natknąłem się w New York Post na zdjęcie, które dało mi nową nadzieję. Na zdjęciu była grupka ludzi, świętujących premierę jakiejś sztuki na Broadwayu. Jeden z mężczyzn na zdjęciu od razu wydał mi się znajomy, choć prawie cały dzień zajęło mi uświadomienie sobie skąd. W końcu, kiedy późnym wieczorem przeglądałem rubrykę ekonomiczną, uświadomiłem sobie, że wyglądał jak Stuart Allward, lekarz, który zidentyfikował ciało w posiadłości Langleya jako samego Langleya. Nie miałem za bardzo okazji wybadać tego faceta – nigdy go nie spotkałem, a on nie zeznawał na procesie. Ale logika wskazywała, że coś śmierdziało w tej relacji. Na co zmiennokształtnemu lekarz? Wpatrując się w zdjęcie, zdałem sobie sprawę, że mężczyzna na nim to nie Allwart. Przypominał go tylko w okolicach oczu i ust. Ale on był łysy i coś w kształcie jego głowy także wydawało się znajome. Wyglądał... wyglądał trochę jak Langley.

Na szczęście dla mnie napis pod zdjęciem zawierał nazwisko tego faceta i uwagę, że należał do środowiska teatralnego. Planowałem ruszyć z St. Louis do Nowego Jorku następnego dnia, ale wcześniej musiałem znaleźć kafejkę internetową i sprawdzić, czy przyszło coś od Liz. Żyłem dla jej emaili i większość czasu mojego ówczesnego życia spędzałem na układaniu listów do niej. Znalazłem kafejkę niedaleko rzeki i usiadłem, by nacieszyć się godziną połączenia z nią. Byłem bardzo świadomy tego, że moja podróż do Nowego Jorku zaniesie mnie bliżej do niej aniżeli byłem od czasu zostawienia jej w Los Angeles i zastanawiałem się jak zdołam powstrzymać się od złapania pociągu i przeczesywania Bostonu dopóki jej nie znajdę. Może moglibyśmy zaaranżować spotkanie gdzieś pomiędzy tymi dwoma miastami, w miejscowości, gdzie nikt by nas nie szukał... nawet gdyby to było tylko kilka godzin, to by znaczyło dla nas wszystko.

Email od Liz zmienił wszystko.

Dwadzieścia minut później czytałem go ponownie, przeklinając się za własną bezmyślność. Czy naprawdę założyłem, że nikt nie będzie węszył w Roswell po tym jak ściągnąłem na siebie uwagę uciekając? Genialnie. Po prostu genialnie. Ale co miałem teraz zrobić? Gdybym wrócił do Roswell by pomóc Michaelowi i Isabel, wpadłbym prosto w ręce FBI. Nawet gdybym zdołał jakoś wrócić tam i nie zostać złapanym, na pewno ich śledztwo stanie się intensywniejsze gdy tylko dowiedzą się, że byłem w Roswell. Ale jak mogłem nie pojechać, kiedy moja siostra i najlepszy przyjaciel byli w niebezpieczeństwie?

Nie wiem jak długo siedziałem w kafejce tamtego dnia, ale nigdy nie przepisałem listu, który napisałem do Liz na odwrotach kopert i ulotkach jadąc autobusem do St. Louis. Później żałowałem, że nie poświęciłem trochę czasu na napisanie tego co czułem tamtej nocy. Przynajmniej wtedy może by zrozumiała. Ale tamtej nocy nie byłem jakoś w stanie zebrać myśli. Kafejka zaczynała się przygotowywać do zamknięcia, kiedy uświadomiłem sobie wreszcie, że był tylko jeden sposób by zatrzymać śledztwo w Roswell.

Musiałem się zgłosić.
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:15 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Oct 10, 2004 4:47 pm

Wielkie dzięki Milla, zdaje się że wszyscy cierpliwie czekali na kolejną część tylko ja zaczęłam przebierać niespokojnie nogami. :oops: Mam wyrzuty sumienia ale cieszę się, że możemy już poczytać co dalej.
A więc idąc tropem Liz dotyczącym podejrzeń co do Langleya i wcześniejsza obserwacja jego przez Maxa potwierdza, że jednak on żyje a uknuta intryga została wymierzona w Maxa....Ważne że teraz jest jakaś nić zaczepienia, coś czego można się uchwycić, odrobina nadziei pozwalającej działać, iśc do przodu. I pomalutku rozumiem dlaczego Max siedzi w więzieniu. Ach to jego poczucie odpowiedzialności - " Jeden za wszystkich, wszysscy za jednego". Jak w trzech muszkieterach :mrgreen:
Image

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Sun Oct 10, 2004 5:21 pm

Ela wrote:Ach to jego poczucie odpowiedzialności - " Jeden za wszystkich, wszysscy za jednego". Jak w trzech muszkieterach :mrgreen:
Z pierwszą częścią 'jeden za wszystkich' się tu zgadzam, ale 'wszyscy za jednego' poddałabym w wątpliwość. Przynajmniej na tym etapie. :twisted:

I nie miej wyrzutów sumienia. Miło wiedzieć, że czas poświęcany na tłumaczenie, nie idzie na dormo i że ktoś z przyjemnością to czyta.
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:15 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Mon Oct 11, 2004 12:15 pm

Musiałem się zgłosić
:evil: Musiałem to, musiałem tamto - altruizm w czystym tego słowa znaczeniu!

Dobrze, już się nie złoszczę! :wink: Poprostu niekiedy dobija mnie ta cała postawa Maxa. I uwielbiam ją! :twisted: :wink:
A był już blisko Langleya. Cóż... Akcja toczy się dalej! :wink:

Dzięki Milla za tłumaczenie! :cheesy:
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Fri Oct 22, 2004 12:06 am

CZĘŚĆ 9

St Petersburg, 2012

~Liz~


Następny tydzień spędziłam na przeglądaniu materiałów z procesu, które zostawił u mnie Michael. Każdego wieczora, po położeniu Sophie do łóżka, wycofywałam się do biblioteki, żeby czytać, ponownie czytać, podkreślać i robić notatki z oryginalnego opisu procesu i wszystkich pozostałych materiałów, które Michael zgromadził na przestrzeni lat. Przeczytałam każdy wniosek o apelację i wszystkie następujące po nich wnioski odrzucające. Zalogowałam się w Westlaw i przeczytałam wszystkie sprawy wspomniane przez prawników Maxa i sędziów. To była powolna, żmudna praca, ale nie ustawałam i szukałam dalej jakby zależało od tego moje życie. Tylko że to nie było moje życie, to było życie Maxa i to tylko sprawiało, że pracowałam ciężej.

W środę wieczór siedziałam przy biurku, kiedy zadzwonił telefon. Zawahałam się, nie chcąc za bardzo z nikim rozmawiać, ale w końcu odebrałam, bo to mógł być Michael z nowinami o testamencie Langleya.

„Halo?”

„Liz, od tygodnia próbuję się do ciebie dodzwonić!”

To była Maria i jak zwykle brzmiała na zafrasowaną. Najwyraźniej będąc wielką gwiazdą pop, masz dużo do myślenia.

„Cały czas tu byłam,” powiedziałam spokojnie, zamykając kremową teczkę leżącą przede mną. „Co słychać?”

„Powinnam zadzwonić do ciebie wcześniej,” powiedziała zaniepokojona. „Ale byłam taka zajęta i ...”

„O co chodzi Maria?”

Usłyszałam jak bierze głęboki oddech. „Dałam twój adres Michaelowi. Myślę, że on do ciebie zadzwoni.”

„Właściwie, to przyjechał się ze mną zobaczyć,” powiedziałam jej. „Był tu kilka dni temu.”

„Wiem, że pewnie jesteś wściekła, ale on zaczął mówić o Maxie i jak to nie ma dla niego więcej szans na apelacje i że potrzebuje twojej pomocy i... zaraz. Przyjechał się z tobą zobaczyć?”

„Tak.” Przytrzymałam słuchawkę brodą i odchyliłam się do tyłu na fotelu. „Czekał na mnie w moim budynku, kiedy wróciłam z pracy w zeszłym tygodniu.”

„O mój Boże.” Głos Marii brzmiał jakby właśnie została spoliczkowana. „Czy on... czy on wie o...?”

„Widział Sophie,” potwierdziłam. Miałam czas, żeby się do tego przyzwyczaić, ale Maria była w całkowitym szoku.

„Co powiedział?” wyduszała. „Wiedział, że ona... że ona jest Maxa?”

Przytaknęłam, choć ona nie mogła tego zobaczyć zza oceanu. „Wiedział, jak tylko ją zobaczył.”

„Oczywiście, że tak,” wymamrotała Maria. „Jak mógłby nie wiedzieć?” Ucichła na moment. „Co powiedział?”

Upiłam łyk herbaty, którą Gruya zrobiła dla mnie zanim wyszła do domu, a która zrobiła się już chłodna. „Na początku był zszokowany... myślę, że cały czas jest zszokowany. Potem był zły. Potem był... cóż smutny.”

„Powie Maxowi?”

„Nie wiem. Nie wydaje mi się.” Bawiłam się uchwytem od filiżanki. „Wydaje mi się, że on się obawia co ta wiadomość zrobiłaby Maxowi.”

Maria milczała i wiedziałam, że zrozumiała. „Więc Michael się dołączy i też będzie to ukrywał przed Maxem?” spytała. Wiedziałam, że myślała o pakcie, który zawarłyśmy przez laty, kiedy urodziła się Sophie. Maria dużo poświęciła, by utrzymać mój sekret i miałam głęboką nadzieję, że pewnego dnia będę mogła jej się odwdzięczyć.

„Nie wiem na pewno,” powiedziałam jej, „ale ufam mu. Myślę... myślę, że on chce tego, co dla niej najlepsze.” Westchnęłam. „Maria, czułam się tak okropnie. Michael pokochał ją od pierwszej chwili kiedy ją zobaczył – był z nią wspaniały.”

„Liz, nie rób sobie tego,” powiedziała natychmiast. „Podjęłyśmy najlepszą decyzję, jaką mogłyśmy biorąc pod uwagę okoliczności. Nie żałuję. Niczego.”

Nagle zatęskniłam za moją najlepszą przyjaciółką tak bardzo, że poczułam jak łzy napływają mi do oczu. „Dzięki Maria.”

„Mówię poważnie.” Ona też wydawała się na skraju łez. „Nie żałowałam tego nawet przez minutę. Sophie jest idealna, zdrowa, bezpieczna i szczęśliwa. Myślę, że to oznacza, iż postąpiłyśmy słusznie.” Pociągnęła nosem i mogłam ją sobie wyobrazić jak ociera kąciki oczu palcami, ostrożnie, żeby nie rozmazać kredki do oczu. „Więc jak się ma moja chrześnica?” zapytała.

Sięgnęłam po chusteczkę i otarłam oczy. „Dobrze – ma się dobrze.” Uśmiechnęłam się. „Powiedziała mi wczoraj, że chce być albo prawnikiem jak ja, albo rzeźbiarką.”

„Rzeźbiarką?” powtórzyła Maria ze śmiechem. „Skąd jej to przyszło do głowy?”

„Rzeźbią w szkole,” odpowiedziałam, „i w zeszły weekend zabrałam ją do Katedry Kazańskiej, żeby zobaczyć rzeźby świętych. Zachwyciły ją.”

„A co się stało z pracą w przemyśle muzycznym?” dopytywała się Maria.

„To było w zeszłe lato,” powiedziałam ze śmiechem.

„Acha, to mi przypomina,” zaczęła. „Parę tygodni temu byłam w sklepie muzycznym w Teksasie i znalazłam gitarę, jest jak normalna gitara akustyczna – daje też świetny dźwięk. Ale jest przeznaczona dla dziecka. Mniej więcej o połowę mniejsza od normalnej gitary. Była taka słodka – musiałam ją kupić dla Sophie. Pamiętasz jak chciała, żebym nauczyła ją grać?”

„Pamiętam.” Pamiętałam też, że dawno temu myślałam, iż to Alex nauczy nasze dzieci miłości do muzyki, ale tamtej nocy nie miałam siły na takie wspomnienia. „A więc kiedy ją przywieziesz?”

Westchnęła. „Och, Liz, nie wiem. Mam jeszcze dwa koncerty tu w Kalifornii, a potem muszę wrócić do studia, żeby nagrać nowy album...”

„I nienawidzisz jak jest zimno,” dodałam z uśmiechem.

„A St. Petersburg w listopadzie jest zimniej niż mogę to znieść,” przyznała bezwstydnie. „Chciałabym, żebyś kiedyś przyjechała do Los Angeles.”

Skrzywiłam się. Wyjechałam z Los Angeles dzień po wysłuchaniu wyroku w procesie Maxa i nigdy nie wróciłam. Miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała ponownie odwiedzić tego miasta. Ale nie powiedziałam tego Marii. „Ty nie musisz pakować ośmiolatkę,” powiedziałam jej zamiast tego.

„Chciałaby przyjechać,” zaprotestowała Maria.

„Oczywiście, że by chciała,” zgodziłam się. „Chciałaby opuścić szkołę i wylegiwać się z tobą na plaży – i iść na zakupy i zjadać tyle słodyczy, ile tylko ma ochotę... tak, podobałoby jej się to, z całą pewnością.” To nie była do końca prawda. Maria z pewnością lubiła rozpieszczać Sophie, ale wiedziała kiedy przestać. Nigdy nie martwiłam się o córkę, kiedy była z Marią.

Maria udała obrażoną. „Powiedz jej, że przyjadę przed świętami,” powiedziała zrzędliwie. „I przywiozę jej dużą paczkę ubrań od Gapa.”

„Cieszy cię to tak samo jak ją,” zaśmiałam się.

„Cóż, te urania są po prostu takie urocze,” powiedziała. „No dobrze – u mnie jest prawie druga. Jestem umówiona z reporterem na późny lunch. Mogę zadzwonić do ciebie później?”

„Jeśli chcesz,” powiedziałam jej. „Wszystko jest w porządku, naprawdę.”

„Jesteś pewna? Bo przepraszam jeśli wypuściłam kota z worka z Michaelem.”

„Nie,” zapewniłam ją. „Cieszę się, że przyjechał. Miło było go zobaczyć.”

„Chciałabym móc powiedzieć to samo,” westchnęła.

„Kiepsko?”

„Więcej tego co zawsze,” tylko tyle powiedziała.

Rozłączyłyśmy się wkrótce po tym, obiecując sobie, że wkrótce porozmawiamy. Osunęłam się na fotelu i przeciągnęłam, ziewając. Druga po południu w Los Angeles oznaczała północ w Petersburgu, a byłam na nogach od szóstej rano. Ale moje puste łóżko wydawało się tamtej nocy jeszcze mniej zachęcające niż zwykle. Byłam przyzwyczajona do samotnego spania. Co nie znaczyło, że to lubiłam.


Cambridge, 2003

Pod koniec maja większość ludzi wyniosła się z akademika i miałam dla siebie dużą część wioski studenckiej. Udało mi się pogodzić z rodzicami i planowałam wrócić do domu na wakacje, ale najpierw musiałam skończyć projekt badawczy, który zgłosiłam się robić z moim profesorem od chemii organicznej. Lubiłam tą pracę – była pełna wyzwań i interesująca. Dodatkowo, pozwalało mi to nie myśleć o tym, co działo się w domu. Minęły dwa tygodnie odkąd wysłałam email do Maxa i nie dostałam od niego żadnej wiadomości. Od Marii wiedziałam, że FBI ciągle polowało na coś w Roswell. Nie byłam pewna, czy chcę wracać do tego do domu.

Pewnego wieczoru byłam u siebie w pokoju, jedząc Indyjskie danie doręczone z Bombaj Club na Harward Square i oglądałam maraton Road Rules na MTV. Później planowałam wyjść z przyjaciółmi, ale robiłam się zmęczona i nie byłam pewna, czy naprawdę pójdę. Stałam przed otwartą szafą, bez entuzjazmu zastanawiając się co założyć jeśli zdecyduję się iść, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Moja współlokatorka wyjechała na lato, a ze znajomymi miałam się spotkać dopiero za ponad godzinę. Odłożyłam swojego kurczaka Tandoori i podeszłam do drzwi.

To był Max.

Zamarłam na moment i stałam tam, zastanawiając się czy śnię. „Max?” zdołałam w końcu wykrztusić.

„Musiałem cię zobaczyć,” powiedział, jego oczy błądziły po mojej twarzy jakby bał się, że to nie ja.

To było wszystko co potrzebowałam usłyszeć. Rzuciłam się na niego i jego ramiona zamknęły się wokół mnie niczym żelazne obręcze. „Och Max,” wyszeptałam, łzy spływały mi po policzkach, „tak bardzo za tobą tęskniłam. Tak się bałam, że już nigdy cię nie zobaczę.”

„Jestem tu,” powtarzał w kółko, gładząc moje włosy. „Jestem tu Liz.”

„To koniec?” spytałam. „Znalazłeś go? Oddałeś go w ręce policji?”

Max milczał przez długi czas i chyba wiedziałam już wtedy dlaczego przyjechał. Ale musiałam usłyszeć to od niego. Odsunął mnie delikatnie, jego dłonie zatrzymał się na mojej twarzy. „Nie znalazłem go,” powiedział poważnie.

Moje serce wydawało się martwą wagą w klatce piersiowej. „Więc dlaczego tu jesteś?” spytałam szeptem.

„Liz, muszę się zgłosić.”

Odsunęłam się od niego. „Nie. Max, nie. Jak zamierzasz znaleźć Langleya z więzienia? Sam powiedziałeś, że ty musisz to zrobić!”

„Ja... wiem. Ale z FBI w Roswell... nie mogę pozwolić by się o nas dowiedzieli.” Wyciągnął do mnie rękę, ale uniknęłam jego dotyku. Jak mógł tam stać i mówić, że zamierza z nas zrezygnować – ze wszystkich planów na przyszłość jakie ułożyliśmy?

„Nie. Max, nie myślisz jasno. Najlepszą rzeczą dla was wszystkich jest odnalezienie Langleya,” powiedziałam rozgniewana. „Nie możesz tak po prostu... iść do więzienia! Jesteś niewinny!”

„Nie mogę ciągle uciekać,” powiedział. „Nie, jeśli to oznacza narażanie Isabel i Michaela na niebezpieczeństwo.”

W tamtej chwili już szlochałam. „Ale ja cię potrzebuję,” płakałam, ukrywając twarz w dłoniach. „Potrzebuję cię Max.”

Podszedł do mnie i otoczył mnie ramionami, przytulając mnie, kiedy szlochałam załamana. „Przepraszam Liz. Przepraszam.”

Obejmowaliśmy się przez długi czas, stojąc pośrodku mojego pokoju w akademiku, podczas gdy na zewnątrz zapadał letni mrok. Max nie kłopotał się już mówiąc mi, że wszystko jest dobrze – oboje wiedzieliśmy, że tak nie jest i już nigdy może nie być.

„Nie powinienem być tutaj,” mruknął w pewnej chwili Max. „Powinienem od razu pojechać do Kalifornii. Ale nie mogłem jechać, nie zobaczywszy cię wcześniej.”

„Max,” wyszeptałam, „proszę. Proszę, nie rób tego.”

„Liz, nie,” powiedział głosem drżącym od emocji. „Pozwól mi tylko trzymać cię w ramionach. Proszę.” Jego serce waliło w piersi i drżał w moich ramionach. Wiedziałam, że się boi i to przerażało mnie bardziej niż cokolwiek innego. Tak bardzo chciałam zabrać to wszystko – strach, przytłaczającą odpowiedzialność, którą wiedziałam, że zawsze czuł. Chciałam, w tamtej chwili, być dla niego wszystkim. Chciałam być jego duszą, jego powietrzem i jego siłą i jego wytchnieniem. A jeśli ta noc była wszystkim co mieliśmy, to chciałam też być jego kochanką.

Powoli, z wahaniem, wsunęłam rękę pod brzeg jego koszuli i położyłam dłoń na jego gorącej, gładkiej skórze tuż ponad paskiem spodni. Po chwili, umieściłam tam też drugą rękę. Czułam grę jego mięśni pod skórą i podążyłam dotykiem za tym ruchem, moje dłonie przesuwały się w górę. Usłyszałam jak gwałtownie wciągnął powietrze i myślałam, że może się odsunie, ale tego nie zrobił. Przebiegłam lekko opuszkami palców po jego łopatkach, po czym podążyłam ścieżką w dół jego kręgosłupa, zatrzymując się dopiero kiedy dotknęłam brzegu jego dżinsów. Zawahałam się na moment, po czym wsunęłam palce tuż pod nie, wolno przesuwając je wokół jego brzucha. Zatrzymałam się, kiedy poczułam pod palcami guzik jego dżinsów.

Podniósł głowę. „Liz, co ty robisz?” wymruczał.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego spojrzałam w górę na niego, w te bursztynowe oczy, o których nigdy nie przestałam śnić i odpięłam guzik. „Proszę,” powiedziałam cicho.

Jego oddech przyspieszył. „Muszę jurto wyjechać,” powiedział mi. „Muszę...”

„To jutro,” przeszkodziłam. „Dzisiaj... dzisiaj jesteś tutaj.” Sięgnęłam po jego rękę i podniosłam do moich ust, całując po kolei wszystkie jego palce. „Proszę Max? Tak bardzo cię pragnę.”

On też minie pragnął – czułam jak bardzo mnie pragnął, jak boleśnie tęsknił za mną przez te wszystkie miesiące, tak jak ja za nim. Stał zupełnie nieruchomo, jego ciało spięte, kiedy walczył ze sobą. „Ciągle muszę odejść,” powiedział zdesperowany, zamykając oczy.

Stanęłam na palcach i zaczęłam pokrywać pocałunkami jego twarz. „Wiem,” wyszeptałam. Dalej go całowałam, przesuwając wargami po jego policzkach, jego oczach, jego szczęce. „Proszę, Max.”

Czułam moment, kiedy przestał walczyć. Ogień przepłynął przez jego ciało, pozostawiając jego skórę gorącą na dotyk, Max umieścił obie ręce na mojej talii, jego palce wślizgnęły się pod moją bluzkę. Zadrżałam kiedy dotknął wrażliwego obszaru tuż pod moimi żebrami i przyciągnął mnie blisko do siebie. „Jesteś pewna?” spytał, jego usta tuż przy moich.

„Tak.” Wyciągnęłam rękę i przyciągnęłam jego głowę do siebie. „Tak, jestem pewna.”


St. Petersburg, 2012

Od tamtej nocy minęło niemal dziesięć lat, ale nie ma dnia, podczas którego jej nie wspominam. Jeśli sobie pozwolę, mogę zamknąć oczy i poczuć jego dłonie na moim ciele, dotykające każdej części mnie z uwielbieniem i pożądaniem, które ciągle zapiera mi dech. Jego dotyk był powolny, ospały, dręcząco delikatny i przez jakiś czas myślałam, że umrę z pragnienia więcej. Czułam jakbym spadała, zatracała się w nim, nie będąc dłużej oddzielną istotą. Tamtej nocy wyryłam w pamięci każdy skrawek jego ciała, każdy kontur, mięsień i zagłębienie. Był najbardziej perfekcyjną rzeczą jakiej kiedykolwiek dotykałam i kiedy wreszcie usunęłam ostatni skrawek jego ubrania, mogłam się tylko wpatrywać w pięknego mężczyznę przede mną. Wtedy wziął mnie w ramiona i ostatnia bariera miedzy nami zniknęła. W chwili, w której wreszcie się złączyliśmy, uświadomiłam sobie czego chciałam przez cały tan czas – być z nim jednością. Splątani razem, dwie połówki, które w końcu się odnalazły. Fala za falą ciepła przepływały wewnątrz mnie i w pewnym momencie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że oboje byliśmy pokryci delikatnym blaskiem srebra, lśniącym subtelnie w ciemności mojego pokoju. On też to zobaczył i usłyszałam jak wydał zduszony okrzyk. Potem jego usta odnalazły moje w chwili, kiedy cały świat odpłynął i wszystkie myśli uleciały z mojego umysłu. Chciałam tylko więcej tego momentu, więcej Max poruszającego się wewnątrz mnie i krzyknęłam, kiedy poczułam jak jego ciało stało się naprężone. Oddech uwiązł mi w gardle i Max oderwał swoje usta od moich, by patrzeć mi w oczy, kiedy najpotężniejsza rozkosz, jaką kiedykolwiek czułam urosła do oślepiającego szczytu. Poczułam jego drżenie, a potem było już tylko złote światło, które zawładnęło nami, na zawsze łącząc nas w jedność. Usłyszałam własny głos wołający jego imię i jego odpowiadający okrzyk; potem opadł w moich ramionach, jego głowa na mojej piersi. Przez jedną chwilę, świat był idealny.

Następnego ranka obudziłam się, by znaleźć liścik, który zatrzymałam do tej pory, założony za okładkę mojego starego egzemplarza Romeo i Julii.

Kochana Liz,

Jutro byłoby tylko trudniej.

Przepraszam.

Max
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
ADkA
Fan
Posts: 555
Joined: Fri Mar 12, 2004 10:07 am
Location: g.Śląsk
Contact:

Post by ADkA » Fri Oct 22, 2004 11:02 am

To nie było piękne... To było przepiękne!
Warto było czekać, by teraz móc to czytać! Matko! Ile emocji...
Małą odskocznią była jak zwykle to bywa Maria, wiecznie gadatliwa i roztrzepana i taka.. hmm.. swojska Maria! :wink: Z jej "uczuleniem" na chłód i niewygodę... :P
Uff... brak mi słów!
Dzięki Milla za to tłumaczenie! :D
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 4 guests