Kwaśne pomarańcze

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sat Aug 28, 2004 12:24 am

Kto im sie przygląda Tess czy Zac :? ??
Jakoś tak niezbyt podoba mi się zakończenie tej części..., kurcze tak to jest jak człowiek Tess polubi.
Co do Zac'a to zupełnie zapomniałam, że Serena przypomina Liz, w sumie to Zac nie powinien zakochiwać się w Liz na tej podstawie, to by było bez sensu, ale nie zmienia to faktu, że chciałabym, żeby byli razem.
YYYch ta ostatnia scena zupełnie mi sie nie podoba :evil: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Sun Aug 29, 2004 12:55 am

Poczułam wielką ochotę na pomarańcze...W domu mam tylko śliwki i nektarynki, więc muszę zadowolić tymi forumowymi owocami :D Przeczytałam, a z każdym słowem wzrastał we mnie niepokój...że to jest dreamerek...A mnie tak cholernie żal Tess :( Ten pocałunek...dreamerkowy happy end zbliża się nieuchronnie...A ja tego nie chcę...Lubię Tess i domyślam się, jak jej musi być ciężko...Max jest całym jej życiem - powiedziała kiedyś i mówiła to szczerze...A Liz - wkroczyła między nich ze swoją 'męczeńską miłością' i dopnie swego...Za późno na bardziej wnikliwą "analizę" tej części...Tym razem musi Wam wystarczyć to, co napisałam oraz moje "skojarzenie" - nawiasem mówiąc chyba idealnie pasuje do sytuacji...albo będzie pasować, bo jednak wydaje mi się, że w oknie stoi Zac...Żeby nie przeciągać:

Dla E.
sł. Anita Lipnicka
Wiersze niezaśpiewane

Pokochałam Go
bezmyślnie i naiwnie
Pokochałam Go
zachłannie i bezwstydnie
Za ten uśmiech
zdziwionego światem chłopca
Za dwie iskry
roztańczone w jego oczach

Nie myślałam o tym, że
kiedy w progu zjawiał się
żeby dzielić ze mną czas
gdzieś Go bardzo było brak
gdzieś Go bardzo było brak...

Pokochałam Go
za mocno za odważnie
Pokochałam
niebezpiecznie, nieuważnie
Mimo winy,
mimo woli, mimo wszystko
Byle tylko
mieć go obok, by był blisko

Nie myślałam o tym, że
gdy rozgrzewał serce me
gdy zabierał mnie od chmur
czyjeś serce ranił nóż
czyjeś serce ranił nóż...

pokochałam
choć nie miałam tego w planie
Co się stało
już się nigdy nie odstanie
Dzisiaj modlę się co noc
o zapomnienie
dziś wyganiam z mego domu jego cienie

Bo dziś myślę o Tym kimś
kto utracił wszystkie sny
Gdy ja śniłam o nim sen
który nie mógł spełnić się
nigdy nie mógł spełnić się...



PS. Na koniec dodam jeszcze tylko, że pracuję nad dwoma bannerkami do "Kwaśnych pomarańczy", obecnie znajdują się one w fazie wykończeniowej i już na dniach powinny ujrzeć światło dzienne :)

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Aug 29, 2004 11:58 am

Uu... Dawno nie komentowałam "Kwaśnych pomarańczy" :roll: ... Ktoś zauważył? :wink: No nic... Postaram się to nadrobić.
Chociaz nie, nie będę komentować poszczególnych części, było minęło, moja strata :roll:
Tak jak dawniej, na początku ficka, denerwowało mnie zachowanie... wszystkich, że aż ociągałam się z czytaniem kolejnych części, tak teraz tego żałuję. Podoba mi się.
Teraz denerwuje mnie Max :twisted:
Nie, no dobra... Nie denerwuje mnie... Takie zachowanie właśnie kocham w fickach. Tę niepowność :twisted: Aż mi trochę Maksia żal...
Ale z drugiej strony... Najbardziej żal mi Tess. Lubię ją. W tym opowiadaniu zwłaszcza. I obawaim się że to ona, nie Zac się im przygląda... I coś mam pzreczucie że to się zakończy Dreamerkowo (co w sumie minusem nie jest :roll: ) i Max złamie Tess serce... Biedactwo, ona tak go kocha :( Taka delikatna, kochająca, ciepła Tess...
Pociacham drania :twisted:

PS. Lizzy, prześliczny... wiersz, czy co to tam 8) Tak bardzo pasuje do sytuacji...

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Aug 29, 2004 12:03 pm

Nie no, nie mogę, ja wiem, że jęczę ale... ten wiersz...
Nie myślałam o tym, że
kiedy w progu zjawiał się
żeby dzielić ze mną czas
gdzieś Go bardzo było brak
Nie myślałam o tym, że
gdy rozgrzewał serce me
gdy zabierał mnie od chmur
czyjeś serce ranił nóż
Jeśli to Tess stoi tam w oknie...
Ona tego nie przeżyje :roll:
(Rany, co mnie napadło? Tak żałować Tess? Zaraz jeszcze złapię przez to jakiegoś doła :shock: )

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Sun Aug 29, 2004 2:56 pm

Chociaż jestem zdeklarowaną Dreamerką i nie darzę serialowej Tess szczególną sympatią, to lubię ją w tym opowiadaniu. I raczej nie podoba mi się to, co wyprawia Max. Plącze się w coś niepewnego, raniąc przy okazji swoją dziewczynę. Liz i jej uczucie fascynuje go, są pewną nowością w jego życiu. Może chce zaznać czegoś nowego, bo jego związek z Tess jest zbyt prosty. Ona go kocha, on ją kocha i może go to nudzi. Może on chce jakiejś super przygody, ognistych i trudnych uczuć. Tess zna na wylot, ona zawsze była przy nim, ale może popadł w rutynę. Ale jeśli to tylko fascynacja, nie warto ranić Liz i Tess. Rani Liz, bo daje jej nadzieję, a kto wie, czy będą razem. Rani Tess, bo okazuje zainteresowanie innej, a ona nie wyobraża sobie życia bez niego. Błądzi i szuka odpowiedzi, ale niech najpierw zapyta sam siebie: czy pociąga go uczucie, jaki żywi do niego Liz, czy też sama Liz. Chyba sam nie wie, czego chce. Jeśli dojdzie do wniosku, że chce być z Liz, to niech z nią będzie, bo zamorduję go, jak po miesiącu zmieni zdanie i uzna, że jednak jej nie kocha. Jeśli kocha Tess, to niech nie plącze się w ten idiotyczny układ.
Przytoczę pewne króciutkie opowiadanko, napisane chyba przez Deejonaise. Max i Liz są małżeństwem. Mają dwójkę dzieci. Nieoczekiwanie w życiu Maxa pojawia się ta trzecia - Serena. On bez wahania rzuca rodzinę i wiąże się z nią. Nie interesuje się swoimi dziećmi, nie interesuje go ratowanie małżeństwa. Liz sama musi sobie poradzić. A jednak na łożu śmierci, życzy sobie, aby to Liz była przy nim. Ona oczywiście się zgadza i jest ostatnią osobą, jaką Max widzi przed śmiercią. I co warto było? Oddał się nowemu uczuciu, a gdyby pomyślał rozsądnie, próbowałby ratować swój związek z Liz. Zniszczył jej życie, ale oczywiście ona musiała przybyć na wezwanie biednego Maxia.
Liz z tego opowiadania podoba mi się pod pewnymi względami, bo nie jest taka niewinną dziewczynką jak ta z serialu. Ale powinna mieć więcej rozumu i nie plątać się w układ z zajętym facetem. Po co jej to? Jak ona będzie się czuła, jeśli po przelotnym romansiku Max wybierze w końcu Tess? Niech niczego nie oczekuje i niech będzie ostrożna (niestety w ostatniej części nie jest taka, więc niech wreszcie zmądrzeje). Bo co będzie czuła, jeśli Max jej oświadczy, że ten pocałunek był błędem?
Last edited by Lizzy88 on Sun Oct 24, 2004 3:03 pm, edited 1 time in total.
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Sun Aug 29, 2004 4:36 pm

Lizzy88 - świetnie powiedziane. W zasadzie nic dodać, nic ująć :) W tym opowiadaniu najbardziej żal mi Tess, bo też najbardziej ją polubiłam - i nawet jeśli koniec końców Max zostanie przy niej...To ona zawsze będzie się bała, będzie miała tysiące wątpliwości...to nie to, że będzie zazdrosna do końca życia...Bo to nie zazdrość, a strach, że można stracić najukochańszą osobę...Będzie się zastanawiać, czego ona nie miała, co miała w sobie Liz i co sprawiło, że Max się nią zainteresował...

Ja stawiam na to, ze w oknie stoi Zac. Czemu tak myślę? Ano dlatego, że gdyby to była Tess, _liz zamiast "pewna osoba uważnie im się przygląda", napisałaby "...ze łzami w oczach"...Tak sądzę, bo kto zachowałby zimną krew widząc swojego partnera całującego się z kimś innym? :wink: (a dla mnie taki względy spokój oznacza słowo "uważnie"...). No nic, więcej gdybać nie będę, bo powinniśmy poznać tożsamość tego 'okiennego podglądacza' ( :lol: ) w następnej części.

Nowa - wiersz czy też piosenka (sama nie wiem) - tak...pasuje jak ulał, zwłaszcza te podkreślone przez Ciebie fragmenty :) Coś czuję, że wkleję je do któregoś z moich bannerków :roll:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Aug 29, 2004 8:56 pm

Bo dziś myślę o Tym kimś
kto utracił wszystkie sny
Gdy ja śniłam o nim sen
który nie mógł spełnić się
nigdy nie mógł spełnić się...


Lizzy to słowa doksonale pasujące do tego opowiadanka. Z którejkolwiek strony by na to nie spojrzeć.

A teraz krótkie i zwięzła pytanie, które mi się nasuneło po twoim poście Lizzy i po następnych: Jaki dreamerkowy happy end?! :shock: Napisałam, że to bedzie o parze Max/Tess i Max/Liz, co nie znaczy, że to się skończy słodkim bajkowym "żyli długo i szczęśliwie". Z drugiej strony nie powiem też, że Max sięopamięta i wróci do Tess, bo to by było za proste. Będzie jeszcze baaaardzo kwaśno. Cóż, określcie mnie mianem okrutnej autorki, ale mam zamiar jeszcze podręczyć moich bohaterów. Ale radzę na razie wam nie zakładać z góry zakończenia, bo znacie mnie doskonale - zawsze czymś zaskoczę :twisted:

nowa wiem, że dawno nie komentowałaś, ale ja się wiecznie prosić nie będę. Któregoś razu po prostu nie zamieszczę kolejnej części dopóki nie zobaczę danej liczby komentarzy :jezyk: Żal Maxa? Heh. Tak chciałam właśnie zrobić, żeby praktycznie każdego bohatera było żal i ze względu na inny powód. Max - jego niepewnośc, to jak teraz Liz zakręciła jego życiem, jak zmusiła go do dokonania wyboru; Liz - jej miłość, która chciała żeby on był szczęsliwy, ale jednocześnie powoduje ogromne katastrofy; Tess - kochająca prawdziwie Maxa, nie potrafiąca bez niego żyć, która musi stawić czoło dość groźnej rywalce; Zac - szukający swego rodzaju zemsty za śmierć ukochanej żony.

A propos Zac'a - gdzie ja napisałam, że Liz mu bardzo przypominała Serenę i tylko dlatego był nią zaintrygowany? Owszem, odrobinkę może mu ją przypominała, ale raczej nie na tym będzie polegało jego powoli rozkwitające uczucie.

Lizzy88 świetnie to określiłaś. Niesamowicie wnikliwa analiza. Ale nawet za ten plus nie zdradzę jak potoczą sie dalsze losy. 8)

A kto stoi w oknie? Któż się im przygląda? Cóż Lizzy może i dobrze na to spoglądasz. Ale może i wręcz przeciwnie? Może moja przewrotna natura specjalnie mnie podkusiła do takiego dobrania słów? Tess? Zac? Hmm... Poczekacie, zobaczycie.

P.S: Czekam na twoje banerki Lizzy. :D
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Aug 29, 2004 9:09 pm

Napisałam, że to bedzie o parze Max/Tess i Max/Liz
No właśnie, przy takiej kategorii ficka nigdy nie wiadomo czego się spodziewać :roll: I szczerze mówiąc takich ficków nie czytam :P Chyba że obie pary mi w miarę 'pasią' :wink: (M&L i M&T się zaliczają)
Któregoś razu po prostu nie zamieszczę kolejnej części dopóki nie zobaczę danej liczby komentarzy
Tzn. jakiej? 8) (tak na przyszłość pytam :wink: )

Lizzy88 - rzeczywiście, analiza dosadna :D
Zdaje się że jesteś tu nowa? Cóż... :witaj:
Będzie jeszcze baaaardzo kwaśno
Hmmm...

Cóż, określcie mnie mianem okrutnej autorki, ale mam zamiar jeszcze podręczyć moich bohaterów
Ty... okrutna autorko :twisted: :wink:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Aug 29, 2004 9:31 pm

A propos Zac'a - gdzie ja napisałam, że Liz mu bardzo przypominała Serenę i tylko dlatego był nią zaintrygowany?
Była tak podobna do niego samego. Tak podobna do niej...
Po tym opowiadaniu chyba zniecierpię Max'a :evil: , na niego nie zasługuje ani Liz ani Tess, rani je obie, jednej pozostawia nadzieje a drugą okłamuje i zdradza /żałuję że nie ma tu emotikonki pokazjącej pocinanie komuś gardła :evil: / .
Czytaj między wierszami...

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Sun Aug 29, 2004 10:21 pm

Dzięki za powitanko nowa!
Lizzy88 świetnie to określiłaś. Niesamowicie wnikliwa analiza. Ale nawet za ten plus nie zdradzę jak potoczą sie dalsze losy.
_liz, myślałaś, że ja napisałam ten post, żeby wyciagać z Ciebie dalsze wydarzenia? :shock: To były tylko moje przemyślenia na temat tej pokręconej sytuacji. Zresztą gdybyś to podała, to czytanie tego dalej nie miałoby sensu. A znając Twoje opowiadanka, będzie wieele niespodzianek. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby Max znalazł sobie jakąś trzecią (to tylko taki żarcik, nie bierzcie tego na poważnie i niech fani Liz albo Tess nie ciskają na mnie gromami :D ).

I ta "dana liczba komentarzy". Ile to ma być? Nie wymagaj od nas zbyt wiele, ja rozumiem jakieś 10-15, ale to nie Roswell Fanatics, angielski zna o wiele więcej ludzi niż polski.

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Wed Sep 08, 2004 1:10 pm

No i wreszcie dodaję moje bannerki, miałam zrobić to wcześniej, ale tak jakoś wyszło :? Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tego opóźnienia. Bannerki są dwa, oba - powiedziałabym - są trochę sztampowe, oparte na jednym pomyśle i patrząc tak z perspektywy czasu chyba niezbyt mi się udały, a przynajmniej mnie niezbyt się podobają, choć pewnie braku oryginalności nie można im zarzucić... :roll:

# 1 - z fragmentami 'wiersza' A.Lipnickiej
# 2 - imitujący plakat filmowy
_liz wrote:Jaki dreamerkowy happy end?! Napisałam, że to bedzie o parze Max/Tess i Max/Liz, co nie znaczy, że to się skończy słodkim bajkowym "żyli długo i szczęśliwie"
Dzięki, ulżyło mi :) Ja zawsze pcham wszystko w nie tę stronę co trzeba...to znaczy w odwrotną stronę niż ja bym chciała :wink:
_liz wrote:Któregoś razu po prostu nie zamieszczę kolejnej części dopóki nie zobaczę danej liczby komentarzy
Yyyy..._liz, no wiesz....Trochę już minęło od poprzedniej części i ... czy nie wystarczy tych komentarzy na ten jeden raz? :roll: Dowiemy się w końcu, kto im się przygląda???
_liz wrote:Tak chciałam właśnie zrobić, żeby praktycznie każdego bohatera było żal i ze względu na inny powód (...) Tess - kochająca prawdziwie Maxa, nie potrafiąca bez niego żyć, która musi stawić czoło dość groźnej rywalce
Mnie najbardziej żal Tess. W tym opowiadaniu ukazałaś ją w sposób niesamowicie ciepły, jako osobę pełną ludzkich uczuć, cierpiącą, zakochaną w Maxie, zazdrosną, ale nie okrutnie i zaborczo. To tak jakby odwrócenie sytuacji - w serialu to Tess pojawia się nagle pomiędzy Maxem i Liz i robi wiele, by Maxa zdobyć (ujmując to najprościej), a Liz jest do swojej rywalki wrogo nastawiona i chyba nigdy do głowy by jej nie przyszło, żeby szczerze z Tess porozmawiać i wyznać jej, że Max jest dla niej całym światem, wręcz błagać Tess o to, by ich zostawiła w spokoju. W "Kwaśnych pomarańczach" Tess prosi Liz niemal ze łzami w oczach: "Proszę, Liz...On jest wszystkim, co mam...Nie potrafię bez niego żyć". Upraszczam, bo istnieje jeszcze wiele "okoliczności łagodzących", jak zawsze, ale nie chcę już w to się plątać :wink:

No dobra. To kiedy następna część? :P

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Wed Sep 08, 2004 3:59 pm

Lizzy, jestem pod wrażeniem :cheesy: Świetne bannerki, zwłaszcza ten drugi, bardzo... oryginalny. Zabrakło mi w nim tylko Tess, ale wykonanie powalające 8)

_liz - no właśnie, dołączam do listy oczekujących :P (i zwiększam tym samym liczbę komentarzy, może w końcu trafimy na tę magiczną liczbę :wink: )

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Wed Sep 08, 2004 4:30 pm

Dzięki, Nowa :) Dla porządku dodam, że powstało kilka wersji bannerka numer dwa, z Tess również, ale w końcu zdecydowałam się na taką wersję, jaką mozecie zobaczyć. I moze to był błąd, bo na bannerku pojawia się słowo "rebelianci" i trochę to mylące :roll:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Sep 08, 2004 5:38 pm

Ależ wy jesteście niecierpliwe... :? Kolejna częśc będzie jak uznam za stosowne ją wkleić :jezyk:

Lizzy świetne banerki. Oba mi się podobają, chociaż bardziej ten pierwszy - ale to ze względu na pojawienie się tam Tess i Zac'a. Natomiast drugi to niesamowicie oryginalny pomysł, przyznaję. Czekam na dalsze twoje dzieła :D

Eh, ja nie mam jakiejś wyznaczonej liczby komentarzy. Po prostu chciałabym, aby się pojawiało ich troszkę, a nie, że tylko ze dwie osoby coś napiszą. 8)

"Kiedy kolejna część, kiedy kolejna część...?" A macie krwiopijcy :twisted:



VII

Langley nie potrzebował światła, żeby doskonale widzieć w ciemności. To jedno z jego uzdolnień pozwalało mu na taką swobodę. Wolał siedzieć w mroku i wpatrywać się przed siebie niż w oświetlonym pomieszczeniu czekać aż ktoś się zjawi. Poza tym lubił obserwować, a gdy kolejni „nowi” mieszkańcy domu przewijali się przez hall, nie widzieli go. Zanurzył się głębiej w fotelu, ściskając w prawej dłoni kieliszek z drinkiem. I może nie czuł jego smaku, ale lubił udawać, że to jego ulubiony drink. Z pobliskiej jadalni wyszła jakaś osoba. Po charakterze kroków i ich kierunku, Kal od razu rozpoznał kto to.
- Zac – przywitał go chłodnym ale spokojnym tonem
Mężczyzna bez słowa przeszedł obok niego i usiadł na kanapie. Od kilkunastu minut niespokojnie krążył po całym domu, przeczuwając, że coś jest nie tak. Tylko jeszcze nie wiedział co dokładnie. Nie był kosmitą, nie miał rozwiniętych zmysłów, ale jednak jakiś wewnętrzny głos mu podpowiadał, że coś się stało lub stanie. Oderwał się od tych myśli dopiero na głos Kala.
- I co o nich sądzisz?
Pytanie było proste, nieskomplikowane, raczej bez żadnych dwuznaczności. A mimo to Zac zastanawiał się czy nie ma w tym ukrytego podstępu. Znał na tyle dobrze Langley'a, żeby wiedzieć co może czasem chodzić po głowie tego kosmity. Co o nich sądził? Znał ich zaledwie kilka godzin, nie mógł wydawać osądów. A może właśnie mógł... Może na tym polegało opiniowanie ludzi. Po dłuższym czasie mogli już się zmieniać, zacząć grac, jego spostrzegawczość mogłaby się stępić. A tak, w przeciągu kilku godzin można poznać całą brutalną prawdę o innych. I musiał powiedzieć, co o nich sądzi. I musiał powiedzieć całkowitą prawdę. Chociaż on tak dobrze niw widział w mroku, doskonale wiedział, gdzie skierować swój wzrok.
- Są bardzo różni. Zszargani emocjonalnie.
Wydawało mu się, że Kal prychnął. Na początku nie wiedział dlaczego, potem zrozumiał, że chodzi mu o indywidualne opinie. Musiał je usłyszeć od niego, bo sam nie mógł ich oceniać. A musiał wiedzieć na czym stoi.
- Hmm... - Zac zastanawiał się od kogo zacząć – Tess jest bardzo wystraszona i słaba. Ponoć była praktycznie z nich najsilniejsza, ale chyba coś nią zachwiało.
Coś. Zac doskonale wiedział co. Umiał obserwować i się przysłuchiwać. Problemem drobnej blondynki była ognista postać Liz, która nagle wtargnęła w jej życie. Gdyby ktoś zupełnie obcy na to patrzył, stwierdziłby, że chodzi tylko i wyłącznie o Maxa, że to taka kocia walka. Prawda była taka, że Tess nie chciała tracić Maxa nie tylko ze względu na swoje uczucie. Owszem, bardzo go kochała, co było widać. Ale myśl o tym, że razem z Maxem może utracić swoją pozycję w tym gronie, przerażała ją jeszcze bardziej.
- Michael jest zbyt porywczy, bardzo agresywny. Podejrzewam, że więcej działa niż myśli. A Isabel... cóż... ona boi się samej siebie. Tego kim jest.
Tej dwójce najmniej się przyglądał. Ale za każdym razem gdy tylko to robił, natrafiał na ich spojrzenie. I za każdym razem w ich oczach tkwiło to samo. U Michaela burza, która lada chwila mogła zostać uwolniona, a u Isabel wieczny strach. Czasami zastanawiał się co było gorsze. Nie wiedział.
- A Max? - Langley zadał to pytanie ostrzejszym tonem
Między nim a Maxem nigdy nie było żadnych dogodnych układów. Kiedy byli mali, słuchali go, a on miał pewną kontrolę nad nimi. Wraz z wiekiem oni zaczęli sobie uświadamiać jaką oni mają kontrolę nad nim. Jaką Max ma kontrolę. Kal nie raz zastanawiał się jak najłatwiej mógłby się pozbyć niewygodnego władcy. Nie wdrażał żadnego planu w życie tylko z jednego powodu – wciąż miał skrawki kontroli, bo Max nie umiał sobie czasami bez niego poradzić. Za każdym razem, gdy tylko były jakieś kłopoty, Kal był o tym od razu informowany. I to dawało mu pewną przewagę.
- Moim zdaniem jest zbyt ostrożny. Powinien być rozważny, owszem. Ale jego niepewność, wahania, nieporadność, to zguba prawdziwego króla.
Był pewien, że w tym momencie Kal zmrużył oczy. Czasami tego nie rozumiał. Chciał się pozbyć Maxa i jednocześnie nie lubił, gdy go ktoś określał mianem złego króla. Z wszystkich historii jakie Zac usłyszał, wiedział, że w poprzednim życiu Zan nie był też najlepszym królem. Tłumaczył więc takie postępowanie Langley'a zwykłą lojalnością albo szczegółem zapisanym w genach. Jaka była prawda? Tego nie wiedział. Tego chyba nikt nie wiedział. Nawet Kal. Nastąpiła chwilowa cisza, aż padło pytanie, którego Zac się nie spodziewał.
- A ta dziewczyna?
Ta dziewczyna. Liz. Przed oczami Zac'a momentalnie przesunął się jej obraz. Na pozór zwykła nastolatka, z burzą hormonów i mnóstwem problemów na głowie. Obecnie problemem głównym był Max. Zac rozumiał uczucie Liz, co wcale nie znaczyło, że ją popierał. Takie ślepe zauroczenie, które raniło nie tylko ją samą ale i kilka osób wokół, nie było dobre. W jego mniemaniu powinna starać się od tego odciągnąć, od uczuć, przestać kochać kogoś kogo nie może mieć. I w tym samym momencie przypomniał sobie siebie samego. Kiedyś też tak miał. Nie mógł przestać kochać, chociaż wiedział, że to już nie jest to samo. Zacisnął powieki na samo wspomnienie o swojej żonie. Zaraz po jej śmierci wpadł w tak głęboką depresję, że potrafił rozmawiać z nią jakby żyła. Potrafił też doprowadzać się do stanu, z którego wyciągać mogli go tylko lekarze. Kiedy teraz myślał o Liz, od razu jakieś wewnętrzne ostrzeżenie dawało mu znaki. Nie chciał, żeby sobie zmarnowała życie nieustanną nadzieją i cierpieniem. Nie chciał, żeby musiała się z tego wyciągać z pomocą specjalistów. Nie była na tyle silna, żeby samej sobie z tym poradzić. Uśmiechnął się lekko. Na samym początku, gdy ją zobaczył, wydała mu się najsłabsza i najbardziej krucha. Z każdą kolejną godziną utwierdzał się w przekonaniu, że wcale taka nie była.
- Mówiąc szczerze, to ona jest z nich najsilniejsza.
Kal dostrzegł dziwny błysk, jaki przedarł się przez zielonkawą część tęczówek mężczyzny. Kiedyś już to u niego zauważył. Ale wtedy żyła jeszcze Serena. Może i był nieczułym kosmitą, potrafił jednak odczytać taki znak. Przechylił swój kieliszek, wypijając do końca drinka.
- Uważaj na to gdzie kierujesz swoje uczucia Grey. - rzucił, wstając

* * *

Max szedł spokojnym krokiem, jakby obawiając się, że gwałtowne lub szybkie poruszanie wywoła jakąś katastrofę. Tego wieczora już się przekonał, że powinien rozważyć wszystkie opcje jakie mogą nastąpić, nim zabierze się do rozmawiania z kimś. Nie... Nim zabierze się do rozmawiania z Liz Parker. Tak, jak bardzo chciał zapomnieć o tym co się stało i wrócić do swojego normalnego życia, tak bardzo odczuwał wciąż pocałunek. Chciał ją odsunąć, mówiąc to wszystko, oświadczając, że nic kompletnie nie czuje. Ale ona chyba wiedziała lepiej od niego co się dzieje. Nie wspominał nic o swojej fascynacji, którą w nim wzbudziła, a mimo to znalazła słaby punkt i wykorzystała to na swoją korzyść. Zacisnął dłoń na poręczy, wspinając się po schodach. Niczym krótkie urywki wizji wrócił do niego cały pocałunek. Opuszki jej palców, jej miękkie usta, jej zapach... Musiał się zatrzymać, żeby nie stracić równowagi. Kiedy stanął tuż przed drzwiami, jakiś podświadomy głos zaczął wykrzykiwać, żeby stąd odszedł. Tylko, że Max nie potrafił nigdy wsłuchać się w swoje wnętrze. Może właśnie to doprowadzało do wszelkich katastrof i problemów. Gdyby kilkanaście minut temu posłuchał swojego wewnętrznego głosu, za nic w świecie nie poszedłby szukać Liz. Przekręcił klamkę, wchodząc spokojnie do pokoju. Światło było zgaszone, ale kiedy tylko zamknął drzwi, zapaliło się. Krew powoli ścinała mu się w żyłach. Niepewny wzrok odnalazł jedynie siedzącą na łóżku Tess. Siedziała prosto, ze wzrokiem wbitym w niego. Kamienna twarz, zero uczuć. Szare oczy spochmurniały, jakby zaraz miała nastąpić w nich burza. Nieświadomy niczego Max uśmiechnął się lekko, podchodząc do niej. Wyciągnął dłoń, żeby dotknąć jej ramienia, ale ona tylko poderwała się z miejsca jak oparzona.
- Coś się stało?
Jego głos był pełen niepokoju. Ale umysł nie pozwalał sobie nawet przyswoić myśli, że to mogłaby być jego wina. Tylko i wyłącznie jego wina. Wpatrywał się w plecy Tess, czekając na jakąkolwiek podpowiedź. Niepewność całkowicie nim zawładnęła, gdy tylko dziewczyna się obróciła. Po jej policzkach spływały łzy. Ale nie tak, jak ostatnio. Tym razem były to bardziej krople gniewu i frustracji. Pięści miała zaciśnięte, a usta niebezpiecznie rozchylone. Jedyne co się u niej nie zmieniło to spojrzenie. Zawsze patrzyła na niego tak samo, z takim samym uczuciem, tą samą miłością. Mogła być na niego wściekła, ale w jej oczach zawsze odnalazł uczucie i przebaczenie.
- Max, nie rób ze mnie idiotki. - powiedziała przez łzy, starając się brzmieć na wściekłą i groźną – Widziałam was.
- Nas? - przez chwilę chłopak nie rozumiał
Ale po kilku sekundach dotarło do niego. Znów powróciło krótkie, przyjemne wspomnienie. Tylko, że cała przyjemność z niego wyparowała w tym momencie. Widziała, jak Liz go całowała. Widziała jak odwzajemniał pocałunek. Świadomość ocknęła się nagle. Oto stał teraz przed największym błędem jaki popełnił w życiu. Nie wiedział jak do tego doszło. Czy to przez niepewność czy przez fascynację... Ale stało się. Praktycznie złamał serce jedynej osoby, na której mu tak bardzo zależało, która oddała dla niego wszystko i była zmuszona do stawiania czoła tylu sytuacjom, którym on sam by nie podołał.
- Przepraszam. - tylko to krótkie, przyciszone słowo wydobyło się z jego ust
Ona wciąż się w niego wpatrywała. Prawie ją zabił, wbił jej nóż w plecy i to kilkakrotnie. A jeszcze kilka godzin temu przyrzekał, że kocha tylko ją i zawsze będzie. Czy to mogło się zmienić w ciągu tak krótkiego czasu? Spojrzała na niego ponownie. Była wściekła sama na siebie. Powinna odejść, powinna go zostawić, powinna dać sobie spokój, powinna go uderzyć z całych sił i nie pozwolić mu się nigdy więcej do siebie zbliżyć. Powinna...
- Jestem głupia... - jęknęła
Jej ciało błyskawicznie znalazło się tuż przy nim, wtulając w jego ramiona. Nie potrafiła tak po prostu od tego odejść. Pozbawić samą siebie jego ciepła i jego szeptu. Chociażby nie wiadomo ile krzywd jej wyrządził, ona wciąż go kochała. I za to nienawidziła samej siebie. A może przeczuwała, że to wszystko, to całe piekło jakie się właśnie wokół niej rozpętało, to tylko przejściowa burza. Burza, po której wzejdzie słońce i zaświeci tylko dla niej.

* * *

Liz z samego rana weszła do kuchni, rozglądając się uważnie. Szukała telefonu, licząc na to, że będzie uda jej się z niego skorzystać bez niepotrzebnych świadków. Ale ledwo wyciągnęła dłoń po słuchawkę, usłyszała zimny, przeszywający głos, który momentalnie ją obrócił.
- Gdzie dzwonisz?
Dziewczyna rzuciła Kal'owi skołowane spojrzenie. Sama nie wiedziała co chciała udowodnić. To, że się go nie boi czy to, że się bardzo boi? Pochyliła nieco głowę, ale nie na tyle, żeby wyglądać jak winna morderstwa trzeciego stopnia.
- Jeszcze nigdzie. - odpowiedziała – Ale chciałam zadzwonić do mojej przyjaciółki.
O tak, miała zamiar zadzwonić do Marii i powiedzieć jej, że jednak tak szybko nie wróci. Poza oczywiście wyjaśnieniami miała ogromną ochotę ją po prostu usłyszeć. Dowiedzieć się co u niej, posłuchać jej trajkotania, jej głosu. Brakowało jej tego. A teraz, kiedy jeszcze wpakowała się w coś takiego, tym bardziej potrzebowała jakiejś odskoczni.
- Po co?
Po co? Najchętniej by jej wszystko powiedziała, od A do Z, włącznie ze wszystkimi kosmicznymi wątkami. Chciałaby ponarzekać na to jaki gospodarz jest obleśny i przerażający. Chciałaby powiedzieć jak sytuacja się skomplikowała i jak pocałowała Maxa. Musiała to z siebie wyrzucić, a nie miała komu o tym powiedzieć.
- Maria wie z kim wyjechałam i w jakim celu, więc sądzę, że powinna wiedzieć, że dojechaliśmy cali i zdrowi. - jej ton zaczynał stawać się chłodny
Usta kosmity otworzyły się, prawdopodobnie, żeby ją uciszyć, zabronić jej nawet zbliżania się do telefonu lub żeby jej grozić użyciem swoich zdolności. Jednak Kal nie zdołał nic powiedzieć, bo wtrącił się ktoś z boku.
- Może lepiej będzie jeśli pojadę po tą Marię?
Liz momentalnie obróciła głowę. W progu stał Zac, przyglądając się jej uważnie. A umysł brunetki zamiast analizować jego propozycję, zamiast włączyć funkcję radości, że ktoś ją popiera, kierował jej myśli w zupełnie innym kierunku. W kierunku samego mężczyzny. Nieświadomie przygryzła wargę, wlepiając oczy w jego na wpół rozpięto koszulę. Dopiero jego kolejne słowa wyrwały ją z transu hormonów.
- Skoro Maria wie, to dla jej dobra i naszego, lepiej będzie jeśli ją tu przywiozę.
Langley nie odezwał się ani słowem, tylko pokręcił głową i wyszedł klnąc pod nosem. Zostali sami. Po przeciwnych stronach kuchni, wpatrując się w siebie, jakby widzieli się pierwszy raz. I to pogrążało Liz coraz bardziej. Za każdym razem gdy na niego spoglądała, czuła się, jakby patrzyła na niego po raz pierwszy. Jakby był największą niespodzianką, jaka ją spotkała. Jakby mogła coś do niego czuć...

* * *

Liz siedziała na blacie kuchennym, obierając kolejną pomarańczę. Uwielbiała ten zapach, który potem na długo pozostawał na jej dłoniach. Wszyscy byli rozproszeni po domu, a ona tylko liczyła na to, że nikomu nie zachce się wejść do kuchni. Potrzebowała samotności. Chwili wytchnienia. Zac trzy dni temu pojechał do Roswell. Ona była skazana na siedzenie tutaj i przyglądanie się co jakiś czas jak Tess i Max nie mogą się od siebie oderwać. Za pierwszym razem, tych kilka dni temu, gdy tylko zeszli na śniadanie, coś ją mocno zabolało. Wiedziała co. Pewien wieczór zakończył się dla niej praktycznie euforią. Za to ranek przyniósł śmierć. Byli razem i nic nie mogło tego zmienić. I to chyba bolało jeszcze bardziej. Doskonale wiedziała, że zawsze będą razem, że nic tego nie zmieni, a mimo to ciągle jej uczucie pozostawało a nawet narastało. A potem powróciły słowa Zac'a, że powinna się od tego uwolnić. Czasami bardzo chciała zapomnieć co czuje i stać się znów zwykłą, rozluźnioną nastolatką, bez niepotrzebnego balastu uczuciowego. Tylko, że im bardziej się starała to przerwać, tym mocniej pragnęła być przy nim. To stało się jak nieprzyjemne uzależnienie. Przełknęła kawałek pomarańczy, zagłębiając się w kwaśnym odmęcie własnego cierpienia.

Stłumić chciałam ból myśli nieprzerwany
sięgnęłam po niebezpieczny owoc zakazany
Kwaśna mieszanka wypełniła pustkę mą
wlałam całą gorycz swoją w truciznę tą


Każdy kolejny kęs przynosił jeszcze więcej bólu i skołatanych myśli. Żeby się tego wszystkiego pozbyć, musiała wykonać jeden ruch. To było najcięższe. Wykonać ten jeden drobny kroczek ku wolności. Najbardziej bała się chyba tego, że nie będzie w stanie utrzymać równowagi i spadnie w dół prosto w jego ramiona. A kiedy to nastąpi już nie będzie się umiała opierać. Kwaśny sok zabulgotał w jej żyłach, domagając się ostatecznej decyzji. Liz przymknęła powieki. Jakkolwiek nie postąpi, będzie to dla niej tylko kolejnym krokiem do emocjonalnej śmierci. Zsunęła się powoli z blatu, chowając skórki pomarańczy do kieszeni. Wolała mieć przy sobie ten destabilizujący zapach, bo mimo wszystko, tylko on potrafił kontrolować jej zmysły.

* * *

Spotkała Maxa w połowie drogi do wyjścia. Może to był przypadek, a może on tez chciał już ostatecznie przeciąć to wszystko. Sytuacja się ułożyła na korzyść Liz. Wiedziała, że gdyby go tu nie spotkała w hallu, to poszła by dalej i stchórzyła. I znów dławiła się kwaśnawą posoką, nie pozwalając jej spłynąć w dół do swoich żył. Stali w milczeniu, czekając na to, które rozpocznie pierwsze.
- Max – Liz wreszcie wydobyła z siebie głos
Nie przerywał jej. Wolał, żeby to ona mówiła. Tak, wolał żeby w ogóle mówiła. Bo gdy mówiła, były mniejsze szanse na to, że dojdzie do czegoś nieplanowanego. A jej wystarczyło to jedno słowo, żeby wszystko się z niej uwolniło i wytoczyło wzburzonym, kwasnym, pomarańczowym potokiem.
- Przepraszam – jęknęła – Przepraszam za to, że... że się w tobie zakochałam. Ja wiem, że ty jesteś z Tess, że ją kochasz. Dlatego przepraszam. I... ja zapomnę, oduczę się. - lekko się uśmiechnęła, ale był to raczej ten rodzaj uśmiechu, który prowadzi za sobą łzy – Kochaj ją mocno...
Obróciła się i wykonała krok w przód, chcąc uciec szybko. Ale zastygła w miejscu, gdy zobaczyła na progu Zac'a. Normalnie, zastanawiałaby się, kiedy wszedł i ile z ich rozmowy słyszał. Jednak jego oczy były tym razem niesamowicie szare, a wyraz twarzy kamienny. Coś się musiało stać...

c.d.n.
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Wed Sep 08, 2004 7:01 pm

HA, mówiłam, że to Tess stała w oknie 8)

_liz, _liz, przechylasz tą szalę to w tę, to wewtę :wink: Po dzisiejszej części mam raczej przeczucie, że to się skończy Rebelkowo... Albo w ogóle się nie skończy :roll: Tzn owszem skończy się opowiadanie, ale nie koniecznie konkretnie z jakąś happyendową parą...

Ta ostatnia wypowiedź była urocza, naprawdę... Nie w tym dobrym, radosnym sensie, raczej w tym smutnym. Liz oświadczyła, że rezygnuje z walki o Maxa... I dobrze :P I to "kochaj ją mocno"... Urocze.

No i w końcu Zac z kamiennym wyrazem twarzy... Czyżby coś się stało z Marią? Oj chyba będzie... kwaśno :roll:

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Thu Sep 09, 2004 6:05 pm

Nareszcie nowa część! :D Znowu fundujesz nam w końcówce emocjonalny balans, ale to tylko sprawia, że chce się czytać więcej.
Widziała, jak Liz go całowała. Widziała jak odwzajemniał pocałunek. Świadomość ocknęła się nagle. Oto stał teraz przed największym błędem jaki popełnił w życiu.
Dopiero teraz do tego doszedłeś Max? Może trzeba było o tym pomyśleć, zanim pogruchotałeś serce Tess i Liz? :evil:
Może to dobrze, że tylko Liz mówiła podczas ich rozmowy przed przybyciem Zaca. Chyba wystarczająco dużo się na nich napatrzyła, nie musi teraz słyszeć prosto z jego ust, że to był błąd. Nie wiem, co mógłby powiedzieć, ale to dość prawdopodobne.
Dobrze, że Liz daje sobie spokój, chociaż nie jest to dla niej łatwe. :(
Mam nadzieję, że wieści, z którymi przychodzi Zac, nie są aż TAK straszne. :?

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Wed Sep 15, 2004 11:26 am

Nowa wrote:HA, mówiłam, że to Tess stała w oknie
_liz specjalnie tak to rozegrała, bo ja obstawiałam Zac'a :evil:

---

Czyżby Max był jakąś nową odmianą narkotyku? :roll: :wink: Bo i Tess nie potrafi mu nie przebaczyć tego, że całował się z inną:
Była wściekła sama na siebie. Powinna odejść, powinna go zostawić, powinna dać sobie spokój, powinna go uderzyć z całych sił i nie pozwolić mu się nigdy więcej do siebie zbliżyć. Powinna...
- Jestem głupia... - jęknęła
(...)Nie potrafiła tak po prostu od tego odejść. Pozbawić samą siebie jego ciepła i jego szeptu. Chociażby nie wiadomo ile krzywd jej wyrządził, ona wciąż go kochała. I za to nienawidziła samej siebie
Jak również Liz - choć wie, że to co robi, nie jest dobre, choć Zac radził, by uwolniła się od tego uczucia:
im bardziej się starała to przerwać, tym mocniej pragnęła być przy nim. To stało się jak nieprzyjemne uzależnienie
Ach, czego się nie robi z miłości... :wink:
A jednak Liz decyduje się z tym skończyć, może na razie słowami, bo myśli o Maxie jeszcze długo będa zaprzątać jej głowę.
- Przepraszam – jęknęła – Przepraszam za to, że... że się w tobie zakochałam. Ja wiem, że ty jesteś z Tess, że ją kochasz. Dlatego przepraszam. I... ja zapomnę, oduczę się. - lekko się uśmiechnęła, ale był to raczej ten rodzaj uśmiechu, który prowadzi za sobą łzy – Kochaj ją mocno...
Have a nice life... :| To dobrze, że Liz wreszcie zrozumiała, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Ale czy aby nie za późno? Już zdążyła namieszać w umyśle Maxa - najpierw wyznała mu miłość, potem ten pocałunek, a teraz wycofuje się z tego wszystkiego, jak gdyby chciała zatrzeć wszystkie ślady swojego uczucia...Ale ślady są i pozostaną, w niej, w Maxie, w Tess...

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: Bing [Bot] and 2 guests