Ruchome piaski

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Thu Jun 10, 2004 2:56 pm

Kivar(...)zbyt szybko zaczyna okazywać swoje uczucia zewnętrzne.
, ja się z tym nie zgadzam, zwłaszcza po tych jego słowach
- Nie zmieniłem wyroku.
, ale każdy może mieć swoje zdanie :lol:
Czytaj między wierszami...

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Jun 10, 2004 3:24 pm

Kivar za dużo się uśmiecha, ale to tylko moje skromne zdanie. Chodzi mi o to, że jak na takiego drania zbyt szybko zaczyna okazywać swoje uczucia zewnętrzne.
Heh :haha: Tego akurat nie zauważyłam. Moze tak jakos nieświadomie mi wyszło. ale raczej te wszystkie uśmiechy sa gra pozorów. To nie są takie zwykłe, szczere uśmiechy, tylko typowe uśmieszki... chyba wiesz co mam na myśli. Nie musicie się obawiać, że Kivar szybko się zmieni, co to to nie! W nim się dopiero zaczyna wszystko łamać i cucić :twisted: Teraz bardziej powinniście się martwić o Liz, bo przechodzi niezły kryzys...
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Jun 20, 2004 5:45 pm

_Liz znasz może jakieś inne opowiadania o parze Traitors?
Cóż, nie ma zbyt wielu opowiadań o tej parze, a mówiąc szczerze to jest ich naprawdę mało, więc zachecam do tworzenia :wink: Ale znam trzy dobre opowiadanka:
1) "Embracing the enemy" by Gaudicia ("Sypiając z wrogiem")
2) "Not bad for a human" by addicted2Kivar
3) "Pledge of honor" by Cinder


Wiem, ze dośc długo czekałyście na kolejną część, ale nie myście, że całkiem o tym opowiadanku zapomniałam. O nie! Dzisiaj skończyłam przepisywać kolejną część i mam nadzieję, że się wam spodoba...


VIII

Siedziała skulona w łóżku. Nie mogła zasnąć. A może nawet nie chciała. W tym świecie wszystko było inaczej. Nie tylko otoczenie. Sama czuła się inaczej i to właśnie ją przerażało. Nie odczuwała początkowo tych zmian, ale teraz już wyraźnie je umiała odczytać. Zmiany dotyczyły jej zachowania, jej czucia, jej zmysłów. Miała wrażenie, ze zaczynały ją zawodzić albo świrować. Tak jak w przypadku zbyt gwałtownej reakcji w fabryce wszystkie urządzenia, wahadła, ciśnieniomierze zaczynały wariować, tak samo było w tym momencie z jej wnętrzem. Straciła kontrolę nad tym wszystkim. Zaczęła giąć się i powoli oddawać we władzę najmniej odpowiedniej osobie. Liz potrząsnęła gwałtownie głową. To musiało się skończyć. W taki czy inny sposób. Nie mogła dłużej znosić tego ciężaru i piekącego poczucia winy. Miała trzy wyjścia. Zażądać odesłania na Ziemię i modlić się, aby Kivar się zgodził. Mogła poprosić też o rychłą śmierć. Albo zapomnieć o swojej przeszłości, wyrzec się tego co było do tej pory i pozostać tutaj nurzając się w chwilowym wariactwie. Cokolwiek miała wybrać i tak potrzebowała na to zgody Kivara. Wzdrygnęła się na samą myśl, że on naprawdę zaczął przejmować kontrolę nad jej życiem. Z drugiej strony to wcale nie było takie proste, jakby się wydawało. Czuła się osaczona przez niego, ale nigdy z jego ust nie padło nic, co całkowicie by ją ograniczało. Przecież nie bronił jej swobodnie spacerować po całym pałacu, nie zamykał jej na klucz, pozwalał jej nawet na nie kontrolowanie samej siebie i mówienie tego, co chciała mówić. To wcale nie wyglądało na przejmowanie kontroli. A mimo wszystko z podekscytowaniem czekała na każde kolejne spotkanie. Bała się i nie mogła doczekać. Wzburzone sprzeczności zaczęły targać jej życiem, doprowadzając do tego, że wkrótce naprawdę będzie potrzebowała kogoś, kto ją podniesie i mocno nią wstrząśnie. Ale wiedziała też, ze będzie musiała podjąć inną bardzo ważną decyzję. Po raz pierwszy nikt nie podejmie jej za nią, po raz pierwszy nikt się za nią nie poświęci i nie będzie w stanie jej chronić. Dziewczyna wstała, powoli w obawie, ze straci równowagę. Musiała z kimś porozmawiać. Ale nie z nim. Jeszcze nie teraz...

* * *

Serena leżała na posadzce z przymkniętymi oczami, chłonąc zimne powietrze. Najwyraźniej doskonale wyczuła, ze ktoś stoi obok niej, bo drgnęła lekko. Ale nie otworzyła oczu, tylko nieco się uśmiechnęła. Miała naprawdę wyostrzone zmysły, jak jej brat, tylko ona korzystała z nich inaczej. Przesunęła się na posadzce tak, aby postać drobnej brunetki mogła ułożyć się obok niej. Liz zawahała się, nie oczekiwała aż takiej poufałości. Mimo to położyła się na zimnej podłodze, spoglądając w niebo. Zawsze sądziła, ze wszędzie na świecie niebo wygląda tak samo, zwłaszcza nocne niebo. Ale myliła się. Tutaj było innej. Już zaczynała pogrążać się w mrocznym powietrzu, kiedy przypomniała sobie cel przybycia do komnaty zielonookiej kosmitki. Nie wiedziała jednak jak zacząć, od czego, jak to wszystko wyjaśnić, jak poprosić o rade kogoś kogo zupełnie nie znała, a mimo to ufała. Serena nabrała głęboko powietrza.
- Trudna decyzja, co? – zapytała półszeptem
Liz przekręciła głowę, spoglądając na nią. Umiała też czytać w myślach? Decyzja była bardzo ciężka, zwłaszcza jeśli miało się taki mętlik w głowie, że już się nie wiedziało o czym trzeba było zadecydować. Przytaknęła jednak.
- Powiedziałabym ci, że powinnaś zrobić to, co czujesz – zaczęła Serena spokojnie – Ale ty chyba sama nie wiesz co czujesz.
Liz zdziwiła się jak wiele Serena potrafi wyczytać z własnego przeczucia. To prawda, nie miała pojęcia co się dzieje. Chciała wrócić na Ziemie, chciała ich wszystkich ponownie zobaczyć, znów znaleźć się przy Maxie i poczuć się bezpiecznie. Tylko co byłoby potem? Pewność miała tylko w jednym, że jej uczucie do Maxa nie wyglądałoby tak, jak kiedyś. Już tak nie wyglądało. Zaczęłaby się od niego odsuwać, zaczęłaby szukać kogoś przy kim znów mogłaby zadrżeć... Jakaś drobna cząstka jej chciała też zostać tutaj. Z każdym dniem czuła się coraz lepiej, coraz bardziej przywiązywała się do tego miejsca. I chyba wbrew własnej woli zaczęła przywiązywać się do niego. Były momenty, w których miała wrażenie, że się uśmiecha, że lód topnieje, że widzi ją nie tylko jako przynętę, ale jako kogoś z uczuciami, kogoś kogo się szanuje. A w drugiej sekundzie wszystko gwałtownie obracało się w drugą stronę i znów był zimny, okrutny, bezwzględny. Chciał ciągle jednego – śmierci Maxa.
- Dlaczego chce ich zabić? – Liz zapytała cicho
- Nie tyle ich, co jego. – sprostowała kosmitka – Z bardzo prostego powodu. Z zemsty...
Zemsta. Tak, to słowo słyszała tutaj już nieraz. Tylko każda zemsta potrzebowała motywu, dla którego powinna zostać przeprowadzona. Nie umiała jej dostrzec. Ze wszystkich opowieści wiedziała tylko to, że wykorzystał Vilandrę, żeby pokonać Zana. Zależało mu tylko na tronie. Okazuje się, ze było coś więcej. I nie mogła powstrzymać swojej ciekawskiej, ludzkiej natury, żeby nie zapytać o przyczynę tego całego zamieszania.
- Dlaczego?
Zapadła cisza. Liz poczuła jak napięcie w powietrzu narasta. Najwyraźniej poruszyła niewłaściwy temat. Serena wstała bez słowa. Brunetka spojrzała na nią i podniosła się z posadzki. Nie oczekiwała odpowiedzi. Skierowała się do drzwi, nie chcąc dłużej denerwować swoją obecnością Sereny. Kiedy była już blisko, usłyszała tylko dwa słowa padające z ust kosmitki:
- Przez Ellisienne.

* * *

Nie musiała szukać jego komnaty, bo wiedziała, że i tak nie zastanie go tam. Drzwi od wielkiej sali były uchylone, a jasny strumień światła wypływał na korytarz. Zebrała w sobie wszystkie siły i weszła do środka. Siedział na schodach przed tronem i wpatrywał się w podłogę. Zauważył, ze weszła, ale nie spojrzał na nią, nie drgnął, nic nie powiedział. Nie mogła też stwierdzić, ze coś go martwiło. Był raczej pusty, wypalony albo po prostu zmęczony. Może to nie był najlepszy moment na zadawanie takich pytań? Ale w jego przypadku żaden moment nie wydawał się być właściwym. Podeszła bliżej, nie odrywając od niego wzroku.
- Kim była Ellisienne? – jej głos był tak cichy, że normalny człowiek nawet by nie zauważył, ze coś powiedziała
Kivar jednak usłyszał to doskonale. Jego głowa błyskawicznie uniosła się, a stalowy wzrok przeszył jej ciało na wylot. Zmrużył oczy i zmarszczył czoło. Zauważyła jak blednie, a jego pięści zaciskają się mocno. Od razu pożałowała, ze zapytała o to. Miała ochotę uciec i zamknąć się w swoim pokoju, byle tylko uniknąć jego furii. Jednak to co nieuchronne zbliżało się wielkimi krokami.
- Nie twoja sprawa, człowieku. – chłodny i przeszywający ton przyprawił ją o ciarki i znów wrócił do nazywania jej człowiekiem, gorszym gatunkiem
Przymknęła powieki i wykonała krok do tyłu. Musiał to zauważyć, bo od razu wstał i podszedł do niej. Każdy jej krok do tyłu powodował jego dwa kroki do przodu. I mogła się wciąż cofać, gdyby nie poczuła pod plecami ściany. Teraz nie było ucieczki. Jego postać była tuż przed nią, praktycznie przyciskając jej ciało do ściany. Spojrzała w bok, nie potrafiąc wytrzymać kontaktu wzrokowego. Przełknęła ślinę i spróbowała swoich sił:
- Dlaczego znów tak do mnie mówisz?
- Bo jesteś człowiekiem. – odpowiedział prosto, przysuwając swoją twarz do niej – Prawda?
Przytaknęła. W końcu była człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jego oddech odbił się od jej policzka:
- I czujesz jak człowiek, prawda?
Ponownie przytaknęła. Jego prawa ręka oparła się o ścianę z lewej strony jej głowy, natomiast jego lewa dłoń wsunęła się na jej talię. Kiedy gwałtownie nabrała powietrza, uśmiechnął się i zapytał:
- Kochasz?
Jej wzrok powoli powrócił na jego twarz. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie rozumiała kontekstu tego pytania. Kocha? Ale co? Kogo? Szukała odpowiedzi w jego spojrzeniu, odnalazła tam tylko powód swojego jęku. Determinacja, pożądanie, szacunek tworzyły niesamowitą mieszankę, która ugięła jej kolana. Nawet nie wiedziała dlaczego, ale jej usta same odnalazły jego wargi. I wszystko zawirowało. Miała wrażenie, ze cofa się w czasie, a wszystko wokół rozmywa się. Nagle pojawiły się obrazy.

* * *

Stała na tarasie. W lekkiej sukience, na boso. Jej jasna skóra odbijała blask księżyca a ciemne włosy otulały nagie ramiona. Mężczyzna podszedł do niej i objął jej drobne ciało, chcąc ją ogrzać. Ale to ona była źródłem jego ciepła. Dziewczyna uśmiechnęła się i z ufnością wtuliła w jego ramiona. W takich drobnych chwilach wiedział, że jest jego, tylko jego. Jego Ellisienne.
~*~
Tulił jej martwe ciało do siebie. Strugi krwi plamiły jego dłonie i koszulę. A on tulił ją jeszcze mocniej, nie zwracając uwagi nawet na to, co działo się wokół. Wszyscy stali zdruzgotani i wpatrywali w ciało nieżywej dziewczyny. Jej ciemne włosy mieszały się z jasną krwią, a poszarpana sukienka lgnęła do zimnego ciała. Wtedy po raz pierwszy płakał. Po raz pierwszy i ostatni. Tej samej nocy przysiągł, że zabije Zana i całą Królewską Czwórkę.


* * *

Oderwała się od niego i nabrała głęboko powietrza. To było takie surrealistyczne... Usiłowała zapanować nad wciąż reagującym ciałem. Ale nie mogła. Miała wrażenie, ze za chwilkę osunie się w dół. Gwałtowne trzask drzwi poderwał ją i spowodował odsunięcie się Kivara od niej. Mętny wzrok padł na postać małego chłopca, który bezczelnie zakłócił sytuację. Poczuła ostry zawrót głowy, kiedy dotarły do niej jego słowa:
- Mamy ich, panie.

c.d.n.
Image

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Sun Jun 20, 2004 6:04 pm

:wow: :wow: :jaw: :jaw: sama nie wiem co mam powiedzieć, poprostu mnie zatkało...... muszę ochłonąć. Na razie raczej nic konstruktywnego nie napiszę

_liz to było pięknę, myślałam, że już mało co może mnie zaskoczyć w tym opowiadaniu, ale twoje pisanie jest świetne i bardzo oddziałowywują na czytającą osobę.

Przy okazji, doszło do ich pierwszego pocałunku (takiego pocałunku) :D

_liz błagam zamieść jak najszybciej kolejną część. PLISSSSSSS
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Jun 20, 2004 11:07 pm

Piękne :?: , to było okropne :!: , to co się zdarzyło było okropne, jak ona mogła go pocałować :x . I to jego "człowieku" jakby była czymś gorszym, bawi się nią jak lalką, a ona mu na to pozwala, chyba już jej odbiło, ma klapki na oczach :evil: .
Nie, ja raczej, na pewno, nie mam przekonania do tej pary, albo Liz jest z Michael'em albo, ewentualnie, z Max'em :roll:
Czytaj między wierszami...

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Mon Jun 21, 2004 8:55 am

Ja tam się nie dziwię. Kivar, ma w sobie coś takiego, że trudno mu się oprzeć. Może Liz nie chce już być marzycielką. Może pragnie przerwać monotonię w swoim życiu. Przeżyć coś niebezpiecznego, podniecającego. :)

_Liz świetna część. Tylko jedno mi się nie podobało. Była za krótka. :lol:

Btw mogłabyś podać adresy tych opowiadanek. Bo nie mogę ich znaleźć.
Image

User avatar
Olka
Redaktor
Posts: 1365
Joined: Tue Jul 08, 2003 1:14 pm
Contact:

Post by Olka » Mon Jun 21, 2004 10:52 am

_liz wrote: - Kochasz?
Jej wzrok powoli powrócił na jego twarz. Nie wiedziała co odpowiedzieć. (...) Determinacja, pożądanie, szacunek tworzyły niesamowitą mieszankę, która ugięła jej kolana. Nawet nie wiedziała dlaczego, ale jej usta same odnalazły jego wargi. I wszystko zawirowało. Miała wrażenie, ze cofa się w czasie, a wszystko wokół rozmywa się. Nagle pojawiły się obrazy.
Chemia i już! Wszyscy o niej zapominamy, alebo nadajemy jej różne imiona: motylki w brzuchu, czy ściskanie w dołku, albo pożądanie. I to czuje Liz - młoda dziewczyna, którą wysoki przystojniak przyparł do muru. Jej reakcja jest jak najbardziej właściwa, więc się nie dziwcie. Oprzeć się w takiej sytuacji może tylko osoba, która już kogoś kocha, a i to nie zawsze pomaga. A skoro wiemy, że Liz sama nie jest pewna, co do swoich uczuć w stosunku do Maxa... No cóż, dla mnie jej reakcja wprowadza większą dozę realności 8)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Jun 23, 2004 3:50 pm

Galadrielo "Embracing the enemy" możesz odnaleźć tutaj pod tytułem "Sypiając z wrogiem". Co do pozostałych dwóch opowiadań, oto linki:

Not bad for a human

Pledge of honor

to co się zdarzyło było okropne, jak ona mogła go pocałować . I to jego "człowieku" jakby była czymś gorszym, bawi się nią jak lalką, a ona mu na to pozwala, chyba już jej odbiło, ma klapki na oczach
Aras nie podejrzewałam, że aż tak cię to zbulwersuje. Cóż... Liz powoli przestaje mieć nad sobą kontrolę, a raczej nad tym co czuje. Choćby nie wiadomo jak okropne się to wydawało i jak bardzo niemożliwe, ona powoli zaczyna przywiązywać się do Kivara. Nie ma klapek na oczach, o czym przekonasz się w nowej części. A z tym pozwalaniem na mówienie "człowieku". Hmmm... a co miała zrobić? Przecież właściwie ona jest więźniem, jeden niewłaściwy krok i Kivar od razu ją zabije. (No my wiemy, że chyba by tego nie zrobił, ale ona tego nie wie)
Chemia i już!
Krótko, zwięźle i na temat! :haha:

Właściwie miałam zamieścić tę część jutro, ale skoro już zamieszczam pozostałe opowiadania, to i "Piaski" zamieszczę dzisiaj. Ta część jest dłuższa od poprzedniej, ale również kończy się w... ekhm... nieodpowiednim momencie (czyli tak jak nie lubicie - przerywam, gdy chce się wiedzieć, co dalej). Miłego czytania...




IX

Liz poczuła jak jej ciało napina się a potem szybko traci równowagę. Mieli ich. Doskonale wiedziała o kogo chodziło. Krótkie, zwięzłe zdanie, a wprowadziło zamęt, jakiego by się nie spodziewała. Byli tutaj. Oni. Michael, Isabel, Max. Max... to słowo zaczęło wirować w jej umyśle niczym karuzela. Błędny wzrok nie odrywał się od postaci Nicholasa, którego wręcz rozpierała duma. To o czym zawsze marzył, co było jego największym celem, właśnie się spełniło. Oznaczało to jednocześnie realizację najgorszego koszmaru Liz. Przymknęła powieki, łudząc się, ze gdy je otworzy wszystko zniknie niczym zły sen. Tak się jednak nie działo. Stała wciąż nieruchomo, usiłując odzyskać panowanie nad zmysłami i rozumem. Musiała jakoś zareagować. Chciała jakoś zareagować. I nie potrafiła. Czyjeś kroki oderwały jej wzrok od rozmazanej postaci chłopca. Do sali wpadła Serena, najwyraźniej bardzo czymś przejęta. Zatrzymała się i przebiegła wzrokiem po zgromadzonych. Kiedy nikt się nie odezwał, a sytuacja stawała się bardziej napięta, zrozumiała, że nie myliła się. Siedząc na swoim balkonie widziała, jak trójka obcych osób jest gwałtownie wpychana do pałacu. I była w stanie przysiąc, że dostrzegła w nich odzwierciedlenie dawnych twarzy, które miała okazję już zobaczyć. Logika jednak nie pozwalała jej na uwierzenie w to. Teraz wszystko stało się jasne. Wzrok jej nie zawiódł. Zielone spojrzenie przesunęło się powoli. Nicholas stał wyprostowany, z uniesioną głową, pełen dumy i poczucia wyższości. Czasami Serena odnosiła wrażenie, że miał o wiele większe łaknienie mordu niż Kivar. Przemieściła wzrok na drobną brunetkę, która ledwo trzymała się na nogach. Mętny wzrok błądził po sali, a ciało przeszywały drobne konwulsje, usta mamrotały coś. Wiedziała, że Liz z całą pewnością nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nie przeczuwała nawet, że Kivarowi kiedykolwiek uda się pojmanie Zana. Ale nie doceniała uporu i determinacji jej brata. On natomiast zachowywał kamienną twarz. Nawet najmniejszy uśmiech tryumfu nie pojawił się na jego ustach, ani żaden grymas. Nic. I to było najbardziej niepokojące. Oznaczało bowiem, że planuje coś nieprzewidywalnego. Jego wzrok przesunął się na Liz. Zmarszczył czoło, widząc jak dziewczyna traci świadomość. Ale nie wyglądał też na chętnego do łapania jej osuwającego się na ziemię ciała. Jego zimny głos ocucił Liz:
- Przyprowadź ich tutaj.
Obróciła głowę i spojrzała na niego. Już na nią nie patrzył. Lodowe ciarki przeszyły jej ciało. Liz czekała na kolejny ruch, na jakiekolwiek słowo. Najbardziej chyba liczyła na to, że pozwoli jej odejść. Nie, że każe jej wyjść! Zacisnęła powieki i jęknęła. Czuła się jak najbardziej winna. To przez nią tu byli. A ona nie umiała im teraz spojrzeć w oczy. Nie wiedziała jak zareagować na ich widok. Wieczorami wyobrażała sobie ich ponowne spotkanie, a teraz wolała go nie przeżywać. Bo nie wiedziała jak zareaguje widząc Maxa. Czy powinna paść mu w ramiona i zacząć przepraszać? Czy może zamilknąć i nawet na niego nie patrzeć? Mogłaby teraz wyjść, wyminąć ich wszystkich i zamknąć się w swoim pokoju. Tylko jakoś nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zerknęła na Nicholasa, a potem ponownie na Kivara. Nie. Nie powinna wychodzić, nie powinna ich zostawiać z nimi. Nie wiadomo do czego dojdzie. Wolała być świadkiem tego wszystkiego, aby móc zareagować w nieprzewidzianej sytuacji. Mały chłopiec błyskawicznie obrócił się na pięcie i wyszedł. Liz drgnęła. To była jej ostatnia szansa na odwrót. Trzy... dwa... jeden... za późno. Ciemny wzrok szukał oparcia w zielonookiej kosmitce. Ta lekko się uśmiechnęła, ale był to raczej cień imitacji uśmiechu, w ogóle nie podtrzymujący na duchu. Serena powoli podeszła do schodków i usiadła na swoim tradycyjnym miejscu, wbijając spojrzenie w Ziemiankę. Liz nabrała powietrza i spojrzała na Kivara. Mężczyzna na nią nie patrzył, tylko ze stoickim spokojem usiadł na tronie, czekając na „gości”. Dziewczyna jęknęła. Czuła, że jeśli zaraz nie ruszy się, to jej ciało odmówi posłuszeństwa całkowicie i runie jak długa na posadzce. Zebrała więc wszystkie swoje siły i wykorzystała je do przesunięcia swojego ciała. Wspięła się niepewnie po schodach i zajęła miejsce na ostatnim ze schodków, tuż obok jego tronu, tak jak ostatnio. Nie mając co zrobić z drżącymi dłońmi, splotła je niezręcznie, wbijając paznokcie we wnętrza rąk. Zamknęła oczy, aby jeszcze na chwilę móc ochłonąć. Coraz gęstsza i bardziej dławiąca ślina zalegała w jej gardle, tamując dopływ powietrza i blokując drogę dla ewentualnych słów. Momentalnie uniosła głowę, kiedy drzwi się otworzyły.

* * *

Najpierw wszedł Nicholas, wciąż pełen samouwielbienia. Za nim strażnicy prowadzili trójkę niesamowicie przerażonych nastolatków. Liz drgnęła, a w jej oczach zaczęły drgać świetliste łzy. Rozchyliła usta, wypuszczając gorące powietrze, które napełniało jej płuca. Michael nieco poturbowany, z zimnym, zmętnionym spojrzeniem. Isabel całkowicie rozstrojona, drżąca. W ogóle nie przypominała siebie sprzed tych kilku tygodni. I Max, zmartwiony bardziej niż zawsze. Liz nie mogła się powstrzymać, chociaż bardzo chciała opanować wszystko swoje reakcje, nie mogła. Zerwała się z miejsca i podbiegła do nich. Drobne dłonie nerwowo gładziły twarz Maxa, z jej ust wydobywał się miękki, niezrozumiały szept. Ale nie przepraszała. Po prostu chciała wiedzieć czy wszystko z nim w porządku. Czy z nimi wszystkimi wszystko dobrze, czy nie stała im się żadna krzywda. Zawsze myślała o nich w pierwszej kategorii, potem o sobie i o tym co może się stać. Ale byli cali. Przerażeni, ale cali i zdrowi. W tym momencie to było dla niej najważniejsze. Serena ze zdumieniem obserwowała wszystko. Nie pamiętała kiedy ostatnio kogokolwiek przytulała, kiedy ktoś przytulał ją... Wiedziała, że Liz jest niesamowicie uczuciowa, ale nie podejrzewała, ze tkwi w niej aż taki zasób emocji, które w zawrotnym tempie potrafią się zagotować i przejąć nad nią kontrolę. Przesunęła powoli wzrok na brata. Jego twarz nie zmieniła wyrazu, tylko dłonie zacisnęły się gwałtownie na tronie. Miała wrażenie, że za chwilę zmiażdży ramiona złoconego siedzenia. Tylko sama nie wiedziała czy będzie to spowodowane wyłącznie spotkaniem z zabójcą jego Ellisienne i z największym wrogiem, czy może wiązało się to również z reakcją Liz na przybyłych. Zielone oczy ponownie wróciły na postać brunetki. Łzy drażniły oczy Liz, mimo to zmusiła się do powstrzymania ich. Ciepłe oczy Maxa spoglądały na nią z radością i tym wiecznym uczuciem. Zapragnęła znów go przytulić, jak kiedyś, poczuć jego ciepłe ramiona wokół siebie, poczuć się bezpiecznie, nie musieć się o nic martwić. Oplotła ramionami jego szyję, wtulając się w jego ciało. Ale sama nie zrozumiała swojej reakcji, gdy nachylił się bardziej, aby ją pocałować. Po prostu przekręciła twarz, umożliwiając mu jedynie muśnięcie ustami policzka. Chciała jeszcze mocniej go uściskać, ale silne ramiona zaczęły ją odciągać od Maxa i popychać w stronę schodów. Błędny wzrok przemieszczał się po twarzach trójki przyjaciół, potem na twarz strażnika, który ją odepchnął, aż trafił na stalowe oczy Kivara. Zadrżała, czując ostry ścisk w żołądku. Jakiś podświadomy głos zaczął jej uświadamiać co robiła. Cichutkie wyrzuty sumienia zaczęły tętnić w jej żyłach, ale szybko je z nich usunęła, nie odnajdując żadnych powodów do tych wyrzutów. Przycupnęła na pierwszym schodku i zwinęła się w kłębek, wciąż powracając wzrokiem na Maxa. Kiedy tak na niego spoglądała, znów nie mogła zrozumieć, jak można go nienawidzić, jak można chcieć jego śmierci, jak można chcieć go zabić? Ale zimny głos przypomniał jej wszystko co widziała w wizji i czego się domyślała:
- Witaj Zan. – głos Kivara był niezwykle lodowaty i gorzki – Morderco...
- Kto tu jest mordercą? – Michael stanął w obronie przyjaciela
Jemu jednak Kivar nie odpowiedział. Stalowy wzrok wciąż przewiercał na wylot postać Maxa. Liz zauważyła delikatne drganie w kącikach ust mężczyzny. Chłopak odwzajemniał ciężkie spojrzenie, ale nie mógł jednak powstrzymać się, aby ponownie nie zerknąć na drobną dziewczynę. Nie chciał, żeby cokolwiek jej się stało, żeby jeden jego krok sprowadził na nią nieszczęście. To tylko doprowadziło do uniesienia się kącików ust Kivara w pełny uśmiech. Jego typowy kpiący uśmieszek, przesycony tryumfem.
- Nic nie pamiętasz Zan, prawda? – zapytał z rozbawieniem
Max potrząsnął głową. Naprawdę nic nie pamiętał, nic co mogłoby uczynić z niego zdrajcę, mordercę, czy innego potwora. On zawsze był tym dobrym. Ponownie przesunął spojrzenie na Liz. Ale nie patrzyła na niego, jakby nie chciała zdradzać tego, że coś wie, jakby mu nie ufała. Nie możliwym jednak dla Maxa było, aby Kivar miał rację. Mężczyzna tymczasem wstał i zszedł kilka schodków niżej, wciąż nie odrywając niebezpiecznego spojrzenia od Maxa.
- Pozwól, że ci coś opowiem – powiedział dość chłodno – Dawno, dawno temu żył sobie piękny książę Zan, bez zmartwień bez trosk, z ukochaną, wierną świtą u boku. – jego ton kwaśnym echem odbijał się w uszach zgromadzonych, a zwłaszcza w głowie Maxa – Ale pewnego strasznego dnia pojawił się zły czarnoksiężnik Kivar i zburzył idealny domeczek z kart, w którym mieszkał Zan. Nie przypuszczał jednak, że książę ma w sobie tyle okrucieństwa, żeby się zemścić w taki sposób – spoważniał momentalnie, a jego głos byłby w stanie zmrozić w tej chwili wszystko – I Zan zabił jedyną osobę, na której Kivarowi zależało, niewinną Ellisienne.
Gwałtowny poryw wiatru wdarł się do sali, odgarniając włosy Liz do tyłu i powodując momentalne przymknięcie się jej oczu. Złośliwa historyjka Kivara była prawdą czy tego chciała czy nie i w żaden sposób nie mogła w to nie wierzyć. Ale przecież Max to nie Zan, to nie ta sama osoba... Dziewczyna otworzyła oczy i powoli, niepewnie przesunęła wzrok na postać chłopaka. Stracił pewność, stracił równowagę psychiczną. Coś mu mówiło, że tym razem jego największy wróg nie kłamał. Jego spojrzenie zetknęło się ze wzrokiem Liz i teraz zabolało go jeszcze bardziej. Myśli zaczęły zataczać gwałtownie niebezpieczne koła. On zabił jego ukochaną kiedyś, wiec czy Kivar nie ma zamiaru zrobić teraz tego samego...
- Jeśli twój opóźniony ziemski umysł zadręcza teraz pytanie co z wami zrobię, to ci odpowiem. – Kivar podszedł bliżej nich, stając zaledwie kilka kroków od Maxa – Zabiję was.
Max nawet nie drgnął. Nie mógł oderwać wzroku od Liz. Nawet ostatnie słowa Kivara zdawały się go nie ruszać kompletnie. Stalowe spojrzenie powędrowało w stronę, gdzie usilnie wpatrywał się chłopak. Drobna brunetka kuliła się na schodku i zaciskała powieki. Niebezpieczny uśmieszek znów zagościł na twarzy mężczyzny. Zagrodził Maxowi pole widzenia i powiedział:
- Dręczy cię myśl o tym co zrobię jej, prawda? – kiedy Max nie odpowiedział, tylko spojrzał na niego z gniewem, dodał tak cicho, aby tylko chłopak był w stanie to usłyszeć – Na twoim miejscu zwariowałbym ze strachu o to, co mogę jej zrobić i co prawdopodobnie zrobię...

* * *

Liz siedziała skulona, wsparta plecami o łóżko. Kiedy na sali usłyszała, jak Kivar mówi do Maxa o zabiciu go, serce podjechało jej do gardła. Wszystkie mięśnie ścisnęły się niczym zakonserwowane, nerwy zaczęły z osłabieniem wysyłać wszelkie impulsy, które nie były w stanie nawet przeskoczyć przez synapsy. Ledwo powstrzymała się od zerwania się z miejsca i ponownego stracenia panowania nad sobą. Wiedziała, że Zan zabił Ellisienne. Ale wiedziała też, że zabijanie Maxa nie ma tu najmniejszego sensu. Nie dość, że on przecież nie był tym Zanem co kiedyś, teraz był zwykłym chłopakiem, który nawet nie miał ochoty pamiętać o tym kim jest, to jeszcze zemsta wcale nie rozwiąże problemu Kivara. Liz nie była psychoanalitykiem ani znawczynią, ale doskonale wiedziała, że po zabiciu Zana nic się nie zmieni, wciąż będzie czuł pustkę, wciąż będzie szukał jakiejś podstawy do swojej egzystencji. Wiedziała też, że niestety nie jest w stanie odwrócić myśli Kivara. Nikt ani nic nie było w stanie tego zrobić. Tak bardzo pragnął zasmakować czyjejś krwi, że to aż przerażało jego samego. W tym momencie powróciła wizja umierającego Maxa, a razem z nią pojawiło się wspomnienie tego dnia, kiedy ona prawie umarła. Uratował ją. Dał jej życie, dał jej szansę, dał jej miłość... A teraz jego życie miało zostać odebrane. Zawsze wyobrażała sobie, że w takiej sytuacji ona tez umrze, że nie będzie umiała bez niego żyć. Teraz to uczucie gdzieś zniknęło. Były tylko wyrzuty sumienia, że w jakiś sposób przez nią to wszystko. I smutek, że jako lojalna wobec niego osoba powinna się za nim wstawić. Liz potrząsnęła gwałtownie głową. Lojalność? Wierność? Przyjaźń? Czy naprawdę tylko to w niej pozostało z tak gorącej, wiecznej, wmawianej od tamtego dnia miłości... Wmawianej - to słowo wyjaśniło Liz wszystko. Była zachwycona tym co Max dla niej zrobił, była wdzięczna i niesamowicie poruszona jego uczuciem i poświęceniem. Był odzwierciedleniem tego księcia, o którym marzyła w dzieciństwie. Ale dzieciństwo dawno minęło, marzenia prysły, pojawiła się rzeczywistość i poszukiwanie prawdziwego napięcia emocjonalnego. Wiedziała od dawna o tym, że Max to nie jest ten jedyny, to nie ta miłość, na którą czekała, ale uświadomił ją o tym dopiero... Kivar. Ten sam, który teraz chciał zabić Maxa. Błędne koło! Liz wstała i nabrała głęboko powietrza. Cokolwiek miało się dziać, była winna Maxowi coś. Im wszystkim. Zawdzięczała im życie.

* * *

Kivar stał przy oknie, wpatrując się bez wyrazu w widok za szybą. Ulga szybko go wypełniła, gdy tylko zobaczył ich w sali tronowej. Tryumf, duma, smak spełnionej zemsty – tęsknił za tym. Nic więc dziwnego, ze moment, w którym Królewska Trójka przekroczyła próg sali, był dla niego największym przysmakiem. Poczuł wtedy spełnienie. Zdobył to czego chciał. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc ich poniżonych, przestraszonych, czekających na wyrok. A kiedy uprzytomnił temu smarkaczowi Zanowi, kim był, jaki był i co zrobił... błędne spojrzenie jego oczu i ta mina, stanowiły największe trofeum. Wszystko podsyciła jeszcze myśl, że chłopak umiera ze strachu o życie Ziemianki, która również była całkowicie zdana na jego łaskę. Mógł z nią zrobić co chciał. Mógł pozwolić, aby Zan patrzył najpierw na jej śmierć i cierpiał do bólu, jak kiedyś on, a potem zabić i jego samego. Tylko, że jakoś w tym wszystkim zapomniał całkowicie o tym, że coś musiał zrobić z Liz. W zasadzie nie przeszkadzała mu, mogła żyć. Tak, zdecydowanie mogła żyć, w końcu dostał Zana. Mógł wreszcie zasmakować pełnej zemsty. Pukanie do drzwi odciągnęło go od myśli o tym, jak świetnie będzie się czuł, widząc konającego chłopaka. Mruknął „wejść”, ale nawet się nie obrócił. Sądził, ze to Nicholas albo Serena. Dopiero miękki, drżący głos przyciągnął jego spojrzenie.
- Kivar...
Drobna brunetka stała niepewnie w jego komnacie, nie rozglądając się, tylko wpatrując w jeden punkt na podłodze. Czego mogła tu chcieć? Obrócił się do niej przodem i zmarszczył czoło. Coś było nie tak, czuł to. Czuł, że jej wizyta tutaj mu się nie spodoba, a raczej jej cel.
- Pamiętasz co mówiłeś kiedyś?
- Wiele mówiłem. – odciął krótko i chłodno
- Zapytałeś mnie kiedyś czy... czy byłabym w stanie poświęcić się.
Definitywnie mu się to nie podobało. Jej głos był zbyt drżący, a przypominanie akurat tych słów, nie wróżyło nic dobrego. Ale kiwnął głową, dając tym znak, że pamięta. O tak, pamiętał doskonale tamten wieczór, kiedy po raz pierwszy zadrżała w jego ramionach. To było niezapomniane uczucie. Budził w niej strach tak inny od tego, jaki żywili wszyscy wokół. Ona tymczasem zebrała wszystkie swoje siły i powiedziała zdławionym głosem:
- Chcę się poświęcić. Chcę zginąć za nich.

c.d.n.
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Wed Jun 23, 2004 5:18 pm

Ło jaka niespodziewajka! Nie wiem jakim cudem, ale ominęłam VIII część piasków!!! Dobrą stroną jest, że miałam dwie niesamowicie ciekawe części na raz, a zła strona jest taka, że pierwsze musiałam długo czekać a po drugie ominęłąm TAKĄ część. _liz czy ty masz litość "ruchome piaski" i "niewidzialne obrazy"skończyłaś tak, że tylko cie upichcić i z sosem tabasco na stół podać!!! Ja nie wytrzymam tyle czasu!!!

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Wed Jun 23, 2004 8:36 pm

_liz dzięki Ci wielkie za tą część..... Była piękna....niby smutna, Kivar złapał Maxa, Is i Michaela, ale mi się bardzo podobała.....sama nie wiem dlaczego, to pewnie ten twój talent pisania i oddawania nastroju.

I masz rację skończyłas w taki momencie, że lepiej nie mówić. Wiemy, że Kivar coś czuje do Liz (i mnie się to podoba), ale jak teraz zareaguje na to co mu powiedziała.... przeciez ona chce oddać swoje życie za życie K3...
A tak wogóle to nie wiemy co się z nimi stanie, co zaplanował Kivar.... może wypuści ich (marzenia) w zamian za to że Liz z nim zostanie na Antarze.... Wiem, że naciągane, ale gdybać można ;)
Wiem, że Kivar jest tym złym, ale nie chciałabym, żeby na końcu opowiadania okazało się, że on zginie!!!! _liz, błagam nie rób tego.
Dobra na razie kończę i czekam i to niestety długooooooooo na kolejna część mojego kochanego opowiadania :D :wink:
Image

User avatar
usmiechnieta
Gość
Posts: 35
Joined: Thu Mar 25, 2004 2:39 pm
Location: z 7-go Wymiaru (przedostatnie drzwi na lewo w Tęczowym Korytarzu)...
Contact:

Post by usmiechnieta » Wed Jun 23, 2004 9:19 pm

Muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczona... Jedynym opowiadadaniem, które do tej pory czytałam o parze Traitors było "Sypiając z wrogiem", a wszyscy wiemy, że Liz była w nim nieco bardziej chłodna i w pewien sposób bezwzględna. Poza tym "Roswell" skończyło się na tyle dawno i na tyle silnie zostałam wciągnięta w świat ff i różnych "wcieleń" naszych bohaterów, że zaskoczyła mnie zgodność charakteru Liz z tym, jaki był prezentowany w serialu. Chcę powiedzieć, że właściwie, to nie spodziewałam się, że Liz będzie aż tak lojalna wobec Maxa i reszty. Obstawiałam raczej, że po tym wszystkim będzie bardziej przekabacona na stronę Kivara... Ale tu od razu widać, że tym różnią się opowiadania _liz od innych opowiadań, że tworzy ona w sposób realny i prawdopodobny, bo gdyby się dłużej zastanowić, to zachowanie Liz było niesamowicie logiczne... Ja już nie raz zauważałam to w opowiadaniach _liz, a głównie w Kropelkach (bo do nich mogę odnieść sie w zasadzie osobiście), że te wszystkie uczucia bohaterów są takie jakby należały do prawdziwej, żywej, a nie fikcyjnej osoby...
Super!
Największą sztuką w życiu
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.

***
I'm POLAR!!!

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Wed Jun 23, 2004 9:24 pm

Jak dla mnie ta część była zbyt opisowa... Opisy uczuć itp.... Szczerze mówiąc, wolę dialogi...
Nie mniej jednak - podobało mi się. A co do Liz i jej poświęcenia... Jestem pewna że - że tak powiem - nie wypali. Niby dlaczego Kivar miałby upoić się śmiercią Liz, keidy dla niego ONA jest obojętna (tzn ona tak myśli), ważna jest śmierć Zana... ZANA, nie jej...
Czekamy :lol:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Wed Jun 23, 2004 9:41 pm

Jeszcze muszę powiedzieć, że bardzo podobają mi się przemyślenia Kivara, w którym wychodzi co czuje między innymi do Liz. Najlepsze jest to, że ciągle sobie wmawia, że ona jest mu obojętna..... ach ta naiwność facetów...;)
_liz wrote:W zasadzie nie przeszkadzała mu, mogła żyć. Tak, zdecydowanie mogła żyć.....
No właśnie zdecydowanie mogła żyć... to już coś znaczy :D
Dobra, już nie kombinuje :D
Image

User avatar
Olka
Redaktor
Posts: 1365
Joined: Tue Jul 08, 2003 1:14 pm
Contact:

Post by Olka » Thu Jun 24, 2004 10:32 am

Lojalna to fakt, ale mimo wszystko Liz z tego opowiadania jest taka jakby... "miętka". zyje sobie, chodzi, mówi itd. aż tu czasamio nagle oplata rekami nogi, albo łezki kręcą się w jej oku. Hmmm... Jakoś to tak, no nie wiem. W serialu płakała zdaje się tylko 2 razy. Jak zginął Alex i prawie się rozpłakała całując z Seanem, gdy "Max Evans złamał jej serce". Taka bojaźliwa to ona chyba nie jest... Ale skoro mi to nie przeszkadza, to co ja sie tak produkuję? :D W każdym razie i ta część mi się spodobała. Ciekawa tylko jestem jak _liz rozwiążesz to poświęcenie Liz. Jeżeli np. Liz powie, że zostanie na Antarze w zamian za uwolnienie pozostałych, to czy Kivar się zgodzi. "Lubi" ją, ale nie zapominajmy o jego dumie, która nadal najsiłniej spośród wszystkich uczuć nim kieruje. A może Liz powie" zabij mnie, zamiast ich" - tu to byłby kompletny beret, bo żadna ze stron nie chce jej śmierci. A więc może Liz zagrozi Kivarowi, że jeśli ten skrzywdzi/nie wypuści MIMów (Max Isabel Michael), to się zabije. Ale tutaj też niewiadomo, co zrobi Kivar, bo sam by jej nie zabił, ale skoro ona sama chce :twisted: No dobra, to ost. jest najmniej prawdopodobne. A na koniec - może Kivarowi nie spodoba się, zadna z jej propozycji i zamknie ją w wieży, zabije MIMów i sprawa rozwiazana: wrogów ni ma, a dziewczyna jest tylko jego :twisted:. Chyba żeby chciał czegoś więcej niż jej... ciała :D np. miłości. Wtedy będzie się musiał chłopak nieźle nagimnastykować. Ciekawa jestm co wymyśli(sz _liz).

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Thu Jun 24, 2004 12:22 pm

Ja też jestem ciekawa co _liz wymyśli. Nie wydaje mi się żeby zginęła K3, wszyscy tu chyba o Serenie zapominają, tzn. w komentach, po tych jej słowach/myślach
Nie pamiętała kiedy ostatnio kogokolwiek przytulała, kiedy ktoś przytulał ją...
przyszło mi do głowy kilka pomysłów, ale tego narazie nie powiem, myślę że, może ona "wyjdzie" z cienia brata i może coś namiesza, zwłaszcza, że ma to być opo L&K a nie L&M, i też mam nadzieję, że nikt nie zginie choć mam złe przeczucia co do jednej osoby :roll: .
Czytaj między wierszami...

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Jun 24, 2004 3:38 pm

nie spodziewałam się, że Liz będzie aż tak lojalna wobec Maxa i reszty. Obstawiałam raczej, że po tym wszystkim będzie bardziej przekabacona na stronę Kivara...
W dobrym opowiadaniu chodzi właśnie o to, żeby zaskakiwać czytelników. Więc robię najczęściej to, czego się nie spodziewacie... 8) A aż tak gwałtowna zmiana Liz, byłaby zbyt naciągana. Owszem, panna Parker już widzi kilka racji Kivara, wierzy mu co do Ellisienne i wie, że kiedyś był inny. Ale to wciąż ta sama Liz Parker, która ponad wszystko zawsze była lojalna wobec K3 i zawsze mogli na nią liczyć.
Najlepsze jest to, że ciągle sobie wmawia, że ona jest mu obojętna..... ach ta naiwność facetów
:haha: to mnie rozbawiło
mimo wszystko Liz z tego opowiadania jest taka jakby... "miętka".
Mówiąc szczerze, to planowałam własnie takie lekkie zmiękczenie Liz. Bo najczęściej we wszystkich opowiadaniach Traitors, była ukazywana jako zimna, twarda i zdradliwa - trzeba trochę odbiec od schematu. Ale mam nadzieję, że też zbytnio jej nie rozmiękczyłam :roll:
Ciekawa tylko jestem jak _liz rozwiążesz to poświęcenie Liz
Macie ciekawe pomysły na rozwiązanie tego problemu... :twisted: Ale ja swój pomysł też już mam. Powiem tylko, że ktoś był dośc blisko ze swoimi przypuszczeniami, ale nikt tak do końca nie trafił w dziesiątkę. 8)
też mam nadzieję, że nikt nie zginie choć mam złe przeczucia co do jednej osoby
Co do jakiej? :twisted: Wiecie, nie moge obiecać, że nikogo nie uśmiercę... Ale wszystkiego dowiecie się dopiero po 13 lipca...
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Thu Jun 24, 2004 7:47 pm

_liz wrote:
też mam nadzieję, że nikt nie zginie choć mam złe przeczucia co do jednej osoby
Co do jakiej? :twisted:
ha, tego nie napiszę, bo może się okazać, że zechcesz uśmiercić właśnie tą osobę, ale zmienisz zdanie, gdy dowiesz się, że ja myślałam o tej samej 8) .
Czytaj między wierszami...

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Fri Jun 25, 2004 5:19 pm

Ja wolę nie zgadywać jak potoczą się losy bohaterów. Czytając opowiadania _Liz doszłam do wniosku, że wszystko jest możliwe.
Spróbuję wytrwać do następnej części, choć nie będzie to łatwe.

a co do aktualnej części. Nic dodać nic ująć. Spotkanie Liz i reszty, jej rozdarcie wewnętrzne. Z jednej strony Max, który poświęcił tak dużo ratując jej życie. Ale jest jeszcze Kivar, i ta CHEMIA między nimi. Będzie ciekawie.
_Liz wrote: Jeśli twój opóźniony ziemski umysł zadręcza teraz pytanie co z wami zrobię, to ci odpowiem.
I married an alien. I prześmieszna scena w mieszkaniu Isabel. Chociaż użyte w mało śmiesznych okoliczności, sprawiły że mimowolnie się uśmiechnęłam.
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Jul 11, 2004 4:37 pm

Hej, hej! To ja... Na wakacjach pogrążałam się w ciepłym piasku na plaży (chociaz kilka chłodnych dni też było), ale nadszedł czas aby powrócić i do tych Piasków. Dzisiejsza część chyba was troszke skołuje i na pewno nic nie wyjaśni :lol: Ale mam nadzieję, ze się wam spodoba.



Część dziesiąta
Last edited by _liz on Thu Aug 19, 2004 3:12 pm, edited 1 time in total.
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Jul 11, 2004 5:02 pm

Matkko... Nawet nie wiedziałam, że tak mi tego brakowało! :twisted: Tych emocji, tej niepewności, tej zachłanności i potrzeby czytania dalej... Więcej! Chcemy więcej :cheesy:
Świetna część, strrrasznie mi się podobała, tyle tego.. między Kivarem io Liz... Cała część o jednej scenie, to takie wciągające... :lol:
Ach... :mrgreen:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 9 guests