Zapraszam na kolejne "przygody" naszych bohaterów. Chcę tylko cieplutko podziękować Olce za zrobienie arciku, który ubarwił dzisiejszy rozdział
Gravity Always Wins - część 32
Tess leżała na łóżku opierając na poduszce spuchniętą nogę. Co jakiś czas obracała nią odrobinę pod kompresem z lodu mając nadzieję, że przyniesie ukojenie rozognionej i silnie stłuczonej kostce. Dwukrotnie powiększona w obwodzie promieniowała bólem od stopy aż do łydki. Nie chciała jednak taką drobną kontuzją zakłócać spokoju Maxowi i Liz, tym bardziej o 6:30 rano, po zaledwie trzygodzinnym wypoczynku. Poza tym wiedziała, że skoro Liz nie udało się wyleczyć Maxa w czasie nocnej jazdy przez pustynię, on sam w dalszym ciągu potrzebował pomocy.
Nikomu nie wspomniała o zranieniu, nie chciała zwracać na siebie niczyjej uwagi. Starała się nie kuleć, zmuszała się do stawiania normalnych kroków żeby nikt nie poczuł się w obowiązku by się nią zająć. Bez wątpienia należało w pierwszej kolejności przywrócić zdrowie Maxowi.
Po powrocie do bunkra wszyscy przeżyli szok widząc go tak zmaltretowanego, lecz Tess była świadoma jak bardzo on sam był zrozpaczony, gdy dotykając jego ramienia poczuła w sobie pogłos smutku.
Taki prosty gest, a w jednej chwili oddał stan jego ciała i duszy. Po tym wszystkim Tess tylko modliła się żeby Liz udało się zaaplikować mu swój uzdrawiający balsam, którego tak bardzo potrzebował. Przeczuwała, że nie chodziło tylko ogólne potłuczenia, połamane żebra czy zdeformowaną pobiciem twarz. Nicholas uderzył mocniej, bardziej precyzyjnie, sięgając w głąb jego duszy, dokonując czegoś czego sama nie umiała pojąć.
Znów uniosła się na łokciach, patrzyła na nogę na której w miejscu skręcenia wystąpiły sino- czarne wybroczyny, co z pewnością nie pomagało jej spokojnie zasnąć. Ostatnie godziny spędziła gdzieś na pograniczu jawy i snu, od czasu do czasu zapadając w niespokojną drzemkę. Z westchnieniem przyłożyła głowę do poduszki, zacisnęła mocno oczy broniąc się przed natrętnymi promieniami wczesnego poranka. Cała dygotała i niczego bardziej nie pragnęła jak trochę wypocząć, by sen złagodził ból i przyniósł ukojenie.
Nie miała pojęcia jak długo tak leżała, na przemian drzemiąc i czuwając, kiedy uwagę przykuł jakiś szmer. Odwróciła głowę, zerknęła jednym okiem i zszokowana dostrzegła stojącego obok łóżka Marco. Poderwała się, gruba kołdra zsunęła się z ramion ukazując biały jedwabny biustonosz. Nie miała piżamy na zmianę i po prostu spała w bieliźnie.
- Co...co ty tu robisz ? – krzyknęła, starając się nerwowo naciągnąć na siebie okrycie. Marco szybko odwrócił wzrok i nie patrzył zanim nie owinęła się kołdrą. – Jak to zrobiłeś ...myślałam że jesteś z Nicholasem ! – zarumieniła się gdy uprzytomniła sobie, że zaczyna się jąkać i spłoszona gubi słowa.
Uśmiechnął się łagodnie, w odpowiedzi na policzku pojawił się pojedynczy dołeczek, i powoli ukląkł przy łóżku. Przynajmniej przestał przytłaczać ją swoim wzrostem -
Jestem z Nicholasem – powiedział cicho wpatrując się w nią czarnymi oczami a przekorny uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Ale...więc skąd się tutaj wziąłeś ? – wciąż się jąkała nie mogąc dojść do siebie. Jego obecność zdawała się być tak konkretna, różniła się od wszystkich wcześniejszych ulotnych marzeń o nim – i zastanawiała się czemu takie naturalne pojawianie się Marco w pokoju, od razu pozbawiło ją tchu.
Wyciągnął rękę pogładził ją po włosach i powoli prowadził dłoń przez całą ich długość - Jak twoja kostka ?
- Moja kostka? – spytała zażenowana. Ten spokój jaki od niego emanował zaczynał ją trochę denerwować.
- Była złamana ...kiedy widzieliśmy się w nocy. Może jego głos brzmiał spokojnie, ale oczy zdradzały coś zupełnie innego, wyraźnie tlił się w nich żar.
- Skąd o tym wiesz ? – przebierała niespokojnie palcami po brzegu kołdry.
W końcu to zrozumiałe, tuż obok klęczy Marco a ja praktycznie jestem naga, usprawiedliwiała samą siebie.
- Poczułem kiedy byliśmy połączeni.
- Czy ty w ogóle tu jesteś ? – spytała marszcząc z zakłopotaniem nos.
- Tak, w twoim śnie – szepnął przesuwając dłoń wzdłuż jej ramienia, wyciszając ją w dziwnie metafizyczny sposób. Jego dotyk promieniował jakąś znajomą energią, której zupełnie nie potrafiła skojarzyć, lecz to ona sprawiła że przestała być śpiąca i odczuła podniecenie.
- To dlaczego wydaje mi się jakbyś był tu naprawdę ?
- Teraz kiedy połączyliśmy nasze moce, sny się zmieniły – wyjaśniał ciepło, nie przestając gładzić jej włosów. Przyciągnął ich końce do ust i gorąco całował jasne loki, a ona widząc to gwałtownie odetchnęła. – Od tej pory nasze senne spotkania staną się bardziej realistyczne, moja słodka Tess.
- Ja...nie rozumiem.
- Częściowo już jesteśmy złączeni, kochanie.
- Niemożliwe – energicznie pokręciła głową – Przecież my nie...
- Nie musieliśmy – przerwał kładąc dłoń na jej udzie i pochylił się przysuwając tak blisko że poczuła na sobie ciepły oddech – Dzisiejszej nocy dokonaliśmy świadomego wyboru łącząc nasze zdolności, osiągając tym pewien poziom zespolenia...to taki
wstęp przed łączeniem się w pary, jeżeli wolisz.
- O czym ty mówisz Marco ? – wymruczała, gdy ujmował jej twarz w dłonie. Wpatrywał w nią z góry tymi czarnymi, pełnymi wyrazu oczami i zaparło jej dech widząc jaki jest piękny.
- Ty mi to powiedz – nakłaniał ją miękko, głębokim dźwięcznym głosem - Jak myślisz, o czym mówię ?
Jego pełne wargi musnęły jej usta i bezwiednie sama przysunęła się do niego bliżej – Co mam ci powiedzieć ? – odbierał jej oddech, w głowie kręciło się od jego bliskości, gwałtownie przepłynęła przez nią fala znajomego zapachu powodując że poczuła się nim niemal odurzona.
- Jak myślisz, kim obecnie jesteśmy...dla siebie ? – wciąż pochylał się nad nią, trzymał usta tuż przy jej ustach, jednak nie ich dotykał – Co się w nas zmieniło, Tess ?
- Nasze pragnienia.
- Tak.
- Są teraz większe ...bardziej intensywne – zdołała odetchnąć, rozchyliła usta stęskniona by ją pocałował.
- Tak - otulił głosem to proste słowo, sprawiając że nabrało szczególnego znaczenia
- Bo my....co ? - prosiła go oczami o wyjaśnienie, a oblizując wargi
błagała o więcej.
- Bo jakaś cząstka nas już się złączyła, słodka Tess – wyjaśnił ciepło, spotykając w końcu jej wargi – Nie wystarczy jednak łączenie naszych mocy, żeby to się dokonało, musimy dołączyć do tego nasze dusze. Dla nas nie ma innego wyboru.
- I teraz ten głód rośnie.
- Tak, kochanie.
Pociągnęła kciukiem po jego dolnej wardze, sunęła koniuszkiem palca w dół po ciemnym zaroście brody. Jej skóra była tak jasna w porównaniu z jego oliwkową cerą a blask poranka jeszcze bardziej podkreślał jego śródziemnomorski typ urody, gęste brwi, długie rzęsy, rozmarzone czarne oczy, będące zupełne przeciwieństwem jej bladoniebieskich oczu. Wiedziała, że coraz trudniej oddycha gdy na krótką chwilę oparła czoło o jego czoło, i czuła unoszące się jego piersi w takim samym jak jej nierównym oddechu.
- Więc to tylko sen ? – pytała bezradnie obejmując go ramionami za szyję, nie przejmując się więcej kiedy kołdra opadła poniżej bioder. Otoczył rękami jej talię, przyciągnął mocno do siebie. Miał na sobie tylko miękką podkoszulkę i bokserki, i Tess roześmiała się w duchu, że pokazał się jej w nocnym stroju.
- Sen, który jest odzwierciedleniem pragnień naszych serc – mówił, prowadząc dłoń wzdłuż nagiej skóry jej pleców – Tęsknotą naszych ciał.
Naciskał sobą na jej nogi i wówczas poczuła jak bardzo zaczyna być pobudzony. Spojrzała dyskretnie niżej, silnie uwypuklone spodenki wskazywały że ma erekcję.
- W takim razie... może przyjdziesz do mnie ? – szepnęła. Pozbyła się wstydu i uniosła kołdrę zapraszającym gestem. Umyślnie podniosła ją wyżej, odsłaniając się bardziej, chcąc mu się cała pokazać. Na moment oczy mu rozbłysły, przesunął wzrokiem po jej sylwetce a potem popatrzył na nią z leciutkim rozbawieniem a na wargach zaigrał mu zmysłowy uśmiech.
- Bo jeżeli to sen...czyż nie możemy robić to...na co mamy ochotę ? – zapytała zaskoczona własną śmiałością – Wolno nam, prawda ? – powiedziała odważnie i poczuła że się rumieni
- Naprawdę tego chcesz ? – roześmiał się lekko, a kiedy położyła się na boku wślizgnął się pod kołdrę – Wolisz zrobić to we śnie, niż...osobiście ?
I zaraz kiedy się przykryli, pociągnął ją gwałtownie w silne ramiona, przysunął nogi tak blisko że poczuła muskanie gęstych włosków pokrywających jego uda i łydki. Stała się świadoma swojego przechodzącego w zadyszkę oddechu gdy przycisnął jej biodra do siebie a jego rozbudzenie naparło na jej udo.
- Marco – szepnęła – Nigdy nie jesteśmy razem...jak więc...
Lecz nie pozwolił jej dokończyć. Przeciągał ciepłymi wargami po obnażonej skórze, całując ją wzdłuż szyi. Palące pocałunki, niespieszne; nie było w nich zachłanności, wyrażał nimi miłość i oddanie. Gładził dłońmi jej plecy, usiłował przyciągnąć ją jeszcze bliżej, a ona pełna zdumienia nie odczuła bólu w kostce wsuwając udo między jego nogi.
Rękami włożonymi pod bawełnianą koszulkę poznawała jego ciało, z zapartym tchem dotykała płaskiego brzucha, twardych mięśni na klatce piersiowej. Zawsze widywała go w ubraniu a teraz zupełnie zaskoczona przekonywała się jak mocno jest zbudowany. Błądziła dłońmi po ciepłej skórze, docierała coraz wyżej aż dotknęła brodawek. Przytrzymała je między palcami i usłyszała przy szyi miękki jęk. Z uśmiechem przekonywała się, że poza niewielkim skrawkiem miękkich włosów, skórę na piersiach miał zupełnie gładką, a dotykanie jej sprawiało prawdziwą radość.
I sama czuła na sobie jego badające ręce, wędrujące uparcie w górę by w końcu otulić dłonią pierś, wywołując w niej mimowolny krzyk. Potarta brodawka nabrzmiała, uwrażliwiła się na dotyk, a on całował ją żarliwie po szyi, coraz niżej, docierając w końcu wargami do śliskiego materiału biustonosza. Odchylił go delikatnie i teraz widziała na swoich piersiach ciemną głowę i czuła jego usta na gołej skórze.
Prowadziła dłonie przez gęste włosy, które choć tak krótkie, przejawiały skłonność do zawijania się na końcach. Zmierzwione jej chciwymi palcami zgłębiającymi ciemne przestrzenie, przydawały mu mu niezwykle zmysłowego wyglądu.
Zdumiewające, w realnym świecie nigdy nie mieli okazji by pobyć ze sobą tak blisko – tak fizycznie blisko – a teraz we śnie mogła poznać jego ciało, wybadać wszystkie płaszczyzny klatki piersiowej, i to w chwili gdy jego palce i usta szukały jej zachłannie pod materiałem biustonosza. Powoli uniosła w górę udo wciśnięte między jego nogi i zetknęła się z jego najintymniejszym miejscem. Zareagował cichym okrzykiem.
Zsunął jeszcze niżej materiał staniczka, językiem i wargami poznawał pełne piersi, niecierpliwie szukając palcami zapięcia. Pociągnął lekko a nie mogąc sobie poradzić skupił się ostatecznie na tym do czego udało mu się dotrzeć po odsunięciu kciukiem jedwabnej tkaniny. Dotykał sutek, a potem delikatnie pieścił je językiem i wargami. Krzyknęła wyginając się do tyłu, bo po skórze przemknęło najcudowniejsze doznanie.
Chciała by dał jej wszystko, dużo więcej niż to co działo się teraz – ten popęd stał się wręcz pierwotny, i dopiero teraz zrozumiała jak wiele racji miał Marco mówiąc o zmianach jakie w nich zaszły. Zapragnęła należeć do niego, oddać mu się w tajemnym misterium łączącym ich na zawsze, stać się dla niego towarzyszką życia. Lecz nie chciała go do niczego zmuszać i pozostał jej tylko ten nienasycony głód. Niespokojnie przesuwała udem między jego nogami, dopominając się o więcej.
Nagle poczuła na udzie jego dłoń, którą odsunął odrobinę jej nogę od siebie.
- Tess...- błagał cicho - Proszę, kochanie.
- Jeżeli wszystko dzieje się w marzeniach, możemy robić to na co mamy ochotę – upierała się, a serce zabiło szybciej na taką możliwość – Kochaj się ze mną, a i tak to będzie tylko snem.
- Nie w ten sposób, Tess – szepnął i ciężko westchnął – Proszę, zaczekaj na mnie.
- Nigdy się nie doczekam, wydaje się jakbyśmy mieli być zawsze osobno – poskarżyła się żałośnie.
- I tu się mylisz, skarbie – szepnął jej do ucha – Nie przypuszczasz jak szybko się spotkamy. Teraz mamy tylko przedsmak tego co nastąpi, coś co zaostrzy twój apetyt na mnie.
-
Apetyt ?– zakrztusiła się czując jak się okropnie rumieni.
- Na to – poprawił się przyciągając ją mocniej do siebie.
- Boże, Marco. Czy ty naprawdę myślisz że potrzebuję jakiejś podniety żeby cię pragnąć? Kiedy odsunął się i poważnie popatrzył jej w oczy, zbyt późno zrozumiała jakim niepocieszonym głosem to powiedziała, jak niemal wyjęczała te słowa. Opadła i zatonęła bezsilnie głową w poduszkę. Podążył za nią, nachylił się i powiedział tuż nad jej ustami.
- Nie przypuszczałem że tak bardzo ci tego brakuje – zamilkł i tylko gładził ją po włosach szukając właściwych słów – Żadne z nas nie potrzebuje...pomocy drugiego by go pragnąć. Ja sam doskonale znam to uczucie bo ono spala mnie odkąd poznałem cię w Las Cruces.
Całował ją bez pośpiechu, głęboko, rozchylając językiem wargi – Chcę żebyś wiedziała, że wkrótce będziemy razem jak teraz i to nie we śnie. Do tego czasu to co się dzieje, jest tylko zapowiedzią jak będzie naprawdę.
- Och – westchnęła miękko - A jak będzie ?
- Będę cię kochał długo i powoli, wciągając twoją duszę w moją – szeptał zapatrzony w jej oczy tak intensywnie, że zdawało się jakby w czarnych głębiach zapalił się ogień - A kiedy tego dokonamy, pobierzemy się na całe życie...na całą wieczność.
Nie znalazła słów by mu odpowiedzieć, patrzyli tylko na siebie, a ona czuła jedynie silne bicie jego serca. Oczy zapiekły od gorących łez i pomyślała że ta chwila w ogóle nie przypomina snu. Czuła go przy sobie, ciepło jego ciała, niespokojne pulsowanie krwi w żyłach, które odbierała swoim sercem.
Tak zwyczajnie był tu, leżał w jej ramionach, a nie gdzieś daleko, setki mil stąd.
- Naprawdę jesteś w obozie Nicholasa ? – spytała, ściągając nagle oczy.
Odpowiedział jej gardłowym, donośnym śmiechem i wolno potrząsnął głową – Ayanno – wyszeptał - Pragnąłbym żeby to nie był sen bo wówczas na pewno trzymałabyś mnie w ramionach, lecz ty jesteś pogrążona we śnie, podobnie jak ja. Ale musimy się już rozstać.
- Nie – krzyknęła, przytrzymując go kurczowo za szyję – Nie odchodź jeszcze. Nie!
Tess, docierał do niej znajomy głos.
Tess...Tess, i poczuła na ramieniu dotyk dłoni, bardziej miękkiej i drobniejszej niż dłoń Marco. A on uśmiechnął się do niej leciutko i wstał z łóżka.
- Wkrótce – przyrzekł – Już niedługo, lecz najpierw musimy pokonać naszych wrogów.
Raptownie otworzyła oczy. Zobaczyła siedząca na krawędzi łóżka Liz, która łagodnie potrząsała ją za ramię.
- Wybacz, że cię budzę – powiedziała – Ale dochodzi południe a Max zwołał zebranie.
- Południe? – Tess była oszołomiona. Niemożliwe żeby czas tak szybko płynął. Usiadła szybko na łóżku i poprawiła dłonią włosy.
- Rozmawiałaś przez sen – powiedziała Liz z nieodgadnionym wyrazem twarzy – Niechętnie cię budziłam.
- Tak ? – spytała czerwieniąc się, zdając sobie sprawę że jej głos jest zbyt napięty i brzmi nienaturalnie.
Co usłyszała Liz ? – A co...co mówiłam ?
Liz przesunęła się na koniec łóżka i ostrożnie objęła dłonią chorą kostkę – Dlaczego nie powiedziałaś że jest złamana ? – zapytała, pomijając wcześniejsze pytanie Tess.
- Max bardziej ode mnie potrzebował twojej pomocy – odpowiedziała po prostu.
- Nie śpię od kilku godzin i dawno mogłam ją już obejrzeć - tłumaczyła Liz. Przytrzymała w dłoniach stopę i kciukiem przesunęła po obrzmiałym i stłuczonym miejscu – Mogę ją teraz wyleczyć ? - spytała łagodnie.
Tess znalazła się teraz pod skupioną uwagą Liz, i nagle zrobiło jej się nieswojo. I chociaż czułaby się dużo lepiej gdyby ból minął, z zakłopotaniem poruszyła się na łóżku.
- Tess? – powtórzyła nagląco Liz, kiedy nie odpowiadała.
- Jasne – wpatrzona w swoje dłonie szybko kiwnęła głową – Dzięki. Będę ci bardzo wdzięczna, Liz.
Położyła się i z ulgą zamknęła oczy czując jak w kostce gromadzi się delikatne ciepło i promieniując w górę rozchodzi się po całej nodze. Uczucie ciepła szybko zmieniło się w gorąco, stawało się coraz bardziej dokuczliwe i Tess zadrżała czując jak palenie przenika ją do szpiku kości. Gorąco stało się nie do wytrzymania, wypalało kości i ciało, do chwili aż poczuła zmieniającą się strukturę molekularną materii.
Liz odsunęła ręce, nastała cisza i spokój, a kiedy Tess otworzyła oczy dostrzegła jak przyjaciółka dziwnie jej się przygląda.
- To już...nie boli – powiedziała nagle onieśmielona. Ale Liz pokręciła głową i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nie masz pojęcia jak on bardzo cię kocha, prawda ? – spytała zagadkowo.
- Słucham ? – Tess zmieszana zmarszczyła nos – O kim ty mówisz ?
- O Marco. Myślę, że nie rozumiesz co on naprawdę do ciebie czuje – mówiąc to w oczach miała łzy a Tess domyśliła się, że coś mocno ją poruszyło.
- Skąd wiesz...
- Lecząc cię poczułam na tobie jego odbicie – mówiła cicho Liz – Po waszym wzajemnym...oddziaływaniu na siebie zostawił swój wizerunek jak odcisk palca. Tylko że to jest odbicie jego duszy.
- Jak to odczułaś ? – krzyknęła Tess, i teraz ona nie potrafiła opanować łez.
- Po prostu migocze w tobie jego znak – ciągnęła dalej Liz – I usłyszałam w myślach wyraźny głos, który mówił „ ona nie zdaje sobie sprawy z głębokości jego uczuć. Nawet ich sobie nie uświadamia”.
Tess szybko podniosła rękę do ust – Słyszałaś ...głos ? – wykrztusiła.
- To właściwość przynależna intuicji – tłumaczyła cierpliwie Liz – Marco nas tego nauczył mówiąc, że możemy pewne rzeczy odbierać w formie obrazów a czasem słyszeć słowa. Ja słyszałam głos.
- Czyj ?
- Nie mam pewności....myślę że to zależy od twojej wiary w duchowe postrzeganie – Liz wzruszyła ramionami – Ale przekazałam ci wiadomość, której jestem zupełnie pewna. Że nie ważne jak długo będziecie rozdzieleni, bez względu na to co przyniesie przyszłość, Marco kocha cię bardziej niż jesteś zdolna pojąć.
Tess nie potrafiła stłumić szlochu jaki bezwiednie umknął jej z warg i zaraz opuściła nisko głowę żeby nikt nie zobaczył płynących łez.
- Tess, już dobrze – pocieszała ją ciepło Liz – Rozumiem co czujesz.
Spojrzała w górę i zobaczyła w oczach przyjaciółki nieskrywane współczucie i głębokie zrozumienie. Powoli pokiwała głową wycierając łzy z policzków – Wiem, pewnie myślisz że oszalałam – powiedziała wzdychając ciężko – Na pewno tak myślisz.
- Czemu miałabyś oszaleć ? – Liz odrobinę ściągnęła brwi – Bo kochasz i tęsknisz za kimś, kogo możesz, jak ci się wydaje nigdy nie zobaczyć ? Bo miłość do niego przynosi ci cierpienie ?
Liz mówiła stanowczo i pewnie, a siła jej głosu zaskoczyła Tess – Nie wiem – odpowiedziała bezradnie.
- Nie sądzisz że i mnie nie obce są te uczucia ? – wykrzyknęła Liz – Myślisz, że nie borykam się z nimi przez te wszystkie lata, odkąd kocham Maxa ?
Słysząc to co Liz dawała jej do zrozumienia, Tess szybko podniosła głowę. Czuła się winna bo przecież długi czas raczej trzymała się od nich z daleka. Lecz kiedy spotkała wzrok Liz, nie zobaczyła w nich oskarżenia. Pokazywały natomiast, że Liz zastanawia się nad czymś zupełnie innym.
- Tess, to naturalne że płaczesz – Liz zdecydowanym ruchem przerzuciła za ramię włosy – Myślę, że ty boisz się wobec mnie okazywać swoją słabość. Niepotrzebnie, jestem przecież twoją przyjaciółką i potrafię cię zrozumieć.
Teraz łzy płynęły po policzkach bez przeszkód cienkimi, gorącymi strumyczkami i zanim Tess się zorientowała znalazła się w objęciach Liz. Przytulona do niej mocno, czuła jak Liz lekko nią kołysze.
- Już dobrze – szeptała miękko – Wypłacz się...już dobrze.
Tess zamknęła oczy i przypomniała sobie wizję jaką miała sześć lat temu – o tym ile znaczyła dla niej Liz w poprzednim życiu na Antarze, jaką była siostrą i przyjaciółką. I teraz gdy ściskały się wzajemnie zrozumiała, że tamta wizja nie była tylko wspomnieniem, ale przeczuciem tego co miało nadejść. Bo kiedy Liz trzymała ją w silnych objęciach, ogarnęły ją te same uczucia przyjaźni i siostrzanej miłości jak wtedy.
- Zapamiętaj słowa – dodawała jej otuchy Liz – Że on kocha cię bardziej niż teraz jesteś w stanie to zrozumieć.
Tess obejmując ją mocno potakiwała głową. Nagle wstrząsnął nią dreszcz, poczuła w sobie coś na kształt błyskawicy czy jasnego promienia przeszywającego ciało...i poznała, że ten okropny ból pochodzi od Liz. Emocje Liz roziskrzyły się w jej wnętrzu, niemal zaparły oddech w płucach z dotkliwą intensywnością.
Empatia, pomyślała podobnie jak wtedy, gdy ubiegłej nocy wracała z Maxem.
I w jednej chwili zrozumiała, że kiedy Liz z serca pragnęła ją pocieszyć, ona sama, z jakiegoś tajemniczego powodu szukała pocieszenia. A Tess pozostało jedynie zastanawiać się co naprawdę wydarzyło się podczas wczorajszej potyczki, i dlaczego tak straszliwą cenę zapłacili za to, kochani przez nią Max i Liz.
Cdn.