T: Objawienie-Revelations [by EmilyluvsRoswell]

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Thu Nov 13, 2003 9:33 pm

Image
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Nov 14, 2003 8:34 am

O Mamusiu... Emily zamieściła 33 część i tylko zgrzytać zębami. Udusić, poćwiartować i nie wiem co jeszcze... Nie Maxa (nigdy w życiu!!!) nie Liz, tylko tych idiotów, choć samego aktora bardzo lubię.... Grrrr!!!!!!!!
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Fri Nov 14, 2003 10:36 pm

Przesyłam następną część, która moim zdaniem jest jedną z ciekawszych, wywołujących tak różne uczucia. U bohaterów i w nas. Poznajemy Maxa z zupełnie innej strony, pełnego gniewu, rozpaczy i namiętności. :P

OBJAWIENIA - część 23


Pozostała część tygodnia przebiegła Liz jak we śnie. Większość czasu zajmowało jej karmienie, pilnowanie żeby mu się odbiło, przewijanie i doglądanie dziecka. Potem pranie, kupowanie pieluch, monitora i mnóstwo spraw związanych z codzienną pielęgnacją, włączając w to przesiadywanie w samochodzie. Ciągle ktoś wchodził żeby popatrzeć na Zandera i zaofiarować pomoc. Matka Maxa zarezerwowała sobie odwiedziny na godziny poranne, a Isabel przychodziła po szkole. Rodzice Liz bywali o każdej porze, w zależności od godzin i zmian w których pracowali, wtykając głowy do pokoju żeby sprawdzić czy dziecko się obudziło od czasu gdy widzieli go ostatnim razem. Ojciec wpadał z nową kamerą video w ręku, szczęśliwy że może go filmować nawet kiedy spał. Liz – rozpaczliwie nadrabiająca zaległości w spaniu, między krótkimi godzinami karmienia – budzona nagle, otwierała oczy i znajdowała swojego ojca kręcącego się jak świeżo opierzony ptak i poszukującego najlepszego miejsca do ujęć.

Na piątek jej matka zaprosiła na obiad Evansów. Max pracował wtedy do późna i nie mógł dołączyć do nich. Zostawił Liz na lodzie, samą z czwórką rodziców. Pod koniec obiadu miała serdecznie dosyć tego udawania kochającej się rodzinki. Wiedziała, że rodzice się starali ale nieobecność Maxa dolewała oliwy do ognia, szczególnie gdy ojciec zaczął robić złośliwe uwagi o tym jak rzadko widują Maxa. A on przyszedł na krótko w czwartek przed otwarciem UFO CENTER, przywożąc resztę rzeczy zostawionych u Michaela, i w piątek przed rozpoczęciem zajęć w szkole. Oprócz tego meldował się przez telefon ale ich rozmowy były w najlepszym razie pobieżne i naładowane napięciem.

Sobotni ranek rozpoczął się słoneczną i ciepłą pogodą, w przeciwieństwie do chłodnej i wilgotnej z poprzednich dni. Zachęcona jasnym niebem i obłoczkami, Liz karmiła i przewijała Zandera z długo nie widzianą u siebie radością - Popatrz jaki mamy piękny dzień – mówiła gdy przebierała go w bawełniane śpioszki w czerwone lokomotywy – Na pewno śpiewają ptaki. Wyjdziemy zobaczyć ?

Dziecko leżało spokojnie na łóżku, napinało nóżki, kiedy go lekko łaskotała. Ciemne oczka patrzyły do góry obserwując jak kołysała nad nim włosami i skupiał na nich uwagę.

– Wiem co ci chodzi po główce. Myślisz, ojej, to może być zabawne złapać mamusię za włosy, prawda ?- pochyliła się, dała mu buziaka w nos i prowadziła palcem po miękkim policzku, śmiejąc się kiedy odwracał się do jej ręki i otwierał usta – O nie, jadłeś już śniadanie.

Korzystając że był rozbudzony, ubrała go w dziecinny skafander i wełnianą czapeczkę. Wzięła go na ręce i przeszła przez okno na balkon, zadowolona że nie przeszkadza jej w tym wystający brzuch.

- Cukiereczku, popatrz – mruczała układając go na rękach – to ulubione miejsce mamusi. Możesz tu posiedzieć i patrzeć w gwiazdy. Albo obserwować płynące chmury. Widzisz ? – pokazała mu wyjątkowo kosmatą, płynącą północną częścią nieba – Śliczna ? Wygląda jak ogromny króliczek.

Śmiech z głębi pokoju zwrócił jej uwagę. Maria ubrana w mundurek gramoliła się na balkon aby do niej dołączyć.

- Puk, puk. Widzę, że pokazujesz mu niebo – uśmiechnęła się do niej szeroko.

- Nigdy nie jest za wcześnie, biorąc pod uwagę jego pochodzenie – westchnęła Liz – A właściwie to ja miałam ochotę zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

- Pomieszanie z poplątaniem, co ? – pytała ze współczuciem Maria – Hej, cukiereczku – szczebiotała, głaszcząc palcem rączkę Zandera. Odruchowo zacisnął dłoń dookoła jej palca i trzymał – Zobacz, nauczył się nowej sztuczki !

- To dziecko, nie szczeniak – Liz dotknęła ustami jego skroni, uśmiechając się kiedy położył buzię na jej szyi – Zaczyna się robić senny.

Maria odęła wargi – Nigdy nie mogę przyjść, kiedy się budzi.

- I to by było na tyle – powiedziała Liz – jestem szczęśliwa jak nie zaśnie w ciągu dziesięciu minut po karmieniu. Ale w książce pisze że to normalny objaw.

Maria weszła za nią do pokoju i cierpliwie czekała kiedy Liz kołysała go, aż zdrowo zasnął. Położyła go na łóżku i delikatnie rozbierała z czapeczki i maleńkiej kurtki.

- Są śliczne – westchnęła Maria – Popatrz na to. Jak ubranka dla lalek – podniosła czapeczkę i trzymała w dłoni.

- To pani Evans dostarczyła ubranka poprzedniego dnia. Powiedziała że są na tyle dobre że mogę ich jeszcze używać - gładziła puszysty kocyk w który zawinęła dziecko – Wracajmy na balkon, a on będzie spał spokojnie.

- Mam tylko kilka minut. Obowiązki wzywają.

- Tak bardzo chciałabym znowu pracować – powiedziała Liz kiedy usiadły na balkonie na ogrodowych krzesłach – potrzebuję dla niego tyle drobiazgów.

- Liz, kochanie zrób sobie przerwę. Jeszcze nie ma tygodnia.

- Wiem, jest dobrze ale czuję się fatalnie będąc na utrzymaniu moich rodziców.

Oczy Marii zwęziły się – Coś ci mówili ?

- Nie.

- Ale ?

Liz wzruszyła ramionami – Każdy mówi jakie ciężkie życie mają nastolatki kiedy zostają matkami ponieważ coś cię omija. Szkoła, sen, spędzanie czasu z przyjaciółmi...- potrząsnęła głową – ale nikt nie mówi o braku niezależności. Niby jestem matką, w pełni odpowiedzialną za swoje dziecko ale nie czuję żebym mogła o czymkolwiek decydować. To jest takie denerwujące.

- Rodzice wykorzystują to ?

- Częściowo. Ostatnie spotkanie przy obiedzie było koszmarne – przyznała się i przewróciła oczami – Ale to mała codzienność przez jaką przechodzę.

- Jak to ? Na przykład ?

Liz zmarszczyła brwi – Pieluszki. Pani Evans przez kilka godzin pilnowała Zandera, a my z mamą pojechałyśmy na zakupy. Poszłyśmy do tego nowego super samu na Dexter, nawet kiedy powiedziałam że to za daleko.

- Nie jest za daleko – przerwała jej Maria.

- jest, kiedy musisz wrócić do domu żeby nakarmić Zandera – wyliczała Liz – W każdym razie poszłyśmy w miejsce gdzie znajdują się pieluszki i wrzuciłam do koszyka kilka multi – paczek, takich samych jakie kupiła Isabel. Ale nie, moja mama takich nie lubi. Chce kupić inne, droższe, tylko dlatego że są na nich rysunki kaczuszek, krówek, koni i masa innego drobiazgu.

Maria śmiała się jak szalona – Są pewnie śliczne .

Liz westchnęła – Tak, były. Przecież ma je na sobie przez krótki czas a potem lądują w koszu. On ma tylko pięć dni, Maria. Nie zauważy na pieluszkach rysunków zwierząt.

- I kto miał ostatnie zdanie ?

- A jak myślisz ? Moja mama. Nie chciałam tracić czasu na dyskusje. Ale już tego nie zrobię. Dolar drożej za pieluszki to zdecydowanie za drogo dla kogoś, kto nie pracuje. I chociaż wiem, że ona za to zapłaci nie chcę tego robić. Jestem zmuszona korzystać z pomocy ale nie mogę być rozrzutna – położyła dłonie na policzkach – Boże jak ja się czuję bezradna. – szepnęła.

- A co sadzisz o tym żebym posiedziała z tobą dzisiaj wieczorem ? – zasugerowała Maria – Zostanę po zmianie i pomogę ci z cukiereczkiem, a jeżeli wypnie się na nas, to zrobimy sobie babski wieczór.

Liz podniosła głowę i uśmiechnęła się z wdzięcznością – Byłoby fantastycznie. Nie macie planów z Michaelem ? Jest sobota.

- Nic, co nie może wytrzymać do jutra – uspokoiła ją Maria – Muszę wracać bo inaczej twój tata zrzuci mnie ze schodów. Na razie.

- Będę czekała.

********

Zaraz po południu ojciec zapukał do drzwi jej pokoju - Lizzie ?

- Możesz wejść jeżeli tylko nie przyniosłeś aparatu fotograficznego – krzyknęła.

Ojciec uśmiechnął się i wszedł do pokoju z dużą paczką na rękach – nie wiem co tam jest – powiedział kładąc ją na biurku – Przyszła dzisiaj rano. Dopiero teraz znalazłem czas, żeby przynieść na górę.

Poprawiła Zandera na ramieniu, klepiąc po plecach – Od kogo ?

- Ciotki Rachel.

- Prawdopodobnie moje szkolne książki i drobiazgi – kiwnęła głową. Kilka dni wcześniej dzwoniła do niej żeby powiadomić o urodzeniu dziecka i powwiedzieć o decyzji pozostania w Roswell. Ciotka była pełna zrozumienia, dodawała otuchy i obiecała odesłać wszystkie jej rzeczy, tak szybko jak to możliwe - Musiała wysłać priorytetem – zmarszczyła brwi Liz.

- Wracam na dół, chcesz żebym pomógł ci otworzyć ? – zaproponował.

- W porządku tatku, dzięki. Zrobię to jak położę Zandera.

- Dobrze. Powiedz jak czegoś potrzebujesz. Mama jedzie na zakupy – odwrócił się poklepał małego po główce i wyszedł.

Kilka minut spacerowała z synkiem, zanim położyła go na popołudniowa drzemkę – Dobrze, zobaczmy co tu jest – nożyczkami rozcięła pakunek.

Jak myślała, pudełko było wypakowane głównie szkolnymi książkami i zeszytami, plus końcowe świadectwo ze szkoły na Florydzie. Rozmawiała z dyrektorem w West Roswell i obiecał, że zorganizuje dla niej końcowe egzaminy jak tylko skompletują testy dla zdających uczniów. Oprócz książek było tam jeszcze kilka zdjęć w ramkach, które zostawiła, śliczna różowa muszla znaleziona na plaży i komplet płyt CD. Pozostawione rzeczy – głównie ciążowe ubrania – pewnie przyjdą za kilka dni.

Na dnie pudełka znalazła małą pluszową zabawkę dla Zandera, z wielką, czerwoną kokardą na ogonie, i list. Postawiła zabawkę obok maleństwa i zaczęła czytać.

Droga Liz ,
Jak obiecałam, wysyłam rzeczy zostawione przez ciebie. Trochę samolubnie pragnęłam żebyś wróciła na Florydę ale rozumiem potrzebę pozostania w Roswell i popieram powody którymi się kierujesz. Mimo wszystko pamiętaj, twój pokój zawsze tutaj na ciebie czeka, nawet jeżeli przyjedziesz z krótką wizytą. Szczerze pragnęłabym zobaczyć mojego nowego, ciotecznego wnuka, nie wspominając o jego ojcu. Tu jest tak dużo miejsca, że wystarczy dla was wszystkich, gdybyś kiedyś chciała wrócić.
Z miłością
Rachel

Uśmiechnęła się do tych ciepłych słów i poczuła pod powiekami łzy. Obrazy przepływały przez jej umysł - spacer plażą, kawałek od domu ciotki, Max obok niej, szkrab pomiędzy nimi trzymający ich kurczowo za ręce kiedy huśtają go do góry. Taka zwykła rzecz, do której wszyscy tęsknią.

Przetarła łzy i zabrała się do sprzątania pokoju. Jakby się przez ostatnie dni skurczył od dodatkowych rzeczy Zandera. Nie było miejsca żeby wstawić komodę tak, żeby mogła opróżnić parę szuflad i zrobić miejsce dla małych podkoszulek , piżamek i dziecięcych kombinezonów. Nie wiedziała co zrobi gdy trzeba będzie kupić spodenki, bluzeczki, skarpetki, buty, i kiedy jej pokój zrobi się za ciasny. Westchnęła i zepchnęła tę myśl z powrotem w ciemne kąty umysłu, uwalniając tylko marzenia plaż, rodzinnych wycieczek i Maxa Evansa , który pewnego dnia jej wybaczy.

******

Isabel i Kyle wpadli późnym popołudniem. Isabel przyniosła śliczny dziecięcy kombinezon a Kyle małą piłkę futbolową. Liz śmiała się jak ją tylko zobaczyła nie mogąc się powstrzymać, nawet gdy Kyle rumienił się w trzech odcieniach czerwieni.

- Hej, to facet, nie ? – bronił się – Sprawdziłem, jest gładka i sprężysta więc nie zrobi sobie krzywdy. Przyrzekam, że go nauczę jak sobie z tym radzić - dodał.

Liz zwinęła się na łóżku obok dziecka, próbując powstrzymać potok głośnego śmiechu – Kyle, on nawet nie ma tygodnia. Nie umie jeszcze trzymać głowy, która jest mniejsza od tej piłki nożnej.

- No tak, widziałem że wszyscy kupują komplety ciuchów i kupę pluszaków. Chciałem być oryginalny.

- I udało ci się – trzymała się za brzuch – Dzięki Kyle. Zrobiłeś mu słodki prezent, na pewno go pokocha jak będzie na tyle duży żeby zrozumieć co to jest. Chociaż nie wiem, czy przed tym nie spróbuje jej jeść, żeby się przekonać jak smakuje – chichotała – Prawda, mój malutki ? – szczebiotała do niego. Pogłaskała go po policzku i jak poprzednio otworzył buzię do jej palców – Wiesz o czym myślę, prawda ?

- Jest jak pisklę wróbla – skomentował Kyle.

Usiadł niezgrabnie przy biurku Liz – No więc, co słychać ?

Podniosła się z łóżka – Dobrze. Maluch zajmuje mój cały czas. A co u ciebie ? Ucichł już szum w szkole ? – zapytała Liz odnosząc się do szkolnych plotek o zniknięciu Tess. O jej spalonym samochodzie rozmawiano w środę od rana, jak przewidywał ojciec Kyla ale brak ciała powodował różne domysły.

- Pam Troy spotkała się wczoraj w składziku z Samem Carmichaelem i Rickym Valdezem - poinformowała ją złośliwie Isabel – wszyscy o tym mówili w przerwie podczas lunchu.

- Z obydwoma ? – Liz zachłysnęła się z wrażenia.

Isabel pokazała w uśmiechu zęby.

Kyle popatrzył na nią krzywo – Czy to czasem nie była twoja sprawka, co ?

- Moja ? - wzruszyła ramionami – Hej, Pam weszła tam z własnej woli. Nic na to nie poradzę, że obywatele Roswell mają ciasne móżdżki.

- Co masz na myśli ? – zapytała Liz.

- No dobrze, może Vice Proncipal Green podsłuchała coś na temat perwersyjnego seksu, kiedy razem z Marią szłyśmy do sekretariatu – przyznała – No wiesz odnośnie hałasów dochodzących ze składziku – mrugnęła.

- Ostatnio wszyscy jakoś zamknęli buzie na temat Tess – mruknął Kyle.

- Kyle co z tobą ? – zapytała łagodnie Liz.

- Przeżyję. Lepiej już pójdę.

- Ja także – powiedziała skruszona Isabel – Obiecałam Michaelowi że pomogę mu w przygotowaniu się do egzaminów.

Liz zaciekawiła się - Michael ? Uczy się w sobotę ?

- Tak, Maria ostrzegła go, że ma zamiar spędzić większość czasu u niego w domu więc nie marnuje go – zachichotała Isabel.

- Nie chcę o tym wiedzieć – jęknął Kyle kiedy podnosił się z krzesła.

- Wybacz ale nie mogę zostać dłużej – powiedziała Isabel – Wpadnę jutro, dobrze ?

- Jasne, dzięki.

Isabel pochyliła się nad łóżkiem i pocałowała śpiące maleństwo w policzek – Słodkich snów, chłopczyku – szepnęła.

- Na razie, Liz – pożegnał ją Kyle.

******

- Dobra, co jest nie tak ?

Liz westchnęła, posunęła się trochę robiąc przyjaciółce miejsce. Maria zjawiła się po skończonej zmianie kiedy kończyła karmić Zandera i czekała aż mu się odbije. Pomogła jej przewinąć go a potem utulała do snu nucąc jakąś hiszpańska kołysankę. Teraz, kiedy dziecko spało spokojne w swoim koszyku, Liz i Maria mogły leżeć na łóżku i spokojnie porozmawiać.

- Jestem taka zmęczona, Maria.

- Nie przyjmuję tego. Wiem, że jesteś wyczerpana a to całe rodzicielstwo cię przygniata ale spodziewałaś się tego. Może nie całkiem ale wiedziałaś że tak będzie. Co innego cię męczy.

- To nieważne.

Maria zwęziła zielone oczy - Czy to czasem nie Max ?

Liz upadła na plecy i patrzyła w sufit. – Nie mogę już wytrzymać. Nienawidzę uczucia, że cierpi przeze mnie. Nienawidzę, że przechodzi przez to właśnie teraz, a ja nie mogę mu pomóc. Nawet nie wiem czy przyjąłby ją ode mnie.

- Liz dziecinko, pogadajmy. Na czym stanęliście ?

- Nie jestem pewna. Wiem, że miał wizje kiedy mnie leczył ale nie mam pojęcia czy zobaczył wszystko, czy jakieś fragmenty. Czy będzie w stanie mówić o tym ? Powiedział, że musimy porozmawiać ale kiedy będzie na to gotowy.

- Nie możesz go obwiniać. Jest tak bardzo zaabsorbowany. Oswojeniem się z myślą, że Zadner jest w zasadzie jego synem, te wszystkie sprawy z Tess. Prawdziwy zawrót głowy.

- Wiem. I tego się boję. Chcę być w porządku, dać mu czas, chwilę oddechu, wszystko. A co jeżeli jest jeszcze gorzej ? Jak dotarły do niego kawałki tej łamigłówki a on nie będzie umiał ich poukładać i nie zrozumie dlaczego to zrobiłam ?

- Liz, to Max. On wszystko zrozumie.

- Na pewno ? – sprzeciwiła się – A gdyby to Michael powiedział ci że spał z twoją inną wersją z przyszłości i zostawił ją w ciąży, jakbyś się czuła ?

- Nie wiem – Być może byłabym wściekła i rzuciłabym czymś w niego. Ale Liz, przy tej całej kosmicznej otchłani kierujemy się innymi regułami – powiedziała ciepło – Lepiej nie zagłębiać się tylko iść dalej. Kto uwierzy z jakim gównem mamy do czynienia ? Nie mamy podręcznika z instrukcją. Każda zwariowana sytuacja jest inna i na nowo trzeba się z nią zmierzyć.

- Po urodzeniu Zandera powiedziałam Maxowi, że chcę wyjechać. Że zabiorę dziecko i wyjadę na Florydę żeby nie kontaktował się z nami. Wtedy nie powiedział że weźmie odpowiedzialność za Zandera, przyzna się że go spłodził, że będzie go chronił przed swoimi wrogami. Powiedział tylko, że się dość najeździłam – szepnęła ze łzami w oczach - Więc zostałam. I zrobiłam dokładnie to o co mnie prosił, wiedząc jakie to będzie dla nas trudne i czego by uniknął gdyby mnie nie było. W głębi serca mogę się tylko domyślać że chciał żebyśmy zostali, że nawet przez zranienie, gniew i rozczarowanie chciał byśmy byli w jego życiu – ciągnęła. Łzy płynęły jej stróżką po twarzy – I teraz tak tkwię tu, nie wyjechałam, nie zostałam, takie niewiadomo co. I czuję, że każdego dnia nienawidzi mnie coraz bardziej.

- Max cię nie nienawidzi, Liz – powiedziała z przekonaniem Maria.

- Ale coraz bardziej się oddala – skuliła się. Wycierała łzy z twarzy i ciągnęła nosem – Jeżeli ma pytania, dlaczego nie pyta ? Wolałabym żeby wrzeszczał na mnie ale wreszcie wyrzucił to z siebie. Lepsze to, niż teraz. Siedzieć i czekać nie wiem na co. No i cała sprawa z rodzicami robi się coraz trudniejsza.

- Dlatego, że was tak rzadko odwiedza ?

Kiwnęła głową ocierając świeże łzy – Nawet pani Evans zaczęła za niego przepraszać, za brak zainteresowania Zandrem. A mój tata zrobił się po prostu okropny – westchnęła – Nikt nie może zrozumieć dlaczego Max tak się zachowuje. Oprócz mnie. Sądzę, że złości się na mnie. Ale nie może odgrywać się na dziecku.

- Może właśnie dlatego potrzebuje czasu – sugerowała Maria – Jak na razie zachował się bardzo ładnie, gdybyś mnie pytała.

- Naprawdę ? – zapytała z nadzieją Liz – Trudno mi powiedzieć. Tak bałam się o niego kiedy, no wiesz – ściszyła głos – zaopiekował się Tess.

- Chyba już wydobrzał – powiedziała niepewnie Maria – Chodzi do szkoły, jest zainteresowany nauką. Nie zauważyłam, żeby była różnica pomiędzy - przedtem i teraz.

- A między nim a Michaelem jest lepiej ?

- Chyba tak. Spędzają sporo czasu razem i wygląda, że nad czymś pracują jakby, cholera mało mieli innych zajęć.

- To dobrze. Przynajmniej ma z kim porozmawiać – powiedziała Liz, lekko marszcząc brwi.

- Dlaczego nie powiesz Maxowi o swoich uczuciach, kwiatuszku ? – zapytała spokojnie Maria.

- Nie mogę. Przecież powiedział, że potrzebuje czasu. Muszę to uszanować.

- Straciłaś ostatnie sześć miesięcy mieląc to sama. Dlatego porozmawiaj z nim, żeby wiedział na czym stoisz. – podpowiadała jej Maria – Zakładając, że sama to wiesz.

Liz odwróciła się i schowała twarz w poduszce, z której rozległ się przytłumiony krzyk protestu - Ja nic nie wiem.

- Gdybyś chciała coś mieć, co to by było ? – zachęcała ją Maria.

Błysnęły wcześniejsze marzenia wspólnych spacerów po plaży jej, Maxa i dziecka ale otrząsnęła się z nich – Nie ważne co ja chcę. To, co jak myślałam było prawdą, obróciło się w kłamstwo – szeptała – Tess miała być odpowiedzią na uratowanie świata a teraz jest martwa. Jak to zmienić ? Wszystko się pokręciło.

- Przypomnij sobie najazd kosmitów w dwie minuty na nasze miasto. I nie mów mi jak ty się czujesz.

Liz parsknęła krótkim śmiechem – Kocham Maxa, Maria. Zawsze będę go kochać. Ale nie mogę oczekiwać tych samych uczuć od niego, nawet jeżeli mi uwierzy – zdradzieckie łzy wróciły i Liz wycierała je już obiema rękami.

- Nie dowiesz się dopóki z nim nie porozmawiasz – powiedziała łagodnie Maria.

- A jeżeli nie będzie chciał mnie słuchać ? I będzie jeszcze gorzej ? Nie wiem co robić – jęknęła – Przeraża mnie że może on czeka na mój pierwszy ruch. Ale przecież mówił że potrzebuje czasu żeby to przemyśleć. A jak przyjdę pierwsza będzie wściekły, że nie zastosowałam się do jego życzenia..

Maria podniosła się i spuściła nogi z łóżka – Chodź. Wstawaj.

- Co ? Dlaczego ? – zapytała podnosząc się bezwiednie.

- Pójdziesz tam. Teraz. – Maria chwyciła ją za rękę i pociągnęła do łazienki – Wyszczotkujesz włosy, nałożysz lekki makijaż i pójdziesz na rozmowę z Maxem.

- Maria, nie – Liz próbowała się uwolnić – Przestań. Nie mogę – syknęła, kiedy Maria wlokła ją na siłę – Boże, popatrz na mnie – mruknęła rzucając przelotne spojrzenie na swoje odbicie – Wyglądam jak śmierć – oczy miała zapadnięte od nieprzespanych nocy, z czerwonymi obwódkami od płaczu. Reszta twarzy była mleczno-biała.

- Nie wyglądasz jak śmierć tylko jak młoda matka bez rumieńców na....- Maria poprawiła ją – Tu – ujęła jej podbródek i pędzelkiem szybko uzupełniała kolor na policzkach.

- To nie pomoże - jęczała Liz – Nie mogę tego zrobić, Maria. Jestem do niczego.

- Możesz i zrobisz. Najgorsze co może być to jak ci powie, że nie jest jeszcze gotowy do rozmowy. Ale przynajmniej będzie wiedział, że ty próbowałaś – podała jej brązową kredkę do oczu – Zrób to delikatnie. Na pewno nie oczekuje żebyś wyglądała jak z okładki czasopisma mody.

- A co z Zanderem ? Nie mogę zostawić go samego.

- Popilnuję go. Niedawno go karmiłaś więc masz dużo czasu.

- Na pewno nie będziesz miała nic przeciwko temu ?

- To jest moje małe kochanie. Oczywiście że nie.

Liz zaczerpnęła głęboki drżący oddech i pomału wypuściła powietrze – Co mam mu powiedzieć ?

- Powiedz mu tylko co masz w sercu, Liz. Nie oczekuje więcej.

*****

Zaparkowała samochód za rogiem domu Evansów i zgasiła światła. Przez całą drogę próbowała zebrać odwagę – wymyślić powód do rozmowy z Maxem – ale tylko dygotała jak suchy, jesienny liść i miała pustkę w głowie. Ponieważ jednak przysięgła Marii przeprowadzić to do końca wzięła głęboki oddech i wysiadała z samochodu. Wiosenna noc była chłodna, więc narzuciła na siebie cienki żakiet kiedy schodziła z chodnik i skierowała się na Murray Lane.

Podeszła pod dom Maxa i zobaczyła na pojeździe jeepa. Niechętnie przyjęła, że rodziców nie było w domu. Weszła na teren posesji i skierowała się na tył domu. Paliło się światło, okno było uchylone, wiatr poruszał lekko zasłonami. Z pokoju niosła się cicha muzyka, chciała wiedzieć czego słucha ale musiałaby podejść bliżej. Nie mogła się ruszyć. Jakby winorośle wypełzły z ogrodu i oplotły ją nie pozwalając iść. Uprzytomniła sobie że się boi – boi jego reakcji, jakiejkolwiek, by nie zniszczyć tej kruchej nadziei, którą nosiła w sobie każdego dnia. Może tkwić w niepewności jest lepsze niż powrót na ziemię ?

Ale przecież nie ona jedna tkwiła w tym zawieszeniu. Cokolwiek Max widział w tamtych wizjach, nie rozmawiali jeszcze o tym. Wciągnęła głęboko powietrze, zmusiła się podejść do okna i zapukać. Za chwilę zza odsłoniętej gwałtownie zasłony ukazała zmęczona twarz Maxa.

- Liz ? – zmarszczył brwi i pchnął okno – Co ty tu robisz ? Coś się stało ?

Potrząsnęła głową – Mogę wejść na minutkę ?

Przez chwilę się wahał, kiwnął głową i cofnął się. Nie czekała aż poda jej rękę tylko przeszła, szczęśliwa że udało jej się pewnie wylądować po drugiej stronie.

- Co się dzieje ? – włożył ręce do kieszeni dżinsów – Chciałem zadzwonić wcześniej ale Iz powiedziała, że spędzacie ten wieczór razem z Marią – Poruszył się niespokojnie i odwrócił w stronę biurka – Właśnie się uczę.

Pobiegła za jego spojrzeniem i zmarszczyła brwi. Książki były równo poukładane, nie było żadnych zeszytów. Tylko łóżko było trochę wymięte. Pewnie leżał rozmyślając lub nawet spał.

- Tak....rzeczywiście byłyśmy razem z Marią ale teraz Maria jest z Zanderem. Max, pozwolisz mi usiąść ?

- Odwrócił się do niej – Proszę.

Usiadła na krawędzi łóżka i prowadziła za nim wzrokiem gdy przysiadł na krześle obok biurka.

- Z dzieckiem w porządku ?

- Tak. Doskonale. Teraz śpi.

- To dobrze – zapadła długa cisza – Liz, po co tutaj przyszłaś ?

Zamknęła oczy starając się nie myśleć, że siedzi tam z wyrazem twarzy tak niedostępnym i nieczytelnym. Nie będzie umiała wydusić z siebie żadnego słowa kiedy patrzył na nią w ten sposób. To żart, pomyślała. Zwykle oczy Maxa odnosiły przeciwny skutek – dawały jej siłę do zmierzenia się z trudnościami. Teraz były zagadką dla niej samej.

- Pomyślałam, że powinniśmy porozmawiać.

- Liz, wiem.

- Max, proszę – szepnęła – muszę wiedzieć. Właśnie teraz, bo nie ma pojęcia jakie myśli chodzą ci po głowie. Wiem, nie upłynął jeszcze tydzień. I wiem że nie chcesz jeszcze o tym mówić bo próbujesz zmierzyć się z tym wszystkim co widziałeś, ale ja muszę o tym porozmawiać.

- W porządku – powiedział powoli. Kiedy zaryzykowała i zerknęła na niego wyglądał jakby się czegoś obawiał.

- Dzięki – oblizała nerwowo wargi – Ja...nie wiem ile widziałeś tamtego dnia. Może widziałeś wszystko to, co przebiegło przez moją głowę od ubiegłej jesieni. Każdą myśl, uczucie, wybór i motywację – poruszyła ramionami – a może wyłapałeś tylko odrobiny i kawałki i połączyłeś je razem. Ja...- potrząsnęła głową – nie mogę nawet zgadywać co o tym myślisz. Nawet nie będę próbować bo byłam nieuczciwa wobec ciebie więc to nie byłoby w porządku. Tylko nie wiem jak sobie z tym poradzić. Chciałabym jakoś to wyprostować, Max. I nie chcę żeby ta niezręczna i bolesna sytuacja stała się jeszcze gorsza.

- Do czego zmierzasz, Liz ?

- Chcę żebyś powiedział czego oczekujesz ode mnie. Jeżeli dalej potrzebujesz czasu, dobrze. Zrozumiem. Wrócę do domu. Jeżeli chcesz pytać, pytaj. Odpowiem na nie – mówiła z drżeniem w głosie – Ale nie wiem jaką drogę wybrać bo boję się że może być jeszcze gorzej.

Westchnął zmęczony i przesunął rękami po twarzy – To nie jest takie proste.

- Dlaczego nie ?

- Ponieważ nie wiem czego oczekuję od ciebie, w porządku ? – poruszył się niecierpliwie. Zamknął na chwilę oczy – Żałuję.

- Nie, nie rób tego. Tylko możesz to wyjaśnić ? – poprosiła jeszcze raz.

- Mogę spróbować – wstał i zaczął spacerować, potarł kark – Pytałaś co zobaczyłem tamtego dnia – zatrzymał się i zastanowił – To było jak załadowanie kawałkami czyjegoś umysłu. Twoimi wspomnieniami. Tylko, że tam nie były tylko twoje myśli – powiedział z goryczą – I nic nie jest w porządku. Tak, mam pytania do ciebie. I nie wiem o co najpierw pytać, co jest najważniejsze – potrząsnął głową – Kilka z nich poukładałem sobie, inne nie . Ale przytłaczają uczucia, które znalazłem – przyznał.

- Moje uczucia ? – szepnęła.

- Twoje. Moje. Trochę inne nasze wersje – powiedział z niedowierzaniem.

- Więc.... wiesz. Co sądzę o tobie – westchnęła miękko.

- Tak. Co sprawia, że jeszcze trudniej w to uwierzyć.

- Max, tak mi przykro.

- Przestań się powtarzać, to nie pomaga.

- A co pomogło by ?

- Nie mam pieprzonej wskazówki – powiedział. Stanął i patrzył na nią z ogniem w oczach – Nie rozumiesz ? Tego nie można wyciąć i wyrzucić, Liz. Nie umiem przerobić moich uczuć w czyste i uporządkowane kategorie. W jednej chwili rozumiem powody tego co zrobiłaś, albo przynajmniej większość z nich, w innej jestem tak wściekły na ciebie że aż mnie to przeraża – mówił coraz wolniej.

Nie miała na to żadnej odpowiedzi. Złapana w to gorejące bólem spojrzenie, niezdolna uwolnić się od niego aby nie widzieć wylewających się z niego emocji. Po chwili stały się nieczytelne i nierzeczywiste a spustoszenie jakie w nim zostawiły przyprawiły ją o dreszcz.

Załamany, odwrócił się i podszedł do okna. Oparł się rękami o parapet i patrzył w ciemność – Czy kiedykolwiek byś mi powiedziała ? Gdybym nie zobaczył tego w wizjach ?

- Prawie ci powiedział w noc przed urodzeniem Zandera. Na moim balkonie.

- Ale pojawił się twój ojciec.

- Ja...nie mogę uczciwie powiedzieć czy to jego pojawienie mnie powstrzymało, Max. Chciałabym aby tak było. Ale tak się bałam. Nie wiedziałam co będzie lepsze. Potem odkryłam, że Tess zabiła Alexa i zaczęłam rodzić.

- Tak, teraz wiedząc o zdradzie Tess może jeszcze raz zastanowisz się nad mądrością popychania mnie do niej – powiedział oschle.

- Nigdy tego nie pragnęłam. Nie dałeś mi wyboru – szeptała. Ból przeszył jej serce gdy zobaczyła oskarżenie w jego oczach – Nienawidziłam myśli że z nią będziesz. Ale powiedziałeś mi – ty z przyszłości – że musicie pozostać razem. Ty, Tess, Michael i Isabel.

- Więc jak to jest, że Michael może być z Marią ? Dlaczego to było dobre dla Alexa i Isabel ? Hmm ? – zaczął krążyć wokół niej patrząc na nią z wściekłością.- Dlaczego tylko my dwoje nie mogliśmy być razem ?

- Ponieważ nas związek spowodowałby wyjazd Tess. Nic by jej nie zadowoliło gdyby nie mogła zostać twoją królową – starała się przełknąć bolesną bryłę rosnącą jej w gardle – Potrzebowałeś jej żeby pokonać swoich wrogów. A teraz jej nie ma i nie wiem co się stanie – usta jej drżały. Przegryzła mocno wargę i na języku poczuła ostry, metaliczny smak krwi.

- Zabawne. Nasze rozejście było tylko zachęta dla niej i pozwoliło dokonać to co zrobiła.

- Co dokładnie zrobiła ?

Wzruszył ramionami i odwrócił się do okna – Widocznie Nasedo zawarł jakiś układ z Kivarem. Był genetycznie zaprogramowany żeby nas bronić więc nie mógł zabić nikogo z nas ale mógł dostarczyć nas z powrotem na Antar i oddać w ręce Kivara. Domyślam się tylko, że Nasedo miał taki pomysł, dlatego razem z Tess zjawili się w Roswell.

- Dlatego Skórowie go zabili – szepnęła.

- Tak. Ale dokładnie uczulił na to Tess od momentu kiedy wyszła z kokonów. Zawsze chciała wrócić do domu i objąć tron – powiedział gorzko – Kiedy byliśmy na Szczycie w Nowym Yorku zawarła swój własny układ z Nicholasem.

- Co to był za układ ? – zauważyła, że sztywnieje – Max ?

- Uwieść mnie, zajść w ciążę, wrócić przy pomocy Granilitu i wydać mnie Kivarowi. Nicholas gwarantował jej ciepłe powitanie na Antarze i miejsce na dworze, przyjmując że wróci z moim spadkobiercą.

- Max...

- Zdajesz sobie sprawę w jakim byłaś niebezpieczeństwie przez te wszystkie miesiące ? – pytał wzburzony – Gdyby miała chociaż pojęcie czyje dziecko nosisz....- zamarł i zacisnął zęby.

- Ale nie wiedziała – powiedziała szybko Liz – nie wpadła na to.

- Och, doszukała się wystarczająco dużo – mruknął, stając znowu w oknie – Tylko było za późni żeby z tej wiedzy zrobiła użytek. Oczywiście, musimy teraz obawiać się Nicholasa. Wkrótce poukłada sobie kawałki.

- Wiesz gdzie on teraz jest ? Czy...Tess ci mówiła ?

- Nie ale mogę się domyślić. Słuchaj, nie chcę rozmawiać o Tess, po to żebyś ty poczuła się lepiej – Wracaj do domu Liz – powiedział niespodziewanie.

Zmarszczyła brwi gdy zmienił temat – Ale...

- Muszę się uczyć

Nie wiedziała z jakiego powodu się wycofał i spróbowała inaczej – Pracujesz jutro ?

- Nie.

- Może wpadniesz ? – poprosiła nieśmiało.

Westchnął – Liz, proszę nie rób mi tego...

- Czego nie robić ? Max, wziąłeś odpowiedzialność za Zandera. Nie możesz go unikać. Nawet twoi rodzice to komentują – mówiła łagodnie.

- Nie sądzisz że to moja sprawa ? – powiedział cierpko – Moja matka zarzuca mi że ignoruje własnego syna a ojciec prawi mi kazania jak bardzo się na mnie zawiódł i że czegoś innego się po mnie spodziewał. To jakiś koszmar – przesunął dłonią po włosach i przycisnął czoło do okna - Świetnie, przyjdę jutro.

- Jestem...

- Jeżeli jeszcze raz powiesz, że jest ci przykro to nie odpowiadam za siebie – warknął.

- Tak bym chciała...

- Co ?

- Żebym mogła zrobić coś aby to naprawić.

- Wiesz, że jest w tym jakaś ironia ? Kiedy myślałem że to dziecko Kyla, zrobiłbym wszystko żeby było moje – mówił spokojnie - Teraz kiedy jest technicznie mój, pragnąłbym żeby go nie było.

Serce ścisnęło się boleśnie – Wiem, że nie chcesz żebym wyjechała na Florydę – mówiła niepewnie – Dalej sądzisz, że to dobry pomysł ?

Długą chwilę stał nieruchomo, zanim odwrócił się i popatrzył na nią. Oczy miał poważne ale połyskiwały w nich łzy – Wciąż nic nie rozumiesz.

- Czego nie rozumiem ? – łkała ze ściśniętym gardłem – Nie wiem czego chcesz, Max. Naprawdę próbuję. Ale za każdym razem gdy proszę żebyś mi powiedział, ty zmieniasz temat. Pozwól mi się dowiedzieć.

Wystarczyły mu dwa kroki aby znalazł się przy niej. Zacisnął dłonie na ramionach i podciągnął ją do góry. Pochylił się i brutalnie całował. Odpowiadała mu bezwiednie, zbyt zaskoczona aby cokolwiek zrobić. Trzymała go kurczowo za koszulkę próbując opierać się przed nagłym, gwałtownym atakiem. Kiedy język zagłębił się w jej wargi domagając się wejścia, otworzyła się przed nim chętnie. Na skórze czuła mrowienie, spotęgowane świadomością bliskości naciskającego na nią ciała. Upadli na łóżko w zaplątaniu rąk i nóg.

Dyszała gdy jego usta rozpoczęły wędrówkę od szyi. Jedną ręką przebił jej włosy, drugą obrysowywał linię szyi, ramion, na krótko piersi a potem niżej. Pieścił żebra, talię i biodra. Wsunął dłoń pod spód i przycisnął ją do swojego twardego ciała, jego pobudzenia wyczuwalnego pomiędzy nimi. Obejmowała go mocno rękami. W jakiś zakamarkach umysłu wiedziała, że to było złe. Zbyt szybkie, zbyt nagłe, zbyt wiele pozostało niewyjaśnione i niedopowiedziane. Ale pożądanie wzięło górę nad słabym wahaniem. Krew przedzierała się przez żyły a walenie serca odbijało się w uszach. Nerwy były wrażliwe aż do bólu. Każdy pocałunek tłukł się rykoszetem od głowy po czubki palców stóp. Zaczęli odlatywać.

I wtedy usta prześlizgnęły się z powrotem do jej warg. Jego pocałunki pochłaniały ją, język wszedł głęboko a zęby drasnęły delikatną skórę. Ich połączenie zwróciło się ku życiu i świat zaczął się kręcić w zamkniętych oczach Liz.

Za kokonami jaskinia migotała jasnością. Tess odwróciła od światła niebieskie, błyszczące oczy – Czy to tak ciężko uwierzyć, że mogliśmy się kochać, Max ? Że mogłam zajść z tobą w ciążę ? Byliśmy tak blisko. Pragnąłeś mnie. I wtedy ta suka wróciła a ty odszedłeś. Jak zawsze – mówiła ironicznie.

- Nigdy nie waż się tak o niej mówić – krzyczał Max.

- Co jest z nią do cholery ? – podnosiła głos – Nawet kiedy zaszła w ciążę z jakimś dzieciakiem, ta dziwka ma na ciebie taki wpływ ? Twoja drogocenna, doskonała Liz – drwiła.

- Ona jest wszystkim tym, kim ty nigdy nie będziesz. Nie dotknął bym cię nawet mając na rękach rękawiczki, Tess. Ani wtedy ani teraz. Dla ciebie i dla mnie nigdy nie było pojęcia miłości – przysunął się bliżej, bacznie ją obserwując - A co do Liz, skąd jesteś pewna że to nie moje dziecko ?

Twarz jej zastygła. Cofała się krok za krokiem aż przycisnęła plecy do pustych kokonów. – Ty...ty mi powiedziałeś, a przecież na ten temat nie kłamałbyś – jąkała się.

- Nie znasz mnie jak tak myślisz – podchodził do niej coraz bliżej.

- Myślę, że znam – zwęziła oczy – Nie było jej tu od miesięcy a ty nigdy nie spuściłbyś jej z oczu gdybyś wiedział, że nosi twoje dziecko – uśmiechała się złośliwie – Co się stało, Max ? Okłamała cię ? Mam rację ? Liz powiedziała że był ktoś jeszcze. Może Kyle ? Jak się teraz czujesz Max, wiedząc że nie można ufać miłości swojego życia ?

Podniósł rękę i skierował ogień w jej głowę. Ale kucnęła unikając uderzenia. Zanurkowała pomiędzy kokony kierując się do drzwi Granilitu. Max przedzierał się za nią i nagle przeturlał się po podłodze ledwo unikając uderzenia ogniem. Powtórzyła jeszcze raz, tym razem celniej trafiając go w biodro. Krzywił się gdy wstawał czując piekący ból po tej stronie. Wyciągnął obie ręce i wyrzucił w jej kierunku całą potęgę swojej mocy w chwili kiedy otwierała drzwi. Piorun uderzył ją w plecy rzucając na skałę. Osunęła się na ziemię a z ręki wypadł długi, jasny kryształ.


Nagle Liz poczuła chłód powietrza wdzierający w jej rozpalone ciało kiedy Max zsunął się z niej i wyciągnął obok. Leżał na plecach dysząc ciężko. Jedno ramię zarzucił na oczy.

- Max ? – szepnęła niepewnie. Pragnęła wyciągnąć się obok niego, szczególnie po tym co widziała ale odsunął się tak daleko, że bała się go dotknąć.

- Idź do domu – powiedział cicho – Nie powinienem...proszę, idź. Nie rozumiesz, że mnie to zabija ? – szepnął z wyrzutem – Kocham cię. Pragnę. Mam tamte wspomnienia, że cię dotykam, kocham się z tobą, ale one nie są moje, Liz. Nie jestem człowiekiem, który kochał się z tobą tamtej nocy i dał ci dziecko. Tak bardzo bym chciał żeby tak było ale to nie zmieni faktów. Odsunęłaś mnie od siebie, zniszczyłaś wszystkie sny jakie miałem a nie umiałaś sama odejść, prawda ? – pytał gorzko. Opuścił rękę i zobaczyła łzy w jego oczach - Tak do końca – potrząsnął wolno głową – Może nawet nie powinienem cię winić. Gdybym musiał zostawić cię na zawsze i nie miałbym nadziei żeby cię przytulić, dotknąć i kochać ...myślę, że zrobiłbym to samo – zatrzymał się i szyderczo parsknął – Być może, ale czy na pewno ?

- Max, nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Nie spodziewałam się, że to wszystko....-szlochała – Kocham cię.

- Wiem – westchnął spokojnie i odwrócił się od niej – Wracaj do domu, Liz. Przyjdę jutro.

Siedziała i patrzyła na niego kilka minut ale nawet jeżeli wiedział o tym nie dał tego poznać po sobie. W końcu podniosła się z łóżka i wyszła przez okno. Kiedy oglądnęła się za siebie leżał zwinięty w tym samym miejscu. Z trudnością dotarła do samochodu i pozwoliła popłynąć łzom.

Cdn.
Last edited by Ela on Fri Nov 14, 2003 10:56 pm, edited 1 time in total.

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Fri Nov 14, 2003 10:55 pm

Tego mi tylko brakowało... Żeby w momencie kiedy wszyscy w domu wrzeszczą mi że mam złazić z kompa, bo mój wielce ważny brat musi wejść pojawił se nowy odcinek... Eh, czeka mnie teeraz wielkie oczekiwanie... Ale przeczytam, i to jak najpredzej...
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Nov 14, 2003 11:12 pm

Dobra, nie mam pojęcia, co się dzieje z tym komputerem, nie ma dziesiątej, a czas na forum to prawie dwunasta :shock: i przegapiłam kolejny odcinek. Wszystko się sprzysiągło, a w tym właśnie momencie opowiadania zgrzytałam zębami. Tak sobie, zapatrzyłam się na wiewiórki. Nie, tego, coś mi rzutuje na stan umysłu, chyba nieco zbyt ambitnie pracowałam dzisiaj szarymi komórkami, może jutro uda mi się napisać coś sensownego... A sama część jest rewelacyjna (żeby nie było, że piszę nie na temat, yh, może ja już skończę....)
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Fri Nov 14, 2003 11:18 pm

Hm...zawsze uwazałam,z ten facet ma w sobie ogień 8) ...ciszy, delikatny, łagodny Max, cień istnego wulkanu pod tytulem Michael Guerin :wink: ...ale wystarczylo spojrzec glebiej w te oczy, niezwykłe, bursztynowe oczy, by zobaczyc cichy płomień, ktory czasem...czasem ( "SH", "BD", "TEOTW"- wystarczylo przyjrzec sie futer Maxowi- Gee, co za meżczyzna 8) ), potrafil rozgorzeć w pełni...potrafil też palić...do granic bólu...siebie i innych, świadomie, lub nie...tak jak tutaj...wiem ze Max cierpi i wiem ze ma do tego prawo- sama to niedawno powiedziałam- ma prawo do gniewu, do żalu, do wsciekłości...ale on strasznie rani Liz...najpierw mami ja obietnicami wspolnego zycia, opieki nad nią i Zanderem...a potem znika z ich zycia...to nie w porzadku- niech wrzeszczy, niech przeklina, niech rzuca ciezkimi przedmiotami :wink: ale niech przestanie ja tak traktować- jak wroga...bo ja na jej miejscu spakowałabym manatki, zabrała Zandera i wrocila na Floryde...albo wrzeszczala, przeklinala i rzucała rzeczami razem z nim :wink:
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sat Nov 15, 2003 1:58 pm

Spróbuję zatrzymać się na chwilę przy Maxie. Wreszcie możemy zajrzeć w jego duszę.
Początki. Niespodziewanie, z niezrozumiałych dla niego powodów zdradza i odrzuca go dziewczyna, będąca dla niego całym światem - zachodzi z kimś innym w ciążę i wyjeżdża na kilka miesięcy. Potem wraca na pogrzeb przyjaciela, który ginie z ręki kobiety teoretycznie będącej jego żoną. Liz rodzi dziecko a on w tym czasie otrzymuje poprzez jej wizje, serie obrazów o niej, o sobie o nich, ich uczuciach powodach i motywach , które rozumie ale nie umie się z nimi pogodzić - i czuje jakby zdradziła go po raz drugi. Musi zmierzyć się z tym jeszcze raz tym bardziej że dziecko jest w zasadzie jego. Poczucie utraty bezpowrotnie czystych uczuć w ich związku, jest przygniatające. Najtrudniejsze do zniesienia jest to że powody dla których Liz poplątała ich życie, obróciło się przeciwko nim. Czyli wszystko poszło na marne. I nic nie da się odwrócić. Po odejściu Liz, która była jego podporą, miłością, i dobrym, czuwającym nad nim duszkiem zbliżył się do Tess. A ona rozzuchwalona tym, że jest sam i że prawie go zdobyła, realizuje własny plan. Następna zdrada.
Walą się w gruzy wszystkie jego marzenia, ideały i to w co wierzył, to co go napędzało i dawało mu siłę - w czystą miłość, prawdę i zaufanie. Musi mieć czas na poukładanie sobie tego wszystkiego i przestawienie się na ten inny, nie pasujący mu zupełnie świat. Nie umie się z tym pogodzić i nie zna własnych uczuć. Boi się siebie i własnych reakcji. Być może dlatego unika Liz. Zamyka się w obie. Dlaczego ? Przez gniew, bezradność, poczucie zdrady miłości własnej, zazdrość, pewnie wszystko po trochu....Ale potrzebuje czasu i jednak pomocy. Ktoś musiał zacząć pierwszy. Dobrze że to była Liz. Gdyby nie przyszła do niego, na pewno jeszcze by to trwało. Przecież nie chciał o tym rozmawiać. Ale ona była cierpliwa i słuchała. A on zaczął się otwierać. Był czas na rozpacz, łzy, wściekłość, nawet próbę dominacji jakby chciał ukarać ją i siebie. Wreszcie pokazanie jej, jak trudnym do pojęcia jest fakt, że zabił Tess być może nie za to co zrobiła, ale że sprowokowała go wyrzucając mu gorzką prawdę o tym, że nie można ufać miłości jego życia. To było dokładnie to, co czuł. Tyle, że usłyszał to z ust swojego wroga, a to boli najbardziej. Ale jestem pewna że rozmowa z Liz pozwoliła mu na pewne oczyszczenie, poskładanie tych rozrzuconych klocków, pogodzenie się z utratą pewnych ideałów i tego że świat nie składa się tylko z czarnych i białych kolorów...Że zajrzał w głąb siebie co pozwoli mu zmierzyć się ze swoimi duchami, które go prześladują.
W tej chwili patrzę na całą sytuację jego oczami, nie jej. Jest mi teraz bliższy - nie, nie bliższy ale bardziej porusza moje uczucia - bo zbiera owoce czegoś, czego sam nie zasiał. I nie myślę tu tylko o dziecku. Ciekawe czy miłość (wyświechtane, durne słowo ale jakie ponadczasowe, uniwersalne i prawdziwe) znowu mu pomoże.
Trochę się rozpisałam ale po 23 odc. (uff!) warto podsumować postać tak ciekawą, barwną, i nietuzinkową.

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Nov 15, 2003 3:06 pm

Elu...chylę czoła...
Nigdy nie odmawiałam Maxowi prawa do silnych emocji, cóż, wiekszość jednak woli go jako w wydaniu sarniookim, łzawym i nugatowym :wink: co ma swój kolosalny urok, ale nie mozna odbierać chlopakowi szansy wyżycia się. Zbyt wiele rzeczy runęło mu nagle na glowę, zbyt wiele było zdrdy, bólu, cierpienia i niepewności. Cały problem w tym, ze Max nigdy tak naprawdę nie wierzył, ze zasługuje na Liz (" Nigdy nie wierzyłem, ze ktoś moze mysleć o mnie w ten sposób")...a kiedy zaczęła rodzić się w nim cicha nadzieja, ze moze jednak...ze wart jest milości...ze nie jest odrażajacym wybrykiem natury...Pierce pokazał mu, gdzie jego miejsce...lawina ruszyła...
czyż ten fanart nie psuje do tego odcinka?


Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sat Nov 15, 2003 9:59 pm

Lizziett, błagam pokaż ten fanart jeszcze raz bo ja widzę tylko czerwony krzyżyk. A może tylko ja ? :shock:
Nan, wiewiórki były w piątkowym komentarzu (kilka postów wyżej) :lol: .

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Sat Nov 15, 2003 10:42 pm

Elu 23 cz. jest rewelacyjna, a to co napisałaś o uczuciach Maxa jest naprawde śliczne. Po mistrzowsku ujęłaś to co on czuje.
Lizziett ja tez nie widze tego fanartu. :(

User avatar
natalii
Zainteresowany
Posts: 306
Joined: Wed Jul 30, 2003 1:41 am
Location: Poznań

Post by natalii » Sat Nov 15, 2003 10:49 pm

Je też tego arta nie widzę ale znając Lizzett jest świetny :) co do opowiadanka to chyba faktycznie jedna z ciekawszych części Max i Liz cierpią aż się łezka w oku kręci gdy się to czyta :cry: ciekawe co będzie dalej :roll:

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Nov 16, 2003 10:17 am

Już na to wpadłam, Elu :wink: Po przypomienu sobie ostatnich komentarzy :D Coś mnie ostatnio naszło na rude zwierzaczki.
Lizziett, ja również dołączam się do zbiorowego jęku. Jeśli na fanarcie był Max (a dam głowę, że był), to ja się nie dziwię, że on się zmienił w krzyżyk... Po takich przeżyciach każdy by wolał zostawić krzyżyk zamiast zdjęcia :wink:
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sun Nov 16, 2003 7:54 pm

Nan wrote:Jeśli na fanarcie był Max (a dam głowę, że był), to ja się nie dziwię, że on się zmienił w krzyżyk...
Niewątpliwie świetne podsumowanie! Dusza Maxa jakby na kilka tragicznych godzin, w których zmieniło się wszystko (wizje od Liz, zabicie Tess), umarła/zaginęła/zamroziła się. A potem jego serce zostało pogruchotane na kawałeczki, które z wielkim pozołem usiłuje złożyć, ale na razie mu zupełnie nie wychodzi. A na horyzoncie czai się...
Ściągnęłam 31, 32 część, zaniosłam do domu, przeczytałam... i od razu żałowałam, że nie ma 33. Ta kobieta wykończy nas nerwowo! Jak można w takiej chwili zakończyć część!!!!
Image

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Nov 17, 2003 8:31 am

No przecież jest 33 część!!! Wiem, bo sama czytałam i niemalże jęczałam na Emily, co ona im robi...!
http://pub44.ezboard.com/fthespoilerslu ... 1&stop=460
Na dole strony.
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Mon Nov 17, 2003 9:48 am

Wstrząśnieta zbiorowym jękiem ,sprobuje zainstalowac raz jeszcze, chociaz marnie to widzę- Nan ma świętą rację- Max tak sie zdołował, ze pozostało mu juz tylko postawić sobie krzyżyk :wink: ...tak czy inaczej zwróccie uwagę na wszystkie (no moze poza tymi z "TWR") zdjęcia- moim skromnym zdaniem swietnie oddają emocje rzącące bohaterami w ostatnim odcinku.
Nan ostatnio wpadłam na x.com i przeczytałam twoje opowiadanie "Pozytywka"...przesliczne...az mi łezki popłynęły...zagłosuje na nie w Tabasco Awards :P
Przy okazji zauwazyłam tez wybory Mr. Roswell i mialm nawet dac wyraz swoim sympatia, ale panuje tam przedszkole :wink: "Max to rozlazła ciapa" "A Michael wygląda jak słoń" "You bitch!" BUM BUM :evil:
Nawiasem mówiąc, gdyby nie rozlazła ciapa, wspaniały, nieprzewidywalny i skomplikowany pan Guerin skończyłby raczej marnie...jakos ilekroć usadzał swój nieprzewidywalny tyłek w kłopoty, ciele zjawiało sie by w wysoce nieskomplikowany i przesłodzony sposób go z nich wyciągnąć...tyle gwoli refleksji :wink:



Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Nov 17, 2003 10:08 am

:shock: Oooo... a jednak wyszedł... Widać chwila w oddali od rozszalałych wielbicielek przywróciła go do względnej równowagi i postanowił się pokazać :shock: Masz rację, Lizziett, piękny fanart. I właściwie wszystko tam pasuje, nawet Michael i Maria. Na upartego można by uznać, że TWR również w jakiś sposób się wiąże, ale to by chyba było nieco zbyt drastyczne :wink:
Taak, pan Cielę okazywało się zawsze nieco bardziej przewidywalne. "Nie oddawaj mi więcej przysług"...
Pozytywka...? No cóż, tego, dziękuję... Stare dosyć, plątało się gdzieś po dysku więc wrzuciłam, uratowawszy je jednocześnie przed formatowaniem dysku :wink: Jeszcze trochę i skończę jak Saperman ratując świat...
A tak a propos dalszych części - może mnie nie oskalpujecie - miałam nadzieję, że pojawi się jeszcze Rachel. No i bum, faktycznie jest. Ciekawe tylko, czy obie strony zareagują prawidłowo...
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Mon Nov 17, 2003 1:18 pm

Wiem, że jest 33 część, ja po prostu nie miałam jej wóczas ściągniętej. :cry: Ale i tak, jak ją już przeczytałam, czułam straszny niedosyt "informacji" o tym, co się dzieje i co sie stanie - jak wówczas, kiedy Max i Michael pojechali "zająć" sie Tess.
Image

User avatar
maddie
Fan
Posts: 970
Joined: Sat Jul 12, 2003 5:47 pm
Location: Kostrzyn k/Poznania
Contact:

Post by maddie » Mon Nov 17, 2003 6:02 pm

A ja już dałam nominację na twoje "Zmienić przeznaczenie" Nan, Pozytywka też była śliczna, nie powiem :).
Lizziett, a ja w "twoim" fanarcie zwróciłam uwagę na coś innego. Prawy dolny róg. Czyż sceny z FAAAB nie pasują troszkę do tego opowiadania? Szczególnie teraz?
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Mon Nov 17, 2003 6:54 pm

Fanart, cudownie wkomponowany nie tylko w ostatni odcinek ale całe opowiadanie, szczególnie twarze Max i Liz na pierwszym planie. Odcisnęły się na nich wszystkie uczucia jakie im towarzyszą...
Przeczytałam także Pozytywkę (podobnie jak Lizziett i z tych samych powodów rzadko zaglądam na xcom). Rozczulona i pełna ciepła po przeczytaniu, wróciłam na forum. Piękne Nan...

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Mon Nov 17, 2003 7:09 pm

:shock: Aż mi głupio :oops: . Stanowczo wolę tłumaczyć...
Maddie, pewnie, że pasują. I może jeszcze nie teraz, bo Zander jest troszeczkę młodszy od Zana, ale w części 33 będzie jak znalazł. Myślałam, że się rozpłaczę jak czytałam początkową scenę...

A na razie mam do Was prośbę, trzymajcie za mnie kciuki w piątek... Wygłupiłam się i dałam się zapisać na konkurs, w którym nie mam szans, ale żeby tak chociaż nie wyjść na końcu stawki... :? Pomyślcie o mnie po 9, co...?
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 13 guests